Xand wbiegł do sali, zerkał na mnie jakby mnie rok nie widział, uściskał mnie mocno.
- Ja też się cieszę, że cię widzę, Xanduś.
- Amy jak dobrze, że już nie śnisz.... - Logan stał oparty o stolik, przyglądał nam się i uśmiechał.
- Ile czasu spałam?
- Z dwa tygodnie.
- To niemożliwe, przecież ja wszystko wiem...chyba, Megan zrobiła postępy, wpływa na wielkość i siłę kuli uderzeniowej...- Logan do mnie podszedł i złapał za rękę.
- Słyszałaś...Ty wszystko słyszałaś co ci opowiadałem.
- Czyli naprawdę przespałam to wszystko...czy wszyscy są cali?
- Tak, spokojnie dr Jefferson miał więcej pracy na szczęście nie wydarzył się, żaden kataklizm jeszcze - powiedział Xander
- Nie musisz się martwić zaległościami, wszystko zrobiliśmy z Xanderem, to nie było w porządku obarczać Cię tym i taka presją, po prostu chciałem spędzać z Tobą czas - powiedział Logan - wiem, ze to co się stało to w dużej mierze moja wina, zraniłem Cię, byłem głupi i samolubny. Za dużo wypiłem i zrobiłem scenę zazdrości i bólu, bałem się, że ciebie stracę, wybacz mi.
-Ja...kiedy będę mogła stąd wyjść?
- Jeśli obiecasz odpoczywać u siebie, możemy Cię tam przenieść jak dostaniemy wszystkie wyniki badań i będą w porządku.
- Mnie pasuje..
Słyszałam kroki na korytarzu, zmieniły się w bieg, szybki jak na złamanie karku. W drzwiach zobaczyłam zziajaną Ariel i zaraz za nią Silyena. Łzy napłynęły jej do oczu i pognała mnie uściskać, płakała i nie chciała mnie puścić.
- Nic ci nie jest, ale mnie nastraszyłaś. Amy...nigdy więcej mi tego nie rób! - długo nie chciała mnie puścić, Silyen stanął obok niej i się do mnie uśmiechał.
- Obiecuję, że będę bardziej uważać...Ariel, nie płacz - wtuliłam się w nią, udało się była człowiekiem i nie cierpiała, warto było.
- Dobrze Cię widzieć, dzięki swojemu leczeniu nie zanikły Ci mięśnie, wyzdrowiałaś tak szybko, dostaniesz lanie jak poczujesz się lepiej, tak bardzo ryzykowałaś! Dziękuję Ci za to, że zabrałaś jej ból, ale za dużo za to zapłaciłaś...- powiedział Silyen i starał się zrobić groźną minę, ale ja się go nie bałam, już nie.
- Zapewne będziesz miał jeszcze nie jedną okazję by mi przylać za to, ale obawiam się, że musisz ustawić się w kolejce przyjacielu - uśmiechnęłam się i głaskałam Ariel po plecach- już dobrze, nie płacz, wszystko się ułoży, Ariel w końcu odsunęła się ode mnie było widać na jej twarzy wielką ulgę.
Nataniel stanął w drzwiach, przetarł twarz i podszedł do mnie miał zaczerwienione oczy, musiał to bardzo przezywać, był dla mnie jak brat.
- Amy...zasługujesz na wielkie lanie, takie wielkie żeby tak bolała cie pupa, że zanim znowu przyjdzie ci tak genialny pomysł....pomyślisz o konsekwencjach - zerknął badawczo na Logana, wzdychnął podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Też Cie kocham, Nat...- zazwyczaj jest małomówny, ale widać, że się martwił, nie sądziłam, że przysporzę im takiego zmartwienia, wystarczyła jedna myśl, że nie mam do czego wracać, do kogo, za dużo zmartwień, ból przez Logana i...odeszłam.
- Mówiłem ci, jesteś dla mnie jak siostra, mojej siostry nie udało mi się uratować, zmarła, byłem zbyt słaby, Tobie nie pozwolę odejść - pogłaskał mnie po głowie, a Logan wyraźnie się zamyślił, miałam nadzieję, że nie wejdzie w tryb dupka i nie zmyje mi za chwilę głowy.
- Nie odejdę...sprowadziliście mnie z powrotem, będę uważać, nie martw się już braciszku - uśmiechnęłam się i poczochrałam go po włosach.
Znowu badawczo zerknął na Logana i odsunął się ode mnie.
- Przepraszam, że narobiłam wam kłopotów i zmartwień, dajcie mi chwilę, wskoczę w strój roboczy i możemy działać, dość już spałam, pora się rozruszać.
- Wskoczyć słońce możesz w czysta piżamkę po kąpieli i będziesz odpoczywać, a jak będzie trzeba to sam cię unieruchomię i nie będziesz chciała wychodzić z łóżka - uśmiechnął się zadziornie Logan.
Uśmiechnęłam się, bo dobrze wiedziałam co mnie będzie czekało, tęskniłam za nim, mimo tego wszystkiego, wybaczyłam. Złe emocje ze mnie uleciały, a on znowu był normalny, nie był przesadnie miły, ani złośliwy.
Naszą rozmowę przerwał nam dr Jefferson, przyszedł z moimi wynikami, miałam cichą nadzieję, że uda mi się stąd wyjść.
- Wyniki masz dobre, jesteś jeszcze osłabiona, więc przez najbliższy czas się oszczędzaj, z dwa dni zalecam byś jeszcze poleżała, dojdziesz do siebie i...najważniejsze nie chce Ciebie tu więcej widzieć, nie w takim stanie - uśmiechnął się
- Dzięki, ratujesz mi życie, dwa dni jakoś przetrzymam, dziękuje Kevin za opiekę, niedługo Cie odwiedzę, tym razem jako wsparcie medyczne.
- Trzymam cię za słowo, Amy - dr opuścił salę, to był jeden z najcięższych jego przypadków, wróciła jej wola życia, teraz powinna być ostrożna.
Ariel pomogła mi się przebrać, chłopcy pozbierali resztę rzeczy, kiedy chciałam iść zjawił się Logan i wziął mnie na ręce, zdziwiłam się, ale nie mogłam za bardzo protestować, bo znowu suszyliby mi głowę, albo jeszcze zostawili za karę w szpitalu.
- Nie trzeba, ja mogłabym iść sama..
- Zapomnij o tym kochanie, pomyśl, że jesteś teraz królewną, a ja Twoim rycerzem, możesz teraz powiedzieć, że Twój mężczyzna nosi Ciebie na rękach i nie będzie to kłamstwem - pocałował mnie delikatnie, a ja się przytuliłam do niego.
- Uważaj rycerzu, bo jeszcze się do tego przyzwyczaję i będziesz mieć bardzo ciężkie życie dosłownie i w przenośni - uśmiechnęłam się, a on roześmiał, myślę, że tak do końca by mu to nie przeszkadzało.
- Amy jak dobrze, że już nie śnisz.... - Logan stał oparty o stolik, przyglądał nam się i uśmiechał.
- Ile czasu spałam?
- Z dwa tygodnie.
- To niemożliwe, przecież ja wszystko wiem...chyba, Megan zrobiła postępy, wpływa na wielkość i siłę kuli uderzeniowej...- Logan do mnie podszedł i złapał za rękę.
- Słyszałaś...Ty wszystko słyszałaś co ci opowiadałem.
- Czyli naprawdę przespałam to wszystko...czy wszyscy są cali?
- Tak, spokojnie dr Jefferson miał więcej pracy na szczęście nie wydarzył się, żaden kataklizm jeszcze - powiedział Xander
- Nie musisz się martwić zaległościami, wszystko zrobiliśmy z Xanderem, to nie było w porządku obarczać Cię tym i taka presją, po prostu chciałem spędzać z Tobą czas - powiedział Logan - wiem, ze to co się stało to w dużej mierze moja wina, zraniłem Cię, byłem głupi i samolubny. Za dużo wypiłem i zrobiłem scenę zazdrości i bólu, bałem się, że ciebie stracę, wybacz mi.
-Ja...kiedy będę mogła stąd wyjść?
- Jeśli obiecasz odpoczywać u siebie, możemy Cię tam przenieść jak dostaniemy wszystkie wyniki badań i będą w porządku.
- Mnie pasuje..
Słyszałam kroki na korytarzu, zmieniły się w bieg, szybki jak na złamanie karku. W drzwiach zobaczyłam zziajaną Ariel i zaraz za nią Silyena. Łzy napłynęły jej do oczu i pognała mnie uściskać, płakała i nie chciała mnie puścić.
- Nic ci nie jest, ale mnie nastraszyłaś. Amy...nigdy więcej mi tego nie rób! - długo nie chciała mnie puścić, Silyen stanął obok niej i się do mnie uśmiechał.
- Obiecuję, że będę bardziej uważać...Ariel, nie płacz - wtuliłam się w nią, udało się była człowiekiem i nie cierpiała, warto było.
- Dobrze Cię widzieć, dzięki swojemu leczeniu nie zanikły Ci mięśnie, wyzdrowiałaś tak szybko, dostaniesz lanie jak poczujesz się lepiej, tak bardzo ryzykowałaś! Dziękuję Ci za to, że zabrałaś jej ból, ale za dużo za to zapłaciłaś...- powiedział Silyen i starał się zrobić groźną minę, ale ja się go nie bałam, już nie.
- Zapewne będziesz miał jeszcze nie jedną okazję by mi przylać za to, ale obawiam się, że musisz ustawić się w kolejce przyjacielu - uśmiechnęłam się i głaskałam Ariel po plecach- już dobrze, nie płacz, wszystko się ułoży, Ariel w końcu odsunęła się ode mnie było widać na jej twarzy wielką ulgę.
Nataniel stanął w drzwiach, przetarł twarz i podszedł do mnie miał zaczerwienione oczy, musiał to bardzo przezywać, był dla mnie jak brat.
- Amy...zasługujesz na wielkie lanie, takie wielkie żeby tak bolała cie pupa, że zanim znowu przyjdzie ci tak genialny pomysł....pomyślisz o konsekwencjach - zerknął badawczo na Logana, wzdychnął podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Też Cie kocham, Nat...- zazwyczaj jest małomówny, ale widać, że się martwił, nie sądziłam, że przysporzę im takiego zmartwienia, wystarczyła jedna myśl, że nie mam do czego wracać, do kogo, za dużo zmartwień, ból przez Logana i...odeszłam.
- Mówiłem ci, jesteś dla mnie jak siostra, mojej siostry nie udało mi się uratować, zmarła, byłem zbyt słaby, Tobie nie pozwolę odejść - pogłaskał mnie po głowie, a Logan wyraźnie się zamyślił, miałam nadzieję, że nie wejdzie w tryb dupka i nie zmyje mi za chwilę głowy.
- Nie odejdę...sprowadziliście mnie z powrotem, będę uważać, nie martw się już braciszku - uśmiechnęłam się i poczochrałam go po włosach.
Znowu badawczo zerknął na Logana i odsunął się ode mnie.
- Przepraszam, że narobiłam wam kłopotów i zmartwień, dajcie mi chwilę, wskoczę w strój roboczy i możemy działać, dość już spałam, pora się rozruszać.
- Wskoczyć słońce możesz w czysta piżamkę po kąpieli i będziesz odpoczywać, a jak będzie trzeba to sam cię unieruchomię i nie będziesz chciała wychodzić z łóżka - uśmiechnął się zadziornie Logan.
Uśmiechnęłam się, bo dobrze wiedziałam co mnie będzie czekało, tęskniłam za nim, mimo tego wszystkiego, wybaczyłam. Złe emocje ze mnie uleciały, a on znowu był normalny, nie był przesadnie miły, ani złośliwy.
Naszą rozmowę przerwał nam dr Jefferson, przyszedł z moimi wynikami, miałam cichą nadzieję, że uda mi się stąd wyjść.
- Wyniki masz dobre, jesteś jeszcze osłabiona, więc przez najbliższy czas się oszczędzaj, z dwa dni zalecam byś jeszcze poleżała, dojdziesz do siebie i...najważniejsze nie chce Ciebie tu więcej widzieć, nie w takim stanie - uśmiechnął się
- Dzięki, ratujesz mi życie, dwa dni jakoś przetrzymam, dziękuje Kevin za opiekę, niedługo Cie odwiedzę, tym razem jako wsparcie medyczne.
- Trzymam cię za słowo, Amy - dr opuścił salę, to był jeden z najcięższych jego przypadków, wróciła jej wola życia, teraz powinna być ostrożna.
Ariel pomogła mi się przebrać, chłopcy pozbierali resztę rzeczy, kiedy chciałam iść zjawił się Logan i wziął mnie na ręce, zdziwiłam się, ale nie mogłam za bardzo protestować, bo znowu suszyliby mi głowę, albo jeszcze zostawili za karę w szpitalu.
- Nie trzeba, ja mogłabym iść sama..
- Zapomnij o tym kochanie, pomyśl, że jesteś teraz królewną, a ja Twoim rycerzem, możesz teraz powiedzieć, że Twój mężczyzna nosi Ciebie na rękach i nie będzie to kłamstwem - pocałował mnie delikatnie, a ja się przytuliłam do niego.
- Uważaj rycerzu, bo jeszcze się do tego przyzwyczaję i będziesz mieć bardzo ciężkie życie dosłownie i w przenośni - uśmiechnęłam się, a on roześmiał, myślę, że tak do końca by mu to nie przeszkadzało.