Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

niedziela, 28 grudnia 2014

60. Mała Maddie.

- Jesteś pewna, że chcesz z nimi porozmawiać? Wiem, że nadal Ciebie to męczy - powiedział Nataniel, gdy dojechaliśmy na miejsce.
- Obiecałam to Jackowi, chce to zrobić, Maddie musi wiedzieć, że jej brat był bohaterem. Kochał ją, wysyłał jej listy, powinna mieć jego dziennik, chciałby tego. 
- No to w drogę, długo czekali na to by ciebie zobaczyć.
Kiwnęłam głowa i wyszliśmy z samochodu, zadzwoniła do drzwi od razu, nie było to dla mnie łatwe, pudełeczko owinęłam w flagę z logiem Guardians, czułam, że tak powinnam to zrobić, dla niego. Drzwi otwarła mi smukła kobieta, miała jasne kręcone włosy opadające na ramiona, twarz w kształcie serca i niesamowicie niebieskie oczy, musiała być matką Jacka.
- Dzień dobry, jesteśmy strażnikami, jestem...koleżanka Jacka, przepraszam, że dopiero teraz, ale mam coś dla Państwa i Maddie, wiem, że jest chora i wiem, że potrafię jej pomoc, czy możemy wejść?
Na twarzy kobiety było widać wahanie, mieszanina żalu, złości i chęci ocalenia drugiego dziecka.
- Wejdźcie proszę.
- Nazywam się Amy, dziś rano znalazłam coś co należało do Pani syna, myślę, ze chciałby, żeby trafiło to w państwa ręce- w drzwiach od pokoju stanęła Maddie, miała około trzynastu lat, takie samo zaciekawione spojrzenie jakim obdarzał mnie Jack, uśmiechała się tak samo. Burza blond loków, była bardzo blada, widać, że choroba wyniszczała ją od środka, a dar jaki pewnie się budził nie ułatwiał tego wszystkiego - cześć, mam na imię Amy, Twój brat dużo mi o tobie opowiadał - podałam jej rękę, a ona odwzajemniła uścisk. Podałam kobiecie pudełko, widziałam jak zaszkliły jej się oczy.
- Mam też to, to od pani syna - podałam kobiecie kopertę, do której dołożyłam trochę pieniędzy, na co Jack pogroził mi palcem, ale nic nie mógł na to poradzić - Jack był bohaterem, uratował mi życie, dlatego zmarł, przepraszam Panią za to.
- Wejdźcie do pokoju, zrobię herbaty, chciałabym posłuchać o moim synu.
Nataniel poszedł za kobietą postawił na stole, kilka rodzajów ciast, które kupiliśmy po drodze, nie chciałam iść z pustymi rękoma. Pomogłam pokroić ciasto, nałożyłam je na platery, a Nataniel nakrył stół.
Maddie badawczo mi się przyglądała.
- Byłaś dziewczyna Jacka? - wypaliła nagle, a ja się roześmiałam.
-Madlen! - oburzyła sie kobieta - nie powinnaś zadawać takich pytań!
- Nic nie szkodzi, nie Maddie nie byłam jego dziewczyną - usiadłam obok niej przy stole.
- A szkoda, bo jesteś bardzo ładna.
- Dziękuję, mam dla Ciebie coś jeszcze, myślę, że Jack chciałby byś to miała - podałam jej dziennik - bardzo cię kochał, masz taki sam dar jak on, prawda?
- Skąd to wiesz?
- Kiedy podałaś mi dłoń wyczułam to w Tobie, jesteś również chora i to dość poważnie, chciałabym ci pomóc.
- Nie można nic zrobić, nie kwalifikuje się na operację, lekarze nie chcą się jej podjąć, proszę mi wybaczyć, że jestem nieco opryskliwa, ale nadal trudno mi o tym myśleć i mówić, że mojego syna już z nami nie ma. Mam na imię Elena.
- Mnie również jest ciężko o tym mówić, myślę, że potrafię wyleczyć Maddie.
Z wrażenia kobieta oparzyła rękę, podskoczyła i puściła zimną wodę na swoją dłoń. Podeszłam do niej i dotknęłam jej ręki, oparzenie przestało boleć, skóra zaczęła się goić. Kobieta spojrzała na mnie z nadzieją w oczach. Położyliśmy Maddie na kanapie, usiadłam przy niej i złapałam za rękę, zaczęłam proces leczenia, nie był on zbyt łatwy, choroba na dobre zagnieździła się w ciele dziewczynki, walczyła, ale nie miała ze mną szans. Kiedy skończyłam Maddie przytuliła się do mnie, płakała, przytuliłam ja mocno i pocałowałam w czoło.
- Już nie musisz się bać, jesteś zdrowa - uśmiechnęłam się do niej.
Kobiety były szczęśliwe, a ja z nimi. Nataniel jak typowy starszy brat czytał z Maddie komiksy i dyskutował o najnowszych Avengersach, ciekawe ile jego siostra miała by teraz lat, widać, że  bardzo mu jej brakuje. Ja z  Elena siedziałyśmy w kuchni i zastanawiałyśmy się nad przyszłością Maddie.
- Chcesz ją zabrać? - zapytała nagle.
- Nie chce Ci jej odebrać, martwię się, że po nią przyjdą.
- Tak jak po Jacka?
- Tak, musi być na to gotowa i móc się obronić.
- Nie sądziłam, że ona również będzie miała ten dar.
- Skoro ja potrafię go wyczuć z łatwością, oni również to zrobią, to tylko kwestia czasu. Chyba wiem co należy zrobić w takiej sytuacji, niedługo wakacje, będzie miała wolne od szkoły, powierz ja mnie na całe wakacje, nauczę ją ważnych rzeczy. Na razie przywoź ją po szkole, zaczniemy naukę, kiedy podrośnie sama zdecyduje co chce robić w życiu.
- Zgoda, myślę, że to jest rozsądne rozwiązanie.
- Zmienię trochę trasę patroli, by strażnicy mieli na uwadze Wasz dom,  żebyście byli bezpieczni.
Przedstawiliśmy Maddie nasz pomysł, była tym faktem zachwycona, bardzo polubiła Nataniela, myślę, że wyjdzie im to na dobre i  nie będą już tacy samotni. Gdy wracaliśmy objęłam Nataniela mocno, dodając otuchy.
- Dziękuję, że tu ze mną przyjechałeś.
- Nie ma sprawy, całkiem fajna z niej dziewczynka, dobrze, że udało ci się ją uratować.
- Coś czuję, że znalazłam dla niej nauczyciela, poradzisz sobie z tym zadaniem świetnie.
- Ja?!
- Tak, Twoja fala dźwiękowa, również potrafi odbijać ataki, jeśli tego zechcesz, jesteś mądry, zaradny, świetnie walczysz i przyda Ci się siostrzyczka, zastępczy bracie - uśmiechnęłam się do niego.
- Myślisz, że sobie z tym poradzę? Nie chcę jej zawieść.
- Jeśli nie ty, to kto?Uratowałeś mnie, pamiętasz? Teraz kolej na nią, nie pękaj - szturchnęłam go i wsiadłam do samochodu.