Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

151. Zwrot wydarzeń

Wzięłam gorącą kąpiel, podmalowałam się i przebrałam, miałam dziś w planach patrol, musiałam być bardziej widoczna dla strażników przede wszystkim pomocna. Chwyciłam, jabłko i wyruszyłam, wiedziałam, że znowu jestem spóźniona, dostanę burę od Logana. Przeniosłam się na wyższy budynek i obserwowałam okolicę, kiedy mój ojciec pojawił się obok mnie, miał tęgi wyraz twarzy.
- Powinnaś się wstydzić, obrażać matkę w taki sposób...- zaczął, miałam wrażenie, że nie przemyślał dokładnie tego co chciał mi powiedzieć.
- Nic nie rozumiesz prawda?- spojrzałam na niego bez emocji - nie obrażałam matkę, tylko Ciebie - widziałam jak zacisnął pięści w gniewie, czułam satysfakcję.
- Jesteś taka trudna...- zaczął, a ja nie miałam zamiaru mu tego ułatwiać.
- Zadaj sobie pytanie po kim to mam? - uśmiechnął się pod nosem, jakby był z tego dumny.
- Przypuszczam, że po mnie - stanął bliżej mnie i patrzył na miasto - jesteś jak łowca, polujesz na swe ofiary, obserwujesz  i uderzasz.
- Jaki jest cel Twojej wizyty?
- Nie wiem - spojrzałam na niego, zdziwiła mnie ta szczerość.
- Czyli nie muszę się obawiać, że wejdziesz mi w drogę?
- Jesteś na mnie skazana, chcę Cię poznać, dowiedzieć się dlaczego tak szeptają po kątach, że jesteś inna i dajesz nadzieję.
- Kto szepta? Eh i tak mi nie powiesz, co wywnioskowałeś? - stanął za mną, położył dłonie na moich ramionach, były silne i zdecydowane.
- Że jesteś wrażliwa i delikatna, pełna światła i dużej dawki mroku. Jesteś taka podobna do matki...
- Wiesz chociaż jak mam na imię? Nawet mi się nie przedstawiłeś...
- Amy, Twoja mama tak sobie wymarzyła.
- A Ty?
- Jestem ciemnością, mów mi Drake, używam tego imienia w świecie ludzi.
- Drake...niech stracę.
- Wiesz jaka jesteś niezwykła? Abaddon Władca Piekła pokochał po raz pierwszy od początku świata, Ciebie, moją córkę. Jest gotowy zrobić dla Ciebie wszystko, masz go w garści...to jest dla Ciebie odpowiedni kandydat - szepnął mi do ucha.
- Przybyłeś wydać mnie za mąż? Pasuje...mam już kogoś i nie mam zamiaru wychodzić za mąż.Wydaje mi się, że odrobiłeś prace domową na mój temat, Drake - zrzuciłam jego dłonie z ramion i spojrzałam mu w oczy odważnie.
- Astaroth, no powiedzmy, że może bym był skłonny patrzeć na niego przychylniej.
- Ale?
- Wyborem zawsze będzie mrok, nigdy światło - uśmiechnął się, zrobił minę z serii, a ja coś wiem i Ci nie powiem.
- Dlaczego mnie porzuciłeś? - zapytałam łagodniej, a on się zmieszał.
- To nie było dla nas łatwa decyzją, kochaliśmy Cię, a Ty tak bardzo kochałaś mnie, wszędzie chciałaś ze mną chodzić, wdrapywałaś mi się na kolana i przytulałaś - odwróciłam wzrok, czułam jak zbierają mi się łzy.
- I to było takie złe...rozumiem, że obniżałam Twoje morale...

- To nie tak, Amy - mówił łagodnie - przejmowałaś moja ciemność jak gąbka, chłonęłaś ja i dawałaś się jej prowadzić, nie panowałaś nad ogromem mocy jaką miałaś, musiałem odejść. Z drugiej strony, gdy przebywałaś z mamą, widziałaś jedynie dobro, bolał Cie ból tego świata, nie dawałaś sobie rady, nie mieliśmy wyjścia. Z nami, nie byłaś bezpieczna.
- Mogłeś mnie uczyć...wytłumaczyć.
- Myślisz, że nie próbowaliśmy? Myślisz, że jestem z tego dumny?
- Ty mi powiedz...
- Byłaś najcenniejszym światłem w moim istnieniu - potrząsnął mną lekko, widziałam w jego oczach ból - ty i matka.
- Dlaczego zjawiłeś się dopiero teraz?
- Liczyłem, że właśnie Ty to zrozumiesz. Cieszę się, że żyjesz, że on sprowadził Cię z powrotem i przykro mi, że zmarł. Przykro mi, że cierpiałaś...dziś rano położyłem mu na grobie świeże kwiaty. Może trudno Ci to zrozumieć, ale zależy mi na Tobie.
- Dziękuję..- pogłaskał mnie po policzku.
- Wybacz, że nie było mnie wtedy, ale jestem teraz.
- Powiedz, ile z tego co mi powiedziałeś jest prawdą, tatku - powiedziałam kpiąco, nie wiem skąd wiedziałam, ale coś było nie tak, może wyczułam w nim dość dużo mroku? - roześmiał się, wiedziałam.
- Widać od razu, że jesteś moja córką, przyznam się, że trochę na ściemniałem, to, że mnie kochałaś to prawda, nie mogłem się odpędzić od Ciebie, wszędzie chciałaś być z tatusiem, żałosne.
- Na szczęście już mi przeszło - zrzuciłam jego dłonie z siebie - i nie chcę tatusia więcej widzieć.
- Na to nie masz wpływu, dopilnuję byś dała Abaddonowi syna i została jego kobietą, musisz podtrzymać rodową tradycję, opuścić ziemię, sami dadzą sobie radę. Spójrz na nich są jak robactwo...mają to czego chcieli.
- Jedyne robactwo jakie znam stoi przede mną, Drake. Jesteś taki żałosny...nigdy nie podam się Abaddonowi. Nie zamieszkam w piekle, czy z Tobą w jakimś wymiarze, wracaj do niego, tam gdzie byleś szczęśliwy i odwal się ode mnie. Nie masz najmniejszego prawa wydawać mi poleceń.
- Jestem twoim ojcem, Twoją siłą i jeśli zechcesz wrogiem, którego nie pokonasz. Byłaś niegrzeczna, zasługujesz na karę- wymierzył we mnie swoją czarną, smolistą mocą, przebiła mnie na wskroś, nie mogłam oddychać, upadłam. Ta siła była potężna, rozlewała się we mnie, bezustannym bólem. Drake chwycił mnie za włosy spojrzał mi w twarz, uśmiechnął się tryumfująco i zniknął.
Ocknęłam się i wiedziałam jedynie, że byłam niesiona, ciało nadal mnie bolało,  a ja nie byłam w stanie się wyleczyć. Spojrzałam na właściciela ramion, w których się znalazł i zdziwiłam się, był to ten sam mężczyzna, który był ze mną przy rannej kobiecie. Ten sam, który tak nagle zniknął.
- Nie obawiaj się, nic ci nie zrobię, zostałaś dotknięta przez mrok, musisz wypocząć, za kilka dni powinno ci przejść, nie możesz wchłonąć jej zbyt dużo.
- Kim jesteś?
- Znam Twój zapach i smak Twojej krwi, wszędzie Cię wytropię, Wybrana.
- Jesteś wampirem?! - usiłowałam się wyrwać, ale nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Tak, jestem, masz szczęście, że jest pochmurno- zatrzymał się w zaciemnionej alejce.
- Puścisz mnie?
- Nie ustoisz na nogach, korzystaj, że mężczyzna nosi Cię na rękach.
- Jak Ci na imię?
- Zawsze zadajesz tak dużo pytań? Jestem Lorcan, niewiasto.
- Gdzie mnie zabierasz?
- Z dala od niebezpiecznych miejsc - spojrzał na mnie z politowaniem, jakby rozmawiał z przygłupem.
- Powiedz lepiej Lorcan, jesteś moim wrogiem czy przyjacielem?
- Jestem wampirem, a to wyklucza słowo przyjaciel.
- Będę z Tobą walczyć.
- Ciekawe jak chcesz to zrobić, jesteś śmieszna i męcząca - czułam się pokonana, nie potrafiłam użyć żadnych ze swoich mocy, co on mi zrobił i co mnie czeka z rąk tego mężczyzny? - wiedziałaś, że Cię tropią?
- Kto?
- Ehhh, to niesamowite, że jeszcze żyjesz...wampiry, jesteś numerem jeden na ich liście.
- Nie, ale uwierz mi, że to nie jest numerem jeden na liście moich obecnych problemów- widziałam, że mój rozmówca się wyraźnie zaciekawił.
- Teraz wydajesz się niezwykle interesującą przekąską.
- Wybacz, że nie urzekłam Cię od razu, zyskuję przy bliższym poznaniu - mruknęłam.
- Krwinko, powiedz Ty mi lepiej, gdzie cię zostawić, żebyś była bezpieczna, słońce odpada, nie mam ochoty być grzanką.
- Tu mnie zostaw, zawołam przyjaciela, zabierze mnie, puścisz mnie wolno, prawda?
- Niech stracę - uśmiechnął się - kim jest Twój przyjaciel?
- Archaniołem - spojrzał na mnie jakbym urwała się z choinki, ale był zaciekawiony - mówiłam, że zyskuję przy bliższym poznaniu.
- Wzywaj zatem, gdybym cię tam zostawił, zginęłabyś...więc wisisz mi przysługę...upomnę się o nią - pogłaskał mnie po policzku.
- Czego mogę się spodziewać?
- Zobaczymy, krwinko - oparłam się o niego, byłam zmęczona.
- Raziel, pomóż mi przyjacielu - przede mną pojawił się piękny archanioł, miał zaniepokojoną minę i wyjął miecz - nie...wszystko w porządku...nie atakuj go, on mi pomógł.
- Wiesz kim on jest?
- Wiem, weź mnie, nie potrafię...sama - posmutniałam, Raziel wziął mnie w objęcia.
- Od jakiegoś czasu nie widzę zagrożenia, jakby coś Cię przysłaniało - zmartwił się anioł.
- Wiem czyja to sprawka...Lorcan, dziękuję - kiwnął głową i zniknął jak poprzednio.
- Twój stan nie jest najlepszy - Raziel wzleciał, a ja przytuliłam się, żeby nie spaść, wylądował na moim tarasie - nie możesz zniszczyć klamki? Potem ją naprawisz...- zerkał do środka.
- Nie dam rady...nie mogę używać, żadnej z mocy..przez ojca, zaatakował mnie.
- Ojciec?! - wziął mnie w objęcia i zabrał do środka głównym wejściem, a tak chciałam uniknąć rozgłosu. Raziel położył mnie na łóżku, zdjął buty i kurtkę oraz broń, pojawił się portal, eh tak nie jestem w stanie nakarmić Samaela, a Raziel tam nie zejdzie, to się nazywa mieć szczęście. 

150. Potyczka w piekle

Obudziłam się koło południa, Astaroth pogłaskał mnie po policzku, kiedy zobaczył, że nie śpię nachylił się i czule mnie pocałował.
- Jaka miła pobudka, chce jeszcze - mruknęłam i skradłam mu kilka całusków, roześmiał się.
- Ktoś tu jest nienasycony.
- Niech Ci będzie, że to ja - przeciągnęłam się i wsunęłam na Astarotha.
- Co robisz? - uśmiechnął się, a  jego oczy rozbłysnęły pożądaniem.
- Biorę to co moje - mruknęłam i rozbierałam go pospiesznie, nie chciałam czekać. Zbyt szybko nie wypuściłam go z łóżka, nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu, a ja tęskniłam.
- Abaddon chciał się z Tobą zobaczyć - Astaroth całował moje plecy kiedy pomagał, a raczej przeszkadzał mi się ubierać.
- Nie muszę tam iść...- mruknęłam.
- Idź...teraz jesteś taka piękna i moja - zacałowywał mnie, a ja się śmiałam. Mężczyźni...
Założyłam spodnie i koszulkę, przeczesałam lekko włosy, żeby aż tak nie straszyć, Astaroth całował mnie namiętnie, niechętnie puścił mnie do portalu. Ledwo przez niego przeszłam, spojrzałam w jego stronę tęsknie, zostawiając moje serce po drugiej stronie.
- Pachniesz...nim...i...- Abaddonowi pociemniało w oczach ze złości.
- To jakiś problem? Wiesz, że jestem z nim związana, chciałeś bym przyszła, wstałam...i jestem. Nie zabronisz mi go kochać - skrzyżowałam ręce na piersiach, byłam zła - Cześć Samaelu, dobrze spałeś? - zapytałam łagodnie.
- Odczep się od niej, wiesz, że jesteś tym drugim z grzeczności bracie - powiedział złośliwie - dobrze, dzięki Amy, a Ty? - dodał czulej.
- Nie wtrącaj się - syknął Abaddon.
- Abaddonie, przestań...- spojrzałam na niego zmartwiona - przydało mi się więcej snu - uśmiechnęłam się do Samela.
Abaddon starał się powstrzymać widziałam jak walczył ze sobą, złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę sypialni, coś mi mówiło, że lepiej mu się nie przeciwstawiać. Przyparł mnie do ściany, przypatrywał mi się chwilę.
- Nigdy więcej tego nie rób...- starał się mówić łagodnie, dotykając mego ciała - traktuj mnie z szacunkiem tak jak ja to robię, nigdy nie przyszłaś tutaj...i nie zastałaś mnie z kobietami, szanuje Cię, ale...przegięłaś..nie chcę dłużej czekać.
- Bo nie sprowadzasz żadnych kobiet! - krzyknął Samael.
- Nie wtrącaj się! - uderzył pięścią w ścianę tuz przy mnie i zatrzasnął drzwi sypialni.
- Abaddonie...proszę Cię, spokojnie - objęłam go i pogłaskałam po twarzy - nie denerwuj się tak, nie lubię Cię takim.
- Trudno, taka moja natura, zaakceptuj ją.
- Nie traktuj mnie tak.
- Zapominasz, że tutaj ja mam władzę...- mruknął mi do ucha, całował mnie po szyi.
- Nie pozwalasz mi o tym zapomnieć, nawet na chwilę - spojrzałam kokieteryjnie na niego, pocałowałam go namiętnie, miałam nadzieję, że ugłaskam go odrobinę. Był gniewny i dziki, niespokojny i pobudzony, niedobrze...jego dłonie dotykały mojego ciała zachłannie.
- Nęcisz mnie Amy...może uda ci się mnie obłaskawić - szepnął,  a ja zadrżałam, cmokłam go w czoło.
- Wiem, nie denerwuj się...przepraszam, nie chciałam Ciebie urazić...śpieszyłam się, bo chciałeś się ze mną zobaczyć - speszyłam się i wyszłam z sypialni, zostawiając go na chwilę ze swoimi myślami. Przeszkodził mi, przytulając się do moich pleców, całował mnie po szyi, głaskał po brzuchu, zamarłam na chwilę, wiedziałam, że sytuacja jest na ostrzu noża, jeśli będę się za bardzo opierać, wścieknie się, mogę nie dać rady go powstrzymać, zraniony, pobudzony i władczy mężczyzna to niebezpieczne połączenie.
- Przepraszam - szepnął mi do uszka - wynagrodzę ci to...- pociągnął mnie do sypialni , zrobiło mi się gorąco i wcale nie ze strachu, aj. Całował mnie namiętnie, położył delikatnie na łóżku, wtulał się we mnie, był stanowczy, a jednocześnie taki delikatny.
- Między nami wszystko w porządku? - zapytałam łagodnie.
- W porządku, aniele, traktuje Cie jak najdelikatniejszy kwiat, pragnę Cię, nie chcę czekać dłużej, nie ułatwiasz mi tego - dotykał mojej twarzy, wsunął rękę pod moja bluzkę, przymknęłam oczy.
- Ty też mi nie ułatwiasz - jęknęłam, a on się rozpogodził.
- Czego najdroższa?
- Opierania ci się...
- Więc przestań...chociaż ten jeden jedyny raz, daj nam szansę..- pieścił mnie, a ja przymknęłam oczy.
- Nie mogę, Abe...nie w ten sposób...
- A jak królewno?
- Nie po nocy z nim...- odwróciłam głowę z bólem, a on przyciągnął mnie do siebie i przytulił.  Wtuliłam się w niego mocno, przymknęłam oczy i pozwoliłam się głaskać, na prawdę mi ulżyło.
- Co Ty ze mną robisz? - szepnął mi do ucha i przytulił mocniej.
- Słyszałam, że nęcę o niczym innym nie wiem - uśmiechnęłam się zaczepnie.
- Nie chciałem Cię zranić, ani..wystraszyć jesteś dla mnie wszystkim - pocałował mnie w czoło - kocham Cię tak mocno...- przymknął oczy.
- Wiesz, że to między nami...się nie uda? - myślałam, że się na mnie wścieknie, a on spojrzał jedynie i uśmiechnął.
- Ja się nie poddam, zawsze będę o Ciebie walczyć.

- Ja wręcz przeciwnie i wiesz o tym...
- Kiedyś byłaś mi taka oddana...a ja to zaprzepaściłem - przymknął oczy jakby się obwiniał - gdybym walczył o Ciebie, wspierał, bylibyśmy razem.
- Tego nie wiesz - usiadłam, ale się oszukiwałam, zależało mi na nim wtedy i teraz tez.
- Tak przypuszczam - pogłaskał mnie po policzku.
- Chciałeś ze mną porozmawiać?
- Dowiedziałem się o Twoim ojcu, powęszę, jak będę mógł pomóc, zrobię to, kochanie.
- Dziękuję, trochę mnie to przeraża- włożyłam włosy za ucho, dawno od tak z nim nie rozmawiałam i podobał mi się taki...normalny.
- Poradzisz sobie, jesteś twarda masz to po nim, a urodę po matce i to ciepło, tak przypuszczam.
- Czyli co...odpuszczasz to...wiesz co - wskazałam ręką na łóżko i zmieszałam się lekko.
- Powiedzmy, nie znasz dnia ani godziny, kiedy będę Cię zdobywał na nowo, piękna - uśmiechnął się.
- Pójdę już, Abe...dzięki, takim Cię lubię - uśmiechnęłam się i podreptałam do sali tronowej, eh nie było portalu, typowy Król.
- Abe, nie zapomniałeś o czymś?
Abaddon leżał na swym łożu i czekał na chwilę, kiedy go zawoła, uśmiechnął się słysząc jej głos, wstał i ruszył.
- Co Ty beze mnie zrobisz, aniele? - uśmiechnął się otwierając portal.
- Cóż, wolałabym się o tym nie przekonywać, cześć chłopcy - przemknęłam przez portal, odetchnęłam z ulgą.