Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

wtorek, 25 stycznia 2022

153. Mistyfikacja

Abaddon udał się do łazienki, przyniósł mi czystą, dłuższą białą koszulę należącą do niego. Podwinął rękawy i wyciągnął mnie z wody, wytarł ręcznikiem, wzrok opuszczał jedynie wtedy kiedy było to niezbędne, kiedy skończył odgarnął mi włosy z twarzy.
- Przebrnęliśmy przez to - pogłaskał mnie - no to do łoża moja królewno.
- Dziękuję Ci, Abaddonie - wtuliłam się w niego, położył mnie do łóżka, okrył szczelnie kołdrą.
- Będziesz miała gościa, Mefisto wpadł, nie patrz tak na mnie, nie zostawię Cię z nim samej. Zabierze część tego mroku, który sprawia Ci tak wielki ból. Nic ci się nie stanie, jeśli się boisz, powiedz słowo. Nie pozwolę mu na to, decyzja należy do Ciebie.
- Zaufam mu...przestanie mnie rozsadzać od środka, chociaż na trochę, będzie tego warte.
- Mam nadzieję, że się nie gniewasz, poprosiłem Twoich przyjaciół by odwiedzali Cię jutro od rana, otworze im portal, tak jak Tobie, dziś wypocznij, żebyś była gotowa na odwiedziny.
- Na prawdę pozwolisz im do mnie przyjść?
- Mefistofeles, wejdź - zręcznie ominął moje pytanie, oparł się o okno i obserwował bieg wydarzeń.
- Witaj, moja droga, smakowicie pachniesz - rzucił Mefisto.
- Cześć, przyjmę to jako komplement, słyszałam, że możesz mi pomóc...
- I zrobię to, moja mroczna.
- Gdzie jest haczyk?
- Brak, zaproponowałbym kawę, ale Władca zesłałby mnie do lochu - uśmiechnął się, wziął mnie za rękę - nie możesz ze mną walczyć, poddaj mi się, jesteś bladziutka.
- Żadnych paktów?
- Żadnych paktów.
- Zrób to - ścisnęłam jego dłoń.
Mefisto, wtargnął we mnie, starał się być delikatny, pomału zabierał ze mnie ból i ta ciemność, nie wiem co go skłoniło ku temu, ale byłam mu wdzięczna. Delikatnie głaskał mą dłoń, dając wsparcie, ból zelżał, ale mój wybawca przerwał.
- Nie mogę więcej, choćbym chciał Amy, nie dziś..wiedziałem, że to potężna siła, powiedz komu się naraziłaś?
- Ciemności...mojemu ojcu - przymknęłam na chwile oczy - dziękuję Mefisto, jest mi trochę lepiej.
- Masz pokręconą rodzinę, wybacz...
- Zgadzam się z Tobą..., dobrze się czujesz?
- Nic mi nie będzie, odpoczywaj, Abaddonie, panie mój - ukłonił się i odszedł, wolnym krokiem.
- Abe, na pewno nic mu nie będzie?
- Poradzi sobie, jest twardy.
- Kolację podano - Samael skłonił się i podał mi jedzenie.
- Dziękuję, widzę, że jesteś wolny.
- Mogę się zrewanżować i nie odstraszam zapachem - wymownie spojrzał na Abaddona.
- Nie było tak źle - starałam się zażartować.
Zjadłam trochę, nie miałam siły na więcej, litościwie spojrzałam na Abaddona, ten zezwolił Samaelowi na zabranie resztek. Władca podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło.
- Śpij, ja niedługo przyjdę, aniele, dobranoc.
- Dobranoc Amy - rzucił Samael i wyszedł z komnaty.
- Dobranoc - odpowiedziałam i przymknęłam oczy. 
Abaddon wziął kąpiel, wolał założyć koszulkę do snu, by nie kusić losu, Amy była taka krucha, bezbronna, ta silna i niezłomna kobieta zniknęła. Drażniło go to, bardzo, uwielbiał się z  nią droczyć, nie podobało mu się to, że się poddała. Wszedł ostrożnie do łóżka, by jej nie budzić, spała tak spokojnie, obserwował ją, a zaraz po tym zasnął.
Następnego dnia przygotowałem dla niej śniadanie oraz portal dla jej przyjaciół. Pierwszy przyszedł Astaroth, zatrzymałem go od razu.
- Zaczekaj, jeszcze śpi, a my musimy pogadać - spojrzał na mnie nieufnie.
- O co chodzi Władco?
- Był tu jej ojciec, jest chętny, żeby się Ciebie pozbyć, musisz się przyczaić, ukryć, sfingować śmierć, cokolwiek - machnął ręka i się zamyślił.
- Dlaczego mi to mówisz? Miałbyś okazję...
- Dla niej - uciął rozmowę Abaddon.
- Czego on chce? - zastanawiał się Astaroth.
- Chce mnie z nią połączyć, by dała mi syna, przypuszczam, że pragnie Władzy.
- Eh, pewnie chce to wykorzystać do swoich celów, jak mógł ja zaatakować? - zacisnął pięści Astaroth.
- Abe?
- Idę, słońce - krzyknął Abaddon, uśmiechnął się na dźwięk jej słów i wziął śniadanie - ani słowa, zawołam Cię.
- Cześć Abe, wcześnie wstałeś - uśmiechnęłam się.
- To Ty długo spałaś kochanie, ale wyglądasz o wiele lepiej, Astaroth przyszedł, musisz go przekonać, by się ukrył na jakiś czas - zmarszczył brwi Abaddon - możesz już przyjść.
Astaroth podszedł do mnie szybkim krokiem i mocno przytulił, pocałował mnie w czoło, spojrzałam ponad jego ramieniem na zasmuconą twarz Abaddona.
- Abe..
- Spałaś tu dzisiaj, więc uznajmy, że jesteś na ziemi - opuścił sypialnie dając nam trochę prywatności.
- Jesteś w niebezpieczeństwie, a ja nie mogę Ci pomóc - zaczęłam.
- Muszę się przyczaić, Abaddon ma rację. 
- Nie wiem co zrobić, żeby odpuścił.
- Udawaj.
- Udawaj, co?
- Że jesteś z nim...
- To nie w porządku wobec żadnego z nas...
- A mamy wybór? On zajmie się Tobą, a ja muszę przetrwać i coś wymyślić, jak nas z tego wykaraskać..
- Kiedy znowu Cię zobaczę?
- Nie wiem maleńka - pocałował mnie czule i przytulił, chciało mi się płakać.
-Postaram się Ciebie nie zawieść...- Astaroth wyszedł z sypialni, słyszałam jego kroki, przeszedł przez portal, miałam nadzieję, że nic mu nie będzie. Jedno było pewne, musiał trzymać się ode mnie z daleka.
- Przykro mi, Amy - Abaddon patrzył na mnie z troską.
- Mnie też - otarłam oczy  i dokończyłam śniadanie.
Postanowiliśmy z Abaddonem udawać parę, wydawało mi się to najrozsądniejsze, w ten sposób utrzymam bliskich bezpiecznych przed ciemnością. Udawaliśmy wszystkie aspekty życia, udało mi się pochłonąć ciemność we mnie, prędzej czy później za to zapłacę, była zbyt niespokojna i nieokiełznana. Obawiałam się, że nie będę mieć wystarczająco siły by trzymać ją pod kontrolą, nie mogłam leżeć w łóżku w nieskończoność, nie mogąc się ruszyć. Nadal byłam słaba i blada, ale miałam nadzieję.
- Nie powinnaś się forsować - przytulił mnie Abaddon.
- Wiem, że się martwisz, ale nie wytrzymam dłużej leżąc.
- Odpoczywaj, bo w nocy nie mam zamiaru pozwolić ci spać - uśmiechnął się i mnie pocałował, czasem wyczuwaliśmy ciemność kontrolującą nasze zachowania. W obecnym stanie Abe był w tym o wiele lepszy niż ja, mogłam na niego liczyć w chwilach zagrożenia. Nie miałam żadnych wieści od Astarotha, nikt go nie widział, jakby zapadł się pod ziemię, miałam nadzieję, że nic mu się nie stało. Czasem nasłuchiwałam, czy mnie nie woła, opuszczałam tarczę telepatyczną, ale na próżno. Mijał już trzeci tydzień od tego jak zaatakował mnie mój ojciec, czasem odwiedzał mnie Logan, sam szukał Astarotha, ale bez skutku. 





152. Propozycja Ciemności


- Co to za portal?
- Do piekła, chodzę karmić Samaela...
- Wezwij Abaddona..
- Nie wiem czy dam radę - Raziel mamrotał coś pod nosem i dotknął mojej pieczęci, świeciła jasnym światłem.
- Teraz go wezwij.
- Abaddonie, wzywam Cię, przybądź do mnie.
- Co jest? - Abaddon pojawił się  trochę zniecierpliwiony.
- Nie nakarmię Samaela, nie mogę się ruszyć, ojciec mnie zaatakował...- opuściłam wzrok - przepraszam, nie mogę używać mocy.
- Zagraża Ci...-chwycił mnie w objęcia- ze mną będziesz bezpieczna, zajmę się Tobą Amy.
- Raziel...- zdążyłam tylko tyle powiedzieć, kiedy próbował powstrzymać Abaddona, ten odepchnął go i przeszedł przez portal.
- Możesz być na mnie zła, ale Astaroth Cie nie obronił, do nieba nie wejdzie za Tobą, a tu może Cię odwiedzać, zaopiekuję się Tobą, zaufaj mi, aniele, bardzo Cię boli? - oparłam się o jego ramię, nie miałam siły by protestować, czułam się jak worek mięsa przerzucany z rąk do rąk.
- Tak, zaufam Ci...Abaddonie, nie schrzań tego...nie mam już siły - zaczęłam płakać z bezsilności, a Abaddon zaniósł mnie do łóżka.
- Nie płacz kochanie - pogłaskał mnie po twarzy - za chwile porozmawiamy, uwolnię Samaela.
- Co z nią? - zapytał z troską Samael.
- Dziś karmisz się sam, jest bezbronna jak dziecko..uwalniam Cię - pstryknął palcami i kajdany zniknęły - weź też długą kąpiel bracie  - Abaddon odwrócił się i udał do sypialni, wziął ze sobą jedzenie, wiedział, że nic nie jadła. Martwił się, co mogło doprowadzić ja do takiego stanu, rozpadała się, a on nie zamierzał na to pozwolić.
- Jestem słońce, zjedz coś - usiadł obok, zamierzał mnie pilnować.
- Dziękuję - jadłam, czułam, że byłam osłabiona, ciemność zalewała mnie od środka, kiedy skończyłam Abaddon  zabrał naczynia i wpatrywał się we mnie.
- Co się stało?
- Szłam na patrol, znalazł mnie ojciec...rozmawialiśmy, stał się nieprzyjemny, zaatakował mnie czymś...przebił na wylot, wiem, że upadłam, a potem...nie byłam w stanie chodzić, używać mocy, resztę znasz.
- Pomogę Ci się przebrać - wyjął z torby moją koszule nocną, usiadł za mną, przytrzymując mnie delikatnie, zdjął ze mnie bluzkę i biustonosz, nie dogryzał mi, nie podglądał, nasunął na mnie piżamę. Pomógł zsunąć ze mnie spodnie, ułożyć się wygodniej, nakrył mnie kołdrą i ucałował w czoło.
- Abaddonie...dziękuję.
- Nigdy nie przypuszczałem, że będę Cię rozbierał drugi raz i tylko po to, by założyć piżamkę - uśmiechnął się - prześpij się, a ja skontaktuję się z Loganem i Astarothem.
- Tak zrobię, powinno pomóc - uśmiechnęłam się słabo i zamknęłam oczy. Abaddon zamknął sypialnię na klucz, wolał być pewny, że żaden nieproszony demon nie zakłóci jej snu.
- Wielki Abaddon, potężny Władca Piekielnych włości, a także przyszły zięć....- mężczyzna w czerni zjawił się w jego sali tronowej, dystyngowanie skłonił.
- Jesteś ciemnością, mam rację? - Abaddon włożył ręce do kieszeni i przyglądał się gościowi.
- Twoim przyszłym teściem - mężczyzna objął Abaddona i poklepał po ramieniu - rad jestem z tego związku Królu, potrafisz poskromić w niej to światło. Potrzebuje takiego męża jak Ty.
- Nie jest ku temu przychylna, nie wiesz o tym? Zraniłeś ją..
- Ach, takie tam od razu zraniłem, jest osłabiona, za tydzień, dwa jej przejdzie. Wykorzystaj dobrze ten czas, wiem, że marzysz o synu. Jest osłabiona, a więc i bezbronna, nie da rady Ci odmówić. Jeśli nawet nie zmądrzeje, nie powinieneś dawać jej taryfy ulgowej, wiesz jak się nią zająć by zachciała być Twoja - uśmiechnął się przebiegle.
- Namawiasz mnie do prokreacji wbrew Twej córce? - Abaddon  stworzył barierę z jasnego ognia, uniemożliwiającą ciemności wejście do sypialni Amy, ostrożności nigdy za wiele.
- Moja córka pokocha to dziecię, nie zrezygnuje z tego co jej odebrano, rodziny, nawet jeśli będzie płakać przez to, będzie trwać u Twego boku o wielki Abaddonie. Jestem Twoim sprzymierzeńcem, kibicuje Ci...więc mój drogi nie tracić czasu i pokaż jej dzisiejszej nocy kto rządzi piekłem.
- Przemyślę to, doceniam wizytę, ale mój Ty...pochlebco jestem dziś dość zajęty.
- Naturalnie, wiedz, że ja nie mam zamiaru ingerować, mógłbym pozbyć się kilku problemów dla ciebie.
- Co masz na myśli?
- Astaroth, słuch o nim może zaginąć, wystarczy Twoje słowo...
- Przemyślę to, ale jestem pewien, ze sam sobie poradzę z takim niby zagrożeniem.
- Zostawię Cię więc Władco, razem możemy zasiać spustoszenie i zagładę - skinął głową i opuścił salę tronową zostawiając Abaddona w rozterce.  Kiedy Drake zniknął Władca zniszczył zaporę z ognia i otwarł sypialnię, tak myślał, że zejdzie tutaj z jej powodu. Tak bardzo jej pragnął, szczęśliwej rodziny z nią, że zastanawiał się nad tą propozycją. Z drugiej strony, znienawidzi go, ten ból i żal wiedzieć do końca wszystkiego w jej oczach, nienawiść...czy to jest warte jego samolubnego szczęścia?
 - Szlak, by to! - syknął do siebie, robię się zbyt miękki, nie mogę jej skrzywdzić...nigdy więcej by się do mnie nie uśmiechnęła, nie przyszła, nie zaufała. Wysłał telepatycznie streszczenie sytuacji Loganowi, prosząc o przekazanie wszystkiego Astarothowi, chwilowo śpi, jest wykończona, poprosił, by odwiedzali ją rano. Poszedł do niej i patrzył jak śpi, przygotował jej kąpiel, kobiety to lubią, poprawia im humor.
- Obudziłaś się? - uśmiechnął się kiedy zobaczył jak się przeciągałam.
- Tak, trochę mi lepiej dziękuję- złapałam go za rękę, byłam mu wdzięczna.
- Musze ci coś powiedzieć - przysiadł obok, minę miał raczej średnią.
- Mów, no śmiało.
- Twój ojciec był tutaj kiedy spałaś, mówił, że powinno ci minąć za tydzień, bądź dwa - kiedy zobaczył przerażenie na mej twarzy kontynuował - nie wpuściłbym go tutaj, nic ci nie zrobił. Chce, żebyś dała mi dziedzica...że jesteś osłabiona i mam Cie wziąć, nie zważać na Twoje protesty, mam jego błogosławieństwo, że tylko tak spełnię swoje marzenia o szczęśliwej rodzinie z Tobą. Jest w stanie pozbyć się Astarotha...musisz to wiedzieć.
- Chyba nie zamierzasz...Abaddonie...nie zrobisz mi tego?! Błagam Cię, ja cie błagam...słyszysz mnie?! Zrobię wszystko, ale nie to...proszę cię - łzy napłynęły mi do oczu - nie rób mi tego, tylko nie to...
- Amy, ciii - pocałował mnie, a ja zamarłam wpatrując się w niego - nie mógłbym ci tego zrobić, skrzywdzić, nigdy byś mi nie wybaczyła, jesteś ważniejsza, ponad moje marzenia, ponad wszystko. Tylko Ty się dla mnie liczysz, możesz mnie mieć za mięczaka, nie dbam o to...chciałem, żebyś to wiedziała.
- Abe...
- Nic nie mów, przygotowałem Ci kąpiel...muszę Cię rozebrać, dasz sobie z tym radę? - wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki.
- Dam radę - szepnęłam i przytuliłam się do niego - jestem Twoja dłużniczką..
- Nie kuś bo zażyczę sobie Twoją duszę i co wtedy? - zerknął figlarnie kiedy zasłaniał zasłony.
- Nie dam ci się..
- Taką Ciebie lubię.. zsunął ze mnie piżamę, patrzył mi w oczy, nie na moje ciało, byłam mu za to wdzięczna, kiedy skończył włożył mnie do wanny.
- Zawołaj mnie kiedy skończysz, znajdę Ci coś czystego - wyszedł z łazienki,  a mnie zrobiło się na prawdę gorąco.
- Jeśli zbliżysz się do tej łazienki, Mefisto zginiesz - zagrzmiał Abaddon na widok przyjaciela.
- Jej smakowity zapach mnie tu ściągnął, ten mrok jest pradawny...smakowity...
- Łapy precz...ostrzegam, nie będę się litował, nie kiedy chodzi o nią. I wiesz...możesz kpić, kocham tę kobietę, wisi mi to co myślisz. Nalej mi lepiej siderth, albo lepiej nie muszę się opierać i być twardy.
- Mogę Ci pomóc...odebrać odrobinę jej mroku, wiesz, że jestem koneserem...
- Nic jej się nie stanie?
- Nie, nie będzie, aż tak cierpieć, dla kogoś z takim światłem, taki mrok musi być nie do zniesienia.
- Aż tak? - zmartwił się, wiedział, że jest dzielna, nie skarży się, ale żeby aż tak? Jej własny ojciec, przeklęty drań?!
- Nie pytaj...to może zabić.