Kiedy się obudziłam, wciąż przy mnie siedział i nadal trzymał mnie za rękę.
- Myj się, wychodzimy.
- Gdzie? Sugerujesz, że śmierdzę...uhh i masz rację..
- Miałem cie zabrać na skrzydełka to idziemy, mroczna księżniczko. Mamy randkę.
- To żadna randka.
- Dla Ciebie nie, dla mnie tak, co za różnica? - uśmiechnął się złowrogo - masz pół godziny - kiedy to powiedział zniknął.
Przeklęty Abe, zacznę żałować, że mu na to pozwoliłam. Zrobiłam o co poprosił, umyłam się, przebrałam, dopięłam miecz i sztylet, wtedy się pojawił.
- To konieczne? - wskazał na moje uzbrojenie.
- Nigdy nie wiesz kogo spotkasz.
- Jesteś ze mną, czego się boisz?
- To nie ja się boję Abaddonie, to mnie zaczną się bać - szepnęłam kiedy go mijałam i szłam w stronę drzwi. Leniwie udał się za mną. Astaroth stał na tarasie należącym do Guardians i obserwował tą kobietę, dla której sam Abaddon zrezygnował ze swej niezależności. Wystarczy ją złamać i ma Abaddona w garści, jakie to proste. Głupia Lilith, wezwała go, ale dała się jej tak sponiewierać, żałosna i słaba kobieta. Abaddon odchylił lekko głowę, uśmiechnął się kiedy wychodził.
- Nie tym razem, Astaroth.
- Wkrótce, Abaddonie...mam czas.Abaddon dogonił mnie, wyjątkowo mnie wnerwiał tym ociąganiem.
- Już myślałam, że się zgubiłeś - oparłam się w windzie.
- Wszędzie Cię odszukam, masz gprsa - wskazał na pieczęć, którą przestał ukrywać, co mnie zdziwiło, ale co ja tam wiem, jakie zmiany zaszły w jego królestwie. Od potyczki z Lilith minęło parę dni.
- Nie ukrywasz jej?
- To mój atut, nie choroba.
- Jak tam sobie chcesz. Zapomnij, że będziemy się trzymać za ręce...
- Jestem za duży na takie trzymanie, Wybrana..ja od razu włożę Ci język w usta - uśmiechnął się perfidnie, tak czarująca osobowość wychodzi na światło nocy.
- To Ci go odetnę - uśmiechnęłam się życzliwie i ruszyłam do wyjścia.
Szedł przy mnie, zapalił papierosa, paskudny nałóg, ale nic nie powiedziałam.
- Gdzie wychodzicie? - zapytał Logan wracający z patrolu.
- Idę coś zjeść na miasto, Abe obiecał mi skrzydełka i kawę. Trzeba ściągać długi, nim zapomni.
- Baw się dobrze, smacznego - ominął nas. To było do niego niepodobne, by tak szybko odpuścił, zwłaszcza, że miałam u boku demona.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz Abaddonie - pomyślał Logan, kiedy kilka dni temu pojawił się u niego w towarzystwie Raziela i wspomniał o kolejnym, jeszcze potężniejszym upadłym aniele, mającym chrapkę na jej głowę, postanowili zachować milczenie. Chronić ją tak, by tego nie wiedziała, dlatego tak ważna była akceptacja odnowienia paktu.
- Intruz odstraszony wodzu, nic nie wie. Pora się rozerwać...- uśmiechnął się Abaddon sam do siebie, oj tak uwielbiał jej dokuczać i widzieć ten ogień, pragnął jej jeszcze bardziej niż wcześniej.
- A propo mojego języka, dobrze się zastanów, jeszcze nie wiesz co nim potrafię zrobić, najdroższa. Możesz żałować - uśmiechnął się niewinnie.
- Nie mam zamiaru się przekonywać..
- Żałuj, w kuszeniu jestem całkiem dobry...w odpędzaniu smutków też....- pogłaskał mnie po twarzy, złapał mnie za nadgarstek i spojrzał mi w oczy - przemyśl to, to nie musi niczego oznaczać...nie musi być niczym poważnym...Twoja decyzja - wypuścił mnie i szedł dalej jakby nigdy nic. A ja zrobiłam najgłupszą rzecz jaką można było zrobić złapałam go za rękę i wtuliłam się w jego plecy, od tak po prostu, przytrzymał moją dłoń swoją i pogłaskał delikatnie. Nie poruszył się, ani tez niczego nie powiedział.
Astaroth przyglądał się w milczeniu, coraz bardziej zaintrygowany na ile ta kobieta sobie pozwala przy Władcy Piekła, a on jej na to zezwala. Jego długie blond włosy rozwiewał wiatr, uśmiechnął się pod nosem, Lilith nigdy nie była zbyt wylewna jeśli chodziło o to co jest istotne, zawsze klepała tylko dziobem o sobie. Dlatego postanowił zacząć od obserwacji, a potem się zobaczy, czy przyjmie zlecenie i kiedy stwierdzi, że można zacząć.
Dotarliśmy do baru, a miała być kawa i coś na ząb, Abaddon uśmiechnął się do mnie zuchwale.
- Tchórzysz? - zapytał uradowany.
- Prowadź...- nie dałam mu satysfakcji.
- Wiem, czego ci trzeba, zmniejszy to Twój opór moja mroczna księżniczko - roześmiał się i wskazał mi stolik. W pomieszczeniu roiło się od demonów, utkwiły we mnie swój wzrok, ale tylko na chwilę, gdy spojrzałam po towarzyszach ze swoją grobową miną, wywołałam u nich to, o co mi chodziło - lęk. Kiedy prowadzasz się na popijawę z Władcą Piekła nikt nie odważny się podejść i chwała mu za to. Abaddon podszedł do stolika, postawił wielki dzban czegoś dziwnego, dwa kufle. Za chwilę za nim kelnerka przyniosła nam górę frytek na głowę i stek.
- To znacznie lepsze od tych Twoich cienkich skrzydełek - rozlał trunek do kufli i wypił jednym haustem, aż mu oczy zapłonęły od tego, wyglądał dzięki temu znacznie mroczniej, nawet było mu do twarzy. Durnoty gadam, a jeszcze niczego nie wypiłam, źle ze mną.
- Co to?
- Nic takiego, ostrożnie daje kopa, zwłaszcza dzieciom - zakpił mroczny.
- Żadnych nie widzę - wzięłam łyka, było piekielnie mocne, wykrzywiłam się, ale przełknęłam, o dziwo mój żołądek utrzymał się na miejscu.
- No, całkiem nieźle, nie doceniłem Cię - patrzyłam na limonkowy płyn w kuflu i spojrzałam na mojego towarzysza.
- Uważaj, bo takie spotkania mogą mi się spodobać i będziesz skazany na piekielne nadgodziny - dopiłam swoją porcję i rozlałam nam kolejną, tym razem moja kolej.
- Może na to liczę, na częstsze spotkania w doborowym towarzystwie - zaczął jeść swoją porcję - Tobie też radzę zacząć w przerwach na popitkę, to tak na początek, później nie będziesz musiała jeść, by to utrzymać w żołądku. Zaczęłam więc jeść z nim, przypuszczałam, że on nie musiał, ale miłe było to, że chciał dotrzymać mi towarzystwa.
- Nie zdradzisz mi nazwy, jakbym sama chciała sobie zakupić...
- Właśnie dlatego na razie Ci jej nie zdradzę, jak pijesz to tylko ze mną, Twój kurczak odpadłby w przedbiegach.
- Nie mam zamiaru chodzić z nim na popijawy, jest na to zbyt...dobry i czysty. Nie mogę sprowadzać go na zła stronę.
- A Ty, po której stronie teraz jesteś?
- Po środku...waham się raz w jedną, raz w drugą stronę...nie wiem, nie chcę o tym gadać -upiłam kolejnego kielicha paskudztwa, które dawało mi ukojenie i zabrałam się za kończenie steku. Abaddon spiął się lekko, kiedy pewien mężczyzna wszedł do baru, zamówił jakiś ciemnoniebieski płyn i szedł w naszą stronę.
- Władco - skłonił się lekko, mierzył mnie od stóp do głów i zniknął w końcu sali.
- Znajomy?
- Upadły anioł, nie zwracaj na niego uwagi, ze mną masz randkę.
- Tak, za każdym razem mi o tym przypominasz - uśmiechnęłam się mimo wszystko.
Przeklęty Astaroth krąży wokół niej jak wygłodniały pies wokół kości, sposępniał na chwilę, ale nie mógł pozwolić jej się zamartwiać.
- To pijemy dalej moja księżniczko - Abaddon upił sporą część kufla.
Kiedy nasz dzban był pusty, a brzuchy pełne, była pora na nas. Czułam się dobrze, póki siedziałam, gorzej było kiedy wstawałam, ale Abaddon dyskretnie przytrzymał mnie, całując w szyję..byłam zbyt narąbana by go za to zdzielić. I co gorsza podobało mi się to, Abaddon, przytulił mnie, objął w pasie i wyprowadził przed bar.
- Nieźle mi odpłynęłaś księżniczko, to teraz co piekielna sypialnia Twojego piekielnego Władcy? - zamruczał mi do ucha.
- Mam większe łóżko i się nim z Tobą nie podzielę....do domu.
- Myj się, wychodzimy.
- Gdzie? Sugerujesz, że śmierdzę...uhh i masz rację..
- Miałem cie zabrać na skrzydełka to idziemy, mroczna księżniczko. Mamy randkę.
- To żadna randka.
- Dla Ciebie nie, dla mnie tak, co za różnica? - uśmiechnął się złowrogo - masz pół godziny - kiedy to powiedział zniknął.
Przeklęty Abe, zacznę żałować, że mu na to pozwoliłam. Zrobiłam o co poprosił, umyłam się, przebrałam, dopięłam miecz i sztylet, wtedy się pojawił.
- To konieczne? - wskazał na moje uzbrojenie.
- Nigdy nie wiesz kogo spotkasz.
- Jesteś ze mną, czego się boisz?
- To nie ja się boję Abaddonie, to mnie zaczną się bać - szepnęłam kiedy go mijałam i szłam w stronę drzwi. Leniwie udał się za mną. Astaroth stał na tarasie należącym do Guardians i obserwował tą kobietę, dla której sam Abaddon zrezygnował ze swej niezależności. Wystarczy ją złamać i ma Abaddona w garści, jakie to proste. Głupia Lilith, wezwała go, ale dała się jej tak sponiewierać, żałosna i słaba kobieta. Abaddon odchylił lekko głowę, uśmiechnął się kiedy wychodził.
- Nie tym razem, Astaroth.
- Wkrótce, Abaddonie...mam czas.Abaddon dogonił mnie, wyjątkowo mnie wnerwiał tym ociąganiem.
- Już myślałam, że się zgubiłeś - oparłam się w windzie.
- Wszędzie Cię odszukam, masz gprsa - wskazał na pieczęć, którą przestał ukrywać, co mnie zdziwiło, ale co ja tam wiem, jakie zmiany zaszły w jego królestwie. Od potyczki z Lilith minęło parę dni.
- Nie ukrywasz jej?
- To mój atut, nie choroba.
- Jak tam sobie chcesz. Zapomnij, że będziemy się trzymać za ręce...
- Jestem za duży na takie trzymanie, Wybrana..ja od razu włożę Ci język w usta - uśmiechnął się perfidnie, tak czarująca osobowość wychodzi na światło nocy.
- To Ci go odetnę - uśmiechnęłam się życzliwie i ruszyłam do wyjścia.
Szedł przy mnie, zapalił papierosa, paskudny nałóg, ale nic nie powiedziałam.
- Gdzie wychodzicie? - zapytał Logan wracający z patrolu.
- Idę coś zjeść na miasto, Abe obiecał mi skrzydełka i kawę. Trzeba ściągać długi, nim zapomni.
- Baw się dobrze, smacznego - ominął nas. To było do niego niepodobne, by tak szybko odpuścił, zwłaszcza, że miałam u boku demona.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz Abaddonie - pomyślał Logan, kiedy kilka dni temu pojawił się u niego w towarzystwie Raziela i wspomniał o kolejnym, jeszcze potężniejszym upadłym aniele, mającym chrapkę na jej głowę, postanowili zachować milczenie. Chronić ją tak, by tego nie wiedziała, dlatego tak ważna była akceptacja odnowienia paktu.
- Intruz odstraszony wodzu, nic nie wie. Pora się rozerwać...- uśmiechnął się Abaddon sam do siebie, oj tak uwielbiał jej dokuczać i widzieć ten ogień, pragnął jej jeszcze bardziej niż wcześniej.
- A propo mojego języka, dobrze się zastanów, jeszcze nie wiesz co nim potrafię zrobić, najdroższa. Możesz żałować - uśmiechnął się niewinnie.
- Nie mam zamiaru się przekonywać..
- Żałuj, w kuszeniu jestem całkiem dobry...w odpędzaniu smutków też....- pogłaskał mnie po twarzy, złapał mnie za nadgarstek i spojrzał mi w oczy - przemyśl to, to nie musi niczego oznaczać...nie musi być niczym poważnym...Twoja decyzja - wypuścił mnie i szedł dalej jakby nigdy nic. A ja zrobiłam najgłupszą rzecz jaką można było zrobić złapałam go za rękę i wtuliłam się w jego plecy, od tak po prostu, przytrzymał moją dłoń swoją i pogłaskał delikatnie. Nie poruszył się, ani tez niczego nie powiedział.
Astaroth przyglądał się w milczeniu, coraz bardziej zaintrygowany na ile ta kobieta sobie pozwala przy Władcy Piekła, a on jej na to zezwala. Jego długie blond włosy rozwiewał wiatr, uśmiechnął się pod nosem, Lilith nigdy nie była zbyt wylewna jeśli chodziło o to co jest istotne, zawsze klepała tylko dziobem o sobie. Dlatego postanowił zacząć od obserwacji, a potem się zobaczy, czy przyjmie zlecenie i kiedy stwierdzi, że można zacząć.
Dotarliśmy do baru, a miała być kawa i coś na ząb, Abaddon uśmiechnął się do mnie zuchwale.
- Tchórzysz? - zapytał uradowany.
- Prowadź...- nie dałam mu satysfakcji.
- Wiem, czego ci trzeba, zmniejszy to Twój opór moja mroczna księżniczko - roześmiał się i wskazał mi stolik. W pomieszczeniu roiło się od demonów, utkwiły we mnie swój wzrok, ale tylko na chwilę, gdy spojrzałam po towarzyszach ze swoją grobową miną, wywołałam u nich to, o co mi chodziło - lęk. Kiedy prowadzasz się na popijawę z Władcą Piekła nikt nie odważny się podejść i chwała mu za to. Abaddon podszedł do stolika, postawił wielki dzban czegoś dziwnego, dwa kufle. Za chwilę za nim kelnerka przyniosła nam górę frytek na głowę i stek.
- To znacznie lepsze od tych Twoich cienkich skrzydełek - rozlał trunek do kufli i wypił jednym haustem, aż mu oczy zapłonęły od tego, wyglądał dzięki temu znacznie mroczniej, nawet było mu do twarzy. Durnoty gadam, a jeszcze niczego nie wypiłam, źle ze mną.
- Co to?
- Nic takiego, ostrożnie daje kopa, zwłaszcza dzieciom - zakpił mroczny.
- Żadnych nie widzę - wzięłam łyka, było piekielnie mocne, wykrzywiłam się, ale przełknęłam, o dziwo mój żołądek utrzymał się na miejscu.
- No, całkiem nieźle, nie doceniłem Cię - patrzyłam na limonkowy płyn w kuflu i spojrzałam na mojego towarzysza.
- Uważaj, bo takie spotkania mogą mi się spodobać i będziesz skazany na piekielne nadgodziny - dopiłam swoją porcję i rozlałam nam kolejną, tym razem moja kolej.
- Może na to liczę, na częstsze spotkania w doborowym towarzystwie - zaczął jeść swoją porcję - Tobie też radzę zacząć w przerwach na popitkę, to tak na początek, później nie będziesz musiała jeść, by to utrzymać w żołądku. Zaczęłam więc jeść z nim, przypuszczałam, że on nie musiał, ale miłe było to, że chciał dotrzymać mi towarzystwa.
- Nie zdradzisz mi nazwy, jakbym sama chciała sobie zakupić...
- Właśnie dlatego na razie Ci jej nie zdradzę, jak pijesz to tylko ze mną, Twój kurczak odpadłby w przedbiegach.
- Nie mam zamiaru chodzić z nim na popijawy, jest na to zbyt...dobry i czysty. Nie mogę sprowadzać go na zła stronę.
- A Ty, po której stronie teraz jesteś?
- Po środku...waham się raz w jedną, raz w drugą stronę...nie wiem, nie chcę o tym gadać -upiłam kolejnego kielicha paskudztwa, które dawało mi ukojenie i zabrałam się za kończenie steku. Abaddon spiął się lekko, kiedy pewien mężczyzna wszedł do baru, zamówił jakiś ciemnoniebieski płyn i szedł w naszą stronę.
- Władco - skłonił się lekko, mierzył mnie od stóp do głów i zniknął w końcu sali.
- Znajomy?
- Upadły anioł, nie zwracaj na niego uwagi, ze mną masz randkę.
- Tak, za każdym razem mi o tym przypominasz - uśmiechnęłam się mimo wszystko.
Przeklęty Astaroth krąży wokół niej jak wygłodniały pies wokół kości, sposępniał na chwilę, ale nie mógł pozwolić jej się zamartwiać.
- To pijemy dalej moja księżniczko - Abaddon upił sporą część kufla.
Kiedy nasz dzban był pusty, a brzuchy pełne, była pora na nas. Czułam się dobrze, póki siedziałam, gorzej było kiedy wstawałam, ale Abaddon dyskretnie przytrzymał mnie, całując w szyję..byłam zbyt narąbana by go za to zdzielić. I co gorsza podobało mi się to, Abaddon, przytulił mnie, objął w pasie i wyprowadził przed bar.
- Nieźle mi odpłynęłaś księżniczko, to teraz co piekielna sypialnia Twojego piekielnego Władcy? - zamruczał mi do ucha.
- Mam większe łóżko i się nim z Tobą nie podzielę....do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz