Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

sobota, 20 września 2014

56. Ciężki stan.

Nentres przeniósł Amy do skrzydła szpitalnego wzywając pomocy, jej skóra była chłodna, traciła kolor, a oddechy coraz to płytsze i wymuszone. 
- Jest tu ktoś?! Pomocy! - przybiegli lekarze, wzięli Amy na intensywną terapię. 
Ariel zbiegła za chwilę do nich, Syilen pobiegł po Logana.
- Co się dzieje?! - wbiegł Logan ręce mu drżały.
- Leczyła mnie i zaczęła słabnąć, jej usta są takie sine! - płakała Ariel
- Jej stan jest krytyczny, oddechy coraz płytsze, jest na granicy życia i śmierci, nie leczy się samoistnie. Coś się musiało stać - powiedział dr Jefferson - nawadniamy ją, podłączyłem do respiratora, podałem leki, witaminy, nie wiem co jeszcze można zrobić.
- Ja chyba wiem, serum, Nentres jakieś skutki uboczne? - powiedział Logan.
- Żadnych, tylko krótko działa, musisz podać jej go sporo.
Nentres przeniósł Logana do laboratorium nie minęła chwila już mieli serum, badacze tworzyli już następne fiolki dopóki nie dostaną rozkazu by przestać. Jefferson i Logan podawali co jakiś czas  serum, przestawała być taka sina, to znaczyło drobna poprawę. Jej skóra lekko się zaróżowiła, ale Amy się nie budziła. Dr Jefferson naciął delikatnie jej skórę na co Xand zareagował agresywnie.
- Mało bólu już ma, musicie jej to robić?!
- Musze sprawdzić, czy zaczyna się leczyć, bez tego nie poznamy jak duża następuje poprawa spokojnie, wyjdźcie stąd, za wyjątkiem lidera.
Strażnicy usiedli na korytarzu, załamani, usiłując zrozumieć co się stało.
- Leczyła mnie, nie czułam bólu, po prostu leżałam, czułam się dobrze, a ona słabła, robiła się blada, mówiła, że to normalne, że nic jej nie jest, że zaraz skończy...ale nie skończyła dopóki nie upadła - szlochała Ariel, Silyen ja przytulił.
- Dlaczego ona jest taka uparta?! Wiedziałem, że coś tu nie gra, wiedziałem, a nic nie zrobiłem, nie przyszła do mnie...- obwiniał się Xander
- Byłem tam i nic nie poczułem, nic nie zauważyłem, czułem jedynie, że ostatnio często płacze i jest nieszczęśliwa, nie chciała o tym rozmawiać, chciała się skupić na Ariel - dodał Nentres.
- A ja nie wiedziałem nic, odkąd Logan na nią naskoczył kiedy ja przytulałem, wolałem się odsunąć, by nie miała więcej problemow- zasępił się Nataniel.
- Wiadomo coś? - wszedł Thunder, wyraźnie był poddenerwowany.
- Stan ciężki, czekamy - zasmucił się Xand.
- Logan jest z nią i lekarzem, nie podda się póki jej nie ocali - wspomniał Nataniel.
- To przez niego była załamana, nie zepsuł jej się łańcuszek, oddała mu go..zamierzała odejść i nie tylko ze stanowiska, mam takie wrażenie - wspomniał Thunder.
- Dowiedziała się o tym co wyprawiał? - zapytał Nataniel
- A co on wyprawiał? - zdziwił się Xander i spojrzał na Nentresa
- Najeżdżał na nią tak przy wszystkich, że cieszę się, że nie słyszała tego osobiście, zjechał wszystko co było do zjechania i więcej - powiedział Thunder - jak wróciła starał się tak, że to lizusostwo, aż w oczy szczypało, ona też podejrzewała, że coś nabroił. Oddała pierścionek i odznakę i wyszła ze swojego pokoju, nie wiem gdzie się zaszyła, nie znalazłem jej.
- Musiało jej być strasznie ciężko, dlaczego nie przyszła do mnie? - zastanawiał się Xand
- Pewnie się bała, że się wściekniesz i mu przywalisz - wtrącił Nataniel
- Słyszeliśmy to z Ariel, kiedy ja więziłem myślała i mówiła tylko o nim, chciała do niego tak strasznie wrócić, a teraz ucieka, to do niej niepodobne, by straciła wolę życia i walki - zastanawiał się Silyen.
Logan wyszedł z sali i szybko biegł, musiał oddać krew, jego zdolność regeneracji powinna też pomóc, dobrze, że na to wpadł, widząc ją taką małą, bezbronna na tej ogromnej sali, przypiętą do tych wszystkich maszyn podtrzymujących życie, był jego największym koszmarem i ten koszmar się spełniał. Ze swojej krwi odizolował substancję, która umożliwiała mu regenerację, zrobił tak po raz pierwszy, substancja miała jasno błękitny odcień, modlił się by to pomogło. Jeśli tak się stanie to, ukończył prace nad serum, trzymaj się Amy. Udał się szybko do sali, w której była, czuł na sobie oskarżycielski wzrok Xandera, pewnie się już dowiedział, sam czuł się jak ostatni prostak. Doktor Jefferson założył Amy kroplówkę, w której umieścił płyn dostarczony przez Logana, mogli tylko czekać, nic więcej im nie pozostało. Lider wyszedł do zgromadzonych pod salą strażników, przyjaciół powiadomić ich o stanie ich dowódcy.
- Wiadomo już coś?! - wyrwała się Ariel kiedy go zobaczyła, uciszył ja ruchem ręki.
- Jej stan nadal nie jest najlepszy, została podłączona do aparatury podtrzymującej życie, na szczęście nie była niedotleniona, dostała 20 fiolek serum, które podajemy Nentresowi, nie możemy podać jej więcej, stan się nie pogarsza, ale też nie ma znaczącej poprawy. Z mojej krwi udało mi się odizolować substancję, dzięki której moje ciało się regeneruje, podajemy ją w kroplówce, powoli, póki co nic więcej się nie da zrobić, wszystko zależy od niej i czasu. Xander chciałbym Cię o coś poprosić, zajmuj się wszystkim, zastąp nas, wróćcie do swoich zadań, miejcie rękę na pulsie, a ja będę was informował o wszystkim. Jeśli to zadziała Nentres, serum będzie kompletne. To wszystko.
- Jadłes coś? - zapytał Xander
- Nie, jeszcze nic i jakoś nie jestem głodny, wybaczcie muszę do niej iść - opuścił głowę, wziął oddech i wszedł do sali, gdzie umierała Amy.
Xander poszedł po śniadanie i dużo kawy, nie może siedzieć z nią i nic nie jeść, nie powinien, nie po tym wszystkim co się stało. Mimo, iż zawsze będzie mieć do niego żal, że ją tak skrzywdził, do tego stopnia, że straciła wolę życia i walki, że zaplanowała ucieczkę. Ucieczkę bez pożegnania, znalazł jej spakowaną torbę.  Gdyby był bardziej odważny, walczył wcześniej, byliby razem, nie leżałaby w takim stanie w szpitalnym łóżku. Gdyby tylko wtedy nie stchórzył kiedy byli w lesie, gdyby się nie poddał i ja przekonał, eh...zabrał jedzenie i ruszył do Logana. Określał go teraz mianem winnego nieszczęść mimo, iż zdawał sobie sprawę, że to nieuczciwe, czerpał z tego przyjemność, powstrzymywał się, by mu nie wygarnąć, nie przywalić jedynie dla niej. Nie chce, by się na niego złościła, czy kiedykolwiek odwróciła od niego. Wszedł do sali, zobaczył ją i na chwilę jego własne serce przestało bić, była taka mała, drobna, bladziutka i słaba, podłączona do maszyn przez setki rurek, okropny widok, łamał mu serce.  Postawił tacę na stole i podał Loganowi kawę, dotknął jej malutkiej rączki, była chłodna.
- Dzięki, nie chcę by się obudziła i była sama, przerażona tą aparaturą.
- Zmienię cię popołudniu, umyjesz się, przebierzesz, chwile zdrzemniesz, zjesz i tu wrócisz.
- Nie chcę...
- Nie masz wyboru, teraz ja wydaje rozkazy, nawet Tobie, chcesz by Ciebie zobaczyła w takim stanie? Zrób to dla niej, ja zawsze to robię. Nie bluzgam cię teraz, nie przywalę ci choć ręka mnie swędzi, by to zrobić, nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Ale ona by mi tego nie wybaczyła. Właśnie dlatego tego, nie zrobię. Nie dla Ciebie. Kocham ją w sposób jaki Ty powinieneś...do zobaczenia o 13...bez dyskusji - po tych słowach Xander wyszedł z sali, musiał wydać dyspozycje strażnikom, wysłać grupy na patrole, od czasu rozbicia twierdzy Silyena, pojedynczych ataków przybyło, muszą temu się przeciwstawić. 

sobota, 6 września 2014

55. Morze łez.

Tak..zamarłam, w pokoju  paliły się świece, był wielki bukiet kwiatów, elegancko nakryty stół dla dwóch osób, przy oknie stał Logan. 
- Wróciłaś...
- Tak, to niesamowite co przygotowałeś, dziękuje...- podszedł do mnie i pocałował namiętnie, że aż zabrakło mi tchu- wow...- może to niewiele, ale tylko tyle byłam w stanie wydukać.
Załapał mnie za rękę i zerknął na moja dłoń.
- Założyłaś go - uśmiechnął się.
- Tak, bardzo mi się podobał, pomyślałam, że dziś mogę go założyć - na mym palcu widniał pierścionek z serduszkiem.
- Pozwól, że Ci pomogę - zdjął ze mnie kurtkę i powiesił na wieszaku - przygotuję Ci kąpiel, wyglądasz na zmęczoną, a później jeśli zechcesz zjemy razem kolację.
- Pomyślałeś o wszystkim, dziękuję, mi pasuje.
Logan udał się do łazienki, a ja wypakowałam kilka rzeczy z torby, przygotowałam ubrania na zmianę, zaskoczył mnie i trochę dziwnie się z tym czuję, jednak było mi przyjemnie, że się tak postarał, co nie znaczy, że mu odpuszczę zbyt łatwo.
- No, możesz wskakiwać do wanny - przytulił się do moich pleców i pocałował mnie w szyję - pięknie wyglądasz, Twoja nowa fryzura strasznie mnie kręci, bardzo mi się podoba.
- To miło z Twojej strony, cieszę się, też uważam, że jest całkiem fajna. Jeśli chodzi o sprawy służbowe to mamy nowa strażniczkę, opowiem Ci o tym przy kolacji nazywa się Megan.
- Jeśli chcesz, chciałbym, żebyś wiedziała, że nie praca się teraz liczy tylko Ty - kiwnęłam głową i poszłam wziąć kąpiel.
 Słyszałam, jak Logan podgrzewał kolację, zdziwiłam się, że był dla mnie taki miły i aż tak się starał, było to trochę podejrzane, miałam złe przeczucia, ale miałam nadzieję, że się mylę. Przebrałam się w swój dres, przeczesałam włosy i wyszłam do pokoju.
- Pięknie pachnie, co tam mamy dobrego?
- Pieczeń, Angie przeszła samą siebie.
- Jak zawsze, to akurat mnie nie dziwi, ani trochę. Powiedz, skąd takie przyjecie mojej osoby? Nigdy nie byłeś zbyt wylewny, wolałeś prostotę w każdym wydaniu, doceniam, że chciałeś sprawić mi przyjemność, ale to, aż za dużo. Zupełnie jakbyś miał wyrzuty sumienia.
- Oj, Amy nie mów bzdur, po prostu zasługujesz na to wszystko, częściej powinienem to robić, ale byłem zbyt zapracowany i egoistyczny, każdy z nas popełnia błędy.
- A jaki jest Twój?
- Pozwoliłem ci wyjechać, za dużo mówię, gdy jestem wściekły, rzeczy, których nie myślę normalnie, bywam zazdrosny, jestem zbyt łatwowierny, to moje problemy.
- No, ok powiedzmy, że na chwilę obecną mi wystarczy.
Ledwo to powiedziałam w drzwiach stanął Thunder.
- Witaj Amy, no no...ładnie to urządziłeś, znowu chcesz zamydlić jej oczy? Przyznałeś się już? Czy mam pokazać jej nagranie i opowiedzieć co wygadywałeś?
- O czym Ty mówisz? Wiedziałam! To było zbyt piękne, żeby było bez podtekstów i prawdziwe.
- Amy to wszystko jest prawdziwe...nikt ciebie tutaj nie zapraszał!
- Więc nic jej nie powiedziałeś, tchórz z Ciebie, zasługuje na prawdę. Kiedy wyjechałaś nasz miłościwie nam panujący Logan, "objechał Ci tyłek" to zbyt łagodnie powiedziane. Mówił, że nie nadajesz się na dowódcę skoro wyjeżdżasz kiedy napotykasz mały problem na swojej drodze, że zabrałaś ze sobą dobrych ludzi, że mamy okrojony skład, wiedziałaś, że jesteś niezbędna, że potrzebna będzie pomoc medyczna. Przez Ciebie będziemy tracić ludzi, tak jakbyś to Ty nasyłała na nas bezdusznych, jak wrócisz powinnaś zrezygnować, jeśli tego nie zrobisz będziesz tchórzem. Sam chciał Ciebie wyrzucić, uwłaczał Twojej godności, że przyprawiasz mu rogi z Xandem, Natanielem, nawet ze mną...nie można ci ufać,  że go zraniłaś i ciągle ranisz, jesteś niedotykalska. Połowę rzeczy zapomniałem, ale zrobił z ciebie zło wcielone. Nie zasłużyłaś na to, nigdy nie zrobiłaś nic przeciwko nam, naszej sprawie i przeciw niemu.
Wstałam od stołu zbliżyłam się do biurka, stałam do nich tyłem, odłożyłam pierścionek do pudełka, zdjęłam swoją odznakę dowódcy i położyłam przed nim na stole.
- Dziękuje Thunder - wyszłam z pokoju, nie miałam dokąd iść, gdybym w tym stanie poszła do Xandera, mógłby się wściec i zrobić jakieś głupstwo, Nataniel już pewnie śpi, jest zbyt późno, Ariel i Silyen pewnie także odpoczywają, Megan i Nentres spędzają czas razem. Zostałam sama. Zeszłam do skrzydła szpitalnego, znalazłam mały pokoik, wzięłam koc, robiło się bardzo chłodno. Otuliłam się nim szczelnie i usiadłam w fotelu, ja to mam szczęście wpadam z deszczu pod rynnę. Nie chcę odznaki...jeśli przestał we mnie wierzyć, to już nie ma sensu. Nic już nie ma sensu, po tym wszystkim nawet mój pobyt w Guardians wydaje się kiepskim żartem. Nie pasuję tutaj. Nie pamiętam kiedy zasnęłam, ale spałam krótko, hałasy w skrzydle szpitalnym mnie obudziły, wymknęłam się. Jadalnia stopniowo się zapełniała, miałam cały stolik dla siebie. Sączyłam kawę mając nadzieję, że pomoże mi się obudzić, kiedy do mojego stolika dosiadł się Nataniel, Xander, Ariel z Silyenem. Nentres i Megan stali jeszcze w kolejce po śniadanie, pomachali mi.
- Cześć Amy, jak dobrze Cię widzieć - powiedział nieśmiało Silyen.
- Witajcie, dobrze spaliście? - czułam na sobie badawcze spojrzenie Xanda, dlaczego on wszystko potrafi zauważyć?
- Całkiem dobrze, ale masz u mnie przechlapane, że mnie nie zabrałaś - powiedział Nataniel
- Jakoś Cię udobrucham..Silyen dobrze wyglądasz, dobrze się czujesz? Żadnych medycznych nieprawidłowości?
- Wszystko gra, lepiej być nie mogło, nie martw się - odpowiedział się i uśmiechnął
- Amy, gdzie Twoja odznaka? - tak to pytanie mogła zadać tylko jedna osoba Xander, rozmowy przy stoliku ucichły, a ja się zacięłam i nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Jest tutaj, naprawiałem zamek w łańcuszku, trochę się otwierał i Amy nie chciała go zgubić - zawiesił mi łańcuszek na szyi, spięłam się kiedy mnie dotykał, co nie umknęło uwadze Xandera - no teraz jest u właściwej osoby i na właściwym miejscu. Amy jak zjesz musimy porozmawiać o nowej strażniczce, załatwić dokumentację, potrzebuje kilka Twoich podpisów. Smacznego - położył dłonie na moich ramionach, nie odwróciłam się do niego.
- Przyjdę.
- Będę czekał - odszedł do swojego gabinetu.
- No i masz swoja odpowiedź, Ariel dam Ci znać kiedy zajmę się Tobą - dopiłam kawę, dokończyłam kanapkę w biegu - wybaczcie muszę iść, zaległości w dokumentacji, a jeszcze muszę się przebrać. Paaa...
Pognałam do siebie, na szczęście w pokoju wszystko zostało uprzątnięte za wyjątkiem pudełeczka z pierścionkiem. Przebrałam się w biegu, doprowadziłam do ładu, pierścionka nie założyłam. Wzięłam laptop, pewnie trochę tych zaległości będzie no i muszę napisać raport z pokonania bezdusznego lwa, pozyskania Megan, stworzyć jej dokumentację. W skrzydle medycznym trzeba założyć jej kartę, ale po kolei. Z przyzwyczajenia zapukałam i weszłam do gabinetu, położyłam komputer na moim biurku, które zostało dostawione jakiś czas po moim objęciu tego niezbyt wdzięcznego stanowiska. Przygotowałam stanowisko pracy, zerknęłam na stertę papierów, którą czekała na moją uwagę, eh może urlop nie był jednak dobrym pomysłem, to zajmie wieki. Logan cały czas mnie obserwował, nie wiem czy czekał, aż wybuchnę, zamierzałam zrobić co muszę i wyplatać się z bycia dowódcą, po co mi to było?
- Megan potrafi formować i rzucać kule energii, ma problem z celnością nie sadzę, że zna sztuki walki jednak jest utalentowanym szermierzem, zdobyła wiele nagród. Przygotuję raport na jej temat, poznaliśmy ją w lesie nie daleko małego miasteczka Starwood, została zaatakowana przez bezdusznego przyjął formę wielkiego lwa, był największy jakiego dotąd wiedziałam. Była świadoma swojego daru broniła się, jak wspominałam wcześniej miała problem z celnością, kule formowała bez problemu dosyć często. Załatwiłam lwa od góry z pomocą Nentresa rozwaliliśmy go na połowę. Oto cała historia, liderze. Nentresowi zależało na opiece nad Megan i nauce potrzebnych umiejętności, które wykorzystasz w dogodnej dla Ciebie chwili, więc przydzieliłam mu ją. Mam nadzieję, że nie cofniesz tej decyzji. Coś jeszcze?
- Dziękuję za zdanie relacji z przebiegu waszej misji. Nagromadziło się trochę dokumentacji, kiedy Cię nie było, zapoznaj się z nimi jak najszybciej.
- Złożę rezygnację jak nadrobię zaległości, musisz być tego świadomy, szefie.
- Nie wyrażę na to zgody.
- Akurat to co myślisz mam gdzieś w tym przypadku, wybacz, ale muszę zrobić raport.
- Amy, musimy porozmawiać, wysłuchaj mnie.
- Przykro mi, jestem w pracy.
- Myślisz, że ci na to pozwolę?!
- Myślisz, że masz jakiś wybór?!
Logan szarpnął mnie i wstałam z krzesła, mocno zaciskał ręce na moich nadgarstkach.
- To nie była prośba, wysłuchasz tego co mam Ci do powiedzenia.
- Nie ma mowy! Mam dość słuchania Twoich kłamstw, tyle razy mi obiecywałeś! Tyle razy! I co?
- Thunder nie powiedział Ci całej prawdy, jestem Twoim mężczyzną to moje słowa powinny mieć dla ciebie znaczenie! - w złości zaciskał ręce coraz mocniej.
- To boli...Puść mnie! Twoje słowa były dla mnie najważniejsze, ale sam, sprawiłeś, że przestały - miałam łzy w oczach ale z nimi dzielnie walczyłam - jeśli mnie nie puścisz skrzywdzę Cię, a nie chcesz tego.
- Lubię w Tobie to zacięcie, zrobiłem źle, byłem pijany, popełniłem błąd o co to halo?! Boże dziewczyno nie nakręcaj się tak! - usiłowałam wyrwać ręce z jego objęć.
- Nie pozostawiłeś mi wyboru - poparzyłam go w rękę, gdy odskoczył uderzyłam go w twarz, chwyciłam laptop i wybiegłam z gabinetu ze łzami w oczach, nie miałam siły ich ukrywać, zamknęłam się na klucz w pokoju, oparłam o drzwi, łzy spływały mi po policzkach, nie wiem nawet kiedy zjechałam na podłogę. Nic go nie interesuję...ani ja, ani to co czuję, pragnie jedynie posiadać. Doprowadziłam się do ładu, miałam dużo na głowie, nie czas na łzy, jeszcze nie. Spakowałam najważniejsze rzeczy do mojej wielkiej torby, tak bym była gotowa ją nieść bez zbytniego zmęczenia i ukryłam ją pod łóżkiem. Zadzwoniłam do Nentresa i poprosiłam by do mnie przyszedł i przetransportował mnie do Ariel.
- Przepraszam, że wykorzystuje Twój dar do błahostek jak przemieszczanie się, ale mam bardzo dużo pracy, dziękuje.
- Martwisz mnie trochę.
- Niepotrzebnie, masz dość swoich zmartwień i zajęć.
- Dużo ostatnio płaczesz...
- Ja? Niee...kiedy?
- Amy...ja wiem, wiesz dlaczego, przeznaczenie.
- Możemy o tym nie rozmawiać, proszę Cię, poukładam sobie wszystko i dam radę.
Nentres kiwnął głową, nie wyglądał na zadowolonego, ale nigdy go o nic nie prosiłam.
Ariel położyła się na swoim łóżku, byli zdziwieni, że chce to zrobić tak szybko i nie w skrzydle szpitalnym, udało mi się ich przekonać, że przecież sama ja leczę, nie ważne gdzie. Chciałam to dla niej zrobić, nim odejdę na dobre i rozwiążę wszystkie problemy. Dotknęłam Ariel, oddałam się procesowi leczenia, przejęłam na siebie ból jaki mogłaby odczuwać, nie zasłużyła na to, a mnie było wszystko jedno. Bolało serce, może boleć i ciało. Poprzez przejęcie bólu słabłam szybciej niż podczas leczenia Silyena, jeśli wyleczenie Ariel będzie ostatnia rzeczą, którą zrobię, niech tak będzie, nie zależało mi na niczym. Usiadłam na podłodze, bo nie byłam w stanie ustać, ale się nie poddawałam.
- Amy, co się dzieje?!
- To nic takiego, męczę się tylko...zaraz będzie koniec, dam radę.
Skóra Ariel przybierała zdrowy odcień, zmiany się cofały, zmieniała się w przepiękną ludzką kobietę. Nie mogłam puścić jej ręki, nie mogłam...albo nie chciałam? Nie wiem nawet kiedy, poczułam się tak słabo, ze każdy oddech sprawiał mi trudność, osunęłam się na ziemię.





czwartek, 4 września 2014

54. Powrót do rzeczywistości.

Następnego dnia wybrałam się do miasta do salonu, w którym pracowała Megan, Xander się uparł by iść ze mną, kiedy zobaczył salon piękności wolał pokręcić się po miasteczku. Mięczak. Uśmiechnęłam się do Megan i skierowałam w jej stronę.
- Cześć, jestem gotowa na małą metamorfozę.
- Witaj, siadaj na fotel i mów co robimy.
- Obcinamy i to dużo, do szyi, tak mi będzie wygodniej, pocieniuj trochę jakbyś mogła. - Megan zajęła się robotą, a ja zastanawiałam się czy podjęła jakaś decyzję, jednak nie chciałam jej zbytnio naciskać.
- Skąd taka zmiana?
- Słucham? A zmiana, jestem trochę inną osobą i będzie mi wygodniej w walce. U Ciebie wszystko w porządku? Nie naprzykrza Ci się, mam nadzieję?
- Nie, nie wiem co mu powiedziałaś, ale udaje, że mnie nie widzi.
- I prawidłowo, wyglądasz dużo lepiej, cieszę się, że mogłam pomóc - po skończonym strzyżeniu uściskałam Megan - Dziękuję, wyjeżdżamy dzisiaj o 16.00 jeśli się zdecydujesz, zapraszam. Mój przyjaciel bardzo chciałby ci pomóc, dużo o Tobie myśli - uśmiechnęłam się znacząco, puściłam jej oczko i się pożegnałam. Xander czekał na mnie pod salonem, uśmiechnął się na mój widok.
- Wyglądasz czarująco, obyło się bez krwi?
- Xanduś, złotko ja nie byłam u rzeźnika tylko w salonie fryzjerskim to znaczna różnica.
- Dla mnie to jedno i to samo - roześmiał się, muszę przyznać, że bardzo ładnie się śmiał, dotknął moich włosów, bawił się pasmami.
- Bardzo mi się podobają, wyglądasz całkiem seksownie...
- Dzięki - opuściłam wzrok, speszył mnie, cholera - może pójdziemy coś zjeść i weźmiemy dla Nentresa, musimy się powoli pakować.
- Mamy jeszcze na to czas - głaskał mnie po buzi.
- Xand, co Ty robisz?
- Nie widzisz? Oceniam Twoją fryzurkę i głaszczę Cię, nie mogę się powstrzymać.
- Xand, wiesz, że...
- Nie robię nic złego - uśmiechnął się i cmoknął mnie w czoło - nie denerwuj się już, moja nieziemska, na co masz ochotę?
- Cokolwiek...
- Nie zadowala mnie taka odpowiedź - objął mnie mocno i patrzył w oczy.
- Może być rybka z frytkami.
- No to rozumiem- wziął mnie za rękę i pociągnął do knajpki.
Zajęliśmy stolik, przysunął mi krzesło, było to bardzo przyjemne, dziwnie się czułam w jego towarzystwie, nigdy nie ukrywał tego co do mnie czuje, ale nigdy też nie okazywał mi tego tak wyraźnie. Nie czułam obrzydzenia tylko mętlik w głowie, czułam się z nim zadziwiająco dobrze i część mnie nie chciała by przestawał, a ta druga rozsądna walczyła z całych sił. Xander zawsze był przy mnie, czy musiał czy nie musiał, bo chciał. Logan ukrywał, spychał na dalszy plan, wolał mną rozporządzać i w życiu i w pracy. Wystarczyła jedna chwila, by uwierzył kobiecie, która nigdy się nim nie interesowała, ani nie troszczyła o niego. Xander natomiast, nie zwracał najmniejszej uwagi na kuszące pozy i zabiegi kelnerki, u której złożył zamówienie, pogłaskał mnie palcem po dłoni i uśmiechał się, zadowolony jak wielki zdobywca, że zdobył dla mnie jedzenie o jakie go prosiłam.
- Dziękuję za ten obiad, fajnie, ze spakują nam trochę dla Nentresa.
- Mam nadzieję, że książę będzie usatysfakcjonowany - roześmiałam się, wyobraziłam sobie minę Nentresa jakby to usłyszał, mielibyśmy przechlapane.
- Podobała Ci się?
- Kto?
- No ta kelnerka, widziałeś jak na ciebie patrzyła, podrywała Cię.
- A nie zwróciłem uwagi, nie przyglądałem jej się.
- Prawie włożyła Ci biust na talerz.
- Jesteś zazdrosna? - zrobił zaczepną minę.
- Aj wiesz, że nie o to chodzi.
- Tak to sobie tłumacz, kociaku - roześmiał się Xand i wcinał swoja porcję, miał dziś wyjątkowo dobry nastrój.
- Jesteś dziś w wyjątkowo dobrym humorze, rozbrykałeś mi się kolego.
- Czasem trzeba, to czas spędzony dziś z Tobą mnie tak nakręca.
- Nie zwalaj na mnie winy, jestem co najwyżej współwinna bo zrobiłam Ci kanapki z serem na śniadanie.
- No dobrze, zgadzam się na współwinną. - szybko dokończyliśmy jedzenie, Xand zapłacił i za mnie, mimo, że protestowałam, gdy wyszliśmy z restauracji zaczęłam wałkować znów ten sam temat.
- Nie powinieneś za mnie płacić.
- Dlaczego nie?
- Bo to trochę dziwne.
- Postawiłem Ci obiad, miałem na to ochotę, Amy słonko to tylko obiad, innym razem Ty zapłacisz, zgoda?
- No dobra, trzymam Cię za słowo, chodźmy do samochodu - dziwnie się uśmiechał, gdy odpuściłam finansową debatę.
Nentres siedział na schodach  zamyślony, było mi szkoda patrzeć na niego w takim stanie, ożywił się kiedy mnie zobaczył i znów zasępił liczył pewnie, że przyprowadzę Megan.
- Cześć, jesteś głodny?
- Średnio - wymamrotał.
- Przynieśliśmy ci fantastyczną rybkę, chodź - złapałam go za rękę i wciągnęłam do kuchni, nałożyłam jedzenie - smacznego.
- Dziękuję wam, spakowałem się, wywaliłem śmieci, trochę posprzątałem.
- Miej nadzieję, może przyjdzie, jeszcze wszystko możne się zdarzyć.
Pakowałam swoja torbę, Xand mnie szturchał, zaczepiał, kiedy tylko przechodził obok, pozanosił torby do samochodu, dopinaliśmy ostatnie szczegóły.
- Na co czekamy?
- Na 16.00
- 16.00?
- Powiedziałam Meagn, ze wtedy wyjeżdżamy i tak też zrobimy, dla Nentresa.
- Sprawy sercowe są pokopane...- zamyślił się Xander.
- Nawet mi nie mów, znam to z doświadczenia.
- Co robisz? - nagle przyparł mnie do drzewa spojrzał w oczy.
- Nie powiesz mi, że nie czujesz czegoś do mnie, jestem tego pewny.
- Nie powiem, bo byłoby to kłamstwem - uśmiechnął się, jego rysy złagodniały.
- To mi wystarczy - pocałował mnie delikatnie i wrócił do domku.
- Miłość na prawdę jest przereklamowana - jęknęłam sama do siebie, usłyszałam szelest odwróciłam się i zobaczyłam Megan z torbami.
- Zdążyłam?
- Jesteś w sama porę - uśmiechnęłam się.
Pomogłam jej zapakować torby, widziałam jaki zadowolony był Nentres, chyba również wpadł jej w oko, długo rozmawiali, nie mogłam się nie uśmiechać.
- Xand prowadzisz, a ja jadę z przodu - zapakowaliśmy się do naszego suva, żegnaj domku, jeszcze tu wrócę, gdy znowu będę uciekać i zbierać siły do walki.
Nentres razem z Megan rozmawiali, łapali wspólny kontakt, jakby byli przyjaciółmi od zawsze.
- Nentres, mogłabym Cie o coś prosić?
- O co takiego Amy?
- Zajmiesz się Megan w  Guradians? Zaopiekujesz? Zajmiesz treningiem, przynajmniej na razie, będzie jej raźniej, pomogę kiedy będę mogła - uśmiechnęłam się.
- Jeśli tylko Megan nie będzie miała nic przeciwko, to nauczę ją paru sztuczek.
- Bardzo się cieszę, że to będziesz Ty, wzbudzasz zaufanie, dziękuję - zarumieniła się dziewczyna, ruszyliśmy.
- No to książę zeswatany - szepnęłam do Xanda i się uśmiechnęłam- na Ciebie też przyjdzie pora.
- To jedno moja droga Ci się nie uda, dobrze wiesz dlaczego, wolę żyć sam blisko niż być nieszczęśliwy z kimś kto zastąpić ma Ciebie.
Zasmuciłam się, zostawiłam już ten temat i pogłośniłam radio, musiałam zająć myśli czymkolwiek innym, niż moim rozdartym sercem.
- Uszanuj to jedno, proszę - szepnął mi do ucha kiedy poprawiał się na fotelu.
- Jakbym mogła tego nie zrobić...
Jechaliśmy w deszczu, niebo płacze nade mną zagubiona chyba bardziej niż jak wyjeżdżałam. Narzuciłam kaptur na głowę zanim wysiadłam z samochodu, przenosiliśmy torby do suchego holu, spojrzałam w okna budynku, wiedziałam, że tam jest patrzy i czeka na mnie...zamiast do mnie zejść.
- Daj, poniosę Twoja torbę jest za ciężka dla Ciebie - uśmiechnął się Xander, wziął torby i kierował się do wind, zachowując bezpieczny dystans.
- Ona jest ze mną - oznajmiłam strażnikom, którzy patrzyli nieco zaniepokojeni - wszystko w porządku.
- Tak jest, dobrze, że Pani wróciła - uśmiechnął się jeden ze strażników, kiedy się przyjrzałam zobaczyłam niedowiarka, któremu kiedyś pomogłam i odwzajemniłam uśmiech.
- Też się cieszę, że jesteśmy w domu, dziękuję za miłe powitanie, bądźcie czujni.
W pierwszej kolejności znaleźliśmy naszej Megan pokój, blisko mojego i Nentresa, żeby było jej raźniej, usłyszałam szybkie kroki w korytarzu, ktoś się śpieszył, zobaczyłam jasne kosmyki włosów - Ariel, rzuciła mi się w objęcia.
- Jak dobrze, że już jesteś martwiłam się o Ciebie, nie odzywałaś się zasługujesz na lanie koleżanko! - przytuliłam sie do przyjaciółki.
- Brakowało mi Ciebie, ale musiałam Ariel...po prostu musiałam, później pogadamy, pozwól, że Ci przedstawie nową strażniczkę, tak damskie grono się poszerza oto Megan, Nentres się nią zaopiekuje, może też moglibyście służyć radą, jesteś świetną wojowniczką - puściłam Ariel porozumiewawcze oczko, od razu wiedziała o co chodzi, kto jak kto, ale my kobiety jesteśmy bardzo spostrzegawcze w takich sprawach.
- Witaj, nie ma sprawy, miło mi ciebie poznać, już Cie uwielbiam koleżanko! - rozweseliła się Ariel
- Ariel, jutro się Tobą zajmę, wypoczęłam i już mogę, przepraszam, że tak długo czekałaś.
- Nie chcę, żebyś przez to myślała, że się o Ciebie martwię, zależy mi na Tobie, a czekać mogę tyle ile będzie trzeba.
- Wiem...jak się czuje Silyas?
- Lepiej niż kiedy kiedykolwiek, dużo lata, powiedział, że zapomniał jakie to może być przyjemne, potwierdzam jest to fajne i zaplanował, że też Ci to pokaże, jeśli będziesz miała ochotę. Swoją drogą Amy, wyglądasz ślicznie.
- Dziękuję, chętnie, dobranoc dziewczyny, jestem skonana, do zobaczenia rano - podeszłam do swoich drzwi, Xand przed nimi postawił moją torbę, uśmiechnęłam się na sama myśl o tym.
Kiedy otwarłam drzwi do mojego pokoju zamarłam...