Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

sobota, 27 stycznia 2018

68. Łzy


Obudziłam się późnym wieczorem, tym razem nie musiałam zaglądać pod koc
 i sprawdzać czy mam ubranie, bo doskonale wiedziałam, że go nie mam. Leżałam w jego ramionach, uśmiechał się do mnie czule i głaskał po plecach. W głowie wirowało nam pytanie: co teraz będzie? Nie chciałam by był daleko ode mnie, nie byłam gotowa
na poważny związek od razu, nikt tego nie zrozumie i nie poprze, wezmą go i będą obwiniać, a tego nie chciałam, muszę go ochronić. Za bardzo mi na nim zależało, czy to moc czy coś więcej, tego żadne z nas nie wiedziało. Ucałowałam go, jakoś nie mogłam
się powstrzymać.
- Mmm ktoś tu ma jeszcze siły
- Potrafisz, że mnie wykrzesać sporo energii
- No to już - roześmiał się i znowu mnie zacałowywał.
Kiedy tak leżeliśmy zrobiłam się głodna, nasz obiad leżał na stole, nie przywykłam
do tego, że ktoś na mnie patrzy kiedy chodzę bez ubrania, owinęłam się kocem
i rozglądałam za jego koszulką. 
- Czego szukasz? - przeciągnął się leniwie
- Koszulki, zgłodniałam trochę - mruknęłam.
- Tej koszulki? - uśmiechnął się figlarnie
- Tak - kiedy sięgnęłam po nią odsunął rękę i wpadłam na niego tracąc równowagę, Thunder tylko na to czekał objął mnie mocno i wycałował. Roześmiałam się, a kiedy skończył stwierdził, że teraz może mi ją podać i nawet się odwrócił kiedy się ubierałam. Podeszłam do stołu i zaczęłam pałaszować ze smakiem, nie szkodzi, że był zimny, trafiał tam gdzie powinien. Zerknęłam na Thundera, przyglądał mi się i tajemniczo uśmiechał.
- Chodź, musisz coś zjeść, bo całkiem opadniesz z sił
- Przyznaj się lepiej, że chcesz patrzeć na mój nagi tyłek - uśmiechnęłam się
- Nie przeczę - tym razem on się roześmiał, ubrał się i dołączył do mnie przy stole.
Kiedy kończyliśmy obiad usłyszałam nawoływania to był Xander, uciszyłam na chwilę Thundera, wiedział, że coś się dzieje, więc wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.
- Amy, wszystko w porządku? Nie widziałem Thundera na kolacji, wziąłem dla was jedzenie, za jakąś chwilę do was dotrę, nie może Cię głodzić....
- Xander, eee ja właśnie się obudziłam, daj mi chwilkę, na ogarnięcie się, wszystko
w porządku, Thunder chyba bierze prysznic, położyłam się na chwilę i nie wiem kiedy mnie ścięło...
- Pójdę schodami, dla Ciebie, ogarnij się
 - roześmiał się Xand
- Mamy problem, Xander tu idzie z kolacją - wyskoczyłam z krzesła jak z procy, otwarłam okno, zaczęłam zbierać szybko ubrania, wskoczyłam w spodnie, Thunder się śmiał, klepną mnie w tyłek, kiedy mijał mnie by pościelić łóżko prowizorycznie
- Z czego się śmiejesz?
- Z Ciebie, jesteś taka rozkoszna, kiedy panikujesz- uśmiechnął się czule, a ja
się zawstydziłam - pójdę pod prysznic, będzie pretekst, dlaczego mnie nie było, widzisz jak Cię pilnuje Twój przyjaciel? Dba o Ciebie...
- Ty też o mnie dbasz - pocałował mnie z zaskoczenia, uśmiechnął i poszedł pod prysznic.
Było mi tak dobrze z nim, powinnam rozpaczać po stracie Logana, ale czy ja byłam z nim szczęśliwa? Czy w pewnym momencie nie przestałam go kochać? Nie znam życia jakie pokazuje mi Thunder, jest jak w bajce, czeka nas poważna rozmowa i oboje to wiemy, nikt nie może ucierpieć, zwłaszcza Xander, nie chcę tego. Nie zasługuje na to...każdy,
 ale nie on.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Idę....- rozkosmałam trochę włosy, pewnie nie musiałam, bo i tak dopiero co wstałam
 z łóżka.
- Amy, jak dobrze Cię widzieć - poprawiłam włosy i uśmiechnęłam się
- Wejdź - ziewnęłam- Przepraszam.
Xander rozejrzał się po pokoju, z łazienki dobiegał odgłos lejącej się wody.
- Wszystko w porządku, chyba lepiej co? Już tak się nie błyskasz..
- Dzięki Thunderowi, ciężki trening po którym nie wiem jak się nazywam i mam trochę spokoju, od bycia świetlówką.
- Amy, chodź umyjesz mi plecy! - krzyknął Thunder do nas zanosząc się od śmiechu
Zerknęłam w stronę łazienki i się uśmiechnęłam.
- Zaczekaj, zejdę po największy druciak jaki ma Angie, może dam wtedy radę...
- Współczuję Ci, znosić tego kolesia, pewnie to męczące...- zerknął Xander tym swoim badającym wzrokiem, nie mogłam tego zepsuć i uśmiechnęłam się do niego
- Ten typ już tak ma, można się przyzwyczaić - odsunęłam się od Xandera trochę - nie chcę zrobić ci krzywdy, przepraszam, że się odsuwam...ale jeszcze nie mam pełnej kontroli, byłbyś ze mnie dumny, rozwaliłam dziś skałę tym paluszkiem - spochmurniałam trochę - rozstaliśmy się z Loganem...to już od dawna nie miało sensu
- Amy...kochanie...tak mi przykro - chciał mnie objąć z przyzwyczajenia
- Nie dotykaj mnie, jeszcze nie, dobrze? Przepraszam, wiem, że chcesz dobrze, ale nie mogę ryzykować. Cieszę się, że Cię widzę przyjacielu, pozdrów ode mnie wszystkich, dobrze? - przetarłam łezki z oczu, ilekroć wspominałam Logana, zawsze się pojawiały, pewnie przez ból jaki mi zadawał.
- Dlaczego zerwaliście?
- Stara śpiewka ciągnąca się od dawna, nie chciał się dla mnie zmienić, a to co mi dawał było niewystarczające, traktował mnie jak broń, trzymał blisko, kiedy był kryzys, zbliżał się, kiedy nie musiał trzymał na dystans...nie potrafiłam go znieść, nie odwiedził mnie, ani razu....wyobrażasz to sobie? A przecieżby się zregenerował...ja robię postępy...takie duże...- znowu się rozpłakałam, nienawidziłam tego.
- Będzie dobrze, już jesteś wolna, zawiódł mnie, musiałaś bardzo cierpieć...a ja
nie mogłem być blisko - zasmucił się
- To nie byłoby w porządku, wiesz, nie mogę Cię obarczać tym wszystkim, nie byłam sama z tym - spojrzałam w stronę łazienki- bardzo mi pomógł, nie jest zły.
Xander kiwnął głową na znak, że rozumie, moje ręce znowu zaczęły przewodzić elektryczność...wystraszyłam się..odskoczyłam na drugi koniec pokoju jak najdalej
od Xandera.
- Thunder....znowu się zaczyna, chodź tu szybko...- panikowałam,  nie byłoby tak gdybym była sama.
Thunder jak błyskawica, w samych spodniach z dresu, jeszcze lekko wilgotny przybiegł do mnie i mnie objął, osłaniając Xandera.
- Xand uważaj, postaram się je ściągnąć na siebie, już malutka, nie denerwuj się, nic nam nie będzie. Nic mu nie zrobisz - zamknęłam oczy, pozwoliłam się uspokoić, działał
na mnie kojąco, poskromiłam je...dzięki niemu.
- Dziękuję...już dobrze...przepraszam Cię Xander, ledwo się pochwaliłam i już taka wtopa..
- Spokojnie, bo znowu mi rozbłyśniesz - Thunder poczochrał mnie po głowie i wrócił
 do łazienki
- Lubi Cię...- zerknął na mnie znacząco, ale udałam, że tego nie widzę.
- Też go lubię, sporo namieszałam mu w życiu, przeze mnie nie może się spotykać
 z siostrą tak często jakby chciał...
- Wiesz, Nataniel jest innego zdania, jest szczęśliwy...
- Zalewasz?! - uśmiechnęłam się - ale super, cieszę się...
- Boisz się tej mocy, byłaś przerażona, możne to strach na Ciebie tak działa?
- Masz rację, jest dużo lepiej...odkąd odeszłam, wypłakałam...próbuję iść dalej, może
 w końcu mi się uda, dziękuję, że o mnie tak dbasz. Dziękuję, że zawsze mogę na Ciebie liczyć. I przepraszam, że łamię Ci serce...nie mogę inaczej. Widzę to wszystko, ale udaję, że nie, bo nie chce nas stracić, tego co mamy teraz, jestem egoistką.  Czy kiedyś mi wybaczysz? - nie zważając na moje protesty Xander podszedł do mnie i mnie przytulił, pocałował w czoło.
- Już dawno to zrobiłem, zrób dla mnie tylko jedną rzecz...bądź w końcu szczęśliwa, nie zważaj na nic innego, zasługujesz na to - pogłaskał mnie po policzku i starł  łzy, które znów popłynęły tego wieczora. 
- Postaram się - mruknęłam.
- Zjedz w końcu, bo wyglądasz na zmęczoną, musisz o siebie dbać, założę się, że nie tylko ja to mówię - zerknął w stronę łazienki, chyba wiedział, on zawsze wie..ale nie miał pewności i chyba nie wiedział wszystkiego, żeby tylko nie wiedział...
- A zdarza mu się zrzędzić jak starsza pani, ale Cii nie mów mu, bo dostanę niezły wycisk
- uśmiechnęłam się

- A to mi się podobało - roześmiał się - nie wydam Twojego sekretu "staruszce", śpijcie dobrze, trzymaj się Thunder, babciu - dodał trochę ciszej i opuścił pokój.

67. Zdrada czy nienawiść, co boli bardziej?


Thunder pochwalił mnie i mój wyczyn, przynajmniej jest jakaś mała poprawa,
ale po tych wyznaniach nie mogę dojść do siebie, on chyba też nie bo dziwnie na mnie patrzy.
- Zimny prysznic, dobrze mi zrobi...- mruknęłam
- Chcesz, żebym do Ciebie dołączył?- tym razem nie zabrzmiało to jak żart
- Lepiej pójdę sama - kiedy go mijałam chwycił mnie za rękę i przyciągnął, a ja się nie opierałam. Nie wytrzymałam presji jego spojrzenia i się przytuliłam, byle tylko nie patrzeć mu w  oczy, bo będzie źle - Nie powinniśmy..
- Wiem, nic ci nie robię, zostań tak jeszcze chwilę..
- Boję się...
- Czego...?
- Że stracę nad sobą kontrolę
- I mnie pocałujesz? - uśmiechnął się - nie stracisz.
- A właśnie, że stracę - stanęłam na palcach i go pocałowałam, miał miękkie i ciepłe usta, całował mnie szaleńczo, a mnie się to podobało, elektryczność szalała dookoła,
 nie chciałam by skończył, jednak rozum wziął górę nad nami.
- Wiedziałem, że to zrobisz jeśli Ci zabronię...
- Słucham?
- Chciałem, żebyś to Ty mnie pocałowała ten pierwszy raz - uśmiechnął się zadowolony, czym wyprowadził mnie z równowagi i zarobił prosto z łokcia w żebra. Śmiał się, prawie łzy szły mu z oczu, czym nie poprawiał mojego samopoczucia za grosz...
Ruszyłam do łazienki, byłam wściekła,  a on był taki zadowolony, że miałam ochotę,
 a co mi tam  raziłam go celowo piorunami i miałam z tego frajdę, jak nas tak przyciągały to proszę bardzo łap.
- Oj, Amy jesteś taka słodka, ale popatrz teraz przynajmniej nie dotkniesz mnie nawet kijem - powiedział rozbawiony, a ja trzasnęłam drzwiami z łazienki, miał racje, kryzys zażegnany, muszę przyznać, że dobrze całował...i na nieszczęście chciałam więcej. Odkręciłam lodowatą wodę i weszłam, spływała po mnie strumieniami, może przywróci mi rozsądek. Nie mogłam się oszukiwać, podobał mi się, za bardzo. Musze zapanować nad tym dość szybko i uciekać póki jeszcze mam siłę na to. Ilekroć o nim pomyślałam woda przewodziła moje błyskawice, ale nie raniły mnie, to pewnie kolejny postęp. Usłyszałam coś w oddali, Logan, był zdenerwowany chyba coś do mnie wrzeszczał, posłuchajmy co ma mi do powiedzenia tym razem:
- Jeśli się ze mną nie skontaktujesz, na prawdę pożałujesz, nie będę tego znosił, tak mnie kochasz?
- Świat nie kręci się wokół Logana...ja tez mam swoje potrzeby
- Przysłonił Ci oczy, to wszystko jego wina, chce Ciebie dla siebie
- Skończyłeś już z tymi bzdetami?
- Według Ciebie ty i ja to bzdety?
- W Twoim rozumieniu tak, ja traktowałam nas jak coś poważnego, wiesz o tym
- To ja według Ciebie się Tobą bawiłem?
- Ostatnio trochę tak, kochasz mnie wtedy kiedy jest Ci to na rękę, kiedy nie odtrącasz na dalszy plan, trzymasz na dystans, kiedy jest źle, starasz się, po to bym nie odeszła, prawda?
- Ktoś Ci to wszystko wmówił...zawsze się kłócimy gdy on jest blisko, nie widzisz tego?
- Blisko...przez  Xanda też się kłóciliśmy, prawda? Też mnie nastawiał przeciw Tobie, "pani nosze stringi i się chwalę, bo mam pusto w głowie" była w porządku.
- O co Ci chodzi?!
- Nie chcę tak żyć, jestem zmęczona, a Ty coś ukrywasz, zawsze masz asa w zanadrzu. Nie zmienisz się...
- Nie ma takiej opcji, bym się dla Ciebie zmienił
- Dziękuję za szczerość...trochę się na nią naczekałam..
- Proszę bardzo, zawsze to usług, mam tego dość, to nie ma sensu, to koniec Amy
- Masz rację, odchodzę..już czas, nie mogę się cofać tylko iść na przód
- Cóż miłego życia z panem piorunochronem...
- Żebyś wiedział, że skorzystam...nawzajem, baw się dobrze z Kirą..
Zerwałam nasze mentalne połączenie, łzy płynęły mi po policzkach, skuliłam się pod prysznicem, dlaczego to tak bolało, nawet się tym nie przejął, dlaczego? Dlaczego mnie tak nienawidził?
Logan opadł na łóżko, w którym jeszcze tak niedawno trzymał ją w objęciach, stało
się to co stać powinno, "wybacz mi, maleńka", ale tak być musi.
Wyłączyłam wodę, musiałam się wziąć w garść, przebrałam się w czyste ubrania
 i wyszłam do pokoju, rozczesywałam wilgotne włosy. Thunder długo przyglądał mi się w milczeniu, nagle zdałam sobie sprawę, że czekał z obiadem, mam nadzieję, że nie słyszał jak płakałam, nie chciałam tego.
- O, zatroszczyłeś się o obiad, dziękuje, mniam wygląda pysznie - głos mi lekko drżał,
a on przyglądał mi się badawczo.
- Amy..- podszedł do mnie i złapał mnie za ręce - dużo o tym myślałem i jednak trochę dziś przesadziłem, nie chciałem Cię urazić, ani żebyś przeze mnie płakała. Jeśli chcesz, wezmę tego Twojego za fraki i przyciągnę do Ciebie siłą, żebyś mi się tylko uśmiechnęła, mała. Wystarczy jedno Twoje słowo...
- Nie, tylko nie on, nie chce...- musiałam wyglądać na przerażoną, ledwo powstrzymywałam łzy, moc znowu przejęła władzę nade mną, zaczęłam płakać - przepraszam...ja...to nie..to nie..ty...- bez słowa mocno mnie przytulił.
- Już dobrze, płacz...- cmoknął mnie w czoło
- To nie Twoja wina, to nie przez Ciebie....nie gniewam się - mówiłam bez składu i ładu, ale ten ból wewnątrz mnie był nie do zniesienia.
- Powiesz mi co się stało?
- Rozstaliśmy się....w niezbyt miły sposób. Potrafisz zabrać ten ból? Nie chce go już czuć...pocałuj mnie proszę...- spojrzał w me zapłakane oczy i spełnił moją prośbę, wiedziałam, że to szaleństwo, nie powinnam w nie brnąć, ale on na to liczył prawda? Oboje byliśmy dorośli, oboje wiedzieliśmy, że to tylko chwila, przy nim czułam się tak dobrze i bezpiecznie, chłonęłam jego ciepło, byłam wyziębiona, co też zauważył
i mocniej mnie objął.
- Och Amy, nie możemy, nie tak...
- Chrzanię to...nie przestawaj...
- Dlaczego musisz być taka...gorąca...
- Jestem wybraną....takie geny....tak przypuszczam.

- Musze Cię ogrzać, jesteś cała skostniała - wziął mnie na ręce, nie przestawał całować, położył mnie do łóżka, położył się obok i nakrył mnie kocem, mocno przytulił. Tego pragnęłam od zawsze. 

66. Niecodzienne śniadanie


Thunder zszedł na dół, po śniadanie i kawę, nie mógł przestać się uśmiechać, żeby każdy jego poranek mógł być taki miły. Będzie miał powód, by jej dogryzać przez cały dzień,
oj ten dzień będzie taki piękny.  Tak dobrze mu się spało, miał przyjemną pobudkę,
a na śniadanie mają dziś także naleśniki, weźmie kilka dla siebie i Amy, może pokusi
 się o kilka gofrów dla niej? Ciekawe czy je lubi. 
- Cześć Logan, czy Amy lubi gofry? - uśmiechnął się przy tym szeroko, na co Logan zacisnął pięści i próbował się opanować, co nie umknęło uwadze Xandera.
- Lubi,  niewiele jest rzeczy, które nie zje...
- Dzięki - naładował naleśniki i gofry na talerze, wziął dla niej garść malin, jagód
 i truskawek, i trochę śmietany i sera, chciał jej sprawić przyjemność, trochę soku i kawy. Logan przyglądał mu się badawczo i nie był zadowolony z jego dobrego humoru, tym bardziej, że jego Amy, nie chce z nim rozmawiać, po raz kolejny i po raz kolejny Thunder jest w centrum wydarzeń.  
- Jeśli ja tkniesz...choćby palcem...popamiętasz mnie - syknął Logan i odszedł, zrezygnował ze śniadania, zje coś na mieście, spróbuje jeszcze raz
 z nią porozmawiać..."Amy, na litość boską, przestań być taka uparta i porozmawiaj
ze mną!"
Zapomnij, mój panie...nie jestem już naiwną dziewczynką, pokaż jak mnie kochasz, chcesz porozmawiać to przyjdź sam, nie doczekałam się tego,
tak jak przypuszczałam. Zanim Thunder przyszedł, pościeliłam łóżko, umyłam
się i ubrałam, byłam gotowa do ćwiczeń, skóra znów zaczęła mnie mrowić. Czy
 to z powodu Thundera? Zawsze kiedy był blisko, błyskawice dawały o sobie znać, zaczynałam się do tego przyzwyczajać, jeśli się nie mylę jest blisko i za chwilę się tutaj pojawi. Ledwo o tym pomyślałam, w drzwiach stanął Thunder z tacami pełnymi jedzenia i z uśmiechem na twarzy, którego nie potrafiłam rozgryźć, odebrałam mu jedzenie
 i poustawiałam na stole, kiedy to robiłam poczułam jego dłoń na moim brzuchu, objął mnie i szepnął do ucha
- W tym wyglądasz znacznie lepiej niż w tych golfach - roześmiał się - Twój chłoptaś jest strasznie zły i zazdrosny, ciekawe dlaczego? - pogłaskał mnie po plecach i się odsunął.
- Bo nie rozmawiam z nim...i oddaliśmy mu pierścionek. 
- Mhm...powiedz lubisz gofry? Bo wziąłem nam i gofry i naleśniki, trochę dobroci do tego, byś mogła sobie wybrać - zerknęłam na tace i oniemiałam, nikt nigdy nie zadbał
o to bym zjadła takie śniadanie, zadbał o każdy szczegół i jeszcze się zastanawiał
czy to zjem.
- Umieram z głodu, to śniadanie jest niesamowite, pachnie pięknie, lubię i gofry
i naleśniki, dziękuję ci. 
Na te słowa uśmiechnął się poczochrał moje włosy i zasiedliśmy do śniadania. Dawno nie jadłam nic tak dobrego, ale wszystko co przyjemne szybko się kończy. Przyszła pora na ciężka pracę i pieszczoty pana kamyczka, zabrałam się od razu do roboty. szło mi nieco  łatwiej, nawet raz go troszkę ukruszyłam, za co dostałam pochwałę, kiedy Thunder nagle za mną się pojawił oberwał z grubej rury, błyskawice mocno napierały
na niego, a on się tylko uśmiechał.
- Lubię jak mnie tak pieścisz kocico - roześmiał się.
- Ale ja nie lubię nie mieć nad tym kontroli...
- Nad pożądaniem?
- Oj...cicho siedź - wolałam rozbijać kamień, co na grubsza metę było strasznie nudne
niż rozmawiać o pożądaniu z  facetem, z którym wyląduje w jednym łóżku wieczorem. 
- Chodź do mnie i zostaw już ten kamień...
- Podeszłam do niego, co zamierzasz?
- Sprawdzić coś...tylko się nie bój - objął mnie i przyciągnął do siebie, patrzył w oczy
i głaskał po policzku, kiedy to robił czułam mrowienie, ale nic się nie wydarzyło, zrozumiałam, usiłowałam je powstrzymać zupełnie, tylko dlaczego tak mnie rozpraszał...
- Ładnie pachniesz...- mruknął mi do ucha,  delikatnie wodził nosem po mojej szyi
 i to wystarczyło trach...poszło, pioruny biły jak oszalałe, aż mnie to zabolało, zauważył to, więc osłonił mnie ramieniem, by nie wszystko trafiało w moje ciało.
- Dziękuję...- rany powoli zaczęły się goić, a on uśmiechnął się czarująco zgodnie
 ze swoim zwyczajem. 
- Robisz postępy, mógłbym się do tego przyzwyczaić...
- Do czego...
-No na przykład do tego...- klepnął mnie w pośladek...
- Oj ja ci zaraz, dam,....! - niestety nie zdążyłam, bo łańcuch który wypuściłam, chcący lub niechcący, zwał jak zwał zrobił to za mnie. 
- Nie złościsz się chyba na mnie, co? - uśmiechnął się rozbrajająco
- To zależy od mojego humoru, a Ty dziś sobie grabisz od samego rana - mówiłam między uderzeniami biednego kamienia, a masz draniu..
- Wiesz, to nie ja nie mogłem się oprzeć, tylko Ty potrzebowałeś ciepła, ja byłem grzeczniutki, to Ty uwalniasz dziką bestię...
- Dziką bestię?
- Mhm...masz faceta, wiesz, że ma swoje potrzeby, a ty działasz nęcąco na moje...- chciał mnie rozwścieczyć i mu się to udało, nie mogę dać mu tej satysfakcji...
- Trudno...nic na to nie poradzę, masz...pecha - uderzyłam w kamień tak mocno, że chyba złamałam kolejną kość - auć, musiałam się zatrzymać, by wskoczyła na swoje miejsce
 i złamanie się zaleczyło.
- Jak ręka, mój kwiatuszku?
- Zaleczona, kaktusie...- mruknęłam i wróciłam do treningu
- Twój kaktus będzie miły i przyniesie Ci wody, odsapnij chwilę
- Ty nie odpoczywałeś i nie poddałeś się, gdy złamałeś kość...
- Ale ja nie byłem wybraną - złapał mnie za ręce- która urodziła się do zupełnie innych celów, moje przeznaczenie to być przy Tobie, nauczyć Cię tego co wiem, obronić kiedy będzie trzeba, nie możesz przesadzać, bo ci zaserwuje porządne klapsy...i nie wiem czy się powstrzymam przed posunięciem się dalej..- wymruczał, zęby mnie wystraszyć..
- Dobrze, odpocznę...- odsunęłam się i usiadłam, czekałam na niego, aż przyniesie mi wodę, kurka, miał na mnie haka.  Wzięłam wodę i wypiłam ją, nie przypuszczałam, że tak bardzo chciało mi się pić. Dlaczego drżałam w środku kiedy był blisko? Czy to dlatego, że jest naładowany błyskawicami jak ja? Coś musi być na rzeczy, bo czuję jak ciągną do niego, ciekawe czy on czuje podobnie.
- Dzięki za wodę...
- A widzisz, wiedziałem że się przyda, czasami warto mnie posłuchać
- Wiem, nawet ostatnio często Ci się to udaje...mówić coś mądrego
- Tyle komplementów jednego dnia, robisz postępy, Amy. 
- Nie rozumiem pewnej rzeczy, a nie wiem czy mogę Cie o to zapytać...
- Dlaczego się  wahasz?
- Co się ze mnie nabijasz....cały czas...już wystarczająco wyszłam na idiotkę, nie chce punktować w tym zakresie dalej.
- No powiedz, nie będę się nabijać...
- Czy ty też czujesz...takie dziwne...drżenie w środku, kiedy jestem blisko? - jestem pewna, że szczeliłam niezłego buraka, ale on tylko uśmiechnął się i mnie przytulił
- Cały czas to czuję, nasze moce się przyciągają i nie tylko one - puścił mnie niechętnie, oddalił się trochę, ja również musiałam zebrać myśli.
- To..ze mną wszystko w porządku – mruknęłam
- W jak najlepszym zapewniam, jeśli puszcza ci hamulce to jedynie Twoje błyskawice dojdą do głosu...prawda? Bo kochasz tego...jełopa.

- Niestety - mruknęłam pod nosem i przywaliłam w głaz, który tym razem się rozwalił
 na kawałeczki.

65. Skała, która upadnie



Pokazał mi swoja salę treningową, na ścianach było widzieć wyżłobienia, które zrobił, wiedziałam nawet w jaki sposób, byłam mu wdzięczna, że wybrał odpowiedni moment, bym odepchnęła go od siebie jak najdalej. Ile jeszcze mu wybaczę? Ile jestem w stanie wytrzymać? Byłam u kresu, czułam to. Zaprowadził mnie do wielkiej skały, były na niej ślady wyblakłej krwi, wiedziałam, że należała do niego. Zyskał w moich oczach wielki szacunek, nie było mu łatwo teraz to wiem. Moje życie przy jego dzieciństwie było jak nieznaczący pryszcz na skórze nastolatki. 
- Musisz uodpornić się na elektryczność, dotknij jak twardą mam skórę, godzinami waliłem w skały pięściami, by moje ręce się do nich przystosowały, kiedy to udało mi
się osiągnąć, reszta ciała również się do tego przystosowała. Wiem, że to nieprzyjemne, bolesne, nie życzyłem tego Tobie. Kiedy przejdziesz mój trening będziesz umiała
coś fajnego - starał się wzbudzić we mnie zainteresowanie co mu się udało, podszedł
do wielkiego skalnego bloki dotknął go tylko palcem, a on przepołowił się i rozpadał
na drobne kawałki.
- Niesamowite, czas bym się tego nauczyła - zdjęłam pierścionek od Logana, choć
nie miałam nic przeciwko, by go roztrzaskać o skałę w tym momencie, wiedziałam,
że byłoby to niewłaściwe. 
Thunder nauczył mnie, a przynajmniej uświadomił, jak powinnam uderzać, bolało,
z każdym uderzeniem mocniej i mocniej, dobrze, niech boli, wytrzymam. Krew zaczęła się rozmazywać po kamieniu, nie zwracałam na to uwagi, rany zasklepiały
 się i otwierały na nowo. Wyładowywałam całą złość, żal, ból, który trzymałam w sobie, nie wiedziałam, że było go tak wiele. Straciłam poczucie rzeczywistości i czasu,
ale przynajmniej nie ciskałam gromami, gdzie  popadło, był mądry, osiągnął dwa cele
 w jednym. I postanowiłam, będę z nim spać, jak chciał, kto mnie powstrzyma? Nie widzę, nie słyszę i nie czuję nikogo, kto złapałby mnie za rękę kiedy tego potrzebowałam. Z drugiej strony w walce z Thunderem i tak bym przegrała, nie będę mu niczego utrudniać, jestem tu by się nauczyć, a on ma pojecie o tym czego chcę. 
- Już dość, Amy, wystarczy na dziś, pora spać - kiedy widział, że waliłam dalej w ten głupi kamień, podszedł do mnie z tyłu i złapał moje dłonie - już leży, nieprzytomny, powaliłaś drania, wygrałaś, odpuść na dziś.
- Dobrze....- odwróciłam się do niego i zachwiałam, pochwycił mnie, chyba zbyt długo biłam w ten kamień, bolało mnie całe ciało, z trudem się poruszałam.
- Zaniosę Cię..- wyszeptał mi do ucha
- Nie, dam radę, muszę sama...kiedyś złamałam mu nos...jak byliśmy w lesie - uśmiechnął się, 
- Mądra dziewczynka, chodźmy - zaczęłam pomalutku się ruszać i iść w stronę windy, szedł pomału obok mnie, ubezpieczał, ale nie było takiej potrzeby. Muszę przyznać, że to były najtrudniejsze kroki jakie musiałam wykonać, od bardzo dawna. 
- Uparta jesteś wiesz?
- Szybko na to wpadłeś - zaśmiałam się cicho
- Przygotuje Ci kąpiel, zrobiłem Ci też miejsce w szafie, na Twoje ubrania.
- Dziękuje Ci mój łaskawco. 
Zaczęłam przeglądać ubrania, które spakował mi Logan i miałam ochotę rozpędzić
się i uderzyć głową w mur, większość koszulek to były golfy i półgolfy...a piżama zapinana pod samą szyję do samych kostek z długim rękawem, lubiłam ją zimową porą...ale mieliśmy lato, co za zazdrosny dupek! Thunder stanął koło mnie i dławił się ze śmiechu.
- Dobra nie musisz się powstrzymywać, co on mi tu nawkładał, zaraz się załamię...
- Mam lepszy pomysł - podał mi swoją koszulkę, kiedy przyłożyłam ją do siebie była jak znalazł zasłaniała lekko kolana
- Na pewno mogę?
- Możesz, trochę będzie za duża, ale może się w niej nie utopisz, jutro przyniosę Ci parę bluzek z krótkim rękawkiem i odstawie Twoje golfy.
- Wdzięczna Ci będę dozgonnie. 
Wzięłam kąpiel, miło zaskoczyła mnie drobiazgowość Thundera w wyborze kosmetyków, aż mnie to zdziwiło, że mężczyzna o tym pomyślał, w kąpieli moje mięśnie przestały boleć, odprężyłam się. Poczułam lekkie drgania, ktoś mnie nawoływał...to był on, nie miałam ochoty słuchać wyjaśnień "kąpie się, nie mam ochoty na rozmowę z Tobą, od jutra nosisz golfy na siłowni, sprawdzę to zobaczymy czy dla ciebie również będzie
to takie zabawne. Jutro Thunder przyniesie Ci pierścionek, nie będę go nosić, nie musisz
 się ze mną kontaktować, jestem dla Ciebie zbyt kłopotliwa, dziękuję za brak wsparcia, nigdy go od Ciebie nie otrzymałam, kiedy trzeba."
 Słyszałam jeszcze jego nawoływania, ale odrzuciłam nasze połączenie, rzadko korzystałam z tego daru, pomyślałam,
że wykorzystam go na rozmowę z Xanderem, w końcu tak się o mnie martwił,
że zaryzykował przyjściem do mnie. 
Przebrałam się w koszulkę Thundera, była wygodna i pachniała nim...albo tylko
 mi się wydawało, byłam mu wdzięczna za opiekę, prowadził mnie za rączkę jak małe dziecko.  Przy nim nie musiałam być taka twarda, otoczył mnie czułością i mogłam odpocząć od bycia tą silną, która wszystko wie, wszystko pokona, chociaż na małą chwilkę. Na stole stała ciepła kolacja, byłam tak skonana, że nawet o niej nie pomyślałam, jak on to robił, że dbał o każdy szczegół? 
- Smakowicie pachnie...
- Siadaj - uśmiechnął się, a sam rozścielił wielkie łóżko, na małą kanapę poskładał
 i ułożył narzutę, mogłam zapomnieć o tym, żebym tam spała. Spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił żadnych dyskusji. 
- Kapituluję - powiedziałam i zerknęłam na łóżko - tylko nie narzekaj jak Cię pokopię, uderzę albo coś tam z tych rzeczy.
- Myślałem, że będzie większa zabawa z przekonywaniem Cię do wygodnego łóżka, a nie do tego żebyś się gniotła na kanapie, której nie można rozłożyć. 
- Wybacz, że Cię zawiodłam, ale ledwo siedzę, nie mam na to siły.
Zjedliśmy kolację, Thunder poszedł z moimi jakże trafnie dobranymi ubraniami
do mojego pokoju, by poszukać czegoś, co faktycznie mi się przyda, byłam mu
 za to wdzięczna, wyszukałam umysłu Xanda, był spokojny, pewnie przysypiał, a ja bezczelnie mu przeszkodzę:
- Cześć Xand, śpisz? - doskonale wiedziałam, że to najgłupsze pytanie jakie mogłam zadać, co na pewno zostanie mi wypomniane, jak nie teraz to w niezbyt dalekiej przyszłości. 
- Amy? Nie, ale zaraz będę pewnie spał, nie ważne, jak się czujesz?
- Leżę w łóżku, Thunder poszedł po moje ubrania, dziękuję, że mnie dziś odwiedziłeś,
na chwile obecną jest dobrze, ale nie wiem co będzie gdy się zregeneruję, dostałam wycisk na miarę Xanda. Możesz być ze mnie dumny..
- W łóżku? Thunder śpi na kanapie, tak?
- Yyy nie w łóżku, mówię Ci jest nieziemsko wygodne, sama żałuję, że takiego nie mam...
- Amy, co on ci podał?
- Nic, a właściwie kolację...
- Będziesz z nim spać?!
- Na kanapie, żadne z nas się nie wyśpi, a w tym wielkim łóżku, nawet go nie zauważę,
nie martw się. 
- Nim się martwię
- Trochę źle go ocenialiśmy, wiele musiał przejść..teraz to widzę i był z tym sam, a ja mam jego, nic mi się nie stanie, dba o mnie, ma swój czarujący sposób bycia uruchamiany
na klick, ale tylko czasami - zaśmiałam się
- Dobrze Cię, chociaż słyszeć...
- Xanduś, będziesz się gniewać? Oczy mam tak ciężkie, że zaraz zasnę...dobranoc
- Dobranoc - zerwałam połączenie zapadając w sen.
Thunder odłożył pierścionek na jego biurku, tak jak go prosiłam, przeszukał kilka szaf, powybierał ubrania, które na prawdę mi się przydadzą do ćwiczeń. Kiedy wrócił, zobaczył, że śpię, uśmiechnął się pod nosem, wziął szybki prysznic i sam wszedł
do łóżka. 
Obudziłam się o poranku, było mi tak wygodnie mocno się wtuliłam...no właśnie w co?! Otwarłam oczy szeroko, rozglądnęłam się po pokoju, trochę to mi zajęło, zanim przypomniałam sobie sytuację, w której się znalazłam, przytulałam się mocno, do jego pleców, pleców Thundera, co za pech! Delikatnie, pomalutku, łagodnie zabrałam rękę
 z jego boku, tak, dobrze jest! Powolutku odsuwałam się do tyłu na bezpieczną odległość kiedy nagle obrócił się do mnie, był szybki, miał figlarny uśmiech na twarzy i był bez koszulki! 
- Widzę, że się już obudziłaś, dobrze spałaś?
- Yyy, dzień dobry, tak, dobrze mi się spało...- kiedy chciałam się oddalić, przyciągnął mnie do siebie i przytulił, zamarłam, a on miał ubaw i śmiał się.

- No już nie uciekaj, chciałaś się przytulić to proszę, nie musisz się czaić.  Nie przede mną, aniele.
- Ja wcale nie uciekałam, ja tylko nie chciałam Cię obudzić - czułam jak płoną mi policzki, a on dalej się ze mnie nabijał, w końcu nie wytrzymałam i uderzyłam go poduszką, co nie skończyło się dla mnie dobrze, bo wylądowałam pod nim. Przełknęłam ślinę, wpatrując się w niego z niedowierzaniem, a on nachylił się nade mną i pocałował mnie w czoło.
- No już, idę po śniadanie - uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko, po czym mnie puścił i wyszedł z łóżka w nieziemsko dobrym humorze, ja powiedzieć tego samego nie mogłam. Całe moje ciało było pobudzone...ale elektrycznością, błyskawice otaczały moja postać, ale trochę mniej mnie raniły, jego trening, działał. 

64. Elektryczna edukacja



Amy spała spokojnie kiedy mężczyźni weszli do pokoju, Xander postawił tacę
 z jedzeniem na stole, podszedł do niej i okrył ja szczelnie kocem, pogłaskał ją po buzi
 i doznał delikatnego "kopnięcia".
- Faktycznie, daje czadu nawet kiedy śpi - powiedział.
Thunder podszedł do niej i zerknął pod opatrunek, rana się wyleczyła, więc jest lepiej, odwinął go
 i wyrzucił.
- Dlatego musisz uważać, zanim się obudzi powinieneś wyjść stąd, nie myśl, że ciebie wyrzucam, ale nie mam wyboru. Ocaliła mi siostrę, jestem jej to winny.
- Dbaj o nią - spojrzał na nią po raz ostatni, miał nadzieję, że szybko sobie z tym poradzi, nie byłaby sobą, gdyby było inaczej, to pozwalało mu wierzyć, że pokona blokadę, którą sama sobie stworzyła.
Kiedy opuścił pokój Thundera, ten zaczął przygotowywać stół do posiłku, nie odpuści jej jedzenia. To on przejmuje stery, a dowódca odchodzi na dalszy plan, nie ma zmiłuj. Mieszkanko Thundera miało małą windę, która zjeżdżała piętro w dół, miał tam swoją salę do ćwiczeń, zamykał się w niej, kiedy  miał problemy ze sobą i swoja mocą.  Dla niej będzie jak znalazł, odświeżył trochę i przygotował sale do ćwiczeń, kiedy będzie chciała, zaczną działać.
Amy obudziła się, zajęło jej chwilkę, zanim zrozumiała gdzie się znajduje, zerknęła szybko pod koc, ale ubranie było na swoim miejscu, co za ulga. Tak nagle odpłynęła, że niczego nie mogła być pewna, zwłaszcza w łóżku faceta, który miał w zwyczaju opowiadać najbardziej świńskie dowcipy jakie słyszała, coś jej mówiło, że do biernych mężczyzn raczej nie należny.
- Obudziłaś się...jak się czujesz? - zerknęłam zdezorientowana trochę na Thundera
i ziewnęłam
- Dobrze, mocne to było...no wiesz to coś...- gestykulowałam pokazując strzykawkę co go rozbawiło jeszcze bardziej.
- Chodź, zjedz coś...razem ze mną. Xander przyniósł nam jedzenie, był tu kiedy spałaś, ciągle o ciebie wypytuje.
- Cały Xand, a Logan?
Thunder milczał, sięgnął do kieszeni wyjął kopertę i przysunął w moja stronę.
- Prosił bym Ci go dał.
- Eh...- skrzywiłam się trochę - wstałam i starałam się podejść do stołu, podał mi rękę, żałowałam, że Logan tego nie potrafi, być wtedy przy mnie kiedy go najbardziej potrzebuję. Tyle była warta jego obietnica.
Jedliśmy w milczeniu, za co byłam mu wdzięczna, po akcji z listem nie bardzo wiedziałam jak się zachować, okazałam emocje i rozczarowanie.
- Smakuje Ci? Reklamacje składamy do Xandera - Thunder starał się żartować.
- Smaczne, nie jestem wybredna, cieszę się chwilowym spokojem od elektryczności, jak jeszcze ktoś będzie chciał mi sprezentować coś takiego to go zagryzę - jęknęłam, wyraźnie go tym rozbawiłam.
- Przyda Ci się to, wiesz?
- Ta?
- Nie będziesz od nikogo zależna, ty będziesz rozdawać karty. Szybka ucieczka, szybkie dotarcie na miejsce, neutralizacja. Tak o tym pomyśl.
- Może coś w tym jest, tylko, że przeze mnie zaniedbujesz siostrę.
- Twój przyjaciel raczej z tego powodu nie narzeka, powiedz mi taką rzecz czy gdybyś wiedziała, że tak to się skończy pomogłabyś mi, mimo wszystko?
- Bez wahania, tylko tak marudzę...muszę się wyżalić, ale o tym wiesz, bo już zdarzyłeś mnie poznać na tyle. I jeszcze jedno zajmuje kanapę, nie będziesz na niej spał, jest malutka, a Ty...jesteś dość wysoki.
- Moje łóżko jest na tyle duże, że zmieścimy się w nim oboje - uśmiechnął się czekając na moja reakcję.
- Nie kombinuj, don juanie mam kanapkę w ręce i nie zawaham się jej użyć - roześmiał się, zastanawiałam się, czy to dobry znak, czy czegoś nie kombinuje. 
- Nie boje się,  będziesz zbyt zmęczona by się na mnie rzucać - uśmiechnął się figlarnie - już ja wiem jak wykrzesać z Ciebie ogień...- jak na zawołanie potężne błyskawice szalały w pokoju.
- Ale ty nie będziesz zbyt zmęczony by rzucać się na mnie...
- Ryzyko zawsze istnieje, ale ponoć mi zaufałaś...
- To nie fair...
- Wiem - uśmiechnął się i przygryzł kanapkę.
Ktoś zapukał do drzwi, miałam cichą nadzieję, że to on, Thunder podszedł otworzyć, niestety na progu leżało pudełeczko, kiedy je otwarliśmy zobaczyliśmy serum.
 Z karteczką: "W razie potrzeby - Logan", zezłościłam się, był tak blisko tuż obok
i nie zadał sobie trudu by mnie zobaczyć, czułam, że zaczyna mrowić mnie skóra, znowu emanowałam elektrycznością. Thunder  zerknął na mnie i wiedział co go czeka, złapałam list i otwarłam kopertę by przeczytać jakże niesamowicie suche słowa: "Amy, nie martw się i nie denerwuj,  nie gniewam się na ciebie za to co zrobiłaś, nie na wszystko masz wpływ, ale myślę, że to mogłaś przewidzieć. Jestem pewny ze dasz rade okiełznać dodatkową moc, musisz teraz pracować nad tym, bo to jest teraz  najważniejsze
jak zawsze będę Cie wspierał. Spotkamy się kiedy będziesz na to gotowa. Twój L."
 - przeczytałam list na głos..
- Czy to są jakieś żarty? Jeśli tak to mało zabawne, bo ja się nie śmieję...

- Przykro mi Amy, to cios poniżej pasa. Ten facet w ogóle nie ma wyczucia - podszedł
do mnie i mnie przytulił, mimo, że się opierałam, nie zważał na to, poddałam
się i przytuliłam mocno, chciało mi się płakać. Czułam się jak narzędzie w rękach lidera, tak nie powinno być, moja moc znowu przestała mnie słuchać i raziła wszystko dookoła.
- Dziękuję - wyszeptałam i przetarłam oczy, Thunder był jedyną osobą, której nie byłam w stanie zrobić krzywdy, miał mnie jedynie uczyć opanować nie tyle błyskawice co mnie samą, a dał mi więcej troski i wsparcia niż mój własny mężczyzna.  Wyczułam jego umysł był w jadalni, nawiązałam z nim połączenie, nie było opcji by nie usłyszał mojego przekazu: "wsadź sobie te żałosne karteczki gdzieś", słyszałam, że chciał mi coś
na to odpowiedzieć, ale o takiego! Nie dam się zbajerować, zerwałam połączenie.
- Pora na trening, jak w coś przywalisz to sobie ulżysz i szybciej uderzysz we właściwą osobę - uśmiechnął się do mnie, miał rację.