Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

sobota, 27 stycznia 2018

65. Skała, która upadnie



Pokazał mi swoja salę treningową, na ścianach było widzieć wyżłobienia, które zrobił, wiedziałam nawet w jaki sposób, byłam mu wdzięczna, że wybrał odpowiedni moment, bym odepchnęła go od siebie jak najdalej. Ile jeszcze mu wybaczę? Ile jestem w stanie wytrzymać? Byłam u kresu, czułam to. Zaprowadził mnie do wielkiej skały, były na niej ślady wyblakłej krwi, wiedziałam, że należała do niego. Zyskał w moich oczach wielki szacunek, nie było mu łatwo teraz to wiem. Moje życie przy jego dzieciństwie było jak nieznaczący pryszcz na skórze nastolatki. 
- Musisz uodpornić się na elektryczność, dotknij jak twardą mam skórę, godzinami waliłem w skały pięściami, by moje ręce się do nich przystosowały, kiedy to udało mi
się osiągnąć, reszta ciała również się do tego przystosowała. Wiem, że to nieprzyjemne, bolesne, nie życzyłem tego Tobie. Kiedy przejdziesz mój trening będziesz umiała
coś fajnego - starał się wzbudzić we mnie zainteresowanie co mu się udało, podszedł
do wielkiego skalnego bloki dotknął go tylko palcem, a on przepołowił się i rozpadał
na drobne kawałki.
- Niesamowite, czas bym się tego nauczyła - zdjęłam pierścionek od Logana, choć
nie miałam nic przeciwko, by go roztrzaskać o skałę w tym momencie, wiedziałam,
że byłoby to niewłaściwe. 
Thunder nauczył mnie, a przynajmniej uświadomił, jak powinnam uderzać, bolało,
z każdym uderzeniem mocniej i mocniej, dobrze, niech boli, wytrzymam. Krew zaczęła się rozmazywać po kamieniu, nie zwracałam na to uwagi, rany zasklepiały
 się i otwierały na nowo. Wyładowywałam całą złość, żal, ból, który trzymałam w sobie, nie wiedziałam, że było go tak wiele. Straciłam poczucie rzeczywistości i czasu,
ale przynajmniej nie ciskałam gromami, gdzie  popadło, był mądry, osiągnął dwa cele
 w jednym. I postanowiłam, będę z nim spać, jak chciał, kto mnie powstrzyma? Nie widzę, nie słyszę i nie czuję nikogo, kto złapałby mnie za rękę kiedy tego potrzebowałam. Z drugiej strony w walce z Thunderem i tak bym przegrała, nie będę mu niczego utrudniać, jestem tu by się nauczyć, a on ma pojecie o tym czego chcę. 
- Już dość, Amy, wystarczy na dziś, pora spać - kiedy widział, że waliłam dalej w ten głupi kamień, podszedł do mnie z tyłu i złapał moje dłonie - już leży, nieprzytomny, powaliłaś drania, wygrałaś, odpuść na dziś.
- Dobrze....- odwróciłam się do niego i zachwiałam, pochwycił mnie, chyba zbyt długo biłam w ten kamień, bolało mnie całe ciało, z trudem się poruszałam.
- Zaniosę Cię..- wyszeptał mi do ucha
- Nie, dam radę, muszę sama...kiedyś złamałam mu nos...jak byliśmy w lesie - uśmiechnął się, 
- Mądra dziewczynka, chodźmy - zaczęłam pomalutku się ruszać i iść w stronę windy, szedł pomału obok mnie, ubezpieczał, ale nie było takiej potrzeby. Muszę przyznać, że to były najtrudniejsze kroki jakie musiałam wykonać, od bardzo dawna. 
- Uparta jesteś wiesz?
- Szybko na to wpadłeś - zaśmiałam się cicho
- Przygotuje Ci kąpiel, zrobiłem Ci też miejsce w szafie, na Twoje ubrania.
- Dziękuje Ci mój łaskawco. 
Zaczęłam przeglądać ubrania, które spakował mi Logan i miałam ochotę rozpędzić
się i uderzyć głową w mur, większość koszulek to były golfy i półgolfy...a piżama zapinana pod samą szyję do samych kostek z długim rękawem, lubiłam ją zimową porą...ale mieliśmy lato, co za zazdrosny dupek! Thunder stanął koło mnie i dławił się ze śmiechu.
- Dobra nie musisz się powstrzymywać, co on mi tu nawkładał, zaraz się załamię...
- Mam lepszy pomysł - podał mi swoją koszulkę, kiedy przyłożyłam ją do siebie była jak znalazł zasłaniała lekko kolana
- Na pewno mogę?
- Możesz, trochę będzie za duża, ale może się w niej nie utopisz, jutro przyniosę Ci parę bluzek z krótkim rękawkiem i odstawie Twoje golfy.
- Wdzięczna Ci będę dozgonnie. 
Wzięłam kąpiel, miło zaskoczyła mnie drobiazgowość Thundera w wyborze kosmetyków, aż mnie to zdziwiło, że mężczyzna o tym pomyślał, w kąpieli moje mięśnie przestały boleć, odprężyłam się. Poczułam lekkie drgania, ktoś mnie nawoływał...to był on, nie miałam ochoty słuchać wyjaśnień "kąpie się, nie mam ochoty na rozmowę z Tobą, od jutra nosisz golfy na siłowni, sprawdzę to zobaczymy czy dla ciebie również będzie
to takie zabawne. Jutro Thunder przyniesie Ci pierścionek, nie będę go nosić, nie musisz
 się ze mną kontaktować, jestem dla Ciebie zbyt kłopotliwa, dziękuję za brak wsparcia, nigdy go od Ciebie nie otrzymałam, kiedy trzeba."
 Słyszałam jeszcze jego nawoływania, ale odrzuciłam nasze połączenie, rzadko korzystałam z tego daru, pomyślałam,
że wykorzystam go na rozmowę z Xanderem, w końcu tak się o mnie martwił,
że zaryzykował przyjściem do mnie. 
Przebrałam się w koszulkę Thundera, była wygodna i pachniała nim...albo tylko
 mi się wydawało, byłam mu wdzięczna za opiekę, prowadził mnie za rączkę jak małe dziecko.  Przy nim nie musiałam być taka twarda, otoczył mnie czułością i mogłam odpocząć od bycia tą silną, która wszystko wie, wszystko pokona, chociaż na małą chwilkę. Na stole stała ciepła kolacja, byłam tak skonana, że nawet o niej nie pomyślałam, jak on to robił, że dbał o każdy szczegół? 
- Smakowicie pachnie...
- Siadaj - uśmiechnął się, a sam rozścielił wielkie łóżko, na małą kanapę poskładał
 i ułożył narzutę, mogłam zapomnieć o tym, żebym tam spała. Spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił żadnych dyskusji. 
- Kapituluję - powiedziałam i zerknęłam na łóżko - tylko nie narzekaj jak Cię pokopię, uderzę albo coś tam z tych rzeczy.
- Myślałem, że będzie większa zabawa z przekonywaniem Cię do wygodnego łóżka, a nie do tego żebyś się gniotła na kanapie, której nie można rozłożyć. 
- Wybacz, że Cię zawiodłam, ale ledwo siedzę, nie mam na to siły.
Zjedliśmy kolację, Thunder poszedł z moimi jakże trafnie dobranymi ubraniami
do mojego pokoju, by poszukać czegoś, co faktycznie mi się przyda, byłam mu
 za to wdzięczna, wyszukałam umysłu Xanda, był spokojny, pewnie przysypiał, a ja bezczelnie mu przeszkodzę:
- Cześć Xand, śpisz? - doskonale wiedziałam, że to najgłupsze pytanie jakie mogłam zadać, co na pewno zostanie mi wypomniane, jak nie teraz to w niezbyt dalekiej przyszłości. 
- Amy? Nie, ale zaraz będę pewnie spał, nie ważne, jak się czujesz?
- Leżę w łóżku, Thunder poszedł po moje ubrania, dziękuję, że mnie dziś odwiedziłeś,
na chwile obecną jest dobrze, ale nie wiem co będzie gdy się zregeneruję, dostałam wycisk na miarę Xanda. Możesz być ze mnie dumny..
- W łóżku? Thunder śpi na kanapie, tak?
- Yyy nie w łóżku, mówię Ci jest nieziemsko wygodne, sama żałuję, że takiego nie mam...
- Amy, co on ci podał?
- Nic, a właściwie kolację...
- Będziesz z nim spać?!
- Na kanapie, żadne z nas się nie wyśpi, a w tym wielkim łóżku, nawet go nie zauważę,
nie martw się. 
- Nim się martwię
- Trochę źle go ocenialiśmy, wiele musiał przejść..teraz to widzę i był z tym sam, a ja mam jego, nic mi się nie stanie, dba o mnie, ma swój czarujący sposób bycia uruchamiany
na klick, ale tylko czasami - zaśmiałam się
- Dobrze Cię, chociaż słyszeć...
- Xanduś, będziesz się gniewać? Oczy mam tak ciężkie, że zaraz zasnę...dobranoc
- Dobranoc - zerwałam połączenie zapadając w sen.
Thunder odłożył pierścionek na jego biurku, tak jak go prosiłam, przeszukał kilka szaf, powybierał ubrania, które na prawdę mi się przydadzą do ćwiczeń. Kiedy wrócił, zobaczył, że śpię, uśmiechnął się pod nosem, wziął szybki prysznic i sam wszedł
do łóżka. 
Obudziłam się o poranku, było mi tak wygodnie mocno się wtuliłam...no właśnie w co?! Otwarłam oczy szeroko, rozglądnęłam się po pokoju, trochę to mi zajęło, zanim przypomniałam sobie sytuację, w której się znalazłam, przytulałam się mocno, do jego pleców, pleców Thundera, co za pech! Delikatnie, pomalutku, łagodnie zabrałam rękę
 z jego boku, tak, dobrze jest! Powolutku odsuwałam się do tyłu na bezpieczną odległość kiedy nagle obrócił się do mnie, był szybki, miał figlarny uśmiech na twarzy i był bez koszulki! 
- Widzę, że się już obudziłaś, dobrze spałaś?
- Yyy, dzień dobry, tak, dobrze mi się spało...- kiedy chciałam się oddalić, przyciągnął mnie do siebie i przytulił, zamarłam, a on miał ubaw i śmiał się.

- No już nie uciekaj, chciałaś się przytulić to proszę, nie musisz się czaić.  Nie przede mną, aniele.
- Ja wcale nie uciekałam, ja tylko nie chciałam Cię obudzić - czułam jak płoną mi policzki, a on dalej się ze mnie nabijał, w końcu nie wytrzymałam i uderzyłam go poduszką, co nie skończyło się dla mnie dobrze, bo wylądowałam pod nim. Przełknęłam ślinę, wpatrując się w niego z niedowierzaniem, a on nachylił się nade mną i pocałował mnie w czoło.
- No już, idę po śniadanie - uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko, po czym mnie puścił i wyszedł z łóżka w nieziemsko dobrym humorze, ja powiedzieć tego samego nie mogłam. Całe moje ciało było pobudzone...ale elektrycznością, błyskawice otaczały moja postać, ale trochę mniej mnie raniły, jego trening, działał. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz