Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

piątek, 26 lipca 2019

147.Nowy demon

Wyszłam do komnaty w nieco lepszym nastroju, cieszyła mnie niepewność siebie Abaddona, czekało na mnie śniadanie, a sam Abaddon wpatrywał się w swój talerz.
- Nakarmię Samaela - nałożyłam mu kilka kanapek, pokropiłam na nieco mniejsze kawałki, przygotowałam także sok pomarańczowy.
- Jak wolisz, ale głodnej ciebie nie wypuszczę - mruknął Abaddon.
- Ani myślę wyjść stąd głodna, bez obaw Władco - karmiłam Samaela, który wpatrywał się wściekle w Abaddona, nie odpuścił.
- Coś nie widzę radości u ciebie bracie, nie tryumfujesz? - zagadał do niego.
- Ile można patrzeć na Twoją posępną twarz? Już się nacieszyłem tym widokiem.
- Nie o mnie mówię i wymownie spojrzał na mnie.
- Ona nie jest żadnym trofeum! - zagrzmiał Abaddon.
- Jedz lepiej - mruknęłam - bądź tak miły Abaddonie i nalej mi kawy, coś mi mówi, że to będzie długi dzień. Nie usłyszałam odpowiedzi tylko odgłos wlewanej kawy do kubka - Dziękuję. Kiedy skończyłam karmić Samaela, dosiadłam się do stołu czułam jak wzrok Abaddona mnie palił, wpatrywał się we mnie bez przerwy czekając na cokolwiek zrobię czy powiem.
- Dobrze Ci się spało? - zaczął widząc, że nie reaguję na jego zaczepki.
- Krótko, ale dobrze, dziękuję, że pytasz, a Ty?
- Podobnie, wychodziłaś w nocy..
- Tak poszłam się czegoś napić, nie spałeś? Nie chciałam Cie budzić, a Samael nie spał, więc mu poprzeszkadzałam.
- Mhm - mruknął i nie wyglądał na zadowolonego, wiedziałam, że nie spał więc nie było sensu kłamać.
- Mmmm - upiłam kawy - tego mi było trzeba, wiesz już kiedy go uwolnisz? - Samael podniósł głowę kiedy zadałam to pytanie.
- W swoim czasie, za krótko wisi...a w zasadzie siedzi, bo się najdroższa ulitowałaś, nie rozmawiajmy o nim- pogłaskał mnie po dłoni.
- O czym chcesz rozmawiać?
- Jesteś na mnie zła? - zniżył głos, by Samael nas nie słuchał.
- O co? O to co powiedziałeś...czy...to drugie?
- Ogólnie..
- Trochę tak i nie, nic z czym sobie nie dasz rady, Władco.
- Już wolę jak mówisz Abuś, jest bardziej czułe.
- Ale nie wypada komuś z Twoja pozycją, wolałbyś, żebym przy demonach tak do ciebie mówiła?
- Nie ma tu żadnego demona - znowu dotknął mojej dłoni.
- Jest Twój brat, wątpię, żeby szybko o tym zapomniał.
- Nie możesz na chwilę o nim zapomnieć?!- uniósł się.
- Dlaczego się tak denerwujesz?
- Wcale się nie denerwuję.
- To mnie to bardzo cieszy, że się nie denerwujesz.
- Doprowadzasz mnie do szału...- mruknął niezadowolony.
- Co Ci jest, Abe? - uśmiechnęłam się do niego.
- Nie wiem  - widziałam błysk w jego oczach kiedy nazwalam go Abe, udało mi się mu trochę poprawić humor.
- Ja tym bardziej nie wiem, dzięki za śniadanie.
- Chodź ze mną na chwilę, coś ci pokażę - wziął mnie za rękę i zaprowadził do sypialni, otwarł jedną z szaf - tu możesz zostawić swoje rzeczy, nie musisz ich nosić za każdym razem - mruknął.
- Dzięki- włożyłam swoją torbę, kiedy zamknęłam szafę przyparł mnie do jej drzwi, przyglądał mi się chwile i pocałował namiętnie.
- Będę za Tobą tęsknić - szepnął mi do ucha i się odsunął.
- Wrócę, wiesz o tym - pogłaskałam go po twarzy.
- Szkoda tylko, że nie dla mnie...- posmutniał, a ja go przytuliłam.
- Przecież wiesz, że Cię lubię...mam do Ciebie słabość, której nie pojmuję, przeraża mnie to, ale jakoś sobie damy radę, prawda?
- Co się ze mną dzieje? - wydawał się bezbronny bez tych swoich wszystkich groźnych poz.
- Jesteś zazdrosny..bo jesteś zakochany - pogłaskałam go po twarzy i wyszłam z sypialni.
- Nie masz pojęcia jak bardzo - mruknął do siebie i podążył za nią do komnaty.
- Muszę już iść, nie mogę się spóźnić, więc do zobaczenia później, możecie się postarać nie pozabijać? - Abaddon coś mruknął i otworzył mi portal, ścisnął mnie za rękę i wróciłam do siebie.
- Wróciłaś już?- Astaroth powitał mnie uśmiechem, wycierał się ręcznikiem, mam szczęście na dobre wejście, przytuliłam się do niego.
- Jestem w odpowiednim momencie - głaskałam go po plecach.
- Wszystko, ok?
- Chyba tak, nie chce o tym gadać, tęskniłam za Tobą.
- Przepraszam cię za to..
- Ty wiesz prawda? - zasmuciłam się.
- Wiem, czasem wiedza niczego nie ułatwia.
- Źle się z tym czuję...
- Należycie do siebie, pamiętasz? Pakt tez może wpływać na Twoje uczucia, jeśli nadal chcesz być ze mną...będę Cię wspierać, mimo to i kochającego ciebie Abaddona, w końcu poświęciłaś się dla mnie, nie jestem Ciebie godny. 

- Nie chcę tego słuchać, na jakiej podstawie określa się godność? Kocham Cię, Astaroth jakbym mogła Cię opuścić? - pogłaskał mnie po twarzy i pocałował- kurde spóźnię się - wskoczyłam w ciuchy, miecze zapinałam po drodze, nie byłam ostatnia na szczęście. Pomachałam do Xandera i Nataniela, którzy dyskutowali o czymś z innej części holu.
Logan poprowadził zbiórkę, wybrał mnie sobie za partnera, ruszyliśmy. Natrafiliśmy na dwóch bezdusznych, trzeba więc było się rozdzielić, ruszyłam za większym stworem, podczas mojego pobytu w Little Heven wyostrzyłam ten zmysł. Bezduszny był  podobny do wielkiego ptaka, pikował na mnie z góry, rzuciłam w niego czakramem uszkadzając jedno ze skrzydeł i tyle masz z latania pokrako. Potwór ratował się przed upadkiem, ale zarył w asfalt. Wyjęłam miecze i zaatakowałam stwora, zranił mnie pazurem, zaczęłam krwawić, nie powstrzymało mnie to jednak, przed wykończeniem pożerającej dusze istoty. Usłyszałam ciche pomruki, gdzieś w zaułku, zbliżyłam się ostrożnie, na posadzce leżała dziewczyna, ledwo oddychała, rozglądałam się w poszukiwaniu napastnika, jeden miecz przypięłam do pasa drugi trzymałam w pogotowiu. Jej puls był ledwo wyczuwalny, wzięłam ją za rękę, miała rany na szyi, postanowiłam ich nie leczyć, dla policji, poprosiłam telepatycznie chłopców by wezwali karetkę i policję, bo mój telefon najprawdopodobniej został w piekle lub w domu.
- Nie bój się, jesteś bezpieczna..., karetka zaraz tutaj będzie - podtrzymywałam jej stan i lekko go poprawiałam, tak aby mieć pewność, że wyjdzie z tego cało.  Martwiło mnie coś innego, niski poziom krwi, czy są jakieś demony, które żywią się ludzka krwią? Wiedziałam kto może udzielić mi takiej informacji, podczas obiadu i nieszczególnie napawało mnie to optymizmem.
Zauważyłam, że moja rana nadal krwawi, ale się tym nie przejęłam, potem się tym zajmę.
- Trzeba w czymś pomóc? - odwróciłam się, za mną stał mężczyzna, który dziwnie się we mnie wpatrywał.
- Karetka już jedzie, dziękuję - odpowiedziałam, a mężczyzna podszedł blisko i kucnął przy mnie, jakbym to ja była ofiarą.
- Zostanę z Panią, kto was zaatakował? Jest pani ranna - ujął moja dłoń i przyłożył do rany chusteczkę.
- To tylko zadrapanie, niech Pan się nie kłopocze - odsunęłam rękę, w oddali było słychać karetkę, zaraz tutaj będą. Mężczyzna włożył palec do ust przyglądałam mu się ukradkiem i co najdziwniejsze, próbowałam przesądzając jego umysł, nie było w nim żadnych myśli! Złapałam miecz na wszelki wypadek, nie spotkałam się z czymś takim, jedno wiedziałam, ten człowiek nie mógł być...człowiekiem.
- Czy to Ty zaatakowałaś tą kobietę? - zdziwił mnie jego ton, wpatrywał się we mnie czarnymi oczami i spoglądał na miecz.
- Nie, nie zaatakowałam jej, takich ran nie da się zadać mieczem.
Ratownicy zajęli się kobietą, pospiesznie odsunęłam się od mężczyzny i skierowałam się w stronę policjantów, pokazałam im odznakę, którą każdy strażnik posiadał w razie takich sytuacji, złożyłam zeznania, gdy się odwróciłam mężczyzna zniknął. Miałam złe przeczucia co do tego zdarzenia i osobnika. Zaleczyłam w końcu ranę na ręce, skoncentrowałam się na odszukaniu Logana.
- Wszędzie Cię wytropię i znajdę, znam smak i zapach Twojej krwi...niezwykła kobieto - mruknął do siebie czarnowłosy mężczyzna.
- Już miałem Cię szukać, gdzie Cię wywiało? - zapytał Logan.
- Znalazłam kobietę w zaułku, była ranna, miała bardzo niski poziom krwi, a co najdziwniejsze...są ludzie którzy nie myślą? Chciałam przesądować jednego faceta i nic...echo, pustka.
- Nie wiem, nie spotkałem się z tym wcześniej, może to jakiś rodzaj demona?
- Chciałabym wiedzieć...poradziłeś sobie z bezdusznym?
- Słabiak, żółwio podobny, ale coś mi mówi, że wiesz - szturchnął mnie lekko.
- Może wiem, a może nie mam zielonego pojęcia.
- Nie potrafisz kłamać.
- Czepiasz się.
- Yhy, a Ty słodko wściekasz, chodź - pociągnął mnie za rękę- zaraz zbiórka, a Ciebie czeka obiad, może się dopytasz o Twojego tajemniczego faceta.
- Może, jak Abuś będzie skory do rozmów.
- Rumienisz się jak o nim mówisz.
- Coś ci się przywidziało, okulary Ci się przydadzą - pognałam na zbiórkę, a zaraz z niej do pokoju, rozbierałam się z uzbrojenia, zmieniłam bluzkę, na mojej była krew więc nie bardzo się nadawała, mogła być afrodyzjakiem dla pewnego pana, a ja potrzebowałam jego wiedzy, a nie rąk na sobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz