- I co teraz zrobisz? - zainteresował się Samael - Dlaczego się nade mną litujesz?
- Zrobię to o co poprosił, będę tutaj nocować. Już Ci mówiłam, nie lubię krzywdy, możesz mnie lubić bądź nienawidzić, dla mnie to naturalne - podałam mu picie i przyniosłam wygodne krzesło, musiałam trochę obniżyć łańcuchy przy pomocy metalowego pokrętła, by mógł usiąść. Starałam się je ruszyć, było bardzo ciężkie.
- Amy zostaw to, nie warto...powiedział, że da mi krzesło, nie, że będę mógł na nim usiąść... zrobisz sobie krzywdę- nie słuchałam go, starałam się z całej siły, w końcu ruszyło, ale zwichnęłam sobie nadgarstek.
- Kurczę..- skrzywiłam się.
- Amy, mówiłem...teraz będzie Cię bolało, przepraszam to moja wina- posmutniał.
- To nic, zaraz przejdzie - zwinnym ruchem nastawiłam nadgarstek, poczekałam chwilę i był jak nowy - no i już działa jak należy, siadaj. Od razu lepiej, co? - przetarłam ręką nadgarstek, kiedy wrócił Abaddon, zdziwił się widząc, że Samaelowi udało się usiąść, wiedziałam...kombinatorze. Niósł w ręce bardzo skąpe bikini, pewnie w stylu preferujących nałożnic Władcy, zastanawiałam się kto się w nie w ogóle zmieści, tak małego trójkącika jeszcze nie widziałam.
- Ostatnio byłaś taka zawiedziona, że nie przygotowałem dla Ciebie żadnego bikini, tym razem nie popełnię takiego błędu - wskazał na strój, który niósł - widzisz jak o ciebie dbam? - naigrawał się ze mnie.
- Przyda się dla jednej z Twoich nałożnic, ja niestety się w nie nie zmieszczę, bez obaw przyniosę swoje...jeśli dorobisz się basenu, w którym będzie coś innego niż lawa. Jeszcze jedno, przydaj się na coś i naoliw to ustrojstwo, skręciłam sobie nadgarstek kochanie, trzymajcie się chłopaki - przeszłam przez portal do swojej sypialni. Opadłam na łóżko, byłam zmęczona, a najgorsze było przede mną.
- Ciężki dzień? - zapytał Astaroth.
- Bardzo...przytul mnie - wyciągnęłam do niego ręce, a on położył się na mnie i przytulił mnie mocno - zwariuję z tymi demonami..muszę dziś tam nocować...
- Boisz się?
- Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale trochę jednak mam pieczęć, jak przesadzi...wie co go czeka, zamknę go na kilka dni i będzie miał przechlapane, muszę jeszcze rozpracować jak to zrobić, co na patrolu?
- Zaprzyjaźniam się, Xander jest nieco przyjemniejszy, reszta chyba zaczyna mnie akceptować, inni się boją, cieszę się, że Logan pozwolił mi do Was dołączyć.
- Kocham Cię, wiedziałam, że Ciebie polubią, nie da się Ciebie nie lubić - uśmiechnął się i mnie pocałował.
- Musze spakować jakieś rzeczy, wolę wziąć swoje, gdybyś widział jakim bikini mnie straszył, w życiu bym tego nie założyła - mruknęłam.
- Myślę, że Cię testuje, ustawisz go do pionu, będę za Tobą tęsknił, bardzo....
- A ja za Tobą, będzie dobrze - kiedy zebrałam siły spakowałam trochę ubrań, przeklęte bikini, koszulę nocną, dość elegancką i seksowną, ale zakrywającą wszystko co powinna, była do ziemi z lekkim rozcięciem z jednej strony. Wolałam to niż zdać się na gust Władcy Piekieł, co to, to nie. Po 18.00 zostałam zesłana na wygnanie do piekła, dosłownie i w przenośni. Abaddona nie zauważyłam co nieco poprawiło mój humor, kolacja została podana, dla Samaela była na osobnym talerzu.
- Głodny?
- Nie sądziłem, że przyjdziesz., jesteś odważna.
- Umiem się bić...załatwiam bezdusznych, zabiłam...Lilith.
- Nie zabiłaś, demony nie giną, niszczysz ich ciało, powlokę ich świadomość się błąka, dopóki Wielki Abaddon nie stwierdzi, że odpokutowała, wtedy otrzymuje ciało - poczułam jak krew odpłynęła mi z twarzy, znowu się z nią zmagać? Jaka to sprawiedliwość?! Żadna...to piekło, zapomniałam - nie wiedziałaś? - otworzył grzecznie buzię.
- Nie, nie wiedziałam - karmiłam go, kiedy do komnaty wszedł inny upadły, wyczułam go jeszcze zanim wszedł.
- No proszę, nie jesteś sam Samaelu - odpowiedział wysoki, dobrze zbudowany brunet.
- Lepiej z nią nie zaczynaj, Mefisto bo skończysz tak jak ja...
- Nie widzę, żebyś narzekał, karmi Cie ładna kobieta, trzeba zacząć psocić...- uśmiechnął się do mnie.
- Nie radzę, mam dość demonich psot.
- Więc postaram się być czasem grzeczny, jestem Mefistofeles, w skrócie możesz mówić Mefisto, nie pogniewam się - podał mi dłoń więc odwzajemniłam uścisk.
- Amy, jestem Wybraną, ale wolę Amy...- skrzywił się lekko, kiedy nasze ręce się spotkały.
- Bez obrazy, za dużo w tobie światła i dobra, trzeba to zmienić - uśmiechnął się szarmancko.
- Bez obrazy, ale mam to gdzieś...- karmiłam dalej Samaela nie zwracając uwagi na nowego demona.
Po dłuższej jego obecności zaczęłam się źle czuć, posępnie, jakby zapadała się w mrok, umocniłam ochronę umysłu, poprawiło to moje samopoczucie, ale wydaje mi się, że Mefisto zaczął swoja misję zgaszenia we mnie światła, nie dam się.
- Mefisto z łaski swojej zjeżdżaj z mojego umysłu i żebym Cie tam więcej nie widziała, nie słyszała ani nie czuła, bo będziemy się gniewać...- spojrzałam gniewnie na niego i wzięłam napój dla Samaela, włożyłam mu słomkę do ust.
- Jesteś jeszcze głodny czy wystarczy? - zapytałam spokojnie, nasz gość ciągle mnie obserwował.
- Ani trochę nie masz ochoty, chlusnąć mu napojem w twarz? Ani tyci tyci Ciebie nie korci?
- Ani trochę.
- Napiłbym się jeszcze, jeśli możesz...- podeszłam do stołu i nalałam mu soku do szklanki, wróciłam i pomogłam mu się napić.
- Jeśli komuś miałabym chlupnąć tym w twarz to Tobie Mefisto, bez urazy.
- Bez urazy, gniewna kobieto - zaśmiał się Mefistofeles.
- Zostaw ją..możesz się poznęcać nade mną - powiedział Samael.
Kiedy nasz mroczny znajomy miał już coś mi powiedzieć, przypuszczam, że nie byłoby to za miłe, pojawił się nasz zacny królewski gospodarz.
- Już myślałam, że się Ciebie nie doczekam - zaczęłam - Samael został nakarmiony jak sobie życzyłeś.
- Dobrze się spisałaś - gdy to powiedział skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam jedną brew ukazując swoje niezadowolenie - oj no dobrze, nie złość się moja piękna, Mefisto miło Ciebie widzieć, przypuszczam, że poznałeś mój płonący kwiat - objął mnie ramieniem, a ja pomyślałam, że zaraz się zacznie.
- Naturalnie Władco, świetny wybór jak dla mnie za dużo słońca w niej, ale z drobnymi poprawkami, była by idealna, jakby co wystarczy tylko słowo, mój Królu - yhy i się zaczęło, Abaddon splótł palce naszych dłoni ze sobą, musnął moje usta szybko i delikatnie w obawie, że mu przywalę.
- Dla mnie jest idealna jaka jest, wybacz Mefisto, ale mamy nieco inne plany, bardziej intymne, muszę dogodzić mojej kocicy - dyskretnie przywaliłam mu w żebra, ale Abaddon się tylko zaśmiał - no już, zaraz się Tobą zajmę i będę cały Twój.
- Ale ze mnie szczęściara - mruknęłam bez entuzjazmu.
- Miło było ciebie spotkać Amy, życzę dobrej i zaspokojonej erotycznie nocy panie - Mefisto się skłonił nisko i wyszedł z sali tronowej.
- Możesz mnie już puścić, poszedł sobie.
- Wcale nie dlatego ciebie trzymam - szepnął mi zmysłowo do ucha i poprowadził do stołu, zdjął ze mnie kurtkę i zasunął krzesło, hmm czy to ten sam Abaddon?
- Nasza ostatnia kolacja nie skończyła się dla Ciebie zbyt szczęśliwie, nie mówię tutaj o skoczeniu na siderth, wtedy było całkiem przyjemnie. Bądź więc grzecznym Władcą..
- Chwilowo Cię posłucham, zobacz jakie pyszności dla Ciebie przygotowałem, wolisz siderth, wino czy exodus, słyszałem, że go lubisz?
- Tak, lubię bardzo, mogę prosić? - Abaddon nalał mi exodusa, a sam wlał sobie od serca siderth, zastanawiałam się czy to dobrze, żeby pił, w sumie nigdy nie widziałam go pijanego, nie chciałam by był zbyt odważny.
- Proszę moja droga - podał mi kielich.
- Dziękuję, nie pij zbyt dużo, nie zaciągnę Cie sama do komnaty, będziesz spać na krześle - roześmiał się.
- Od razu przechodzisz do rzeczy, konkretna kobieta to w Tobie lubię - wpatrywał się we mnie rozmarzony.
- Podobno jestem też gniewna, to słowa Mefisto, Samael jest świadkiem..
- Czasami, ale to tez Twój atut- wziął moją dłoń i ucałował delikatnie - jedzmy, zatem smacznego- nałożyłam sobie trochę sałatki i łososia, próbował wmusić we mnie deser, tarta z malinami, miał dobry gust co do potraw.
- Nie zmieszczę więcej, pyszne to było.
- Jak się dobrze popieści to się wszystko zmieści! - roześmiał się - Masz wypij trochę siderthu, zaraz zrobi się miejsce.
- Ale chyba nie zwrócę? To było za dobre...
- Faktycznie byłaby to strata, ale nie zwrócisz, ile butelek wypiłaś podróżując?
- Wyjdzie jaki ze mnie alkoholik, 8 butelek z czego przemywałam ranę, policzmy, że wypiłam 5,5 -6 butelek naturalnie w celach medycznych.
- Naturalnie, no to teraz mogę z Tobą pić i szybko nie odpadniesz, podoba mi się to.
- Lepiej nie, nie wiem jak się spijasz, na wesoło czy na smutno...
- Boisz się, że się nie powstrzymam - spojrzał na mnie intensywnie i zadziornie z uśmiechem pod nosem.
- Potrafię się bronić...
- Nie dałabyś rady, wiesz o tym...bałabyś się zrobić mi krzywdę..
- Nigdy nie mów nigdy...Mefisto mnie nauczy, słyszałam, że co druga lekcja free - przeciągnęłam się lekko, byłam zmęczona.
- Nie wywołuj wilka z lasu, jesteś zmęczona - wstał i odsunął mi krzesło, wziął moja torbę - zaprowadzę Cię do komnaty. Weszliśmy do dużej komnaty, łóżko było ogromne z baldachimem. Wyglądało na wygodne, nic mnie więcej nie interesowało. Położył torbę i wziął mnie za rękę wprowadzając do ogromnej łazienki, pstryknął palcami, zapaliło się pełno świec, woda była przygotowana, pływało w niej kilka płatków róż.
- Niesamowite, postarałeś się..- speszyłam się, a on podszedł do mnie i przyciągnął do siebie.
- Odpoczniesz sobie, całował mnie po szyi delikatnie, zasługujesz na to i na o wiele więcej. Pozwól mi choć raz poczuć jakbyś była moja, ....ze mną...to takie miłe uczucie - szeptał mi do ucha - dziś tego potrzebuję, potem powinienem być grzeczniejszy- pocałował mnie - wołaj, jakbyś chciała, żebym umył Ci plecy - uśmiechnął się i zostawił mnie samą. Zaciągnęłam wielkie zasłony, nie chciałam by mnie ktoś podglądał, będzie ciężko...oj będzie ciężko.Kiedy się wykapałam, posprzątałam i założyłam piżamę, wyszłam z łazienki i myślałam, że dostanę zawału, w owym boskim łożu leżał Abaddon. Trzymał ręce pod głową i był bez koszulki, miejmy nadzieję, że jedynie bez koszulki.
- Gdzie będę spała? - uśmiechnął się i odkrył kołdrę koło siebie.
- Ze mną.
- Nie idę na to, masz tam w ogóle cokolwiek pod spodem?
- Sama sprawdź - uśmiechnął się figlarnie - nie gwarantuję, że gdzie indziej będziesz bezpieczna, Mefisto ma lepkie paluszki, wchodź - skapitulowałam.
- A Ty to nie?
- Ja Ci nie zrobię krzywdy, za innych ręczyć nie będę- weszłam do łóżka z obawami, położyłam się, Abaddon przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Przymknęłam na chwilę oczy, gdy je otwarłam był tuz nade mną.
- Miałeś być grzeczny...
- Powiedziałem, że nie zrobię ci krzywdy o niczym innym nie mówiłem - jego oczy zabłyszczały, a on zaczął całować moja szyję, czule i delikatnie.
- Abaddonie, proszę Cię przestań.
- Za chwilę...- nie przerywał sobie uciech, pocałował mnie namiętnie, każdy jego dotyk był taki czuły i delikatny. Jego dłonie delikatnie pieściły moje ciało, przymknęłam oczy zbierając w sobie siłę.
- Abaddonie - jęknęłam - dość...
- Jak wymawiasz moje imię w ten sposób to dla mnie najlepsza pieszczota, nie panikuj - zaczęło mi się to podobać, aż za bardzo, dlatego panikowałam i to coraz bardziej.
- Po prostu mnie przytul dobrze? - zaczęłam drżeć, co go tylko rozochociło bardziej.
- Za chwilę, bądź cierpliwa kochanie - całował mnie zachłannie, pieścił mój dekolt.
- Nienawidzę Cię - jęknęłam pozwalając się ponieść na chwilę, głaskałam jego plecy, był dobrze zbudowany, zbyt dobrze. Usłyszałam szelest Samaelowych łańcuchów, próbował je zerwać, przestałam zwracać na to uwagę, usiłowałam się skupić, ale Abaddon mi na to nie pozwalał.
- Też Cię pragnę, aniele - szepnął mi do ucha głaskając moje udo, przymknęłam oczy gdy to robił, przyciągnęłam go do siebie mocno i całowałam jego tors - uśmiechnął się do mnie i przymknął oczy, nie przestawiając się ze mną droczyć.
- Nie dręcz mnie, już - mruknęłam, drżałam na całym ciele, a jemu to najwyraźniej odpowiadało, bo zabrał rękę i przytulił mnie do siebie mocno, pocałował mnie czule.
- Kocham Cię - to nie było planowane, zmieszał się i wystraszył, odsunął lekko głaszcząc moją twarz.
- Nie miałam pojęcia...
- Wiem, chciałem jedynie, żebyś to wiedziała - musnął moje usta delikatnie i położył się na plecach, zostawiając mnie taka pobudzoną, zerkał na mnie z rozbawieniem i uśmiechał się pod nosem.
- Nie wiem co Ci powiedzieć...wiesz kogo kocham.
- Więc nic nie mów, dobranoc Amy.
- Dobranoc - zwinęłam się w kłębek, ale nie mogłam zasnąć. Kiedy byłam pewna, że zasnął wyszłam na boso do komnaty Samaela, leżenie i przewracanie się z boku na bok irytowało mnie tak samo jak to, że Władca Piekieł, który czekał, aż będę go błagać o spełnienie, wiedział jakie katusze będę przechodzić. Kretyn! Samael nie wyglądał najlepiej, miał opuszczoną głowę, poranione i posiniaczone ręce.
- Chcesz pić? - szepnęłam, a on uniósł głowę, na jego twarzy malowało się wiele emocji, a ja nie potrafiłam ich rozszyfrować.
- Nie potrafiłem ich zerwać.....a ten drań Cię krzywdził...- zamarłam na moment - słyszałem jak go prosiłaś, by przestał....a ja nic nie mogłem zrobić.
- Nie zrobił mi tego...- opuściłam głowę- nalałam mu herbaty i podałam - pij, nic mi nie jest, napił się jej, ale był przygaszony - poraniłeś się - dotknęłam jego rąk, wyglądały fatalnie, leczyłam go.
- Zostaw...powinienem cierpieć.
- A ja być jak modelka, mieć idealną cerę i spać. Jakoś musimy z tym żyć - uśmiechnęłam się.
- A co Ci brakuje? - zdziwił się.
- Jestem niska, drobna i mam brzydkie hobby, zabijam.
- Na pewno jest ok?
- Tak, odpuścił mi w końcu. Dziękuję...
- Za co?
- Że próbowałeś mi pomóc, nie musiałeś...nie lubisz mnie, a przysporzyłeś sobie tyle bólu próbując.
- A ty się mnie bałaś, a karmisz mnie i poisz, wydaje mi się, że jeszcze nie jesteśmy kwita, nie po tym wszystkim.
- Spróbuj zasnąć...ja też spróbuję, dobranoc - podreptałam do sypialnej komnaty Władcy, kiedy weszłam do łóżka, przytulił mnie do siebie, nie spał, ale nie otwierał oczu. Zamknęłam swoje i w końcu udało mi się zasnąć. Kiedy się obudziłam przyglądał mi się i głaskał po ramionach, pocałował mnie w czoło.
- Dzień dobry - szepnął.
- Dzień dobry - oparłam o niego głowę jeszcze na moment.
- Pójdę przygotować śniadanie - musnął moje usta i wyszedł nie patrząc na mnie, czyżbym teraz ja miała przewagę nad Władcą?
- Zrobię to o co poprosił, będę tutaj nocować. Już Ci mówiłam, nie lubię krzywdy, możesz mnie lubić bądź nienawidzić, dla mnie to naturalne - podałam mu picie i przyniosłam wygodne krzesło, musiałam trochę obniżyć łańcuchy przy pomocy metalowego pokrętła, by mógł usiąść. Starałam się je ruszyć, było bardzo ciężkie.
- Amy zostaw to, nie warto...powiedział, że da mi krzesło, nie, że będę mógł na nim usiąść... zrobisz sobie krzywdę- nie słuchałam go, starałam się z całej siły, w końcu ruszyło, ale zwichnęłam sobie nadgarstek.
- Kurczę..- skrzywiłam się.
- Amy, mówiłem...teraz będzie Cię bolało, przepraszam to moja wina- posmutniał.
- To nic, zaraz przejdzie - zwinnym ruchem nastawiłam nadgarstek, poczekałam chwilę i był jak nowy - no i już działa jak należy, siadaj. Od razu lepiej, co? - przetarłam ręką nadgarstek, kiedy wrócił Abaddon, zdziwił się widząc, że Samaelowi udało się usiąść, wiedziałam...kombinatorze. Niósł w ręce bardzo skąpe bikini, pewnie w stylu preferujących nałożnic Władcy, zastanawiałam się kto się w nie w ogóle zmieści, tak małego trójkącika jeszcze nie widziałam.
- Ostatnio byłaś taka zawiedziona, że nie przygotowałem dla Ciebie żadnego bikini, tym razem nie popełnię takiego błędu - wskazał na strój, który niósł - widzisz jak o ciebie dbam? - naigrawał się ze mnie.
- Przyda się dla jednej z Twoich nałożnic, ja niestety się w nie nie zmieszczę, bez obaw przyniosę swoje...jeśli dorobisz się basenu, w którym będzie coś innego niż lawa. Jeszcze jedno, przydaj się na coś i naoliw to ustrojstwo, skręciłam sobie nadgarstek kochanie, trzymajcie się chłopaki - przeszłam przez portal do swojej sypialni. Opadłam na łóżko, byłam zmęczona, a najgorsze było przede mną.
- Ciężki dzień? - zapytał Astaroth.
- Bardzo...przytul mnie - wyciągnęłam do niego ręce, a on położył się na mnie i przytulił mnie mocno - zwariuję z tymi demonami..muszę dziś tam nocować...
- Boisz się?
- Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale trochę jednak mam pieczęć, jak przesadzi...wie co go czeka, zamknę go na kilka dni i będzie miał przechlapane, muszę jeszcze rozpracować jak to zrobić, co na patrolu?
- Zaprzyjaźniam się, Xander jest nieco przyjemniejszy, reszta chyba zaczyna mnie akceptować, inni się boją, cieszę się, że Logan pozwolił mi do Was dołączyć.
- Kocham Cię, wiedziałam, że Ciebie polubią, nie da się Ciebie nie lubić - uśmiechnął się i mnie pocałował.
- Musze spakować jakieś rzeczy, wolę wziąć swoje, gdybyś widział jakim bikini mnie straszył, w życiu bym tego nie założyła - mruknęłam.
- Myślę, że Cię testuje, ustawisz go do pionu, będę za Tobą tęsknił, bardzo....
- A ja za Tobą, będzie dobrze - kiedy zebrałam siły spakowałam trochę ubrań, przeklęte bikini, koszulę nocną, dość elegancką i seksowną, ale zakrywającą wszystko co powinna, była do ziemi z lekkim rozcięciem z jednej strony. Wolałam to niż zdać się na gust Władcy Piekieł, co to, to nie. Po 18.00 zostałam zesłana na wygnanie do piekła, dosłownie i w przenośni. Abaddona nie zauważyłam co nieco poprawiło mój humor, kolacja została podana, dla Samaela była na osobnym talerzu.
- Głodny?
- Nie sądziłem, że przyjdziesz., jesteś odważna.
- Umiem się bić...załatwiam bezdusznych, zabiłam...Lilith.
- Nie zabiłaś, demony nie giną, niszczysz ich ciało, powlokę ich świadomość się błąka, dopóki Wielki Abaddon nie stwierdzi, że odpokutowała, wtedy otrzymuje ciało - poczułam jak krew odpłynęła mi z twarzy, znowu się z nią zmagać? Jaka to sprawiedliwość?! Żadna...to piekło, zapomniałam - nie wiedziałaś? - otworzył grzecznie buzię.
- Nie, nie wiedziałam - karmiłam go, kiedy do komnaty wszedł inny upadły, wyczułam go jeszcze zanim wszedł.
- No proszę, nie jesteś sam Samaelu - odpowiedział wysoki, dobrze zbudowany brunet.
- Lepiej z nią nie zaczynaj, Mefisto bo skończysz tak jak ja...
- Nie widzę, żebyś narzekał, karmi Cie ładna kobieta, trzeba zacząć psocić...- uśmiechnął się do mnie.
- Nie radzę, mam dość demonich psot.
- Więc postaram się być czasem grzeczny, jestem Mefistofeles, w skrócie możesz mówić Mefisto, nie pogniewam się - podał mi dłoń więc odwzajemniłam uścisk.
- Amy, jestem Wybraną, ale wolę Amy...- skrzywił się lekko, kiedy nasze ręce się spotkały.
- Bez obrazy, za dużo w tobie światła i dobra, trzeba to zmienić - uśmiechnął się szarmancko.
- Bez obrazy, ale mam to gdzieś...- karmiłam dalej Samaela nie zwracając uwagi na nowego demona.
Po dłuższej jego obecności zaczęłam się źle czuć, posępnie, jakby zapadała się w mrok, umocniłam ochronę umysłu, poprawiło to moje samopoczucie, ale wydaje mi się, że Mefisto zaczął swoja misję zgaszenia we mnie światła, nie dam się.
- Mefisto z łaski swojej zjeżdżaj z mojego umysłu i żebym Cie tam więcej nie widziała, nie słyszała ani nie czuła, bo będziemy się gniewać...- spojrzałam gniewnie na niego i wzięłam napój dla Samaela, włożyłam mu słomkę do ust.
- Jesteś jeszcze głodny czy wystarczy? - zapytałam spokojnie, nasz gość ciągle mnie obserwował.
- Ani trochę nie masz ochoty, chlusnąć mu napojem w twarz? Ani tyci tyci Ciebie nie korci?
- Ani trochę.
- Napiłbym się jeszcze, jeśli możesz...- podeszłam do stołu i nalałam mu soku do szklanki, wróciłam i pomogłam mu się napić.
- Jeśli komuś miałabym chlupnąć tym w twarz to Tobie Mefisto, bez urazy.
- Bez urazy, gniewna kobieto - zaśmiał się Mefistofeles.
- Zostaw ją..możesz się poznęcać nade mną - powiedział Samael.
Kiedy nasz mroczny znajomy miał już coś mi powiedzieć, przypuszczam, że nie byłoby to za miłe, pojawił się nasz zacny królewski gospodarz.
- Już myślałam, że się Ciebie nie doczekam - zaczęłam - Samael został nakarmiony jak sobie życzyłeś.
- Dobrze się spisałaś - gdy to powiedział skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam jedną brew ukazując swoje niezadowolenie - oj no dobrze, nie złość się moja piękna, Mefisto miło Ciebie widzieć, przypuszczam, że poznałeś mój płonący kwiat - objął mnie ramieniem, a ja pomyślałam, że zaraz się zacznie.
- Naturalnie Władco, świetny wybór jak dla mnie za dużo słońca w niej, ale z drobnymi poprawkami, była by idealna, jakby co wystarczy tylko słowo, mój Królu - yhy i się zaczęło, Abaddon splótł palce naszych dłoni ze sobą, musnął moje usta szybko i delikatnie w obawie, że mu przywalę.
- Dla mnie jest idealna jaka jest, wybacz Mefisto, ale mamy nieco inne plany, bardziej intymne, muszę dogodzić mojej kocicy - dyskretnie przywaliłam mu w żebra, ale Abaddon się tylko zaśmiał - no już, zaraz się Tobą zajmę i będę cały Twój.
- Ale ze mnie szczęściara - mruknęłam bez entuzjazmu.
- Miło było ciebie spotkać Amy, życzę dobrej i zaspokojonej erotycznie nocy panie - Mefisto się skłonił nisko i wyszedł z sali tronowej.
- Możesz mnie już puścić, poszedł sobie.
- Wcale nie dlatego ciebie trzymam - szepnął mi zmysłowo do ucha i poprowadził do stołu, zdjął ze mnie kurtkę i zasunął krzesło, hmm czy to ten sam Abaddon?
- Nasza ostatnia kolacja nie skończyła się dla Ciebie zbyt szczęśliwie, nie mówię tutaj o skoczeniu na siderth, wtedy było całkiem przyjemnie. Bądź więc grzecznym Władcą..
- Chwilowo Cię posłucham, zobacz jakie pyszności dla Ciebie przygotowałem, wolisz siderth, wino czy exodus, słyszałem, że go lubisz?
- Tak, lubię bardzo, mogę prosić? - Abaddon nalał mi exodusa, a sam wlał sobie od serca siderth, zastanawiałam się czy to dobrze, żeby pił, w sumie nigdy nie widziałam go pijanego, nie chciałam by był zbyt odważny.
- Proszę moja droga - podał mi kielich.
- Dziękuję, nie pij zbyt dużo, nie zaciągnę Cie sama do komnaty, będziesz spać na krześle - roześmiał się.
- Od razu przechodzisz do rzeczy, konkretna kobieta to w Tobie lubię - wpatrywał się we mnie rozmarzony.
- Podobno jestem też gniewna, to słowa Mefisto, Samael jest świadkiem..
- Czasami, ale to tez Twój atut- wziął moją dłoń i ucałował delikatnie - jedzmy, zatem smacznego- nałożyłam sobie trochę sałatki i łososia, próbował wmusić we mnie deser, tarta z malinami, miał dobry gust co do potraw.
- Nie zmieszczę więcej, pyszne to było.
- Jak się dobrze popieści to się wszystko zmieści! - roześmiał się - Masz wypij trochę siderthu, zaraz zrobi się miejsce.
- Ale chyba nie zwrócę? To było za dobre...
- Faktycznie byłaby to strata, ale nie zwrócisz, ile butelek wypiłaś podróżując?
- Wyjdzie jaki ze mnie alkoholik, 8 butelek z czego przemywałam ranę, policzmy, że wypiłam 5,5 -6 butelek naturalnie w celach medycznych.
- Naturalnie, no to teraz mogę z Tobą pić i szybko nie odpadniesz, podoba mi się to.
- Lepiej nie, nie wiem jak się spijasz, na wesoło czy na smutno...
- Boisz się, że się nie powstrzymam - spojrzał na mnie intensywnie i zadziornie z uśmiechem pod nosem.
- Potrafię się bronić...
- Nie dałabyś rady, wiesz o tym...bałabyś się zrobić mi krzywdę..
- Nigdy nie mów nigdy...Mefisto mnie nauczy, słyszałam, że co druga lekcja free - przeciągnęłam się lekko, byłam zmęczona.
- Nie wywołuj wilka z lasu, jesteś zmęczona - wstał i odsunął mi krzesło, wziął moja torbę - zaprowadzę Cię do komnaty. Weszliśmy do dużej komnaty, łóżko było ogromne z baldachimem. Wyglądało na wygodne, nic mnie więcej nie interesowało. Położył torbę i wziął mnie za rękę wprowadzając do ogromnej łazienki, pstryknął palcami, zapaliło się pełno świec, woda była przygotowana, pływało w niej kilka płatków róż.
- Niesamowite, postarałeś się..- speszyłam się, a on podszedł do mnie i przyciągnął do siebie.
- Odpoczniesz sobie, całował mnie po szyi delikatnie, zasługujesz na to i na o wiele więcej. Pozwól mi choć raz poczuć jakbyś była moja, ....ze mną...to takie miłe uczucie - szeptał mi do ucha - dziś tego potrzebuję, potem powinienem być grzeczniejszy- pocałował mnie - wołaj, jakbyś chciała, żebym umył Ci plecy - uśmiechnął się i zostawił mnie samą. Zaciągnęłam wielkie zasłony, nie chciałam by mnie ktoś podglądał, będzie ciężko...oj będzie ciężko.Kiedy się wykapałam, posprzątałam i założyłam piżamę, wyszłam z łazienki i myślałam, że dostanę zawału, w owym boskim łożu leżał Abaddon. Trzymał ręce pod głową i był bez koszulki, miejmy nadzieję, że jedynie bez koszulki.
- Gdzie będę spała? - uśmiechnął się i odkrył kołdrę koło siebie.
- Ze mną.
- Nie idę na to, masz tam w ogóle cokolwiek pod spodem?
- Sama sprawdź - uśmiechnął się figlarnie - nie gwarantuję, że gdzie indziej będziesz bezpieczna, Mefisto ma lepkie paluszki, wchodź - skapitulowałam.
- A Ty to nie?
- Ja Ci nie zrobię krzywdy, za innych ręczyć nie będę- weszłam do łóżka z obawami, położyłam się, Abaddon przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Przymknęłam na chwilę oczy, gdy je otwarłam był tuz nade mną.
- Miałeś być grzeczny...
- Powiedziałem, że nie zrobię ci krzywdy o niczym innym nie mówiłem - jego oczy zabłyszczały, a on zaczął całować moja szyję, czule i delikatnie.
- Abaddonie, proszę Cię przestań.
- Za chwilę...- nie przerywał sobie uciech, pocałował mnie namiętnie, każdy jego dotyk był taki czuły i delikatny. Jego dłonie delikatnie pieściły moje ciało, przymknęłam oczy zbierając w sobie siłę.
- Abaddonie - jęknęłam - dość...
- Jak wymawiasz moje imię w ten sposób to dla mnie najlepsza pieszczota, nie panikuj - zaczęło mi się to podobać, aż za bardzo, dlatego panikowałam i to coraz bardziej.
- Po prostu mnie przytul dobrze? - zaczęłam drżeć, co go tylko rozochociło bardziej.
- Za chwilę, bądź cierpliwa kochanie - całował mnie zachłannie, pieścił mój dekolt.
- Nienawidzę Cię - jęknęłam pozwalając się ponieść na chwilę, głaskałam jego plecy, był dobrze zbudowany, zbyt dobrze. Usłyszałam szelest Samaelowych łańcuchów, próbował je zerwać, przestałam zwracać na to uwagę, usiłowałam się skupić, ale Abaddon mi na to nie pozwalał.
- Też Cię pragnę, aniele - szepnął mi do ucha głaskając moje udo, przymknęłam oczy gdy to robił, przyciągnęłam go do siebie mocno i całowałam jego tors - uśmiechnął się do mnie i przymknął oczy, nie przestawiając się ze mną droczyć.
- Nie dręcz mnie, już - mruknęłam, drżałam na całym ciele, a jemu to najwyraźniej odpowiadało, bo zabrał rękę i przytulił mnie do siebie mocno, pocałował mnie czule.
- Kocham Cię - to nie było planowane, zmieszał się i wystraszył, odsunął lekko głaszcząc moją twarz.
- Nie miałam pojęcia...
- Wiem, chciałem jedynie, żebyś to wiedziała - musnął moje usta delikatnie i położył się na plecach, zostawiając mnie taka pobudzoną, zerkał na mnie z rozbawieniem i uśmiechał się pod nosem.
- Nie wiem co Ci powiedzieć...wiesz kogo kocham.
- Więc nic nie mów, dobranoc Amy.
- Dobranoc - zwinęłam się w kłębek, ale nie mogłam zasnąć. Kiedy byłam pewna, że zasnął wyszłam na boso do komnaty Samaela, leżenie i przewracanie się z boku na bok irytowało mnie tak samo jak to, że Władca Piekieł, który czekał, aż będę go błagać o spełnienie, wiedział jakie katusze będę przechodzić. Kretyn! Samael nie wyglądał najlepiej, miał opuszczoną głowę, poranione i posiniaczone ręce.
- Chcesz pić? - szepnęłam, a on uniósł głowę, na jego twarzy malowało się wiele emocji, a ja nie potrafiłam ich rozszyfrować.
- Nie potrafiłem ich zerwać.....a ten drań Cię krzywdził...- zamarłam na moment - słyszałem jak go prosiłaś, by przestał....a ja nic nie mogłem zrobić.
- Nie zrobił mi tego...- opuściłam głowę- nalałam mu herbaty i podałam - pij, nic mi nie jest, napił się jej, ale był przygaszony - poraniłeś się - dotknęłam jego rąk, wyglądały fatalnie, leczyłam go.
- Zostaw...powinienem cierpieć.
- A ja być jak modelka, mieć idealną cerę i spać. Jakoś musimy z tym żyć - uśmiechnęłam się.
- A co Ci brakuje? - zdziwił się.
- Jestem niska, drobna i mam brzydkie hobby, zabijam.
- Na pewno jest ok?
- Tak, odpuścił mi w końcu. Dziękuję...
- Za co?
- Że próbowałeś mi pomóc, nie musiałeś...nie lubisz mnie, a przysporzyłeś sobie tyle bólu próbując.
- A ty się mnie bałaś, a karmisz mnie i poisz, wydaje mi się, że jeszcze nie jesteśmy kwita, nie po tym wszystkim.
- Spróbuj zasnąć...ja też spróbuję, dobranoc - podreptałam do sypialnej komnaty Władcy, kiedy weszłam do łóżka, przytulił mnie do siebie, nie spał, ale nie otwierał oczu. Zamknęłam swoje i w końcu udało mi się zasnąć. Kiedy się obudziłam przyglądał mi się i głaskał po ramionach, pocałował mnie w czoło.
- Dzień dobry - szepnął.
- Dzień dobry - oparłam o niego głowę jeszcze na moment.
- Pójdę przygotować śniadanie - musnął moje usta i wyszedł nie patrząc na mnie, czyżbym teraz ja miała przewagę nad Władcą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz