Ivith mknęła w ciemności na swoich czarno- granatowych skrzydłach, zapomniała już jakie to cudowne uczucie być wolną. Ta kobieta się nią zaopiekowała, zadbała by miała swój dom, pomogła go urządzić, wstawiła nawet świeże kwiaty, mimo, iż uważała to za nieco dziwny zwyczaj nie protestowała. Roztaczała wokół siebie kojące uczucie ciepła i zrozumienia, znowu wierzyła, że zdoła się przeciwstawić Lilith, a już na pewno nie pozwoli Amy walczyć z nią samej. Dotarła do opuszczonego pałacu, w którym ukrywa się pokonana Lilith, zbierając siły, środki, żeby znowu zaatakować Wybraną. Zanim weszła do środka, Ivith nałożyła płaszcz, zasłoniła szalem twarz, ukryła skrzydła, musiała się ukrywać wizualnie przed księżniczką tego całego bałaganu. Odbywało się właśnie spotkanie z Pierwszym Tropicielem i jego dwoma bezwzględnymi cerberami.
- Witaj Pierwszy i jedyny, zgubo wrogów naszych - zaczęła kulturalnie Lilith - wysoki mężczyzna kroczył dumnie ku niej, miał krótkie srebrne włosy i przeraźliwie jasne błękitne oczy, ich kolor dorównywał zimnemu ogniu, który roztaczał się dookoła. Sam jego właściciel nie zadawał sobie trudu, by go kontrolować, wyglądał również na znudzonego. Miał na sobie długi czarny poszarpany płaszcz, czarny i mocny kubrak ze stalowymi wykończeniami chronił go przed atakami. W dłoni dzierżył czarny miecz, w drugiej mieniącej się błękitnym ogniem łańcuch, na którym kroczyły dumnie jego dwa wierne cerbery.
Cerbery wyglądały na wygłodzone, ale i umięśnione, na szyjach miały czarne obroże, do których przymocowany był łańcuch, ślepia były koloru ognia ich pana. Kościste i przerażające pyski wykrzywiały się dysząc ciężko ogniem, wielkie i ostre pazury były gotowe przeciąć każdą tętnicę, którą wskaże im Pierwszy.
- Lilith, kto sprawił ci, aż tyle problemów, że zdecydowałaś się mnie wezwać? - mężczyzna uśmiechnął się kpiąco, biła z niego niesamowita pewność siebie napawająca postronnych obrzydzeniem.
- Naberiusie, ta sama, która od początku wszechświata psuje wszystkim szyki, Wybrana. Naraziła mi się, pozbawiłam ją życia, ale ten mierny chłopaczyna sprowadził ją z powrotem - roześmiała się - naturalnie przypłacił to życiem. Nie jestem bezużyteczna, przyjacielu.
- Twój rozkaz? - niecierpliwił się Pierwszy.
- Zabić, jednakże chciałabym to widzieć, byłoby mi przyjemnie, gdybyś mógł mi to załatwić.
- Masz jej krew?
- Tak, dość sporo, kiedy rozrywałam jej bebechy i miażdżyłam serduszko, takie wątłe i bezużyteczne - roześmiała się tryumfująco - nazbierałam jej całkiem sporo - chcesz nałożyć na nią swoją pieczęć?
- Wybranej się nie lekceważy, moja droga, inaczej kończy się w piachu, bywa bezwzględna i okrutna, sama jest w stanie wyciąć Twoje legiony scyzorykiem. Popełniłaś błąd rozwścieczając ją i nie wzywając mnie od razu, eh kobiety.
- Ale, żeby od razu pieczęć?
- Moje fucha, moje metody, jeśli Ci nie odpowiada strata jej krwi..., nie sądzę jednak, żebyś chciała pomalować nią paznokcie, to tylko tracę tutaj czas i ja i moje bestie - zawarczały jak na komendę ukazując swoje niezadowolenie.
- Kiedy Ty je ostatnio karmiłeś? - skrzywiła się i nieco wystraszyła Lilith - bierz co chcesz...po prostu nie myślałam, że to będzie konieczne- podała fiolkę z krwią Naberiusowi.
- Abaddon wie? - zaskoczył ja tym pytaniem, nikt nie chciał podpaść Władcy Piekieł.
- Nie i niech tak zostanie, ma zbyt dużą śmiałość do tej zuchwałej śmiertelniczki - prychnęła niezadowolona.
- Nie zapłacę za Twe błędy, pociągnę Cię na dno, bądź tego świadoma Lilith, ze mną się nie igra.
- Kiedy zaczniesz?
- O północy, czeka mnie ciekawy pościg, po delektuję się nią, zanim sprowadzę Ci owieczkę na rzeź. Alastor będzie zachwycony pozwolisz mu wykonać wyrok? - włożył miecz do pochwy znajdującej się przy boku i włożył rękę do kieszeni.
- Rozważę to, ostatnio jest mniej bezwzględny niżbym sobie tego życzyła. Ona musi cierpieć.
- Już moje bestie się o to zatroszczą.
- Dlaczego nigdy nie mówisz do nich po imieniu? - niedyskretnie zapytała Lilith.
- Nie zasłużyły na to, tylko ich Pan zna ich imiona, najlepszy sposób by były ślepo oddane, trochę głodu - uśmiechnął się okrutnie Naberius - bywaj zatem Lilith, mam dużo pracy - odwrócił się nie oddając jej należytych pokłonów, on władca piekielnych bestii nie będzie się przed nią płaszczyć. Jeśli tego pragnęła upadła na głowę z dużej wysokości, albo zbyt mocno jej przywaliła Wybrana, na samą myśl uśmiechnął się pod nosem. Gładka i delikatna skóra, którą tak pięknie i łatwo można ponacinać, by cierpiała, czysta rozkosz.
Ivith obserwowała z bezpiecznej odległości jak Pierwszy opuszcza pałac Lilith, zmartwiła ją ta rozmowa, musiała jak najszybciej przekazać informacje Astarothowi, nie sadziła jednak, że uda jej się dotrzeć do nich przed północą, zacisnęła pięści była jej to winna. Kiedy znajdowała się w bezpiecznej odległości od zamku, pojawił się przed nią Abaddon, uklękła oddając Władcy należyty mu szacunek.
- Jak bardzo jest źle? - zapytał skupiony.
- Jest rządna krwi, panie. Nie wygląda to najlepiej jest nawet gorzej niż przypuszczaliśmy.
- Tego się obawiałem, powiadomię Astarotha osobiście, dobrze się spisałaś Ivith. Miej ją na oku tak jak to robiłaś dotychczas.
- Rozkaz, Abaddonie.
Abaddon przyjrzał się Ivith dokładnie po czym uśmiechnął się pod nosem i udał na spotkanie z jego Panią, jak miał dobry humor lubił właśnie tak o niej myśleć. Wszędzie ją wyczuwał, odmieniła Ivith, narobiła mu bałaganu na całe piekło, przedsionek był zbyt przejrzysty, kiedy na niego patrzył strasznie go to irytowało, ale ludzie grzeszą, znowu się napełni. Przerwał jej igraszki, by przynieść złe nowiny, była taka rumiana, zdenerwowana i rozkojarzona, skórę miała taką ciepłą, że wyczuwał ją z daleka, była piękna. Chciał ja taka zapamiętać i o takiej Amy marzyć.
Ivith spojrzała w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Abaddon, zmiękło mu się pomyślała i uśmiechnęła się patrząc w krwistoczerwone sklepienie.
- Witaj Pierwszy i jedyny, zgubo wrogów naszych - zaczęła kulturalnie Lilith - wysoki mężczyzna kroczył dumnie ku niej, miał krótkie srebrne włosy i przeraźliwie jasne błękitne oczy, ich kolor dorównywał zimnemu ogniu, który roztaczał się dookoła. Sam jego właściciel nie zadawał sobie trudu, by go kontrolować, wyglądał również na znudzonego. Miał na sobie długi czarny poszarpany płaszcz, czarny i mocny kubrak ze stalowymi wykończeniami chronił go przed atakami. W dłoni dzierżył czarny miecz, w drugiej mieniącej się błękitnym ogniem łańcuch, na którym kroczyły dumnie jego dwa wierne cerbery.
Cerbery wyglądały na wygłodzone, ale i umięśnione, na szyjach miały czarne obroże, do których przymocowany był łańcuch, ślepia były koloru ognia ich pana. Kościste i przerażające pyski wykrzywiały się dysząc ciężko ogniem, wielkie i ostre pazury były gotowe przeciąć każdą tętnicę, którą wskaże im Pierwszy.
- Lilith, kto sprawił ci, aż tyle problemów, że zdecydowałaś się mnie wezwać? - mężczyzna uśmiechnął się kpiąco, biła z niego niesamowita pewność siebie napawająca postronnych obrzydzeniem.
- Naberiusie, ta sama, która od początku wszechświata psuje wszystkim szyki, Wybrana. Naraziła mi się, pozbawiłam ją życia, ale ten mierny chłopaczyna sprowadził ją z powrotem - roześmiała się - naturalnie przypłacił to życiem. Nie jestem bezużyteczna, przyjacielu.
- Twój rozkaz? - niecierpliwił się Pierwszy.
- Zabić, jednakże chciałabym to widzieć, byłoby mi przyjemnie, gdybyś mógł mi to załatwić.
- Masz jej krew?
- Tak, dość sporo, kiedy rozrywałam jej bebechy i miażdżyłam serduszko, takie wątłe i bezużyteczne - roześmiała się tryumfująco - nazbierałam jej całkiem sporo - chcesz nałożyć na nią swoją pieczęć?
- Wybranej się nie lekceważy, moja droga, inaczej kończy się w piachu, bywa bezwzględna i okrutna, sama jest w stanie wyciąć Twoje legiony scyzorykiem. Popełniłaś błąd rozwścieczając ją i nie wzywając mnie od razu, eh kobiety.
- Ale, żeby od razu pieczęć?
- Moje fucha, moje metody, jeśli Ci nie odpowiada strata jej krwi..., nie sądzę jednak, żebyś chciała pomalować nią paznokcie, to tylko tracę tutaj czas i ja i moje bestie - zawarczały jak na komendę ukazując swoje niezadowolenie.
- Kiedy Ty je ostatnio karmiłeś? - skrzywiła się i nieco wystraszyła Lilith - bierz co chcesz...po prostu nie myślałam, że to będzie konieczne- podała fiolkę z krwią Naberiusowi.
- Abaddon wie? - zaskoczył ja tym pytaniem, nikt nie chciał podpaść Władcy Piekieł.
- Nie i niech tak zostanie, ma zbyt dużą śmiałość do tej zuchwałej śmiertelniczki - prychnęła niezadowolona.
- Nie zapłacę za Twe błędy, pociągnę Cię na dno, bądź tego świadoma Lilith, ze mną się nie igra.
- Kiedy zaczniesz?
- O północy, czeka mnie ciekawy pościg, po delektuję się nią, zanim sprowadzę Ci owieczkę na rzeź. Alastor będzie zachwycony pozwolisz mu wykonać wyrok? - włożył miecz do pochwy znajdującej się przy boku i włożył rękę do kieszeni.
- Rozważę to, ostatnio jest mniej bezwzględny niżbym sobie tego życzyła. Ona musi cierpieć.
- Już moje bestie się o to zatroszczą.
- Dlaczego nigdy nie mówisz do nich po imieniu? - niedyskretnie zapytała Lilith.
- Nie zasłużyły na to, tylko ich Pan zna ich imiona, najlepszy sposób by były ślepo oddane, trochę głodu - uśmiechnął się okrutnie Naberius - bywaj zatem Lilith, mam dużo pracy - odwrócił się nie oddając jej należytych pokłonów, on władca piekielnych bestii nie będzie się przed nią płaszczyć. Jeśli tego pragnęła upadła na głowę z dużej wysokości, albo zbyt mocno jej przywaliła Wybrana, na samą myśl uśmiechnął się pod nosem. Gładka i delikatna skóra, którą tak pięknie i łatwo można ponacinać, by cierpiała, czysta rozkosz.
Ivith obserwowała z bezpiecznej odległości jak Pierwszy opuszcza pałac Lilith, zmartwiła ją ta rozmowa, musiała jak najszybciej przekazać informacje Astarothowi, nie sadziła jednak, że uda jej się dotrzeć do nich przed północą, zacisnęła pięści była jej to winna. Kiedy znajdowała się w bezpiecznej odległości od zamku, pojawił się przed nią Abaddon, uklękła oddając Władcy należyty mu szacunek.
- Jak bardzo jest źle? - zapytał skupiony.
- Jest rządna krwi, panie. Nie wygląda to najlepiej jest nawet gorzej niż przypuszczaliśmy.
- Tego się obawiałem, powiadomię Astarotha osobiście, dobrze się spisałaś Ivith. Miej ją na oku tak jak to robiłaś dotychczas.
- Rozkaz, Abaddonie.
Abaddon przyjrzał się Ivith dokładnie po czym uśmiechnął się pod nosem i udał na spotkanie z jego Panią, jak miał dobry humor lubił właśnie tak o niej myśleć. Wszędzie ją wyczuwał, odmieniła Ivith, narobiła mu bałaganu na całe piekło, przedsionek był zbyt przejrzysty, kiedy na niego patrzył strasznie go to irytowało, ale ludzie grzeszą, znowu się napełni. Przerwał jej igraszki, by przynieść złe nowiny, była taka rumiana, zdenerwowana i rozkojarzona, skórę miała taką ciepłą, że wyczuwał ją z daleka, była piękna. Chciał ja taka zapamiętać i o takiej Amy marzyć.
Ivith spojrzała w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Abaddon, zmiękło mu się pomyślała i uśmiechnęła się patrząc w krwistoczerwone sklepienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz