Kiedy obudziłam się rano, Astarotha nie było kolo mnie, poszłam więc pod prysznic, kiedy się ubierałam spojrzałam na swoja pieczęć, demony zaczynały mnie denerwować, czułam się jak oznakowane zwierze. Mój mężczyzna siedział na kanapie i przeglądał księgi z posępną miną.
- Cześć - podeszłam do niego i ucałowałam, odrzucając papiery na bok, wpakowałam mu się na kolana.- Mmm jakie przyjemne powitanie - uśmiechnął się do mnie - jak się czujesz?
- Dobrze, już mnie nie boli, ale tez nie zniknęła.
- Zniknie kiedy przestaniesz być celem..
- Czyli nigdy...może się do niej przyzwyczaję, coś ala nowoczesny tatuaż? Tylko wolałabym mieć tam inne imię - speszyłam się.
- Nie chce Cię zniewalać aniele - ucałował mnie delikatnie- chodź coś zjeść, musisz nabrać sił.
- Dobrze, jeśli będziesz mi towarzyszyć, musimy się pospieszyć, bo Xander zje mi całe naleśniki - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam go do jadalni.
- Amy, coś ci świeci..pod bluzką?- zapytał zdziwiony Xander, zerknęłam w panice i faktycznie moja pieczęć zaczęła świecić na błękitny kolor jak jego ogień, doskonale widoczny pod białą bluzką.
-Astaroth - szarpnęłam go za ramię.
- Rozpoczął łowy, weźmiemy na wynos, zabieram Cię stąd.
- Gdzie pójdziemy?
- Odwiedzimy Władce Piekieł, dasz mu siderth i Ci nie odmówi - uśmiechnął się i brał dla nas jedzenie w pośpiechu.
- Musisz wziąć co najmniej dwie butelki i exodusa dla mnie, może przetrwam.
Ivith pognała po trunki, dobrze znała Abaddona, więc wybrała potrawy, które nasz lord uwielbia, powinno to pomóc w jego ugłaskaniu. Trzeba jej przyznać, że zna się na swojej robocie, była szybka. Aseroth marudził trochę szukając odpowiedniego miecza, żebym się uśmiechnęła moja nowa przyjaciółka stworzyła chmurę deszczową tuż nad jego głową. Roześmiałam się, a wtedy uniósł oczy i zauważył niecodzienne zjawisko meteorologiczne.
- Ivith, bez takich mi tu...- podeszłam do niego i pocałowałam go namiętnie.
- Nie marudź już - uśmiechnęłam się - spieszmy się jest blisko.
Ivith pospiesznie otwarła portal wprost pod pałac Abaddona.
- Idźcie już prędko, ja odwrócę jego uwagę - powiedziała odważnie dziewczyna.
- Ivith, to nie ten sam Naberios, którego znałaś...bądź ostrożna - powiedział Asteroth i przeszliśmy na drugą stronę.
Ucieszyła się, że są bezpieczni, miała jedynie nadzieję, że Abaddon nie będzie w zbyt frywolnym nastroju, bo już współczuła Amy, chociaż z drugiej strony dobrze go znała i wiedziała jaki jest, sprawiał i tak wrażenie opanowanego przy niej. Wyruszyła na przeciw jej dawnemu kochankowi, Naberiusowi, przez wieki myślała, że zaginął, miała okazje przekonać się na własne oczy i uszy co się z nim działo. Wylądowała z gracją na przeciwko niego.
- Witaj Naberiusie - przeczesała lekko dłonią swoje czarno- granatowe włosy i uśmiechnęła się kokieteryjnie - ile to myśmy się nie wiedzieli?
- Wieki, po pierwszych stu przestałem liczyć Ivith, równie piękna i zmysłowa jak zawsze - warknął na swoje cerbery, które otaczały kobietę, odsunęły się niechętnie i zajęły swoje miejsce po obu stronach swego pana w oczekiwaniu na jego rozkazy.
- Zapomniałeś o zabójczej i krwistej, ale wybaczę ci to faux pas, nie uściskasz mnie? - wbiła w niego swoje oczy, które tak dobrze znał.
- Nie lubię być dotykany, na to trzeba sobie zasłużyć, przybyłaś mi pomóc czy występujesz przeciwko mnie - zacisnął pięści, jednak pozwolił jej się zbliżyć, obserwował jej zmysłowe ruchy, nigdy nie miał ich dość.
- Przybyłam się przywitać - pogłaskała go po torsie, zarzucając ręce na jego szyję - kiedy zniknąłeś, szukałam Cie Naberiusie, bardzo długo. Co ci się stało? - ułożyła głowę na jego torsie przytulając się mocno. Długo tak trwał bez ruchu, aż w końcu uniósł dłonie i przyciągnął mocniej do siebie dziewczynę, namiętnie smakując jej ust.
- Zostałem uwięziony w jaskini, miałem zdobyć trochę rud, do wytopu, los chciał inaczej, wędrowałem do Icesteroth, krainy wiecznej zimy, one mnie ocaliły, cerbery, znalazłem zimny płomień, myślę, że mnie wybrał, wchłonąłem jego moc, całą. Nie wróciłem już do domu, nowa moc, nowe możliwości, nowa władza...brakowało jedynie...Ciebie - przeczesał dłonią po jej włosach, a ona zadrżała delikatnie czując go znowu - ale teraz i Ciebie mam i zbyt łatwo nie wypuszczę Ivith.
- Naberiusie - jęknęła dziewczyna oddając się jego zmysłowym pocałunkom - porzuć to polowanie...zostań ze mną.
- Przykro mi, muszę dokończyć robotę, później możemy iść, gdzie zechcesz i robić to na co będziesz miała ochotę, Ivith...moja Ivith.
- W takim razie, jesteśmy wrogami Naberiusie - próbowała się od niego odsunąć, ale chwycił ją mocno i nie myślał jej na to pozwolić.
- Co to ma znaczyć?! - krzyknął na nią.
- Nie pozwolę Ci skrzywdzić tej dziewczyny, ona mnie ocaliła, uwolniła od Lilith - przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie w gniewie.
- Nic nie jesteś jej winna, nie pozwolę Ci odejść, nie teraz najdroższa! Czy ona Cię zmusiła do tego?
- Naberiusie, to mnie boli! Przerażasz mnie...
- Odpowiedz - złagodził delikatnie uścisk, ale był na tyle pewny, żeby mu się nie wyrwała.
- Nie zmusiła, liczy na mnie.
- Tak po prostu? Liczy na Ciebie? Zgłupiałaś? Jesteś demonem! - oburzył się.
- Nigdy tego nie zrozumiesz, jak to jest znowu mieć nadzieję i być wolnym.
- Nie jesteś wolna...robisz coś dla niej, bo czujesz, że powinnaś, manipuluje Tobą, wiedźma!- patrzył w jej oczy, były pełne smutku, żalu i strachu. Czy to jego tak się bała?
- Nie manipuluje mną, puść mnie...nie chce Cię skrzywdzić - opuściła głowę, a z jej oczu popłynęły łzy. Kiedy nie reagował, trzymał ją mocno, jakby mieli mu ją ponownie odebrać, przywołała bardzo silny wiatr i burzę, celowała w niego silnym grzmotem, musiał odskoczyć, a ona uniosła się ponownie w niebo, zostawiając go samego, miała nadzieję, ciągle miała nadzieję, że będą razem. Wierzyła, że spotkanie z Wybraną go zmieni, jedynie to jej pozostało, wiara w to, że los się odmieni.
Zapukałam do wielkich wrót pałacu Abaddona, który hmm wyglądał dość groźnie, mury zachlapane krwią pewnie niewinnych dziewic, coś czułam, że takie preferował. Fosa gorącej lawy, nie wprowadzała ciepła do krajobrazu wręcz przeciwnie, wielkie posągi czortów, chowańców i smoków zdobiły wielkie wieże. Kiedy brama została otwarta po drugiej stronie stał wielki demon i spoglądał na mnie zdziwiony, co miałaby tu robić kobieta, śmiertelniczka, gdy zerknął na Astarotha nieco zmienił wyraz twarzy.
- Chcę się widzieć z Abaddonem - zaczęłam.
- Z kim?
- Jestem nałożnicą na dzisiejsza noc wielkiego i wspaniałego Władcy Piekieł Abaddona - wymamrotałam, a Astaroth powstrzymywał się od śmiechu.
- Trzeba było tak od razu - mruknął - a on?
- To moja obstawa o wielki demonie, samej trudno podróżować, niebezpiecznie - zerknął badawczo na mój wielki miecz przy pasie i wpuścił nas do środka.
- Nałożnica? - usłyszałam znajomy głos - żadnej nie zamawiałem - schodził po schodach i drapał się po głowie, spojrzał na mnie i o mało co nie padł z wrażenia.
- O najmilszy mi lordzie, przybyłam gotowa na Twe rozkazy - ukłoniłam się i podeszłam do niego, przymilając się nieco do czasu, aż ów demon zniknął z korytarza - A spróbuj mi to wypomnieć- syknęłam przez zęby doprowadzając go do śmiechu.
- Takiej nałożnicy to przez wieczność nie wypuściłbym z łoża - zlustrował mnie lubieżnie - a gdzie kochana Twoje bikini, u nas takie gorące klimaty - uśmiechnął się.
- No jak to, przecież znasz na pamięć moje wymiary, żadnego dla mnie nie przygotowałeś, och Abuś..- skrzywiłam się i podałam mu kosz z łapówką dla diabła w nim siedzącego - niespodzianka, postanowiłam sprawdzić jak mieszka mój najwspanialszy z demonów - rozglądnęłam się po holu - krew, mrok i pajęczyny, klasyk.
- I jedyny z Twoich demonów - mruknął niezadowolony.
- Dlatego najwspanialszy - powiedział Astaroth.
- Chodźcie...jak już musicie - złapał mnie za rękę, przyciągnął i bezczelnie obmacywał w drodze do komnaty, kiedy mijali nas strażnicy i kiedy nie mijali...odepchnęłam go, kiedy zostaliśmy sami. Pstryknął palcem i cała zawartość kosza wylądowała na wielkim stole, pojawiły się szklanki, puchary, talerze.
- Szkoda, że nie schłodzony - zerkał na butelkę siderth.
Podeszłam do niego i dotknęłam jej ręka, pokryła się lodem.
- Do usług, drugą też? - uśmiechnęłam się.
- Co jest, obmacywałem sobie Twoją kobietę pod Twoim nosem i nie powiedziałeś ani słowa, a Ty nie waliłaś we mnie błyskawicami i pięściami, wniosek taki, że potrzebujecie mnie...- usiadł na swym tronie, trzeba przyznać, że wyglądał imponująco.
- Potrzebuję spokojnego miejsca by zjeść śniadanie - przysiadłam się do stołu i wyjęłam swoje nieco spłaszczone naleśniki, Astaroth usiadł obok i napił się soku.
- Na piekielny ogień, Amy wywal te placki...- pstryknął palcami i przede mną pojawił się wielki półmisek pełen świeżutkich naleśników z owocami i syropem, popatrzył na mnie badawczo i na Astarotha, pstryknął ponownie, by mój mężczyzna tez się najadł. Zszedł majestatycznym krokiem i dosiadł się do stołu.
- Na to liczyłam, wiesz? - spojrzałam na niego i na naleśniki uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Jedz, dorośli porozmawiają..Astaroth, co jest grane i czemu ma nową pieczęć?
- Pierwszy zdobył jej krew, łowy się rozpoczęły, był blisko więc chciała odwiedzić swojego ulubionego demona- uśmiechnął się pod nosem.
- Nie prosiłam o nią, podobno zniknie, mam nadzieję, czuje się jak oznakowane zwierze.
- Jedz - mruknął ignorując mnie Abaddon.
- No przecież jem...
- Zjawi się i tu, na razie jesteście bezpieczni, ale nie na długo - upił siderth i się zamyślił.
- Może będzie się bał tutaj przyjść i narazić się na gniew Abaddona? - mruknęłam chcąc się przypodobać.
- A Ty się bałaś do mnie przyjść? - zapytał przekornie.
- Ja się stęskniłam za Tobą, to co innego - pochłonęłam kolejny kęs naleśników.
- Bo Ci uwierzę - uśmiechnął się do mnie łagodnie Abaddon.
Zjedliśmy śniadanie za co byłam Abaddonowi wdzięczna, poskładałam nasze talerze, żeby chociaż trochę okazać podziękowania w ramach przyzwoitości, za co oberwałam w rękę od niego, skrzywił się i znowu pstryknął palcami.
- Nigdy się nie nauczy, co? - mruknął do Aserotha.
- Nie przypuszczam, ale dla mnie to dobrze, kocham ją taką - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.
- Bez takich mi tu, jesteś moją nałożnicą, przynajmniej dziś - mruknął Abaddon.
- Ale wiesz, że nie zostaję na noc?
- A kto powiedział, że tylko nocą lubię?- wyszczerzył się zachwycony.
- A no to zwracam honor, ja wole nocą - pokazałam mu język.
- Jesteście jak dzieci - mruknął Asteroth.
Moja pieczęć znowu zaczęła świecić, podniosłam się Abaddon natychmiast podniósł mi koszulkę i przyglądał się pieczęci, normalnie nie przepuściłby takiej okazji i dźwignął ją wyżej.
- Chyba ćwiczyłaś, Twój brzuch jest bardziej umięśniony, bardziej mnie rajcuje - mruknął i spojrzał na Asterotha poważnie- zaraz tu będzie jest wściekły, za mną. Nie protestowałam udaliśmy się na zewnątrz pałacu, Abaddon gwizdnął i przed nami ukazał się majestatyczny, czarny rumak z przepiękną płonącą grzywą. Patrzył na mnie takimi mądrymi oczami instynktownie chciałam go dotknąć, ale się powstrzymałam.
- Nie poparzy mnie?
- Nie zrobi krzywdy swojej pani, Błyskawica jest Twoja, stworzyłem ją.... dla Ciebie, wsiadaj i uciekaj, zawiezie Cię pod portal - pogłaskałam ją delikatnie prychnęła zadowolona, Abaddon wpatrywał się w nas z uśmiechem na twarzy, takim łagodnym.
- Nie zostawię Was..
- Jedź, kiedy tu będziesz będziemy musieli się powstrzymywać, żeby nie zrobić Ci krzywdy, wrócę szybko, obiecuję - Astaroth pocałował mnie delikatnie, a ja przymknęłam oczy.
- Dziękuję Abaddonie, nie zapomnę ci tego - dosiadłam płonącego rumaka.
- Będę go pilnował, wróci do Ciebie cały, pędź Amy..- Abaddon zaczął uwalniać swoją moc, ziemia zadrżała, a ja ruszyłam pospiesznie na Błyskawicy w nieznane.
Objęłam ją mocno, płomienie nie robiły mi krzywdy tak jak obiecał, była niesamowicie szybka i bardzo dzielna, po drodze, żaden demon nie odważył mi się zagrodzić drogi. Tak jak obiecał Abaddon, zatrzymałyśmy się pod portalem prowadzącym pod Guardians, widziałam siedzibę przez pulsującą powłokę.
- Byłaś bardzo dzielna, maleńka, dziękuję Ci za pomoc, wróć do Abaddona, tylko uważaj na siebie, możesz mu czasem dać popalić - klacz zarżała z radości, widać miałyśmy podobny charakterek z piekła rodem. Ucałowałam klacz, a ona patrzyła na mnie dopóki nie przeszłam przez portal, wtedy wróciła do Władcy Piekła.
- Klacz? Robisz się miękki Władco - zaczepnie skomentował Astaroth i uwolnił swoją pełną moc, ziemia drżała sklepienie pękało.
- To nie ma znaczenia, już nie - skomentował Abaddon i wypatrywał wroga, który z impetem pojawił się na dziedzińcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz