Następnego dnia tak jak obiecał Abaddon portal do komnaty został otwarty, przeszłam przez niego Samael nadal był uwiązany, miał zamknięte oczy, podeszłam do niego i odgarnęłam jego włosy, poruszył się niespokojnie.
- Wróciłaś...
- Głodny?
- Trochę, dlaczego wróciłaś?
- Bo tego potrzebujesz - nalałam picia do szklanki, włożyłam świeżą słomkę, kilka gofrów, które podzieliłam na kawałeczki, by ułatwić mu jedzenie. Przyglądał mi się uważnie, każdy krok, trochę mnie to denerwowało, ale przypuszczam, że była to jego jedyna rozrywka - napij się, nie otruję Cię - podałam mu słomkę w usta.
- Nie z tego powodu na ciebie patrzę.
- A z jakiego?
- Ciekawisz mnie, biłem Cię, dusiłem...przypadkiem bym zabił, a Ty mnie karmisz...- włożyłam mu kawałek gofra w usta.
- Nie jestem okrutna.
- Dlatego do niego nie pasujesz...skrzywdzi cię - włożyłam mu kolejny kawałeczek do ust, kiedy mówił coś niewygodnego dla mnie, uciszałam go jedzeniem - podobasz mi się jesteś małomówna, inne kobiety tylko paplają - uśmiechał się zaczepnie, a ja podałam mu kawałek gofra.
- Chcesz pić?
- Tak..- podałam mu trochę soku - powiedz mi pięknooka, sypiasz z moim bratem, długo jesteście w takiej komitywie?
- Nie sypiam z Twoim bratem, będzie z siedem miesięcy, czas szybko leci...
- Nie okłamałabyś mnie co? To niemożliwe...
- Kocham Astarotha.
- Ale Abaddon nie jest Ci obojętny, kręci Cię...
- Nie mówmy o tym - obawiam się, że nie był mi obojętny, dlatego tak dobrze się bawiłam w jego towarzystwie, ale to nie ma znaczenia, prawda?
- A o czym chcesz rozmawiać?
- Jeśli Ciebie wypuści..dalej będziesz na mnie polował?
- Zobaczymy - przełknął ostatni kawałek swojego śniadania, co znaczyło, że jestem wolna.
- Od czego?
- Wróciłaś...
- Głodny?
- Trochę, dlaczego wróciłaś?
- Bo tego potrzebujesz - nalałam picia do szklanki, włożyłam świeżą słomkę, kilka gofrów, które podzieliłam na kawałeczki, by ułatwić mu jedzenie. Przyglądał mi się uważnie, każdy krok, trochę mnie to denerwowało, ale przypuszczam, że była to jego jedyna rozrywka - napij się, nie otruję Cię - podałam mu słomkę w usta.
- Nie z tego powodu na ciebie patrzę.
- A z jakiego?
- Ciekawisz mnie, biłem Cię, dusiłem...przypadkiem bym zabił, a Ty mnie karmisz...- włożyłam mu kawałek gofra w usta.
- Nie jestem okrutna.
- Dlatego do niego nie pasujesz...skrzywdzi cię - włożyłam mu kolejny kawałeczek do ust, kiedy mówił coś niewygodnego dla mnie, uciszałam go jedzeniem - podobasz mi się jesteś małomówna, inne kobiety tylko paplają - uśmiechał się zaczepnie, a ja podałam mu kawałek gofra.
- Chcesz pić?
- Tak..- podałam mu trochę soku - powiedz mi pięknooka, sypiasz z moim bratem, długo jesteście w takiej komitywie?
- Nie sypiam z Twoim bratem, będzie z siedem miesięcy, czas szybko leci...
- Nie okłamałabyś mnie co? To niemożliwe...
- Kocham Astarotha.
- Ale Abaddon nie jest Ci obojętny, kręci Cię...
- Nie mówmy o tym - obawiam się, że nie był mi obojętny, dlatego tak dobrze się bawiłam w jego towarzystwie, ale to nie ma znaczenia, prawda?
- A o czym chcesz rozmawiać?
- Jeśli Ciebie wypuści..dalej będziesz na mnie polował?
- Zobaczymy - przełknął ostatni kawałek swojego śniadania, co znaczyło, że jestem wolna.
- Od czego?
- Od tego jak o mnie zadbasz - mruknął.
- Naprzykrza Ci się Amy? Znowu? - powiedział Abaddon wchodząc do komnaty - jak miło widzieć moją damę o poranku - przytulił się do mnie i pocałował mnie w szyję, musiałam zrobić komiczną minę bo Samael powstrzymywał się od śmiechu.
- Cześć, nie.... nie naprzykrza mi się, Ciebie również miło widzieć...muszę już iść, robota czeka...trzymaj się - szybko przeszłam przez portal, czyli to tak teraz będzie wyglądało? Wpakowałam się, aj...
- I jak tam więzień, nakarmiony, mniej upierdliwy?- uśmiechnął się Astaroth i mnie przytulił.
- Samael, jak Samael ciężko będzie go naprostować, testuje moja cierpliwość...- wtuliłam się mocno - jak dobrze być z Tobą.
- Wiem, że nie jest ci łatwo z Abaddonem, tym bardziej, że nie jest Ci do końca obojętny, zawsze będzie coś dla ciebie znaczył, dlatego...- spojrzałam na niego pełna obaw - nie mów mi jak spędzasz z nim czas, czy i jeśli do czegoś dojdzie, bo nie będziesz miała wyjścia, chyba, że zrobi Ci krzywdę...nie chcę wiedzieć.
- Astaroth, o czym Ty mówisz? Myślisz, że ja mogłabym..Ci to zrobić?
- Nie, ale możesz nie mieć wyjścia...Abe jest cwany, nie sądzę, żeby Cię skrzywdził, ale nie wiem co mu zaświta w jego pokręconej głowie, od zawsze Ciebie pragnie.
- Nie wierzę...pójdę już, muszę popracować, do zobaczenia później...- wyszłam do gabinetu Logana pouzupełniać karty strażników, dzisiejszy poranek określam mianem "fantastyczny".
Logan zerknął na mnie kiedy weszłam bez pukania, własnie sobie uświadomiłam, że nie powinnam.
- Przepraszam...powinnam zapukać, zamyśliłam się, daj mi dokumenty, najlepiej dużo i powiedz kiedy będzie 15.00, ok?
- Cześć Amy, widzę, że wróciłaś od Abaddona w niezwykle dobrym nastroju, te dokumenty możesz wziąć - wskazał na pokaźną kupkę na jego biurku - wytrzymasz to jakoś?
- Tak, tak, dzięki - wzięłam dokumenty i odpaliłam komputer.
- Jadłaś?
- Nie jestem głodna.
- Chciałbym zapalić - zaczął niepewnie, wiedział, że nigdy mu na to nie pozwalałam, rzucił, ale w wyniku moich różnych wyskoków wrócił do nałogu.
- Wytrzymam to jakoś.
- Masz, zjedz jogurt, wiem, że lubisz, zrobię Ci kawy - uśmiechnął się - jak ochłoniesz pogadamy.
- Wykonać? - zapytałam.
- Wykonać dowódco - uśmiechnął się.
Nie miałam więc wyjścia, zjadłam jego jogurt, wypiłam kawę i pracowałam, musiał zamówić dla nas wcześniej obiad, który przyniósł nam Nataniel.
- Amy, idziemy z Astarothem na patrol, prosił bym Ci to przekazał.
- Dzięki, ucałuj go ode mnie.
- Nie zmuszaj mnie do tego błagam! - jęknął, a ja się roześmiałam.
- Pora na obiad i kolejną część rozkazu, pogadamy, zostaw to - wziął mnie za rękę i zaciągnął do stołu, gdzie czekała na mnie spora wyżerka, poczułam, że jednak jestem głodna.
- Co chcesz wiedzieć, szefie?
- Jak się z tym czujesz, wczoraj wieczorem odwiedził mnie "Abuś", opowiedział, że zdecydowałaś się karmić jego brata w ramach łaski...
- Nie dostałby nic od niego, nie mogłam zostawić kogoś głodnego, kara karą, po prostu nie mogłam, trudno mi patrzeć w ogóle na niego, a jeszcze przypiętego do ściany kajdanami.
- Nic przyjemnego, ale zasłużył za to co Ci zrobił.
- Wiem, ale nie potrafię inaczej..
- Naprzykrza Ci się Amy? Znowu? - powiedział Abaddon wchodząc do komnaty - jak miło widzieć moją damę o poranku - przytulił się do mnie i pocałował mnie w szyję, musiałam zrobić komiczną minę bo Samael powstrzymywał się od śmiechu.
- Cześć, nie.... nie naprzykrza mi się, Ciebie również miło widzieć...muszę już iść, robota czeka...trzymaj się - szybko przeszłam przez portal, czyli to tak teraz będzie wyglądało? Wpakowałam się, aj...
- I jak tam więzień, nakarmiony, mniej upierdliwy?- uśmiechnął się Astaroth i mnie przytulił.
- Samael, jak Samael ciężko będzie go naprostować, testuje moja cierpliwość...- wtuliłam się mocno - jak dobrze być z Tobą.
- Wiem, że nie jest ci łatwo z Abaddonem, tym bardziej, że nie jest Ci do końca obojętny, zawsze będzie coś dla ciebie znaczył, dlatego...- spojrzałam na niego pełna obaw - nie mów mi jak spędzasz z nim czas, czy i jeśli do czegoś dojdzie, bo nie będziesz miała wyjścia, chyba, że zrobi Ci krzywdę...nie chcę wiedzieć.
- Astaroth, o czym Ty mówisz? Myślisz, że ja mogłabym..Ci to zrobić?
- Nie, ale możesz nie mieć wyjścia...Abe jest cwany, nie sądzę, żeby Cię skrzywdził, ale nie wiem co mu zaświta w jego pokręconej głowie, od zawsze Ciebie pragnie.
- Nie wierzę...pójdę już, muszę popracować, do zobaczenia później...- wyszłam do gabinetu Logana pouzupełniać karty strażników, dzisiejszy poranek określam mianem "fantastyczny".
Logan zerknął na mnie kiedy weszłam bez pukania, własnie sobie uświadomiłam, że nie powinnam.
- Przepraszam...powinnam zapukać, zamyśliłam się, daj mi dokumenty, najlepiej dużo i powiedz kiedy będzie 15.00, ok?
- Cześć Amy, widzę, że wróciłaś od Abaddona w niezwykle dobrym nastroju, te dokumenty możesz wziąć - wskazał na pokaźną kupkę na jego biurku - wytrzymasz to jakoś?
- Tak, tak, dzięki - wzięłam dokumenty i odpaliłam komputer.
- Jadłaś?
- Nie jestem głodna.
- Chciałbym zapalić - zaczął niepewnie, wiedział, że nigdy mu na to nie pozwalałam, rzucił, ale w wyniku moich różnych wyskoków wrócił do nałogu.
- Wytrzymam to jakoś.
- Masz, zjedz jogurt, wiem, że lubisz, zrobię Ci kawy - uśmiechnął się - jak ochłoniesz pogadamy.
- Wykonać? - zapytałam.
- Wykonać dowódco - uśmiechnął się.
Nie miałam więc wyjścia, zjadłam jego jogurt, wypiłam kawę i pracowałam, musiał zamówić dla nas wcześniej obiad, który przyniósł nam Nataniel.
- Amy, idziemy z Astarothem na patrol, prosił bym Ci to przekazał.
- Dzięki, ucałuj go ode mnie.
- Nie zmuszaj mnie do tego błagam! - jęknął, a ja się roześmiałam.
- Pora na obiad i kolejną część rozkazu, pogadamy, zostaw to - wziął mnie za rękę i zaciągnął do stołu, gdzie czekała na mnie spora wyżerka, poczułam, że jednak jestem głodna.
- Co chcesz wiedzieć, szefie?
- Jak się z tym czujesz, wczoraj wieczorem odwiedził mnie "Abuś", opowiedział, że zdecydowałaś się karmić jego brata w ramach łaski...
- Nie dostałby nic od niego, nie mogłam zostawić kogoś głodnego, kara karą, po prostu nie mogłam, trudno mi patrzeć w ogóle na niego, a jeszcze przypiętego do ściany kajdanami.
- Nic przyjemnego, ale zasłużył za to co Ci zrobił.
- Wiem, ale nie potrafię inaczej..
- Bo masz dobre serce, a jak tam Abaddon, jest znośny?
- Zapytaj mnie po pierwszym tygodniu, dziś...był inny..
- Inny?
- W przytulaśnym nastroju...
- O...a to ciekawe.
- Bynajmniej, pyszne...Angie znowu przeszła samą siebie, nie mam nawet kiedy z nią pogadać, przepraszam, że zaniedbuję obowiązki..ciągle coś mi wyskakuje.
- Amy, masz prawo, ciąży na Tobie duża odpowiedzialność. Ostatnio masz tego za dużo, nie masz kiedy jeść i odpocząć.
- Nie gniewasz się na mnie?
- Żal mi Ciebie, bo nie tego dla ciebie chciałem, chciałem Cie chronić i odbierać to wszystko z Twoich barków.
- Pomagasz mi, nie chciałam ciebie zdołować, to nie o to chodzi..
- Nie zdołowałaś, po prostu martwię się o Ciebie, nadal mi zależy.
- Wiem, dzięki za tą wyrozumiałość...
- Jak tam z Astarothem?
- W porządku, jest wyrozumiały i kochający, troszczy się, tak jak powinno być - uśmiechnęłam się, spojrzałam na zegarek i się skrzywiłam, pora nakarmić głodnego.
- Samael czeka, co?
- Najpierw miałam na karku Abaddona, teraz doszedł Samael do mojej emerytury ciekawe ile się ich namnoży, jak myślisz? Dzięki za obiad - roześmiałam się.
Przeszłam przez portal ponownie znajdując się w komnacie Abaddona, który uściskał mnie na powitanie niezwykle serdecznie.
- Jesteś dziś w niezwykle dobrym nastroju Abaddonie - przywitałam go.
- Tak jest zawsze kiedy mnie odwiedzasz moja droga - pogłaskał mnie po twarzy delikatnie, a ja się speszyłam.
- Muszę nakarmić Samaela...
- Za chwilę, daj mi się sobą nacieszyć - pocałował mnie w czoło i przytulił.
- Abe, ja...
- Już dobrze, nie denerwuj się - puścił mnie i pozwolił przygotować obiad dla Samaela.
- No otwieraj buzię - zrobił posłusznie to o co go poprosiłam, nie spuszczał ze mnie oczu.
- Jesteś podenerwowana..- mówił cicho.
- Wszystko gra, nie przejmuj się tym - nabrałam kolejny widelec.
- Denerwujesz się kiedy Cie dotyka...
- Jedz - zignorowałam próbę rozmowy wciskając mu do buzi widelec.
- Boisz się, że ci się za bardzo spodoba, w końcu to zawodowy kusiciel...- mruczał zadowolony.
- Bzdury opowiadasz...denerwuj mnie dalej to ci nie dam kolacji...i będziesz głodny.
- Poddaję się...nie da się z Tobą normalnie pogadać...kłębek nerwów z ciebie - odgarnęłam mu włosy z twarzy, wyglądał na zmęczonego, niewiele spał, bo budził go ból.
- Nie bądź dla niego zbyt czuła, jeszcze się przyzwyczai - przytulił się do moich pleców Abaddon.
- Bez obaw...- mruknęłam - łaskoczesz mnie..pozwól mu usiąść..jest wykończony, niech się trochę zdrzemnie...
- Takie jest Twoje życzenie? - mruknął mi do uszka.
- Takie jest moje życzenie.
- Masz szczęście, że lubię Cię rozpieszczać, aniele. Możesz dać mu krzesło jak zje.
- Dzięki..
- Nie ma za co, kochanie - odsunął się ode mnie, miał taki dobry humor- ale ty też dziś spełnisz moja zachciankę...
- Jaką? - pobladłam i chcąc nie chcąc spojrzałam nieco wystraszona na Samaela.
- Będziesz dziś ze mną spać, nie jedz kolacji, zrobimy sobie romantyczną...we trójkę..niestety.
- Mówiłeś, że mam nocować tutaj nic nie mówiłeś, że z Tobą...
- Ja jestem piekłem, czyli wszystko się zgadza, takie małe niedopatrzenie z mojej strony, oops...zrobisz to dla mnie?
- Tak, zrobię...- posmutniałam trochę, Samael uważnie mi się przyglądał.
- Bardzo mnie tym ucieszyłaś, wiesz? Zajmę się przygotowaniem, nie przeszkadzajcie sobie - wyszedł w stronę korytarzy, do których nie miałam przekonania i wygląda na to, że miałam rację.
- Zapytaj mnie po pierwszym tygodniu, dziś...był inny..
- Inny?
- W przytulaśnym nastroju...
- O...a to ciekawe.
- Bynajmniej, pyszne...Angie znowu przeszła samą siebie, nie mam nawet kiedy z nią pogadać, przepraszam, że zaniedbuję obowiązki..ciągle coś mi wyskakuje.
- Amy, masz prawo, ciąży na Tobie duża odpowiedzialność. Ostatnio masz tego za dużo, nie masz kiedy jeść i odpocząć.
- Nie gniewasz się na mnie?
- Żal mi Ciebie, bo nie tego dla ciebie chciałem, chciałem Cie chronić i odbierać to wszystko z Twoich barków.
- Pomagasz mi, nie chciałam ciebie zdołować, to nie o to chodzi..
- Nie zdołowałaś, po prostu martwię się o Ciebie, nadal mi zależy.
- Wiem, dzięki za tą wyrozumiałość...
- Jak tam z Astarothem?
- W porządku, jest wyrozumiały i kochający, troszczy się, tak jak powinno być - uśmiechnęłam się, spojrzałam na zegarek i się skrzywiłam, pora nakarmić głodnego.
- Samael czeka, co?
- Najpierw miałam na karku Abaddona, teraz doszedł Samael do mojej emerytury ciekawe ile się ich namnoży, jak myślisz? Dzięki za obiad - roześmiałam się.
Przeszłam przez portal ponownie znajdując się w komnacie Abaddona, który uściskał mnie na powitanie niezwykle serdecznie.
- Jesteś dziś w niezwykle dobrym nastroju Abaddonie - przywitałam go.
- Tak jest zawsze kiedy mnie odwiedzasz moja droga - pogłaskał mnie po twarzy delikatnie, a ja się speszyłam.
- Muszę nakarmić Samaela...
- Za chwilę, daj mi się sobą nacieszyć - pocałował mnie w czoło i przytulił.
- Abe, ja...
- Już dobrze, nie denerwuj się - puścił mnie i pozwolił przygotować obiad dla Samaela.
- No otwieraj buzię - zrobił posłusznie to o co go poprosiłam, nie spuszczał ze mnie oczu.
- Jesteś podenerwowana..- mówił cicho.
- Wszystko gra, nie przejmuj się tym - nabrałam kolejny widelec.
- Denerwujesz się kiedy Cie dotyka...
- Jedz - zignorowałam próbę rozmowy wciskając mu do buzi widelec.
- Boisz się, że ci się za bardzo spodoba, w końcu to zawodowy kusiciel...- mruczał zadowolony.
- Bzdury opowiadasz...denerwuj mnie dalej to ci nie dam kolacji...i będziesz głodny.
- Poddaję się...nie da się z Tobą normalnie pogadać...kłębek nerwów z ciebie - odgarnęłam mu włosy z twarzy, wyglądał na zmęczonego, niewiele spał, bo budził go ból.
- Nie bądź dla niego zbyt czuła, jeszcze się przyzwyczai - przytulił się do moich pleców Abaddon.
- Bez obaw...- mruknęłam - łaskoczesz mnie..pozwól mu usiąść..jest wykończony, niech się trochę zdrzemnie...
- Takie jest Twoje życzenie? - mruknął mi do uszka.
- Takie jest moje życzenie.
- Masz szczęście, że lubię Cię rozpieszczać, aniele. Możesz dać mu krzesło jak zje.
- Dzięki..
- Nie ma za co, kochanie - odsunął się ode mnie, miał taki dobry humor- ale ty też dziś spełnisz moja zachciankę...
- Jaką? - pobladłam i chcąc nie chcąc spojrzałam nieco wystraszona na Samaela.
- Będziesz dziś ze mną spać, nie jedz kolacji, zrobimy sobie romantyczną...we trójkę..niestety.
- Mówiłeś, że mam nocować tutaj nic nie mówiłeś, że z Tobą...
- Ja jestem piekłem, czyli wszystko się zgadza, takie małe niedopatrzenie z mojej strony, oops...zrobisz to dla mnie?
- Tak, zrobię...- posmutniałam trochę, Samael uważnie mi się przyglądał.
- Bardzo mnie tym ucieszyłaś, wiesz? Zajmę się przygotowaniem, nie przeszkadzajcie sobie - wyszedł w stronę korytarzy, do których nie miałam przekonania i wygląda na to, że miałam rację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz