-I jak podobał Ci się prezent? - zaskoczyła mnie pytaniem i całą sobą Ivith.
- Prezent? - zdziwiłam się, a ciemnooka dziewczyna roześmiała się.
- No wiesz, koń od Władcy - przeciągała zakończenie zdania.
- A, klacz od Abe'a, jest przepiękna, mądra i silna. Wiesz, nie zrozumiałam, bo żywe istoty trudno mi określać mianem prezentu, wybacz - uśmiechnęłam się do Ivith, która stała się moją towarzyszką w ostatnim czasie.
- Abe'a? - uśmiechnęła się - lubisz go, co?
- Powiedz mi lepiej, kogo Ty lubisz? - zaciekawiłam się.
- Nie będziesz mnie lubiła - demonica usiadła na blacie stołu i majtała nóżkami nad podłogą.
- Nie ma takiej opcji, co to za smutna mina?
- Kocham Naberiusa, tego co Cię ściga...
- O...a no tak, wiem, którego, znam ze słyszenia, jeszcze go nie widziałam, przystojny jest? - szturchnęłam ją lekko dodając otuchy.
- Amy, jesteś niepoprawna - mruknęła Ivith i znowu się uśmiechnęła - przystojny, długo się znamy. Jest podobny trochę do Abaddona...
- Do Abe'a ? Takie ciacho? To co tu jeszcze robisz? Walcz o niego, jeśli go kochasz to zasłużył na to uczucie - zagrzewałam ją do walki.
- Nie zdradzę Ciebie, usiłowałam go przekonać..
- Do czego?
- By zostawił to zlecenie, ale nie chciał, jest uparty.
- Zobaczymy co da się zrobić - uśmiechnęłam się, a ona badawczo mi się przyglądała - wiesz, że jesteś wolna i możesz robić co chcesz? Pomogłaś mi, nie jesteś mi niczego winna.
- A to ma jakieś znaczenie? Robię to co słuszne, pewna kobieta mnie tego nauczyła - Ivith uśmiechnęła się i zniknęła.
- Zdążyłem - mruknął Astaroth, wyglądał na zmęczonego- pójdę od razu pod prysznic, później pogadamy - powędrował do łazienki. Trochę mi się nudziło, więc zamknęłam drzwi do pokoju od środka, wsunęłam się do łazienki, czego nie zauważył, stał do mnie tyłem, pozwalał, żeby woda spływała po nim powoli, był taki przystojny, rozebrałam się i wsunęłam się do kabiny, przytuliłam się do jego pleców, tęskniłam za nim. Szybkim ruchem oparł mnie o ścianę i pocałował, objęłam go za szyję.
- Tęskniłam - szepnęłam.
- Właśnie widzę - zamruczał mi do ucha i zajął się całowaniem mojej szyi.
Po jakże orzeźwiającym prysznicu, przebrałam się i byłam w znacznie lepszych humorze, nie tylko ja z resztą. Astaroth dawał mi dużo czułości, ale myślami walczył z Naberiusem, który przyczaił się na kilka dni, miałam nadzieję, że cerbery dają sobie radę i nie głodują.
- Idę na jadalnię - krzyknęłam do Astarotha i wybiegłam z pokoju. Postanowiłam poprosić Angie o resztki jedzenia, może gdy je zostawię w mieście, Fobos i Dimos znowu zjedzą coś porządnego. Wróciłam z wielka torba resztek, a wzrok Astarotha mówił, że upadłam na głowę, gdy mnie z nim zobaczył.
- Wychodzimy...
- Gdzie?
- Do miasta, to dla cerberów, mówiłam ci, że głodują.
- Chcesz się z nimi spotkać? Chyba oszalałaś!
- Nie tylko im zostawię i skontaktuję się telepatycznie. Pójdziesz ze mną kochanie?
- No dobra, zbieraj się, ale stawiasz exodusa.
- Z przyjemnością - uśmiechnęłam się, miałam dość bycia więźniem w domu.
Kiedy tak szliśmy ulicami miasta, mocniej ścisnęłam jego rękę.
- Dziękuję, wiem, że się martwisz.
- Masz dobre serce, kto wie, może to właśnie ty nas z tego wykaraskasz? - pogłaskał mnie po policzku, a ja go pocałowałam, uwielbiałam to robić - rób tak dalej, a wrócimy do sypialni - mruknął.
- Na prawdę się staram być grzeczna, Astarothcie.
- Tak, Amy, a ze mnie jest baletnica - roześmiałam się.
Weszłam do ślepej uliczki, rozłożyłam jedzenie i wysłałam wiadomość: "Fobos, Dimos, zostawiłam wam coś dobrego, smacznego".
- Uciekaj Amy, on wie gdzie jesteś...idzie po Ciebie!
- On mnie znalazł! Uciekajmy stąd...- Astaroth wziął mnie w objęcia, ale zanim zdarzył otworzyć portal, albo rozłożyć skrzydła pojawił się sam Naberius.
- W końcu się spotykamy, Wybrana o i proszę mój znajomy, Astaroth, jakże nisko upadłeś, oj jak nisko - zaczął paplać bez ładu i składu, otwarliśmy portal i przenieśliśmy się do jakieś pieczary, byliśmy w piekle.
- Abaddonie, potrzebuję Cię, pospiesz się...tęsknię tak w ogóle...
Wyjęłam miecz, Astaroth obserwował uważnie Pierwszego, a on spacerował i obserwował mnie nawet sposób w jaki oddycham. Przy jego boku pojawili się moi przyjaciele Fobos i Dimos, spojrzeli na mnie smutno. Nie wiedzieć skąd zjawiła się Ivith z Abaddonem.
- Zostaw ją Naberiusie! - krzyknęła i stanęła trochę z boku, miała rozdarte serce.
- Ivith nie wtrącaj się! - krzyknął mężczyzna.
Uśmiechnęłam się do Abaddona stanął po mojej lewej stronie, natomiast Astaroth po prawej.
- Zaufajcie mi, mam pewien pomysł - przesłałam im wiadomość, zadbałam o to by dotarła do Ivith.
- Nie krzycz na nią, nic ci nie zrobiła, ja z resztą też nie.
- Masz wysoko postawionych znajomych, ale to ci nie pomoże Wybrana.
- Mam na imię Amy - uklękłam wyciągłam dwie ręce przed siebie: Fobos, Dimos chodźcie do mnie...Cerbery opuściły zdziwionego swojego pana i pojawiły się po dwóch stronach mojej osoby, pogłaskałam je czule po głowach.
- Co Ty im zrobiłaś?! - zdenerwował się Pierwszy.
- Imponujące - szepnął Abaddon, a ja uśmiechnęłam się do niego.
- Poprosiłam o przysługę, są bardzo grzeczni i lojalni, więc nie zaatakują swojego pana, proszę was jednak o chronienie Ivith, nic nie może jej się stać, dzięki chłopcy. Cerbery skłoniły się lekko głowami, a ja im na to odpowiedziałam ukłonem, stanęły koło dziewczyny, broniąc do niej dostępu.
- Podobno mnie tak intensywnie szukałeś, chciałeś ze mną pogadać...- ruszyłam na niego- rozmawiaj z moim ostrzem - natarłam na Naberiusa.
- Jeny, czemu ona jest zawsze taka narwana, jeszcze z niej tego nie wykorzeniłeś? - powiedział Abaddon.
- Pewnych rzeczy się nie da - odpowiedział Astaroth, wyjął miecz i czekał na jej sygnał.
- Zostaw Wybraną Naberiusie, dość tych gierek! - krzyknął Abaddon.
Odskoczyłam od niego kiedy na mnie natarł, rozglądałam się, dookoła, kiedy nagle poczułam, ze gdzieś spadam, pode mną pojawił się portal, nie zdążyłam nawet krzyknąć, usiłowałam złapać ręki Astarotha, ale portal się zamknął a ja wylądowałam na zimnej i podmokłej posadzce pod stopami Lilith.
- Gdzie ona jest?! - Abaddon przeglądał portale, ale nie udało mu się jej namierzyć.
- One chcą nam coś powiedzieć - zaczęła Ivith, kiedy cerbery zaczęły trącać ją noskami.
- No jasne! Wracajmy do Guardians! Tam jest Selene, zrozumie je, jest telepatką, szybko! - Astaroth otworzył właściwy portal i pojawił się w gabinecie u Logana w towarzystwie dwóch cerberów, Władcy Piekieł i Demonicy Ivith, bez Amy.
- Dostarczam Ci ją Lilith, zgodnie z obietnicą, gdzie kat?! - denerwował się Pierwszy.
Wstałam z posadzki, złapałam miecz i byłam gotowa do walki, mój plan nie wyszedł tak jakbym tego chciała, ale co mogłam zrobić, tylko jedno przeżyć.
- Alastorze, sprawiedliwy kacie przyprowadziłam ci skazaną, osądź ją i pozbaw życia, moim wyrokiem jest śmierć - roześmiała się wściekle.
Poczułam jak posadzka delikatnie wibruje stanął przede mną muskularny mężczyzna, w dłoni dzierżył wielki miecz, był większy niż ja...jakim cudem potrafił go utrzymać, na głowie miał wielką metalową piramidę, dół jego szaty, który nosił zdobiły plamy zaschniętej krwi, a teraz miała do nich dołączyć moja. Przerażał mnie i zdaje się, że nie tylko mnie, czułam, że prześwietla mnie na wskroś.
- Naberiusie, spełniłeś swoje zlecenie, uważaj na nią, nie otrzymasz od niej nic innego tylko ból - powiedziałam do niego łagodnie, a on puścił to mimo uszu, choć sprawiał wrażenie, człowieka zamyślonego - dbaj o cerbery, nie głodź ich...one cierpią.
- Zamknij się! - krzyknęła Lilith.
- Nie widzę tutaj, żadnej Twojej winy, co tutaj robisz?
- Alastorze, to Ty? Zostałam uprowadzona...
- Skąd tyle cierpienia w Tobie? To ja dla Ciebie powinienem osądzać, Wybrana.
- Nie chcę już zemsty, bardzo jej pragnęłam, ale wiem, że nie jest niczym dobrym. Chciałabym się stąd wydostać, to wszystko.
- Krew musi zostać przelana, inaczej nie odzyskasz spokoju, ona nie odpuści.
- Masz rację, grałam na zwłokę już wystarczająco długo, ona nigdy nie zostawi mnie w spokoju, nie wiem jak długo będę potrafiła tak żyć. Dziękuję...
- Za co mi dziękujesz?
- Za ostatnią rozmowę, była pokrzepiająca - lekko skłoniłam mu głowę.
- Dla mnie niezwykle zaskakująca, bądź czujna Wybrana. Alastor uderzył mieczem w posadzkę, wskazał palcem na Lilith: Jesteś winna! Czeka Cię śmierć!
- Ty na prawdę niczego jej nie zrobiłaś? - wyszeptał zaskoczony Naberius.
- Próbowałam Ci to powiedzieć...Alastorze, bądź czujny, nie gra czysto.
- Dogadałaś się z Alastorem, demonicznym katem...z moimi cerberami...zdradziły ci swoje imiona, a niech mnie, pomogę Ci - stanął przy mnie i wyciągnął miecz.
- Dzięki - uśmiechnęłam się, Lilith krzyknęła, demoniczne parobki zaczęły wpadać do sali, próbowały mnie rozszarpać, otworzył się portal, z którego wyłonili się moi przyjaciele. Naberius i ja przylgnęliśmy do siebie plecami, walczyliśmy, musiałam uważać, by nie zrobić mu krzywdy.
- Nic mi nie jest! - krzyknęłam do Astarotha.
- Oszaleję z Tobą, to Pierwszego już nie bijemy? - jęknął Abaddon.
- Możesz wlać swojej adoratorce, ode mnie Władco.
- Ivith, uważaj! - krzyknął Naberius i osłonił demonicę przed ciosem chowańca. Fobos i Dimos znalazły się przy moim boku, atakując demony chcące mnie dopaść. Astaroth użył ciemnofioletowych błyskawic i powalił wszystkie demony będące wokół mnie.
- Nie bój się, jestem przy Tobie, będzie dobrze, obiecuję- objął mnie mocno.- Alastorze, kacie sprawiedliwości jaki jest Twój werdykt - zapytał go Abaddon, wszystkie demony przestały walczyć, odsunęły się od nas, Lilith stanęła bez ruchu. Zupełnie jakby czas się zatrzymał, wszyscy zamarli, gdy odezwał się Władca Piekieł.
- Władco Piekieł, sprawiedliwością będzie jeśli Lilith staniesz do uczciwej walki z Wybraną - spojrzałam na kata zdziwiona, szczerze wolałam, żeby załatwił to za mnie, ale wtedy nie dotrzymałabym obietnicy danej Lillien, że ją dorwę- Jeśli chodzi o Pierwszego, przeciwstawił Ci się, uprowadził Wybraną...
- Alastorze jeśli mogę, nie chcę osądzać Pierwszego nie chcę egzekwować sprawiedliwości w tej sprawie, proszę - ukłoniłam mu się lekko na znak szacunku, Abaddon bacznie mnie obserwował, a ja spojrzałam na niego błagalnie. Ivith mocniej objęła Naberiusa, była przerażona, dopiero co go odzyskała, a już chcieli jej go odbierać.
- A Ty Wielki Władco Piekieł?
- Odpuszczę publicznego egzekwowania kary, sam się tym zajmę - spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam ze zrozumieniem. Nie mógł inaczej, nie był Stwórcą, wystarczająco problemów na niego sprowadziłam, coś mi mówiło, że kara nie będzie surowa.
- Niech tak będzie - podsumował Alastor i wyciągnął ku mnie dłoń. Spojrzałam na Astarotha, objęłam go mocno i ucałowałam, dotykał mojej twarzy.
- Poradzisz sobie, tylko się nie bój - ucałował mnie w czoło. Podeszłam do kata i podałam mu moją dłoń.
- Jesteś niezwykłą kobietą, poradzisz sobie, coś mi mówi, że masz tą walkę wygraną, nie walczysz sama.
- Obyś miał rację, już raz poległam...
- A raz byś wygrała, teraz dokończysz dzieła, powodzenia Wybrana.
Stanęłam na przeciwko niej, mocniej chwyciłam jego miecz, myślałam o nim, o dobrych i jasnych rzeczach, wiedziałam, że tego nie chciał, ale w takiej sytuacji nie miałam wyboru.
- Nie wiem dlaczego mnie tak nienawidzisz, nie zrobiłam ci niczego złego...to się musi skończyć, walczmy więc - uwolniłam swoją moc, zatrzęsła się ziemia, w pałacowej komnacie zrobiło się tak jasno, to ja świeciłam, uwolniłam błyskawice, wszystkie jakie były w moim ciele, chciałam załatwić to szybko, widziałam, że na mnie ruszyła, wściekle atakując mieczem. Chwyciłam go w swoja dłoń i zgniotłam jednym delikatnym ruchem. Odłamki stali nie poraniły mi rąk, rozsypały się po posadzce. Widziałam jej przerażenie, nie było mi jej żal przebiłam jej klatkę moja dłonią, ale nie zadałam śmiertelnego ciosu, to by było zbyt proste. Ruszyłam na nią z całą moja siłą i szybkością. Odrzuciłam swój miecz, walczyłam dłońmi, raziłam jej ciało, próbowała dorwać mnie w swoje szpony, lecz byłam dla niej zbyt szybka. Podczas naszej walki było słychać jej krzyki, zmasakrowaną Lilith uniosłam wysoko., wyrwałam jej serce, tak jak ona zmiażdżyła moje. Opadła z łoskotem na posadzkę, a z nią jej serce, przymknęłam oczy, było już po wszystkim. Nienawidziłam odbierać życia, nawet komuś takiemu, zwłaszcza w taki sposób. Thunder miał rację. Pomału wróciłam do Alastera i powiedziałam:
- Dokonało się...
- Ale nie jesteś szczęśliwa - pokiwałam mu przecząco głową.
- Ale za to oni są bezpieczni - popatrzyłam na Astarotha i uśmiechnęłam się- to jest najważniejsze, serce za serce.
- No wiesz, koń od Władcy - przeciągała zakończenie zdania.
- A, klacz od Abe'a, jest przepiękna, mądra i silna. Wiesz, nie zrozumiałam, bo żywe istoty trudno mi określać mianem prezentu, wybacz - uśmiechnęłam się do Ivith, która stała się moją towarzyszką w ostatnim czasie.
- Abe'a? - uśmiechnęła się - lubisz go, co?
- Powiedz mi lepiej, kogo Ty lubisz? - zaciekawiłam się.
- Nie będziesz mnie lubiła - demonica usiadła na blacie stołu i majtała nóżkami nad podłogą.
- Nie ma takiej opcji, co to za smutna mina?
- Kocham Naberiusa, tego co Cię ściga...
- O...a no tak, wiem, którego, znam ze słyszenia, jeszcze go nie widziałam, przystojny jest? - szturchnęłam ją lekko dodając otuchy.
- Amy, jesteś niepoprawna - mruknęła Ivith i znowu się uśmiechnęła - przystojny, długo się znamy. Jest podobny trochę do Abaddona...
- Do Abe'a ? Takie ciacho? To co tu jeszcze robisz? Walcz o niego, jeśli go kochasz to zasłużył na to uczucie - zagrzewałam ją do walki.
- Nie zdradzę Ciebie, usiłowałam go przekonać..
- Do czego?
- By zostawił to zlecenie, ale nie chciał, jest uparty.
- Zobaczymy co da się zrobić - uśmiechnęłam się, a ona badawczo mi się przyglądała - wiesz, że jesteś wolna i możesz robić co chcesz? Pomogłaś mi, nie jesteś mi niczego winna.
- A to ma jakieś znaczenie? Robię to co słuszne, pewna kobieta mnie tego nauczyła - Ivith uśmiechnęła się i zniknęła.
- Zdążyłem - mruknął Astaroth, wyglądał na zmęczonego- pójdę od razu pod prysznic, później pogadamy - powędrował do łazienki. Trochę mi się nudziło, więc zamknęłam drzwi do pokoju od środka, wsunęłam się do łazienki, czego nie zauważył, stał do mnie tyłem, pozwalał, żeby woda spływała po nim powoli, był taki przystojny, rozebrałam się i wsunęłam się do kabiny, przytuliłam się do jego pleców, tęskniłam za nim. Szybkim ruchem oparł mnie o ścianę i pocałował, objęłam go za szyję.
- Tęskniłam - szepnęłam.
- Właśnie widzę - zamruczał mi do ucha i zajął się całowaniem mojej szyi.
Po jakże orzeźwiającym prysznicu, przebrałam się i byłam w znacznie lepszych humorze, nie tylko ja z resztą. Astaroth dawał mi dużo czułości, ale myślami walczył z Naberiusem, który przyczaił się na kilka dni, miałam nadzieję, że cerbery dają sobie radę i nie głodują.
- Idę na jadalnię - krzyknęłam do Astarotha i wybiegłam z pokoju. Postanowiłam poprosić Angie o resztki jedzenia, może gdy je zostawię w mieście, Fobos i Dimos znowu zjedzą coś porządnego. Wróciłam z wielka torba resztek, a wzrok Astarotha mówił, że upadłam na głowę, gdy mnie z nim zobaczył.
- Wychodzimy...
- Gdzie?
- Do miasta, to dla cerberów, mówiłam ci, że głodują.
- Chcesz się z nimi spotkać? Chyba oszalałaś!
- Nie tylko im zostawię i skontaktuję się telepatycznie. Pójdziesz ze mną kochanie?
- No dobra, zbieraj się, ale stawiasz exodusa.
- Z przyjemnością - uśmiechnęłam się, miałam dość bycia więźniem w domu.
Kiedy tak szliśmy ulicami miasta, mocniej ścisnęłam jego rękę.
- Dziękuję, wiem, że się martwisz.
- Masz dobre serce, kto wie, może to właśnie ty nas z tego wykaraskasz? - pogłaskał mnie po policzku, a ja go pocałowałam, uwielbiałam to robić - rób tak dalej, a wrócimy do sypialni - mruknął.
- Na prawdę się staram być grzeczna, Astarothcie.
- Tak, Amy, a ze mnie jest baletnica - roześmiałam się.
Weszłam do ślepej uliczki, rozłożyłam jedzenie i wysłałam wiadomość: "Fobos, Dimos, zostawiłam wam coś dobrego, smacznego".
- Uciekaj Amy, on wie gdzie jesteś...idzie po Ciebie!
- On mnie znalazł! Uciekajmy stąd...- Astaroth wziął mnie w objęcia, ale zanim zdarzył otworzyć portal, albo rozłożyć skrzydła pojawił się sam Naberius.
- W końcu się spotykamy, Wybrana o i proszę mój znajomy, Astaroth, jakże nisko upadłeś, oj jak nisko - zaczął paplać bez ładu i składu, otwarliśmy portal i przenieśliśmy się do jakieś pieczary, byliśmy w piekle.
- Abaddonie, potrzebuję Cię, pospiesz się...tęsknię tak w ogóle...
Wyjęłam miecz, Astaroth obserwował uważnie Pierwszego, a on spacerował i obserwował mnie nawet sposób w jaki oddycham. Przy jego boku pojawili się moi przyjaciele Fobos i Dimos, spojrzeli na mnie smutno. Nie wiedzieć skąd zjawiła się Ivith z Abaddonem.
- Zostaw ją Naberiusie! - krzyknęła i stanęła trochę z boku, miała rozdarte serce.
- Ivith nie wtrącaj się! - krzyknął mężczyzna.
Uśmiechnęłam się do Abaddona stanął po mojej lewej stronie, natomiast Astaroth po prawej.
- Zaufajcie mi, mam pewien pomysł - przesłałam im wiadomość, zadbałam o to by dotarła do Ivith.
- Nie krzycz na nią, nic ci nie zrobiła, ja z resztą też nie.
- Masz wysoko postawionych znajomych, ale to ci nie pomoże Wybrana.
- Mam na imię Amy - uklękłam wyciągłam dwie ręce przed siebie: Fobos, Dimos chodźcie do mnie...Cerbery opuściły zdziwionego swojego pana i pojawiły się po dwóch stronach mojej osoby, pogłaskałam je czule po głowach.
- Co Ty im zrobiłaś?! - zdenerwował się Pierwszy.
- Imponujące - szepnął Abaddon, a ja uśmiechnęłam się do niego.
- Poprosiłam o przysługę, są bardzo grzeczni i lojalni, więc nie zaatakują swojego pana, proszę was jednak o chronienie Ivith, nic nie może jej się stać, dzięki chłopcy. Cerbery skłoniły się lekko głowami, a ja im na to odpowiedziałam ukłonem, stanęły koło dziewczyny, broniąc do niej dostępu.
- Podobno mnie tak intensywnie szukałeś, chciałeś ze mną pogadać...- ruszyłam na niego- rozmawiaj z moim ostrzem - natarłam na Naberiusa.
- Jeny, czemu ona jest zawsze taka narwana, jeszcze z niej tego nie wykorzeniłeś? - powiedział Abaddon.
- Pewnych rzeczy się nie da - odpowiedział Astaroth, wyjął miecz i czekał na jej sygnał.
- Zostaw Wybraną Naberiusie, dość tych gierek! - krzyknął Abaddon.
Odskoczyłam od niego kiedy na mnie natarł, rozglądałam się, dookoła, kiedy nagle poczułam, ze gdzieś spadam, pode mną pojawił się portal, nie zdążyłam nawet krzyknąć, usiłowałam złapać ręki Astarotha, ale portal się zamknął a ja wylądowałam na zimnej i podmokłej posadzce pod stopami Lilith.
- Gdzie ona jest?! - Abaddon przeglądał portale, ale nie udało mu się jej namierzyć.
- One chcą nam coś powiedzieć - zaczęła Ivith, kiedy cerbery zaczęły trącać ją noskami.
- No jasne! Wracajmy do Guardians! Tam jest Selene, zrozumie je, jest telepatką, szybko! - Astaroth otworzył właściwy portal i pojawił się w gabinecie u Logana w towarzystwie dwóch cerberów, Władcy Piekieł i Demonicy Ivith, bez Amy.
- Dostarczam Ci ją Lilith, zgodnie z obietnicą, gdzie kat?! - denerwował się Pierwszy.
Wstałam z posadzki, złapałam miecz i byłam gotowa do walki, mój plan nie wyszedł tak jakbym tego chciała, ale co mogłam zrobić, tylko jedno przeżyć.
- Alastorze, sprawiedliwy kacie przyprowadziłam ci skazaną, osądź ją i pozbaw życia, moim wyrokiem jest śmierć - roześmiała się wściekle.
Poczułam jak posadzka delikatnie wibruje stanął przede mną muskularny mężczyzna, w dłoni dzierżył wielki miecz, był większy niż ja...jakim cudem potrafił go utrzymać, na głowie miał wielką metalową piramidę, dół jego szaty, który nosił zdobiły plamy zaschniętej krwi, a teraz miała do nich dołączyć moja. Przerażał mnie i zdaje się, że nie tylko mnie, czułam, że prześwietla mnie na wskroś.
- Naberiusie, spełniłeś swoje zlecenie, uważaj na nią, nie otrzymasz od niej nic innego tylko ból - powiedziałam do niego łagodnie, a on puścił to mimo uszu, choć sprawiał wrażenie, człowieka zamyślonego - dbaj o cerbery, nie głodź ich...one cierpią.
- Zamknij się! - krzyknęła Lilith.
- Nie widzę tutaj, żadnej Twojej winy, co tutaj robisz?
- Alastorze, to Ty? Zostałam uprowadzona...
- Skąd tyle cierpienia w Tobie? To ja dla Ciebie powinienem osądzać, Wybrana.
- Nie chcę już zemsty, bardzo jej pragnęłam, ale wiem, że nie jest niczym dobrym. Chciałabym się stąd wydostać, to wszystko.
- Krew musi zostać przelana, inaczej nie odzyskasz spokoju, ona nie odpuści.
- Masz rację, grałam na zwłokę już wystarczająco długo, ona nigdy nie zostawi mnie w spokoju, nie wiem jak długo będę potrafiła tak żyć. Dziękuję...
- Za co mi dziękujesz?
- Za ostatnią rozmowę, była pokrzepiająca - lekko skłoniłam mu głowę.
- Dla mnie niezwykle zaskakująca, bądź czujna Wybrana. Alastor uderzył mieczem w posadzkę, wskazał palcem na Lilith: Jesteś winna! Czeka Cię śmierć!
- Ty na prawdę niczego jej nie zrobiłaś? - wyszeptał zaskoczony Naberius.
- Próbowałam Ci to powiedzieć...Alastorze, bądź czujny, nie gra czysto.
- Dogadałaś się z Alastorem, demonicznym katem...z moimi cerberami...zdradziły ci swoje imiona, a niech mnie, pomogę Ci - stanął przy mnie i wyciągnął miecz.
- Dzięki - uśmiechnęłam się, Lilith krzyknęła, demoniczne parobki zaczęły wpadać do sali, próbowały mnie rozszarpać, otworzył się portal, z którego wyłonili się moi przyjaciele. Naberius i ja przylgnęliśmy do siebie plecami, walczyliśmy, musiałam uważać, by nie zrobić mu krzywdy.
- Nic mi nie jest! - krzyknęłam do Astarotha.
- Oszaleję z Tobą, to Pierwszego już nie bijemy? - jęknął Abaddon.
- Możesz wlać swojej adoratorce, ode mnie Władco.
- Ivith, uważaj! - krzyknął Naberius i osłonił demonicę przed ciosem chowańca. Fobos i Dimos znalazły się przy moim boku, atakując demony chcące mnie dopaść. Astaroth użył ciemnofioletowych błyskawic i powalił wszystkie demony będące wokół mnie.
- Nie bój się, jestem przy Tobie, będzie dobrze, obiecuję- objął mnie mocno.- Alastorze, kacie sprawiedliwości jaki jest Twój werdykt - zapytał go Abaddon, wszystkie demony przestały walczyć, odsunęły się od nas, Lilith stanęła bez ruchu. Zupełnie jakby czas się zatrzymał, wszyscy zamarli, gdy odezwał się Władca Piekieł.
- Władco Piekieł, sprawiedliwością będzie jeśli Lilith staniesz do uczciwej walki z Wybraną - spojrzałam na kata zdziwiona, szczerze wolałam, żeby załatwił to za mnie, ale wtedy nie dotrzymałabym obietnicy danej Lillien, że ją dorwę- Jeśli chodzi o Pierwszego, przeciwstawił Ci się, uprowadził Wybraną...
- Alastorze jeśli mogę, nie chcę osądzać Pierwszego nie chcę egzekwować sprawiedliwości w tej sprawie, proszę - ukłoniłam mu się lekko na znak szacunku, Abaddon bacznie mnie obserwował, a ja spojrzałam na niego błagalnie. Ivith mocniej objęła Naberiusa, była przerażona, dopiero co go odzyskała, a już chcieli jej go odbierać.
- A Ty Wielki Władco Piekieł?
- Odpuszczę publicznego egzekwowania kary, sam się tym zajmę - spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam ze zrozumieniem. Nie mógł inaczej, nie był Stwórcą, wystarczająco problemów na niego sprowadziłam, coś mi mówiło, że kara nie będzie surowa.
- Niech tak będzie - podsumował Alastor i wyciągnął ku mnie dłoń. Spojrzałam na Astarotha, objęłam go mocno i ucałowałam, dotykał mojej twarzy.
- Poradzisz sobie, tylko się nie bój - ucałował mnie w czoło. Podeszłam do kata i podałam mu moją dłoń.
- Jesteś niezwykłą kobietą, poradzisz sobie, coś mi mówi, że masz tą walkę wygraną, nie walczysz sama.
- Obyś miał rację, już raz poległam...
- A raz byś wygrała, teraz dokończysz dzieła, powodzenia Wybrana.
Stanęłam na przeciwko niej, mocniej chwyciłam jego miecz, myślałam o nim, o dobrych i jasnych rzeczach, wiedziałam, że tego nie chciał, ale w takiej sytuacji nie miałam wyboru.
- Nie wiem dlaczego mnie tak nienawidzisz, nie zrobiłam ci niczego złego...to się musi skończyć, walczmy więc - uwolniłam swoją moc, zatrzęsła się ziemia, w pałacowej komnacie zrobiło się tak jasno, to ja świeciłam, uwolniłam błyskawice, wszystkie jakie były w moim ciele, chciałam załatwić to szybko, widziałam, że na mnie ruszyła, wściekle atakując mieczem. Chwyciłam go w swoja dłoń i zgniotłam jednym delikatnym ruchem. Odłamki stali nie poraniły mi rąk, rozsypały się po posadzce. Widziałam jej przerażenie, nie było mi jej żal przebiłam jej klatkę moja dłonią, ale nie zadałam śmiertelnego ciosu, to by było zbyt proste. Ruszyłam na nią z całą moja siłą i szybkością. Odrzuciłam swój miecz, walczyłam dłońmi, raziłam jej ciało, próbowała dorwać mnie w swoje szpony, lecz byłam dla niej zbyt szybka. Podczas naszej walki było słychać jej krzyki, zmasakrowaną Lilith uniosłam wysoko., wyrwałam jej serce, tak jak ona zmiażdżyła moje. Opadła z łoskotem na posadzkę, a z nią jej serce, przymknęłam oczy, było już po wszystkim. Nienawidziłam odbierać życia, nawet komuś takiemu, zwłaszcza w taki sposób. Thunder miał rację. Pomału wróciłam do Alastera i powiedziałam:
- Dokonało się...
- Ale nie jesteś szczęśliwa - pokiwałam mu przecząco głową.
- Ale za to oni są bezpieczni - popatrzyłam na Astarotha i uśmiechnęłam się- to jest najważniejsze, serce za serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz