Kiedy się obudziłam, wyszłam z sypialni do pokoju, chciałam się czegoś napić i to co zobaczyłam chwyciło mnie za serce. Asteroth gniótł się na małej kanapie, okryty swoim płaszczem, musiał bardzo późno wrócić, nie wróżyło to niczego dobrego, biedny będzie cały połamany. Żałowałam, że mnie nie obudził, tylko co bym wtedy zrobiła? No właśnie, co? Zbliżyłam do niego dłoń, chciałam go pogłaskać, kiedy chwycił mnie w nadgarstku czujnie i przyciągnął do siebie.
- Spokojnie, to tylko ja - szepnęłam, przyjrzał mi się uważnie, przetarł oczy i puścił moją dłoń.
- Wybacz, stare nawyki - podniósł się - która jest godzina?
- Około 8.00, dlaczego śpisz na kanapie? - przysiadłam koło niego.
- Wprowadzam się do Ciebie, plan zawiódł. Musze mieć Cię na oku zawsze i wszędzie, musisz to jakoś znieść, nie ma dyskusji.
- Musisz odpocząć, weź prysznic, połóż się do łóżka i wypocznij jeszcze.
- A kto będzie nad Tobą czuwał? Nie ma szans...
- Astaroth...proszę..- pogłaskałam go po twarzy - zawołam Raziela, sam wszystkiego nie zrobisz, musisz wypocząć, później uzgodnimy co i jak, dobrze?
- Ja już uzgodniłem i zdania nie zmienię, wezwij Raziela, muszę z nim porozmawiać.
- Razielu, potrzebuję Cię, znowu, przepraszam - Raziel zjawił się od razu - Moze pójdę ci po śniadanie?
- Nie, zostań, nie możesz - wstał i podał dłoń Razielowi, który nieco się zamyślił, ale odwzajemnił uścisk - mamy poważne kłopoty, ma pierwszego na ogonie - widziałam jak Raziel zbladł, co nie znaczyło nic dobrego.
- Amy, musisz go słuchać, sprawa jest poważna, jedynie Asteroth może ciebie z tego wyciągnąć i ty sama, ale musisz nam zaufać, kiedy powiem uciekasz to uciekasz, jak każę Ci się chować, masz to robić. Pierwszy nigdy nie odpuszcza.
- Zrobię co będzie konieczne, co powie Astaroth. Mógłbyś mnie przypilnować, kiedy będzie odpoczywał?
- Wymień mi kanapę - mruknął Astaroth.
- Idź się wyśpij, zajmę się nią.
- Mogę wziąć ubrania? - zapytał niepewnie.
- Bierz co potrzebujesz - podeszłam do niego gdy brał ubrania, przytuliłam się do jego pleców - wypocznij i nie odtrącaj mnie..- szepnęłam i odsunęłam się od niego, szybko się przebrałam i umyłam twarz, zamknęłam sypialnie kiedy się kładł.
- Widzisz...musisz się teraz postarać, żeby stopić lód. Musi się odciąć, by Ciebie nie zranić, staraj się go nie dręczyć za bardzo.
- Czym go dręczę?
- Na przykład strojem - uśmiechnął się, a ja przewróciłam oczami.
- Chodź na śniadanie - rzuciłam mu ostatni flakon array, który mi został po wycieczce do piekielnej otchłani, a on od razu się uśmiechnął, tak wiem co dla ciebie jest dobre.
- Raziel, co cię tu sprowadza? - zagadał go Xander, którego pieszczotliwie nazywam w myślach panem owsianką.
- Amy, musi zrezygnować z patroli, chyba, że będę przy niej ja lub Astaroth, ma kłopoty.
- Nic nowego - mruknęłam zaznaczając swoją obecność.
- To Logan się ucieszy - uśmiechnął się figlarnie - nie wypuści Cię z pokoju.
- Ta, nawet do łazienki - roześmiałam się.
- A dlaczego mam cię nie puścić do łazienki, co żeś przeskrobała tym razem? - za moim plecami stanął Logan i miał sroga minę.
- Nie udało się, pierwszy pędzi na randkę, a ja nie będę w stanie mu tak przywalić, żeby poczuł co znaczy "nie".
- Masz szlaban - mruknął Logan.
- Taaa...już to słyszałam dziś trzy razy - weszłam na jadalnię.
Przede mną pojawił się Azrael uśmiechnął do mnie łagodnie.
- Witaj, Amy, mam dla Ciebie wiadomość.
- Wiadomość...od...niego? - stanęłam i wpatrywałam się w archanioła.
- Tak od niego - Logan stanął u mego boku i ścisnął moją dłoń dając mi wsparcie.
- Czego potrzebuje?
- Nie on lecz Ty, prosił, żebym ci powiedział, że robisz postępy. Oddaj Astarothowi cały sprzęt, ubrania, wszystko czego potrzebuje by ciebie chronić i "nie daj mu spać na kanapie na litość boską" to były jego słowa - Azrael podrapał się po głowie- co tam jeszcze było, mm? Ah tak, masz mu to wreszcie powiedzieć, skończyć się bać i zwlekać. Nie powinienem tego mówić, ale dla Ciebie ukochana zrobię wyjątek - uśmiechnął się i puścił mi oczko, nie czekając na to co powiem, zniknął.
- Trzymasz takiego faceta na kanapie? - mruknął Xander.
- I kto to mówi, nie dałeś mi z nim nawet do baru wyjść - oburzyłam się, spojrzałam w górę - masz to jak w banku Thunder - uśmiechnęłam się i pociągłam Logana za sobą po jedzenie.
- Zmieniłem zdanie - szturchnął mnie Xander i zwinął mi ostatniego naleśnika sprzed nosa.
- Inni też?
- Yhy, korzystaj...byłaś martwa Amy, nie powinnaś się wahać, czy bać co pomyśli.
- Mam ochotę na owsiankę, a Ty Xand?
- Dobra, masz te naleśniki, poddaję się.
- Wcinaj, wezmę gofry, tak się tylko droczę - uśmiechnęłam się.
Logan nachylił mi się do ucha i szepnął:
- Tego mi właśnie cały czas brakowało, Twojego śmiechu i waszych żartów.
- Mnie też...musiałam zejść do piekła, by przestać, aż tyle płakać.
Dosiadłam się do przyjaciół nie byli już tacy spięci w moim towarzystwie, a ja się uśmiechałam, bałam się jedynie reakcji Lillien na te rewelacje, na Astarotha przy moim boku w ubraniach jej brata. Tak, zaczęłam rozważać wyznanie mu swoich uczuć, zbyt długo zwlekałam.
- Lillien, czy po śniadaniu mogłybyśmy porozmawiać?- widziałam, że się zdziwiła i zerknęła na Nataniela.
- Jasne, możemy jeśli to takie ważne.
Zajęłyśmy stolik i piłyśmy kawę, jadalnia opustoszała, jedynym towarzystwem był Raziel oparty o przeciwległą ścianę.
- Ostatnio trochę się unikałyśmy - zaczęłam.
- Żeby nawzajem siebie nie ranić - powiedziała Lillien.
- I nie dokładać sobie cierpienia.
- Którego i tak na co dzień trudno znieść...jak Ci się układa z tym...czarnym?
- Nie jesteśmy razem, ale jesteśmy blisko, jest w porządku- mimo wszystko starałam się rozważnie dobierać słowa.
- Sypiasz z nim?
- Nie, nie spałam z nim ale...
- Oj, daj spokój, która by z kobiet nie chciała z nim spać - uśmiechnęła się
- Coś o tym wiem...- zerkałam w kubek, jak małolata na spytkach starszej siostry.
- Kontaktował się z Tobą Thunder, tak słyszałam...
- Przykro mi, że nie kontaktował się z Tobą...
- Kontaktował raz i chyba wystarczy, masz kłopoty? - wskazała dyskretnie na Raziela i upiła kolejny łyk kawy.
- Tak, trochę się pogmatwało, wszystko jak zawsze dotyczy jednej osoby Lilith.
- Dopadniesz ją, nie teraz to później, gniew i ból minie, będziesz spokojniejsza, wtedy nic Ciebie nie zaskoczy.
- Thunder chce, żebym oddała Astarothowi jego ubrania, sprzęt, wszystko co będzie mu potrzebne, wolę to przedyskutować z Tobą, zanim cokolwiek zrobię. Chciałabym z nim być, dziwnie to brzmi, zawsze się przed tym broniłam, a Ty jesteś pierwszą osobą, której to mówię, nie chcę Cię zranić.
- O to prosił mnie brat, żebym Cię wspierała i akceptowała Twoje wybory, czy on Cię do nich mm naprowadza?
- Tak, zmusił mnie bym się otwarła na Astarotha, swatał mnie we śnie, wyobrażasz to sobie?
- Cały Thund, daj mu to, nam się już nie przyda, a jemu pomoże.
- Dziękuję, Lillien.
- Obiecaj mi coś.
- Co takiego?
- Że mu w końcu powiesz co czujesz...i nigdy nie zapomnisz o Thunderze.
- Dziennie o nim myślę, nigdy nie zapomnę. Obiecuję, dziś mu powiem...tak planuję... - Lillien spojrzała na mnie ostro.
- Ekhm..- chrząknęła wpatrując się we mnie.
- Powiem, obiecuję.
- Spokojnie, to tylko ja - szepnęłam, przyjrzał mi się uważnie, przetarł oczy i puścił moją dłoń.
- Wybacz, stare nawyki - podniósł się - która jest godzina?
- Około 8.00, dlaczego śpisz na kanapie? - przysiadłam koło niego.
- Wprowadzam się do Ciebie, plan zawiódł. Musze mieć Cię na oku zawsze i wszędzie, musisz to jakoś znieść, nie ma dyskusji.
- Musisz odpocząć, weź prysznic, połóż się do łóżka i wypocznij jeszcze.
- A kto będzie nad Tobą czuwał? Nie ma szans...
- Astaroth...proszę..- pogłaskałam go po twarzy - zawołam Raziela, sam wszystkiego nie zrobisz, musisz wypocząć, później uzgodnimy co i jak, dobrze?
- Ja już uzgodniłem i zdania nie zmienię, wezwij Raziela, muszę z nim porozmawiać.
- Razielu, potrzebuję Cię, znowu, przepraszam - Raziel zjawił się od razu - Moze pójdę ci po śniadanie?
- Nie, zostań, nie możesz - wstał i podał dłoń Razielowi, który nieco się zamyślił, ale odwzajemnił uścisk - mamy poważne kłopoty, ma pierwszego na ogonie - widziałam jak Raziel zbladł, co nie znaczyło nic dobrego.
- Amy, musisz go słuchać, sprawa jest poważna, jedynie Asteroth może ciebie z tego wyciągnąć i ty sama, ale musisz nam zaufać, kiedy powiem uciekasz to uciekasz, jak każę Ci się chować, masz to robić. Pierwszy nigdy nie odpuszcza.
- Zrobię co będzie konieczne, co powie Astaroth. Mógłbyś mnie przypilnować, kiedy będzie odpoczywał?
- Wymień mi kanapę - mruknął Astaroth.
- Idź się wyśpij, zajmę się nią.
- Mogę wziąć ubrania? - zapytał niepewnie.
- Bierz co potrzebujesz - podeszłam do niego gdy brał ubrania, przytuliłam się do jego pleców - wypocznij i nie odtrącaj mnie..- szepnęłam i odsunęłam się od niego, szybko się przebrałam i umyłam twarz, zamknęłam sypialnie kiedy się kładł.
- Widzisz...musisz się teraz postarać, żeby stopić lód. Musi się odciąć, by Ciebie nie zranić, staraj się go nie dręczyć za bardzo.
- Czym go dręczę?
- Na przykład strojem - uśmiechnął się, a ja przewróciłam oczami.
- Chodź na śniadanie - rzuciłam mu ostatni flakon array, który mi został po wycieczce do piekielnej otchłani, a on od razu się uśmiechnął, tak wiem co dla ciebie jest dobre.
- Raziel, co cię tu sprowadza? - zagadał go Xander, którego pieszczotliwie nazywam w myślach panem owsianką.
- Amy, musi zrezygnować z patroli, chyba, że będę przy niej ja lub Astaroth, ma kłopoty.
- Nic nowego - mruknęłam zaznaczając swoją obecność.
- To Logan się ucieszy - uśmiechnął się figlarnie - nie wypuści Cię z pokoju.
- Ta, nawet do łazienki - roześmiałam się.
- A dlaczego mam cię nie puścić do łazienki, co żeś przeskrobała tym razem? - za moim plecami stanął Logan i miał sroga minę.
- Nie udało się, pierwszy pędzi na randkę, a ja nie będę w stanie mu tak przywalić, żeby poczuł co znaczy "nie".
- Masz szlaban - mruknął Logan.
- Taaa...już to słyszałam dziś trzy razy - weszłam na jadalnię.
Przede mną pojawił się Azrael uśmiechnął do mnie łagodnie.
- Witaj, Amy, mam dla Ciebie wiadomość.
- Wiadomość...od...niego? - stanęłam i wpatrywałam się w archanioła.
- Tak od niego - Logan stanął u mego boku i ścisnął moją dłoń dając mi wsparcie.
- Czego potrzebuje?
- Nie on lecz Ty, prosił, żebym ci powiedział, że robisz postępy. Oddaj Astarothowi cały sprzęt, ubrania, wszystko czego potrzebuje by ciebie chronić i "nie daj mu spać na kanapie na litość boską" to były jego słowa - Azrael podrapał się po głowie- co tam jeszcze było, mm? Ah tak, masz mu to wreszcie powiedzieć, skończyć się bać i zwlekać. Nie powinienem tego mówić, ale dla Ciebie ukochana zrobię wyjątek - uśmiechnął się i puścił mi oczko, nie czekając na to co powiem, zniknął.
- Trzymasz takiego faceta na kanapie? - mruknął Xander.
- I kto to mówi, nie dałeś mi z nim nawet do baru wyjść - oburzyłam się, spojrzałam w górę - masz to jak w banku Thunder - uśmiechnęłam się i pociągłam Logana za sobą po jedzenie.
- Zmieniłem zdanie - szturchnął mnie Xander i zwinął mi ostatniego naleśnika sprzed nosa.
- Inni też?
- Yhy, korzystaj...byłaś martwa Amy, nie powinnaś się wahać, czy bać co pomyśli.
- Mam ochotę na owsiankę, a Ty Xand?
- Dobra, masz te naleśniki, poddaję się.
- Wcinaj, wezmę gofry, tak się tylko droczę - uśmiechnęłam się.
Logan nachylił mi się do ucha i szepnął:
- Tego mi właśnie cały czas brakowało, Twojego śmiechu i waszych żartów.
- Mnie też...musiałam zejść do piekła, by przestać, aż tyle płakać.
Dosiadłam się do przyjaciół nie byli już tacy spięci w moim towarzystwie, a ja się uśmiechałam, bałam się jedynie reakcji Lillien na te rewelacje, na Astarotha przy moim boku w ubraniach jej brata. Tak, zaczęłam rozważać wyznanie mu swoich uczuć, zbyt długo zwlekałam.
- Lillien, czy po śniadaniu mogłybyśmy porozmawiać?- widziałam, że się zdziwiła i zerknęła na Nataniela.
- Jasne, możemy jeśli to takie ważne.
Zajęłyśmy stolik i piłyśmy kawę, jadalnia opustoszała, jedynym towarzystwem był Raziel oparty o przeciwległą ścianę.
- Ostatnio trochę się unikałyśmy - zaczęłam.
- Żeby nawzajem siebie nie ranić - powiedziała Lillien.
- I nie dokładać sobie cierpienia.
- Którego i tak na co dzień trudno znieść...jak Ci się układa z tym...czarnym?
- Nie jesteśmy razem, ale jesteśmy blisko, jest w porządku- mimo wszystko starałam się rozważnie dobierać słowa.
- Sypiasz z nim?
- Nie, nie spałam z nim ale...
- Oj, daj spokój, która by z kobiet nie chciała z nim spać - uśmiechnęła się
- Coś o tym wiem...- zerkałam w kubek, jak małolata na spytkach starszej siostry.
- Kontaktował się z Tobą Thunder, tak słyszałam...
- Przykro mi, że nie kontaktował się z Tobą...
- Kontaktował raz i chyba wystarczy, masz kłopoty? - wskazała dyskretnie na Raziela i upiła kolejny łyk kawy.
- Tak, trochę się pogmatwało, wszystko jak zawsze dotyczy jednej osoby Lilith.
- Dopadniesz ją, nie teraz to później, gniew i ból minie, będziesz spokojniejsza, wtedy nic Ciebie nie zaskoczy.
- Thunder chce, żebym oddała Astarothowi jego ubrania, sprzęt, wszystko co będzie mu potrzebne, wolę to przedyskutować z Tobą, zanim cokolwiek zrobię. Chciałabym z nim być, dziwnie to brzmi, zawsze się przed tym broniłam, a Ty jesteś pierwszą osobą, której to mówię, nie chcę Cię zranić.
- O to prosił mnie brat, żebym Cię wspierała i akceptowała Twoje wybory, czy on Cię do nich mm naprowadza?
- Tak, zmusił mnie bym się otwarła na Astarotha, swatał mnie we śnie, wyobrażasz to sobie?
- Cały Thund, daj mu to, nam się już nie przyda, a jemu pomoże.
- Dziękuję, Lillien.
- Obiecaj mi coś.
- Co takiego?
- Że mu w końcu powiesz co czujesz...i nigdy nie zapomnisz o Thunderze.
- Dziennie o nim myślę, nigdy nie zapomnę. Obiecuję, dziś mu powiem...tak planuję... - Lillien spojrzała na mnie ostro.
- Ekhm..- chrząknęła wpatrując się we mnie.
- Powiem, obiecuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz