Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

wtorek, 4 czerwca 2019

134. Wyznanie prawdy

Wzięłam jedzenie dla Astarotha, postanowiłam pomóc Loganowi z praca biurową, skoro nie mogłam się przydać w terenie, położyłam dokumenty na stole, Raziel siedział nieco znudzony, ale spokojny, pałaszował resztki moich owoców.
- Astaroth wstał - mruknął, a ja poczułam motyle w brzuchu, czy to możliwe, że tak na niego czekałam?
- Podgrzeje mu jedzenie - podeszłam do aneksu i przygotowywałam mu posiłek.
- Musiał być wykończony, co zrobisz?
- Powiem mu w końcu...
- Grzeczna dziewczynka...
Kiedy wyszedł z sypialni, był już  wykąpany, rześki i wypoczęty.
- Cześć śpiochu - zaczęłam niepewnie i się uśmiechnęłam.
- Cześć Wam, Raziel dziękuję za to, że ją przypilnowałeś, nie sprawiała kłopotu?
- Nie, była grzeczna, pora na mnie, Twoja kolej - zniknął zostawiając nas samych.
- Zrobiłam Ci posiłek, chodź, siadaj.
- Dzięki, Amy faktycznie byłem zmęczony.
- Dobrze, że się wyspałeś...mogłeś mnie obudzić, nie spałbyś na kanapie..
- Spałbym, wiesz o tym, Tobie bym nie dał.
- Spałbyś..obok mnie - spojrzał na mnie jakby się przesłyszał, dopiero po chwili zaczął przełykać kawałki mięsa.
- Dobrze się czujesz? - przyglądał mi się uważnie.
- Teraz już tak, dzięki Tobie.
- Powiedz mi co przespałem, bo jakoś.. 
coś mi się  tu nie zgadza - szepnął.
- Przecież spaliśmy już obok siebie, więc w czym problem?
- Ale na ziemi, pod drzewem, nie w łóżku...
- Też mi duża różnica...- mruknęłam i upiłam soku.
Zabrałam naczynia gdy skończył jeść, pozmywałam, czułam jak mnie obserwuje ciągle się nad czymś zastanawiając.
- Coś Cię trapi?
- Nie, tak się tylko zastanawiam nad paroma sprawami.
Otwarłam szafę i pokazałam mu karton z ubraniami.
- Są dla ciebie, możesz je włożyć do szafy, dołożyć swoich z...domu, zbroje, broń...również należą do Ciebie - podszedł do mnie i położył mi dłonie na ramionach.
- Dlaczego to robisz?
- Co robię?
- Zachowujesz się dziwnie, począwszy od łóżka  teraz te ubrania, nie to żebym był niewdzięczny, ale...to dla mnie trudne - objęłam go za szyję i przylgnęłam do niego mocno.
- Jeszcze nie rozumiesz? - z wielkim wahaniem, objął mnie mocno.
- Nie, nie rozumiem..- wpatrywał się we mnie z tym błyskiem w oczach.
- Bałam się o Ciebie, tęskniłam za Tobą, a kiedy się obudziłeś, brakowało mi Ciebie, Twego uśmiechu, ciepła...tego jak patrzyłeś na mnie, dotykałeś...jak mnie całowałeś. Nie chcę się tak czuć więcej, Astaroth ja Cię kocham i wiem, że chciałeś to usłyszeć, chociaż wiedziałeś jak wszystko inne....- pocałował mnie namiętnie, serce biło mi jak szalone, był taki spragniony ciepła.
- Od samego początku to wiedziałem, ale chciałem byś to zrozumiała, kocham Cię od chwili kiedy Cię ujrzałem po raz pierwszy po wiekach przerwy, kiedy zobaczyłem jak dobra się stałaś...nie zginę, nie zawiodę Cię, jesteś taka piękna i cała moja - całował mnie zachłannie, a ja byłam taka szczęśliwa.
- Poradzimy sobie prawda?
- Jesteś przy mnie bezpieczna, poradzimy sobie, ocalę Cię, nie pozwolę nikomu zrobić ci krzywdy, zaufaj mi, aniele...- szepnął mi do ucha.
- Ufam Ci, jakoś zawsze ufałam - głaskał mnie po twarzy.
- Musisz to teraz robić? - wskazał na dokumenty.
- Mogę później...a co?
- Muszę się Tobą nacieszyć, zbyt długo zwlekałem - wziął mnie na ręce i położył na kanapie, zdjęłam z niego koszulkę.
- Wiedziałem, że chciałaś mnie rozebrać i się napatrzeć - mruknął.
- Mhm, muszę mieć coś z tego  i nie ściemniaj, że wiedziałeś - roześmiał się, a ja całowałam jego szyję nie dając mu się skupić z premedytacją.
- Potrafisz być złośliwa - jęknął.
- Jeszcze nie wiesz jak - uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam go do siebie. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć, z każdą chwilą oddawaliśmy się sobie bardziej. Pragnęłam tego mężczyzny, a on mnie, zapiekła mnie pieczęć.
- Astaroth pieczęć - jęknęłam, wtedy pojawił się uśmiechnięty Abaddon.
- Okryj się kobieto, mmm - mruczał zadowolony, Astaroth zasłonił mnie sobą, żebym mogła poprawić ubranie- no chyba, że chcecie, żebym się przyłączył, wtedy sam Cię rozbiorę.
-Abe zwariowałeś?!- zeszłam z kanapy i stanęłam na przeciwko diabła, który przyglądał mi się z zaciekawieniem, zupełnie jakby mnie widział po raz pierwszy- czego chcesz? Przestań tak na mnie patrzeć..
- Abaddonie, przestań ją dręczyć!
- Pierwszy ma spotkanie z Lilith, polowanie się rozpocznie o północy, ufam, że sobie poradzisz Astarothcie i moja jakże niewygodna ingerencja będzie zbędna. No chyba, że zawróci Ci w głowie jędrna pierś..- spojrzał na mnie lubieżnie, a ja mu przywaliłam z pięści w twarz.
- Typowe Abaddonie, dbasz tylko o swój tyłek, mam Cię nie wzywać? Stoi, tylko dlaczego chciałeś odnowić ten przeklęty pakt?! Dałam Ci wolność..
- Amy, zamilcz, boli mnie głowa, jeszcze zerwiesz nasze przymierze ze złości i zapłaczesz z tęsknoty...
- Ty będziesz wtedy cierpiał, nie ja...
- Nie ośmielisz się, wtedy zyskasz najgorszego wroga...- syknął Abaddon.
- Nie Ty pierwszy i nie ostatni Abaddonie, odejdź stąd.
Abaddon wzruszył ramionami i spojrzał mi w oczy.
- To nie prawda, że o Ciebie się nie troszczyłem, nie mogłem dłużej, Amy...- zniknął.
Usiadłam koło Astarotha i wtuliłam się w jego tors.
- Nie mogę się wtrącać w pakt, wybacz...
- Poradzę sobie z nim, w jakiś pokręcony i samolubny sposób potrafi się troszczyć, czasami.
- Pomógł Ci, to jednak mój szef - jęknął niezadowolony.
- Kiedyś znajdę sposób by Cię uwolnić.
- Zostaw to jest dobrze jak jest, może wymódź na Tobie coś, czego nie będziesz mogła mu dać i nie chciała. Poza tym troszczy się o Ciebie, przybył osobiście by Cie ostrzec.
-Bo martwi go moja śmierć ze względu na pieczęć..
- To coś więcej, ale się nie przyznacie, ani Ty ani on - uśmiechnął się Astaroth i pogłaskał mnie po policzku.
- I nie jesteś zazdrosny?
- Jakoś to zniosę, z trudem ale zniosę, bo jesteś moja - przytulił mnie mocno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz