Ivith pobiegła na spotkanie z Pierwszym, miała ode mnie za zadanie wyściskać cerbery. Zostało mi kilka butelek sidethu, na który nie mogłam patrzeć, schłodziłam je więc mając nadzieję, że i teraz mi pomogą.
- Dobra, jest bardzo źle cały zamek wibruje i się trzęsie, muszę coś zrobić, żeby go ugłaskać, zniesiesz to jakoś?
- Rób co musisz, wiem, że należycie do siebie w ten dziwny sposób, pakt, ale wiedz, że ugłaskasz mnie za to w nocy - roześmiałam się i zapukałam do wielkiej bramy.
- Ja do Wielkiego Złego i jakże Potężnego Abaddona, szanowny demonie proszę o otwarcie bramy.
Strażnik, który już mnie znał, otwarł bramę bez szemrania, wskazał mi drogę, bał się. Krzyk Abaddona rozniósł się po pałacu, cały drżał, miałam wrażenie, że jeszcze trochę i się rozpadnie, przyspieszyliśmy więc kroku. Astaroth, otwarł mi wrota do jego komnaty, trzymałam w dłoniach siderth, obniżyłam dekolt i się uśmiechnęłam.
- Witaj mój najmroczniejszy, już wszystko...- zamilkłam do ściany był przykuty Samael, miał kajdany, które przy każdej jego aktywności zadawały mu ból, nie potrafił się z nich uwolnić,, jego moc na nie nie działała, a to ciekawe. Abaddon miał więcej tajemnic niż przypuszczałam, uświadomiłam sobie, że gdyby chciał mnie uwięzić nie miałby z tym najmniejszego problemu. Cieszyłam się, że miał do mnie swój dziwny sentyment.
Sam Wielki Władca siedział na swym tronie był znudzony, ale w oczach miał płomienie co sygnalizowało, że jeszcze chwile temu był wzburzony i tego należało się bać. Kiedy tylko mnie zobaczył żywą uśmiechnął się i rozpogodził, może ucieszył się na siderth?
- Amy - zszedł do mnie i przyjrzał się w zupełnie inny sposób, nie lustrował mnie lubieżnie, nie dobrze.
- Proszę to dla ciebie, miałeś rację, jak już tyle go wypijesz przestajesz odczuwać jakikolwiek smak, wiesz mam wrażenie, że zamiast krwi płynie mi siderth - uśmiechnęłam się, spojrzałam na Samaela i spochmurniałam, było mi przykro.
- Jesteś cała - dotknął mej twarzy i odetchnął z ulga - wszędzie cię szukałem, ale jak?
- Pomogła mi Ivith - położyłam na stole butelki, położyłam dłoń na jego torsie - wiesz, myślę, że zasłużyła na mały awansik, jest bardzo przydatna.
- Wiesz jak sprawić, żebym się zgodził - mruknął - faktycznie jest przydatna, jak chce pałac to jej go dam, coś się wymyśli - objął mnie w pasie - dobrze, że jesteś- szepnął mi do ucha i przytulił na chwilę- bałem się, że znów cię straciłem.
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć - wysunęłam się po chwili z jego objęć, choć muszę przyznać, że było to miłe - czy to jest konieczne? - wskazałam na Samaela.
- Wystarczyło, że byś do mnie przyszła, żebyś mnie wezwała! - krzyknął Samael - ale ty jesteś taka cholernie uparta!
- Zamilcz, niewdzięczniku! - zamek znowu się zatrząsł, a ja trochę wystraszyłam.
- Nie denerwuj się tak bardzo już- złapałam go za rękę i ścisnęłam mocniej. Podeszłam do Samaela i spojrzałam mu w pełne nienawiści oczy, było mi przykro, posmutniałam.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? - zapytałam.
- Odmówiłaś mi, jesteś tylko nic nie znaczącą śmiertelniczka - syknął, a Abaddon znowu się zdenerwował bo poczułam wibracje.
- Jestem śmiertelniczką, zupełnie zwyczajną jednak mam pewna misję i nie spocznę dopóki tego nie zrobię- przysunęłam sobie do niego krzesło i usiadłam zakładając nogę na nogę.
- Jaką?
- Przekabacić Cię na moja stronę - uśmiechnęłam się.
- Albo jesteś głupia albo kompletnie szalona!
- Nie, nic z tych rzeczy, jestem uparta i wierzę, że się jakoś dogadamy. Nie chcę zrobić Ci krzywdy przy naszym następnym spotkaniu - Samael roześmiał się gorzko, a ja wstałam i wróciłam do Abaddona.
- Pewnie będziesz mnie przekabacać, żebym go puścił - uśmiechnęłam się kiedy to powiedział.
-Ty tu rządzisz, Ty jesteś tym wielkim złym gościem - kokietowałam go, Astaroth milczał, nalał sobie siderthu.
- Ty wiesz jak na mnie wpłynąć i coś mi mówi, że się zgadzasz na moja propozycje, najmilsza.
- Mhm, zgadzamy się na Twoje warunki, widzę, że będę miała co tutaj robić, masz wiele ciekawych książek, będę miała co czytać.
- I myślisz, że pozwolę Ci na to?
- Myślę, że nawet sam ze mną poczytasz - uśmiechnęłam się - no co czasem warto się dokształcić, Abaddonie...- Astaroth dusił się ze śmiechu, więc udał, że kaszle, mądry chłopczyk.
- Karę musi ponieść, uwolnię go, ale jeszcze nie teraz, jeśli chodzi o ciebie Astarothcie, jesteś wolny, mówię to z bólem serca, liczę jednak, że będziesz mnie odwiedzać.
- Naturalnie Władco, liczę jednak, że mojej kobiecie włos z głowy u Ciebie nie spadnie tak jak to było do tej pory - ukłonił się Astaroth.
- Jesteście żałośni, bijecie się o tę kobietę, skaczecie sobie do oczu jak dwa koguty, a to mnie wybierze - oblizał się obleśnie - wiłaś się z rozkoszy jak mój język w Tobie szalał, wiem, że prosisz o więcej - nie musiał mi tego powtarzać, użyłam błyskawic i znalazłam się tuz przed nim, odpaliłam zniszczenie, które zmieniło swój odcień, z czerni mieniło się kolorami smoków, które mi pomogły. Uderzyłam Samaela z pięści w twarz, krzyknął, a ja uzmysłowiłam mu, że nie jestem bezbronna, już nie.
- Dobra, jest bardzo źle cały zamek wibruje i się trzęsie, muszę coś zrobić, żeby go ugłaskać, zniesiesz to jakoś?
- Rób co musisz, wiem, że należycie do siebie w ten dziwny sposób, pakt, ale wiedz, że ugłaskasz mnie za to w nocy - roześmiałam się i zapukałam do wielkiej bramy.
- Ja do Wielkiego Złego i jakże Potężnego Abaddona, szanowny demonie proszę o otwarcie bramy.
Strażnik, który już mnie znał, otwarł bramę bez szemrania, wskazał mi drogę, bał się. Krzyk Abaddona rozniósł się po pałacu, cały drżał, miałam wrażenie, że jeszcze trochę i się rozpadnie, przyspieszyliśmy więc kroku. Astaroth, otwarł mi wrota do jego komnaty, trzymałam w dłoniach siderth, obniżyłam dekolt i się uśmiechnęłam.
- Witaj mój najmroczniejszy, już wszystko...- zamilkłam do ściany był przykuty Samael, miał kajdany, które przy każdej jego aktywności zadawały mu ból, nie potrafił się z nich uwolnić,, jego moc na nie nie działała, a to ciekawe. Abaddon miał więcej tajemnic niż przypuszczałam, uświadomiłam sobie, że gdyby chciał mnie uwięzić nie miałby z tym najmniejszego problemu. Cieszyłam się, że miał do mnie swój dziwny sentyment.
Sam Wielki Władca siedział na swym tronie był znudzony, ale w oczach miał płomienie co sygnalizowało, że jeszcze chwile temu był wzburzony i tego należało się bać. Kiedy tylko mnie zobaczył żywą uśmiechnął się i rozpogodził, może ucieszył się na siderth?
- Amy - zszedł do mnie i przyjrzał się w zupełnie inny sposób, nie lustrował mnie lubieżnie, nie dobrze.
- Proszę to dla ciebie, miałeś rację, jak już tyle go wypijesz przestajesz odczuwać jakikolwiek smak, wiesz mam wrażenie, że zamiast krwi płynie mi siderth - uśmiechnęłam się, spojrzałam na Samaela i spochmurniałam, było mi przykro.
- Jesteś cała - dotknął mej twarzy i odetchnął z ulga - wszędzie cię szukałem, ale jak?
- Pomogła mi Ivith - położyłam na stole butelki, położyłam dłoń na jego torsie - wiesz, myślę, że zasłużyła na mały awansik, jest bardzo przydatna.
- Wiesz jak sprawić, żebym się zgodził - mruknął - faktycznie jest przydatna, jak chce pałac to jej go dam, coś się wymyśli - objął mnie w pasie - dobrze, że jesteś- szepnął mi do ucha i przytulił na chwilę- bałem się, że znów cię straciłem.
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć - wysunęłam się po chwili z jego objęć, choć muszę przyznać, że było to miłe - czy to jest konieczne? - wskazałam na Samaela.
- Wystarczyło, że byś do mnie przyszła, żebyś mnie wezwała! - krzyknął Samael - ale ty jesteś taka cholernie uparta!
- Zamilcz, niewdzięczniku! - zamek znowu się zatrząsł, a ja trochę wystraszyłam.
- Nie denerwuj się tak bardzo już- złapałam go za rękę i ścisnęłam mocniej. Podeszłam do Samaela i spojrzałam mu w pełne nienawiści oczy, było mi przykro, posmutniałam.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? - zapytałam.
- Odmówiłaś mi, jesteś tylko nic nie znaczącą śmiertelniczka - syknął, a Abaddon znowu się zdenerwował bo poczułam wibracje.
- Jestem śmiertelniczką, zupełnie zwyczajną jednak mam pewna misję i nie spocznę dopóki tego nie zrobię- przysunęłam sobie do niego krzesło i usiadłam zakładając nogę na nogę.
- Jaką?
- Przekabacić Cię na moja stronę - uśmiechnęłam się.
- Albo jesteś głupia albo kompletnie szalona!
- Nie, nic z tych rzeczy, jestem uparta i wierzę, że się jakoś dogadamy. Nie chcę zrobić Ci krzywdy przy naszym następnym spotkaniu - Samael roześmiał się gorzko, a ja wstałam i wróciłam do Abaddona.
- Pewnie będziesz mnie przekabacać, żebym go puścił - uśmiechnęłam się kiedy to powiedział.
-Ty tu rządzisz, Ty jesteś tym wielkim złym gościem - kokietowałam go, Astaroth milczał, nalał sobie siderthu.
- Ty wiesz jak na mnie wpłynąć i coś mi mówi, że się zgadzasz na moja propozycje, najmilsza.
- Mhm, zgadzamy się na Twoje warunki, widzę, że będę miała co tutaj robić, masz wiele ciekawych książek, będę miała co czytać.
- I myślisz, że pozwolę Ci na to?
- Myślę, że nawet sam ze mną poczytasz - uśmiechnęłam się - no co czasem warto się dokształcić, Abaddonie...- Astaroth dusił się ze śmiechu, więc udał, że kaszle, mądry chłopczyk.
- Karę musi ponieść, uwolnię go, ale jeszcze nie teraz, jeśli chodzi o ciebie Astarothcie, jesteś wolny, mówię to z bólem serca, liczę jednak, że będziesz mnie odwiedzać.
- Naturalnie Władco, liczę jednak, że mojej kobiecie włos z głowy u Ciebie nie spadnie tak jak to było do tej pory - ukłonił się Astaroth.
- Jesteście żałośni, bijecie się o tę kobietę, skaczecie sobie do oczu jak dwa koguty, a to mnie wybierze - oblizał się obleśnie - wiłaś się z rozkoszy jak mój język w Tobie szalał, wiem, że prosisz o więcej - nie musiał mi tego powtarzać, użyłam błyskawic i znalazłam się tuz przed nim, odpaliłam zniszczenie, które zmieniło swój odcień, z czerni mieniło się kolorami smoków, które mi pomogły. Uderzyłam Samaela z pięści w twarz, krzyknął, a ja uzmysłowiłam mu, że nie jestem bezbronna, już nie.
- Samuelu, czy to ci wyglądało na zachętę? O ile pamiętam to Ty się wiłeś z bólu, kiedy wbiłam się w niego zębami, ale co ja tam wiem, prawda? - moje spojrzenie było zimne, zostawiłam mu ranę, odwróciłam się i odeszłam do Abaddona.
- Interesujące - mruknął Abaddon i dotknął mojego ramienia, przeszedł mnie dreszcz, a on się uśmiechnął pod nosem - sama władczyni cię uhonorowała, muszę częściej z Tobą wyruszać na wyprawy, ciągle mnie zaskakujesz.
- Zmusił mnie do tego, teraz potrafię się obronić i ludzi, których kocham.
- Mnie tez kochasz? - zamruczał Abaddon, musiałam dobrze się zastanowić co powiedzieć.
- Naturalnie, mamy swoje przymierze, Władco Piekła - skłoniłam lekko głowę i się uśmiechnęłam - jesteś moim najwspanialszym demonem.
- I jedynym - uśmiechnął się i nalał sobie siderthu.
- Bo nie potrzebuję nikogo więcej. Nakarmiłeś go i napoiłeś chociaż?
- Nie, nie mam zamiaru się tego imać, jeśli chcesz zrób to sama...- mruknął, sądzę, że wiedział, że to zrobię.
- Drań - mruknęłam.
- Cały Twój, Wybrana, cały Twój.
Nalałam do szklanki wody i włożyłam słomkę, ukarać w porządku, zasłużył, ale na to nie mogłam pozwolić, podeszłam do niego, Samael, który od uderzenia nie odezwał się ani słowem, spojrzał na mnie jakoś inaczej.
- Pij - zmieszałam się i podałam mu słomkę do ust. Wiedziałam, że był spragniony, wypił wszystko przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Dziękuję - powiedział, co mnie zaskoczyło, kiwnęłam głową. Wzięłam ze stołu talerz, nabrałam trochę ziemniaków, sałatki i gulaszu, wzięłam widelec, a Abaddon uśmiechał się do mnie przebiegle.
- Jutro też go nakarmisz?
- Jeśli będzie trzeba - zawzięłam się i karmiłam Samaela, nie chciałam patrzeć na niego, ale nie miałam wyjścia, jeśli nie chciałam włożyć mu widelca w nos, kuszące, ale nie..nie chciałam - Sałatkę też, no już...wcinaj.
- Poświęcę się - mruknął Samael, ale widać było, że to nie była jego ulubiona forma jedzenia.
Abaddon się roześmiał, a ja spojrzałam na niego spod byka jednak nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Czekaj, czekaj Władco, bo jeszcze Tobie też sałatki nie odpuści - uśmiechnął się Astaroth.
- Nie wiem, co wy mięsożercy czepiacie się dobrych warzyw, przecież to smaczne.
- A ty cokolwiek jadłaś? - zapytał mnie Samael, w komnacie zrobiło się przeraźliwie cicho.
- Coś tam jadłam...
- Zjedz..jesteś jeszcze blada - mruknął ciszej, by go nie słyszeli.
- Nie będę objadać Władcy już i tak jest dla mnie łaskawy - zerknęłam w stronę Abaddona i się uśmiechnęłam, lubiłam z nim igrać, a on ze mną, odwzajemnił uśmiech.
- Dopilnuję, żeby zjadła - uśmiechnął się Astaroth, skończyłam karmić Samaela i odłożyłam talerz na stole.
- Ile będziesz go więzić?
- Kilka dni..tydzień...miesiąc? To zależy od jego postępów...w Twoim kierunku.
- W moim kierunku? Nie będziesz go karmić przez ten czas?!
- Będziesz to robić, trzy razy dziennie, raz zostaniesz na noc w tygodniu ze mną, chyba dasz radę?
- A jak tu dotrę?
- Będę otwierał ci portale.
- Xander mnie zabije, wiesz...mam pracę tam...
- Umarłaś dla nich, chyba mogą Ci odpuścić - mruknął Abaddon, a Samael wbił we mnie wzrok.
- I tak mam duża swobodę, nie chcę przeginać.
- Załatwię to z Loganem - myślałam, że mi kopara opadnie, on chce się pofatygować?!- od Ciebie zależy jego los...jak coś zrozumie, ok, jak nie będzie wisieć. I nawet jakbyś biegała tu nago nie zmienię zdania - puścił mi oczko, kurde wiedział o moim sposobie na dekolt.
- Dobra, niech ci będzie...zastanowię się...pora na nas - wstałam i wzięłam Astarotha za rękę, widział, że mnie zdenerwował więc nic mi nie powiedział.
- Amy? - szepnął Samael - przyjdziesz jutro? - zatrzymałam się i skinęłam głową, wyszłam z sali zostawiając ich samych.
- Zmusił mnie do tego, teraz potrafię się obronić i ludzi, których kocham.
- Mnie tez kochasz? - zamruczał Abaddon, musiałam dobrze się zastanowić co powiedzieć.
- Naturalnie, mamy swoje przymierze, Władco Piekła - skłoniłam lekko głowę i się uśmiechnęłam - jesteś moim najwspanialszym demonem.
- I jedynym - uśmiechnął się i nalał sobie siderthu.
- Bo nie potrzebuję nikogo więcej. Nakarmiłeś go i napoiłeś chociaż?
- Nie, nie mam zamiaru się tego imać, jeśli chcesz zrób to sama...- mruknął, sądzę, że wiedział, że to zrobię.
- Drań - mruknęłam.
- Cały Twój, Wybrana, cały Twój.
Nalałam do szklanki wody i włożyłam słomkę, ukarać w porządku, zasłużył, ale na to nie mogłam pozwolić, podeszłam do niego, Samael, który od uderzenia nie odezwał się ani słowem, spojrzał na mnie jakoś inaczej.
- Pij - zmieszałam się i podałam mu słomkę do ust. Wiedziałam, że był spragniony, wypił wszystko przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Dziękuję - powiedział, co mnie zaskoczyło, kiwnęłam głową. Wzięłam ze stołu talerz, nabrałam trochę ziemniaków, sałatki i gulaszu, wzięłam widelec, a Abaddon uśmiechał się do mnie przebiegle.
- Jutro też go nakarmisz?
- Jeśli będzie trzeba - zawzięłam się i karmiłam Samaela, nie chciałam patrzeć na niego, ale nie miałam wyjścia, jeśli nie chciałam włożyć mu widelca w nos, kuszące, ale nie..nie chciałam - Sałatkę też, no już...wcinaj.
- Poświęcę się - mruknął Samael, ale widać było, że to nie była jego ulubiona forma jedzenia.
Abaddon się roześmiał, a ja spojrzałam na niego spod byka jednak nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Czekaj, czekaj Władco, bo jeszcze Tobie też sałatki nie odpuści - uśmiechnął się Astaroth.
- Nie wiem, co wy mięsożercy czepiacie się dobrych warzyw, przecież to smaczne.
- A ty cokolwiek jadłaś? - zapytał mnie Samael, w komnacie zrobiło się przeraźliwie cicho.
- Coś tam jadłam...
- Zjedz..jesteś jeszcze blada - mruknął ciszej, by go nie słyszeli.
- Nie będę objadać Władcy już i tak jest dla mnie łaskawy - zerknęłam w stronę Abaddona i się uśmiechnęłam, lubiłam z nim igrać, a on ze mną, odwzajemnił uśmiech.
- Dopilnuję, żeby zjadła - uśmiechnął się Astaroth, skończyłam karmić Samaela i odłożyłam talerz na stole.
- Ile będziesz go więzić?
- Kilka dni..tydzień...miesiąc? To zależy od jego postępów...w Twoim kierunku.
- W moim kierunku? Nie będziesz go karmić przez ten czas?!
- Będziesz to robić, trzy razy dziennie, raz zostaniesz na noc w tygodniu ze mną, chyba dasz radę?
- A jak tu dotrę?
- Będę otwierał ci portale.
- Xander mnie zabije, wiesz...mam pracę tam...
- Umarłaś dla nich, chyba mogą Ci odpuścić - mruknął Abaddon, a Samael wbił we mnie wzrok.
- I tak mam duża swobodę, nie chcę przeginać.
- Załatwię to z Loganem - myślałam, że mi kopara opadnie, on chce się pofatygować?!- od Ciebie zależy jego los...jak coś zrozumie, ok, jak nie będzie wisieć. I nawet jakbyś biegała tu nago nie zmienię zdania - puścił mi oczko, kurde wiedział o moim sposobie na dekolt.
- Dobra, niech ci będzie...zastanowię się...pora na nas - wstałam i wzięłam Astarotha za rękę, widział, że mnie zdenerwował więc nic mi nie powiedział.
- Amy? - szepnął Samael - przyjdziesz jutro? - zatrzymałam się i skinęłam głową, wyszłam z sali zostawiając ich samych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz