Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

czwartek, 3 maja 2018

74. Zbyt dużo stresu.

Thunder pilnował mnie, był blisko, nie pozwolił Loganowi się do mnie zbliżyć, a ja wiem, że mu tego nie wybaczę, tym bardziej, że wiedział co przeszłam w Syntheri, kiedy byłam więziona. Za dużo o mnie wie, dlatego wie w jaki czuły punkt we mnie uderzyć, żeby mnie złamać.  Milczałam całą drogę, pozwoliłam się prowadzić.
- W porządku? - zapytał mnie Thunder.
- Nie całkiem, dziękuję za Twoje lojalne wstawiennictwo.
- Obiecałem ci to i sobie też kiedy się poznaliśmy.
Teren był czysty, żadnych bezdusznych w obrębie miasta nie dostrzegłam.  Silyen patrolował z góry, pomachał mi, ale nie potrafiłam się uśmiechać. Logan wyciągnął rękę i chciał dotknąć moje ramię, odskoczyłam instynktownie, z jednej strony było mi głupio, z drugiej miałam pełne prawo do paniki. Silyen sfrunął do mnie, przyglądał mi się badawczo.
- Wszystko, ok?
- Nic nie jest w porządku. Nie dotykaj mnie, nie zbliżaj się do mnie. Mam Cię dość...Zrobiłeś mi najgorsze świństwo jakie mogłeś, po tym co Ci mówiłam...po tym co wiedziałeś tylko Ty. Jesteś draniem...cholernym draniem.
- I co uderzysz mnie przy wszystkich? Uderzysz lidera, przełożonego? - poraziłam go piorunem, nie oszczędzałam, klęknął na jedno kolano.
- W regulaminie pisze, że nie mogę, ale nie ma wzmianki o mojej błyskawicy. Nie złamałam regulaminu, Ty natomiast złamałeś nie tylko regulamin, ale moje serce i zaufanie. Nienawidzę Cię. Silyen, Thunder wybaczcie, że byliście tego świadkiem, przepraszam Was. - Thunder patrzył na mnie pytająco, nie miał pojęcia o pewnych sprawach, a to nie było miejsce na to, by o tym rozmawiać. Ruszyłam spacerkiem do przodu nie odwracając się za siebie, nie będę Cie leczyć poczuj chociaż cząstkę mojego bólu. Thunder ruszył za mną, przyglądał mi się, nie chciałam by mnie taką oglądał, rozbitą ze łzami w oczach, zmuszającą się by być twardą. Silyen zerknął na Logana, nachylił się do niego
- Nie popełniaj moich błędów, nie zmieniaj się w bezdusznego za życia. Daj jej spokój, jest roztrzęsiona, daj jej żyć. Co się z Tobą stało? - wzleciał wysoko, ale czułam, że obserwuje mnie z góry.
- Amy...o czym mówiłaś?
- Nie zmuszaj mnie bym o tym teraz mówiła, nie chcę się całkiem rozkleić - przetarłam oczy, przyglądnęłam się swojemu odbiciu w witrynie sklepowej, podkrążone oczy bez wyrazu, bladość, byłam na granicy załamania i nic nie mogłam na to poradzić - śpij dziś ze mną, nie chce być sama - szepnęłam
- Zostanę, martwisz mnie.
- Siebie też, po prostu za dużo dziś...- słyszałam kroki Logana, instynktownie przybliżyłam się do Thundera.
- To było mocne, usadziłaś go, moja dziewczynka.
- Mam dobrego nauczyciela - uśmiechnęłam się słabo - Słyszeliście? Bezduszny, gdzieś tam...- wskazałam dłonią, Silyen ruszył do przodu, był szybki - nadążysz za nami? - zapytałam chłodno.
- O mnie się nie martw - powiedział Logan, na co ja kiwnęłam głową, przywołałam błyskawice i użyłam mojej ukochanej prędkości. Kiedy dotarłam na miejsce Silyen walczył ze słabszym osobnikiem, przystanęłam i dałam mu skończyć egzekucję, dla niego była to czysta formalność. Zmienił grawitację jak miał to w zwyczaju i przepołowił stwora.
- Świetna robota - poklepałam go po ramieniu
- Dzięki, zranił Cię? - szepnął ciszej
- Bardzo, marzę by ta noc się już skończyła.
- Jak mogę Ci pomóc?
- Nie możesz Silyen, po prostu nie możesz. Eh, moje życie się tak skomplikowało, że życie w Synteri w waszej twierdzy byłoby mniej pokopane, bez obrazy - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Bez obrazy.
Podeszłam do Thundera, który był zawiedziony, że nie udało nam się stoczyć dobrej walki.
- Rany, żeby wyprzedził mnie ptak - mruknął, a ja się zaśmiałam.
- Pora wracać, koniec na dziś - powiedział Logan i ruszył w stronę domu. Ruszyliśmy za nim, gdy dotarliśmy na miejsce czekaliśmy na resztę strażników, zakończyliśmy odprawę. Logan zerkał na mnie badawczo, kiedy szłam z Thunderem w stronę skrzydeł mieszkalnych.
- Zróbmy najpierw raport, przynajmniej część zanim pójdziemy spać, co Ty na to? Jutro i tak mamy wolne, koniec z nockami. Powiedziałem, że oka z Ciebie nie spuszczę, musisz wypocząć.
- Zgadzam się, zróbmy to i z głowy.
- Chodźmy do mnie, wezmę laptopa, chyba go nie popsujesz?
- Ha ha ha postaram się  być nieco łaskawsza niż dla Twojego telewizora. Przypomnij mi, że na urodziny wiszę ci nowy. Przebiorę się i przyjdę do Ciebie, wezmę kąpiel.
- Zamknij się od środka i nie otwieraj tarasu, daj znać jak będziesz szła, wyjdę Ci na przeciw.
- Czy to na pewno konieczne?
- Bez dyskusji.
- Poddaje się - ruszyłam do siebie. Minęłam Logana, weszłam do siebie i zamknęłam od razu drzwi. Ręce mi się trzęsły, pospiesznie wzięłam prysznic, przebrałam się w dres, wzięłam laptop pod pachę, żeby nie było, że psuję tylko rzeczy Thundera, wysłałam mu smsa "Idę do Ciebie".
Udało mi się do niego dotrzeć bez problemów, Thunder siedział skupiony przy laptopie widząc mnie od razu się rozpogodził.
- Prawie skończyłem raport dla tego pacana, jak wstaniemy zrobi się tylko kosmetykę, możemy odpocząć, chodź do mnie moja damo.
Położyłam laptop na stoliku i przytuliłam się do Thundera, jego ramiona były takie kojące. Pocałował mnie w czoło i objął mocniej.
- Jak się czujesz po tym wszystkim, tylko szczerze, nie okłamuj mnie kochanie.
- Tak jak wyglądam..żałośnie.
- Nigdy nie wyglądasz żałośnie, ale dla pewności mam zamiar dokładnie cię obejrzeć całą, w pełnej krasie.
- To na co czekasz - roześmiałam się - jestem zmęczona, chodźmy się położyć.
Zdjęłam bluzę i wsunęłam się obok niego do łóżka, mocno wtuliłam w jego objęcia, mrucząc z zadowolenia, Thunder roześmiał się widząc jak mi błogo.
- Dobrze, Ci?
- Prawie, idealnie by było jakbyś nie miał na sobie koszulki - zażartowałam
- No to już, spełniam Twoja zachciankę - zrzucił z siebie koszulkę, a ja mocniej do niego przylgnęłam głaskałam jego tors, cmokałam i wtulałam się mocno, był taki ciepły, spokojny. Głaskał mnie po ramionach i się uśmiechał.
- To niesprawiedliwe wiesz?
- Co takiego?
- Ja też Cię wolę bez koszulki - mruknął
- To się jej pozbądź, na co czekasz
- Teraz to się mnie nie pozbędziesz, rozochociłaś tygrysa - mruknął
Śmiałam się kiedy mnie rozbierał, robił wszystko, żeby choć trochę mnie połaskotać, całował mnie tak, jakby już nigdy nie mógł tego zrobić. Uwielbiałam tego mężczyznę. Obudziłam się późnym popołudniem, on już nie spał, patrzył na mnie i się uśmiechał, głaskał mnie po plecach.
- Cześć śpioszku, wypoczęłaś chociaż trochę?
- Przy Tobie wcale nie chcę wypoczywać - podniosłam się by go ucałować - dzień dobry.
- Nie kuś mnie, Ty moja kusicielko - roześmiał się
- Ja nic nie robię, jestem grzeczna.
- Skoro jesteś grzeczna to może nawet podam ci Twoje ubranie - zamyślił się
- Celowo je rzucasz po swojej stronie łóżka - naburmuszyłam się
- Przejrzałaś mnie anielico - pocałował mnie namiętnie- To ja będę decydował kiedy moja kobieta będzie chodziła ubrana.
- Pozwolę Ci w to wierzyć -zaśmiałam się
- Lubię jak się uśmiechasz, ale wiesz, że chciałbym zapytać o wczorajszą kłótnię z Loganem.
- To był cios poniżej pasa, wykorzystał moja traumę z pobytu w Synteri, coś czego ...miałam problemy by wyjść, miałam koszmary. Wiedział o wszystkim i chciał zrobić to samo..a ja mu ufałam i kochałam.
- Opowiesz mi kiedyś o tym?- zamyślił się i podawał mi moje ubrania.
- Jesteś mądrym facetem, pewnie domyśliłeś się przynajmniej części. Kiedyś Ci opowiem, także o tym co zataiłam przed nim - zaczęłam się ubierać i rzuciłam mu spodnie.
- Martwią mnie moje podejrzenia, ale poczekam.
- Już późno...wiesz dlaczego się zwijam..spotkajmy się na jadalni, dobrze?
- Wiem, lepiej nie kusić losu, ale to nie znaczy, że mi to pasuje...wypuszczanie Ciebie stąd.
- Myślisz, że ja chcę stąd wychodzić? - podeszłam do niego, pogłaskałam go po buzi - wkrótce będzie tak jak powinno, trzymaj za to kciuki.
- Amy, ja..nie chce Cię stracić, tego boję się teraz najbardziej.
- Nie stracisz, ja z Ciebie nie zrezygnuję, zawsze znajdę jakieś rozwiązanie, nie będzie Ci łatwo, bo ja jestem skomplikowana, przyciągam kłopoty jak ty mnie, ale jeśli zaryzykujesz to nam się uda.
- Chciałabyś tego?
- Tak...bardzo. Dobrze mi z Tobą - Thunder uśmiechnął się, pocałował mnie na chwilową rozłąkę, wyruszyłam do siebie z laptopem pod pachą, lekko zaspana. Obudziłam się natychmiast, gdy na drodze stanął mi Logan, ominęłam go.
- Amy...
- Mam dziś wolne.
- Xander jest ranny, źle z  nim...- kiedy to usłyszałam zatrzymałam się, pobiegłam do pokoju Thundera, odłożyłam komputer, krzyknęłam mu tylko, że Xander jest ranny i pobiegłam do skrzydła szpitalnego.
Pielęgniarka mi powiedziała, że jest na sali zabiegowej, umyłam się, związałam włosy i wbiegłam do dr Jeffersona. To co zobaczyłam sprawiło, że poczułam się przerażona. Xand leżał na łóżku z jego ramienia wystawał wielki gruby pręt, chyba był problem z znieczuleniem, bałam się, ze się wykrwawi.
- Xanduś...
- Amy, nie rób tego...- dobrze wiedziałam co miał na myśli, nie chciał, żebym wzięła na siebie jego ból.
- Co jest Kevin? - szepnęłam do doktora
- Mam problem z wyciagnięciem prętu, nie mam tyle siły.
Usłyszałam Thundera jak dopytywał o stan Xandera, wpadłam na pomysł.
- Mam szalony pomysł, zaraz dostaniesz wsparcie, tylko go prowadź w tym wszystkim - wybiegłam z sali i chwyciłam Thundera za rękę.
- Potrzebuję Cię, jest źle, Jefferson nie da rady sam wyciągnąć żelaznego pętu, pomożesz mu, proszę Cię..
- Prowadź, tylko się nie martw.
Zabrałam Thundera do pokoju, by go przygotować, wprowadziłam do sali zabiegowej, Xand był taki blady.
- Jestem już Xanduś, zaraz się to skończy obiecuję, bądź dzielny - chwyciłam go za rękę i patrzyłam na chłopców, uzgodnili wspólnie taktykę, kiedy zaczynali wyciągać pręt, uciemiężałam ból Xandera, zgięłam się wpół, był okropny, podziwiałam go, że tak długo go znosił.
- Amy, błagam...nie rób tego...
- Spokojnie Xand, tym razem nigdzie się nie wybieram.
Przyszła pora na kolejne mocne ciągnięcie, prawie klęczałam przy łóżku, Thunder patrzył na mnie badawczo, gotów mi przylać i odciągnąć, ale wiem, że tego nie zrobi, bo wie ile znaczy dla mnie mój przyjaciel.
- Amy...wytrzymasz? - zapytał z troską w głosie, kiwnęłam tylko, bo nie potrafiłam odpowiedzieć, koncentrowałam się na tym by wytrzymać za wszelką cenę.
Ostatnie pchnięcie, było najgorsze, skupiłam się na tym by szybko zasklepić ranę, Jefferson podawał Xanderowi krew, a ja klęczałam przy łóżku, nie miałam siły się ruszyć.
- Będzie jeszcze potrzebna? - zapytał Thunder Jeffersona
- Nie, lepiej zabierz ją stąd, musi do siebie dojść, chwile jej to zajmie.
Thunder zdjął rękawiczki, wziął mnie na ręce i wyniósł z sali, całe szczęście Xanderowi nic już nie grozi, a ja za chwilę będę jak nowa.
- Jak się czujesz? - posadził mnie na ławce w korytarzu, pomógł zdjąć rękawice i fartuch.
- Już lepiej, zaraz mi przejdzie, bardzo Ci dziękuję.
- Nie musisz, słońce. Przecież wiem, że jest Ci bliski, wspiera Cię, dobry z niego człowiek. Dobrze, że nic mu nie będzie.
Zmierzała ku nam Kira nie miałam ochoty na nią patrzeć, przetarłam czoło i sięgnęłam po cukierka, trochę cukru mi nie zaszkodzi, a po takim wysiłku wpływ miał dla mnie zbawienny.
- Thunder, słyszałam o Twoim bohaterskim wyczynie, byleś taki dzielny, nie bałeś się tego widoku. Bez Ciebie doktorowi by się nie udało - spojrzała z wyższością na mnie, wyglądała jak z czasopisma związanego z modą, ja wręcz przeciwnie w dresie. Położyła ręce na torsie Thundera, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, byłam spokojna, chyba po raz pierwszy.
- Ostatnio nie widuję u ciebie Twoich przyjaciółek, musisz być strasznie samotny, gdybyś chciał opowiedzieć mi o tym jak uratowałeś tego człowieka, skarbie kończę o 19.00
- Wybacz, ale nie jesteś w moim typie, wolę bardziej inteligentne i wierne kobiety - zdjął z siebie ręce zaskoczonej Kiry - Mam komu opowiadać o tym wyczynie - przysiadł koło mnie na ławce, objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. W spojrzeniu Kiry była złość, ogromna fala upokorzenia i agresji, ruszyła w głąb skrzydła szpitalnego, a ja byłam pewna, że opowie o tym Loganowi. Mam cichą nadzieję, ze tego nie chwyci, jest przebiegły i szukając człowieka, którego kocham i ukrywam, nie będzie szukał wśród tych, z którymi jawnie przebywam. Obym miała rację.
- Wow, ale masz wzięcie - uśmiechnęłam się.
- Nie interesują mnie inne kobiety, mam jedną, a ochrona jej i uszczęśliwianie to etat na 24 godziny na dobę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz