Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

niedziela, 28 grudnia 2014

60. Mała Maddie.

- Jesteś pewna, że chcesz z nimi porozmawiać? Wiem, że nadal Ciebie to męczy - powiedział Nataniel, gdy dojechaliśmy na miejsce.
- Obiecałam to Jackowi, chce to zrobić, Maddie musi wiedzieć, że jej brat był bohaterem. Kochał ją, wysyłał jej listy, powinna mieć jego dziennik, chciałby tego. 
- No to w drogę, długo czekali na to by ciebie zobaczyć.
Kiwnęłam głowa i wyszliśmy z samochodu, zadzwoniła do drzwi od razu, nie było to dla mnie łatwe, pudełeczko owinęłam w flagę z logiem Guardians, czułam, że tak powinnam to zrobić, dla niego. Drzwi otwarła mi smukła kobieta, miała jasne kręcone włosy opadające na ramiona, twarz w kształcie serca i niesamowicie niebieskie oczy, musiała być matką Jacka.
- Dzień dobry, jesteśmy strażnikami, jestem...koleżanka Jacka, przepraszam, że dopiero teraz, ale mam coś dla Państwa i Maddie, wiem, że jest chora i wiem, że potrafię jej pomoc, czy możemy wejść?
Na twarzy kobiety było widać wahanie, mieszanina żalu, złości i chęci ocalenia drugiego dziecka.
- Wejdźcie proszę.
- Nazywam się Amy, dziś rano znalazłam coś co należało do Pani syna, myślę, ze chciałby, żeby trafiło to w państwa ręce- w drzwiach od pokoju stanęła Maddie, miała około trzynastu lat, takie samo zaciekawione spojrzenie jakim obdarzał mnie Jack, uśmiechała się tak samo. Burza blond loków, była bardzo blada, widać, że choroba wyniszczała ją od środka, a dar jaki pewnie się budził nie ułatwiał tego wszystkiego - cześć, mam na imię Amy, Twój brat dużo mi o tobie opowiadał - podałam jej rękę, a ona odwzajemniła uścisk. Podałam kobiecie pudełko, widziałam jak zaszkliły jej się oczy.
- Mam też to, to od pani syna - podałam kobiecie kopertę, do której dołożyłam trochę pieniędzy, na co Jack pogroził mi palcem, ale nic nie mógł na to poradzić - Jack był bohaterem, uratował mi życie, dlatego zmarł, przepraszam Panią za to.
- Wejdźcie do pokoju, zrobię herbaty, chciałabym posłuchać o moim synu.
Nataniel poszedł za kobietą postawił na stole, kilka rodzajów ciast, które kupiliśmy po drodze, nie chciałam iść z pustymi rękoma. Pomogłam pokroić ciasto, nałożyłam je na platery, a Nataniel nakrył stół.
Maddie badawczo mi się przyglądała.
- Byłaś dziewczyna Jacka? - wypaliła nagle, a ja się roześmiałam.
-Madlen! - oburzyła sie kobieta - nie powinnaś zadawać takich pytań!
- Nic nie szkodzi, nie Maddie nie byłam jego dziewczyną - usiadłam obok niej przy stole.
- A szkoda, bo jesteś bardzo ładna.
- Dziękuję, mam dla Ciebie coś jeszcze, myślę, że Jack chciałby byś to miała - podałam jej dziennik - bardzo cię kochał, masz taki sam dar jak on, prawda?
- Skąd to wiesz?
- Kiedy podałaś mi dłoń wyczułam to w Tobie, jesteś również chora i to dość poważnie, chciałabym ci pomóc.
- Nie można nic zrobić, nie kwalifikuje się na operację, lekarze nie chcą się jej podjąć, proszę mi wybaczyć, że jestem nieco opryskliwa, ale nadal trudno mi o tym myśleć i mówić, że mojego syna już z nami nie ma. Mam na imię Elena.
- Mnie również jest ciężko o tym mówić, myślę, że potrafię wyleczyć Maddie.
Z wrażenia kobieta oparzyła rękę, podskoczyła i puściła zimną wodę na swoją dłoń. Podeszłam do niej i dotknęłam jej ręki, oparzenie przestało boleć, skóra zaczęła się goić. Kobieta spojrzała na mnie z nadzieją w oczach. Położyliśmy Maddie na kanapie, usiadłam przy niej i złapałam za rękę, zaczęłam proces leczenia, nie był on zbyt łatwy, choroba na dobre zagnieździła się w ciele dziewczynki, walczyła, ale nie miała ze mną szans. Kiedy skończyłam Maddie przytuliła się do mnie, płakała, przytuliłam ja mocno i pocałowałam w czoło.
- Już nie musisz się bać, jesteś zdrowa - uśmiechnęłam się do niej.
Kobiety były szczęśliwe, a ja z nimi. Nataniel jak typowy starszy brat czytał z Maddie komiksy i dyskutował o najnowszych Avengersach, ciekawe ile jego siostra miała by teraz lat, widać, że  bardzo mu jej brakuje. Ja z  Elena siedziałyśmy w kuchni i zastanawiałyśmy się nad przyszłością Maddie.
- Chcesz ją zabrać? - zapytała nagle.
- Nie chce Ci jej odebrać, martwię się, że po nią przyjdą.
- Tak jak po Jacka?
- Tak, musi być na to gotowa i móc się obronić.
- Nie sądziłam, że ona również będzie miała ten dar.
- Skoro ja potrafię go wyczuć z łatwością, oni również to zrobią, to tylko kwestia czasu. Chyba wiem co należy zrobić w takiej sytuacji, niedługo wakacje, będzie miała wolne od szkoły, powierz ja mnie na całe wakacje, nauczę ją ważnych rzeczy. Na razie przywoź ją po szkole, zaczniemy naukę, kiedy podrośnie sama zdecyduje co chce robić w życiu.
- Zgoda, myślę, że to jest rozsądne rozwiązanie.
- Zmienię trochę trasę patroli, by strażnicy mieli na uwadze Wasz dom,  żebyście byli bezpieczni.
Przedstawiliśmy Maddie nasz pomysł, była tym faktem zachwycona, bardzo polubiła Nataniela, myślę, że wyjdzie im to na dobre i  nie będą już tacy samotni. Gdy wracaliśmy objęłam Nataniela mocno, dodając otuchy.
- Dziękuję, że tu ze mną przyjechałeś.
- Nie ma sprawy, całkiem fajna z niej dziewczynka, dobrze, że udało ci się ją uratować.
- Coś czuję, że znalazłam dla niej nauczyciela, poradzisz sobie z tym zadaniem świetnie.
- Ja?!
- Tak, Twoja fala dźwiękowa, również potrafi odbijać ataki, jeśli tego zechcesz, jesteś mądry, zaradny, świetnie walczysz i przyda Ci się siostrzyczka, zastępczy bracie - uśmiechnęłam się do niego.
- Myślisz, że sobie z tym poradzę? Nie chcę jej zawieść.
- Jeśli nie ty, to kto?Uratowałeś mnie, pamiętasz? Teraz kolej na nią, nie pękaj - szturchnęłam go i wsiadłam do samochodu.

niedziela, 19 października 2014

58. Przebudzenie śniącej królewny.



Xand wbiegł do sali, zerkał na mnie jakby mnie rok nie widział, uściskał mnie mocno.
- Ja też się cieszę, że cię widzę, Xanduś.
- Amy jak dobrze, że już nie śnisz.... - Logan stał oparty o stolik, przyglądał nam się i uśmiechał.
- Ile czasu spałam?
- Z dwa tygodnie.
- To niemożliwe, przecież ja wszystko wiem...chyba, Megan zrobiła postępy, wpływa na wielkość i siłę kuli uderzeniowej...- Logan do mnie podszedł i złapał za rękę.
- Słyszałaś...Ty wszystko słyszałaś co ci opowiadałem.
- Czyli naprawdę przespałam to wszystko...czy wszyscy są cali?
- Tak, spokojnie dr Jefferson miał więcej pracy na szczęście nie wydarzył się, żaden kataklizm jeszcze - powiedział Xander
- Nie musisz się martwić zaległościami, wszystko zrobiliśmy z Xanderem, to nie było w porządku obarczać Cię tym i taka presją, po prostu chciałem spędzać z Tobą czas - powiedział Logan - wiem, ze to co się stało to w dużej mierze moja wina, zraniłem Cię, byłem głupi i samolubny. Za dużo wypiłem i zrobiłem scenę zazdrości i bólu, bałem się, że ciebie stracę, wybacz mi.
-Ja...kiedy będę mogła stąd wyjść?
- Jeśli obiecasz odpoczywać u siebie, możemy Cię tam przenieść jak dostaniemy wszystkie wyniki badań i będą w porządku.
- Mnie pasuje..
Słyszałam kroki na korytarzu, zmieniły się w bieg, szybki jak na złamanie karku. W drzwiach zobaczyłam zziajaną Ariel i zaraz za nią Silyena. Łzy napłynęły jej do oczu i pognała mnie uściskać, płakała i nie chciała mnie puścić.
- Nic ci nie jest, ale mnie nastraszyłaś. Amy...nigdy więcej mi tego nie rób! - długo nie chciała mnie puścić, Silyen stanął obok niej i się do mnie uśmiechał.
- Obiecuję, że będę bardziej uważać...Ariel, nie płacz - wtuliłam się w nią, udało się była człowiekiem i nie cierpiała, warto było.
- Dobrze Cię widzieć, dzięki swojemu leczeniu nie zanikły Ci mięśnie, wyzdrowiałaś tak szybko, dostaniesz lanie jak poczujesz się lepiej, tak bardzo ryzykowałaś! Dziękuję Ci za to, że zabrałaś jej ból, ale za dużo za to zapłaciłaś...- powiedział Silyen i starał się zrobić groźną minę, ale ja się go nie bałam, już nie.
- Zapewne będziesz miał jeszcze nie jedną okazję by mi przylać za to, ale obawiam się, że musisz ustawić się w kolejce przyjacielu - uśmiechnęłam się i głaskałam Ariel po plecach- już dobrze, nie płacz, wszystko się ułoży, Ariel w końcu odsunęła się ode mnie było widać na jej twarzy wielką ulgę.
Nataniel stanął w drzwiach, przetarł twarz i podszedł do mnie miał zaczerwienione oczy, musiał to bardzo przezywać, był dla mnie jak brat.
- Amy...zasługujesz na wielkie lanie, takie wielkie żeby tak bolała cie pupa, że zanim znowu przyjdzie ci tak genialny pomysł....pomyślisz o konsekwencjach - zerknął badawczo na Logana, wzdychnął podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Też Cie kocham, Nat...- zazwyczaj jest małomówny, ale widać, że się martwił, nie sądziłam, że przysporzę im takiego zmartwienia, wystarczyła jedna myśl, że nie mam do czego wracać, do kogo, za dużo zmartwień, ból przez Logana i...odeszłam.
- Mówiłem ci, jesteś dla mnie jak siostra, mojej siostry nie udało mi się uratować, zmarła, byłem zbyt słaby, Tobie nie pozwolę odejść - pogłaskał mnie po głowie, a Logan wyraźnie się zamyślił, miałam nadzieję, że nie wejdzie w tryb dupka i nie zmyje mi za chwilę głowy.
- Nie odejdę...sprowadziliście mnie z powrotem, będę uważać, nie martw się już braciszku - uśmiechnęłam się i poczochrałam go po włosach.
Znowu badawczo zerknął na Logana i odsunął się ode mnie.
- Przepraszam, że narobiłam wam kłopotów i zmartwień, dajcie mi chwilę, wskoczę w strój roboczy i możemy działać, dość już spałam, pora się rozruszać.
- Wskoczyć słońce możesz w czysta piżamkę po kąpieli i będziesz odpoczywać, a jak będzie trzeba to sam cię unieruchomię i nie będziesz chciała wychodzić z łóżka - uśmiechnął się zadziornie Logan.
Uśmiechnęłam się, bo dobrze wiedziałam co mnie będzie czekało, tęskniłam za nim, mimo tego wszystkiego, wybaczyłam. Złe emocje ze mnie uleciały, a on znowu był normalny, nie był przesadnie miły, ani złośliwy.
Naszą rozmowę przerwał nam dr Jefferson, przyszedł z moimi wynikami, miałam cichą nadzieję, że uda mi się stąd wyjść.
- Wyniki masz dobre, jesteś jeszcze osłabiona, więc przez najbliższy czas się oszczędzaj, z dwa dni zalecam byś jeszcze poleżała, dojdziesz do siebie i...najważniejsze nie chce Ciebie tu więcej widzieć, nie w takim stanie - uśmiechnął się
- Dzięki, ratujesz mi życie, dwa dni jakoś przetrzymam, dziękuje Kevin za opiekę, niedługo Cie odwiedzę, tym razem jako wsparcie medyczne.
- Trzymam cię za słowo, Amy - dr opuścił salę, to był jeden z najcięższych jego przypadków, wróciła jej wola życia, teraz powinna być ostrożna.
Ariel pomogła mi się przebrać, chłopcy pozbierali resztę rzeczy, kiedy chciałam iść zjawił się Logan i wziął mnie na ręce, zdziwiłam się, ale nie mogłam za bardzo protestować, bo znowu suszyliby mi głowę, albo jeszcze zostawili za karę w szpitalu.
- Nie trzeba, ja mogłabym iść sama..
- Zapomnij o tym kochanie, pomyśl, że jesteś teraz królewną, a ja Twoim rycerzem, możesz teraz powiedzieć, że Twój mężczyzna nosi Ciebie na rękach i nie będzie to kłamstwem - pocałował mnie delikatnie, a ja się przytuliłam do niego.
- Uważaj rycerzu, bo jeszcze się do tego przyzwyczaję i będziesz mieć bardzo ciężkie życie dosłownie i w przenośni - uśmiechnęłam się, a on roześmiał, myślę, że tak do końca by mu to nie przeszkadzało.

sobota, 20 września 2014

56. Ciężki stan.

Nentres przeniósł Amy do skrzydła szpitalnego wzywając pomocy, jej skóra była chłodna, traciła kolor, a oddechy coraz to płytsze i wymuszone. 
- Jest tu ktoś?! Pomocy! - przybiegli lekarze, wzięli Amy na intensywną terapię. 
Ariel zbiegła za chwilę do nich, Syilen pobiegł po Logana.
- Co się dzieje?! - wbiegł Logan ręce mu drżały.
- Leczyła mnie i zaczęła słabnąć, jej usta są takie sine! - płakała Ariel
- Jej stan jest krytyczny, oddechy coraz płytsze, jest na granicy życia i śmierci, nie leczy się samoistnie. Coś się musiało stać - powiedział dr Jefferson - nawadniamy ją, podłączyłem do respiratora, podałem leki, witaminy, nie wiem co jeszcze można zrobić.
- Ja chyba wiem, serum, Nentres jakieś skutki uboczne? - powiedział Logan.
- Żadnych, tylko krótko działa, musisz podać jej go sporo.
Nentres przeniósł Logana do laboratorium nie minęła chwila już mieli serum, badacze tworzyli już następne fiolki dopóki nie dostaną rozkazu by przestać. Jefferson i Logan podawali co jakiś czas  serum, przestawała być taka sina, to znaczyło drobna poprawę. Jej skóra lekko się zaróżowiła, ale Amy się nie budziła. Dr Jefferson naciął delikatnie jej skórę na co Xand zareagował agresywnie.
- Mało bólu już ma, musicie jej to robić?!
- Musze sprawdzić, czy zaczyna się leczyć, bez tego nie poznamy jak duża następuje poprawa spokojnie, wyjdźcie stąd, za wyjątkiem lidera.
Strażnicy usiedli na korytarzu, załamani, usiłując zrozumieć co się stało.
- Leczyła mnie, nie czułam bólu, po prostu leżałam, czułam się dobrze, a ona słabła, robiła się blada, mówiła, że to normalne, że nic jej nie jest, że zaraz skończy...ale nie skończyła dopóki nie upadła - szlochała Ariel, Silyen ja przytulił.
- Dlaczego ona jest taka uparta?! Wiedziałem, że coś tu nie gra, wiedziałem, a nic nie zrobiłem, nie przyszła do mnie...- obwiniał się Xander
- Byłem tam i nic nie poczułem, nic nie zauważyłem, czułem jedynie, że ostatnio często płacze i jest nieszczęśliwa, nie chciała o tym rozmawiać, chciała się skupić na Ariel - dodał Nentres.
- A ja nie wiedziałem nic, odkąd Logan na nią naskoczył kiedy ja przytulałem, wolałem się odsunąć, by nie miała więcej problemow- zasępił się Nataniel.
- Wiadomo coś? - wszedł Thunder, wyraźnie był poddenerwowany.
- Stan ciężki, czekamy - zasmucił się Xand.
- Logan jest z nią i lekarzem, nie podda się póki jej nie ocali - wspomniał Nataniel.
- To przez niego była załamana, nie zepsuł jej się łańcuszek, oddała mu go..zamierzała odejść i nie tylko ze stanowiska, mam takie wrażenie - wspomniał Thunder.
- Dowiedziała się o tym co wyprawiał? - zapytał Nataniel
- A co on wyprawiał? - zdziwił się Xander i spojrzał na Nentresa
- Najeżdżał na nią tak przy wszystkich, że cieszę się, że nie słyszała tego osobiście, zjechał wszystko co było do zjechania i więcej - powiedział Thunder - jak wróciła starał się tak, że to lizusostwo, aż w oczy szczypało, ona też podejrzewała, że coś nabroił. Oddała pierścionek i odznakę i wyszła ze swojego pokoju, nie wiem gdzie się zaszyła, nie znalazłem jej.
- Musiało jej być strasznie ciężko, dlaczego nie przyszła do mnie? - zastanawiał się Xand
- Pewnie się bała, że się wściekniesz i mu przywalisz - wtrącił Nataniel
- Słyszeliśmy to z Ariel, kiedy ja więziłem myślała i mówiła tylko o nim, chciała do niego tak strasznie wrócić, a teraz ucieka, to do niej niepodobne, by straciła wolę życia i walki - zastanawiał się Silyen.
Logan wyszedł z sali i szybko biegł, musiał oddać krew, jego zdolność regeneracji powinna też pomóc, dobrze, że na to wpadł, widząc ją taką małą, bezbronna na tej ogromnej sali, przypiętą do tych wszystkich maszyn podtrzymujących życie, był jego największym koszmarem i ten koszmar się spełniał. Ze swojej krwi odizolował substancję, która umożliwiała mu regenerację, zrobił tak po raz pierwszy, substancja miała jasno błękitny odcień, modlił się by to pomogło. Jeśli tak się stanie to, ukończył prace nad serum, trzymaj się Amy. Udał się szybko do sali, w której była, czuł na sobie oskarżycielski wzrok Xandera, pewnie się już dowiedział, sam czuł się jak ostatni prostak. Doktor Jefferson założył Amy kroplówkę, w której umieścił płyn dostarczony przez Logana, mogli tylko czekać, nic więcej im nie pozostało. Lider wyszedł do zgromadzonych pod salą strażników, przyjaciół powiadomić ich o stanie ich dowódcy.
- Wiadomo już coś?! - wyrwała się Ariel kiedy go zobaczyła, uciszył ja ruchem ręki.
- Jej stan nadal nie jest najlepszy, została podłączona do aparatury podtrzymującej życie, na szczęście nie była niedotleniona, dostała 20 fiolek serum, które podajemy Nentresowi, nie możemy podać jej więcej, stan się nie pogarsza, ale też nie ma znaczącej poprawy. Z mojej krwi udało mi się odizolować substancję, dzięki której moje ciało się regeneruje, podajemy ją w kroplówce, powoli, póki co nic więcej się nie da zrobić, wszystko zależy od niej i czasu. Xander chciałbym Cię o coś poprosić, zajmuj się wszystkim, zastąp nas, wróćcie do swoich zadań, miejcie rękę na pulsie, a ja będę was informował o wszystkim. Jeśli to zadziała Nentres, serum będzie kompletne. To wszystko.
- Jadłes coś? - zapytał Xander
- Nie, jeszcze nic i jakoś nie jestem głodny, wybaczcie muszę do niej iść - opuścił głowę, wziął oddech i wszedł do sali, gdzie umierała Amy.
Xander poszedł po śniadanie i dużo kawy, nie może siedzieć z nią i nic nie jeść, nie powinien, nie po tym wszystkim co się stało. Mimo, iż zawsze będzie mieć do niego żal, że ją tak skrzywdził, do tego stopnia, że straciła wolę życia i walki, że zaplanowała ucieczkę. Ucieczkę bez pożegnania, znalazł jej spakowaną torbę.  Gdyby był bardziej odważny, walczył wcześniej, byliby razem, nie leżałaby w takim stanie w szpitalnym łóżku. Gdyby tylko wtedy nie stchórzył kiedy byli w lesie, gdyby się nie poddał i ja przekonał, eh...zabrał jedzenie i ruszył do Logana. Określał go teraz mianem winnego nieszczęść mimo, iż zdawał sobie sprawę, że to nieuczciwe, czerpał z tego przyjemność, powstrzymywał się, by mu nie wygarnąć, nie przywalić jedynie dla niej. Nie chce, by się na niego złościła, czy kiedykolwiek odwróciła od niego. Wszedł do sali, zobaczył ją i na chwilę jego własne serce przestało bić, była taka mała, drobna, bladziutka i słaba, podłączona do maszyn przez setki rurek, okropny widok, łamał mu serce.  Postawił tacę na stole i podał Loganowi kawę, dotknął jej malutkiej rączki, była chłodna.
- Dzięki, nie chcę by się obudziła i była sama, przerażona tą aparaturą.
- Zmienię cię popołudniu, umyjesz się, przebierzesz, chwile zdrzemniesz, zjesz i tu wrócisz.
- Nie chcę...
- Nie masz wyboru, teraz ja wydaje rozkazy, nawet Tobie, chcesz by Ciebie zobaczyła w takim stanie? Zrób to dla niej, ja zawsze to robię. Nie bluzgam cię teraz, nie przywalę ci choć ręka mnie swędzi, by to zrobić, nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Ale ona by mi tego nie wybaczyła. Właśnie dlatego tego, nie zrobię. Nie dla Ciebie. Kocham ją w sposób jaki Ty powinieneś...do zobaczenia o 13...bez dyskusji - po tych słowach Xander wyszedł z sali, musiał wydać dyspozycje strażnikom, wysłać grupy na patrole, od czasu rozbicia twierdzy Silyena, pojedynczych ataków przybyło, muszą temu się przeciwstawić. 

sobota, 6 września 2014

55. Morze łez.

Tak..zamarłam, w pokoju  paliły się świece, był wielki bukiet kwiatów, elegancko nakryty stół dla dwóch osób, przy oknie stał Logan. 
- Wróciłaś...
- Tak, to niesamowite co przygotowałeś, dziękuje...- podszedł do mnie i pocałował namiętnie, że aż zabrakło mi tchu- wow...- może to niewiele, ale tylko tyle byłam w stanie wydukać.
Załapał mnie za rękę i zerknął na moja dłoń.
- Założyłaś go - uśmiechnął się.
- Tak, bardzo mi się podobał, pomyślałam, że dziś mogę go założyć - na mym palcu widniał pierścionek z serduszkiem.
- Pozwól, że Ci pomogę - zdjął ze mnie kurtkę i powiesił na wieszaku - przygotuję Ci kąpiel, wyglądasz na zmęczoną, a później jeśli zechcesz zjemy razem kolację.
- Pomyślałeś o wszystkim, dziękuję, mi pasuje.
Logan udał się do łazienki, a ja wypakowałam kilka rzeczy z torby, przygotowałam ubrania na zmianę, zaskoczył mnie i trochę dziwnie się z tym czuję, jednak było mi przyjemnie, że się tak postarał, co nie znaczy, że mu odpuszczę zbyt łatwo.
- No, możesz wskakiwać do wanny - przytulił się do moich pleców i pocałował mnie w szyję - pięknie wyglądasz, Twoja nowa fryzura strasznie mnie kręci, bardzo mi się podoba.
- To miło z Twojej strony, cieszę się, też uważam, że jest całkiem fajna. Jeśli chodzi o sprawy służbowe to mamy nowa strażniczkę, opowiem Ci o tym przy kolacji nazywa się Megan.
- Jeśli chcesz, chciałbym, żebyś wiedziała, że nie praca się teraz liczy tylko Ty - kiwnęłam głową i poszłam wziąć kąpiel.
 Słyszałam, jak Logan podgrzewał kolację, zdziwiłam się, że był dla mnie taki miły i aż tak się starał, było to trochę podejrzane, miałam złe przeczucia, ale miałam nadzieję, że się mylę. Przebrałam się w swój dres, przeczesałam włosy i wyszłam do pokoju.
- Pięknie pachnie, co tam mamy dobrego?
- Pieczeń, Angie przeszła samą siebie.
- Jak zawsze, to akurat mnie nie dziwi, ani trochę. Powiedz, skąd takie przyjecie mojej osoby? Nigdy nie byłeś zbyt wylewny, wolałeś prostotę w każdym wydaniu, doceniam, że chciałeś sprawić mi przyjemność, ale to, aż za dużo. Zupełnie jakbyś miał wyrzuty sumienia.
- Oj, Amy nie mów bzdur, po prostu zasługujesz na to wszystko, częściej powinienem to robić, ale byłem zbyt zapracowany i egoistyczny, każdy z nas popełnia błędy.
- A jaki jest Twój?
- Pozwoliłem ci wyjechać, za dużo mówię, gdy jestem wściekły, rzeczy, których nie myślę normalnie, bywam zazdrosny, jestem zbyt łatwowierny, to moje problemy.
- No, ok powiedzmy, że na chwilę obecną mi wystarczy.
Ledwo to powiedziałam w drzwiach stanął Thunder.
- Witaj Amy, no no...ładnie to urządziłeś, znowu chcesz zamydlić jej oczy? Przyznałeś się już? Czy mam pokazać jej nagranie i opowiedzieć co wygadywałeś?
- O czym Ty mówisz? Wiedziałam! To było zbyt piękne, żeby było bez podtekstów i prawdziwe.
- Amy to wszystko jest prawdziwe...nikt ciebie tutaj nie zapraszał!
- Więc nic jej nie powiedziałeś, tchórz z Ciebie, zasługuje na prawdę. Kiedy wyjechałaś nasz miłościwie nam panujący Logan, "objechał Ci tyłek" to zbyt łagodnie powiedziane. Mówił, że nie nadajesz się na dowódcę skoro wyjeżdżasz kiedy napotykasz mały problem na swojej drodze, że zabrałaś ze sobą dobrych ludzi, że mamy okrojony skład, wiedziałaś, że jesteś niezbędna, że potrzebna będzie pomoc medyczna. Przez Ciebie będziemy tracić ludzi, tak jakbyś to Ty nasyłała na nas bezdusznych, jak wrócisz powinnaś zrezygnować, jeśli tego nie zrobisz będziesz tchórzem. Sam chciał Ciebie wyrzucić, uwłaczał Twojej godności, że przyprawiasz mu rogi z Xandem, Natanielem, nawet ze mną...nie można ci ufać,  że go zraniłaś i ciągle ranisz, jesteś niedotykalska. Połowę rzeczy zapomniałem, ale zrobił z ciebie zło wcielone. Nie zasłużyłaś na to, nigdy nie zrobiłaś nic przeciwko nam, naszej sprawie i przeciw niemu.
Wstałam od stołu zbliżyłam się do biurka, stałam do nich tyłem, odłożyłam pierścionek do pudełka, zdjęłam swoją odznakę dowódcy i położyłam przed nim na stole.
- Dziękuje Thunder - wyszłam z pokoju, nie miałam dokąd iść, gdybym w tym stanie poszła do Xandera, mógłby się wściec i zrobić jakieś głupstwo, Nataniel już pewnie śpi, jest zbyt późno, Ariel i Silyen pewnie także odpoczywają, Megan i Nentres spędzają czas razem. Zostałam sama. Zeszłam do skrzydła szpitalnego, znalazłam mały pokoik, wzięłam koc, robiło się bardzo chłodno. Otuliłam się nim szczelnie i usiadłam w fotelu, ja to mam szczęście wpadam z deszczu pod rynnę. Nie chcę odznaki...jeśli przestał we mnie wierzyć, to już nie ma sensu. Nic już nie ma sensu, po tym wszystkim nawet mój pobyt w Guardians wydaje się kiepskim żartem. Nie pasuję tutaj. Nie pamiętam kiedy zasnęłam, ale spałam krótko, hałasy w skrzydle szpitalnym mnie obudziły, wymknęłam się. Jadalnia stopniowo się zapełniała, miałam cały stolik dla siebie. Sączyłam kawę mając nadzieję, że pomoże mi się obudzić, kiedy do mojego stolika dosiadł się Nataniel, Xander, Ariel z Silyenem. Nentres i Megan stali jeszcze w kolejce po śniadanie, pomachali mi.
- Cześć Amy, jak dobrze Cię widzieć - powiedział nieśmiało Silyen.
- Witajcie, dobrze spaliście? - czułam na sobie badawcze spojrzenie Xanda, dlaczego on wszystko potrafi zauważyć?
- Całkiem dobrze, ale masz u mnie przechlapane, że mnie nie zabrałaś - powiedział Nataniel
- Jakoś Cię udobrucham..Silyen dobrze wyglądasz, dobrze się czujesz? Żadnych medycznych nieprawidłowości?
- Wszystko gra, lepiej być nie mogło, nie martw się - odpowiedział się i uśmiechnął
- Amy, gdzie Twoja odznaka? - tak to pytanie mogła zadać tylko jedna osoba Xander, rozmowy przy stoliku ucichły, a ja się zacięłam i nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Jest tutaj, naprawiałem zamek w łańcuszku, trochę się otwierał i Amy nie chciała go zgubić - zawiesił mi łańcuszek na szyi, spięłam się kiedy mnie dotykał, co nie umknęło uwadze Xandera - no teraz jest u właściwej osoby i na właściwym miejscu. Amy jak zjesz musimy porozmawiać o nowej strażniczce, załatwić dokumentację, potrzebuje kilka Twoich podpisów. Smacznego - położył dłonie na moich ramionach, nie odwróciłam się do niego.
- Przyjdę.
- Będę czekał - odszedł do swojego gabinetu.
- No i masz swoja odpowiedź, Ariel dam Ci znać kiedy zajmę się Tobą - dopiłam kawę, dokończyłam kanapkę w biegu - wybaczcie muszę iść, zaległości w dokumentacji, a jeszcze muszę się przebrać. Paaa...
Pognałam do siebie, na szczęście w pokoju wszystko zostało uprzątnięte za wyjątkiem pudełeczka z pierścionkiem. Przebrałam się w biegu, doprowadziłam do ładu, pierścionka nie założyłam. Wzięłam laptop, pewnie trochę tych zaległości będzie no i muszę napisać raport z pokonania bezdusznego lwa, pozyskania Megan, stworzyć jej dokumentację. W skrzydle medycznym trzeba założyć jej kartę, ale po kolei. Z przyzwyczajenia zapukałam i weszłam do gabinetu, położyłam komputer na moim biurku, które zostało dostawione jakiś czas po moim objęciu tego niezbyt wdzięcznego stanowiska. Przygotowałam stanowisko pracy, zerknęłam na stertę papierów, którą czekała na moją uwagę, eh może urlop nie był jednak dobrym pomysłem, to zajmie wieki. Logan cały czas mnie obserwował, nie wiem czy czekał, aż wybuchnę, zamierzałam zrobić co muszę i wyplatać się z bycia dowódcą, po co mi to było?
- Megan potrafi formować i rzucać kule energii, ma problem z celnością nie sadzę, że zna sztuki walki jednak jest utalentowanym szermierzem, zdobyła wiele nagród. Przygotuję raport na jej temat, poznaliśmy ją w lesie nie daleko małego miasteczka Starwood, została zaatakowana przez bezdusznego przyjął formę wielkiego lwa, był największy jakiego dotąd wiedziałam. Była świadoma swojego daru broniła się, jak wspominałam wcześniej miała problem z celnością, kule formowała bez problemu dosyć często. Załatwiłam lwa od góry z pomocą Nentresa rozwaliliśmy go na połowę. Oto cała historia, liderze. Nentresowi zależało na opiece nad Megan i nauce potrzebnych umiejętności, które wykorzystasz w dogodnej dla Ciebie chwili, więc przydzieliłam mu ją. Mam nadzieję, że nie cofniesz tej decyzji. Coś jeszcze?
- Dziękuję za zdanie relacji z przebiegu waszej misji. Nagromadziło się trochę dokumentacji, kiedy Cię nie było, zapoznaj się z nimi jak najszybciej.
- Złożę rezygnację jak nadrobię zaległości, musisz być tego świadomy, szefie.
- Nie wyrażę na to zgody.
- Akurat to co myślisz mam gdzieś w tym przypadku, wybacz, ale muszę zrobić raport.
- Amy, musimy porozmawiać, wysłuchaj mnie.
- Przykro mi, jestem w pracy.
- Myślisz, że ci na to pozwolę?!
- Myślisz, że masz jakiś wybór?!
Logan szarpnął mnie i wstałam z krzesła, mocno zaciskał ręce na moich nadgarstkach.
- To nie była prośba, wysłuchasz tego co mam Ci do powiedzenia.
- Nie ma mowy! Mam dość słuchania Twoich kłamstw, tyle razy mi obiecywałeś! Tyle razy! I co?
- Thunder nie powiedział Ci całej prawdy, jestem Twoim mężczyzną to moje słowa powinny mieć dla ciebie znaczenie! - w złości zaciskał ręce coraz mocniej.
- To boli...Puść mnie! Twoje słowa były dla mnie najważniejsze, ale sam, sprawiłeś, że przestały - miałam łzy w oczach ale z nimi dzielnie walczyłam - jeśli mnie nie puścisz skrzywdzę Cię, a nie chcesz tego.
- Lubię w Tobie to zacięcie, zrobiłem źle, byłem pijany, popełniłem błąd o co to halo?! Boże dziewczyno nie nakręcaj się tak! - usiłowałam wyrwać ręce z jego objęć.
- Nie pozostawiłeś mi wyboru - poparzyłam go w rękę, gdy odskoczył uderzyłam go w twarz, chwyciłam laptop i wybiegłam z gabinetu ze łzami w oczach, nie miałam siły ich ukrywać, zamknęłam się na klucz w pokoju, oparłam o drzwi, łzy spływały mi po policzkach, nie wiem nawet kiedy zjechałam na podłogę. Nic go nie interesuję...ani ja, ani to co czuję, pragnie jedynie posiadać. Doprowadziłam się do ładu, miałam dużo na głowie, nie czas na łzy, jeszcze nie. Spakowałam najważniejsze rzeczy do mojej wielkiej torby, tak bym była gotowa ją nieść bez zbytniego zmęczenia i ukryłam ją pod łóżkiem. Zadzwoniłam do Nentresa i poprosiłam by do mnie przyszedł i przetransportował mnie do Ariel.
- Przepraszam, że wykorzystuje Twój dar do błahostek jak przemieszczanie się, ale mam bardzo dużo pracy, dziękuje.
- Martwisz mnie trochę.
- Niepotrzebnie, masz dość swoich zmartwień i zajęć.
- Dużo ostatnio płaczesz...
- Ja? Niee...kiedy?
- Amy...ja wiem, wiesz dlaczego, przeznaczenie.
- Możemy o tym nie rozmawiać, proszę Cię, poukładam sobie wszystko i dam radę.
Nentres kiwnął głową, nie wyglądał na zadowolonego, ale nigdy go o nic nie prosiłam.
Ariel położyła się na swoim łóżku, byli zdziwieni, że chce to zrobić tak szybko i nie w skrzydle szpitalnym, udało mi się ich przekonać, że przecież sama ja leczę, nie ważne gdzie. Chciałam to dla niej zrobić, nim odejdę na dobre i rozwiążę wszystkie problemy. Dotknęłam Ariel, oddałam się procesowi leczenia, przejęłam na siebie ból jaki mogłaby odczuwać, nie zasłużyła na to, a mnie było wszystko jedno. Bolało serce, może boleć i ciało. Poprzez przejęcie bólu słabłam szybciej niż podczas leczenia Silyena, jeśli wyleczenie Ariel będzie ostatnia rzeczą, którą zrobię, niech tak będzie, nie zależało mi na niczym. Usiadłam na podłodze, bo nie byłam w stanie ustać, ale się nie poddawałam.
- Amy, co się dzieje?!
- To nic takiego, męczę się tylko...zaraz będzie koniec, dam radę.
Skóra Ariel przybierała zdrowy odcień, zmiany się cofały, zmieniała się w przepiękną ludzką kobietę. Nie mogłam puścić jej ręki, nie mogłam...albo nie chciałam? Nie wiem nawet kiedy, poczułam się tak słabo, ze każdy oddech sprawiał mi trudność, osunęłam się na ziemię.





czwartek, 4 września 2014

54. Powrót do rzeczywistości.

Następnego dnia wybrałam się do miasta do salonu, w którym pracowała Megan, Xander się uparł by iść ze mną, kiedy zobaczył salon piękności wolał pokręcić się po miasteczku. Mięczak. Uśmiechnęłam się do Megan i skierowałam w jej stronę.
- Cześć, jestem gotowa na małą metamorfozę.
- Witaj, siadaj na fotel i mów co robimy.
- Obcinamy i to dużo, do szyi, tak mi będzie wygodniej, pocieniuj trochę jakbyś mogła. - Megan zajęła się robotą, a ja zastanawiałam się czy podjęła jakaś decyzję, jednak nie chciałam jej zbytnio naciskać.
- Skąd taka zmiana?
- Słucham? A zmiana, jestem trochę inną osobą i będzie mi wygodniej w walce. U Ciebie wszystko w porządku? Nie naprzykrza Ci się, mam nadzieję?
- Nie, nie wiem co mu powiedziałaś, ale udaje, że mnie nie widzi.
- I prawidłowo, wyglądasz dużo lepiej, cieszę się, że mogłam pomóc - po skończonym strzyżeniu uściskałam Megan - Dziękuję, wyjeżdżamy dzisiaj o 16.00 jeśli się zdecydujesz, zapraszam. Mój przyjaciel bardzo chciałby ci pomóc, dużo o Tobie myśli - uśmiechnęłam się znacząco, puściłam jej oczko i się pożegnałam. Xander czekał na mnie pod salonem, uśmiechnął się na mój widok.
- Wyglądasz czarująco, obyło się bez krwi?
- Xanduś, złotko ja nie byłam u rzeźnika tylko w salonie fryzjerskim to znaczna różnica.
- Dla mnie to jedno i to samo - roześmiał się, muszę przyznać, że bardzo ładnie się śmiał, dotknął moich włosów, bawił się pasmami.
- Bardzo mi się podobają, wyglądasz całkiem seksownie...
- Dzięki - opuściłam wzrok, speszył mnie, cholera - może pójdziemy coś zjeść i weźmiemy dla Nentresa, musimy się powoli pakować.
- Mamy jeszcze na to czas - głaskał mnie po buzi.
- Xand, co Ty robisz?
- Nie widzisz? Oceniam Twoją fryzurkę i głaszczę Cię, nie mogę się powstrzymać.
- Xand, wiesz, że...
- Nie robię nic złego - uśmiechnął się i cmoknął mnie w czoło - nie denerwuj się już, moja nieziemska, na co masz ochotę?
- Cokolwiek...
- Nie zadowala mnie taka odpowiedź - objął mnie mocno i patrzył w oczy.
- Może być rybka z frytkami.
- No to rozumiem- wziął mnie za rękę i pociągnął do knajpki.
Zajęliśmy stolik, przysunął mi krzesło, było to bardzo przyjemne, dziwnie się czułam w jego towarzystwie, nigdy nie ukrywał tego co do mnie czuje, ale nigdy też nie okazywał mi tego tak wyraźnie. Nie czułam obrzydzenia tylko mętlik w głowie, czułam się z nim zadziwiająco dobrze i część mnie nie chciała by przestawał, a ta druga rozsądna walczyła z całych sił. Xander zawsze był przy mnie, czy musiał czy nie musiał, bo chciał. Logan ukrywał, spychał na dalszy plan, wolał mną rozporządzać i w życiu i w pracy. Wystarczyła jedna chwila, by uwierzył kobiecie, która nigdy się nim nie interesowała, ani nie troszczyła o niego. Xander natomiast, nie zwracał najmniejszej uwagi na kuszące pozy i zabiegi kelnerki, u której złożył zamówienie, pogłaskał mnie palcem po dłoni i uśmiechał się, zadowolony jak wielki zdobywca, że zdobył dla mnie jedzenie o jakie go prosiłam.
- Dziękuję za ten obiad, fajnie, ze spakują nam trochę dla Nentresa.
- Mam nadzieję, że książę będzie usatysfakcjonowany - roześmiałam się, wyobraziłam sobie minę Nentresa jakby to usłyszał, mielibyśmy przechlapane.
- Podobała Ci się?
- Kto?
- No ta kelnerka, widziałeś jak na ciebie patrzyła, podrywała Cię.
- A nie zwróciłem uwagi, nie przyglądałem jej się.
- Prawie włożyła Ci biust na talerz.
- Jesteś zazdrosna? - zrobił zaczepną minę.
- Aj wiesz, że nie o to chodzi.
- Tak to sobie tłumacz, kociaku - roześmiał się Xand i wcinał swoja porcję, miał dziś wyjątkowo dobry nastrój.
- Jesteś dziś w wyjątkowo dobrym humorze, rozbrykałeś mi się kolego.
- Czasem trzeba, to czas spędzony dziś z Tobą mnie tak nakręca.
- Nie zwalaj na mnie winy, jestem co najwyżej współwinna bo zrobiłam Ci kanapki z serem na śniadanie.
- No dobrze, zgadzam się na współwinną. - szybko dokończyliśmy jedzenie, Xand zapłacił i za mnie, mimo, że protestowałam, gdy wyszliśmy z restauracji zaczęłam wałkować znów ten sam temat.
- Nie powinieneś za mnie płacić.
- Dlaczego nie?
- Bo to trochę dziwne.
- Postawiłem Ci obiad, miałem na to ochotę, Amy słonko to tylko obiad, innym razem Ty zapłacisz, zgoda?
- No dobra, trzymam Cię za słowo, chodźmy do samochodu - dziwnie się uśmiechał, gdy odpuściłam finansową debatę.
Nentres siedział na schodach  zamyślony, było mi szkoda patrzeć na niego w takim stanie, ożywił się kiedy mnie zobaczył i znów zasępił liczył pewnie, że przyprowadzę Megan.
- Cześć, jesteś głodny?
- Średnio - wymamrotał.
- Przynieśliśmy ci fantastyczną rybkę, chodź - złapałam go za rękę i wciągnęłam do kuchni, nałożyłam jedzenie - smacznego.
- Dziękuję wam, spakowałem się, wywaliłem śmieci, trochę posprzątałem.
- Miej nadzieję, może przyjdzie, jeszcze wszystko możne się zdarzyć.
Pakowałam swoja torbę, Xand mnie szturchał, zaczepiał, kiedy tylko przechodził obok, pozanosił torby do samochodu, dopinaliśmy ostatnie szczegóły.
- Na co czekamy?
- Na 16.00
- 16.00?
- Powiedziałam Meagn, ze wtedy wyjeżdżamy i tak też zrobimy, dla Nentresa.
- Sprawy sercowe są pokopane...- zamyślił się Xander.
- Nawet mi nie mów, znam to z doświadczenia.
- Co robisz? - nagle przyparł mnie do drzewa spojrzał w oczy.
- Nie powiesz mi, że nie czujesz czegoś do mnie, jestem tego pewny.
- Nie powiem, bo byłoby to kłamstwem - uśmiechnął się, jego rysy złagodniały.
- To mi wystarczy - pocałował mnie delikatnie i wrócił do domku.
- Miłość na prawdę jest przereklamowana - jęknęłam sama do siebie, usłyszałam szelest odwróciłam się i zobaczyłam Megan z torbami.
- Zdążyłam?
- Jesteś w sama porę - uśmiechnęłam się.
Pomogłam jej zapakować torby, widziałam jaki zadowolony był Nentres, chyba również wpadł jej w oko, długo rozmawiali, nie mogłam się nie uśmiechać.
- Xand prowadzisz, a ja jadę z przodu - zapakowaliśmy się do naszego suva, żegnaj domku, jeszcze tu wrócę, gdy znowu będę uciekać i zbierać siły do walki.
Nentres razem z Megan rozmawiali, łapali wspólny kontakt, jakby byli przyjaciółmi od zawsze.
- Nentres, mogłabym Cie o coś prosić?
- O co takiego Amy?
- Zajmiesz się Megan w  Guradians? Zaopiekujesz? Zajmiesz treningiem, przynajmniej na razie, będzie jej raźniej, pomogę kiedy będę mogła - uśmiechnęłam się.
- Jeśli tylko Megan nie będzie miała nic przeciwko, to nauczę ją paru sztuczek.
- Bardzo się cieszę, że to będziesz Ty, wzbudzasz zaufanie, dziękuję - zarumieniła się dziewczyna, ruszyliśmy.
- No to książę zeswatany - szepnęłam do Xanda i się uśmiechnęłam- na Ciebie też przyjdzie pora.
- To jedno moja droga Ci się nie uda, dobrze wiesz dlaczego, wolę żyć sam blisko niż być nieszczęśliwy z kimś kto zastąpić ma Ciebie.
Zasmuciłam się, zostawiłam już ten temat i pogłośniłam radio, musiałam zająć myśli czymkolwiek innym, niż moim rozdartym sercem.
- Uszanuj to jedno, proszę - szepnął mi do ucha kiedy poprawiał się na fotelu.
- Jakbym mogła tego nie zrobić...
Jechaliśmy w deszczu, niebo płacze nade mną zagubiona chyba bardziej niż jak wyjeżdżałam. Narzuciłam kaptur na głowę zanim wysiadłam z samochodu, przenosiliśmy torby do suchego holu, spojrzałam w okna budynku, wiedziałam, że tam jest patrzy i czeka na mnie...zamiast do mnie zejść.
- Daj, poniosę Twoja torbę jest za ciężka dla Ciebie - uśmiechnął się Xander, wziął torby i kierował się do wind, zachowując bezpieczny dystans.
- Ona jest ze mną - oznajmiłam strażnikom, którzy patrzyli nieco zaniepokojeni - wszystko w porządku.
- Tak jest, dobrze, że Pani wróciła - uśmiechnął się jeden ze strażników, kiedy się przyjrzałam zobaczyłam niedowiarka, któremu kiedyś pomogłam i odwzajemniłam uśmiech.
- Też się cieszę, że jesteśmy w domu, dziękuję za miłe powitanie, bądźcie czujni.
W pierwszej kolejności znaleźliśmy naszej Megan pokój, blisko mojego i Nentresa, żeby było jej raźniej, usłyszałam szybkie kroki w korytarzu, ktoś się śpieszył, zobaczyłam jasne kosmyki włosów - Ariel, rzuciła mi się w objęcia.
- Jak dobrze, że już jesteś martwiłam się o Ciebie, nie odzywałaś się zasługujesz na lanie koleżanko! - przytuliłam sie do przyjaciółki.
- Brakowało mi Ciebie, ale musiałam Ariel...po prostu musiałam, później pogadamy, pozwól, że Ci przedstawie nową strażniczkę, tak damskie grono się poszerza oto Megan, Nentres się nią zaopiekuje, może też moglibyście służyć radą, jesteś świetną wojowniczką - puściłam Ariel porozumiewawcze oczko, od razu wiedziała o co chodzi, kto jak kto, ale my kobiety jesteśmy bardzo spostrzegawcze w takich sprawach.
- Witaj, nie ma sprawy, miło mi ciebie poznać, już Cie uwielbiam koleżanko! - rozweseliła się Ariel
- Ariel, jutro się Tobą zajmę, wypoczęłam i już mogę, przepraszam, że tak długo czekałaś.
- Nie chcę, żebyś przez to myślała, że się o Ciebie martwię, zależy mi na Tobie, a czekać mogę tyle ile będzie trzeba.
- Wiem...jak się czuje Silyas?
- Lepiej niż kiedy kiedykolwiek, dużo lata, powiedział, że zapomniał jakie to może być przyjemne, potwierdzam jest to fajne i zaplanował, że też Ci to pokaże, jeśli będziesz miała ochotę. Swoją drogą Amy, wyglądasz ślicznie.
- Dziękuję, chętnie, dobranoc dziewczyny, jestem skonana, do zobaczenia rano - podeszłam do swoich drzwi, Xand przed nimi postawił moją torbę, uśmiechnęłam się na sama myśl o tym.
Kiedy otwarłam drzwi do mojego pokoju zamarłam...

sobota, 30 sierpnia 2014

53. Rozmowa telefoniczna.


Wróciłam do domku prawie pod wieczór, chłopcy przygrzali mi obiad, jak miło mieć ich blisko.
- Amy, nie chce być wścibski, ale dlaczego masz ślad na pupie?
- Ahh ten matoł musiał mieć brudną rękę, fuuuj.
- Nic ci się nie stało?! O czym Ty mówisz? - spojrzał na mnie Xand.
- On wyglądał dużo gorzej - uśmiechnęłam się- dałam nauczkę pewnemu namolnemu typowi, nic wielkiego.
- Jeny, nie mogę Cię spuścić na chwilę z oka,żeby się ktoś do Ciebie nie przystawiał - uśmiechnął się Xander i uparcie we mnie wpatrywał.
- To ja poderwałam jego, dobrze, że nikt tego nie widział, pomyślałby, że mam fatalny gust do mężczyzn. 
- Co w Ciebie wstąpiło? - zasępił się Xander i wyszedł przed domek.
- Mmm chyba mu przykro...- powiedział Nentres
- Tak...więc muszę zrobić coś takiego, żeby mu przeszło.
- Czy wy wczoraj w lesie mmm jakby to ładnie określić, żebyś nie zdzieliła mnie po twarzy, nie zbliżyliście się do siebie fizycznie?
- Co to za pytanie, jasne, że nie...
- Stchórzył...jestem pewien, że chciał, ale co ja tam wiem, jestem tylko facetem - uśmiechnął się figlarnie.
- Wie, że nic z tego nie będzie, nie może być...jestem zajęta.
- Nie możesz się bez niego obejść, lubisz jego towarzystwo, często go przytulasz, ciągnie Cie do niego.
- Jest moim najlepszym przyjacielem, mogę na nim polegać, lubię jego towarzystwo, jesteśmy jak dobrze naoliwiona maszyna w walce, przesadzasz.
- Może i tak, ale to nie ja mu łamię serce.
- Twoje też złamałam...,a mimo to mnie wspierasz - wyszłam przed domek i stanęłam obok niego.
- Xand, to nie tak, że chciałam rzucić się na pierwszego lepszego mężczyznę, bo brak mi Logana i jestem w "potrzebie", gdybym była to na pewno rzuciłabym się na Ciebie nie na niego...- zastanowiłam się i stwierdziłam, że coś mi nie poszło jak chciałam- eh, chodziło o Megan, tamten koleś nie dawał jej spokoju, a ja go pobiłam - szturchnęłam go lekko, on mi oddał -wystraszyłam go, Megan powinna mieć spokój- znowu go szturchnęłam, a on mi oddał - sztama?
- Prawie..
- Prawie? - złapał mnie w pasie, wszedł do wody i wrzucił mnie do jeziora tak jak stałam w ubraniu.
- Teraz jesteśmy kwita - uśmiechnął się zadowolony.
- Xander, jesteś trupem! - podcięłam go i przewróciłam, byliśmy mokrzy, kiedy wyrównaliśmy rachunki, stanęliśmy w progu i zostaliśmy poddani oceniającej krytyce Nentresa. Marudził coś, że jesteśmy gorzej niż dzieci, ze powinniśmy rozbierać się za kare na progu, ale, że to mój domek będzie łaskawy i nas wpuści, powinniśmy się nauczyć manier. Kiedy skończył roześmialiśmy się z Xandem, wskoczyłam pod ciepły prysznic, rozgrzałam się nieco, przebrałam się szybko i zwolniłam mu łazienkę. Kiedy się mijaliśmy rozczochrał mnie, nie byłoby sobą jakby się ze mną nie droczył.
- Jeny Amy, pokłóciłaś się ze szczotką? - marudził Nentres.
- Czyżbym gorszyła Twoje walory estetyczne księciuniu? - uśmiechnęłam się do niego - Coś taki marudny? Zrzędzisz jak starsza pani.
- Myślałem o kimś...
- Tęsknisz, spodobała Ci się i jesteś świadomy, że możesz jej już nie spotkać.
- Skąd to wiesz?!
- Jestem dobrym obserwatorem. Jutro się z nią spotkam, umówiłam się na małą wizytę u niej w salonie, nie smęć na zapas mam plan.
- Jaki plan?
- Już moja w tym głowa - uśmiechnęłam się i skończyłam temat.
Usłyszałam dzwonek swojego telefonu, zerknęłam na wyświetlacz: Logan. Przez chwilę się zawahałam, ale odebrałam telefon, bałam się, że może coś się stało, wyszłam na schody przed domek i usiadłam.
- Cześć, coś się stało?
- Cześć, zastanawiałem się czy odbierzesz, wszystko w porządku, powiedzmy, że panuję nad sytuacją, chciałem tylko usłyszeć Twój głos.
- To dobrze, że wszystko gra, dziś walczyliśmy z dość mocnym bezdusznym, ale daliśmy radę, udało nam się uratować dziewczynę. Bardzo utalentowaną z resztą, jutro się z  nią spotykam, kto wie, może uda mi się ja przekonać - wolałam mówić o mało istotnych rzeczach, bo za bardzo nie chciałam znów się kłócić.
- Jestem pewny, że sobie poradzisz, zawsze dajesz radę. Ehh...strasznie za Tobą tęsknie, jestem kretynem, palantem i dupkiem, miałaś rację, każde Twoje słowo było prawdą, mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz. Przesadziłem pozwalając się obłapiać Kirze, chciałem byś była zazdrosna...tylko, że Cię zraniłem, a tego nie chciałem. Wariuję bez Ciebie, nic nie ma sensu, wróć do mnie. Czy nadal jesteś moja dziewczyną?
- Zawsze nią będę.
- Nie mogę się doczekać kiedy Cię zobaczę, kiedy znowu będziesz w mych objęciach..
- To nie będzie takie proste, ona obudziła w Tobie coś, co mi się nie podoba, to nie była zwykła zazdrość, będziesz musiał zapracować na moje zaufanie, jesteś na to gotowy?
- Zrobię wszystko co będzie konieczne. Czy Xand....
- Dobrze się mną opiekuje, jest lojalny względem Ciebie i zawsze taki był, nigdy nie próbował mnie poderwać. Porozmawiaj z nim, a sam się przekonasz.
- Teraz jestem spokojny, skoro tak mówisz to tak jest. Ariel się o Ciebie martwi, chyba tęskni za Tobą.
- Niedługo się zobaczymy, muszę kończyć.
- Kocham Cię, śpij dobrze.
- Śpij dobrze, dobranoc - rozłączyłam rozmowę, nie było tak źle.
Xander usiadł koło mnie na schodach, wpatrywał się w gwiazdy, długo nad czymś rozmyślał zanim się odezwał.
- To był Logan?
- Tak, zadzwonił, przepraszał i żałuje, odkrył, że Kira jednak nie chciała być tylko jego przyjaciółką.
- Nie dziwię się już, że kobiety mówią, że faceci są ślepi.
- Wczoraj Thunder napisał mi smsa, że mam szybko wracać, bo nie wytrzymuje z Loganem - Xander się roześmiał
- Pewnie strasznie zrzędzi, zawsze tak robi jak ma jakiś problem i coś go trapi.
- Też to zauważyłeś? Albo jak bardzo się martwi.
- Martwi się, że go zostawisz, nie jest pewien tego co zrobisz, bardzo Cie kocha i zrobi dla Ciebie wszystko co trzeba,
 a nawet więcej.
- Mówił Ci to?
- Tak, jakiś czas temu.
- I milczałeś...
- Męska solidarność - szturchnął mnie lekko - chodź spać, jesteś wykończona, a jutro ciężki dzień.

środa, 27 sierpnia 2014

52. Potencjalna strażniczka.

Następnego dnia kręciliśmy się przy domku sprzątając pozostałości po naszym ognisku, których nie zauważyliśmy po ciemku, potem poszliśmy trochę pobiegać po lesie, kiedy poczułam tak mocne wibracje,że omal nie powaliły mnie z nóg. Spojrzeliśmy na siebie z Xandem...bezduszny, był blisko,  z zamyślenia wyrwał mnie krzyk kobiety, ruszyliśmy biegiem w tamtą stronę.
- Nie mam broni - krzyknął Xander z kwaśną miną - odpięłam swój sztylet i mu podałam.
- Chyba sobie żartujesz, tak?
- Jestem śmiertelnie poważna, nie mam nic innego - kiedy dobiegliśmy na górę, zobaczyłam młodą kobietę, broniąca się przed wrzeszczącą bezduszna kreaturą przypominającą olbrzymiego lwa. Rzucała w niego kule energii, z celowaniem nie szło jej najlepiej, ale była dzielna, miała wolę walki.
 - Nentres, złap mnie za rękę, przenieś mnie zaatakuję z góry, Xand odciągnij dziewczynę i niech się dzieje strażnicy. W mgnieniu oka znalazłam się nad bezdusznym lwem, przypatrzyłam go na początek, wylądowałam obok niego, atakowałam, by kupić chłopcom trochę czasu.
- Nic się nie bój, nic ci nie będzie, oni są ze mną - wolałam ją uspokoić, widok napakowanego Xanda potrafi napędzić strachu.
Xand odciągnął przestraszoną dziewczynę w tył  przed nimi stanął Nentres, istota nie miała metalowych elementów, a Xand miał mały sztylet, jestem pewna, żeby sobie poradził, ale wolę nie ryzykować utraty przez niego zdrowia.
- Kiiim jesteście ?- wydukała wystraszona kobieta.
- Nic się nie boj, zaraz będzie po wszystkim - przekonywał ją Xander.
- Jesteśmy przyjaciółmi, jesteś przy nas bezpieczna - uśmiechnął się do niej Nentres.
Przywaliłam bezdusznemu z pięści, teren trochę się zapadł więc odskoczyłam w tył. Nie dałam mu złapać równowagi, przypalałam go po bokach, atakowałam z każdej strony, mogłam przetestować trochę moc  Widara, chciał mnie dosięgnąć łapą, ale się odsunęłam i stracił równowagę, o to mi chodziło. Rozpędziłam się i wskoczyłam na jego grzbiet, niszcząc go z tamtej strony. Zrzucił mnie swoim ogonem, ale Nentres był na to przygotowany chwycił mnie i przeniósł bym mogła zaatakować ponownie od góry, przekazywałam mu informacje w myślach, tak było znacznie szybciej.  Udało mi się go przepołowić, pokonany stwór poległ, rozpuszczając się pomału w maź.
- Kim jest ta kobieta? - zapytała ocalona dziewczyna.
- Naszym dowódcą i dumą - powiedział Xander
Odwróciłam się pobiegłam w ich stronę.
- Jesteś cała? - przykucnęłam przy niej.
- Trochę mnie poobijał, ale to nic takiego.
- Pozwól mi - dotknęłam jej kolana, zaczęło się goić, skupiłam się również na powierzchownych ranach.
- Jesteś niesamowita, jak ty to wszystko robisz? - zaciekawiła się dziewczyna.
- Mam trochę więcej doświadczenia, sporo trenowałam pod okiem tego pana - wskazałam na Xanda - nazywam się Amy, to jest Xander i Nentres, pracujemy dla  Guardians, ale mało kto o nas słyszał i o to chodzi. Każde z nas ma pewne umiejętności, tak jak i Ty, całkiem nieźle Ci szło, możemy popracować nad celnością jeśli miałabyś ochotę. Zawsze będziesz mogła się obronić, a to ważne, ja nie potrafiłam tego, kiedy zaatakowano mnie po raz pierwszy.
- Po raz pierwszy? To znaczy, że to wydarzy się jeszcze kiedyś?
- Najprawdopodobniej tak, przebudziłaś swój dar, jesteś dla tych stworów smakowitą przekąską, jak każde z nas. Wyczuwają Cię, a ja mogę Cię nauczyć jak wyczuwać ich. Mam domek za tamtymi skałami, mieszkasz gdzieś blisko?
- Mieszkam z drugiej strony miasteczka, nazywam się Megan, jestem fryzjerką w miasteczku, wracałam z pracy kiedy...to coś mnie zaatakowało.
Zamyśliłam się, skoro mieszkała z drugiej strony dlaczego nakładała drogi idąc lasem, może chciała się przejść, a ja jestem zbyt podejrzliwa?
- Może cię odprowadzić jeśli chcesz, albo zaproponować coś dobrego co nam przygotują panowie, a my sobie pogadamy trochę co?
- Pff panowie, może panie by coś upitrasiły - mruknął Xander
- Nie bądź nieuprzejmy, od ciebie mi lepiej smakuje - poprawiłam widocznie nastrój Xandowi, bo uśmiechał się od ucha do ucha.
- Jeśli się nie pogniewasz, wolałabym wrócić do domu - zasępiła się Megan.
- W takim razie odprowadzę Cię, a wy wracajcie nie powinno mi to zająć zbyt wiele czasu.
Nentres pomógł Megan wstać, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, nasz książę rzadko bywał taki szarmancki, może w końcu będzie szczęśliwy i zapomni o mnie.Ruszyłam krótsza drogą w kierunku miasta Megan wyglądała na wystraszoną.
- O co chodzi? Tędy będzie bliżej.
- Wiem, tylko, że mam kłopoty i...
- I dlatego nadłożyłaś drogi...przed kim uciekasz?
- Przed byłym chłopakiem, wiem, że to brzmi tandetnie, rozstaliśmy się, bo był agresywny, bił mnie, czekał na mnie przed praca więc poszłam tędy.
- Chodź, nie jesteś sama, a jeśli trzeba pogadamy sobie z tym panem - wzięłam Megan pod rękę.
- Dzięki, ale nie chce byś miała przeze mnie więcej kłopotów.
- Żaden problem, słuchaj ja wiem, że zaskoczę cię tym pytaniem masz mętlik w głowie i jesteś przerażona, chciałabyś może do nas dołączyć? Nauczylibyśmy Ciebie wszystkiego, nie musiałabyś już nigdy więcej żyć w strachu, ani przed tym gościem, ani przed tymi stworami. Mówię to, bo za dwa dni wyjeżdżamy, nie będę mogła Ci więcej pomóc, a przyznam szczerze, że wolałabym mieć tą pewność, że jesteś cała.
- Dlaczego jesteś dla mnie taka miła? I dlaczego tak się o mnie troszczysz?
- A dlaczego nie miałabym być miła? Nikt nie zasługuje na taką śmierć, parę miesięcy temu, też byłabym obiadem, ale mnie też ktoś pomógł, walczył o mnie i oto jestem. Gdyby nie on, moje życie nie wyglądałoby w ten sposób, było nudne jak flaki z olejem mówiąc między nami, przypuszczam, że do tego czasu...już bym nie żyła. Nie będę naciskać, ale obiecaj mi jedno.
- Co takiego?
- Że się zastanowisz.
- Myślę, że to obiecać Ci mogę.
- To teraz tak z innej beczki, mogę wpaść do Ciebie jutro do salonu? Myślę, że czas na zmiany w moim życiu i  małą metamorfozę.
- Chętnie, zaczynam od 9.00
- Będę - podczas naszej malej pogawędki, zauważyłam mężczyznę, który ostro się nam przyglądał.
- Czy to on? Ten facet w czarnej bluzie w zaułku, zerknęłam na wystawę sklepową i przyciągnęłam Megan pokazując jej wisiorek obserwując odbicie mężczyzny w szybie.
- O Boże, to on..co ja teraz zrobię...
- Nic, bo nic Ci nie zrobi, poczekaj tu na mnie - przeszłam na drugą stronę ulicy, uśmiechnęłam się do niego zalotnie i weszłam w zaułek, zdziwiony mężczyzna od razu podszedł w moja stronę.
- Mmm koteczku nie widziałem Cię w okolicy, pewnie jesteś strasznie samotna - przycisnął mnie do muru i mocno złapał za rękę.
- Nie, raczej nie jestem samotna, moja przyjaciółka również, nie życzy sobie Twojej obecności na każdym kroku, tak między nami to strasznie tandetne.
- Głupoty gadasz, kobiety uwielbiają takie podchody
- Nie trawimy namolnych mężczyzn  i radzę puść moją rękę, a drugą zabierz z mojego tyłka z łaski swojej, albo będę zmuszona nieco Cie uszkodzić - mężczyzna się roześmiał i napierał na mnie mocniej.
- Lubisz na ostro, jesteś w moim typie...- kiedy usiłował mnie obmacać, złapałam jego rękę, uwolniłam swoją i szybkim ruchem wykręciłam.
- Drugi raz nie poproszę, daj Megan spokój
- Albo co?
- Albo za szybko nie wyjdziesz ze szpitala - popchnęłam go i dałam szansę na zastanowienie się, niestety wybrał niemądrze i chciał mnie zaatakować, przywaliłam mu w szczękę, nieco słabiej niż zazwyczaj, wylądował na ścianie w drugim końcu zaułka, a mur był nadpęknięty. Patrzył na mnie przerażony, nie rozumiejąc za bardzo co się właśnie stało.
- Myślę, że się zrozumieliśmy, prawda?
- Zaraz się doigrasz! - naskoczył na mnie, zrobiłam kilka uników i zdzieliłam go ponownie, tym razem nie był w stanie się podnieść. Postawiłam go do pionu i spojrzałam w oczy, by mieć pewność, że zrozumiał.
- To jak będzie? Wiedz, że ja mogę tak długo, a Ty jesteś wykończony po dwóch ciosach. Wystarczy jedno słowo Megan i jestem tu szybciej niż sobie możesz wyobrazić. To jasne? - widziałam w jego oczach strach, pokiwał głową i wymamrotał "jasne", na tyle ile mógł wyczołgał się z zaułka, a ja podbiegłam do Megan.
- Myślę, że sobie wyjaśniliśmy pewne rzeczy, nie powinien Cię męczyć dalej, a teraz prowadź do domu, na wszelki wypadek.
- Nie wiem co powiedzieć, dziękuje Ci.
- Drobiazg, nie znoszę takich mężczyzn.
Odprowadziłam Megan do domu, umówiłam się na drugi dzień, myślę, że Logan tak by zrobił, a mnie przydałaby się zmiana, moje włosy były już zbyt długie i ciężkie, w krótszych będzie mi łatwiej walczyć. Wybrałam się w drogę powrotną do domu.

sobota, 23 sierpnia 2014

51. Ognisko.



Zasnęłam z tyłu, za dużo wrażeń, ocknęłam się dopiero w środku nocy, gdy Xander mnie obudził, dojechaliśmy na miejsce.
- Już wstaję - wymamrotałam i przeciskałam się do wyjścia, Xander podał mi dłoń i pomógł wysiąść, zachwiałam się i na niego wpadłam, to mi wystarczyło, żeby się obudzić. 
- Wybacz, to niechcący- speszyłam się lekko, a on uśmiechnął.
- Rozczochrałaś się.
- Przywyknij, to będzie teraz raczej częsty widok - wyjęłam klucze i otwarłam domek, pootwierałam okna, pokazałam chłopakom pokoje i trochę uprzątnęłam, włączyłam lodówkę i wpakowałam prowiant, dobrze, że najbliższe miasteczko było niedaleko, po drugiej stronie jeziora. Rozłożyłam kanapę, rozścieliłam, lubiłam na niej spać widok miałam prosto na okno i księżyc, wiele nocy spędziłam patrząc na niego. Jeszcze przed świtem wstałam, wzięłam kąpiel i poszłam pobiegać po lesie, odwiedziłam wszystkie moje miejsca, o których zapomniałam. Kiedy wróciłam chłopcy już nie spali i przygotowywali śniadanie.
- Cześć śpiochy, mm coś ładnie pachnie.
- Cześć ranny ptaszku to jajecznica ala Xader, zmuszona jesteś do mojej kuchni bo książę nie zna takich pospolitych sprzętów kuchennych.
- Mi pasuje, zrobię kawy.
- Co robiłaś? - zapytał zaspany Nentres.
- Poszłam pobiegać z rana, wcześniej zanim zostałam strażniczką pływałam o świcie, Xand wpoił we mnie miłość do biegów, tak już zostało. Mam pomysł, wieczorem zrobimy sobie ognisko, co? Usmażymy kiełbaski, będzie fajnie.
- Tak spędzałaś tutaj czas? - zaciekawił się Nentres.
- Tak, wiesz nie jestem jakąś skomplikowana kobietą. Niewiele było mi potrzeba do szczęścia.
- Mam lepszy pomysł ja i księciunio pójdziemy na ryby, a potem zrobimy je sobie na ognisku - zaproponował Xander - ostrzegam jestem mistrzem w łowieniu.
- To nie może być, aż takie trudne jeśli Ty to potrafisz - zapewnił Nentres.
- Świetnie, mi pasuje, sprzęt jest na górze, łódź też mam, ogarnę dom i spotkamy się popołudniu.
Chłopcy wybrali się na ryby, chyba dobrze się bawili ze sobą, zajęłam się sprawunkami domowymi, a kiedy skończyłam, zerknęłam na telefon była tam jedna wiadomość od Logana: "Tęsknię, wiem, że nie powinienem pisać, jednak nie mogę nie robić nic innego, jak tylko myśleć o Tobie. Będę Ci dziennie pisał maila, jak mija mój dzień jeśli nie chcesz nie czytaj, nie odpowiadaj. Ja będę na Ciebie czekał - L". Może nie jest z nim tak źle jak myślałam, może coś do niego dotrze. Popołudniu chłopcy wrócili ze swoimi łupami, pierwszy wszedł Xander z miną zbitego psa. Za nim zadowolony Nentres ledwo mógł udźwignąć torbę pełna ryb.
- Mówiłem, że łowienie nie może być takie trudne- uśmiechał się od ucha do ucha.
- No nie mów, książę pokonał mistrza?
- Z kretesem - Nentres był dumny.
- Aj tam, miał lepsze miejsce, fart nowicjusza - mamrotał Xand pod nosem, a ja się roześmiałam, byli tacy pogodni, zapominałam przy nich o zmartwieniach. Nentres rozpalił ognisko, Xander przyniósł mi kurtkę, rybki się smażyły. Włożyłąm ręce do kieszeni i natknęłam się na pudełeczko.
- Co to? - zapytał Xander.
- Prezent od Logana, znalazłam go kiedy wyjeżdżaliśmy z karteczką.
- Ładny...nie założysz?
- Założę kiedy będę siebie pewna - włożyłam pudełeczko do kieszeni.
- A nie jesteś?
- Czasami nie jestem - spojrzałam mu w oczy - czasami nie jestem już niczego pewna, rozumiesz mnie?
- Tak, lepiej niż myślisz...te księciunio jak tam kolacja?
- Jeszcze trochę i będzie wyżerka księżniczko.
- Dobrze mi tu z wami, dzięki, że pojechaliście ze mną.
Xander objął mnie ramieniem było mi cieplej, wieczory bywały tu chłodne. Zjedliśmy przepyszne ryby, Nentres spisał się na medal. Wyczułam delikatne drgania, ich źródło musiało być dość daleko.
- Czujecie to? Bezduszny- zagadnęłam do chłopaków.
- Jest bardzo daleko stąd, nie wyczuje go bez sprzętu - stwierdził Xander.
- Może nasi się nim zajmą - zauważył Nentres.
- Miejmy taka nadzieję - zamyśliłam się - jeśli nie to my na pewno się nim zajmiemy, w końcu tu dotrze.
- Trzech przebudzonych strażników do tego o unikalnych potężnych mocach...mniam mniam - zażartował Xander
- Czytasz mi w myślach, poza tym ja tutaj jestem, a ja ciągle ściągam na nas kłopoty. Wygaście ognisko, co? Pójdę się położyć.
- A może przejdziesz się ze mną przed snem wzdłuż jeziora, może wyłapiemy jakiś trop, a potem pójdziesz spać? - zaproponował Xander, mm czy on mnie podrywa? Dlaczego jak to robi, ma zawsze dobry powód mający w zamyśle nasze bezpieczeństwo. Pewnie jestem przewrażliwiona i tak bym nie zasnęła czując ślinę bezdusznego na plecach, nasłuchując...
- Dobra, zróbmy patrol. Masz coś przeciwko Nentres?
- Nie mam, tylko Xand trzymaj ręce w kieszeniach - roześmiał się - dla Twojego dobra.
- A jak stracę równowagę?
- I o to chodzi koleś, i o to mi chodzi - wyszczerzył się.Rany, a Xander nic nie zrozumiał, jednak mężczyźni są niedomyślni. Weszliśmy na skraj lasu, było cicho i spokojnie, od czasu do czasu słyszeliśmy jakiś trzask.
- Boisz się? - zapytał Xander
- A powinnam? Jestem strażniczką i jestem tu z Tobą, jestem bezpieczna.
- A może to mnie powinnaś się bać? - zażartował Xander, to był żart prawda?
- Ciebie nigdy nie będę się bała - uśmiechnęłam się, oj słabo ściemniam.
- Nie czuję go, może się wycofał, jak myślisz?
- Na to wygląda, wracamy?
- Tak chyba będzie dla wszystkich najlepiej...- zrozumiałam co miał na myśli.
- No i Nentres został sam, mam nadzieję, że nie zrobi głupot - ziewnęłam- przepraszam.
- Nie powinienem Cię wyciągać na ten spacer, jesteś zmęczona.
- Teraz przynajmniej mamy pewność, że nic nas nie zje w nocy.
- Noc długa...
- Chcesz, żebym się bała?
- Może wtedy do mnie przyjdziesz, ja Cię obronię...
- Rozważę Twoją propozycję, jak się będę bała to wiem gdzie iść - chodźmy szybciej, pociągnęłam go za rękę, nagle Xander przystanął, nie byłam na to przygotowana i wpadłam prosto na niego. Uśmiechnął się do mnie czule i pogłaskał po buzi.
- Musisz bardziej uważać..
- Postaram się...za szybko szłam, dobrze, że mnie złapałeś.
- Yhy, już niedaleko, poprowadzę Cię - pogłaskał mnie raz jeszcze i wracaliśmy do domku.
- Szkoda, że nie wzięliśmy latarek..
Nentres wygaszał ognisko, puściłam rękę Xandera i mu pomachałam.
- I jak? -
- Nic, jakby się wycofał, u Ciebie też spokojnie?
- Przez cały czas.
- No nic, idę spać, dobranoc..- poczłapałam do domku, w telefonie czekał kolejna wiadomość od Logana.
"Miałaś rację co do Kiry, byłem strasznie głupi, wykorzystała Twoją nieobecność i chciała mnie uwieść, byłem kretynem myśląc, że jest bezinteresowna. Wybacz mi - L" - dodałam sobie w myślach: a nie mówiłam.

środa, 20 sierpnia 2014

50. Kłopoty w raju.

Poszłam, co innego miałam zrobić, coraz częściej zaczęłam się zastanawiać co ja robię w tym miejscu. Weszłam do gabinetu Logana, oficjalnie tak jak on sobie tego zażyczył.
- Wzywałeś liderze.
- Rozpatrzyłem Twoje podanie o urlop i podjąłem decyzje: odrzucam podanie, możesz się odwołać od decyzji do czternastu dni roboczych.
- Jaja sobie robisz?
- Jestem śmiertelnie poważny.
- Podaj zatem powód Twojej decyzji.
- Jestem w pani śmiertelnie zakochany i jakikolwiek urlop weźmie pani ze mną - objął mnie w pasie i próbował się przymilić.
- Proszę nie mieszać uczuć ze sprawami zawodowymi, inaczej zgłoszę sprawę do związków i urlop otrzymam.
- Amy, dlaczego to tak utrudniasz? Chcę się pogodzić i chciałbym, żeby było dobrze jak dawniej.
- Ale?
- Ale nie zniosę Twojej zazdrości.
- Mojej zazdrości? Mów dalej, chętnie dowiem się czegoś nowego o sobie, nie krępuj się.
- Sama jesteś hipokrytką...otaczasz się facetami, udajesz, że nie zwracasz uwagi na ich zabiegi, a czepiasz się mnie, Kira chce się tylko przyjaźnić...i robisz mi awanturę.
- Jestem hipokrytką ...ciekawe, powiem Ci jedno, nie zwracam uwagi na ich zabiegi, bo jestem wpatrzona w ciebie i reszta jest bez znaczenia, nie pozwalam się obściskiwać i flirtować. To z Tobą zasypiam i się budzę każdego dnia. Przyjaźnię się z nimi, bo są także Twoimi przyjaciółmi, mogę na nich polegać kiedy jest mi źle. Pomogli Ci bez wahania mnie odzyskać, jestem im za to wdzięczna.
- A Xander?
- Xander jest moim najlepszym przyjacielem, uratował mi życie nie raz, kiedy Ty nie mogłeś być przy mnie, zapomniałeś? Kiedy nie dawałam sobie tutaj rady, uczył mnie i szkolił, żebym się nie poddawała. I robiłam to dla Ciebie. Opiekował się mną kiedy mu kazałeś, nigdy nie wykonał żadnego najmniejszego gestu przeciwko Tobie. To Ciebie zasłoniłam przed ciosem Silyena, o ciebie drżałam, by się nie dowiedział, że Ciebie kocham, by Cię nie zabił bestialską śmiercią tylko dlatego, że nie oddam mu wszystkiego czego chce, bo trzymam to dla Ciebie. - przetarłam oczy dłonią, bo zrobiły się mokre- a Ty tak mi dokuczasz...a Kira? Nigdy z Tobą nie rozmawiała, nie zainteresowała się jak się czujesz, czy jesteś cały, pobiera Ci raz w miesiącu krew i krzyczy: następny migiem. Fantastyczna przyjaźń, muszę się od niej tak wiele nauczyć, bo całe życie się myliłam.Widocznie też powinnam wisieć na każde zawołanie Xanda, Nentresa czy Thundera na ich ramionach i ich głaskać...dzięki za uświadomienie moich błędów.
- Amy, nawet nie wiesz jak trudno jest kochać Ciebie...jestem zazdrosny, przyznaję...
- Nagle teraz? Nigdy Ci to nie przeszkadzało, musisz się z tym pogodzić, zrobiłeś ze mnie strażniczkę, nic nie powiedziałam, zaplanowałeś bym była dowódcą, poszłam za Tobą w ogień, a teraz masz pretensje o to, ze jestem w męskim świecie i nie jestem idealna, nie potrafię zrobić wszystkiego sama? Sam wybrałeś Xandera, żeby mnie strzegł i robi to na medal, tyle czasu, a ja nadal chcę tylko jednego mężczyznę... Ciebie. Ocknij się nim będzie za późno.
- Amy..
- Nie, to Ty mnie posłuchasz...pozwól mi odejść, wyjechać na kilka dni, jeśli tego nie zrobisz, nie wytrzymam i wiesz co się stanie, wiesz, ze tego nie chce. Trudne dla Ciebie jest mnie kochać, to jeszcze trudniejsze będzie nie kochać mnie. Będę pod telefonem, muszę coś przemyśleć, Ty też się zastanowisz nad Twoją nową doradczynią. Olałam przeznaczenie dla Ciebie zapomniałeś?...Nadal Ci przeszkadzają faceci? Puknij się w głowę, najlepiej z rozbiegu. Nentres i Xand jadą ze mną, będę jak wrócę - wyszłam trzaskając drzwiami, przetarłam oczy jeszcze raz, ta para musi ze mnie ujść, usłyszałam trzask z jego gabinetu, uderzył dłonią w ścianę. Jak może być pod takim wpływem jakiejś panieneczki? Najgorsze, że zostanie z nią podatny na jej wpływ. Pocieszające jest to, że mu zależy, może nie będzie to przegrana sprawa. Weszłam do pokoju, miałam opuszczoną głowę.
- No to jeśli chcecie pakujcie się, wyjeżdżamy jeszcze dziś. Nie mogę tu zostać, nie dziś.
- Daj nam pół godziny, wie, że jedziemy razem?
- Jest tego świadomy.
Spakowałam torbę, dlaczego serce tak potrafi dać w kość najtwardszej dziewczynie w  Guardians? Kiedy podeszłam do biurka zobaczyłam małe pudełeczko i karteczkę, musiało tu leżeć od rana...co najmniej. Kiedy je otwarłam zobaczyłam pierścionek z małym serduszkiem z białych cyrkonii na kartce było napisane: "Dla jedynej kobiety w moim sercu, jego teraz część masz zawsze przy sobie - Logan" - za takim Loganem już tęsknię. Włożyłam  pudełeczko i liścik do torby. Kocham Cię mój uparciuchu. Wyszłam z pokoju i udałam się po chłopaków po drodze mijałam Thundera.
- Wybierasz się gdzieś, sama?
- Wzięłam mały urlop, wrócę za kilka dni, jakby coś się działo jestem pod telefonem, nie będę sama, nie martw się.
- Wypocznij, przyda Ci się, jakby coś się działo daj znać, pomogę.
- Dziękuję, dam radę....miej oko na wszystko, za mnie.
- Na Logana też?
- Zauważyłeś..
- Kira tak ma, próbuje z każdym, słuchaj Logan jest za dobry, dlatego...jej nie odtrąca. Jest zapatrzony tylko w Ciebie, pamiętaj o tym.
- Dzięki i pamiętam, gdyby nie to, już by mnie tu więcej nie zobaczył. Śpij dobrze.
Ruszyłam po chłopców, zjechaliśmy windą na dół, wzięliśmy jednego suva, strażnicy często ich używali, podałam Xanderowi adres domku i weszłam na tył samochodu.