Wzięłam gorącą kąpiel, podmalowałam się i przebrałam, miałam dziś w planach patrol, musiałam być bardziej widoczna dla strażników przede wszystkim pomocna. Chwyciłam, jabłko i wyruszyłam, wiedziałam, że znowu jestem spóźniona, dostanę burę od Logana. Przeniosłam się na wyższy budynek i obserwowałam okolicę, kiedy mój ojciec pojawił się obok mnie, miał tęgi wyraz twarzy.
- Powinnaś się wstydzić, obrażać matkę w taki sposób...- zaczął, miałam wrażenie, że nie przemyślał dokładnie tego co chciał mi powiedzieć.
- Nic nie rozumiesz prawda?- spojrzałam na niego bez emocji - nie obrażałam matkę, tylko Ciebie - widziałam jak zacisnął pięści w gniewie, czułam satysfakcję.
- Jesteś taka trudna...- zaczął, a ja nie miałam zamiaru mu tego ułatwiać.
- Zadaj sobie pytanie po kim to mam? - uśmiechnął się pod nosem, jakby był z tego dumny.
- Przypuszczam, że po mnie - stanął bliżej mnie i patrzył na miasto - jesteś jak łowca, polujesz na swe ofiary, obserwujesz i uderzasz.
- Jaki jest cel Twojej wizyty?
- Nie wiem - spojrzałam na niego, zdziwiła mnie ta szczerość.
- Czyli nie muszę się obawiać, że wejdziesz mi w drogę?
- Jesteś na mnie skazana, chcę Cię poznać, dowiedzieć się dlaczego tak szeptają po kątach, że jesteś inna i dajesz nadzieję.
- Kto szepta? Eh i tak mi nie powiesz, co wywnioskowałeś? - stanął za mną, położył dłonie na moich ramionach, były silne i zdecydowane.
- Że jesteś wrażliwa i delikatna, pełna światła i dużej dawki mroku. Jesteś taka podobna do matki...
- Wiesz chociaż jak mam na imię? Nawet mi się nie przedstawiłeś...
- Amy, Twoja mama tak sobie wymarzyła.
- A Ty?
- Jestem ciemnością, mów mi Drake, używam tego imienia w świecie ludzi.
- Drake...niech stracę.
- Wiesz jaka jesteś niezwykła? Abaddon Władca Piekła pokochał po raz pierwszy od początku świata, Ciebie, moją córkę. Jest gotowy zrobić dla Ciebie wszystko, masz go w garści...to jest dla Ciebie odpowiedni kandydat - szepnął mi do ucha.
- Przybyłeś wydać mnie za mąż? Pasuje...mam już kogoś i nie mam zamiaru wychodzić za mąż.Wydaje mi się, że odrobiłeś prace domową na mój temat, Drake - zrzuciłam jego dłonie z ramion i spojrzałam mu w oczy odważnie.
- Astaroth, no powiedzmy, że może bym był skłonny patrzeć na niego przychylniej.
- Ale?
- Wyborem zawsze będzie mrok, nigdy światło - uśmiechnął się, zrobił minę z serii, a ja coś wiem i Ci nie powiem.
- Dlaczego mnie porzuciłeś? - zapytałam łagodniej, a on się zmieszał.
- To nie było dla nas łatwa decyzją, kochaliśmy Cię, a Ty tak bardzo kochałaś mnie, wszędzie chciałaś ze mną chodzić, wdrapywałaś mi się na kolana i przytulałaś - odwróciłam wzrok, czułam jak zbierają mi się łzy.
- I to było takie złe...rozumiem, że obniżałam Twoje morale...
- To nie tak, Amy - mówił łagodnie - przejmowałaś moja ciemność jak gąbka, chłonęłaś ja i dawałaś się jej prowadzić, nie panowałaś nad ogromem mocy jaką miałaś, musiałem odejść. Z drugiej strony, gdy przebywałaś z mamą, widziałaś jedynie dobro, bolał Cie ból tego świata, nie dawałaś sobie rady, nie mieliśmy wyjścia. Z nami, nie byłaś bezpieczna.
- Mogłeś mnie uczyć...wytłumaczyć.
- Myślisz, że nie próbowaliśmy? Myślisz, że jestem z tego dumny?
- Ty mi powiedz...
- Byłaś najcenniejszym światłem w moim istnieniu - potrząsnął mną lekko, widziałam w jego oczach ból - ty i matka.
- Dlaczego zjawiłeś się dopiero teraz?
- Liczyłem, że właśnie Ty to zrozumiesz. Cieszę się, że żyjesz, że on sprowadził Cię z powrotem i przykro mi, że zmarł. Przykro mi, że cierpiałaś...dziś rano położyłem mu na grobie świeże kwiaty. Może trudno Ci to zrozumieć, ale zależy mi na Tobie.
- Dziękuję..- pogłaskał mnie po policzku.
- Wybacz, że nie było mnie wtedy, ale jestem teraz.
- Powiedz, ile z tego co mi powiedziałeś jest prawdą, tatku - powiedziałam kpiąco, nie wiem skąd wiedziałam, ale coś było nie tak, może wyczułam w nim dość dużo mroku? - roześmiał się, wiedziałam.
- Widać od razu, że jesteś moja córką, przyznam się, że trochę na ściemniałem, to, że mnie kochałaś to prawda, nie mogłem się odpędzić od Ciebie, wszędzie chciałaś być z tatusiem, żałosne.
- Na szczęście już mi przeszło - zrzuciłam jego dłonie z siebie - i nie chcę tatusia więcej widzieć.
- Na to nie masz wpływu, dopilnuję byś dała Abaddonowi syna i została jego kobietą, musisz podtrzymać rodową tradycję, opuścić ziemię, sami dadzą sobie radę. Spójrz na nich są jak robactwo...mają to czego chcieli.
- Jedyne robactwo jakie znam stoi przede mną, Drake. Jesteś taki żałosny...nigdy nie podam się Abaddonowi. Nie zamieszkam w piekle, czy z Tobą w jakimś wymiarze, wracaj do niego, tam gdzie byleś szczęśliwy i odwal się ode mnie. Nie masz najmniejszego prawa wydawać mi poleceń.
- Jestem twoim ojcem, Twoją siłą i jeśli zechcesz wrogiem, którego nie pokonasz. Byłaś niegrzeczna, zasługujesz na karę- wymierzył we mnie swoją czarną, smolistą mocą, przebiła mnie na wskroś, nie mogłam oddychać, upadłam. Ta siła była potężna, rozlewała się we mnie, bezustannym bólem. Drake chwycił mnie za włosy spojrzał mi w twarz, uśmiechnął się tryumfująco i zniknął.
Ocknęłam się i wiedziałam jedynie, że byłam niesiona, ciało nadal mnie bolało, a ja nie byłam w stanie się wyleczyć. Spojrzałam na właściciela ramion, w których się znalazł i zdziwiłam się, był to ten sam mężczyzna, który był ze mną przy rannej kobiecie. Ten sam, który tak nagle zniknął.
- Nie obawiaj się, nic ci nie zrobię, zostałaś dotknięta przez mrok, musisz wypocząć, za kilka dni powinno ci przejść, nie możesz wchłonąć jej zbyt dużo.
- Kim jesteś?
- Znam Twój zapach i smak Twojej krwi, wszędzie Cię wytropię, Wybrana.
- Jesteś wampirem?! - usiłowałam się wyrwać, ale nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Tak, jestem, masz szczęście, że jest pochmurno- zatrzymał się w zaciemnionej alejce.
- Puścisz mnie?
- Nie ustoisz na nogach, korzystaj, że mężczyzna nosi Cię na rękach.
- Jak Ci na imię?
- Zawsze zadajesz tak dużo pytań? Jestem Lorcan, niewiasto.
- Gdzie mnie zabierasz?
- Z dala od niebezpiecznych miejsc - spojrzał na mnie z politowaniem, jakby rozmawiał z przygłupem.
- Powiedz lepiej Lorcan, jesteś moim wrogiem czy przyjacielem?
- Jestem wampirem, a to wyklucza słowo przyjaciel.
- Będę z Tobą walczyć.
- Ciekawe jak chcesz to zrobić, jesteś śmieszna i męcząca - czułam się pokonana, nie potrafiłam użyć żadnych ze swoich mocy, co on mi zrobił i co mnie czeka z rąk tego mężczyzny? - wiedziałaś, że Cię tropią?
- Kto?
- Ehhh, to niesamowite, że jeszcze żyjesz...wampiry, jesteś numerem jeden na ich liście.
- Nie, ale uwierz mi, że to nie jest numerem jeden na liście moich obecnych problemów- widziałam, że mój rozmówca się wyraźnie zaciekawił.
- Teraz wydajesz się niezwykle interesującą przekąską.
- Wybacz, że nie urzekłam Cię od razu, zyskuję przy bliższym poznaniu - mruknęłam.
- Krwinko, powiedz Ty mi lepiej, gdzie cię zostawić, żebyś była bezpieczna, słońce odpada, nie mam ochoty być grzanką.
- Tu mnie zostaw, zawołam przyjaciela, zabierze mnie, puścisz mnie wolno, prawda?
- Niech stracę - uśmiechnął się - kim jest Twój przyjaciel?
- Archaniołem - spojrzał na mnie jakbym urwała się z choinki, ale był zaciekawiony - mówiłam, że zyskuję przy bliższym poznaniu.
- Wzywaj zatem, gdybym cię tam zostawił, zginęłabyś...więc wisisz mi przysługę...upomnę się o nią - pogłaskał mnie po policzku.
- Czego mogę się spodziewać?
- Zobaczymy, krwinko - oparłam się o niego, byłam zmęczona.
- Raziel, pomóż mi przyjacielu - przede mną pojawił się piękny archanioł, miał zaniepokojoną minę i wyjął miecz - nie...wszystko w porządku...nie atakuj go, on mi pomógł.
- Wiesz kim on jest?
- Wiem, weź mnie, nie potrafię...sama - posmutniałam, Raziel wziął mnie w objęcia.
- Od jakiegoś czasu nie widzę zagrożenia, jakby coś Cię przysłaniało - zmartwił się anioł.
- Wiem czyja to sprawka...Lorcan, dziękuję - kiwnął głową i zniknął jak poprzednio.
- Twój stan nie jest najlepszy - Raziel wzleciał, a ja przytuliłam się, żeby nie spaść, wylądował na moim tarasie - nie możesz zniszczyć klamki? Potem ją naprawisz...- zerkał do środka.
- Nie dam rady...nie mogę używać, żadnej z mocy..przez ojca, zaatakował mnie.
- Ojciec?! - wziął mnie w objęcia i zabrał do środka głównym wejściem, a tak chciałam uniknąć rozgłosu. Raziel położył mnie na łóżku, zdjął buty i kurtkę oraz broń, pojawił się portal, eh tak nie jestem w stanie nakarmić Samaela, a Raziel tam nie zejdzie, to się nazywa mieć szczęście.
- Powinnaś się wstydzić, obrażać matkę w taki sposób...- zaczął, miałam wrażenie, że nie przemyślał dokładnie tego co chciał mi powiedzieć.
- Nic nie rozumiesz prawda?- spojrzałam na niego bez emocji - nie obrażałam matkę, tylko Ciebie - widziałam jak zacisnął pięści w gniewie, czułam satysfakcję.
- Jesteś taka trudna...- zaczął, a ja nie miałam zamiaru mu tego ułatwiać.
- Zadaj sobie pytanie po kim to mam? - uśmiechnął się pod nosem, jakby był z tego dumny.
- Przypuszczam, że po mnie - stanął bliżej mnie i patrzył na miasto - jesteś jak łowca, polujesz na swe ofiary, obserwujesz i uderzasz.
- Jaki jest cel Twojej wizyty?
- Nie wiem - spojrzałam na niego, zdziwiła mnie ta szczerość.
- Czyli nie muszę się obawiać, że wejdziesz mi w drogę?
- Jesteś na mnie skazana, chcę Cię poznać, dowiedzieć się dlaczego tak szeptają po kątach, że jesteś inna i dajesz nadzieję.
- Kto szepta? Eh i tak mi nie powiesz, co wywnioskowałeś? - stanął za mną, położył dłonie na moich ramionach, były silne i zdecydowane.
- Że jesteś wrażliwa i delikatna, pełna światła i dużej dawki mroku. Jesteś taka podobna do matki...
- Wiesz chociaż jak mam na imię? Nawet mi się nie przedstawiłeś...
- Amy, Twoja mama tak sobie wymarzyła.
- A Ty?
- Jestem ciemnością, mów mi Drake, używam tego imienia w świecie ludzi.
- Drake...niech stracę.
- Wiesz jaka jesteś niezwykła? Abaddon Władca Piekła pokochał po raz pierwszy od początku świata, Ciebie, moją córkę. Jest gotowy zrobić dla Ciebie wszystko, masz go w garści...to jest dla Ciebie odpowiedni kandydat - szepnął mi do ucha.
- Przybyłeś wydać mnie za mąż? Pasuje...mam już kogoś i nie mam zamiaru wychodzić za mąż.Wydaje mi się, że odrobiłeś prace domową na mój temat, Drake - zrzuciłam jego dłonie z ramion i spojrzałam mu w oczy odważnie.
- Astaroth, no powiedzmy, że może bym był skłonny patrzeć na niego przychylniej.
- Ale?
- Wyborem zawsze będzie mrok, nigdy światło - uśmiechnął się, zrobił minę z serii, a ja coś wiem i Ci nie powiem.
- Dlaczego mnie porzuciłeś? - zapytałam łagodniej, a on się zmieszał.
- To nie było dla nas łatwa decyzją, kochaliśmy Cię, a Ty tak bardzo kochałaś mnie, wszędzie chciałaś ze mną chodzić, wdrapywałaś mi się na kolana i przytulałaś - odwróciłam wzrok, czułam jak zbierają mi się łzy.
- I to było takie złe...rozumiem, że obniżałam Twoje morale...
- To nie tak, Amy - mówił łagodnie - przejmowałaś moja ciemność jak gąbka, chłonęłaś ja i dawałaś się jej prowadzić, nie panowałaś nad ogromem mocy jaką miałaś, musiałem odejść. Z drugiej strony, gdy przebywałaś z mamą, widziałaś jedynie dobro, bolał Cie ból tego świata, nie dawałaś sobie rady, nie mieliśmy wyjścia. Z nami, nie byłaś bezpieczna.
- Mogłeś mnie uczyć...wytłumaczyć.
- Myślisz, że nie próbowaliśmy? Myślisz, że jestem z tego dumny?
- Ty mi powiedz...
- Byłaś najcenniejszym światłem w moim istnieniu - potrząsnął mną lekko, widziałam w jego oczach ból - ty i matka.
- Dlaczego zjawiłeś się dopiero teraz?
- Liczyłem, że właśnie Ty to zrozumiesz. Cieszę się, że żyjesz, że on sprowadził Cię z powrotem i przykro mi, że zmarł. Przykro mi, że cierpiałaś...dziś rano położyłem mu na grobie świeże kwiaty. Może trudno Ci to zrozumieć, ale zależy mi na Tobie.
- Dziękuję..- pogłaskał mnie po policzku.
- Wybacz, że nie było mnie wtedy, ale jestem teraz.
- Powiedz, ile z tego co mi powiedziałeś jest prawdą, tatku - powiedziałam kpiąco, nie wiem skąd wiedziałam, ale coś było nie tak, może wyczułam w nim dość dużo mroku? - roześmiał się, wiedziałam.
- Widać od razu, że jesteś moja córką, przyznam się, że trochę na ściemniałem, to, że mnie kochałaś to prawda, nie mogłem się odpędzić od Ciebie, wszędzie chciałaś być z tatusiem, żałosne.
- Na szczęście już mi przeszło - zrzuciłam jego dłonie z siebie - i nie chcę tatusia więcej widzieć.
- Na to nie masz wpływu, dopilnuję byś dała Abaddonowi syna i została jego kobietą, musisz podtrzymać rodową tradycję, opuścić ziemię, sami dadzą sobie radę. Spójrz na nich są jak robactwo...mają to czego chcieli.
- Jedyne robactwo jakie znam stoi przede mną, Drake. Jesteś taki żałosny...nigdy nie podam się Abaddonowi. Nie zamieszkam w piekle, czy z Tobą w jakimś wymiarze, wracaj do niego, tam gdzie byleś szczęśliwy i odwal się ode mnie. Nie masz najmniejszego prawa wydawać mi poleceń.
- Jestem twoim ojcem, Twoją siłą i jeśli zechcesz wrogiem, którego nie pokonasz. Byłaś niegrzeczna, zasługujesz na karę- wymierzył we mnie swoją czarną, smolistą mocą, przebiła mnie na wskroś, nie mogłam oddychać, upadłam. Ta siła była potężna, rozlewała się we mnie, bezustannym bólem. Drake chwycił mnie za włosy spojrzał mi w twarz, uśmiechnął się tryumfująco i zniknął.
Ocknęłam się i wiedziałam jedynie, że byłam niesiona, ciało nadal mnie bolało, a ja nie byłam w stanie się wyleczyć. Spojrzałam na właściciela ramion, w których się znalazł i zdziwiłam się, był to ten sam mężczyzna, który był ze mną przy rannej kobiecie. Ten sam, który tak nagle zniknął.
- Nie obawiaj się, nic ci nie zrobię, zostałaś dotknięta przez mrok, musisz wypocząć, za kilka dni powinno ci przejść, nie możesz wchłonąć jej zbyt dużo.
- Kim jesteś?
- Znam Twój zapach i smak Twojej krwi, wszędzie Cię wytropię, Wybrana.
- Jesteś wampirem?! - usiłowałam się wyrwać, ale nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Tak, jestem, masz szczęście, że jest pochmurno- zatrzymał się w zaciemnionej alejce.
- Puścisz mnie?
- Nie ustoisz na nogach, korzystaj, że mężczyzna nosi Cię na rękach.
- Jak Ci na imię?
- Zawsze zadajesz tak dużo pytań? Jestem Lorcan, niewiasto.
- Gdzie mnie zabierasz?
- Z dala od niebezpiecznych miejsc - spojrzał na mnie z politowaniem, jakby rozmawiał z przygłupem.
- Powiedz lepiej Lorcan, jesteś moim wrogiem czy przyjacielem?
- Jestem wampirem, a to wyklucza słowo przyjaciel.
- Będę z Tobą walczyć.
- Ciekawe jak chcesz to zrobić, jesteś śmieszna i męcząca - czułam się pokonana, nie potrafiłam użyć żadnych ze swoich mocy, co on mi zrobił i co mnie czeka z rąk tego mężczyzny? - wiedziałaś, że Cię tropią?
- Kto?
- Ehhh, to niesamowite, że jeszcze żyjesz...wampiry, jesteś numerem jeden na ich liście.
- Nie, ale uwierz mi, że to nie jest numerem jeden na liście moich obecnych problemów- widziałam, że mój rozmówca się wyraźnie zaciekawił.
- Teraz wydajesz się niezwykle interesującą przekąską.
- Wybacz, że nie urzekłam Cię od razu, zyskuję przy bliższym poznaniu - mruknęłam.
- Krwinko, powiedz Ty mi lepiej, gdzie cię zostawić, żebyś była bezpieczna, słońce odpada, nie mam ochoty być grzanką.
- Tu mnie zostaw, zawołam przyjaciela, zabierze mnie, puścisz mnie wolno, prawda?
- Niech stracę - uśmiechnął się - kim jest Twój przyjaciel?
- Archaniołem - spojrzał na mnie jakbym urwała się z choinki, ale był zaciekawiony - mówiłam, że zyskuję przy bliższym poznaniu.
- Wzywaj zatem, gdybym cię tam zostawił, zginęłabyś...więc wisisz mi przysługę...upomnę się o nią - pogłaskał mnie po policzku.
- Czego mogę się spodziewać?
- Zobaczymy, krwinko - oparłam się o niego, byłam zmęczona.
- Raziel, pomóż mi przyjacielu - przede mną pojawił się piękny archanioł, miał zaniepokojoną minę i wyjął miecz - nie...wszystko w porządku...nie atakuj go, on mi pomógł.
- Wiesz kim on jest?
- Wiem, weź mnie, nie potrafię...sama - posmutniałam, Raziel wziął mnie w objęcia.
- Od jakiegoś czasu nie widzę zagrożenia, jakby coś Cię przysłaniało - zmartwił się anioł.
- Wiem czyja to sprawka...Lorcan, dziękuję - kiwnął głową i zniknął jak poprzednio.
- Twój stan nie jest najlepszy - Raziel wzleciał, a ja przytuliłam się, żeby nie spaść, wylądował na moim tarasie - nie możesz zniszczyć klamki? Potem ją naprawisz...- zerkał do środka.
- Nie dam rady...nie mogę używać, żadnej z mocy..przez ojca, zaatakował mnie.
- Ojciec?! - wziął mnie w objęcia i zabrał do środka głównym wejściem, a tak chciałam uniknąć rozgłosu. Raziel położył mnie na łóżku, zdjął buty i kurtkę oraz broń, pojawił się portal, eh tak nie jestem w stanie nakarmić Samaela, a Raziel tam nie zejdzie, to się nazywa mieć szczęście.