Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

niedziela, 12 maja 2019

124. Propozycja Astarotha

Kolejne dni minęły mi na ćwiczeniach, treningach, samotnych patrolach. Tak pokochałam samotność, unikaliśmy się z Abaddonem. Jego trunek nadal stał w mojej lodówce, czekał na jego odwiedziny.  Oboje wiedzieliśmy, że to zbyt wiele by komplikowało, nie chciałam tego, niczego w tej chwili nie chciałam poza jednym dopaść Lilith, aby to osiągnąć musiałam być jeszcze lepsza i jeszcze bardziej bezwzględna. Pomszczę go i innych strażników, a później...no właśnie co? Teraz to było nieważne, mknęłam swoim seledynowym hummerem do Little Heven, z tyłu siedziala Lillien z Natanielem, cisza była nie do zniesienia.
- Włączę wam radio, ponuraki - zagadnęłam i nacisnęłam przycisk, usłyszałam znajome rockowe dźwięki to była jego ulubiona stacja- jak będziemy wracać zabieram was na obiad.
Musiałam grać, żeby moi przyjaciele nie chcieli wsadzić mnie do zakładu.
- Gdzie pójdziemy? - zapytał Nataniel.
- Do Rose, przyjaciółki, świetna kucharka i głodny od niej nie wyjdziesz, nie masz szans. Piecze najlepszy placek brzoskwiniowy jaki jadłam.
- Sporo wiesz o tych okolicach- zaciekawiła się Lilien, albo po prostu chciała podtrzymać rozmowę.
- Mieszkałam tutaj z Twoim bratem, był świetnym przewodnikiem i miał wielu przyjaciół. Jesteśmy prawie na miejscu- skręciłam w kolejną uliczkę i zatrzymałam się pod zakładem Ragnara
- Chodźcie - ponagliłam ich i weszłam do środka - Cześć, mam nadzieję, że nie przeszkadzam Ci w posiłku, przyjacielu.
- Moja kruszyna - objął mnie, mocno przytulił - przykro mi aniele - oberwałam z łokcia.
- Za co to?! Auć..
- Za to, że dałaś się zabić.
- Poprawię się..
- Nie masz wyboru, obiecałaś.
- Ragnarze to jest Lillien i Nataniel, dziś robisz cuda dla nich.
- Kogoś mi przypominasz - zastanawiał się Ragnar kiedy uścisnął dłoń Lilien.
- To siostra Thundera, podobna, prawda? - uśmiechnęłam się łagodnie.
- O bardzo, przykro mi z powodu Twojego brata, był dobrym człowiekiem i wielkim wojownikiem.
- Dziękuję za te słowa - skinęła Lillien z gracją.
Kiedy Ragnar uścisnął dłoń Natanielowi, wskazał im zaplecze.
- Macie coś przeciwko jak się pokręcę trochę po mieście? Nie chce was podglądać, to nie w moim stylu - uśmiechnęłam się.
- Jasne, idź, nie dam Ci podglądać mojej laski - naburmuszył się lekko Nataniel.
- Tak też myślałam, szkoda, to na razie - wyszłam z zakładu uśmiechając się.
- Była zbyt radosna..- mruknęła Lillien.
- Stara się - powiedział posępnie Nataniel.
- Aż za bardzo, a wy jej tego nie ułatwiacie, smyki. Nie widzicie, że cierpi, nie chce litości, więc walczy z tym smutkiem, żebyście się przy niej dobrze czuli - powiedział Ragnar i zabrał ich na przymiarki.
Szłam ulicami Little Heven, lubiłam to miasteczko, znałam teraz prawie każdy kąt. Usiadłam na mojej ulubionej ławce w centrum i wpatrywałam się w niebo, wierząc, że on też teraz na mnie patrzy, nie mogłam się wtedy nie uśmiechać. Starałam się przecież, dla niego i tylko dla niego. Nagle ktoś się do mnie dosiadł, mężczyzna w czerni, podał mi zimna colę. Wzięłam ją niepewnie i spojrzałam w dobrze znane mi niebieskie oczy, które sprawiały, że znowu czułam się kobietą, nie wojowniczką. 
- Astaroth, dzięki - wskazałam na puszkę.
- Drobiazg - uśmiechnął się łagodnie i otworzył swoją puszkę, upił łyk - pomyślałem, że będzie ci się chciało pić, już dość długo tutaj siedzisz. 
- Zawsze myślisz o wszystkim?
- Jak mówiłem, dobry ze mnie obserwator, kruszyno, tak to było?
- Skąd ty to wszystko wiesz? - spojrzałam wystraszona.
- Nie wiem wszystkiego, nie zdradziłaś mi swojego imienia, mogę je poznać?
- Amy - otworzyłam swoją puszkę z colą, trochę się jej obawiałam, ale nie mogłam wpadać w paranoję.
- Bardzo ładnie, pasuje do Ciebie, na zewnątrz silna i zdecydowana kobieta, wiesz czego chcesz, a w środku krucha i delikatna.
- I wiesz to wszystko....z obserwacji mojej osoby?
- Nie tylko, wiesz ma się znajomości, popytałem tu i tam...- uśmiechnął się szarmancko i delikatnie głaskał mnie po dłoni przez chwilę - jestem dobry w swoim fachu.
- Skoro jesteś taki dobry, nie wierzę, żebyś nie znał mojego imienia, Astaroth, dlaczego tak Cię interesuje? 
- Kto wie...może po prostu wpadłaś mi w oko, a może będziesz mogła mi pomóc w moim zadaniu...zaciekawiona?
- Trochę, zależny czego ono dotyczy i co chcesz z nim zrobić.
- Chcę wydobyć coś z piekła, zainteresowana wycieczką? Jak mniemam kogoś tam szukasz, słyszałem jak wypytujesz kilku demonów, przed egzekucją o niejaką Lilith...mógłbym zdobyć dla ciebie takie informacje. 
- W zamian za moją pomoc?
- Mhm, zastanów się, mamy czas by rozmawiać o szczegółach. A Ty poćwiczysz trochę do tego czasu - nachylił się nade mną i spojrzał mi w oczy, popatrzył tak chwilę, pogłaskał mój policzek i się odsunął - nadal masz takie smutne oczy, ile czasu to minęło odkąd odszedł?
- Wiesz, to po co pytasz? - wstałam i ruszyłam przed siebie, dopiłam colę i wyrzuciłam puszkę do kosza, nie miałam ochoty na rozmowy o nim z kimś tak mrocznym jak upadły. Jakim prawem się w to mieszał i mnie dotykał?! Dlaczego bałam się wykonać jakikolwiek ruch?!
- Zbyt mało dla Ciebie - Astaroth powiedział sam do siebie i uśmiechnął się wpatrując jak się oddala.
Wpadłam na Michaela, zawsze miałam szczęście go miażdżyc, wpadać na niego czy wpakować w kłopoty.
- Amy?! Ty tutaj?!
- Też się ciesze, że ciebie widzę- uściskałam go.
- Należą Ci się baty, tak szybko się zwinęłaś. Zobacz w co mnie wrobili, zostałem przywódcą - pochwalił się dumnie, a ja uśmiechnęłam.
- Cieszę się, że starsza przejrzała na oczy.
- Wiedziałem, że masz w tym swój udział. 
- Gratuluję szefie. 
- Co Cię tu sprowadza?
- Przyjaciele są u Ragnara, ściąga z nich miarę, a ja postanowiłam się pokręcić trochę. Słuchaj co Ci mówi imię Astaroth?
- To ten typek, co się do Ciebie przystawiał?
- Nie przystawiał, chciał mnie przerazić...i tak się czułam, bałam się poruszyć by go nie sprowokować.
- To wódz legionów upadłych aniołów, coś jak Twój archanioł Michael, tylko w drugą stronę. Jest Tobą zainteresowany, nie wiem co może go innego tu sprowadzać. Może ma misje od Lilith?
- Miał wiele okazji, żeby mnie zabić, musi być coś więcej.
- Tak czy siak, masz przerąbane i przykro mi to mówić, jest dokładny, silny, bezwzględny dla wrogów, mówił ci coś konkretnego?
- Że jest obserwatorem i nie muszę się obawiać na razie, że jest miłym facetem jak się go nie zdenerwuje, nic co jest istotne. 
- Chwilowo nie jest Twoim wrogiem, tego się trzymaj i uważaj. Przykro mi z powodu Thundera, byłem na pogrzebie, ale nie chciałem ci przeszkadzać, jest chociaż trochę lepiej?
- Różnie, dobrze wiesz jak to jest, najgorsze jest to, że gdybym nie zwiodła byłby tu dziś i znowu się z Tobą droczył.
- Nie zawiodłaś, nie możesz tak myśleć, bo własnie to Cię pogrąży, Nie pozwól by jego poświęcenie poszło na marne, to teraz możesz zrobić, a nawet musisz, koleżanko moja. 
- Dobry z Ciebie przywódca, staram się, cały czas pracuję nad sobą. Ćwiczę, żeby nie dać się tak zaskoczyć jak znowu ją spotkam, a spotkam na pewno, bo jej nie odpuszczę. Mogła iść do mnie, dokończyć dzieła, a zamiast tego..zabiła go, bo wiedziała, że jest dla mnie ważny. Sprowadził mnie z powrotem...- przetarłam oczy i się uśmiechnęłam - niesamowity był, prawda?
- Bohater i takim go pamiętaj.
- Będę. Dziękuję, lepiej mi - uśmiechnęłam się tym razem szczerze, Michael sprawił, że zaczęłam inaczej na wszystko patrzeć.
Astaroth nadal siedział na ławce uśmiechał się do mnie, kurcze nie mogłam go ominąć.
Głupia, głupia, głupia!
- Opalasz się? - mruknęłam.
- Mhm, żeby być bardziej kuszącym dla kobiety, która wpadła mi w oko.
- Tylko jej współczuć..
- Jesteś bardzo zabawna, mnie nie musisz się obawiać.
- Powiedz mi lepiej co to za zadanie...
- Zainteresowana? - uśmiechnął się - dostaniemy się do przedsionka piekieł, przejdziemy przez rzekę Acheron, dotrzemy do otchłani, mało przyjemne miejsce na wakacje, ale cóż są tam ruiny zamku, w skrzyni znajduje się kielich, chciałbym, żebyś go dla mnie zdobyła.
- Co robi ten kielich i dlaczego ja jestem ci potrzebna, wiem, że do słabeuszy nie należysz.
- Jeśli wypijesz z niego spełni Twoje życzenie - spojrzał na mnie - nie wróci nikogo do życia, przykro mi, nie cofnie tego co się wydarzyło, ale jest potężny. Chciałbym spełnić swoje marzenie, pomóż mi w tym, a ja w ramach rewanżu pozwolę ci się napić i spełnić swoje marzenie.
- Co chcesz sobie zażyczyć? I dlaczego jestem Ci potrzebna?
- A tego kochanie ci nie powiem, moje życzenie, moja tajemnica, jednak wypowiem je pierwszy, jeśli Ci się nie spodoba, swoim możesz je cofnąć. Kielich może wziąć osoba o czystej duszy i sercu wiesz w piekle nikogo takiego nie znajdziesz...więc pomyślałem o Tobie.
- Nie jestem taka grzeczna jak myślisz. Nie ma pewności, że objawi mi się kielich, po tym wszystkim.
- Ja to wiem, widzę Twoja duszę, jasne, przyjemne światło przyciąga mnie do siebie - kiedy na mnie patrzył jego oczy zrobiły się jeszcze bardziej niebieskie, kiedy przestał mnie lustrować, powróciły do swojego koloru.
- Nie życzysz sobie niczego co zmieni ten świat lub go zniszczy?
- Dlaczego bym miał zniszczyć ten świat? Częściej w nim przebywam niż w swoim, podoba mi się - przeciągnął się leniwie - to jak?
- Zastanowię się.
- Znajdę Cie - wstał z ławki i się uśmiechnął.
- Niby jak?
- Zawsze Cię znajdę...- spojrzał na mnie poważnie, a ja poczułam się jakbym znowu była z Thunderem, deja vu.
Wstałam i wróciłam do Ragnara, nie mogłam przestać o nim myśleć, a to źle.
- I jak gotowi?
- Tak, wymierzeni wzdłuż i wszerz. Lillien się ubiera, co to był za facet?
- Jaki facet?
- Ten z którym rozmawiałaś, zniknął.
- Znajomy,czemu pytasz?
- Dziwnie na Ciebie patrzył.
- To znaczy jak?
- Jak...Thunder...tak czule...- pobladłam, czułam jak krew odpłynęła mi z twarzy - przepraszam, nie powinienem był.
- Wszystko gra, po prostu czasem też widzę to podobieństwo i...zastanawiałam się czy to tylko ja je widzę. Ale to znaczy, że ze mną wszystko w porządku - klepnęłam go w ramię.
W drodze powrotnej odwiedziłam Frontistes i Rose, z pełnymi brzuchami wróciliśmy do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz