Nie przypuszczałam, że moi przyjaciele doprowadza do tego, że będę się cieszyć na to, że trafię do piekła. Czułam się tak, jakbym była nieporadnym dzieckiem, które nie potrafi samodzielnie podjąć decyzji. Rozmawiali ze mną tylko kiedy, robiłam coś źle, być może stracili do mnie zaufanie po mojej porażce z Lilith. Wiedziałam, że gdzieś mnie obwiniają, chociaż mówią, że tak nie jest, być może nie są nawet tego świadomi.
- Co to za skwaszona mina?- zapytał Raziel i postawił na stole, sporo butelek z array i trochę owoców.
- Na prawdę muszę Ci mówić?
- Też nie byłem za dobrym przyjacielem.
- Nie mów tak, byleś przy mnie, wiele Ci zawdzięczam. Myślisz, że dobrze robię?
- Zaczęłaś się uśmiechać, nie płaczesz na każde wspomnienie lub podobieństwo, myślę, że dobrze robisz.
- Tego było mi trzeba. Nie na każde, ale co drugie - uśmiechnęłam się.
- Ale widzisz poprawa jest, daj sobie czas. Pamiętaj, że Ty tu jesteś dowódcą, nie daj się ranić, wydawaj polecenia. Wiem, że nie lubisz tego, ale czasem trzeba, masz za dobre serce.
- Lubisz siderth?
- Pijasz to paskudztwo?
- Raz z Abaddonem, mam trochę, pijesz ze mną aniele?
- Musze odmówić, niestety kwiatuszku.
- Zawiodłeś mnie - sposępniałam, ale szturchnęłam go lekko.
- Musisz sprowadzić tu Abaddona jak chcesz pić - uśmiechnął się.
- Ostatnio mnie wystawił.
- Bo nie chciał zrobić Ci krzywdy.
- Krzywdy?
- Nie panował nad sobą, diabeł już tak ma. Ale wtedy miałaś innego obrońce w pokoju też z piekła rodem, ale...muszę to jakoś przeboleć.
- Nie wydajesz się smutny z tego powodu.
- Powiedzmy, że tego upadłego zniosę...jest honorowy.
- Zniesiesz w jakim sensie?
- U twego boku, lepiej bądź dla niego miła, jest w stanie zrobić wiele złych rzeczy, których nie powstrzymasz siłą.
- Przestań mnie straszyć...
- A podobno lubicie złych chłopców to czego się boisz?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Bo czujesz się jakbyś zdradzała Thundera.
- Za duża presja, nie dokładaj mi co?
- Moja rada, zawołaj go i wyciągnij na drinka, może się czegoś dowiesz.
- Aj, przestań...jak ja mogę go zaprosić...?
- A dlaczego nie, jest równouprawnienie - roześmiał się - Astaroth jest niepoprawna, jak jej nie weźmiesz w obroty się nie doczekasz.
- Cicho siedź, bo cię usłyszy!
- Już usłyszał - uśmiechnął się i spojrzał za mną, odwróciłam się i zobaczyłam go, uśmiechał się.
- Cześć, nie rób sobie nic z tego co mówił Raziel..
- A co mówił Raziel? - podszedł do mnie blisko i uścisnął dłoń Razielowi.
- To Ty nic nie słyszałeś?
- Nic - uśmiechnął się
- Dzięki niebiosom - odetchnęłam.
- Ale zaczynam chcieć się dowiedzieć i to bardzo skoro tak reagujesz.
- Nie będę wam przeszkadzać, baw się dobrze Amy, a Ty pilnuj jej tam, gdzie ja nie mogę...liczę na ciebie, jeśli zdradzisz...zejdę tam do Ciebie i popamiętasz.
- Bez obaw, włos jej z głowy nie spadnie - kiedy Astaroth wypowiedział te słowa Raziel zniknął.
- To...co Cię do mnie sprowadza?
- Tęsknota.
- Co?
- Chodźmy gdzieś, nie daj się prosić... - złapał mnie za rękę
- Sama nie wiem...
- Pięknie wyglądasz, stroić się nie musisz, zjemy coś dobrego, zapolujemy jeśli będziesz chciała. Skosztujesz exodusa, przejdziemy się, zrobisz na złość temu dużemu mmm Xanderowi - uśmiechnął się.
- Dobrze już miałam ochotę się czegoś napić, więc...możesz się przyłączyć - Astaroth się roześmiał
- No co?
- Nic aniele, nic - pogłaskał mnie po twarzy i wyjął białą różę - pomyślałem o Tobie kiedy ja zobaczyłem, proszę.
- Dziękuję jest piękna - wyjęłam wazonik, nalałam wody i postawiłam na stole, on ciągle mnie obserwował i się uśmiechał - przebiorę się, zaczekaj.
- Stroisz się, a więc to randka.
- Tylko przebieram...
- Randka...nie odpuszczę Ci dziś.
- Niech będzie...randka.
- Szczęściarz ze mnie.
Założyłam moja morska tunikę, którą przyniósł mi Raziel na kolacje z Abaddonem, dało się w niej walczyć, przypięłam jak zawsze miecz, założyłam krótsza kurtkę skórzaną, wieczory bywały chłodne.
- Jestem gotowa, możemy iść - Astaroth wpatrywał się we mnie i nic nie mówił.
- Coś się stało?
- Wyglądasz przecudnie - podszedł do mnie, wziął mnie za rękę i poprowadził do windy, powoli, nie spieszył się.
- Nie przeniesiesz mnie? - krępowałam się trochę.
- Muszę się Tobą pochwalić - wsunął mi włosy za ucho i uśmiechnął się, wtedy nadszedł Xander, wbijał we mnie oskarżycielski wzrok - Jakiś problem?
- Znowu omijasz patrol? Nie uważasz, że zaniedbujesz obowiązki - zacisnął pięści, spojrzałam na niego i go nie poznawałam.
- Znam dobrze swoje obowiązki, jestem Twoja przełożona o czym zapominasz. - Ktoś tu się nieźle zagalopował - Astaroth uśmiechnął się do Xandera złośliwe- nie prowokuj bo nie wiesz z kim przyjdzie Ci walczyć.
- Może mnie oświecisz, nie boje się...dajesz - pysznił się Xander.
- Xand! Uspokój się...
- Amy - ujął moja twarz w swoje dłonie - spokojnie, zaczekasz na mnie trochę, dobrze?
- Ale...
- Zaufaj mi - pogłaskał mnie i się uśmiechnął, a Xander prychnął.
- Prowadź, gdzieś, gdzie będziemy mogli powalczyć.
Przeszliśmy na salę, czułam się bardzo niekomfortowo, znowu poczułam ukłucie w sercu, Thunder też zawsze mnie bronił, nie wahał się. Xander zdjął bluzę z dresu wziął miecz w ręce, Astaroth stał na przeciwko z rekami w kieszeniach swojego długiego czarnego, płaszcza.
- Dajcie mu miecz - powiedział Xander, stałam pod ścianą oparta, nie podobało mi się to.
- Nie potrzebuje go, szkoda wyciągać, to nie potrwa długo - uśmiechnął się.
Obok mnie stanął Logan.
- Mówiłem, że Twój znajomy przysporzy nam problemów.
- To Xander zaczął - Logan zlustrował mój strój i się zamyślił.
- Ładnie wyglądasz...wychodzisz?
- Wychodziliśmy...przy okazji po patrolować - wskazałam na miecz.
Xander ruszył na niego z pełną siłą, Astaroth leniwie się przesunął i robił tak uniki, świetnie się przy tym bawiąc, czułam wibracje na skórze i nie tylko ja. Powstrzymywał się, coś czuję, że Xander ma poważne kłopoty.
- Dobra dość tej zabawy, dama czeka, śpieszę się - uśmiechnął się, a wtedy spojrzenia na chwilę powędrowały na mnie. Astaroth pojawił się nagle przy Xanderze, ręką powstrzymał cios miecza, po czym uderzył go w plecy, Xander padł jak długi, nie potrafił się podnieść.
- Nie próbuj jej więcej obrażać, bo źle się to dla ciebie skończy, ostrzegam - powiedział Astaroth i podszedł do mnie - jeśli chcesz pomóż przyjacielowi, a ja porozmawiam z Loganem. Byłam na to zbyt zła, żeby go leczyć, szybkim ruchem wyjęłam z pasa Logana fiolkę z serum, podeszłam do leżącego Xandera i wbiłam mu ją mało delikatnie.
- Gotowe - mruknęłam i wróciłam do chłopców.
- Wybacz za zamieszanie, nie jestem skory do rozróby, chyba, że ktoś zasłuży, na przykład obrażając ją. Tego nie zniosę, jestem Astaroth, dość dobrze ją przede mną ukrywałeś. Nie pracuje dla Lilith i póki co nie mam zamiaru.
- Póki co? Dla mnie to trochę za mało, by Ci zaufać.
- Dam ci znać jeśli kiedyś zmienię zdanie - uśmiechnął się kiedy podeszłam do nich - jest moja zguba.
- Przepraszam Cię za niego, nie wiem co w niego dziś wstąpiło.
- Sama mówiłaś, że ma okres - mruknął Nataniel i szedł pomóc Xanderowi, a Astaroth się roześmiał.
- Tak to w Twoim stylu, nie przepraszaj mnie za niego, był dziś dla Ciebie wredny, dostał nauczkę, drugi raz Cię nie zrani - spojrzał mi w oczy w ten swój zaczarowany sposób, nie mogłam odwrócić wzrok, po prostu nie umiałam.
- Dobra, Astaroth dowiedziałem się wystarczająco dużo, opiekuj się nią, to duża odpowiedzialność - uśmiechnął się pod nosem i zostawił nas samych.
- To było dziwne - mruknęłam.
- Amy kochana, nie bądź taka nie przedstawisz mnie Twojej najlepszej przyjaciółki, kim jest Twój przystojny przyjaciel - Kira objęła mnie wesoło, a ja zrobiłam minę, jakbym zobaczyła ducha, mój towarzysz widząc to, był niezwykle rozbawiony.
- To Kira, a to Astaroth, Kira lubi życie na krawędzi, mężczyzn, którzy wydaja się zajęci lub tacy są, a Astaroth to wódz legionów upadłych demonów i aniołów.
- Miło mi ciebie poznać moja droga, a teraz wybacz, zabieram Amy na randkę, taka kobieta nie może zbyt długo czekać - wziął moja dłoń i ucałował, po czym wyprowadził mnie z sali w kierunku wind.
- Astaroth...dziękuję - powiedziałam szczerze.
- Za co? - uśmiechnął się.
- Wiesz za co...
- Wiem - objął mnie gdy winda się zamknęła, a my jechaliśmy w dół - niezła z niej pijawka.
- Nie masz nawet pojęcia, co przeszłam z jej powodu, a może wiesz...
- A może mi po prostu opowiesz, przy kolacji?
- A chcesz słuchać?
- Jeszcze pytasz? - uśmiechnęłam się, wyszliśmy z budynku, zabrał mnie do przyjemnej knajpki na dobrą kolację, widziałam, że był czujny, ale sprawiał wrażenie wyluzowanego. Dużo pytał, a ja chętnie mu opowiadałam, mimo iż nie miałam pewności czy już tego nie wiedział. W drodze do baru, na który się uparł, żebym spróbowała tego exodusa, zabiłam jednego bezdusznego i Xand miał swój odbębniony patrol.
Weszliśmy do baru, wybrał dla nas stolik przy końcu sali, bardziej zaciemnione miejsce, palcem zapalił świecę i uśmiechnął się do mnie.
- Widzisz jaki fajny myk? Zaczekaj tutaj, a ja przyniosę coś do picia.
Nie mogłam zaprzeczyć, że fajnie się z nim bawiłam, był taki pogodny, zarażał mnie dobrym humorem.
- No dobra, mam błękitnego exodusa, jakieś rady przed pierwszym doznaniem?
- Delektuj się, zastanów i powiedz co myślisz - napiłam się więc i zamruczałam.
- To jest pyszne, takie delikatne, nie gorzkie, nie za słodkie.
- A widzisz, a nie chciałaś przyjść.
- Nie chciałam zawracać ci głowy...
- Amy, Ty jesteś w mojej głowie - uśmiechnął się - w piekle będzie inaczej, musimy być ostrożniejsi, Lilith nie może się dowiedzieć, że...
- Że?
- Że jesteś w piekle, ze mną. Że Cię chronię, że chodzę z Tobą na randki - uśmiechnął się.
- Dlaczego?
- Jeszcze tego nie wiesz, aniele?
- Nie - przysiadł się bliżej mnie i objął.
- Nie dam jej Ciebie zabić, ani nikomu innemu. Póki co blokuję jej jakikolwiek ruch swoim niezdecydowaniem, jestem najlepszy, więc jest grzeczna i cierpliwie czeka. Ale jej cierpliwość też się skończy. Nie martwmy się tym na zapas - szepnął mi do ucha - dlatego chcę uważać.
- Dlaczego podjąłeś taką decyzję?
- Bo jesteś niewinna, delikatna i wrażliwa, cierpisz. Nic jej nie zrobiłaś, nie chcę, żeby stała ci się żadna krzywda. Traktujesz mnie jak dobrego człowieka, a jestem upadłym, potępionym aniołem. Nie przeraziła Cię czerń mych skrzydeł, a chronią Cię archanioły. Zdobyłem jakiś mały fragment Twojego zaufania, to dla mnie cenne. Pozwól mi Cię chronić - ucałował moja dłoń, a ja nie wierzyłam w to co przed chwilą słyszałam.
- Nie robię nic nadzwyczajnego - zaczęłam niepewnie.
- Dla Ciebie wszystko jest takie, zwyczajne, dla mnie coś zupełnie innego niż doświadczam od wieków. Przy Tobie, czuję się...dobry. Nie sądziłem, że będzie mi tego brakować - zamyślił się i zasmucił odrobinę.
- Chyba właśnie zdobyłeś kolejny dość duży fragment mojego zaufania.
- Zgadzasz się? - spojrzał z nadzieja w oczach.
- Tak, chroń mnie - szepnęłam nieco zmieszana - ocal mnie przed tym wszystkim - patrzyliśmy sobie w oczy, a on nachylił się i delikatnie musnął moje usta.
- Przepraszam, nie powinienem był, nie chciałem cię urazić, nie gniewaj się - zmieszał się.
- Nie uraziłeś mnie - speszyłam się lekko.
- Ulżyło mi - wrócił na swoje miejsce, wypiliśmy exodusa. Odprowadził mnie pod same drzwi pokoju, trzymał mnie za rękę.
- To do jutra - szepnęłam.
- Do jutra, śpij dobrze Amy - pocałował mnie w czoło i odszedł.
- Co to za skwaszona mina?- zapytał Raziel i postawił na stole, sporo butelek z array i trochę owoców.
- Na prawdę muszę Ci mówić?
- Też nie byłem za dobrym przyjacielem.
- Nie mów tak, byleś przy mnie, wiele Ci zawdzięczam. Myślisz, że dobrze robię?
- Zaczęłaś się uśmiechać, nie płaczesz na każde wspomnienie lub podobieństwo, myślę, że dobrze robisz.
- Tego było mi trzeba. Nie na każde, ale co drugie - uśmiechnęłam się.
- Ale widzisz poprawa jest, daj sobie czas. Pamiętaj, że Ty tu jesteś dowódcą, nie daj się ranić, wydawaj polecenia. Wiem, że nie lubisz tego, ale czasem trzeba, masz za dobre serce.
- Lubisz siderth?
- Pijasz to paskudztwo?
- Raz z Abaddonem, mam trochę, pijesz ze mną aniele?
- Musze odmówić, niestety kwiatuszku.
- Zawiodłeś mnie - sposępniałam, ale szturchnęłam go lekko.
- Musisz sprowadzić tu Abaddona jak chcesz pić - uśmiechnął się.
- Ostatnio mnie wystawił.
- Bo nie chciał zrobić Ci krzywdy.
- Krzywdy?
- Nie panował nad sobą, diabeł już tak ma. Ale wtedy miałaś innego obrońce w pokoju też z piekła rodem, ale...muszę to jakoś przeboleć.
- Nie wydajesz się smutny z tego powodu.
- Powiedzmy, że tego upadłego zniosę...jest honorowy.
- Zniesiesz w jakim sensie?
- U twego boku, lepiej bądź dla niego miła, jest w stanie zrobić wiele złych rzeczy, których nie powstrzymasz siłą.
- Przestań mnie straszyć...
- A podobno lubicie złych chłopców to czego się boisz?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Bo czujesz się jakbyś zdradzała Thundera.
- Za duża presja, nie dokładaj mi co?
- Moja rada, zawołaj go i wyciągnij na drinka, może się czegoś dowiesz.
- Aj, przestań...jak ja mogę go zaprosić...?
- A dlaczego nie, jest równouprawnienie - roześmiał się - Astaroth jest niepoprawna, jak jej nie weźmiesz w obroty się nie doczekasz.
- Cicho siedź, bo cię usłyszy!
- Już usłyszał - uśmiechnął się i spojrzał za mną, odwróciłam się i zobaczyłam go, uśmiechał się.
- Cześć, nie rób sobie nic z tego co mówił Raziel..
- A co mówił Raziel? - podszedł do mnie blisko i uścisnął dłoń Razielowi.
- To Ty nic nie słyszałeś?
- Nic - uśmiechnął się
- Dzięki niebiosom - odetchnęłam.
- Ale zaczynam chcieć się dowiedzieć i to bardzo skoro tak reagujesz.
- Nie będę wam przeszkadzać, baw się dobrze Amy, a Ty pilnuj jej tam, gdzie ja nie mogę...liczę na ciebie, jeśli zdradzisz...zejdę tam do Ciebie i popamiętasz.
- Bez obaw, włos jej z głowy nie spadnie - kiedy Astaroth wypowiedział te słowa Raziel zniknął.
- To...co Cię do mnie sprowadza?
- Tęsknota.
- Co?
- Chodźmy gdzieś, nie daj się prosić... - złapał mnie za rękę
- Sama nie wiem...
- Pięknie wyglądasz, stroić się nie musisz, zjemy coś dobrego, zapolujemy jeśli będziesz chciała. Skosztujesz exodusa, przejdziemy się, zrobisz na złość temu dużemu mmm Xanderowi - uśmiechnął się.
- Dobrze już miałam ochotę się czegoś napić, więc...możesz się przyłączyć - Astaroth się roześmiał
- No co?
- Nic aniele, nic - pogłaskał mnie po twarzy i wyjął białą różę - pomyślałem o Tobie kiedy ja zobaczyłem, proszę.
- Dziękuję jest piękna - wyjęłam wazonik, nalałam wody i postawiłam na stole, on ciągle mnie obserwował i się uśmiechał - przebiorę się, zaczekaj.
- Stroisz się, a więc to randka.
- Tylko przebieram...
- Randka...nie odpuszczę Ci dziś.
- Niech będzie...randka.
- Szczęściarz ze mnie.
Założyłam moja morska tunikę, którą przyniósł mi Raziel na kolacje z Abaddonem, dało się w niej walczyć, przypięłam jak zawsze miecz, założyłam krótsza kurtkę skórzaną, wieczory bywały chłodne.
- Jestem gotowa, możemy iść - Astaroth wpatrywał się we mnie i nic nie mówił.
- Coś się stało?
- Wyglądasz przecudnie - podszedł do mnie, wziął mnie za rękę i poprowadził do windy, powoli, nie spieszył się.
- Nie przeniesiesz mnie? - krępowałam się trochę.
- Muszę się Tobą pochwalić - wsunął mi włosy za ucho i uśmiechnął się, wtedy nadszedł Xander, wbijał we mnie oskarżycielski wzrok - Jakiś problem?
- Znowu omijasz patrol? Nie uważasz, że zaniedbujesz obowiązki - zacisnął pięści, spojrzałam na niego i go nie poznawałam.
- Znam dobrze swoje obowiązki, jestem Twoja przełożona o czym zapominasz. - Ktoś tu się nieźle zagalopował - Astaroth uśmiechnął się do Xandera złośliwe- nie prowokuj bo nie wiesz z kim przyjdzie Ci walczyć.
- Może mnie oświecisz, nie boje się...dajesz - pysznił się Xander.
- Xand! Uspokój się...
- Amy - ujął moja twarz w swoje dłonie - spokojnie, zaczekasz na mnie trochę, dobrze?
- Ale...
- Zaufaj mi - pogłaskał mnie i się uśmiechnął, a Xander prychnął.
- Prowadź, gdzieś, gdzie będziemy mogli powalczyć.
Przeszliśmy na salę, czułam się bardzo niekomfortowo, znowu poczułam ukłucie w sercu, Thunder też zawsze mnie bronił, nie wahał się. Xander zdjął bluzę z dresu wziął miecz w ręce, Astaroth stał na przeciwko z rekami w kieszeniach swojego długiego czarnego, płaszcza.
- Dajcie mu miecz - powiedział Xander, stałam pod ścianą oparta, nie podobało mi się to.
- Nie potrzebuje go, szkoda wyciągać, to nie potrwa długo - uśmiechnął się.
Obok mnie stanął Logan.
- Mówiłem, że Twój znajomy przysporzy nam problemów.
- To Xander zaczął - Logan zlustrował mój strój i się zamyślił.
- Ładnie wyglądasz...wychodzisz?
- Wychodziliśmy...przy okazji po patrolować - wskazałam na miecz.
Xander ruszył na niego z pełną siłą, Astaroth leniwie się przesunął i robił tak uniki, świetnie się przy tym bawiąc, czułam wibracje na skórze i nie tylko ja. Powstrzymywał się, coś czuję, że Xander ma poważne kłopoty.
- Dobra dość tej zabawy, dama czeka, śpieszę się - uśmiechnął się, a wtedy spojrzenia na chwilę powędrowały na mnie. Astaroth pojawił się nagle przy Xanderze, ręką powstrzymał cios miecza, po czym uderzył go w plecy, Xander padł jak długi, nie potrafił się podnieść.
- Nie próbuj jej więcej obrażać, bo źle się to dla ciebie skończy, ostrzegam - powiedział Astaroth i podszedł do mnie - jeśli chcesz pomóż przyjacielowi, a ja porozmawiam z Loganem. Byłam na to zbyt zła, żeby go leczyć, szybkim ruchem wyjęłam z pasa Logana fiolkę z serum, podeszłam do leżącego Xandera i wbiłam mu ją mało delikatnie.
- Gotowe - mruknęłam i wróciłam do chłopców.
- Wybacz za zamieszanie, nie jestem skory do rozróby, chyba, że ktoś zasłuży, na przykład obrażając ją. Tego nie zniosę, jestem Astaroth, dość dobrze ją przede mną ukrywałeś. Nie pracuje dla Lilith i póki co nie mam zamiaru.
- Póki co? Dla mnie to trochę za mało, by Ci zaufać.
- Dam ci znać jeśli kiedyś zmienię zdanie - uśmiechnął się kiedy podeszłam do nich - jest moja zguba.
- Przepraszam Cię za niego, nie wiem co w niego dziś wstąpiło.
- Sama mówiłaś, że ma okres - mruknął Nataniel i szedł pomóc Xanderowi, a Astaroth się roześmiał.
- Tak to w Twoim stylu, nie przepraszaj mnie za niego, był dziś dla Ciebie wredny, dostał nauczkę, drugi raz Cię nie zrani - spojrzał mi w oczy w ten swój zaczarowany sposób, nie mogłam odwrócić wzrok, po prostu nie umiałam.
- Dobra, Astaroth dowiedziałem się wystarczająco dużo, opiekuj się nią, to duża odpowiedzialność - uśmiechnął się pod nosem i zostawił nas samych.
- To było dziwne - mruknęłam.
- Amy kochana, nie bądź taka nie przedstawisz mnie Twojej najlepszej przyjaciółki, kim jest Twój przystojny przyjaciel - Kira objęła mnie wesoło, a ja zrobiłam minę, jakbym zobaczyła ducha, mój towarzysz widząc to, był niezwykle rozbawiony.
- To Kira, a to Astaroth, Kira lubi życie na krawędzi, mężczyzn, którzy wydaja się zajęci lub tacy są, a Astaroth to wódz legionów upadłych demonów i aniołów.
- Miło mi ciebie poznać moja droga, a teraz wybacz, zabieram Amy na randkę, taka kobieta nie może zbyt długo czekać - wziął moja dłoń i ucałował, po czym wyprowadził mnie z sali w kierunku wind.
- Astaroth...dziękuję - powiedziałam szczerze.
- Za co? - uśmiechnął się.
- Wiesz za co...
- Wiem - objął mnie gdy winda się zamknęła, a my jechaliśmy w dół - niezła z niej pijawka.
- Nie masz nawet pojęcia, co przeszłam z jej powodu, a może wiesz...
- A może mi po prostu opowiesz, przy kolacji?
- A chcesz słuchać?
- Jeszcze pytasz? - uśmiechnęłam się, wyszliśmy z budynku, zabrał mnie do przyjemnej knajpki na dobrą kolację, widziałam, że był czujny, ale sprawiał wrażenie wyluzowanego. Dużo pytał, a ja chętnie mu opowiadałam, mimo iż nie miałam pewności czy już tego nie wiedział. W drodze do baru, na który się uparł, żebym spróbowała tego exodusa, zabiłam jednego bezdusznego i Xand miał swój odbębniony patrol.
Weszliśmy do baru, wybrał dla nas stolik przy końcu sali, bardziej zaciemnione miejsce, palcem zapalił świecę i uśmiechnął się do mnie.
- Widzisz jaki fajny myk? Zaczekaj tutaj, a ja przyniosę coś do picia.
Nie mogłam zaprzeczyć, że fajnie się z nim bawiłam, był taki pogodny, zarażał mnie dobrym humorem.
- No dobra, mam błękitnego exodusa, jakieś rady przed pierwszym doznaniem?
- Delektuj się, zastanów i powiedz co myślisz - napiłam się więc i zamruczałam.
- To jest pyszne, takie delikatne, nie gorzkie, nie za słodkie.
- A widzisz, a nie chciałaś przyjść.
- Nie chciałam zawracać ci głowy...
- Amy, Ty jesteś w mojej głowie - uśmiechnął się - w piekle będzie inaczej, musimy być ostrożniejsi, Lilith nie może się dowiedzieć, że...
- Że?
- Że jesteś w piekle, ze mną. Że Cię chronię, że chodzę z Tobą na randki - uśmiechnął się.
- Dlaczego?
- Jeszcze tego nie wiesz, aniele?
- Nie - przysiadł się bliżej mnie i objął.
- Nie dam jej Ciebie zabić, ani nikomu innemu. Póki co blokuję jej jakikolwiek ruch swoim niezdecydowaniem, jestem najlepszy, więc jest grzeczna i cierpliwie czeka. Ale jej cierpliwość też się skończy. Nie martwmy się tym na zapas - szepnął mi do ucha - dlatego chcę uważać.
- Dlaczego podjąłeś taką decyzję?
- Bo jesteś niewinna, delikatna i wrażliwa, cierpisz. Nic jej nie zrobiłaś, nie chcę, żeby stała ci się żadna krzywda. Traktujesz mnie jak dobrego człowieka, a jestem upadłym, potępionym aniołem. Nie przeraziła Cię czerń mych skrzydeł, a chronią Cię archanioły. Zdobyłem jakiś mały fragment Twojego zaufania, to dla mnie cenne. Pozwól mi Cię chronić - ucałował moja dłoń, a ja nie wierzyłam w to co przed chwilą słyszałam.
- Nie robię nic nadzwyczajnego - zaczęłam niepewnie.
- Dla Ciebie wszystko jest takie, zwyczajne, dla mnie coś zupełnie innego niż doświadczam od wieków. Przy Tobie, czuję się...dobry. Nie sądziłem, że będzie mi tego brakować - zamyślił się i zasmucił odrobinę.
- Chyba właśnie zdobyłeś kolejny dość duży fragment mojego zaufania.
- Zgadzasz się? - spojrzał z nadzieja w oczach.
- Tak, chroń mnie - szepnęłam nieco zmieszana - ocal mnie przed tym wszystkim - patrzyliśmy sobie w oczy, a on nachylił się i delikatnie musnął moje usta.
- Przepraszam, nie powinienem był, nie chciałem cię urazić, nie gniewaj się - zmieszał się.
- Nie uraziłeś mnie - speszyłam się lekko.
- Ulżyło mi - wrócił na swoje miejsce, wypiliśmy exodusa. Odprowadził mnie pod same drzwi pokoju, trzymał mnie za rękę.
- To do jutra - szepnęłam.
- Do jutra, śpij dobrze Amy - pocałował mnie w czoło i odszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz