Rozglądnęłam się, ziemia była jałowa, rzadko było coś na niej widać, niebo, jeśli tak można to określić było za szarą mgłą, czasem z padał z niego palący się węgiel. Taka wielka przerażająca pustka.
- Niezbyt tu przyjemnie, chodź, zaraz będzie Ci cieplej - powiedział Astaroth i wyruszył kiedy chciałam zabrać torbę spojrzał na mnie groźnie.
Wędrowaliśmy, czasem mijając jakieś wyschnięte drzewa, poczułam jak Astaroth uwalnia swoją moc, stopniowo, tutaj nie musiał się kontrolować, pewnie na dłuższa metę było to męczące. Mogło to oznaczać, że nie jesteśmy tutaj sami, jak myślałam, odstraszał obcych.
- Jest tu tak zimno z powodu zbłąkanych dusz, sporo ich tutaj się nagromadziło. Ciągnie ich do Ciebie, do światła - uśmiechnął się delikatnie.
- Nie jest tak źle, współczuję im - Astaroth przyglądał mi się uważnie przez chwilę.
- Jeśli pójdą za Tobą, być może je stąd wyprowadzisz, znowu kogoś ocalisz.
- Ochraniasz mnie, prawda?
- Tak, obiecałem Ci, nie możemy lecieć, za dużo sensacji byśmy wzbudzili, a oni - wskazał na zabłąkane dusze - zrobiliby Ci krzywdę, rzucając się na ciebie na raz, nieświadomie. Nie dopuszczę do tego - uwolnił więcej mocy, przez chwilę z trudem utrzymałam się na nogach, a on przytrzymał mnie za ramię.
- Jesteś niesamowicie silny - uśmiechnął się i narzucił szybsze tempo marszu. Wędrowaliśmy tak kilka godzin, a on zerkał tylko czy daję rade iść dalej, przypuszczam, że jakbym nie podołała sam by mnie ciągnął, zależało mu na tym, żebyśmy jak najszybciej się stąd wynieśli. Zauważyłam piękne drzewo, było jakby na granicy przedsionka i czegoś innego w oddali mieniła się rzeka, musiała to być Acheron, tak przynajmniej mi się wydawało.
- Tutaj przenocujemy - wskazał bardziej przyjemna cześć drzewa, zdawała się mieć nawet liście, które delikatnie płonęły. Położył tam też moją torbę, przywołał do siebie miecz, był potężny i czarny z elementami fioletu, wspiął się wyżej i ściął jedną z gałęzi, ułożył ją bliżej nas, aby było nam cieplej w nocy.
- Abaddon chyba nie będzie zadowolony - wskazałam na dusze, które omijały nas i leciały w kierunku rzeki, odnalazły swą drogę.
- Z pewnością, ale chyba się tym nie przejmujesz? - uśmiechnął się, był w dobrym nastroju.
- Szczerze? Ani trochę, przynajmniej nie będą już takie samotne- usiadłam i oparłam się o drzewo, poczułam jaka jestem zmęczona. Astaroth przeglądał zawartość torby, wyjął trochę chleba i nie wiem jak ani kiedy to zrobił, podał mi miskę z zupą i chleb.
- Jak Ty, to..zrobiłeś?
- Ma się swoje sposoby, mówiłem, że o ciebie zadbam. Wiesz, nie wypiję array ani nie zjem tych owoców -skrzywił się kiedy to mówił, nie tolerujemy naszego jedzenia nawzajem, ale Tobie się przyda.
- Dziękuję, wydaje się, że toleruje jedno i drugie.
- Bo masz w sobie i światło i mrok - zaczęło się ściemniać, Astaroth przysunął nam bliżej gorejąca gałąź, ale mimo wszystko robiło się bardzo zimno. Skuliłam się nieco i wpatrywałam w ogień.
- Wiem, że sobie poradzisz, ale ja nie bardzo jestem...bardzo ciepłolubny, przytulisz mnie? - szepnął, a ja się zdziwiłam.
- A co z Lilith?
- Mam sposób by nas nie widziała - uśmiechnął się.
- Dobrze - przysunął się do mnie, a ja się do niego przytuliłam, osłonił nas swoimi skrzydłami. Zrobiło się tak przytulnie i o wiele cieplej - już Ci lepiej?
- Mhm, o wiele - pocałował mnie w czoło.
- Jesteś taki ciepły...wcale tego nie potrzebujesz prawda? - zmarszczyłam brwi.
- Potrzebuję, ale z innych względów, Ty potrzebujesz - nachylił się i mnie pocałował, jego usta były takie ciepłe i delikatne, odwzajemniałam jego pocałunki, serce biło mi jak szalone. Speszyłam się trochę, krępowały mnie moje własne reakcje, zależało mi na nim, chociaż sama nie byłam w stanie się do tego przyznać - teraz to już w ogóle jest mi gorąco - szepnął mi do ucha, a ja przytuliłam się mocniej by tak na mnie nie patrzył, głaskał mnie delikatnie po włosach. Zasnęłam, spało mi się tak dobrze, mimo, iż byłam w piekle, czułam się przy nim bardzo bezpieczna. Kiedy się obudziłam Asteroth nie spał, głaskał mnie delikatnie i przyglądał się z uśmiechem na twarzy.
- Wyspana?
- Tak, bardzo - przetarłam oczy, a on podał mi buteleczkę array, którą wypiłam od razu, kiedy zjedliśmy prowizoryczne śniadanie, ruszyliśmy w dalsza drogę.
- Przy rzece będzie okazja by się umyć i ochłodzić, nie radze jej jednak pić, następnym etapem będzie skwar, w którym ciężko się nam będzie poruszać, ale jesteś twardzielką poradzimy sobie. Zaczęła piec mnie pieczęć, Abaddon chciał się ze mną skontaktować.
- Damy rade, eh czeka mnie ochrzan...Abe..- wskazałam na pieczeń i pozwoliłam mu się skontaktować.
- Amy, masz pojęcie ile roboty mi narobiłaś? Nie dość, że wpadasz do mojego królestwa bez zapowiedzi, to jeszcze uwalniasz zbłąkane dusze, które miały się no wiesz błąkać, a teraz co, muszę je przydzielać do odpowiednich miejsc...dziewczyno, co ja z Tobą mam...- jęczał Abaddon.
- Niezbyt tu przyjemnie, chodź, zaraz będzie Ci cieplej - powiedział Astaroth i wyruszył kiedy chciałam zabrać torbę spojrzał na mnie groźnie.
Wędrowaliśmy, czasem mijając jakieś wyschnięte drzewa, poczułam jak Astaroth uwalnia swoją moc, stopniowo, tutaj nie musiał się kontrolować, pewnie na dłuższa metę było to męczące. Mogło to oznaczać, że nie jesteśmy tutaj sami, jak myślałam, odstraszał obcych.
- Jest tu tak zimno z powodu zbłąkanych dusz, sporo ich tutaj się nagromadziło. Ciągnie ich do Ciebie, do światła - uśmiechnął się delikatnie.
- Nie jest tak źle, współczuję im - Astaroth przyglądał mi się uważnie przez chwilę.
- Jeśli pójdą za Tobą, być może je stąd wyprowadzisz, znowu kogoś ocalisz.
- Ochraniasz mnie, prawda?
- Tak, obiecałem Ci, nie możemy lecieć, za dużo sensacji byśmy wzbudzili, a oni - wskazał na zabłąkane dusze - zrobiliby Ci krzywdę, rzucając się na ciebie na raz, nieświadomie. Nie dopuszczę do tego - uwolnił więcej mocy, przez chwilę z trudem utrzymałam się na nogach, a on przytrzymał mnie za ramię.
- Jesteś niesamowicie silny - uśmiechnął się i narzucił szybsze tempo marszu. Wędrowaliśmy tak kilka godzin, a on zerkał tylko czy daję rade iść dalej, przypuszczam, że jakbym nie podołała sam by mnie ciągnął, zależało mu na tym, żebyśmy jak najszybciej się stąd wynieśli. Zauważyłam piękne drzewo, było jakby na granicy przedsionka i czegoś innego w oddali mieniła się rzeka, musiała to być Acheron, tak przynajmniej mi się wydawało.
- Tutaj przenocujemy - wskazał bardziej przyjemna cześć drzewa, zdawała się mieć nawet liście, które delikatnie płonęły. Położył tam też moją torbę, przywołał do siebie miecz, był potężny i czarny z elementami fioletu, wspiął się wyżej i ściął jedną z gałęzi, ułożył ją bliżej nas, aby było nam cieplej w nocy.
- Abaddon chyba nie będzie zadowolony - wskazałam na dusze, które omijały nas i leciały w kierunku rzeki, odnalazły swą drogę.
- Z pewnością, ale chyba się tym nie przejmujesz? - uśmiechnął się, był w dobrym nastroju.
- Szczerze? Ani trochę, przynajmniej nie będą już takie samotne- usiadłam i oparłam się o drzewo, poczułam jaka jestem zmęczona. Astaroth przeglądał zawartość torby, wyjął trochę chleba i nie wiem jak ani kiedy to zrobił, podał mi miskę z zupą i chleb.
- Jak Ty, to..zrobiłeś?
- Ma się swoje sposoby, mówiłem, że o ciebie zadbam. Wiesz, nie wypiję array ani nie zjem tych owoców -skrzywił się kiedy to mówił, nie tolerujemy naszego jedzenia nawzajem, ale Tobie się przyda.
- Dziękuję, wydaje się, że toleruje jedno i drugie.
- Bo masz w sobie i światło i mrok - zaczęło się ściemniać, Astaroth przysunął nam bliżej gorejąca gałąź, ale mimo wszystko robiło się bardzo zimno. Skuliłam się nieco i wpatrywałam w ogień.
- Wiem, że sobie poradzisz, ale ja nie bardzo jestem...bardzo ciepłolubny, przytulisz mnie? - szepnął, a ja się zdziwiłam.
- A co z Lilith?
- Mam sposób by nas nie widziała - uśmiechnął się.
- Dobrze - przysunął się do mnie, a ja się do niego przytuliłam, osłonił nas swoimi skrzydłami. Zrobiło się tak przytulnie i o wiele cieplej - już Ci lepiej?
- Mhm, o wiele - pocałował mnie w czoło.
- Jesteś taki ciepły...wcale tego nie potrzebujesz prawda? - zmarszczyłam brwi.
- Potrzebuję, ale z innych względów, Ty potrzebujesz - nachylił się i mnie pocałował, jego usta były takie ciepłe i delikatne, odwzajemniałam jego pocałunki, serce biło mi jak szalone. Speszyłam się trochę, krępowały mnie moje własne reakcje, zależało mi na nim, chociaż sama nie byłam w stanie się do tego przyznać - teraz to już w ogóle jest mi gorąco - szepnął mi do ucha, a ja przytuliłam się mocniej by tak na mnie nie patrzył, głaskał mnie delikatnie po włosach. Zasnęłam, spało mi się tak dobrze, mimo, iż byłam w piekle, czułam się przy nim bardzo bezpieczna. Kiedy się obudziłam Asteroth nie spał, głaskał mnie delikatnie i przyglądał się z uśmiechem na twarzy.
- Wyspana?
- Tak, bardzo - przetarłam oczy, a on podał mi buteleczkę array, którą wypiłam od razu, kiedy zjedliśmy prowizoryczne śniadanie, ruszyliśmy w dalsza drogę.
- Przy rzece będzie okazja by się umyć i ochłodzić, nie radze jej jednak pić, następnym etapem będzie skwar, w którym ciężko się nam będzie poruszać, ale jesteś twardzielką poradzimy sobie. Zaczęła piec mnie pieczęć, Abaddon chciał się ze mną skontaktować.
- Damy rade, eh czeka mnie ochrzan...Abe..- wskazałam na pieczeń i pozwoliłam mu się skontaktować.
- Amy, masz pojęcie ile roboty mi narobiłaś? Nie dość, że wpadasz do mojego królestwa bez zapowiedzi, to jeszcze uwalniasz zbłąkane dusze, które miały się no wiesz błąkać, a teraz co, muszę je przydzielać do odpowiednich miejsc...dziewczyno, co ja z Tobą mam...- jęczał Abaddon.
- Nie musisz tak krzyczeć, dobrze Cię słyszę, głowę mi rozsadzisz...to nie moja wina, przecież nic im nie zrobiłam.
- Zrobiłaś, dałaś nadzieję.
- I to ci tak przeszkadza? Wystawiłeś mnie
- Tak Ci powiedział Twój towarzysz?
- Mówił, że Cię przegonił,bo chciałeś zrobić mi krzywdę..
- Eh, rany niech mu tam będzie, nie psoć tam bardziej...
- Spotkasz się ze mną?
- Mam za dużo roboty,wzywaj tylko w nagłych wypadkach.
- Jak zawsze, Abaddonie- sposępniałam lekko.
- Nie smuć się, przy nim żadna krzywda Ci nie grozi, wybrałaś najsilniejszego z pośród upadłych aniołów, do tego świata poza Tobą nie widzi jak zakochany szczeniak..
- Nie gadaj bzdur..
- Nie bądź naiwna, wracam do roboty, którą mam dzięki Tobie.
- Do usług, polecam się.
- Ciekawi mnie fakt, że Abaddon sam dał Ci się zniewolić - powiedział Asteroth.
- Nie trzymam go tak rygorystycznie jak za pierwszym razem, ma swobodę w poruszaniu się, jednak nie może mnie skrzywdzić, ani moich przyjaciół, bo będzie z nim źle.
Doszliśmy do rzeki Acheron, mój towarzysz zdjął płaszcz i koszulkę, zaczął się myć, czułam się nieco onieśmieloną tą sytuacją, zdjęłam swój płaszcz i przemywałam buzię.
- No dalej, korzystaj - uśmiechnął się do mnie.
- To się odwróć.
- To nie fair...Ty na mnie patrzysz, a ja to co? - uśmiechnął się wyzywająco.
- Jak sobie życzysz - wskoczyłam do rzeki w ubraniu, było tak gorąco, że ochłoda była przyjemna. Wyszłam z niej i wykręciłam lekko włosy, przeczesałam je palcami.
- Mmm wiesz co aniele, ten widok mi się znacznie bardziej podoba - pożerał mnie wzrokiem - musisz częściej tak robić.
- Chciałbyś - uśmiechnęłam się.
- Nie wiesz nawet jak bardzo - pogłaskał mnie po twarzy i się uśmiechał.
- Nie powinieneś...wiesz o tym - speszyłam się.
- Są takie sytuacje, gdzie warto zaryzykować, Ty cała jesteś tego warta - musnął moje usta delikatnie i się odsunął, pozbieraliśmy rzeczy i wyruszyliśmy dalej, rozłożył skrzydła by mnie chronić od słońca, a ja nas pokryłam delikatną warstwą lodu, która działała kojąco. Udało nam się znaleźć bezpieczne miejsce, by przejść rzekę, wchodziliśmy w piekielną otchłań i wyglądała, przerażająco. Ziemia była spalona, wszędzie było pełno skał wulkanicznych, gorącej lawy. Piekielne sklepienie miało tutaj odcień czerwieni, różnych odcieni, było najładniejszym elementem tego krajobrazu, czasami miało się wrażenie, że widać gwiazdy, chociaż pewnie byli to zwiadowcy wielkiego i groźnego Abaddona. Mogliśmy się pozbyć na czas wieczoru lodowej zbroi, za co Astaroth był mi chyba wdzięczny, choć nigdy nie narzekał. Rozbiliśmy obóz przy dość dużych skałach, nawet rośliny wyglądały tutaj na spopielone. Usłyszałam szmery, szybko wyjęłam moje miecze i zaatakowałam demona, który obserwował nas zza skał, był wysoki, muskularny, jego oczy świeciły żółcią, a rogi pewnie nadziały nie jednego nieszczęśnika, skóra wyglądała na twardą koloru jasno błękitnego z bielą, ale z tego co widziałam, potrafił się nieźle wtapiać w tłum. Zaczęłam z nim walczyć, błyskawice zawładnęły moim ciałem i nie wiem dlaczego rozświetliły piekielne sklepienie, może dlatego, że nie należały do tego świata.
Byłam szybka, a on zwinny, robił uniki i atakował silnymi podmuchami wiatru, które były tak ostre, że cięły moja skórę w miejscach, które nie miałam zasłoniętymi przez zbroje Ragnara. Nie było to zbyt komfortowe, ale z moim leczeniem, nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu, zraniłam go mieczem, poruszałam się szybciej i to o wiele, zupełnie jak Thunder. Podcięłam demona i leżał na ziemi, skrzyżowałam ostrza mieczy na jego karku, warknął zły, ale wiedział, że nie ma szans.
- Nie zabijaj go Amy - powiedział Astaroth, który przyglądał się naszej walce oparty o skałę.
- Dlaczego? - byłam trochę rozczarowana, ale postanowiłam zaczekać na odpowiedź.
- Nie bądź naiwna, wracam do roboty, którą mam dzięki Tobie.
- Do usług, polecam się.
- Ciekawi mnie fakt, że Abaddon sam dał Ci się zniewolić - powiedział Asteroth.
- Nie trzymam go tak rygorystycznie jak za pierwszym razem, ma swobodę w poruszaniu się, jednak nie może mnie skrzywdzić, ani moich przyjaciół, bo będzie z nim źle.
Doszliśmy do rzeki Acheron, mój towarzysz zdjął płaszcz i koszulkę, zaczął się myć, czułam się nieco onieśmieloną tą sytuacją, zdjęłam swój płaszcz i przemywałam buzię.
- No dalej, korzystaj - uśmiechnął się do mnie.
- To się odwróć.
- To nie fair...Ty na mnie patrzysz, a ja to co? - uśmiechnął się wyzywająco.
- Jak sobie życzysz - wskoczyłam do rzeki w ubraniu, było tak gorąco, że ochłoda była przyjemna. Wyszłam z niej i wykręciłam lekko włosy, przeczesałam je palcami.
- Mmm wiesz co aniele, ten widok mi się znacznie bardziej podoba - pożerał mnie wzrokiem - musisz częściej tak robić.
- Chciałbyś - uśmiechnęłam się.
- Nie wiesz nawet jak bardzo - pogłaskał mnie po twarzy i się uśmiechał.
- Nie powinieneś...wiesz o tym - speszyłam się.
- Są takie sytuacje, gdzie warto zaryzykować, Ty cała jesteś tego warta - musnął moje usta delikatnie i się odsunął, pozbieraliśmy rzeczy i wyruszyliśmy dalej, rozłożył skrzydła by mnie chronić od słońca, a ja nas pokryłam delikatną warstwą lodu, która działała kojąco. Udało nam się znaleźć bezpieczne miejsce, by przejść rzekę, wchodziliśmy w piekielną otchłań i wyglądała, przerażająco. Ziemia była spalona, wszędzie było pełno skał wulkanicznych, gorącej lawy. Piekielne sklepienie miało tutaj odcień czerwieni, różnych odcieni, było najładniejszym elementem tego krajobrazu, czasami miało się wrażenie, że widać gwiazdy, chociaż pewnie byli to zwiadowcy wielkiego i groźnego Abaddona. Mogliśmy się pozbyć na czas wieczoru lodowej zbroi, za co Astaroth był mi chyba wdzięczny, choć nigdy nie narzekał. Rozbiliśmy obóz przy dość dużych skałach, nawet rośliny wyglądały tutaj na spopielone. Usłyszałam szmery, szybko wyjęłam moje miecze i zaatakowałam demona, który obserwował nas zza skał, był wysoki, muskularny, jego oczy świeciły żółcią, a rogi pewnie nadziały nie jednego nieszczęśnika, skóra wyglądała na twardą koloru jasno błękitnego z bielą, ale z tego co widziałam, potrafił się nieźle wtapiać w tłum. Zaczęłam z nim walczyć, błyskawice zawładnęły moim ciałem i nie wiem dlaczego rozświetliły piekielne sklepienie, może dlatego, że nie należały do tego świata.
Byłam szybka, a on zwinny, robił uniki i atakował silnymi podmuchami wiatru, które były tak ostre, że cięły moja skórę w miejscach, które nie miałam zasłoniętymi przez zbroje Ragnara. Nie było to zbyt komfortowe, ale z moim leczeniem, nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu, zraniłam go mieczem, poruszałam się szybciej i to o wiele, zupełnie jak Thunder. Podcięłam demona i leżał na ziemi, skrzyżowałam ostrza mieczy na jego karku, warknął zły, ale wiedział, że nie ma szans.
- Nie zabijaj go Amy - powiedział Astaroth, który przyglądał się naszej walce oparty o skałę.
- Dlaczego? - byłam trochę rozczarowana, ale postanowiłam zaczekać na odpowiedź.
- To mój przyjaciel, Shax, demon wiatru jest niegroźny- uśmiechnął się, a ja przewróciłam oczami i zrobiłam niezbyt zadowolona minę.
- Nie mogłeś mnie wcześniej powstrzymać, skoro wiedziałeś, że to on?
- Zasłużył na nauczkę, twierdził, że Cię powali w pięć sekund, są takie piękne - chciał dotknąć błyskawic, a ja nie zdążyłam ich poskromić.
- Nie dotykaj...zranię cię..- ale Astaroth tylko się uśmiechnął i dawał razić błyskawicom, bez najmniejszego bólu. Gdyby ten mężczyzna był moim wrogiem, poległabym z kretesem, schowałam miecze uwalniając demona i pochłaniając błyskawice, podałam mu dłoń, by mu pomóc wstać, skoro był przyjacielem, uznałam, że należy. Shax długo mi się przyglądał, aż w końcu po spojrzeniu na mojego towarzysza pozwolił sobie pomóc, kiedy stał pewnie, odsunęłam się.
- Dlaczego ją tutaj sprowadziłeś? Chyba nie masz zamiaru zabrać ją do miasta? Jeśli tak to już całkiem zwariowałeś - syknął Shax.
- Nie pójdziemy do miasta tylko w przeciwnym kierunku, nie oszalałem za to Ty dałeś sobą nieźle pozamiatać - roześmiał się i uścisnął demonowi dłoń.
- Całkiem twarda z ciebie zawodniczka, jak Cie zwą?
- Amy, Twoje umiejętności są dość ciekawe.
- Shax - podał mi dłoń, nie sądziłam, że demony są skore do przyjemnych powitań, odwzajemniłam uścisk.
- Miło mi ciebie poznać, nie chowaj urazy za tamto...
- Jest inna, faktycznie - spojrzał na Asterotha - nie sądziłem, że ktoś taki jak Ty uściśnie dłoń demonowi, wyglądającemu tak jak ja.
- Cóż ja nie sądziłam, że demon może nie chcieć mnie zabić...więc wydaje mi się, że jesteśmy kwita.
- Najwidoczniej masz rację, ziemska kobieto.
- Zostawię was samych...przygotuje obozowisko.
- Amy, nie oddalaj się za bardzo.
- Bez obaw- zajęłam się obozem, rozpaleniem ognia, kiedy faceci rozmawiali między sobą.
- Czyżby zmiękło Ci serce przez wieczność Astarothcie? Będziesz mieć kłopoty...jeśli Lilith się dowie..- szepnął Shax.
- Nie ja, ale ona, dlatego nie mogę do tego dopuścić.
- Czyżby Cię wzięło?
- Niby co?
- To co nigdy nie miało, miłość?
- Nic mnie nie wzięło - mruknął.
- To mogę do niej startować?
- Ani się waż - Shax się roześmiał.
- A jednak...
- Głupoty gadasz jej narzeczony zginął z rąk Lilith, nie jest gotowa na związek.
- A pytałeś?
- Nie musiałem, widzę.
- To radzę Ci załóż okulary - roześmiał się Shax - ktoś Ci ją uwiedzie prędzej czy później, jeśli się nie określisz.
- Nie chcę jej krzywdy, nie chcę jej wystraszyć, jeszcze nie.
- Idziesz po kielich, po co?
- Dla niej.
- Zażyczysz sobie, żeby Cię pokochała?
- Nie, to moja słodka tajemnica.
- Dobra, zbieram się, będziemy w kontakcie, wracam do miasta - uścisnęli sobie dłonie, po czym Shax podszedł do mnie i pożegnał się.
Podałam Astarothowi kanapki, które mu zrobiłam, sama zjadłam owoce i wypiłam array, badawczo mi sie przyglądał przez chwilę.
- Szkoda, że Shax tak szybko zniknął, spieszył się?
- Musi dostać się do miasta przed zmrokiem, a to kawałek drogi stąd, zdąży, nie martw się.
- Długo się znacie?
- Mmm kilka stuleci, tropiłem handlarzy demonami, taka szajka, porywali słabsze z nich i oddawali potężnym dla sportu były zabijane, traktowane jako niewolnicy. Shax był wtedy małym demonem, został odebrany rodzicom, przygarnąłem go, wyszkoliłem.
- Mogę Cię o coś zapytać? Tylko nie gniewaj się na mnie, proszę.
- Pytaj.
- Słucham Ciebie, przebywam z Tobą, obserwuje Twoje zachowania, jesteś porządnym i dobrym facetem, dlaczego upadłeś i znalazłeś się w tym miejscu? Chcę zrozumieć, nie oceniam Cię ani nie potępiam.
- Sprzeciwiłem się Stwórcy z miłości do śmiertelnej kobiety, która wystawiła mnie dla bogatego kupca.
- Zaryzykowałeś z miłości to piękne...a to krowa jedna..- mruknęłam doprowadzając go do śmiechu.
- To było bardzo dawno temu..nie ma się co nad tym rozwodzić.
- Byleś jeszcze kiedyś tak zakochany? - upiłam kolejny łyk array.
- Nie, nie chciałem tego, długo byłem zły. Nie robiłem zbyt wiele dobrych rzeczy, bawiłem się kobietami, aż przestało mi to sprawiać przyjemność.
- A jak jest teraz?
- Na prawdę musisz pytać? - zbliżył się do mnie i ucałował moje usta - jeszcze nie czas by o tym rozmawiać, ale zrobię to, obiecuję Ci - pogłaskał delikatnie mój policzek.
- Przepraszam nie powinnam była zadawać tylu pytań...
- Cieszę się, że je zadałaś i że poznałaś Shaxa.
- W takim świecie trzeba być twardym by przetrwać, ale ma i swoje uroki, prawda?
- Mhm, zwłaszcza kiedy ty jesteś blisko- przytulił mnie do siebie.
- Schlebiasz mi - posprzątałam po kolacji, ułożyliśmy się na spopielonych liściach, były dość miękkie, Asaroth przytulił mnie do siebie i okrył nas swoimi skrzydłami, ukrywając przed zawistnym okiem Lilith.
- Nie mogłeś mnie wcześniej powstrzymać, skoro wiedziałeś, że to on?
- Zasłużył na nauczkę, twierdził, że Cię powali w pięć sekund, są takie piękne - chciał dotknąć błyskawic, a ja nie zdążyłam ich poskromić.
- Nie dotykaj...zranię cię..- ale Astaroth tylko się uśmiechnął i dawał razić błyskawicom, bez najmniejszego bólu. Gdyby ten mężczyzna był moim wrogiem, poległabym z kretesem, schowałam miecze uwalniając demona i pochłaniając błyskawice, podałam mu dłoń, by mu pomóc wstać, skoro był przyjacielem, uznałam, że należy. Shax długo mi się przyglądał, aż w końcu po spojrzeniu na mojego towarzysza pozwolił sobie pomóc, kiedy stał pewnie, odsunęłam się.
- Dlaczego ją tutaj sprowadziłeś? Chyba nie masz zamiaru zabrać ją do miasta? Jeśli tak to już całkiem zwariowałeś - syknął Shax.
- Nie pójdziemy do miasta tylko w przeciwnym kierunku, nie oszalałem za to Ty dałeś sobą nieźle pozamiatać - roześmiał się i uścisnął demonowi dłoń.
- Całkiem twarda z ciebie zawodniczka, jak Cie zwą?
- Amy, Twoje umiejętności są dość ciekawe.
- Shax - podał mi dłoń, nie sądziłam, że demony są skore do przyjemnych powitań, odwzajemniłam uścisk.
- Miło mi ciebie poznać, nie chowaj urazy za tamto...
- Jest inna, faktycznie - spojrzał na Asterotha - nie sądziłem, że ktoś taki jak Ty uściśnie dłoń demonowi, wyglądającemu tak jak ja.
- Cóż ja nie sądziłam, że demon może nie chcieć mnie zabić...więc wydaje mi się, że jesteśmy kwita.
- Najwidoczniej masz rację, ziemska kobieto.
- Zostawię was samych...przygotuje obozowisko.
- Amy, nie oddalaj się za bardzo.
- Bez obaw- zajęłam się obozem, rozpaleniem ognia, kiedy faceci rozmawiali między sobą.
- Czyżby zmiękło Ci serce przez wieczność Astarothcie? Będziesz mieć kłopoty...jeśli Lilith się dowie..- szepnął Shax.
- Nie ja, ale ona, dlatego nie mogę do tego dopuścić.
- Czyżby Cię wzięło?
- Niby co?
- To co nigdy nie miało, miłość?
- Nic mnie nie wzięło - mruknął.
- To mogę do niej startować?
- Ani się waż - Shax się roześmiał.
- A jednak...
- Głupoty gadasz jej narzeczony zginął z rąk Lilith, nie jest gotowa na związek.
- A pytałeś?
- Nie musiałem, widzę.
- To radzę Ci załóż okulary - roześmiał się Shax - ktoś Ci ją uwiedzie prędzej czy później, jeśli się nie określisz.
- Nie chcę jej krzywdy, nie chcę jej wystraszyć, jeszcze nie.
- Idziesz po kielich, po co?
- Dla niej.
- Zażyczysz sobie, żeby Cię pokochała?
- Nie, to moja słodka tajemnica.
- Dobra, zbieram się, będziemy w kontakcie, wracam do miasta - uścisnęli sobie dłonie, po czym Shax podszedł do mnie i pożegnał się.
Podałam Astarothowi kanapki, które mu zrobiłam, sama zjadłam owoce i wypiłam array, badawczo mi sie przyglądał przez chwilę.
- Szkoda, że Shax tak szybko zniknął, spieszył się?
- Musi dostać się do miasta przed zmrokiem, a to kawałek drogi stąd, zdąży, nie martw się.
- Długo się znacie?
- Mmm kilka stuleci, tropiłem handlarzy demonami, taka szajka, porywali słabsze z nich i oddawali potężnym dla sportu były zabijane, traktowane jako niewolnicy. Shax był wtedy małym demonem, został odebrany rodzicom, przygarnąłem go, wyszkoliłem.
- Mogę Cię o coś zapytać? Tylko nie gniewaj się na mnie, proszę.
- Pytaj.
- Słucham Ciebie, przebywam z Tobą, obserwuje Twoje zachowania, jesteś porządnym i dobrym facetem, dlaczego upadłeś i znalazłeś się w tym miejscu? Chcę zrozumieć, nie oceniam Cię ani nie potępiam.
- Sprzeciwiłem się Stwórcy z miłości do śmiertelnej kobiety, która wystawiła mnie dla bogatego kupca.
- Zaryzykowałeś z miłości to piękne...a to krowa jedna..- mruknęłam doprowadzając go do śmiechu.
- To było bardzo dawno temu..nie ma się co nad tym rozwodzić.
- Byleś jeszcze kiedyś tak zakochany? - upiłam kolejny łyk array.
- Nie, nie chciałem tego, długo byłem zły. Nie robiłem zbyt wiele dobrych rzeczy, bawiłem się kobietami, aż przestało mi to sprawiać przyjemność.
- A jak jest teraz?
- Na prawdę musisz pytać? - zbliżył się do mnie i ucałował moje usta - jeszcze nie czas by o tym rozmawiać, ale zrobię to, obiecuję Ci - pogłaskał delikatnie mój policzek.
- Przepraszam nie powinnam była zadawać tylu pytań...
- Cieszę się, że je zadałaś i że poznałaś Shaxa.
- W takim świecie trzeba być twardym by przetrwać, ale ma i swoje uroki, prawda?
- Mhm, zwłaszcza kiedy ty jesteś blisko- przytulił mnie do siebie.
- Schlebiasz mi - posprzątałam po kolacji, ułożyliśmy się na spopielonych liściach, były dość miękkie, Asaroth przytulił mnie do siebie i okrył nas swoimi skrzydłami, ukrywając przed zawistnym okiem Lilith.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz