- O której to się wraca? Nie przesadzasz trochę?
- Co Ty tu robisz? - podenerwowałam się lekko - jestem dorosła nie uważasz? - wstał i podszedł do mnie.
- Jak Ty potrafisz patrzeć w lustro?
- Xanduś o co ci chodzi? Przestań, proszę cię.
- Nie jest Ci wstyd?! Szybko o nim zapomniałaś! Szybko się po nim pocieszyłaś! A tak go kochałaś...to wszystko było kłamstwem.
- Nie mów tak, to nie prawda - łzy popłynęły mi z oczu, to tak strasznie bolało, przecież był moim przyjacielem. Stałam przed nim i po prostu płakałam.
Do pokoju wpadł jak burza Astaroth w momencie chwycił Xandera za bluzę i wyszarpał z pokoju.
- Chyba potrzebujesz by ktoś wskazał ci drogę do swojego pokoju - był zły.
Wepchnął Xandera do jego pokoju, w oczach mu rozbłysły złowrogie zielone płomienie.
- Słuchaj kolego, zdajesz sobie sprawę ile czasu zajęło mi wyciągniecie ją z domu, sprawienie by choć na chwilę przestała płakać, by minimalnie się uśmiechnęła?! Nie pozwolę by ktoś taki jak Ty uważający się za jej przyjaciela tak ja krzywdził! Gdzie byłeś kiedy Cię potrzebowała? Taki z Ciebie bohater?! Masz szczęście, że jesteś jej przyjacielem, bo inaczej nie byłbym taki wyrozumiały, zbliż się do niej, a się nie powstrzymam. Mam Cię na oku, Xand - odepchnął Xandera od siebie i wyszedł trzaskając drzwiami. Podszedł do mnie bez słowa i przytulił do siebie mocno.
- Nie zbliży się do ciebie więcej - szepnął - Już dobrze, Amy, już dobrze.
Podszedł do drzwi i zamknął je od środka, pomógł zdjąć mi kurtkę, otarł łzy. Odpięłam pas z mieczem i przytuliłam się do niego znowu, było mi to bardzo potrzebne, a tylko on wiedział jak się czułam, tylko on jeden mnie nie osądzał.
- Już mi lepiej, dziękuję. Gdyby nie ty, to nie wiem,..co bym zrobiła..
- Nie myśl już o tym, byłaś taka uśmiechnięta po naszej randce, nie daj sobie tego odebrać.
- Tak zrobię...dzięki - przetarłam oczy - kąpiel dobrze mi zrobi.
- Mogę Cię zostawić, na pewno?
- Poradzę sobie - uśmiechnęłam się słabo.
- Wiem, zawsze sobie radzisz, dobranoc Amy.
- Dobranoc - uśmiechnął się do mnie i zniknął.
Następnego dnia zeszłam wcześnie na śniadanie, ubrałam mocne czarne spodnie, wysokie, wygodne buty do marszu, dłuższą tunikę w kolorze czerwonym z krótkim rękawkiem od Ragnara. Nie dosiadłam się do moich przyjaciół, usiadłam sama w odległym kącie jadalni. Jak najdalej od Xandera, pewnie wszystkim już się pożalił jaka ze mnie rozpustna kobieta, niewdzięczna i dwulicowa, do tego beksa. Chciałam tylko zjeść w spokoju, oddalić się i wykonać zadanie. Niestety Xander szedł w moim kierunku, odstawił talerze i na moje nieszczęście podchodzil do mojego stolika. Stanął przede mną i chrząknął.
- Co Ty tu robisz? - podenerwowałam się lekko - jestem dorosła nie uważasz? - wstał i podszedł do mnie.
- Jak Ty potrafisz patrzeć w lustro?
- Xanduś o co ci chodzi? Przestań, proszę cię.
- Nie jest Ci wstyd?! Szybko o nim zapomniałaś! Szybko się po nim pocieszyłaś! A tak go kochałaś...to wszystko było kłamstwem.
- Nie mów tak, to nie prawda - łzy popłynęły mi z oczu, to tak strasznie bolało, przecież był moim przyjacielem. Stałam przed nim i po prostu płakałam.
Do pokoju wpadł jak burza Astaroth w momencie chwycił Xandera za bluzę i wyszarpał z pokoju.
- Chyba potrzebujesz by ktoś wskazał ci drogę do swojego pokoju - był zły.
Wepchnął Xandera do jego pokoju, w oczach mu rozbłysły złowrogie zielone płomienie.
- Słuchaj kolego, zdajesz sobie sprawę ile czasu zajęło mi wyciągniecie ją z domu, sprawienie by choć na chwilę przestała płakać, by minimalnie się uśmiechnęła?! Nie pozwolę by ktoś taki jak Ty uważający się za jej przyjaciela tak ja krzywdził! Gdzie byłeś kiedy Cię potrzebowała? Taki z Ciebie bohater?! Masz szczęście, że jesteś jej przyjacielem, bo inaczej nie byłbym taki wyrozumiały, zbliż się do niej, a się nie powstrzymam. Mam Cię na oku, Xand - odepchnął Xandera od siebie i wyszedł trzaskając drzwiami. Podszedł do mnie bez słowa i przytulił do siebie mocno.
- Nie zbliży się do ciebie więcej - szepnął - Już dobrze, Amy, już dobrze.
Podszedł do drzwi i zamknął je od środka, pomógł zdjąć mi kurtkę, otarł łzy. Odpięłam pas z mieczem i przytuliłam się do niego znowu, było mi to bardzo potrzebne, a tylko on wiedział jak się czułam, tylko on jeden mnie nie osądzał.
- Już mi lepiej, dziękuję. Gdyby nie ty, to nie wiem,..co bym zrobiła..
- Nie myśl już o tym, byłaś taka uśmiechnięta po naszej randce, nie daj sobie tego odebrać.
- Tak zrobię...dzięki - przetarłam oczy - kąpiel dobrze mi zrobi.
- Mogę Cię zostawić, na pewno?
- Poradzę sobie - uśmiechnęłam się słabo.
- Wiem, zawsze sobie radzisz, dobranoc Amy.
- Dobranoc - uśmiechnął się do mnie i zniknął.
Następnego dnia zeszłam wcześnie na śniadanie, ubrałam mocne czarne spodnie, wysokie, wygodne buty do marszu, dłuższą tunikę w kolorze czerwonym z krótkim rękawkiem od Ragnara. Nie dosiadłam się do moich przyjaciół, usiadłam sama w odległym kącie jadalni. Jak najdalej od Xandera, pewnie wszystkim już się pożalił jaka ze mnie rozpustna kobieta, niewdzięczna i dwulicowa, do tego beksa. Chciałam tylko zjeść w spokoju, oddalić się i wykonać zadanie. Niestety Xander szedł w moim kierunku, odstawił talerze i na moje nieszczęście podchodzil do mojego stolika. Stanął przede mną i chrząknął.
- Żałosna jesteś, wiesz? Aż tak bardzo Cię prawda zabolała, że przede mną uciekasz?!
- Odejdź, przypominam Ci, że zwracasz się do przełożonej, wyższej stopniem - wstałam dla lepszego efektu, szkoda, że to nic nie dało.
- Nie życzę sobie byś nasyłała na mnie Twojego nowego chłoptasia. Puszczaj się z kim chcesz, już mnie to nie rusza - złapał mnie za szyję - i co teraz zrobisz wielka pani dowódco? Brak Ci odwagi, to wszystko Twoja wina, masz jego krew na rękach - zacisnął rękę mocniej na mojej szyi- krzycz, kochanie. Wkurzyłam się nieziemsko, nie wiedziałam co się z nim działo, ale wiedziałam jedno nie odpuści mi zbyt łatwo. Zebrałam w sobie błyskawice, były we mnie takie niespokojne, moja frustracja wzięła nade mną górę. Uderzyłam go mocno z pięści parząc jednocześnie błyskawicami, siła uderzenia była tak duża, że zarzuciło Xanda do tyłu na przeciwną ścianę jadalni, dzięki czemu uwolnił moją szyję, zaczerpnęłam powietrza z ulgą. Wszyscy obserwowali mnie w milczeniu, wzięłam talerz z moim śniadaniem i powoli ruszyłam ku mojemu oprawcy. Droga zdawała się nie mieć końca, kucnęłam przy nim i spokojnie wywaliłam mu resztę mojej owsianki na głowę.
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a nie będę taka delikatna, nie będę się powstrzymywać. Nie waż się mnie dotykać nigdy więcej, nawet na mnie nie patrz. Od dziś już nie jesteśmy przyjaciółmi, stałeś się dla mnie obcym człowiekiem - wstałam, wróciłam do stolika, odniosłam talerze i po prostu wyszłam nie odwracając się za siebie. Logan wstał z miejsca, otarł twarz chusteczką, podszedł do lady, wziął kilka kanapek i sok. Powolnym krokiem wszedł z jadalni za Amy, to nie było w jej stylu, żeby się na kimś tak wyładowywać, a tym bardziej na tak bliskim jej człowieku. Wszedł do jej pokoju bez pukania, była roztrzęsiona i stała przy oknie, jedną rękę trzymała przy swojej szyi, drugą trzymała się za brzuch. Postawił na stole szklankę soku i kanapki.
- Może to nie owsianka, ale coś mi mówi, że przez jakiś czas nawet na nią nie spojrzysz - podszedł bliżej i odwrócił mnie do siebie oglądając moją zaczerwienioną szyję, siniaki powoli zaczynały być widoczne - On Ci to zrobił?! Dlaczego?
- Nie wiem - szepnęłam.
- A za co oberwał?
- Niech Ci sam powie.
- Powie, ale najpierw chciałbym usłyszeć wersję mojego dowódcy.
- Nie chcę o tym rozmawiać, straciłam Thundera mam jego krew na rękach, a teraz straciłam przyjaciela. Przynajmniej miał odwagę powiedzieć na głos to co wszyscy myślą.
- To właśnie Ci powiedział - zacisnął pięści w gniewie.
- Nie zmuszaj mnie bym Ci powiedziała.
- Wydam Ci rozkaz jeśli będzie trzeba.
- Powiedział to i wiele gorszych rzeczy, wczoraj w nocy był w moim pokoju, czekał na mój powrót, wykrzykiwał okropne rzeczy, dobrze, że Astaroth się wrócił, zabrał go stąd. Rozkleiłam się wczoraj, nie potrafiłam nic zrobić, szybko się pocieszyłam po Thunderze, puszczam się na lewo i prawo, moja wina, że nie żyje...myśli, że napuściłam na niego Astarotha, ale to nie prawda. Jestem podobno żałosna..nie zmuszaj mnie..
- Porozmawiam z nim - zacisnął dłonie na mych ramionach, moje siniaki zaczęły znikać.
- Obawiam się, że to niczego nie zmieni.
- To właśnie Ci powiedział - zacisnął pięści w gniewie.
- Nie zmuszaj mnie bym Ci powiedziała.
- Wydam Ci rozkaz jeśli będzie trzeba.
- Powiedział to i wiele gorszych rzeczy, wczoraj w nocy był w moim pokoju, czekał na mój powrót, wykrzykiwał okropne rzeczy, dobrze, że Astaroth się wrócił, zabrał go stąd. Rozkleiłam się wczoraj, nie potrafiłam nic zrobić, szybko się pocieszyłam po Thunderze, puszczam się na lewo i prawo, moja wina, że nie żyje...myśli, że napuściłam na niego Astarotha, ale to nie prawda. Jestem podobno żałosna..nie zmuszaj mnie..
- Porozmawiam z nim - zacisnął dłonie na mych ramionach, moje siniaki zaczęły znikać.
- Obawiam się, że to niczego nie zmieni.
- Mmm, przeszkadzam? - pojawił się Astaroth, myślałam, że czeka mnie kolejna scena, natomiast wyglądał na zmartwionego - zobacz co dla ciebie mam - pokazał mi dwie butelki exodusa, a ja się wysiliłam na uśmiech.
- Dzięki, wszystko gra, nie martw się - jedną z butelek włożył do lodówki, druga do torby.
- Musimy mieć co pić z tego kielicha - uśmiechnął się - Kto ci to zrobił? - zapytał poważnie, podeszłam do lustra już nic nie było widoczne, skąd to wiedział?
- Nic nie mam, coś Ci się przywdziało.
- Nie okłamuj mnie, wiesz, że tego nie zniosę.
- Xander, ale świetnie sobie poradziła. Zajmę się tym, obiecuję - powiedział Logan.
- Ostrzegałem go dwa razy jednego dnia, że jakąkolwiek krzywdę Ci wyrządzi, pożałuje. Przesadził....idę do niego - złapałam go za rękę kiedy chciał iść.
- Nie idź...proszę Cię.
- Nie mogę, bo on Ci nigdy nie odpuści, wiesz, że dla Ciebie wszystko, ale muszę dać mu nauczkę, nie rzucam słów na wiatr, zajmij się nią proszę - powiedział do Logana i wyszedł. Poszłam za nim, może mogłam jakoś załagodzić sytuację, Logan usiłował mnie zatrzymać.
Astaroth wpadł na jadalnie.
- Gdzie on jest?! - krzyknął.
- W pokoju - mruknął Nentres.
- I jak ją pilnujesz i wspierasz? Im się nie dziwię, ale Tobie? - ruszył z powrotem do skrzydła mieszkalnego.
Wpadł do pokoju Xandera, uniósł go i przyjrzał się obrażeniom zadanym przez Amy.
- Taki z Ciebie bohater, grozić kobiecie i robić jej krzywdę?! Ostrzegałem Cię dwa razy, nie potrafisz odpuścić co? Nie mam dla Ciebie litości - przywalił mu z pięści tak, że Xander wylądował na podłodze.
- Astaroth, zostaw..- wpadłam do pokoju Xanda i widziałam go usiłującego wstać z podłogi - Wystarczy, już zrozumiał.
Selene pomagała mu podnieść się w jego oczach było tyle gniewu, lekko odepchnął dziewczynę. Spojrzałam na nią było mi jej żal, pewnie cała wina i tak spadnie na mnie.
- Zrobisz jej krzywdę - szepnęłam.
- Xander, wystarczy!- krzyknął Logan.
- Ilu jeszcze ich zbałamucisz na swoją stronę? - mruknął i starł krew z nosa. Podeszłam do niego i objęłam go delikatnie, sama się sobie dziwiłam, stał bez ruchu, zdziwiony i spięty.
- Przykro mi, że tak cierpisz, ale nie możesz mnie tak krzywdzić- poczułam jak jego dłonie znalazły się na moich plecach - ten ból na zawsze będzie we mnie nie musisz mi o nim przypominać - szepnęłam, przytulił mnie mocniej, szlochał. Zastanawiałam się kto z naszej dwójki cierpiał bardziej, wysunęłam się z jego objęć i po prostu odeszłam, opuściłam jego pokój. Astaroth szedł za mną, wróciliśmy do mojego pokoju, złapał mnie za rękę i uśmiechnął się.
- Tylko Ty mogłaś to zrobić, nikt inny - pogłaskał moją twarz.
- Nie wiem dlaczego to zrobiłam, chyba tak strasznie cierpi. Musze się przebrać - wskazałam na swoją bluzkę były na niej ślady krwi i owsianki.
- Szkoda, ładnie Ci w niej - uśmiechnął się delikatnie - weź płaszcz, noce bywają zimne.
Przebrałam się tym razem w zieloną tunikę, wzięłam płaszcz, wypiłam sok, który przyniósł mi Logan.
- Pomóż mi z tym - podałam mu kanapkę, uśmiechnął się i zjadł ze mną. W drzwiach stanął Logan i Xander, odwróciłam się, a Astaroth pomagał założyć mi płaszcz i uzbrojenie.
- Zbierasz się? - zaczął Xander niepewnie.
- Tak, pora ruszać, im szybciej to załatwimy tym szybciej wrócę - nie patrzyłam mu w oczy.
- Będziesz na siebie uważać?
- Zawsze uważam, teraz nie muszę tego robić sama - zerknęłam na Astarotha i się uśmiechnęłam, a on odwzajemnił ten uśmiech, przyglądaliśmy się sobie chwile, po czym spojrzałam na Xanda. Nie miał już takiej groźnej miny jak na nas patrzył. Podszedł do mnie i mnie objął mocno.
- Wróć tu do mnie cała i zdrowa - szepnął.
- Obiecuję - odsunęłam się.
- A TY...pilnuj jej, lubi wpadać w kłopoty - powiedział do Astarotha.
- Zauważyłem, one same jej szukają, na przykład ja - uśmiechnął się.
- I tak się Ciebie nie boję - mruknęłam.
- Teraz, ale wcześniej nie byłbym tego taki pewien - uśmiechnął się i otwarł portal, podrapał się po głowie i stwierdził - znowu coś pokręciłem, ale cóż damy radę - zerknęłam i mm portal był z góry, trzeba było skoczyć lub przelecieć by dostać się na ziemię. Chciałam wziąć torbę, ale Astaroth mi nie pozwolił, przerzucił ją przez ramię, uśmiechnął się do mnie tym swoim rozbrajającym uśmiechem i podał mi dłoń, przyciągnął mnie do siebie mocno i rozwinął swoje skrzydła. Nie mogłam od niego oderwać wzroku.
- Pomogę Ci, nic się nie martw.
- Nie martwię się - uśmiechnęłam się. Kiwnęłam przyjaciołom, przylgnęłam mocniej do Astarotha co wyraźnie sprawiło mu przyjemność, objął mnie i ruszyliśmy, przeleciał przez portal, który za chwilę sam się zamknął. Postawił mnie bezpiecznie na ziemi, znajdowaliśmy się w przedsionku piekieł i muszę przyznać, że było tu zimno.
- Miałeś rację, nic jej nie zrobi - mruknął Xander.
- I nie da jej nic zrobić, widziałeś jak na nią patrzył?
- Widziałem, jest malutki przy niej jak jagniątko na pastwisku.
Logan roześmiał się, sam miał problemy by to zaakceptować, ale gdy poobserwował tego upadłego anioła zaczął widzieć więcej niż ona. Teraz sprawił, że Xander również zaczął to dostrzegać.
- Dzięki, wszystko gra, nie martw się - jedną z butelek włożył do lodówki, druga do torby.
- Musimy mieć co pić z tego kielicha - uśmiechnął się - Kto ci to zrobił? - zapytał poważnie, podeszłam do lustra już nic nie było widoczne, skąd to wiedział?
- Nic nie mam, coś Ci się przywdziało.
- Nie okłamuj mnie, wiesz, że tego nie zniosę.
- Xander, ale świetnie sobie poradziła. Zajmę się tym, obiecuję - powiedział Logan.
- Ostrzegałem go dwa razy jednego dnia, że jakąkolwiek krzywdę Ci wyrządzi, pożałuje. Przesadził....idę do niego - złapałam go za rękę kiedy chciał iść.
- Nie idź...proszę Cię.
- Nie mogę, bo on Ci nigdy nie odpuści, wiesz, że dla Ciebie wszystko, ale muszę dać mu nauczkę, nie rzucam słów na wiatr, zajmij się nią proszę - powiedział do Logana i wyszedł. Poszłam za nim, może mogłam jakoś załagodzić sytuację, Logan usiłował mnie zatrzymać.
Astaroth wpadł na jadalnie.
- Gdzie on jest?! - krzyknął.
- W pokoju - mruknął Nentres.
- I jak ją pilnujesz i wspierasz? Im się nie dziwię, ale Tobie? - ruszył z powrotem do skrzydła mieszkalnego.
Wpadł do pokoju Xandera, uniósł go i przyjrzał się obrażeniom zadanym przez Amy.
- Taki z Ciebie bohater, grozić kobiecie i robić jej krzywdę?! Ostrzegałem Cię dwa razy, nie potrafisz odpuścić co? Nie mam dla Ciebie litości - przywalił mu z pięści tak, że Xander wylądował na podłodze.
- Astaroth, zostaw..- wpadłam do pokoju Xanda i widziałam go usiłującego wstać z podłogi - Wystarczy, już zrozumiał.
Selene pomagała mu podnieść się w jego oczach było tyle gniewu, lekko odepchnął dziewczynę. Spojrzałam na nią było mi jej żal, pewnie cała wina i tak spadnie na mnie.
- Zrobisz jej krzywdę - szepnęłam.
- Xander, wystarczy!- krzyknął Logan.
- Ilu jeszcze ich zbałamucisz na swoją stronę? - mruknął i starł krew z nosa. Podeszłam do niego i objęłam go delikatnie, sama się sobie dziwiłam, stał bez ruchu, zdziwiony i spięty.
- Przykro mi, że tak cierpisz, ale nie możesz mnie tak krzywdzić- poczułam jak jego dłonie znalazły się na moich plecach - ten ból na zawsze będzie we mnie nie musisz mi o nim przypominać - szepnęłam, przytulił mnie mocniej, szlochał. Zastanawiałam się kto z naszej dwójki cierpiał bardziej, wysunęłam się z jego objęć i po prostu odeszłam, opuściłam jego pokój. Astaroth szedł za mną, wróciliśmy do mojego pokoju, złapał mnie za rękę i uśmiechnął się.
- Tylko Ty mogłaś to zrobić, nikt inny - pogłaskał moją twarz.
- Nie wiem dlaczego to zrobiłam, chyba tak strasznie cierpi. Musze się przebrać - wskazałam na swoją bluzkę były na niej ślady krwi i owsianki.
- Szkoda, ładnie Ci w niej - uśmiechnął się delikatnie - weź płaszcz, noce bywają zimne.
Przebrałam się tym razem w zieloną tunikę, wzięłam płaszcz, wypiłam sok, który przyniósł mi Logan.
- Pomóż mi z tym - podałam mu kanapkę, uśmiechnął się i zjadł ze mną. W drzwiach stanął Logan i Xander, odwróciłam się, a Astaroth pomagał założyć mi płaszcz i uzbrojenie.
- Zbierasz się? - zaczął Xander niepewnie.
- Tak, pora ruszać, im szybciej to załatwimy tym szybciej wrócę - nie patrzyłam mu w oczy.
- Będziesz na siebie uważać?
- Zawsze uważam, teraz nie muszę tego robić sama - zerknęłam na Astarotha i się uśmiechnęłam, a on odwzajemnił ten uśmiech, przyglądaliśmy się sobie chwile, po czym spojrzałam na Xanda. Nie miał już takiej groźnej miny jak na nas patrzył. Podszedł do mnie i mnie objął mocno.
- Wróć tu do mnie cała i zdrowa - szepnął.
- Obiecuję - odsunęłam się.
- A TY...pilnuj jej, lubi wpadać w kłopoty - powiedział do Astarotha.
- Zauważyłem, one same jej szukają, na przykład ja - uśmiechnął się.
- I tak się Ciebie nie boję - mruknęłam.
- Teraz, ale wcześniej nie byłbym tego taki pewien - uśmiechnął się i otwarł portal, podrapał się po głowie i stwierdził - znowu coś pokręciłem, ale cóż damy radę - zerknęłam i mm portal był z góry, trzeba było skoczyć lub przelecieć by dostać się na ziemię. Chciałam wziąć torbę, ale Astaroth mi nie pozwolił, przerzucił ją przez ramię, uśmiechnął się do mnie tym swoim rozbrajającym uśmiechem i podał mi dłoń, przyciągnął mnie do siebie mocno i rozwinął swoje skrzydła. Nie mogłam od niego oderwać wzroku.
- Pomogę Ci, nic się nie martw.
- Nie martwię się - uśmiechnęłam się. Kiwnęłam przyjaciołom, przylgnęłam mocniej do Astarotha co wyraźnie sprawiło mu przyjemność, objął mnie i ruszyliśmy, przeleciał przez portal, który za chwilę sam się zamknął. Postawił mnie bezpiecznie na ziemi, znajdowaliśmy się w przedsionku piekieł i muszę przyznać, że było tu zimno.
- Miałeś rację, nic jej nie zrobi - mruknął Xander.
- I nie da jej nic zrobić, widziałeś jak na nią patrzył?
- Widziałem, jest malutki przy niej jak jagniątko na pastwisku.
Logan roześmiał się, sam miał problemy by to zaakceptować, ale gdy poobserwował tego upadłego anioła zaczął widzieć więcej niż ona. Teraz sprawił, że Xander również zaczął to dostrzegać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz