Logan zmusił mnie do zjedzenia obiadu, nie uwierzył, że już jestem po, kiedy w trakcie jedzenia Nataniel potwierdził moja wersję wydarzeń, stwierdził, że i tak schudłam i wiele posiłków opuściłam, nie było zmiłuj.
- I jak się bawiłaś?
- Dość fajnie, spotkałam Michaela, zajął miejsce Cedricka.
- Tak jak tego chciałaś - uśmiechnął się.
- Dziękuję.
- Za co?
- Że traktujesz mnie normalnie, po tym wszystkim.
- Nie możemy wiecznie płakać, proszę - przysunął mi pudełko, otworzyłam je i zobaczyłam pośmiertne odznaczenie dla Thundera, uśmiechnęłam się i przytuliłam do siebie.
- Dziękuję Ci, to bardzo wzruszające, a Lillien?
- Dostanie swoje z wielką pompą, uznałem, że Ty jej nie chcesz i nie potrzebujesz.
- Dobrze mnie znasz.
- Wyzywam Cie na pojedynek, zobaczymy czy zrobiłaś postępy.
- Cwaniak z Ciebie, najpierw mnie osłabiłeś jedzeniem, a teraz chcesz się bić, dajesz szefie.
Logan roześmiał się, podał mi rękę i poszliśmy do sali, wzięłam miecze.
- Uparta jesteś.
- Jeśli ktoś da radę to będę to ja.
Wyjęłam oba miecze, uśmiechnęłam się, Logan wiedział jak poprawić mi humor.
- Żeby było weselej, włączę muzykę, witaj w moim świecie - włączyłam "Wastelands" Linkin Park, i zaczęliśmy walczyć. Byłam spokojna, nikt mnie nie oceniał, walczyłam jakby od tego zależało moje życie. Cięłam, wyprowadzałam ciosy, nie dałam mu ani chwili wytchnienia, jego ataki z łatwością odbijałam.
- Czyżbyś miał zadyszkę? Za dużo browca, Logi - uśmiechnęłam się i walczyłam dalej.
- Bardzo śmieszne - mruknął i zaatakował mnie.
Opanowałam się, jednym mieczem przyblokowałam go, a drugim wytrąciłam mu miecz z ręki, moje ostrze znalazło się przy jego szyi. Usłyszałam brawa, odwróciłam się o ścianę podpierał się Abaddon. Opuściłam miecze i uśmiechnęłam się do Logana.
- Brawo, dałaś radę, faktycznie za dużo browca, ćwicz dalej.
- Będę, cześć Abe, przyszedłeś do mnie? - podeszłam do niego i uśmiechnęłam się.
- Mhm, wychodzimy dziś Ty i ja, na skrzydełka, jak będziesz grzeczna dorzucę kawę - uśmiechnął się i bawił się kosmykiem moich włosów.
- To musisz na mnie zaczekać, muszę się przebrać.
- Poczekam, nie pali się, siemka Logan - ruszył ze mną do windy.
- Coś Cie trapi?
- Nie, mam ochotę się napić, a Tobie to nieźle wychodzi.
- Nie odzywałeś się, już myślałam, że o mnie zapomniałeś - przyparł mnie do ściany windy.
- Wiesz, że to dla Twojego dobra, działasz na mnie, za bardzo, boję się, że się nie powstrzymam...poza tym to nie jest Ci teraz potrzebne...
- A co jest?
- Spokój, zrobiłem błąd, że przyszedłem...pragnę Cię.
- Drzwi....drzwi...wychodzimy, chodź....- wysunęłam się i poszłam do pokoju, kiedy się odwróciłam Abaddona już nie było. Wystawił mnie. Kiedy weszłam do pokoju, czekał na mnie Astaroth z tym swoim rozbrajającym uśmiechem. Nim zdążyłam zareagować, wziął z mych dłoni pudełeczko z odznaczeniem i otworzył.
- Zostaw..- mruknęłam - co Ty tu robisz?
- Ładne, co robię, chyba przegoniłem Twojego absztyfikanta, swoją drogą to było zabawne, wielki Abaddon chodzi za Tobą jak zbity pies i czeka, aż łaskawie spojrzysz na niego przychylniejszym okiem i dopuścisz go bliżej.
- O czym Ty gadasz?! Co to za brednie?
- Na jego miejscu nie czekałbym na pozwolenie, w końcu jest Władcą Piekła, ale znienawidziłabyś go, a na to nie może sobie pozwolić. Skoro jesteś wolna, może wyszłabyś ze mną do baru?
- Z Tobą?
- A co w tym dziwnego?
- I jak się bawiłaś?
- Dość fajnie, spotkałam Michaela, zajął miejsce Cedricka.
- Tak jak tego chciałaś - uśmiechnął się.
- Dziękuję.
- Za co?
- Że traktujesz mnie normalnie, po tym wszystkim.
- Nie możemy wiecznie płakać, proszę - przysunął mi pudełko, otworzyłam je i zobaczyłam pośmiertne odznaczenie dla Thundera, uśmiechnęłam się i przytuliłam do siebie.
- Dziękuję Ci, to bardzo wzruszające, a Lillien?
- Dostanie swoje z wielką pompą, uznałem, że Ty jej nie chcesz i nie potrzebujesz.
- Dobrze mnie znasz.
- Wyzywam Cie na pojedynek, zobaczymy czy zrobiłaś postępy.
- Cwaniak z Ciebie, najpierw mnie osłabiłeś jedzeniem, a teraz chcesz się bić, dajesz szefie.
Logan roześmiał się, podał mi rękę i poszliśmy do sali, wzięłam miecze.
- Uparta jesteś.
- Jeśli ktoś da radę to będę to ja.
Wyjęłam oba miecze, uśmiechnęłam się, Logan wiedział jak poprawić mi humor.
- Żeby było weselej, włączę muzykę, witaj w moim świecie - włączyłam "Wastelands" Linkin Park, i zaczęliśmy walczyć. Byłam spokojna, nikt mnie nie oceniał, walczyłam jakby od tego zależało moje życie. Cięłam, wyprowadzałam ciosy, nie dałam mu ani chwili wytchnienia, jego ataki z łatwością odbijałam.
- Czyżbyś miał zadyszkę? Za dużo browca, Logi - uśmiechnęłam się i walczyłam dalej.
- Bardzo śmieszne - mruknął i zaatakował mnie.
Opanowałam się, jednym mieczem przyblokowałam go, a drugim wytrąciłam mu miecz z ręki, moje ostrze znalazło się przy jego szyi. Usłyszałam brawa, odwróciłam się o ścianę podpierał się Abaddon. Opuściłam miecze i uśmiechnęłam się do Logana.
- Brawo, dałaś radę, faktycznie za dużo browca, ćwicz dalej.
- Będę, cześć Abe, przyszedłeś do mnie? - podeszłam do niego i uśmiechnęłam się.
- Mhm, wychodzimy dziś Ty i ja, na skrzydełka, jak będziesz grzeczna dorzucę kawę - uśmiechnął się i bawił się kosmykiem moich włosów.
- To musisz na mnie zaczekać, muszę się przebrać.
- Poczekam, nie pali się, siemka Logan - ruszył ze mną do windy.
- Coś Cie trapi?
- Nie, mam ochotę się napić, a Tobie to nieźle wychodzi.
- Nie odzywałeś się, już myślałam, że o mnie zapomniałeś - przyparł mnie do ściany windy.
- Wiesz, że to dla Twojego dobra, działasz na mnie, za bardzo, boję się, że się nie powstrzymam...poza tym to nie jest Ci teraz potrzebne...
- A co jest?
- Spokój, zrobiłem błąd, że przyszedłem...pragnę Cię.
- Drzwi....drzwi...wychodzimy, chodź....- wysunęłam się i poszłam do pokoju, kiedy się odwróciłam Abaddona już nie było. Wystawił mnie. Kiedy weszłam do pokoju, czekał na mnie Astaroth z tym swoim rozbrajającym uśmiechem. Nim zdążyłam zareagować, wziął z mych dłoni pudełeczko z odznaczeniem i otworzył.
- Zostaw..- mruknęłam - co Ty tu robisz?
- Ładne, co robię, chyba przegoniłem Twojego absztyfikanta, swoją drogą to było zabawne, wielki Abaddon chodzi za Tobą jak zbity pies i czeka, aż łaskawie spojrzysz na niego przychylniejszym okiem i dopuścisz go bliżej.
- O czym Ty gadasz?! Co to za brednie?
- Na jego miejscu nie czekałbym na pozwolenie, w końcu jest Władcą Piekła, ale znienawidziłabyś go, a na to nie może sobie pozwolić. Skoro jesteś wolna, może wyszłabyś ze mną do baru?
- Z Tobą?
- A co w tym dziwnego?
- W zasadzie to nie wiem.
- To jak?
- Dobra, niech stracę, ale musisz na mnie poczekać, muszę się doprowadzić do ładu.
- Jak sobie życzysz - Astaroth usiadł na kanapie wyglądał na zadowolonego, odznaczenie Thundera postawił na stole i się w nie wpatrywał. Odświeżyłam się i przebrałam, przypięłam miecz Thundera do paska, założyłam kurtkę i byłam gotowa.
- Szybko Ci poszło, panie zazwyczaj się długo stroją.
- Jak idą na randkę, a my nie idziemy.
- Mhm, zrozumiałem, to nie randka.
Zjechaliśmy windą na dół i dałam mu się poprowadzić do jakiegoś baru, który chciał odwiedzić, był dość spokojny, w innym klimacie niż poprzedni, w którym byłam z Abaddonem, zamówił jakieś lekkie trunki. Nic mocniejszego i tak nie wchodziło w grę, nie ufałam mu za bardzo, nie na tyle by się schlać.
Nataniel zaczepił Logana na korytarzu.
- Znasz tego blondasa, co wychodził z Amy? Ciągle się koło niej kręci.
- Wychodziła z Abaddonem.
- To nie był Abaddon.
- O cholerka! - chwycił telefon i pośpiesznie wykręcił jej numer.
Zerknęłam na wyświetlacz, Logan nigdy do mnie nie dzwonił, to musiało być coś ważnego.
- Wybacz na chwilę - odebrałam telefon - Co jest?
- Gdzie jesteś? Jest z Tobą Abaddon?
- Jestem w barze, nie wystawił mnie, zmienił zdanie, coś się stało?
- Udaj, że słabo słyszysz i odejdź na bok, to ważne.
- Coś Cię słabo słyszę...poczekaj odejdę dalej - kiwnęłam Astarothowi, że wychodzę na chwilę.
- Jeśli jesteś z człowiekiem o imieniu Astaroth to uciekaj, on pracuje dla Lilith, wynajęła go by Cię zabił.
- Co takiego?! I nic mi nie mówiłeś? Dobra, zaraz się zbieram.
Oj, byłam wściekła, weszłam do środka, podeszłam do niego, nachyliłam się i szepnęłam do ucha:
- Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj - wzięłam torbę i wyszłam z baru.
Szłam dość szybko, żeby mnie czasem nie dogonił, nie wiem jak to zrobił stanął przede mną, a ja wyjęłam miecz, dosięgał jego gardła.
- Rany, Amy i Ty się dziwisz, że mężczyźni tak się do Ciebie kleją? Ten żar...a teraz poważnie, co się stało?
- Jeszcze się pytasz?! Czy ty masz mnie za idiotkę?! Lilith?! Poważnie? Ktoś taki jak Ty, pracuje dla niej?! Po co się ze mną cackasz, wykonaj zadanie i miejmy to z głowy.
- Jesteś nie do końca doinformowana moja Ty błyskawico, nie okłamałem Cię, jestem obserwatorem, sprawdzam dlaczego miałbym wziąć to zlecenie.
- Błyskawico? Dlaczego tak mnie nazwałeś..?-z oczu popłynęły mi łzy, a ja opuściłam ostrze, było mi wszystko jedno - Rób co musisz, miejmy to z głowy, mam to w nosie.
Astaroth podszedł do mnie i mnie objął, opierałam mu się, ale przestałam, podświadomie oczekiwałam moment kiedy przebije mnie mieczem, ale ta chwila nie nadeszła.
- Dlaczego płaczesz? - szepnął mi do ucha - To przez tą błyskawicę?
- Dlaczego Cię to interesuje?
- To jak?
- Dobra, niech stracę, ale musisz na mnie poczekać, muszę się doprowadzić do ładu.
- Jak sobie życzysz - Astaroth usiadł na kanapie wyglądał na zadowolonego, odznaczenie Thundera postawił na stole i się w nie wpatrywał. Odświeżyłam się i przebrałam, przypięłam miecz Thundera do paska, założyłam kurtkę i byłam gotowa.
- Szybko Ci poszło, panie zazwyczaj się długo stroją.
- Jak idą na randkę, a my nie idziemy.
- Mhm, zrozumiałem, to nie randka.
Zjechaliśmy windą na dół i dałam mu się poprowadzić do jakiegoś baru, który chciał odwiedzić, był dość spokojny, w innym klimacie niż poprzedni, w którym byłam z Abaddonem, zamówił jakieś lekkie trunki. Nic mocniejszego i tak nie wchodziło w grę, nie ufałam mu za bardzo, nie na tyle by się schlać.
Nataniel zaczepił Logana na korytarzu.
- Znasz tego blondasa, co wychodził z Amy? Ciągle się koło niej kręci.
- Wychodziła z Abaddonem.
- To nie był Abaddon.
- O cholerka! - chwycił telefon i pośpiesznie wykręcił jej numer.
Zerknęłam na wyświetlacz, Logan nigdy do mnie nie dzwonił, to musiało być coś ważnego.
- Wybacz na chwilę - odebrałam telefon - Co jest?
- Gdzie jesteś? Jest z Tobą Abaddon?
- Jestem w barze, nie wystawił mnie, zmienił zdanie, coś się stało?
- Udaj, że słabo słyszysz i odejdź na bok, to ważne.
- Coś Cię słabo słyszę...poczekaj odejdę dalej - kiwnęłam Astarothowi, że wychodzę na chwilę.
- Jeśli jesteś z człowiekiem o imieniu Astaroth to uciekaj, on pracuje dla Lilith, wynajęła go by Cię zabił.
- Co takiego?! I nic mi nie mówiłeś? Dobra, zaraz się zbieram.
Oj, byłam wściekła, weszłam do środka, podeszłam do niego, nachyliłam się i szepnęłam do ucha:
- Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj - wzięłam torbę i wyszłam z baru.
Szłam dość szybko, żeby mnie czasem nie dogonił, nie wiem jak to zrobił stanął przede mną, a ja wyjęłam miecz, dosięgał jego gardła.
- Rany, Amy i Ty się dziwisz, że mężczyźni tak się do Ciebie kleją? Ten żar...a teraz poważnie, co się stało?
- Jeszcze się pytasz?! Czy ty masz mnie za idiotkę?! Lilith?! Poważnie? Ktoś taki jak Ty, pracuje dla niej?! Po co się ze mną cackasz, wykonaj zadanie i miejmy to z głowy.
- Jesteś nie do końca doinformowana moja Ty błyskawico, nie okłamałem Cię, jestem obserwatorem, sprawdzam dlaczego miałbym wziąć to zlecenie.
- Błyskawico? Dlaczego tak mnie nazwałeś..?-z oczu popłynęły mi łzy, a ja opuściłam ostrze, było mi wszystko jedno - Rób co musisz, miejmy to z głowy, mam to w nosie.
Astaroth podszedł do mnie i mnie objął, opierałam mu się, ale przestałam, podświadomie oczekiwałam moment kiedy przebije mnie mieczem, ale ta chwila nie nadeszła.
- Dlaczego płaczesz? - szepnął mi do ucha - To przez tą błyskawicę?
- Dlaczego Cię to interesuje?
- Cała mnie interesujesz, zawsze interesowałaś - przytulił mnie mocniej.
- Przez błyskawicę, on tak do mnie mówił...- szeptałam.
- Nie chciałem Cię urazić, nie jestem tu, by ciebie zabić.
- Ale kiedyś to zrobisz...po co więc..
- Cii, liczy się to co jest teraz, a ja coraz bardziej jestem skłonny odrzucić tą propozycję, z każdą chwilą mnie w tym utrzymujesz - patrzył mi prosto w oczy.
- Jak mogę ci zaufać?
- Nie chcesz, nie ufaj, daj mi na to zasłużyć, chodź..przyda ci się coś mocniejszego - otarł łzy z mej twarzy, wziął mnie za rękę i zabrał z powrotem do baru.
Kiedy usiadłam przy stole, nachylił się i szepnął:
- I jeszcze jedno, to jest randka - uśmiechnął się i podał mi szklankę.
- Jak tam sobie chcesz...- speszyłam się i napisałam Loganowi smsa: Jest ok, nic mi nie grozi. Ale czy byłam tego pewna?
- Przez błyskawicę, on tak do mnie mówił...- szeptałam.
- Nie chciałem Cię urazić, nie jestem tu, by ciebie zabić.
- Ale kiedyś to zrobisz...po co więc..
- Cii, liczy się to co jest teraz, a ja coraz bardziej jestem skłonny odrzucić tą propozycję, z każdą chwilą mnie w tym utrzymujesz - patrzył mi prosto w oczy.
- Jak mogę ci zaufać?
- Nie chcesz, nie ufaj, daj mi na to zasłużyć, chodź..przyda ci się coś mocniejszego - otarł łzy z mej twarzy, wziął mnie za rękę i zabrał z powrotem do baru.
Kiedy usiadłam przy stole, nachylił się i szepnął:
- I jeszcze jedno, to jest randka - uśmiechnął się i podał mi szklankę.
- Jak tam sobie chcesz...- speszyłam się i napisałam Loganowi smsa: Jest ok, nic mi nie grozi. Ale czy byłam tego pewna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz