Wybrałam się na patrol z Loganem, był bardzo milczący, co jakiś czas na mnie zerkał. Ewidentnie chciał o czymś ze mną porozmawiać, ale nie wiedział jak, ani czy może- no dalej powiedz to w końcu...
- Co takiego?
- Chcesz ze mną o czymś porozmawiać, tylko nie wiesz jak zacząć, pewnie chodzi o mnie, o łzy albo o Thundera, mów.
- Chciałem, eh jak się czujesz?
- Źle, tęsknię za bardzo. Następne pytanie, o a jednak nie...bezduszny - ruszyłam szybko w tamtą stronę, byłam pierwsza, załatwiłam go szybciej niż ktokolwiek zdążył dobiec - eh, mięczak, nawet się nie rozgrzałam.
- Amy - Logan objął mnie z tyłu - nikt Cie nie obwinia o to co się stało. Chciałem, żebyś to wiedziała.
- Ja siebie obwiniam i to wystarczy - odwrócił mnie do siebie przodem i przytulił.
- To przestań.
- To nie takie proste, jego już nie ma...to powinnam być ja.
- Nie mów tak nigdy więcej.
- Powiedziałam tylko to co myślą inni, a już na pewno Lillien.
- Nigdy niczego takiego nie powiedziała, jutro jedziesz do Ragnara.
- Nie chcę...
- Bez dyskusji.
- Tak jest.
- Nie słyszę.
- Tak jest, szefie.
Rozdzieliliśmy się, mogłam przynajmniej się skupić, zauważyłam mężczyznę, przyglądał mi się z daleka, w pierwszej chwili myślałam, ze to Abaddon, ale miał inną posturę.
- Kim jesteś?
- Imponujące, zauważyłaś mnie - podszedł do mnie, a ja byłam czujna.
- Kim jesteś? - ponowiłam pytanie.
- Na chwile obecną obserwatorem, bezstronnym, ale kto wie kim będę jutro. Nazywam się Astaroth.- W takim razie nie przeszkadzaj sobie, rób co tam robisz, a ja wrócę do swoich zajęć - przypomniałam sobie, że Abaddon mnie ostrzegał, wolałam więc nie kusić losu.
- Jak sobie życzysz - skłonił się lekko i przyglądał swoimi niesamowicie niebieskimi oczami, miał piękny uśmiech, niedobrze coś mi mówiło, że jest groźny. Nie próbował mnie dotknąć czy zaatakować, jednak wiedziałam, że takiego przeciwnika się nie lekceważy. Był wysoki i niesamowicie muskularny, co dało się zauważyć, jego blond włosy opadały lekko na ramiona. Nieswojo się czułam w jego towarzystwie, skinęłam więc lekko głową i pognałam w przeciwnym kierunku, nie ruszył za mną tylko uśmiechał się tajemniczo.
- Znalazłeś coś ? - zapytałam Logana.
- Nic, cisza, a Ty?
- Spokojnie dziś, nie miałam okazji do walki - nie skłamałam.
- Wracajmy - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę siedziby, jakby się bał, że się zgubię po drodze. Nie, trzymał mnie z dala od centrum...zatrzymałam się i spojrzałam w tamta stronę.
- Remontują centrum...- mruknęłam.
- Nie myśl o tym.
- Nie potrafię, byłam zbyt słaba.
- A on zbyt gwałtowny, zawsze taki był jeśli chodziło o Ciebie.
Było w tym trochę racji, ale dzięki niemu żyłam.
- Masz rację, odznaczysz go pośmiertnie? Zasłużył....prawda?
- Zasłużył, miło, że o tym pomyślałaś, procedura jest w toku.
- Będzie jej przyjemnie, otrzymać medal za zasługi brata.
- W końcu mówisz jak dowódca, tobie również będzie przyjemnie.
Zdziwiłam się i ruszyłam za nim, kiedy się odwróciłam widziałam ten cień, nie mogłam przedłużać, nie chciałam by widział go Logan, znowu by się zmartwił. Astaroth, czego Ty ode mnie chcesz? Thunder, Ty wiesz prawda? Spojrzałam w niebo, żałowałam, że nie mogłam z nim o tym porozmawiać. Gdy wróciłam do pokoju na stole nadal leżał nie zaczęty trunek, Abaddona nigdzie nie było, więc włożyłam go do lodówki, nie miałam ochoty by pić w samotności. Było już późno więc przebrałam się, umyłam i zdecydowałam się na sen, a przynajmniej na jego próbę. Abaddon siedział u siebie pochłonięty w knuciach, podjudzaniach buntów, torturach oraz rozmyślaniach, dlaczego doprowadził ją do łez? Ilekroć wydawało mu się, że już wiedział, okazywało się to kolejnym głupim wymysłem. Odkąd nie cofnęła rozkazu, który umożliwiał mu swobodne poruszanie, czuł się wolny. Mógł ją odwiedzać i zabierać, gdzie chciał i kiedy tylko chciał. Wiedział, że wróciła już do domu, ulżyło mu gdy to poczuł. Za dużo o niej myślał ostatnio, stanowczo. Odkąd została sama, a on nie dał rady, za późno próbował cokolwiek zmienić nigdy mu tego nie wygarnęła. Minęła kolejna godzina, usłyszał jej krzyk, ruszył do niej, ale wiedział, że to kolejny koszmar. Nie potrafiła spać, ciągle widziała jego śmierć, nie musiała mu tego mówić, on wiedział. Gdyby nie siderth, który piła tak ochoczo i odpłynęła, nie zmrużyłaby oka od tamtej nocy. Siedziała w ciemności skulona na łóżku, tak stanowczo było dla niej zbyt wielkie, podszedł i położył się obok, gdy chciał potrafił być tak cichy, że go nie wyczuwała, zwłaszcza kiedy zatopiła się w swoim cierpieniu. Sięgnął po nią i przyciągnął do siebie, po prostu przytulił.
- Abaddon? - szepnęła zdruzgotana.
- Ciii....jestem, śpij - głaskał ja po włosach, denerwował się, że jej bliscy pozwalali jej tak cierpieć w samotności. Byli nieporadni jak ślepcy, bojąc się wywołać w niej kolejną eksplozję bólu. Jeśli jeszcze jakąś w ogolę się dało - płacz jeśli chcesz - poczuł jak przytuliła się mocniej.
- Dziękuję - szepnęłam, mogłam się tutaj spodziewać każdego, ale nie tego okrutnego Władcy Piekieł, marzącego by zaliczyć mnie na milion znanych mu sposobów. Kiedy miał okazję i byłam bezbronna, po prostu mnie przytulił.
- Tylko nikomu, ani słowa - jęknął - nie mam zamiaru robić się miękki.
- Jasne jak słońce.
- Mogę chociaż troszeczkę Cię poobmacywać? Nie? Ok musiałem spróbować - mruknął zadowolony z siebie Abaddon.
- Zawsze marzyłeś by mnie zaciągnąć do łóżka, oto jestem - przytuliłam się mocniej, położyłam głowę na jego torsie, był taki ciepły, działał na mnie uspokajająco.
- Zastanawiam się, czy to Ty nie uciekłaś z piekła, masz lepszy efekt w kuszeniu niż ja - zrobił coś czego bym się nie spodziewała, nachylił się i delikatnie mnie pocałował - to na dobranoc, odpędzę Twoje koszmary. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam, obudziłam się dopiero rano, on ciągle był przy mnie.
- Nie wiem jak to zrobiłeś, ale nie przyśnił mi się żaden koszmar.
- Maleńka, sypiasz z diabłem, czego oczekujesz? - mruknął zadowolony i spojrzał na mnie.
- Coś w tym jest, nie wiem czego oczekuję...
- Od diabła się niczego nie oczekuje, po prostu bierz ile Ci daje i nie myśl o tym co będzie później - nachylił się nade mną.
- Co Ty tu do diabła robisz?!!! Ty...Ty...diable! - Raziel stanął przy moim łóżku, zerknęłam na niego zaskoczona. Wyciągnął Abaddona z łóżka i beształ jakby był mamą, którą przyłapała dziecko na robieniu czegoś złego, a co ja właściwie robiłam? Spojrzałam w sufit, gdy ta dwójka się kłóciła i uśmiechnęłam.
- Ty podstępny oszuście! Z buciorami do jej łóżka!
- Raziel, spokojnie nic się nie wydarzyło - podniosłam się i podeszłam do niego.
- Ale mogło, nie chcę by Cię skrzywdził...tylko tyle potrafi... - spojrzałam na Abaddona i uśmiechnęłam się delikatnie, on również odwzajemnił uśmiech i nie słuchał tego co mówił Raziel.
- Nie tylko, jestem duża i nie dam się tym złowieszczym podchodom, nie martw się o mnie przyjacielu - złapałam Raziela za rękę - spokojnie, muszę się umyć i ubrać, chcę poćwiczyć.
- Lubisz go - powiedział i się zamyślił, Abaddon wyglądał na nieco zaskoczonego.
- Ciebie też lubię i nikt nie robi z tego powodu tragedii - uśmiechnęłam się i poszłam do łazienki zostawiając ich samych.
- Spędziłeś z nią noc, mieliśmy umowę - zaczął Raziel
- Miałem słuchać jak płacze?Nie zrobić nic? W nosie mam Twoje zakazy. Ciągle ma koszmary, niech dziś Michael zajmie się jej treningiem. Bywaj, Razielu - Abaddon wrócił do swojego piekła, ostatnio stanowczo zbyt rzadko w nim bywa. Nie podobało mu się to, co ona z nim robiła, stawali się sobie coraz bliżsi, nie powinien zaburzać jej osądu.
- Co takiego?
- Chcesz ze mną o czymś porozmawiać, tylko nie wiesz jak zacząć, pewnie chodzi o mnie, o łzy albo o Thundera, mów.
- Chciałem, eh jak się czujesz?
- Źle, tęsknię za bardzo. Następne pytanie, o a jednak nie...bezduszny - ruszyłam szybko w tamtą stronę, byłam pierwsza, załatwiłam go szybciej niż ktokolwiek zdążył dobiec - eh, mięczak, nawet się nie rozgrzałam.
- Amy - Logan objął mnie z tyłu - nikt Cie nie obwinia o to co się stało. Chciałem, żebyś to wiedziała.
- Ja siebie obwiniam i to wystarczy - odwrócił mnie do siebie przodem i przytulił.
- To przestań.
- To nie takie proste, jego już nie ma...to powinnam być ja.
- Nie mów tak nigdy więcej.
- Powiedziałam tylko to co myślą inni, a już na pewno Lillien.
- Nigdy niczego takiego nie powiedziała, jutro jedziesz do Ragnara.
- Nie chcę...
- Bez dyskusji.
- Tak jest.
- Nie słyszę.
- Tak jest, szefie.
Rozdzieliliśmy się, mogłam przynajmniej się skupić, zauważyłam mężczyznę, przyglądał mi się z daleka, w pierwszej chwili myślałam, ze to Abaddon, ale miał inną posturę.
- Kim jesteś?
- Imponujące, zauważyłaś mnie - podszedł do mnie, a ja byłam czujna.
- Kim jesteś? - ponowiłam pytanie.
- Na chwile obecną obserwatorem, bezstronnym, ale kto wie kim będę jutro. Nazywam się Astaroth.- W takim razie nie przeszkadzaj sobie, rób co tam robisz, a ja wrócę do swoich zajęć - przypomniałam sobie, że Abaddon mnie ostrzegał, wolałam więc nie kusić losu.
- Jak sobie życzysz - skłonił się lekko i przyglądał swoimi niesamowicie niebieskimi oczami, miał piękny uśmiech, niedobrze coś mi mówiło, że jest groźny. Nie próbował mnie dotknąć czy zaatakować, jednak wiedziałam, że takiego przeciwnika się nie lekceważy. Był wysoki i niesamowicie muskularny, co dało się zauważyć, jego blond włosy opadały lekko na ramiona. Nieswojo się czułam w jego towarzystwie, skinęłam więc lekko głową i pognałam w przeciwnym kierunku, nie ruszył za mną tylko uśmiechał się tajemniczo.
- Znalazłeś coś ? - zapytałam Logana.
- Nic, cisza, a Ty?
- Spokojnie dziś, nie miałam okazji do walki - nie skłamałam.
- Wracajmy - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę siedziby, jakby się bał, że się zgubię po drodze. Nie, trzymał mnie z dala od centrum...zatrzymałam się i spojrzałam w tamta stronę.
- Remontują centrum...- mruknęłam.
- Nie myśl o tym.
- Nie potrafię, byłam zbyt słaba.
- A on zbyt gwałtowny, zawsze taki był jeśli chodziło o Ciebie.
Było w tym trochę racji, ale dzięki niemu żyłam.
- Masz rację, odznaczysz go pośmiertnie? Zasłużył....prawda?
- Zasłużył, miło, że o tym pomyślałaś, procedura jest w toku.
- Będzie jej przyjemnie, otrzymać medal za zasługi brata.
- W końcu mówisz jak dowódca, tobie również będzie przyjemnie.
Zdziwiłam się i ruszyłam za nim, kiedy się odwróciłam widziałam ten cień, nie mogłam przedłużać, nie chciałam by widział go Logan, znowu by się zmartwił. Astaroth, czego Ty ode mnie chcesz? Thunder, Ty wiesz prawda? Spojrzałam w niebo, żałowałam, że nie mogłam z nim o tym porozmawiać. Gdy wróciłam do pokoju na stole nadal leżał nie zaczęty trunek, Abaddona nigdzie nie było, więc włożyłam go do lodówki, nie miałam ochoty by pić w samotności. Było już późno więc przebrałam się, umyłam i zdecydowałam się na sen, a przynajmniej na jego próbę. Abaddon siedział u siebie pochłonięty w knuciach, podjudzaniach buntów, torturach oraz rozmyślaniach, dlaczego doprowadził ją do łez? Ilekroć wydawało mu się, że już wiedział, okazywało się to kolejnym głupim wymysłem. Odkąd nie cofnęła rozkazu, który umożliwiał mu swobodne poruszanie, czuł się wolny. Mógł ją odwiedzać i zabierać, gdzie chciał i kiedy tylko chciał. Wiedział, że wróciła już do domu, ulżyło mu gdy to poczuł. Za dużo o niej myślał ostatnio, stanowczo. Odkąd została sama, a on nie dał rady, za późno próbował cokolwiek zmienić nigdy mu tego nie wygarnęła. Minęła kolejna godzina, usłyszał jej krzyk, ruszył do niej, ale wiedział, że to kolejny koszmar. Nie potrafiła spać, ciągle widziała jego śmierć, nie musiała mu tego mówić, on wiedział. Gdyby nie siderth, który piła tak ochoczo i odpłynęła, nie zmrużyłaby oka od tamtej nocy. Siedziała w ciemności skulona na łóżku, tak stanowczo było dla niej zbyt wielkie, podszedł i położył się obok, gdy chciał potrafił być tak cichy, że go nie wyczuwała, zwłaszcza kiedy zatopiła się w swoim cierpieniu. Sięgnął po nią i przyciągnął do siebie, po prostu przytulił.
- Abaddon? - szepnęła zdruzgotana.
- Ciii....jestem, śpij - głaskał ja po włosach, denerwował się, że jej bliscy pozwalali jej tak cierpieć w samotności. Byli nieporadni jak ślepcy, bojąc się wywołać w niej kolejną eksplozję bólu. Jeśli jeszcze jakąś w ogolę się dało - płacz jeśli chcesz - poczuł jak przytuliła się mocniej.
- Dziękuję - szepnęłam, mogłam się tutaj spodziewać każdego, ale nie tego okrutnego Władcy Piekieł, marzącego by zaliczyć mnie na milion znanych mu sposobów. Kiedy miał okazję i byłam bezbronna, po prostu mnie przytulił.
- Tylko nikomu, ani słowa - jęknął - nie mam zamiaru robić się miękki.
- Jasne jak słońce.
- Mogę chociaż troszeczkę Cię poobmacywać? Nie? Ok musiałem spróbować - mruknął zadowolony z siebie Abaddon.
- Zawsze marzyłeś by mnie zaciągnąć do łóżka, oto jestem - przytuliłam się mocniej, położyłam głowę na jego torsie, był taki ciepły, działał na mnie uspokajająco.
- Zastanawiam się, czy to Ty nie uciekłaś z piekła, masz lepszy efekt w kuszeniu niż ja - zrobił coś czego bym się nie spodziewała, nachylił się i delikatnie mnie pocałował - to na dobranoc, odpędzę Twoje koszmary. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam, obudziłam się dopiero rano, on ciągle był przy mnie.
- Nie wiem jak to zrobiłeś, ale nie przyśnił mi się żaden koszmar.
- Maleńka, sypiasz z diabłem, czego oczekujesz? - mruknął zadowolony i spojrzał na mnie.
- Coś w tym jest, nie wiem czego oczekuję...
- Od diabła się niczego nie oczekuje, po prostu bierz ile Ci daje i nie myśl o tym co będzie później - nachylił się nade mną.
- Co Ty tu do diabła robisz?!!! Ty...Ty...diable! - Raziel stanął przy moim łóżku, zerknęłam na niego zaskoczona. Wyciągnął Abaddona z łóżka i beształ jakby był mamą, którą przyłapała dziecko na robieniu czegoś złego, a co ja właściwie robiłam? Spojrzałam w sufit, gdy ta dwójka się kłóciła i uśmiechnęłam.
- Ty podstępny oszuście! Z buciorami do jej łóżka!
- Raziel, spokojnie nic się nie wydarzyło - podniosłam się i podeszłam do niego.
- Ale mogło, nie chcę by Cię skrzywdził...tylko tyle potrafi... - spojrzałam na Abaddona i uśmiechnęłam się delikatnie, on również odwzajemnił uśmiech i nie słuchał tego co mówił Raziel.
- Nie tylko, jestem duża i nie dam się tym złowieszczym podchodom, nie martw się o mnie przyjacielu - złapałam Raziela za rękę - spokojnie, muszę się umyć i ubrać, chcę poćwiczyć.
- Lubisz go - powiedział i się zamyślił, Abaddon wyglądał na nieco zaskoczonego.
- Ciebie też lubię i nikt nie robi z tego powodu tragedii - uśmiechnęłam się i poszłam do łazienki zostawiając ich samych.
- Spędziłeś z nią noc, mieliśmy umowę - zaczął Raziel
- Miałem słuchać jak płacze?Nie zrobić nic? W nosie mam Twoje zakazy. Ciągle ma koszmary, niech dziś Michael zajmie się jej treningiem. Bywaj, Razielu - Abaddon wrócił do swojego piekła, ostatnio stanowczo zbyt rzadko w nim bywa. Nie podobało mu się to, co ona z nim robiła, stawali się sobie coraz bliżsi, nie powinien zaburzać jej osądu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz