Wygrzebałam mniejszą torbę, przyda się na prowiant, w zasadzie nigdy nie byłam w piekle, nie wiem czego się tam spodziewać, ale mam nadzieję, że Astaroth mi powie. Wzięłam telefon i wysłałam mu wiadomość: "Czy możemy się spotkać?". Kiedy miałam go odłożyć stanął przede mną i uśmiechnął się
- Wzywałaś Pani? - skłonił się lekko.
- Nie zgrywaj się, fajnie, że jesteś. Zgadzam się pomóc Ci z tym kielichem. Pójdę z Tobą do piekła.
- A to niespodzianka, zaintrygowałem Cię na tyle, że się zgodziłaś - był z siebie zadowolony.
-Raczej Twoje życzenie, jestem ciekawa o czym marzy ktoś tak potężny jak Ty.
- Jak wszystko pójdzie dobrze to już, wkrótce się dowiesz.
- Opowiedz mi czego mam się spodziewać, nigdy tam nie byłam.
- Będziesz bezpieczna przy mnie, nikt nie odważy się Ciebie tknąć, a jeśli spróbuje to mnie popamięta. Trochę prowiantu, napoje, broń, w pewnych częściach piekła jest gorąco w innych bywa lodowato, zwłaszcza nocą. Nie bierz za dużo, ja o Ciebie zadbam jeśli mi pozwolisz- Astaroth uśmiechnął się do mnie- Nie bój się.
- Dobrze, dzięki. Kiedy chcesz iść?
- Z Tobą choćby zaraz, ale myślę, że jutro byłoby dobrze. Załatwisz sobie wszystko i będziesz tylko moja, na kilka dni, ale jednak - uśmiechnął się i ścisnął moją dłoń delikatnie.
- Jeszcze będziesz miał mnie dość, to żadna wiadomość wpływająca pozytywnie na Twój poziom zadowolenia. Ty na prawdę wczoraj odstraszyłeś Abaddona ode mnie?
- Gdybyś słyszała jego myśli, przegnałabyś go do stu diabłów - uśmiechnął się zadowolony z siebie.
- Nie lubicie się?
- Jest jakby moim szefem, ale w pewne sprawy nie wolno mu się mieszać, mogę sobie na to pozwolić, wiesz to, że jestem obserwatorem najlepszym z piekielnej czeluści ma swoje plusy, wiem więcej niż inni, kwestia ceny, żebym o tym zapomniał. To się przydaje.
- Za jaką cenę zapomniałbyś o mnie? Pytam z ciekawości.
- Ne ma takiej ceny...chcę wszystko pamiętać, co jest związane z Tobą - uśmiechnął się łagodnie.
- No w sumie masz rację, trochę głupio byłoby jakbyś o mnie zapomniał na wyprawie - roześmiał się, wyglądał wtedy całkiem...nie nie wyglądał. Żeby zająć czymś ręce otwarłam szafy z uzbrojeniem, Astaroth stanął za mną, przyglądał się rzeczom Thundera.
- Całkiem niezłe - mruknął kiedy oglądał czakram.
- Weź go.
- Jesteś pewna?
- Coś mi mówi, że nie miałby nic przeciwko, zwłaszcza, że użyjesz go w mojej obronie tam..na dole - podałam mu czakram, dotknął mojej dłoni kiedy mu go podawałam.
- Dziękuję, wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe.
- Wiesz, myślę, że ta koszulka byłaby na Ciebie dobra, jest wzmacniana, jest jak zbroja i jest czarna, chyba...lubisz ten kolor, przymierz.
- Troszczysz się o mnie - zaskoczył mnie, ze od razu zdjął koszulkę, odwróciłam wzrok, a on uśmiechnął się pod nosem - i jak?
- Całkiem nieźle oo w Twojej są dziury..
- Na skrzydła.
- Oj, zapomniałam, ale zaraz Ci ją przerobię - wyjęłam metr i przybory do szycia, musiałam się czyś zając, żeby na niego nie patrzeć.
- Mogę zrobić to sam..- dotknął moich dłoni i zmusił, żebym na niego spojrzała.
- Pozwól mi...proszę.
- Jak sobie życzysz - był niesamowicie muskularny, na lewym ramieniu miał mały czarny tatuaż, za każdym razem obchodził się ze mną delikatnie, mimo swojej siły i postury.
- W lodówce znajdziesz coś do picia, nie krępuj się, a ja to zrobię.
- Masz siderth? Trzeba było powiedzieć, że chcesz mnie rozebrać i spić, ułatwiłbym Ci robotę - roześmiał się - nie mów, że to pijasz?
- Piłam raz z Abaddonem, a to zostało na sama nie wiem jaka okazję, częstuj się jak lubisz - nie podnosiłam wzroku, skupiałam się na obszywaniu dziur.
- Gdybyś słyszała jego myśli, przegnałabyś go do stu diabłów - uśmiechnął się zadowolony z siebie.
- Nie lubicie się?
- Jest jakby moim szefem, ale w pewne sprawy nie wolno mu się mieszać, mogę sobie na to pozwolić, wiesz to, że jestem obserwatorem najlepszym z piekielnej czeluści ma swoje plusy, wiem więcej niż inni, kwestia ceny, żebym o tym zapomniał. To się przydaje.
- Za jaką cenę zapomniałbyś o mnie? Pytam z ciekawości.
- Ne ma takiej ceny...chcę wszystko pamiętać, co jest związane z Tobą - uśmiechnął się łagodnie.
- No w sumie masz rację, trochę głupio byłoby jakbyś o mnie zapomniał na wyprawie - roześmiał się, wyglądał wtedy całkiem...nie nie wyglądał. Żeby zająć czymś ręce otwarłam szafy z uzbrojeniem, Astaroth stanął za mną, przyglądał się rzeczom Thundera.
- Całkiem niezłe - mruknął kiedy oglądał czakram.
- Weź go.
- Jesteś pewna?
- Coś mi mówi, że nie miałby nic przeciwko, zwłaszcza, że użyjesz go w mojej obronie tam..na dole - podałam mu czakram, dotknął mojej dłoni kiedy mu go podawałam.
- Dziękuję, wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe.
- Wiesz, myślę, że ta koszulka byłaby na Ciebie dobra, jest wzmacniana, jest jak zbroja i jest czarna, chyba...lubisz ten kolor, przymierz.
- Troszczysz się o mnie - zaskoczył mnie, ze od razu zdjął koszulkę, odwróciłam wzrok, a on uśmiechnął się pod nosem - i jak?
- Całkiem nieźle oo w Twojej są dziury..
- Na skrzydła.
- Oj, zapomniałam, ale zaraz Ci ją przerobię - wyjęłam metr i przybory do szycia, musiałam się czyś zając, żeby na niego nie patrzeć.
- Mogę zrobić to sam..- dotknął moich dłoni i zmusił, żebym na niego spojrzała.
- Pozwól mi...proszę.
- Jak sobie życzysz - był niesamowicie muskularny, na lewym ramieniu miał mały czarny tatuaż, za każdym razem obchodził się ze mną delikatnie, mimo swojej siły i postury.
- W lodówce znajdziesz coś do picia, nie krępuj się, a ja to zrobię.
- Masz siderth? Trzeba było powiedzieć, że chcesz mnie rozebrać i spić, ułatwiłbym Ci robotę - roześmiał się - nie mów, że to pijasz?
- Piłam raz z Abaddonem, a to zostało na sama nie wiem jaka okazję, częstuj się jak lubisz - nie podnosiłam wzroku, skupiałam się na obszywaniu dziur.
Nalał trochę do dwóch szklanek i jedną położył obok mnie.
- Abaddon zawsze miał zamiłowanie do mocnych trunków, musisz kiedyś spróbować exodus, powinien Ci smakować, bardziej wyrafinowany. Jak wrócimy zabiorę cię do baru i tam spróbujesz, jeśli będziesz chciała no i to będzie nasza druga randka - uparcie się we mnie wpatrywał, podniosłam wzrok, a on uśmiechnął się figlarnie.
- Mówiłeś coś? - uśmiechnęłam się pod nosem, nie dam mu tej satysfakcji.
- Nie słuchałaś, nie szkodzi będziemy mieć dość czasu na omówienie mojej teorii i przekonanie Cię żebyś ze mną poszła.
- Gotowe, przymierz - rzuciłam mu koszulkę i opuściłam wzrok.
- Oceń swoją pracę - zaprezentował mi się i wyciągnął swoje wielkie, czarne skrzydła, wyglądał imponująco.
- Wow, wyglądasz niesamowicie, piękne skrzydła.
- Mimo tego, że są czarne? - podszedł do mnie bardzo blisko i patrzył mi w oczy.
- Mimo tego, że są czarne - dotknęłam ich delikatnie, były miękkie i delikatne, mimo tego takie potężne. Gdy zobaczyłam jak mi się przygląda opuściłam rękę, złapał mnie za nią i splótł palce z moimi.
- Nie pożałujesz tego, obiecuję Ci - uniósł nasze dłonie i ucałował moją.
- Mam nadzieję - uśmiechnęłam się - wierzę Ci.
- Zbieram się, do jutra moja kruszyno.
- Do jutra..- staliśmy jeszcze chwilę wpatrując się w siebie i trzymając za ręce, aż w końcu go puściłam, zabrał swoje rzeczy i zniknął. Dopiłam siderth, posprzątałam i wybrałam ubrania na jutrzejsza wyprawę, oraz broń, nie mogłam wziąć zbyt dużo, gdybym musiała uciekać oraz zbyt mało, żeby mieć czym walczyć. Postanowiłam odwiedzić Logana i poinformować go o mojej podróży, nie będzie łatwo, ale w tej właśnie sprawie nie miał zbyt wiele do gadania.
- Mogę? - wsunęłam się do jego gabinetu.
- Wejdź...słucham - podszedł do mnie.
- Jutro idę...lecę...cokolwiek to będzie do piekła, chciałam, żebyś wiedział.
- Jesteś tego pewna? Mogę Ci zabronić i co wtedy zrobisz? - skrzyżował ręce na piersi.
- Pójdę mimo to, nie skarzę go na tułaczkę i zamartwianie się wieczne o mnie.
- Miałem nadzieję, że ty i ja...
- Wiesz, że to by się nie udało - wzięłam go za rękę i ścisnęłam mocniej - za bardzo byś się o mnie bał, a ja muszę walczyć i ryzykować mimo wszystko.
- Skąd pewność, że będziesz tam bezpieczna?
- On mi to obiecał, jest potężny, czuję to, myślę, że nawet jest silniejszy niż Ty czy ja. Kiedy z nim jestem wyczuwam takie ogromne pokłady mocy, ukrywa je, nie chciałabym mieć w nim wroga - oparłam się o drzwi.
- A co jeśli Cię oszuka?
- Trudno mi to logicznie Ci wytłumaczyć, ale nie zrobi tego. Nie jest pochopny, nie rzucił się na mnie, a miał okazje nie jedną, bo podejrzewam, że nie dałabym rady się obronić. Lilith przy nim to cienki bolek, a wykończyła mnie, prawda?
- Nie daruję sobie jeśli pozwolę Ci iść i nie wrócisz...- opuścił głowę.
- Wrócę...
- Skąd wiesz?
- Stąd, że nie kazał mi brać za dużo prowiantu - uśmiechnęłam się - kto by mnie chciał żywić za darmo - zaśmiałam się.
- Eh.. Amy...co ja z Tobą mam?
- Nie niszcz tego co mamy...- spoważniałam.
- Zawołaj mnie jak będziecie ruszać, chcę z nim pogadać..
- Jeśli to Cię uspokoi, dobrze - wyszłam zostawiając go samego, zanim jeszcze się rozmyśli. Czekała mnie jeszcze kolejna rozmowa z Xanderem, jęczenie, by mnie zastąpił, może nie będzie zbytnio krzyczał.
Znalazłam go na siłowni, akurat się rozciągał przed ćwiczeniami.
- Cześć..
- Cześć...mm faktycznie schudłaś..
- Też się cieszę, że ciebie widzę...
- Przecież wiesz, nie muszę Ci mówić rzeczy oczywistych.
- Mam prośbę, muszę wyjechać na kilka dni. Mógłbyś mnie zastąpić, albo przynajmniej pomóc w czymś czasem Loganowi?
- Prawdę mówiąc planowałem kilka wolnych dni, chcę gdzieś zabrać Selene.
- Ok, to miłego odpoczynku w takim razie.
- I co, nie pojedziesz?
- Pojadę, tylko Logan będzie musiał poradzić sobie sam.
- Rzucasz wszystko dla kogoś kogo nawet nie znasz...olewasz przyjaciół
- Nie sądzisz, że moi przyjaciele olali mnie trochę wcześniej? Kiedy płakałam pocieszał mnie diabeł, nie żaden z nich- zdenerwował mnie.
- Już nie jesteś centrum mojego świata, przywyknij.
- Wcale nie chcę w nim być, dobrze o tym wiesz...rzuciłam wszystko by WAM pomóc, narażając się na gniew wielkiego brata i wiesz co, byłam wtedy szczęśliwa...razem z Tobą.
- Amy..idź już lepiej zanim powiem coś czego oboje będziemy żałować.
- Jesteś zazdrosny...nie wiem o co, ale jesteś...zamiataj dalej wszystko pod dywan, już mnie to nie rusza. Poradzę sobie - wyszłam z siłowni, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek tak kłóciła się z Xanderem. Upadli chyba na głowę, jak nie wszyscy obecni to ja.
- Amy, co się stało? - zapytał Nataniel.
- Nic, tylko Xander ma okres, maruda z niego.
- Oho, ostatnio jest gderliwy, nie przejmuj się nim. Mogę Ci coś powiedzieć i nie będziesz zła?
- Dawaj - Nataniel podszedł do mnie, położył mi dłonie na ramionach i myślał jak powiedzieć to co ma na myśli.
- Wiesz, ze on może przypomina Ci Thundera, ale nim nie jest?
- Wiem Natanielu, Thunder nie miał tatuażu na przykład, potrafię ich rozróżnić.
- Tatuaż? Widziałaś go bez ubrania?!
- Nataniel...zlituj się...
- A fajny?
- Tak..fajny.
- Abaddon zawsze miał zamiłowanie do mocnych trunków, musisz kiedyś spróbować exodus, powinien Ci smakować, bardziej wyrafinowany. Jak wrócimy zabiorę cię do baru i tam spróbujesz, jeśli będziesz chciała no i to będzie nasza druga randka - uparcie się we mnie wpatrywał, podniosłam wzrok, a on uśmiechnął się figlarnie.
- Mówiłeś coś? - uśmiechnęłam się pod nosem, nie dam mu tej satysfakcji.
- Nie słuchałaś, nie szkodzi będziemy mieć dość czasu na omówienie mojej teorii i przekonanie Cię żebyś ze mną poszła.
- Gotowe, przymierz - rzuciłam mu koszulkę i opuściłam wzrok.
- Oceń swoją pracę - zaprezentował mi się i wyciągnął swoje wielkie, czarne skrzydła, wyglądał imponująco.
- Wow, wyglądasz niesamowicie, piękne skrzydła.
- Mimo tego, że są czarne? - podszedł do mnie bardzo blisko i patrzył mi w oczy.
- Mimo tego, że są czarne - dotknęłam ich delikatnie, były miękkie i delikatne, mimo tego takie potężne. Gdy zobaczyłam jak mi się przygląda opuściłam rękę, złapał mnie za nią i splótł palce z moimi.
- Nie pożałujesz tego, obiecuję Ci - uniósł nasze dłonie i ucałował moją.
- Mam nadzieję - uśmiechnęłam się - wierzę Ci.
- Zbieram się, do jutra moja kruszyno.
- Do jutra..- staliśmy jeszcze chwilę wpatrując się w siebie i trzymając za ręce, aż w końcu go puściłam, zabrał swoje rzeczy i zniknął. Dopiłam siderth, posprzątałam i wybrałam ubrania na jutrzejsza wyprawę, oraz broń, nie mogłam wziąć zbyt dużo, gdybym musiała uciekać oraz zbyt mało, żeby mieć czym walczyć. Postanowiłam odwiedzić Logana i poinformować go o mojej podróży, nie będzie łatwo, ale w tej właśnie sprawie nie miał zbyt wiele do gadania.
- Mogę? - wsunęłam się do jego gabinetu.
- Wejdź...słucham - podszedł do mnie.
- Jutro idę...lecę...cokolwiek to będzie do piekła, chciałam, żebyś wiedział.
- Jesteś tego pewna? Mogę Ci zabronić i co wtedy zrobisz? - skrzyżował ręce na piersi.
- Pójdę mimo to, nie skarzę go na tułaczkę i zamartwianie się wieczne o mnie.
- Miałem nadzieję, że ty i ja...
- Wiesz, że to by się nie udało - wzięłam go za rękę i ścisnęłam mocniej - za bardzo byś się o mnie bał, a ja muszę walczyć i ryzykować mimo wszystko.
- Skąd pewność, że będziesz tam bezpieczna?
- On mi to obiecał, jest potężny, czuję to, myślę, że nawet jest silniejszy niż Ty czy ja. Kiedy z nim jestem wyczuwam takie ogromne pokłady mocy, ukrywa je, nie chciałabym mieć w nim wroga - oparłam się o drzwi.
- A co jeśli Cię oszuka?
- Trudno mi to logicznie Ci wytłumaczyć, ale nie zrobi tego. Nie jest pochopny, nie rzucił się na mnie, a miał okazje nie jedną, bo podejrzewam, że nie dałabym rady się obronić. Lilith przy nim to cienki bolek, a wykończyła mnie, prawda?
- Nie daruję sobie jeśli pozwolę Ci iść i nie wrócisz...- opuścił głowę.
- Wrócę...
- Skąd wiesz?
- Stąd, że nie kazał mi brać za dużo prowiantu - uśmiechnęłam się - kto by mnie chciał żywić za darmo - zaśmiałam się.
- Eh.. Amy...co ja z Tobą mam?
- Nie niszcz tego co mamy...- spoważniałam.
- Zawołaj mnie jak będziecie ruszać, chcę z nim pogadać..
- Jeśli to Cię uspokoi, dobrze - wyszłam zostawiając go samego, zanim jeszcze się rozmyśli. Czekała mnie jeszcze kolejna rozmowa z Xanderem, jęczenie, by mnie zastąpił, może nie będzie zbytnio krzyczał.
Znalazłam go na siłowni, akurat się rozciągał przed ćwiczeniami.
- Cześć..
- Cześć...mm faktycznie schudłaś..
- Też się cieszę, że ciebie widzę...
- Przecież wiesz, nie muszę Ci mówić rzeczy oczywistych.
- Mam prośbę, muszę wyjechać na kilka dni. Mógłbyś mnie zastąpić, albo przynajmniej pomóc w czymś czasem Loganowi?
- Prawdę mówiąc planowałem kilka wolnych dni, chcę gdzieś zabrać Selene.
- Ok, to miłego odpoczynku w takim razie.
- I co, nie pojedziesz?
- Pojadę, tylko Logan będzie musiał poradzić sobie sam.
- Rzucasz wszystko dla kogoś kogo nawet nie znasz...olewasz przyjaciół
- Nie sądzisz, że moi przyjaciele olali mnie trochę wcześniej? Kiedy płakałam pocieszał mnie diabeł, nie żaden z nich- zdenerwował mnie.
- Już nie jesteś centrum mojego świata, przywyknij.
- Wcale nie chcę w nim być, dobrze o tym wiesz...rzuciłam wszystko by WAM pomóc, narażając się na gniew wielkiego brata i wiesz co, byłam wtedy szczęśliwa...razem z Tobą.
- Amy..idź już lepiej zanim powiem coś czego oboje będziemy żałować.
- Jesteś zazdrosny...nie wiem o co, ale jesteś...zamiataj dalej wszystko pod dywan, już mnie to nie rusza. Poradzę sobie - wyszłam z siłowni, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek tak kłóciła się z Xanderem. Upadli chyba na głowę, jak nie wszyscy obecni to ja.
- Amy, co się stało? - zapytał Nataniel.
- Nic, tylko Xander ma okres, maruda z niego.
- Oho, ostatnio jest gderliwy, nie przejmuj się nim. Mogę Ci coś powiedzieć i nie będziesz zła?
- Dawaj - Nataniel podszedł do mnie, położył mi dłonie na ramionach i myślał jak powiedzieć to co ma na myśli.
- Wiesz, ze on może przypomina Ci Thundera, ale nim nie jest?
- Wiem Natanielu, Thunder nie miał tatuażu na przykład, potrafię ich rozróżnić.
- Tatuaż? Widziałaś go bez ubrania?!
- Nataniel...zlituj się...
- A fajny?
- Tak..fajny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz