Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

czwartek, 31 stycznia 2019

90. Żegnaj ogniu

Po imprezie wróciliśmy do pokoju, kiedy się umyliśmy i przebraliśmy Thunder wziął się za poprawę mojego humoru, leżałam na kanapie, głowę miałam na jego kolanach, głaskał mnie po włosach, kiedy powiedziałam mu wszystko zamyślił się.
- Wiedziałaś, że było z Tobą źle i Nentres Cię zabił, pochłonęła Cię ciemność, nie możesz się tak dołować, bo znowu może się tak stać, nie masz teraz na to wpływu, tylko na teraźniejszość, staraj się naprawić przeszłość żyjąc tak jak dotąd i w przyszłości.
- Może masz rację, ale nie wyłączę tego co czuję w tej chwili.
- Ja ci w tym pomogę, będę Cię bardzo rozpraszać - zasypał mnie pocałunkami.
- dobrze, dobrze udało ci się, zawsze mnie rozpraszasz - mruknęłam
- To dlatego mnie tak raziłaś piorunami, co? - wyszczerzył się
- Głupoty gadasz - roześmiał się.
Poczułam się nieco lepiej, przespałam  całą noc, ale kurczowo przytulałam się do Thundera, jakbym się bała, że go stracę, musiało mu być niewygodnie. Poluźniłam uścisk, obrócił się w drugą stronę i spał dalej, eh, pewnie mi się oberwie, że będzie cały połamany. Wzięłam prysznic, doprowadziłam się do ładu, przyniosłam śniadanie do pokoju, wypiłam kawę kiedy rozległo się pukanie, to była Tiyah.
- Gotowa? - zapytała.
- Tak, ciii...- wskazałam na łóżko, napisałam mu kartkę, że wyszłam na trening z Tiyah, pocałowałam w czoło i wymknęłam się po cichutku.
- Gdzie pójdziemy? - zapytałam nieśmiało.
- Byłaś nad jeziorem Sunshine?
- Nie miałam okazji.
- Podjedziemy kawałek.
- Mam hummera, jeśli ci to nie przeszkadza poprowadzę, a Ty wskażesz drogę.
- Mnie pasuje.
- Chcesz to możemy zabrać Michaela - zaproponowałam.
- Myślisz, że będzie mu się chciało?
- Ponabijać się ze mnie, zawsze - uśmiechnęłam się, a Tiyah odwzajemniła uśmiech.
Zatankowałam dla pewności, a w międzyczasie Tiyah zadzwoniła po Michaela i zaprosiła go na małą wycieczkę i tak jak zaplanowałam, nie odmówił. Jeziorko nie leżało dość daleko od miasta, Tiyah i Michael się przekomarzali prawie przez cała drogę, nie przeszkadzało mi to, nawet kiedy głównym tematem żartów i wpadek byłam ja, uśmiechałam się tylko i milczałam.
- Źle z Tobą - powiedział Michael kiedy wysiadałam.
- Dlaczego? Przecież wiem, że mnie nie lubisz - uśmiechnęłam się, zamknęłam samochód, odeszliśmy kawałek dalej, by nie podpalić pojedynczych drzew. To znaczy, żebym ja nie podpaliła, bo Tiyah potrafiła wszystko kontrolować.
- Pokaż ile potrafisz z siebie wykrzesać ognia kobieto - zaczęła trening Tiyah.
- Taak, to będzie mega żenujące w moim wykonaniu - użyłam mocy i moje dłonie oraz przed ramiona zapłonęły, hmm mała poprawa dotychczas tylko raz udało mi się  rozpalić coś więcej niż moje dłonie.
- Nie jesteś tak całkiem do bani jak myślałam.
- Dzięki, jesteś niezwykle motywująca
- Miałeś racje potrafi być całkiem zabawna - roześmiała się Tiyah.
- Żałuj, że nie widziałaś jaka była zadziorna jak ją atakowałem - zaśmiał się Michael.
- Ha ha, bardzo śmieszne, widzę, że zapomniałeś o pudełku - odgryzłam się i uśmiechnęłam pod nosem.
- Dobra, musisz się  rozgrzać, w środku kipieć na przykład złością, myśl jaka wielka jest niech oplecie ciebie całą, myśl o ogniu, niech zapłonie.
- Niech zapłonie, mistrzu - skupiłam się na złości, niesprawiedliwości, byłam zła sama na siebie za to wszystko, co na mnie spadło. Prawie mi się udało, ale postać pochłonął ogień tylko do połowy.
- Byłaś za mało zła.
- Nie chcę wściekać się bardziej, ale czekaj spróbuję czegoś innego, taki mały test.
Zamknęłam oczy i tym razem skupiłam się na zupełnie innym uczuciu, troska, miłość, chęć  poświęcenia, obrony bliskich, nie zauważyłam kiedy zaczęłam płonąć z transu wyrwał mnie krzyk Tiyah.
- Amy, dość! Wystarczy! Zaraz się spalisz!
-Oj, to nic, nie martw się - wymamrotałam, faktycznie moja skóra była poparzona w dużym stopniu, piekielnie bolało, Thiyah była przerażona.
- Amy, powinnaś iść do lekarza, matko to poparzenie trzeciego stopnia!
- Spokojnie, usiądę i minie.
- Ale ja ci na to nie pozwolę, to nie przelewki, jeszcze się nie uodporniłaś na taki żar!
- Michael, mógłbyś jej wyjaśnić, muszę złapać oddech - z trudem mówiłam.
- Tiyah, ona się wyleczy, spokojnie, daj jej chwilkę - objął przerażoną dziewczynę ramieniem i mocno przytulił - nic jej nie będzie, to nie Twoja wina.
Zajęło mi to chwilkę, ale byłam jak nowa, jak zwykle, podeszłam do Tiyah.
- Widzisz, nic mi już nie dolega, trenuj mnie dalej.
- Śmiertelnie mnie przeraziłaś o czym myślałaś?
- O kimś - uśmiechnęłam się i puściłam jej oczko.
- No to musicie mieć gorące życie - zaśmiała się.
- Byłaś blisko - uśmiechnęłam się - coś jeszcze powinnam umieć, bo to dopracuję sama.
- Ciskać pociskami - pokazała kilka, rzucając w wodę- albo coś w tym tylu - nachyliła się i wysłała stróżkę ognia w pionowej linii w kierunku wody, po czym go wygasiła.
- Spróbuje tych pocisków, podejdę bliżej wody - nie miałam zamiaru im przeszkadzać, poćwiczyłam przy wodzie tarczę ochronną z ognia, udało mi się wyłapać odpowiednie natężenie emocji, po pół godziny załapałam jak wyrzucić ogień. Tiyah i Michael rozmawiali, on trzymał ją za ręce, nie mogłam tego lepiej zaplanować. Chociaż tyle mogłam dla niej zrobić.
- Dziękuję - odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Tiyah przyglądającą mi się badawczo.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłam.
- Zrobiłaś, zmieniłaś Michaela, nie wiem jak to zrobiłaś, ale dziękuje.
- Moje gratulacje, nie musiałam nikogo zmieniać, dojrzał do tego sam. Słuchaj, ja nie bardzo lubię ten ogień, mam z nim związane złe wspomnienia, mogłabym spróbować ci go oddać, ma nieco destrukcyjna siłę, nie czuję się z nim dobrze. To nie moja bajka.
- Potrafisz to zrobić?
- Potrafię odbierać i pochłaniać moc więc wiem jak zrobić to na odwrót, z płomieniami Tobie do twarzy.
- Jeśli jesteś tego pewna, zróbmy to.
Stanęłyśmy przy wodzie, zamknęłam oczy i chwyciłam jej dłoń, skupiłam się na ogniu we mnie, odpychałam go stopniowo w stronę Tiyah. Michael skoczył po coś do jedzenia, kiedy wracał przyglądał się nam badawczo. Robiłam się coraz słabsza, piekielna energia Widara opuściła moje ciało, a ja puściłam Tiyah i usiadłam na ziemi.
- Wow, to jest siła, ten ogień jest nieco inny, miałaś rację, że czułaś się z nim źle, nie współgra z Tobą. Dobrze się czujesz?
- Jak odpocznę, wszystko będzie ok - czułam jak błyskawice się we mnie burzą, tak widocznie były zadowolone z większej ilości miejsca dla siebie.
Zjedliśmy kanapki, które kupił nam Michael, wypiliśmy niezwykle zdrowa colę, za co dostał burę od Tiyah, zwolenniczki zdrowszej żywności. Odwiozłam ich do domu, marzyłam by się położyć. Byłam zmęczona,ale czułam się dużo spokojniej, jakbym pozbyła się ogromnego ciężaru z serca, żegnaj ogniu.

89. Spotkanie

Po tym co usłyszałam nie było mi do śmiechu, szłam bez celu przed siebie, nie wiedziałam za bardzo dokąd i czego chcę, czułam się pusta. Ktoś coś wołał, ale nie zwracałam na to uwagi dopóki nie poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie, czyjeś małe rączki.
- Mam Cię! - odwróciłam się pośpiesznie to był Jason.
- O Jason, co tu robisz? - schyliłam się do chłopca.
- Mieszkam, zapomniałaś głuptasie? - uśmiechał się pogodnie, a ja rozglądnęłam się, faktycznie powędrowałam pod dom Michaela.
- Masz rację głuptas ze mnie, zamyśliłam się.
- Dziękuję...- malec zarzucił mi ręce na szyję i przytulił się mocno, oj mały gdybyś tylko wiedział.
- Nie masz za co mi dziękować, cieszę się, że znów się uśmiechasz, nie lubię jak ludzie płaczą.
Wokół nas zebrała się grupka ludzi i zaczęli klaskać, co oni wyrabiają?! Rozglądnęłam się  i miałam ochotę szybko się stamtąd ulotnić.
- Bardzo Pani dziękujemy, ten łotr od dawna nas okradał, wielu z nas próbowało, ale wielu młodych zdolnych mężczyzn odeszło do strażniczej służby jak nakazuje honor, był zbyt silny dla nas, jak dobrze, że Pani trafiła w nasze strony - starszy mężczyzna trzymał moją dłoń i uśmiechał się do mnie serdecznie.
- To nic takiego, cieszę się, że mogłam Państwu pomóc - to i tak nic w porównaniu z tym kim byłam wcześniej, pomyślałam gorzko.
- Niewiele mamy, ale zapraszamy, czym chata bogata - uśmiechnęła się kobieta i wskazała mały ogród należący do posesji z ławami i krzesłami, musiały być często używane - zaraz przyniesiemy sałatki, zrobimy grilla, proszę nie dać się prosić, możemy zrobić chociaż tyle.
- Ale...
- Chyba nie dasz się prosić, widzisz jak wiele to dla nich znaczy - odwróciłam się, o furtkę stał oparty Michael z łobuzerskim uśmiechem - na prawdę nieźle grilluję, drugiej okazji może nie być, skusisz się?
- Chętnie - uśmiechnęłam się nieśmiało ku ogromnej radości mieszkańców.  Jason tak ufnie ściskał moja rączkę, podskakiwał z radości, nie mogę pozwolić im cierpieć.  Kobiety rozbiegły się do domów, stoły szybko zostały nakryte, każdy przyniósł to co miał, mężczyźni zajęli się grillowaniem, podeszłam tylko do sklepu i dokupiłam trochę kiełbasek i mięsa, chciałam mieć w tym swój wkład. Podeszłam do stanowiska Michaela, oparłam się o drzewo i zerkałam w rozpalający się ogień.
- Coś Cie trapi - stwierdził fakt.
- Po czym poznałeś?
- Po całokształcie, jesteś smutna.
- Przyszłam Cię przeprosić.
- Nie rozumiem - spojrzał na mnie badawczo.
- Nie powiedziałeś mi..
- Co miałem ci mówić?
- Że Cię skrzywdziłam
- Bo to nie byłaś ty, poznałem Cię kilka dni temu
- Mówię o Tiyah, zabiłam ją...zraniłam Ciebie, jak mogłeś ze mną pracować?
- Mówiłem, nie lubię Cię - uśmiechnął się szeroko - dałaś mi nadzieję, więc nie schrzań tego, nie poddawaj się.
- Łatwo Ci mówić.
- Nie masz wpływu na to jaka byłaś kiedyś.
- Ale wtedy miałam wpływ i zawaliłam.
- Ci ludzie tak nie myślą, rozejrzyj się, wierzyli wtedy i wierzą dziś.
- Bali się mnie, teraz dziękują za Dannego, nie znaczy, że wierzą.  Chciałabym, żebyś wiedział, że mi przykro - odeszłam kawałek dalej od niego, nie chciałam się rozkleić.
- Tony, zastąp mnie przy tym grillu.
- Już, nie ma sprawy.
Michael podszedł do mnie i tak po prostu objął, przytulił mocno.
- Nie opieraj się, potrzebujesz tego, jeśli poprawi Ci to humor to myślę, że spróbuję postarać się o nią ponownie.
- Życzę wam szczęścia.
- Co Ci mówiła?
- Że przyjdzie rano i nie będzie lekko.
- To czym się przejmujesz?
- Dobrze wiesz, nie potrafię spojrzeć wam i tym ludziom w oczy, są szczęśliwi, ale to chwilowe, w większości mają szczątkową pamięć, nie wiedzą z jakim złem mają do czynienia.
- Zło dopiero nadejdzie, ty jesteś tym światełkiem dobra.
- Zrodziłam się  z połączenia światła i ciemności, nie zapominaj o tym, muszę dbać o równowagę inaczej zapanuje chaos, postradam zmysły, będę...potworem.
- Nie pozwolę by do tego doszło, Thunder też nie, swoją drogą zmierza ku mnie i chyba obije mi twarz, a to nie byłoby zbyt dobre dla moich podbojów więc Cię puszczę, tylko nie płacz - wypuścił mnie z objęć i cofnął się.
Odwróciłam się do Thundera, miałam zaczerwienione oczy, a on był podenerwowany tym co widział i mu się nie dziwię.
- Dobrze, że jesteś, potrzebuję Cię - szepnęłam, jego rysy złagodniały, objął mnie.
- Co to za impreza? - zapytał Thunder
- Na moją cześć, tak trochę...
- Nie tak trochę tylko świętujemy pozbycie się łobuza z okolicy, którego pokonała Amy, za jej dobre serce i pomoc biednej rodzinie, miastu, za całokształt - dodał Michael
- To dlaczego płakałaś?
- Też się nad tym zastanawiałem - uśmiechnął się Michael
- Proszę bardzo, dla szanownego Pana - uśmiechnięty staruszek podał Thunderowi piwo - taka kobieta to skarb, dbaj o nią synu.
- Dziękuję bardzo, wiem o tym, będę dbał - odpowiedział Thunder nieco zmieszany.
- Trochę mi Cię rozpijają - mruknęłam zmieniając temat.
- Amy, słucham Cię, co się stało? - przytulił mnie mocniej do siebie.
- Jesteś zły, co?
- Byłem, ale nie jestem, co się stało, zaczynam się martwić...
- Dowiedziałam się czegoś o sobie i to było bardzo złe, jest mi wstyd z tego powodu i czuję się okropnie, opowiem Ci wszystko jak wrócimy do domu, dobrze? A to nic takiego, jest zakochany w takiej dziewczynie nazywa się Tiyah i poznasz ją jutro, będzie mnie uczyć.
- O szczegółach porozmawiamy sobie w pokoju, nie smuć się teraz, ciesz z tymi ludźmi, później pomyślimy co da się zrobić, żebyś znowu się uśmiechała.
- Dobrze, jak Ty to robisz, że zawsze wiesz co robić i dajesz nadzieję?
- Ty dbasz o cały świat, ktoś musi zadbać o Ciebie, musisz mi na to tylko pozwolić, zaopiekować się Tobą.
- Boję się, że kiedy się dowiesz zmienisz o mnie zdanie.
- Nie zmienię i nie przestanę czuć tego co czuję. Michael ma szczęście, że ma jakąś pannę, inaczej dałbym mu popalić - uśmiechnął się figlarnie.
- Zgrywasz się.
- Chodź zjemy coś czym uraczy nas Michael, pewnie nic dziś nie jadłaś, ja Ciebie dobrze znam.?
- Za dobrze Thunder, za dobrze - mruknęłam i dałam się poprowadzić do stołów.

88. Tiyah

- Wróciłam, jesteś tu? - weszłam do pokoju, ale mojego mężczyzny nie było, znalazłam kartkę "Witaj kotku, na pewno świetnie Ci poszło na treningu, nie będę się obijał kiedy Ty dajesz z siebie wszystko, pójdę wykonać kilka misji, nie czekaj na mnie z obiadem, zjedz, będziesz pewnie głodna. Michael mówił, że zamierza wycisnąć z ciebie wszystko co się da. Jesteś moją dziewczynką i wiem, że dasz mu popalić, kocham Cię - T".
Uśmiechnęłam się, nawet listy od niego, powodowały, że oczekiwanie i tęsknota była mniej uciążliwa. Martwiłam się tylko, żeby nic mu się nie stało, ale to był on, mój Thunder, jest silny, nic mu nie będzie.
Przebrałam się w swoją nową zbroję, postanowiłam udać się na patrol, chyba zatęskniłam za domem, postanowiłam, że nie zabiorę samochodu, pokonam odległość szybciej sama jak światło, bez toreb, jedzenia, mogłam to zrobić.  Byłam całkiem blisko strażniczej wieży, nauczyłam się ukrywać swoją obecność tak, by sensorzy mnie nie wyczuli. Dzięki moim psychicznym zdolnościom, odkryłam, że potrafię wyczuć bezdusznego z bardzo daleka, co kiedyś było dla mnie niemożliwe. Poczułam lekkie drżenie, byłam już prawie na miejscu kiedy rozległ się krzyk bezdusznej bestii o powłoce byka. Byk napierał na mnie, stanęłam na środku ulicy i się nie ruszałam, uniosłam mój miecz, pomyślałam o niszczeniu i błyskawicach, lubiłam ich charakterystyczny śpiew, byk nie wyhamował kiedy zobaczył co się święci, użyłam miecza, a on znikł tak szybko jak się pojawił. Wyczułam Xandera, ale nie chciałam się  z nim spotykać, nie teraz, jeszcze nie potrafiłam tyle ile założyłam, sprowadziłam wielka błyskawicę z niebios, by przekazać mu znak. Udałam się w następne uliczki, kiedy stwierdziłam, że jest w miarę spokojnie i wszyscy bezduszni, których pokonałam tego dnia nie zawołali wsparcia, wróciłam do Little Heven.
- Amy? - ten błysk to musiała być ona, nigdy nie potrafiła całkiem się przed nim ukryć, zawsze potrafił ja wyczuć. Była tutaj, walczyła, nic jej nie jest, nie pozwoli jej zniknąć bez spotkania. Xander rzucił się w pogoń za jego najlepsza przyjaciółką, był jednym z najszybszych strażników w Guradians, ale jej nie mógł dogonić, nie kiedy posiadła moc błyskawic. Musiał przyznać, że było jej z nimi do twarzy, ale dziś je przeklinał, mijał uliczkę za uliczką, kiedy nagle jej delikatny jak szept sygnał znikł zupełnie. Uderzył ręka w mur, a był tak blisko...tak blisko, by ją znowu zobaczyć, przytulić. "Eh, Amy dlaczego mnie tak dręczysz?" - pomyślał Xander i wrócił do kończenia patrolu.
- Wyczułeś ją? - zapytał Nentres
- Ty również jak mniemam - odparł Xander
- Nie jest gotowa, muszę przyznać, że jest inna...odbieram ją zupełnie inaczej, jest silniejsza. Bądź cierpliwy Xander, sama do Ciebie przyjdzie, jak zawsze - uśmiechnął się  Nentres, dziwne to było, kiedyś wielki niebezpieczny rywal, a teraz przyjaciel, który tak doskonale go rozumie. Xander zamyślił się, ta nikła nadzieja, że ją spotka wstrząsnęła jego poukładanym światem.
"Wybacz mi Xander, nie mogłam, jeszcze nie teraz" - zamyśliłam się wędrując uliczkami Little Heven, odkąd się tam pojawiłam widok kobiety z mieczem u boku nie robił już na nikim takiego wrażenia, ludzie mi się przyglądali i zaraz zaraz, machali mi? Odmachałam kilku kobietom stojącym przy straganie z magicznymi amuletami, może mnie z kimś pomyliły? Spojrzałam na swoje odbicie w witrynie jednego ze sklepów z ubraniami i stwierdziłam, ze raczej nie da się mnie z nikim pomylić. Więc ta opcja odpada i to stanowczo.
- Hej, księżniczko..
Odwróciłam się natychmiast i zobaczyłam dziewczynę, trochę niższa niż ja, smukłą z zadziornym uśmiechem. Miała duże brązowe oczy i długie czarne włosy, była piękna. Nosiła wysokie zielone buty na obcasie, spodnie w kolorze khaki sięgały jej do kolan, obcisły kawowy top podkreślał ładny dekolt.
- W czym mogę pomóc?
- Ty w niczym, ja Ci mam pomóc, nazywam się Tiyah, podobno potrzebny Ci spec od płomieni - kiedy to powiedziała zapłonęła na chwilę i uśmiechnęła się.
- Jesteś koleżanką Michaela? Jestem Amy, miło mi ciebie poznać.
- Jestem, powiedz mi dlaczego miałabym ci pomoc?
- Ponieważ proszę Ciebie o to, nie musisz tego robić, jeśli masz inne zajęcia przepraszam, ze Michael Ciebie fatygował, jednak bardzo cenie sobie Twoją pomoc.
- Kurcze, miał racje...- mruknęła dziewczyna
- Kto i z czym?! - zapytałam zdezorientowana
- Michael, mówił, że jesteś inna...niesamowita różnica.
- Często to słyszę i niewiele rozumiem.
- Wiek temu  byliśmy razem z Michaelem, zabiłaś mnie.
- Co zrobiłam?!
- Zostawiłaś mnie na pastwę bezdusznego, bo miałaś świat do ocalenia, nie interesowały Cię jednostki, Michael nigdy się po tym nie pozbierał, dlatego teraz nie szuka miłości tylko przygody, nie chce więcej cierpieć.
- Nie wiem co powiedzieć, ale była ze mnie suka..przepraszam Cię. Nie powinnam nawet prosić o pomoc, przepraszam...pójdę już - kiedy zaczęłam odchodzić Tiyah, złapała mnie za rękę.
- Nie powiedziałam, że nie była z Ciebie suka i nie powiedziałam, że Ci nie pomogę.
- Ale tak myślałaś - zamyśliłam się chwilę i czułam niezręcznie.
- Do teraz tak myślałam.
- Musiała pochłonąć mnie ta ciemność...to było wtedy kiedy Nentres mnie zabił?
- Być może, zawsze giniesz straciłam rachubę, wybacz, trzymałam się od ciebie z daleka.
- Nie dziwie ci się...przepraszam, lepiej jak odpuszczę te lekcje, przepraszam za fatygę - Tiyah zagrodziła mi drogę kiedy chciałam iść dalej.
- Poddajesz się w przedbiegach, to nie podobne do tej Amy, o której opowiadał mi Michael, on na nowo zaczął wierzyć, przekonałaś do siebie wielu ludzi, walczą byś przeżyła, nie zginęła, daj coś od siebie, dziewczyno, nie daj się prosić!
- Jesteś pewna, że dasz radę?
- Ty martwiłaś się o mnie?
- Głupie co?
- Będę rano, nie licz na taryfę ulgową - uśmiechnęła się dziewczyna i wesołym krokiem oddaliła się. Nie potrafiłam się uśmiechać jak ona, kim byłam? Jak mogłam patrzeć na śmierć jednostek i nie zrobić nic...muszę mieć tę księgę.

87. Oręż

Po śniadaniu odwiedził nas Michael, co znaczyło, że kolejny trening czas zacząć. Kiedy schodziłam na dół pomachałam Jenny, życząc jej miłego dnia. 
- Wyspałaś się, czy Twój men nie dał Ci spać?
- Spałam jak niemowlę.
- Słaby zawodnik ja bym Ci nie dał spać- spojrzał  na mnie figlarnie
- Dziwne podejście jak na kogoś kto jest moim trenerem, nie powinieneś raczej na gwałt mnie usypiać?
- Jeszcze nie jestem Twoim trenerem, jak dotrzemy na miejsce, wtedy będę Ci marudził.
W drodze na trening zaciągnęłam Michaela na mały przystanek u Ragnara. Wsunęłam mu kopertę z pieniędzmi w kasę. Dołączyłam karteczkę: "Dziękujemy za najlepszy oręż jaki kiedykolwiek mogliśmy mieć- A&T".
- Co ty wyprawiasz?!- szepnął Michael
- Cicho! Nic nie robię, grzeczna jestem - szepnęłam- Cześć! Ragnar, jestem jak prosiłeś.
- Już jesteś i masz towarzystwo - zmarszczył brwi Ragnar.
-Tak, zaraz od Ciebie idziemy do parku na mój trening - uśmiechnęłam się
- Chodź za mną wybrana, przymierzysz kilka rzeczy i zobaczysz co dla Ciebie mam.
Udałam się za Ragnarem  to co zobaczyłam przeszło najśmielsze wyobrażenie o doskonałości. Mój strój był wykonany idealnie w każdym najmniejszym szczególe, obcisła góra na grubszych ramiączkach sięgająca na uda, asymetryczna, ze wstawkami z tajemniczego metalu z seledynowym jadeitem.
- Jest nie do przebicia, od środka masz ją bardziej wzmocnioną, ognioodporną, Twoje moce nie nadszarpną Twojego stroju. Ornamenty jadeitowe masz w kształcie księżyca, ten symbol zawsze towarzyszył wybranej, od siebie dodałem kilka piorunów z jadeitu w Twoim odcieniu.
- Ta tunika jest nieziemska, nie wiem jak w tak krótkim czasie potrafiłeś zrobić takie cudo?
- Miałem wspaniałą muzę.
Spodnie były wykonane z czarnego mocnego materiału, wzmocnione na kolanach i udach, mocny pas miał pochwę na mój miecz i czakram, a także sztylety. Na poszwie widniał seledynowy księżyc, mój długi płaszcz również był niesamowity, kieszenie wewnątrz
 na dodatkowe noże, drobiazgi przydatne w walce, na ramieniu księżyc, otrzymałam także krótszą kurtkę wykonaną w podobny sposób.
- Schlebiasz mi, nie wiem co powiedzieć i dziękuję tutaj nie wystarczy, mistrzu.
- Będę szczęśliwy jak zdejmiesz te kalectwo, które ciągasz z boku - uśmiechnęłam się i odpięłam miecz.
Ragnar przyniósł torbę z bronią wykonaną dla mnie, czułam się jak mała dziewczyna w sklepie z zabawkami, o których marzyła całe życie.
Mój miecz był piękny, mocny i lekki, ostry jak brzytwa, z seledynowymi ornamentami i błyskawicami jak u Thundera, instynktownie wiedziałam jak go użyć. Pewnie leżał w mojej dłoni jakby na mnie czekał, cały zapłonął ogniem, by za chwile mienić się błyskawicami, kiedy tego zapragnęłam. Pokazał mi resztę sprzętu, niesamowite sztylety, czakram, noże, kusze, cała wielka torba broni, to nie biżuteria, a sprawiała niesamowitą frajdę.
- Dziękuję Ci to wszystko jest idealne.
- Jak długo zostajesz?
- Muszę skończyć trening z Michaelem, poczekać na decyzje starszyzny, więc trochę mi to zejdzie, dlaczego pytasz?
- Mam zamiar przygotować ci coś cieplejszego na zimę, kilka rzeczy na zmianę, byś nie zamarzła i drugi miecz, może się przydać.
Podeszłam do Ragnara i przytuliłam go mocno, byłam mu taka wdzięczna.
- Myślisz o wszystkim, jak mogę Ci się odwdzięczyć?
- Przeżyj, to wystarczy.
- To masz jak w banku, dzięki Tobie, odebranie mi życia będzie znacznie trudniejsze. Czy mogę pożyczyć tą torbę? Oddam jak znowu cię odwiedzę.
- Masz zamiar wpadać? - zdziwił się Ragnar.
- Pewnie, dlaczego nie? Nie znam tu zbyt wielu osób, a Ty jesteś życzliwy, takie przyjaźnie się pielęgnuje, nie pozwala im zniknąć.
Ragnar uśmiechnął się pod nosem, nie wiedziałam jaki był tego powód, wzięłam torbę, którą mi podał, włożyłam do niej ubrania zabezpieczyłam je skrupulatnie i przekładałam broń, ostrożnie i delikatnie.
- Szanujesz oręż po tym się poznaje dobrego wojownika, wpadaj kiedy chcesz, dla Ciebie zawsze zrobię przerwę od pracy.
- Chętnie, dziękuję Ci raz jeszcze, muszę się pospieszyć, bo Michael będzie mm bardziej marudny niż zwykle, bądź zdrów i uważaj na siebie.
- Ty również i ucz się pilnie - roześmiał się Ragnar.
Michael czekał na mnie przed zakładem, zaopatrzył nas w napoje i jakieś przekąski, zdziwiłam się kiedy odebrał moją torbę i niósł ją sam do parku.
- Pokażę ci jak zaatakować na dwa różne sposoby, podobny jak mój atak na Ciebie, wwiercasz się w umysł powodując ból, krwawienia z nosa i temu podobne rzeczy, drugi, wyrzucasz energie niewidoczną dla innych jak pocisk, ale jest i działa, zobacz - tuż obok mnie pojawił się pocisk, zrobił dziurę w ziemi - tego musisz się nauczyć.
- Dzięki, zacznijmy od pocisku, wygląda na bardziej skomplikowany.
- Jak sobie życzysz.
- Coś nie tak?
- Nadal Cię nie lubię, zaczynajmy.
- Nie wiesz jak mi ulżyło, dobrze to słyszeć - powstrzymywałam uśmiech, a on spojrzał na mnie groźnie co tylko spowodowało przypływ dobrego humoru.
Formowałam kule, musiałam bardzo się do tego skupić, jakimś cudem ja je widziałam, nie wiem czy on również widział swoje pociski, będę musiała o to zapytać, jak nie będzie taki skwaszony, a z tym może być problem. Nie wiem skąd, ale wyczułam, że we mnie celuje, automatycznie odskoczyłam unikając pocisku.
- Ej, a to co miało być?
- Test, nie jestem po to by Cię pieścić kotku, ale zajechać, byś nie chciała się miziać z Twoim piorunkiem i więcej z tego miała.
- Nie bądź wredny, nie podoba mi się to, ale i tak masz to w nosie, wiem, nie lubisz mnie.
- Wykształcił ci się instynkt, nie widzisz, ale wiesz gdzie i kiedy nadejdą to połowa sukcesu.
- To brzmiało jak pochwała, myślę, ze powinieneś napić się wody - uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do formowania kul  oraz celowania. Nie spodziewałam się, że aż tak szybko to załapię, zawsze w ataku byłam lepsza niż w obronie.
- Dobra, to załapałaś, pora na robienie krzywdy samym spojrzeniem, myślę, że z tym będziesz miała problem.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo nie potrafisz krzywdzić, a tu niestety będziesz musiała ćwiczyć na mnie.
- Niech zgadnę, muszę naprawdę tego chcieć i być na Ciebie cięta, by zadziałało, dlatego mnie wkurzasz?
- Schlebiasz sobie skarbie.....ta, musisz być zawzięta - mruknął niechętnie się poddając.
- Może nie będzie to takie złe, moja moc tez polega na tym uczuciu poniekąd, nauczyłam się je w sobie tłumić i wyzwalać kiedy jest mi potrzebne, jednak równowaga między światłem i ciemnością jest cienka. I muszę z tym uważać.
- Próbuj słonko, a ja sobie Ciebie powyobrażam...nago...
- Pfff, chyba śnisz, że Ci na to pozwolę...
- Nie masz wyboru - roześmiał się, a ja chciałam zmyć ten uśmieszek z jego twarzy, wyszło za pierwszym razem, idealnie go zaatakowałam, skulił się i złapał za głowę, przerwałam kiedy krzyknął, podeszłam do niego i wzięłam go za rękę uśmierzając ból i obrażenia.
- Uczeń przerósł mistrza, gratuluję, dla pewności spróbuj jeszcze raz - złapał oddech, było mi go żal, nie chciałam by cierpiał, ale im szybciej to zrobię, tym szybciej przestanę.
- Przygotuj się - zaatakowałam wyczułam, że postawił bardzo silną barierę, ale sama nie wiem dlaczego nie była dla mnie żadnym wyzwaniem, może moja moc niszczenia wspomaga moc umysłu?
- Niemożliwe, roztrzaskałaś moją obronę w drobny mak! Jeszcze raz, daj mi się przygotować, chcę coś sprawdzić.
- Ale obiecaj, że to ostatni raz...
- Dalej, nie jęcz....- skupił się, emanowała z niego potężna energia, wyglądał spokojnie - teraz próbuj - tak jak poprzednio, bez większego wysiłku jego obrona legła w gruzach.
- Nie wiem jak to zrobiłaś, ale jesteś niesamowita, nie mogę Cię nauczyć już niczego więcej - był zmęczony i zasapany, uklękłam przy nim, podałam wody i złapałam za rękę, by go wyleczyć. Przyglądał mi się badawczo, kiedy to robiłam, trudno było go rozgryźć.
- Dlaczego jesteś dla mnie taka...miła?
- A powiedz mi dlaczego według Ciebie nie powinnam taka być?
- Nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie.
- Byłeś dla mnie miły, poniosłeś za mnie torbę, nie dałeś iść samej po Dannego, uczysz mnie, a nie musiałeś wcale, a wcale.
-Mogę załatwić Ci kogoś do Twojego ognia, mam koleżankę, całe ciało emanuje ogniem kiedy ma na to ochotę, strzela ognistymi pociskami.  Używa ognia jako zbroi kiedy jest to potrzebne, chciałabyś?
- Chętnie, jeszcze tak mało wiem, jesteś głodny? - podałam mu przekąski, które kupił, a on rzucił mi mojego ulubionego batonika.
- Skąd wiedziałeś?
- Thunder mi powiedział.
- Dlaczego chcesz mi pomóc?
- Bo mi zależy byś przeżyła tą cholerną apokalipsę i nie tylko ja, nie zauważyłaś? Każdy stara Ci się pomoc na swój sposób - wskazał na torbę pełną broni- nigdy nie widziałem, by tak się starał w żadnym z wcieleń.
- Znaliśmy się wcześniej? To mnie teraz zaskoczyłeś.
- Nie zauważyłaś? Jesteś czasem taka...niewinna. Kilka razy udało nam się poznać, a wiele razy nawet nie zauważyłaś, że stoję obok.
- Wybacz mi zatem, byłam głupia i pustą lalą zadzierającą nosa, że Ciebie nie zauważyłam i chęci pomocy.
- No w końcu się przyznałaś...
- Nentres odblokował tylko cześć wspomnień z poprzednich wcieleń dotyczącą moich mocy, umiejętności, które wtedy miałam, wybiórcza pamięć, dlatego niewiele pamiętam, nie pamiętałam nawet Ragnara, możesz to sobie wyobrazić? Facet, który od zawsze tworzył dla mnie broń, a ja go nie znam.
- Nie zadręczaj się niepotrzebnie, ciekawe jak Cię ochrzani jak znajdzie kasę - wyszczerzył się na sama myśl o awanturze.
- Jakoś go udobrucham - uśmiechnęłam się pogodnie, a on w momencie stał się posępny.
- Odprowadzę Cię, Thunder będzie się martwił, skontaktuję się z Tobą w sprawie ognia piekielnego i Amy...
- Tak?
- Uważaj na siebie.
- Zawsze uważam.
- Mhm już Ci wierze...- mruknął, podniósł  moja torbę i ruszyliśmy do tawerny. 

86. Stalowy Danny

Thunder wrócił obładowany i zadowolony, oglądaliśmy jego ekwipunek, był nieziemski. Zbroja wyglądała jak normalne ubranie z metalowymi elementami na ramionach, kolanach, klatce piersiowej, wyglądała jak ciuch z najnowszej kolekcji, a nie konserwa, tak jak obiecał Ragnar. Jego miecz był ogromny i ciężki, stop z którego był wykonany, był zupełnie inny, mienił się kolorem błyskawic i ciemnym turkusem, rękojeść była mocna, żłobienia w kształcie błyskawic. Został wyposażony w komplet małych noży wyglądających jak miecz, kuszę o niezwykle ostrych grotach strzał, kilka sztyletów i czakram, który błyszczał jakby zamknięto w nim błyskawicę.
- Niesamowite, genialne wykonanie, faktycznie jest mistrzem w swoim fachu.
- Żebyś wiedziała, nigdy nie miałem takiego sprzętu. Prosił byś jutro do niego przyszła. 
- Pójdę z Michaelem, będziemy ćwiczyć ataki w parku to przy okazji wstąpię po sprzęt.
- Musisz z nim,co?
- Jest niegroźny, potrafię się przed nim bronić. Tylko dużo mówi, ale Ty też byłeś specyficzny dla mnie, poradzę sobie.
- Kiedyś był groźny, wykorzystywał naiwne dziewczyny, początkowo nie wiedział dlaczego robią co chciał, a kiedy się dowiedział nie przestał. Nie chcę by Ci zrobił krzywdę.
- Obiecał, poza tym wie, że mogę go przypiec i zamknąć w moim umyśle, a to raczej mało przyjemna rzecz. Trochę się dla mnie zmienił, nie martw się. Jestem bezpieczna.
- No dobrze, ufam Ci, ale nie ufam jemu, dla Ciebie będę się starał być dla niego milszy. 
- Zapamiętam, że to z mojego powodu. Jesteś kochany.
Postanowiłam przejść się po miasteczku, zrobić jakieś małe zakupy, Thunder będzie mniej marudny jak zmoczy usta złotym płynem zwanym powszechnie piwem. Na drugiej stronie ulicy płakał jakiś malec, nikt nie zwracał na niego uwagi z przechodniów, eh może się zgubił, piwo będzie musiało poczekać, przeszłam na drugą stronę.
- Cześć mały, zgubiłeś się? Dlaczego płaczesz?
- Nie zgubiłem, mamusia została napadnięta przez takiego zbira, nikt nie chce go złapać, każdy się boi, jestem taki głodny, nie będziemy mieć co jeść - płakał mały.
- Wiesz, kto to zrobił?
- Tak, chodź - malec wziął mnie za rękę i zaprowadził do miejskiej tablicy informacyjnej, co ciekawe były tez na niej zlecenia do wykonania za dość spore pieniądze, chłopczyk wskazał list gończy, zdjęłam go z tablicy, przyglądnęłam się i schowałam do kieszeni. 
- Jak się nazywasz i gdzie mieszkasz?
- Jason, w tym budynku, proszę pani.
- Poczekasz tutaj na mnie?
- Tak - chłopiec przyglądał mi się zdziwiony.
Weszłam do sklepu i zrobiłam dla nich duże zakupy, w tym trochę słodkości dla chłopca, ledwo mogłam utrzymać siatki, ale dałam radę. Razem z Jasonem zanieśliśmy zakupy pod drzwi mieszkania.
- Tutaj się pożegnamy, muszę sprawić żeby ten mężczyzna już nikomu nie zrobił krzywdy, pewnie jeszcze się spotkamy. Uważaj na siebie Jason - cmokłam chłopca w czoło i poczochrałam po włosach, był bardzo zdziwiony i nie wiedział jak zareagować. Kiedy się odwracałam wpadłam wprost w objęcia Michaela.
- Co Ty tu robisz? - zdziwiłam się
- Trzymam Cię w ramionach, a tak poza tym mieszkam, a Ty co tutaj robisz? - zmarszczył czoło
- Uciekam - zerknęłam na chłopca, który zaczął wołać mamę, Michael jęknął i pociągnął mnie do mieszkania na przeciwko, które należało do niego.
- Dzięki - wyswobodziłam się z jego objęć, ładne mieszkanie, rozglądnęłam się po nim, było niezwykle schludne, eleganckie i urządzone w dobrym guście.
- Co to miało być?
- Nic takiego, nie musza wiedzieć, że to ja im zrobiłam zakupy.
- Ale dlaczego?
- Bo to dla mnie niezręczne. Powiedz mi lepiej, czy znasz tego kolesia? - podałam mu list gończy.
- Spora sumka, tutaj każdy go zna, dość specyficzny typ.
- Co potrafi?
- Lepiej, żebyś nie wpadła w jego objęcia, jego ręce są jak imadła, pogruchocze Ci wszystkie kości,
- Gdzie go znajdę?
- Jest taka szemrana dzielnica, są tam bary i spelunki, jego ulubiona to "Przepity w Trupa", chcesz zgarnąć kaskę?
- Chcę, go unieszkodliwić, by nie krzywdził dobrych ludzi.
- Nie puszczę Cię samej.
- Tylko nie plącz mi się pod nogami, nie będę raczej mogła Cię osłonić jak będę walczyć.
- Nie rozśmieszaj mnie kotuś...- Michael wyglądał na rozbawionego.
- Jak tam sobie chcesz - otwarłam drzwi i przemknęłam po cichu korytarzem, by nie narobić za dużo hałasu. Michael szedł za mną jak cień, kiedy wyszliśmy na ulicę wskazał drogę, jeszcze nie wiedziałam co chcę zrobić i jak go pokonać, ale wiedziałam, że muszę to zrobić.
- To tamta spelunka, jesteś pewna, że chcesz się w to mieszać?
- Robię to, bo tak trzeba, nie widziałeś łez tego głodnego dziecka - ruszyłam do przodu, Michael był za mną, chyba bardziej z ciekawości niż chęci pomocy.
W spelunce siedziało kilku mężczyzn, niezbyt schludny barman polerował kufle po piwie. Wszędzie unosił się zapach papierosów, potu i alkoholu, niezbyt przyjemne miejsce, takie, w które nie zapuszczają się kobiety.
Rozległo się kilka gwizdów na mój widok, obleśnych propozycji, na które nie zwróciłam uwagi, jeden mężczyzna spojrzał na mnie i mój miecz, znalazłam Cię. Nie musiałam patrzeć na list gończy, wolnym krokiem dosiadłam się do niego, Stalowy Danny  siedział na przeciwko mnie, lustrowaliśmy się nawzajem.
- Chcesz tutaj być starty na miazgę czy na zewnątrz? - zapytałam
Michael stał oparty w drzwiach i obserwował rozwój sytuacji, Danny wybuchł gromkim śmiechem jakby usłyszał dowcip stulecia.
- Przysłali po mnie...kobietkę? Nie przeczę jesteś niczego sobie, ale nie wyjdzie ci to na dobre, aniele. Lepiej odpuść, mam dziś dobry humor.
- Ja również, ruszaj się, nie przyszłam tu na darmo - wstałam od stołu i patrzyłam na niego - mam nieziemską ochotę przetrzepać Ci skórę, nie daj się długo prosić damie. Danny podniósł się i ruszyliśmy z dala od stolików, uważnie śledząc każdy najmniejszy ruch, musiałam wywrzeć na nim piorunujące wrażenie, bo zaatakował mnie w barze bez ostrzeżenia - Oj nie ładnie Danny, nie ładnie - zrobiłam kilka zgrabnych uników.
- Nie lubię tracić czasu, kiedy kobieta prosi - uśmiechnął się pewnie i popełnił błąd nie doceniając przeciwnika, znowu mnie zaatakował, znalazłam się w jego objęciach, były mocne chciał mnie zmiażdżyć, na to czekałam, moje ciało pokryły błyskawice i ogień, Danny odskoczył natychmiast krzycząc z bólu. Kopnęłam go z półobrotu i powaliłam na ziemię, chwyciłam łańcuch, który był przypięty do jednej ze ścian i nadtopiłam spory fragment, podeszłam do niego, spięłam jego ręce za plecami, owinęłam łańcuchem i zespawałam ze sobą końce tworząc zgrabne kajdanki. Mężczyźni w barze byli gotowi do ataku, użyłam błyskawic, by pokazać, że jestem gotowa na ich ruch, ale oni grzecznie wrócili na miejsca. Rzuciłam  barmanowi kasę.
- To za zniszczenia, dziękuję Panom za cudowny wieczór pełen wrażeń, życzę przyjemnego spożywania alkoholu, wstawaj, żegnam - pociągnęłam Dannego ze sobą. Michael wpatrywał się we mnie szczerze zdziwiony, może dotarło do niego, że nie ma do czynienia z amatorką. Kiedy Danny usiłował kombinować, parzyłam go w rękę, jak był grzeczny zaleczałam rany. Wprowadziłam go do gabinetu Cedricka, bez pukania.
- Witaj, przyprowadziłam Ci Twoją zgubę - Michael kroczył za mną wiernie, milcząc od pewnego czasu.
- Ale jak Ty to zrobiłaś?!
- Normalnie, bułka z masłem.
Cedrick przekazał Dannego  komisarzowi policji,  pozostała do obgadania kwestia nagrody.
- Mam dla Ciebie pieniądze - Cedrick przysunął w moja stronę sporą sumę pieniędzy, podzieliłam ją na dwie części, podsunęłam mu jedną, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Pomaluj za to szkoły, pomóż biednym , zrób z tym co uważasz za słuszne.
- Amy, dzięki...wow to spora suma.
- Drobiazg, co ze starszyzną?
- Debatują, trochę im to zejdzie, zanim coś postanowią.
- Daj mi znać jaka będzie ich decyzja.
- Odezwę się do ciebie.
Wyszłam z gabinetu Cedricka razem z Michaelem, który w końcu zdecydował się do mnie odezwać.
- No, no jednak to zrobiłaś.
- Co takiego?
- Pojmałaś go i oddałaś znaczną część nagrody, co zrobisz teraz, pojedziemy do Vegas? Postawisz mi piwo? Zafundujesz sobie ekstra bieliznę na upoje noce?
- Nic z tych rzeczy, pomożesz mi w jednej sprawie, zrobimy zakupy jeszcze Twoim sąsiadom, ok?
- Jak tam sobie chcesz, mogłabyś choć raz zaszaleć.
Zrobiliśmy zakupy, w międzyczasie kupiłam kilka rzeczy dla nas i upragnione piwo dla Thundera. Podałam Michaelowi siatki dla rodziny Jasona, włożyłam dla nich do koperty pewną sumę pieniędzy.
- Mógłbyś to im przekazać?
- Przekażę, a co zrobisz z resztą? - zamyślił się Michael
- Zapłacę Ragnarowi za wykonanie dla nas ekwipunku, nie przyjmę odmowy.
- Romantyczny wieczór? - wskazał na moje zakupy
- Coś w tym stylu, muszę się pospieszyć, mecz za niedługo się skończy - zaśmiałam się
- Do jutra, wypocznij, nie będę się z Tobą patyczkował - uśmiechnął się i wszedł do domu, a ja użyłam mocy by szybko trafić do tawerny. Poprosiłam Jenny o schłodzenie piwa będę musiała się trochę postarać, by się nie gniewał za ten cały czas, który spędziłam na łapaniu zbira.
- Hej...jestem już, trochę mi zeszło..
- No nie tylko trochę, ale dość sporo, jestem spragniony - zerkał na mnie zadziornie, a ja podałam mu zimniuteńkie piwo, uśmiechnął się od razu.
- Wiesz jak mnie udobruchać - pocałował mnie delikatnie.
- Szybko się uczę - przytuliłam się mocno i zaczęłam opowiadać co spsociłam tym razem.

85. Tarcza

-"Rozumiem Xand, ja też tęsknię"
- "A czy ja mówiłem, że tęsknię?" - zapytał zadziornie Xander
- "Nie musiałeś, ja wiem"
- "Tęsknię..."
- "Ja też"

-
Ziemia do Amy, ocknij się coś się stało? - Thunder dotknął mojego ramienia
- Przepraszam, zamyśliłam się, a właściwie rozmawiałam z Xandem chwilę.
- Coś się dzieje?
- Chyba nie, stęsknił się i podziwia, mnie, że pracując z Loganem tak długo wytrzymałam - uśmiechnęłam się
- Powiedziałaś mu o nas?
- Jeszcze nie, wydaje mi się, że to jest rozmowa nie na ten sposób, tylko na spotkanie twarzą w twarz, ale nie pora jeszcze na to.
- Od zawsze byliście blisko, odkąd pamiętam.
- Na początku wcale tak nie było, był wyobcowany i nieprzystępny, przegrał zakład z Nathanielem i musiałam mieć z nim sparing. Pokonałam go, myślę, że dał mi fory jakoś od tego czasu mogłam stopniowo na niego liczyć.
- Mnie tez się podobało jak na mnie siedziałaś - mruknął
- Ale chyba nie dlatego mnie lubisz? - roześmiałam się
- Nie, wtedy było coś takiego w Twoich oczach, prosiły bym się poddał.
- Nie chciałam zrobić ci krzywdy, nic mi nie zrobiłeś.
- Ale próbowałem.
- Tam, takie łaskotki...
- Nie jestem z tego dumny, ale nie chciałem Cię masakrować na arenie.
- Nie musimy tego roztrząsać, zaraz przyjdzie Michael.
- Nie znoszę go...
- Dogadaliśmy się wczoraj, nic mi nie zrobi, obiecał.
- Wyleczyłaś go wcześniej...to dobry pomysł?
- Myślę, że tak, wiesz zawsze był zmuszany do czegoś przez kogoś wieczna gra i walka, ja taka nie jestem i nie chcę być kiedy nie muszę. Zrobiłam coś bezinteresownie, bo tak powinno być.
- Muszę być zazdrosny?
- Nie musisz....ale to miłe - uśmiechnęłam się, a on klepnął mnie w pupę za karę. 

Rozległo się pukanie do drzwi, Thunder podszedł i otworzył drzwi, Michael uśmiechnął się wyzywająco, po męsku, eh gorzej jak dzieci, mieli jakąś wspólną przeszłość, nie dało się tego ukryć.
- Witajcie, Thunder część uzbrojenia jest gotowa, Jenny mówiła, że możesz podejść na przymiarki i coś już sobie odebrać, ja zajmę się treningiem Amy- widziałam, że Thunder się spiął i powstrzymywał przed dodaniem czegoś zgryźliwego, ale powstrzymał się i odwrócił w moja stronę wpuszczając Michaela do środka.
- Amy, poradzisz sobie sama? - zapytał z troską, a ja podeszłam do niego i skradłam mu buziaka.
- Nie martw się, dam radę, ale wracaj szybko, tęsknię...- uśmiechnął się, zgarnął kurtkę i wyszedł na spotkanie z Ragnarem. Nie mogłam się nie uśmiechać, widziałam, że Michael dziwnie mi się przygląda.
- To, co trenujemy?
- Mhm, jesteś pewna, że poradzisz sobie bez niego?
- Jeśli nie chcesz skończyć w pudełku to poradzę.
- Amy, kotku wyjaśnijmy sobie jedno, jestem facetem, lubię się gapić na Twoje cycki i będę to robił, jak będę chciał cię komplementować to też będę to robił, jak będę chciał mówić Ci po świńsku tez to zrobię, bo będę miał na to ochotę. Nie zmienisz mnie...nie dam się - zerknęłam na niego szczerze zdziwiona.
- Skąd ta szczerość? I dlaczego bym miała Ciebie zmieniać? Schlebiasz sobie za bardzo, a ja hmm jak będę miała ochotę to dam ci po pysku, taka moja mała szczerość - uśmiechnęłam się
- Zawsze wszystkich zmieniasz, ze mną nie pójdzie Ci tak łatwo.
- Nie mam zamiaru nawet próbować i tracić czas.
- No, dobrze, że to sobie wyjaśniliśmy, swoją drogą pupę też masz niezłą. Gotowa na trening?
- Odkąd tu wszedłeś tylko na to czekam.
Zaczęliśmy nasz trening, w końcu, atakował zawzięcie, ale o dziwo poradziłam sobie całkiem nieźle. Byłam trochę zmęczona, kiedy starał się intensywniej dostać do mojej głowy, zauważyłam, że obrona mi się wzmocniła.  Jaki dziwny by nie był, był dobrym nauczycielem, miał do mnie dużo cierpliwości.
- Mmm to było ciekawe, wybacz nie mogłem się powstrzymać - zagadnął po wtargnięciu w mój umysł.
- Niby co takiego...?
- Zastanawiam się czy było Ci dobrze - roześmiał się, a ja chwyciłam poduszkę z kanapy i cisnęłam w niego, po czasie myślę, że wtedy próbował mnie bardziej zmobilizować i przypomnieć jaka była stawka.
Próbowałam i próbowałam, byłam już bardzo zmęczona, kiedy poleciała mi krew z nosa, podał mi chusteczkę, i zatrzymał trening na moment. Usiadł koło mnie, wyglądał na zamyślonego, jakoś nie pasowała do niego ta troska.
- I tak Cie nie lubię...żeby to było jasne - wydukał
- Jak słońce.
- Zastanawiam się...nad jedną rzeczą, ten cały Xander, chciałaś by cię pocałował wtedy w lesie, wiem to, dlaczego go nie ośmieliłaś?
- To nie Twoja sprawa, ja...nie mogłam, to co mamy teraz jest cenniejsze od chwilowego pociągu fizycznego.
- A jeślibyś ominęła te wszystkie cierpienia przez Logana? Może byłoby warto?
- Nie, jeśli bym go skrzywdziła i straciła.
- Nie musiałabyś krzywdzić i tracić, tak tylko się dziwię
- Pewnie nie Ty jeden, już mogę dalej - zwinęłam chusteczkę i wstałam.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- To dobrze, bo będę chciał dowiedzieć się więcej o nim i o Tobie - uśmiechnął się zaczepnie
- W takim razie nie zapraszam do siebie, dajesz...
Ćwiczyliśmy intensywnie, dowiedział się więcej niż bym chciała, nie zawsze mówił co widział, ale zaczął patrzeć na mnie nieco inaczej, jeszcze nie wiedziałam jak to określić, ale czułam się z tym nieco dziwnie. W końcu widziałam, ze zaczyna się pocić, próbował i próbował się do mnie dostać, a ja nie odczuwałam żadnego obciążenia z tym związanego. Udało mi się zablokowałam skubańca!
- Normalnie robisz się za dobra, ja chcę wiedzieć co było dalej...nie przerwiesz mi w takim momencie - męczył się
- A może wystarczy po prostu zapytać i poprosić? - roześmiałam się, jak zobaczyłam jego zdziwioną minę, już nie był tak pewny siebie i dobrze, o to mi chodziło.
- Chyba dość na dziś - przetarł pot z czoła
- Czy ja dobrze widzę, Ty się zmęczyłeś? - rzuciłam mu butelkę wody
- Wydaje ci się...źle spałem, wybaczyłaś mu temu Loganowi?
- Jeszcze nie, na chwilę obecną to dla mnie zbyt wiele.
- A Xander, dalej się na Ciebie gniewa?
- Nie, nie gniewa, nigdy się na mnie nie potrafi złościć, zbyt długo.
- Mhm, jutro nauczę cię atakować, pójdziemy do parku, tam nic nie poniszczymy.
- Nie założę nic kusego, nie świntusz mi w myślach, jesteś niepoprawny - mruknęłam
- Myślałem, że może zasłużyłem na mały bonus z Twojej strony, byłem dziś milszy.
- Ja też...nie zamknęłam Cię w pudle - uśmiechnęłam się, a on po raz pierwszy roześmiał.
- Dobra, jesteś uparta, załapałem. Będę się zbierał, robisz spore postępy, dzięki mnie - uśmiechnął się zadziornie i wyczekiwał pstryczka w nos z mojej strony, tym razem się przeliczył.
- To prawda jesteś całkiem dobrym nauczycielem, dziękuję Ci Michael - spojrzał na mnie jakby zobaczył ducha, w końcu kiwnął głową.
- Przyjdę po ciebie jutro rano, bądź gotowa, cześć - wyszedł dość szybko z pokoju, jakby się paliło, któż tam wie co mu odbiło.
Thundera jeszcze nie było, więc przyniosłam nam obiad do pokoju, eh..tęskniłam za nim.

84. Karty na stół


Przygotowałam się na kolejne natarcie, Michael bywał bezlitosny, nie ugnę się nie mogę, wzmocniłam swoją obronę najbardziej jak umiałam, przynajmniej na chwilę obecną. Ponowił atak,  był mocny, czułam, że moja obrona nie jest szczelna. 
- Logan, tak? No proszę jednak nie lubisz tylko mięśniaków, mam szansę - mruknął Michael
- Zamknij się - powiedziałam.
- A tu Cię boli...nieźle z Tobą pogrywał, nie masz za nim co płakać, bardzo szybko i intensywnie się pocieszyłaś...
Wkurzyłam się, nie wiem jak to zrobiłam, ale stworzyłam silny mur, wokół mojego umysłu, kiedy mi się to udało i był na tyle mocny zrozumiałam, ze to nie wystarczy, zbudowałam kolejne ściany i zamknęłam go wewnątrz mego umysłu. Nie znoszę jak się gra nieczysto zwłaszcza z moimi uczuciami.
- Trenujesz ją, wszystko rozumiem, ale obrażać Ci jej nie dam, po tym co robiłeś tym dziewczynom, nie masz prawa jej oceniać - zdenerwował się Thunder.
Widziałam jedynie jak Michael przerażony obracał głowę w jego stronę, czy to był lęk? Tak i owszem, dał się złapać małej dziewczynce w pułapkę. Kotek zapędził myszkę wprost do pułapki.
- Co Ty mi zrobiłaś?
- Mmm muszę przyznać, że ciekawie mi to wyszło, nie przeczę.
- Wypuść mnie!
- Jeszcze nie, mamy do pogadania.
- O czym chcesz rozmawiać?
- Trenujesz mnie i jestem Ci za to wdzięczna, na prawdę, tracisz swój czas, by pomóc komuś kogo nawet nie znasz, za to Ci dziękuję. Jeśli będę coś mogła dla Ciebie zrobić to zrobię to chętnie, wyleczę Cię bez czekania na koniec treningu, oparzenie było mocne, przepraszam Cię za to, ale myślę, że zasłużyłeś.
- Wyleczysz mnie dzisiaj, od tak? Skąd ta zmiana w Tobie, wojowniczko? Muszę przyznać, że to cholernie seksowne gdy Ty rozdajesz karty.
- Eh, Michael...
- No dobra, dobra...musisz przywyknąć już taki jestem.
- Proszę o jedną rzecz, nie potrafię zablokować ci dostępu do moich wspomnień, wiem, że je zobaczysz, urywki, nie wiem czy wszystko, niektóre do teraz są dla mnie bardzo bolesne, nie chcę byś je komentował, uszanuj moją prywatność chociaż w ten sposób.
- On wie?
- O czym?
- O tym, że byłaś chłostana i cierpiałaś, bo Twój przyjaciel nie pozwolił Ci się leczyć?
- Nikt tego nie wie.
- Dlaczego nikomu nie powiedziałaś?
- Dla Nentresa walczyłam by odzyskał brata, jest jednym z...ze strażników, nie chcę by go rozliczali za błędy z przeszłości, nie chcę by go skazali. Przyjaciele obwinialiby się za zwłokę w wyprawie po mnie, nie mogę do tego dopuścić, to by było nie w porządku.
- Zawsze się tak troszczysz o innych?
- Walczę o to co słuszne.
- Dobrze, rozumiem, niektóre fakty z Twego życia są nieprzyjemne, współczuję Ci. Nie skrzywdzę Cię, możesz mi zaufać.
- Dziękuję, dość przerwy mój trener czeka, chyba chce mi dokopać za obijanie się jak myślisz? - Michael uśmiechnął się do mnie, a ja uwolniłam nas z pułapki.
Złapałam większy oddech, wróciliśmy oboje, nic nie sknociłam.
- Myślę, że masz na dziś dość, jest już późno, to była całkiem ładna zagrywka, jestem pod wrażeniem Wybrana - skłonił lekko głowę w uznaniu, a ja się zdziwiłam.
- Skoro chcesz już iść jest jeszcze jedna rzecz, którą chcę zrobić - podeszłam do niego odwinęłam opatrunek, rana wyglądała paskudnie, Michael się skrzywił. Dotknęłam delikatnie jego ramienia i za kilka chwil po ranie było tylko niemiłe wspomnienie, Thunder patrzył na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział, uszanował moją decyzję.
- Dziękuję, przyjdę jutro z rana, bądź gotowa i dobrze się wyśpij, jutro ci nie odpuszczę. Trzymajcie się.
- Postaram się, śpij dobrze - rzuciłam mu na odchodne.
Michael zszedł na dół, pożegnał się z Jennifer, był na nią zły, że będzie musiał robić za niańkę jakiejś miejscowej panny z misją, miał przecież ciekawsze rzeczy do roboty o wiele, ale po tym spotkaniu musiał niechętnie przyznać, że nie uważał tego czasu za stracony.  A ona, była niezwykle zajmującą osobą, już wiedział o niej dużo, a dowie się jeszcze więcej, z każdym atakiem broni się zacieklej, jest pojętna. Zatrzymał się pod jej oknem i przez chwilę wpatrywał w nie. Wiele wycierpiała i to nie było w porządku, czuł się jakby czytał z niej jak z otwartej księgi, chciał poznać więcej i jednocześnie bał się co zdoła zobaczyć. Miał przeczucie, że to nie będzie nic dobrego, ruszył dalej ciemną uliczka w stronę domu ciekawy czym go zaskoczy następnego dnia.
Logan wrócił zmęczony do domu, odkąd Amy zniknęła nie dzieje się zbyt dobrze, ataki się nasiliły, strażnicy nie nadążają się leczyć, do tego jeszcze jakaś inna niepokojąca forma aktywności. Tęsknił za nią i nie tylko on, czuł, że ludzie mają do niego żal, potrafił z tym żyć, ale nie potrafił żyć w niepewności czy jej nic się nie stało. Zawołał więc do siebie Xandera, był pewny, że jeżeli się z kimś skontaktuje będzie to właśnie on. Wszedł do jego gabinetu, miał rękę na temblaku, wystarczyła chwila nieuwagi, oberwał zasłaniając Lilien. Psioczył pod nosem pół dnia, ale zrobił to dla Amy,
by znowu nie czuła się niepotrzebnie winna.
- Jak ręka? - zagadał Logan.
- Bywało lepiej, serum trochę pomogło, do jutra powinno być znośnie, o co chodzi?
- Miałeś od niej jakieś informacje?
- Nie.
- Nie chcę wiedzieć gdzie jest, zmuszać do powrotu...na razie, ale chcę wiedzieć czy jest cała, możesz spróbować zdobyć taka informację dla mnie?
- W jakim celu chcesz to wiedzieć? Bo się martwisz czy po prostu chcesz mieć pewność, że pójdzie na rzeź kiedy będzie trzeba?
- Co też Ci przyszło do głowy, martwię się bo mi na niej zależy, czy to nie jest oczywiste?
- To dlaczego nasłałeś na nią bezdusznego?
- Skąd to wiesz?!
- Ona mi powiedziała.
- Jak to? Ona wie?! Jak to możliwe?! Kiedy?!
- Znalazła informacje, nie ufa Ci już.
- Dlatego odeszła?
- Wróci jak znajdzie to czego szuka, jest silna nic jej nie będzie, zawaliłeś, zanim znowu wpadniesz na taki genialny pomysł, lepiej go skonsultuj.
- Musiałem, nie było już czasu, uciekłaby, albo wezwała gliny, że za nią chodzę.
- A skąd wiesz? Sprawdziłeś? Prawie wchłonął ją bezduszny, tak długo zwlekałeś...nie powiedziała Ci, co? Po prostu czekaj...i nie dręcz jej już, jest szczęśliwa z nim, zaakceptuj to, bo kiedy wróci nie będzie się z tym kryć - wyszedł trzaskając drzwiami, po prostu nie mógł udawać głupca i wierzyć w cudowne zamartwianie się o nią dobrego lidera- "Amy, jak ty z nim tak długo wytrzymałaś?" - pomyślał i uśmiechnął się, mając nadzieję, że ona słucha i rozumie, bo zawsze rozumiała. 

83. Michael

Usiadłam na pobliskiej ławce i sączyłam kawę, kiedy podszedł do mnie na pierwszy rzut oka, miejscowy maczo, który wyraźnie mi się przyglądał.
- Witaj śliczności, jesteś sama, zgubiłaś się? Mogę pomóc Ci się odnaleźć w mych błękitnych oczach - no tak nowa łania na pastwisku, trzeba rwać póki siedzi, leniwie sączyłam kawę dalej, spojrzałam na niego jak na kretyna, kiedy poczułam draśniecie w moim umyśle, nie dałam po sobie tego poznać. O, nie bratku tak to się bawić nie będziemy, nie dość, że jakiś pacan to chce mnie otumanić i wpłynąć na moje zachowanie, to jeszcze ma daremne teksty, litości.
- Nie zgubiłam, po prostu odpoczywam i czekam na narzeczonego.
- Co to za narzeczony, który pozwala takiej kobiecie na siebie czekać? - przysiadł się do mnie i próbował dalej.
- Normalny, tak przypuszczam, ale co ja tam wiem.
- Bądź moją królową, a nie będziesz musiała nigdy czekać...
- Litości, tak tandetnego tekstu dawno nie słyszałam, wybacz koleś...ale nie jestem zainteresowana - podniosłam się i ruszyłam bliżej zakładu Ragnara, kiedy przybysz złapał mnie za rękę.
- Nie pozwoliłem Ci odejść- szarpnął mnie dość mocno, poparzyłam go dotkliwie.
- A ja nie pozwoliłam Ci mnie dotykać - odeszłam powolnym krokiem, gdyby znowu spróbował byłby kompletnym imbecylem.
Thunder wyszedł na zewnątrz po skończonych pomiarach i rozglądał się za mną.
- O tu jesteś, Ragnar jest bardzo dokładny, przepraszam, że czekałaś.
- Za to będziesz miał porządną broń i unikalną - zamyśliłam się
- Coś się stało?
- A nic takie natknęłam się na miejscowego maczo, spławiłam go, złapał mnie za rękę i popełnił błąd, pokazałam mu jaka gorąca potrafię być.
- Y....nie załapałem...
- Aj, nie o tym mówię, jaka moc Widara potrafi być gorąca.
- Oj, wybacz, jestem trochę podenerwowany, chodźmy, zabieram Cię na lody.
- To do Ciebie niepodobne, żeby mnie schładzać- zaśmiałam się.
- To i tak Cię nie schłodzi wystarczająco, kotku, nie przy mnie - uśmiechnął się, wziął mnie za rękę i zabrał do przyjemnego parku, na lody, spacerowaliśmy, rozmawialiśmy, było tak przyjemnie.
Kiedy staliśmy na mostku wpatrzeni w słońce on nagle uklęknął, a ja zamarłam.
- Amy, na prawdę mi na Tobie zależny, najbardziej na świecie, wiem, że powiedziałem wszystkich, że jesteśmy zaręczeni, ale chciałbym to zrobić jak należy - wyjął pudełeczko z kieszeni i otworzył, włożył mi na palec piękny złoty pierścionek pełny białych cyrkonii -w przyszłości chciałbym, żebyś została moja żoną, możesz mi obiecać, że się zastanowisz? Nie poproszę Cię dziś o odpowiedź, docieramy się, nie jesteśmy razem zbyt długo, ale ja wiem, że to jest to. Wyjdziesz za mnie, kiedy będziemy gotowi?
- Kocham Cię, nie wyobrażam sobie, żeby mogło Cię przy mnie nie być, nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak z Tobą. Moja odpowiedź brzmi: tak - uśmiechnęłam się i zarumieniłam, nigdy nie myślałam, że kiedyś to nastąpi, w końcu mam zginąć, ale do tego czasu chce mieć w miarę normalne życie, może będzie krótkie, ale szczęśliwe z nim. Teraz wiedziałam dlaczego był taki nieswój i podenerwowany, uśmiechnął się i wziął mnie w objęcia, chciał zacałować pewnie na śmierć.
- Tak się cieszę! Amy, moja Amy! - śmiałam się z  nim.
- Nie chcę psuć chwili, ale musimy powoli wracać pod wieczór spodziewamy się gościa, będę się uczyć jak wykorzystać siłę mojego umysłu do różnych dziwnych rzeczy.
- Powinnaś też coś zjeść kochanie, uczyniłaś ze mnie prze szczęśliwego człowieka - wziął mnie za rękę i wróciliśmy do tawerny. Kiedy wchodziliśmy do środka, Jennifer natychmiast podniosła wzrok i powiedziała:
- I jak? Zgodziła się? Podobał się pierścionek?
- Czyżbyś maczała w tym palce? - uśmiechnęłam się i pokazałam pierścionek na palcu.
- Miałaś rację była kompletnie zaskoczona - uśmiechał się Thunder
- Cieszę się z wami, widać, że jesteście szczęśliwi, nie miałam racji nakłaniając Cię do wypełnienia przeznaczenia w każdym calu.
- Już dobrze, dziękuję Ci Jenny, za pomoc, idziemy coś zjeść, mogę Ci dać nasze ubrania dla Twojego ojca, będziesz się z nim widziała?
- Tak, jasne chętnie je przekażę.
Po obiedzie Thunder wmusił we mnie i deser, dałam mu ta radość, że liczę się z jego zdaniem, był zadowolony, przekazaliśmy ubrania Jennifer, muszę pomyśleć jak im się odwdzięczyć. W Little Heven na prawdę dobrze się mieszkało, widok z okna psuł czasem mój dobry nastrój, w oddali widziałam  siedzibę Guardians. Pod wieczór ktoś zapukał do naszego pokoju, Thunder przeglądał w internecie wyniki meczów, więc poszłam do drzwi i oniemiałam, to był ten laluś, którego poparzyłam dotkliwie, miał zabandażowaną rękę.
- Co Ty tu robisz?!
- No proszę kogo widzę, rozpalona kocica - wskazał na swoją dłoń- jesteś mi coś winna, coś przyjemnego...
- Nie sądzę, że jest ci cokolwiek winna - za mną jak skała pojawił się Thunder- Michael?
- Niech mnie Thunder, ale...przykoksiłeś, to Twoja sikorka?
- Wolę mówić narzeczona, po co przyszedłeś?
- Zawsze byleś szybszy w wyrywaniu najlepszego towaru. Mam ją uczyć, teraz wiem, dlaczego mi się zdołałaś oprzeć, masz zdolności.
- Wypraszam sobie, towar to masz w sklepie na półkach, ja to mam farta, że tez musiało trafić na Ciebie! - skrzywiłam się i odsunęłam by wszedł do środka.
- Żeby było jasne, nie próbuj na niej swoich sztuczek, ani się do niej nie podwalaj, jasne?
- Dobra, już dobra...ale wisi mi przysługę, nie mogę mieć blizny, skoro to ty jesteś wybrana, usuń bliznę i wylecz mnie.
- Pod jednym warunkiem, nie będziesz próbował swoich obślizgłych sztuczek na mnie, wyleczę Cię jak zakończysz trening, jeśli uznam, że nie dotrzymałeś umowy, nie pomacasz już swobodnie damskiego ciałka.
- Potrafisz się targować, mam na imię Michael.
- Amy, od czego zaczynamy?
- Konkretna z ciebie sztuka, nie owijasz w bawełnę co? Mentalna tarcza, ochroni Twój umysł, przed ludźmi chcącymi wpłynąć na Twoje zachowanie, na to jak myślisz, postrzegasz świat, dobry telepata potrafi cię  zmusić do tego byś skoczyła z okna i zrobisz to uśmiechając się jeśli tego zapragnie. Będzie znał Twoje wspomnienia, myśli, uczucia wyciągnie wszystko, co chciałabyś ukryć. Możesz zabić samym spojrzeniem, zaatakować kogoś, kogo nie możesz trafić i wiele takich tam.
- Nie miałam o tym zielonego pojęcia, dotychczas przekazywałam informację, jeśli chciałam szybciej coś powiedzieć, albo nie mogłam spotkać się osobiście, albo wyczuwałam czy jest blisko.
- To i tak nieźle jak na amatorkę, spróbuj się przede mną bronić, poprzeglądam sobie co tez masz kociaku w tej swojej ślicznej główce, więc lepiej się broń, nigdy nie wiesz do czego to wykorzystam...próbuj zrobić to co dzisiejszego ranka.
Zerknęłam na Thundera miałam jakieś złe przeczucia do tego faceta, wzbudzał moją niechęć, ale ponoć był w tym najlepszy, a ja muszę się szkolić, nie mogę się poddać.
Michael zaczął na mnie mocno napierać, udało mi się odpierać jego atak, byłam z siebie zadowolona, staliśmy na przeciwko siebie, Thunder zmarszczył brwi i obserwował całe zajście, chyba też nie był przekonany do tego pomysłu.
- Nieźle, ale to dopiero rozgrzewka kotku...- nasilił atak na moje bariery ochronne.
Walczyłam ze wszystkich sił, strasznie rozbolała mnie głowa, to tylko zmęczenie, nic czego nie jestem w stanie pokonać, odpuścił na chwilę.
- Jak na wybraną straszna z Ciebie była nudziara, opiekowałaś się starszymi?
- Przestań - mruknęłam- i tak tego nie zrozumiesz - wyprostowałam się i byłam gotowa na kolejne natarcie.
- Przygotuj się - mruknął Michael i włożył ręce do kieszeni.
Zaatakował z taka siłą, że nie ustałam na nogach, opadłam na kolana, czułam się jakby wielki świder wwiercał mi się w umysł. Jęknęłam z bólu, Thunder szybko znalazł się koło mnie, objął mnie delikatnie.
- Wystarczy to ja boli! - warknął na Michaela.
- Trening jest na moich warunkach - zawziął się Michael, ale spojrzał na mnie, jak trzymałam się za głowę i trzęsłam, wtedy odpuścił. Z trudem łapałam oddech, głowa strasznie mnie bolała, krew puściła mi się z nosa, Thunder wyjął chusteczkę i wycierał mi twarz.
- Już kochanie, musisz odpocząć, to za dużo dla Ciebie.
Zerknęłam na Michaela, był silny, gdyby na prawdę chciał mnie wykorzystać nie miałabym szans by się obronić przed nim.
- Dzięki...- mruknęłam i próbowałam się podnieść, wzmocniłam się lecząc, krew przestała płynąć, głowa boleć, wzięłam głębszy oddech, byłam gotowa do dalszej pracy.
- Za co mi dziękujesz? - zdziwił się Michael
- Za to, że przerwałeś, jestem gotowa na kolejny atak.
- Amy, jesteś pewna? - zmartwił się Thunder
- Bądź spokojny, wiem co robię.

82. Ragnar

Wczesnym rankiem byliśmy umówieni z Jennifer, cieszyłam się na samą myśl na spotkanie z tym człowiekiem, wiedział wiele, znał mnie i wiedział gdzie jest strażnik  i moja cudowna księga.
- Bałem się, że będziesz zła, wiesz nie chcę Ciebie zranić w jakikolwiek sposób, Amy.
- Nie panikuj Thunder, nie zranisz mnie - przytuliłam się do niego, jego ciepłe, opiekuńcze ramiona i miarowe bicie serca sprawiało, że byłam szczęśliwa.
- Skąd ta pewność, mój aniele?
- Po prostu wiem, nie jesteś draniem.
- Kiedyś byłem, zdziwiłabyś się do czego byłem zdolny.
- Ważne, że teraz nie jesteś. Wierzę w Ciebie i ufam, chodźmy na śniadanie i w drogę.
Jennifer już na nas czekała, sytuacja między moimi towarzyszami nie była już taka napięta, co mi odpowiadało.
- Zatrzymaj się - zasłoniłam Jennifer ręką, usłyszałam szelest i przed nami pojawiły się ostre drewniane pociski, udało mi się je szybko zneutralizować moimi błyskawicami, ruszyłam na napastnika, zdziwiłam się kiedy powaliłam mężczyznę na ziemię, był młody i wystraszony, mamrotał, że żartował.
- Amy, spokojnie to tylko Thomas, mój przyjaciel.
- Oj, jeśli tak wybacz - podałam mu rękę i pomogłam się podnieść - czasem jestem zbyt nerwowa, nie gniewaj się.
- Masz niezły refleks, spodziewałem się, że Jen zareaguje szybciej niż Ty, często tak sobie ćwiczymy, wiesz..
- I bardzo dobrze robicie, zawsze trzeba być czujnym, jestem Thunder - podał rękę chłopakowi
- O...kurcze chłopie, jakbyś nie był taki wielki przylałbym ci za...
- Thomas! Cii to już nieaktualne, wybaczcie, śpieszę się odezwę się później, to Wybrana. Idziemy do mojego ojca.
- To powodzenia, nie masz urazy...Thunder? - wydukał Thomas.
- Żadnej - uśmiechnął się.
- Wydaje się sympatyczny - szepnęłam do Jennifer.
- I jest, zawsze wyskakuje w dziwnym momencie.
- Zupełnie jak nasz Nathaniel, co nie?
- Oj tak i jeszcze wyrwał moją siostrę, co za typ.
- No nie dąsaj się, ciesz się, że ma się nią kto zaopiekować, kiedy ty czuwasz nade mną.
- Jak tak to ujmujesz...to nie będę się czepiał.
- I prawidłowo.
Zeszliśmy do końca ulicy, znaleźliśmy mały warsztat, czego w nim nie było, ojciec Jennifer potrafił naprawić wszystko, od broni po zegarki. Weszłam do środka wraz z moimi towarzyszami, oglądałam wystawione w gablotach miecze, były wykonane po mistrzowsku i drogie. Kusze, delikatnie żłobione, halabardy, gizarmy, sztylety, czego dusza pragnie.
- Witaj Wybrana, znowu się spotykamy, jestem na Twe rozkazy - mężczyzna, który pojawił się w drzwiach oddał mi pokłon, był wysoki, dobrze zbudowany  i atrakcyjny, lata wstecz musiał mieć powodzenie.
- Witaj, mam na imię Amy, nie musisz mi się kłaniać - speszyło mnie to lekko.
- Wybacz, ale muszę jesteś kobietą, nieprzeciętną, zasługujesz na największy szacunek. Mam na imię Ragnar i na litość boską, co to za kalectwo masz ze sobą dziewczyno?! Istna profanacja!
- Zerknęłam na swój miecz i podałam go Ragnarowi.
- A nie mówiłem, że tandetę nosisz ze sobą! - mruknął Thunder
- Nie znam się, nikt mnie tego nie nauczył, wziąłem pierwszy lepszy, który dałam radę unieść i spokojnie pomachać, nie nabijaj się.. - mruknęłam- zazwyczaj używałam sztyletu, a częściej swoich dłoni.
- Amy, czy będziesz zła jeśli pójdziemy z Thunderem coś załatwić? Tata wykona dla ciebie oręż w tym czasie, a my szybko wrócimy i zajmie się czymś dla Thundera.
- Jeśli chce, nie mam nic przeciwko - uśmiechnęłam się i zastanawiałam co takiego kombinują.
Ragnar zamknął swój zakład i zaprosił na zaplecze do swojej pracowni, dokonał pomiaru mojej sylwetki, zastanawiał się nad czymś.
- Pomiary nigdy Ci się nie zmieniają, masz jakieś specjalne życzenia co do broni i podstawowe pytanie, gdzie masz sztylet?
- Myślę, że znasz się na tym lepiej niż ja, chętnie się nauczę wszystkiego co mi powiesz, mój sztylet został w strażniczej wierzy, odzyskam go, ale na razie nie mogę. Lider nie może wiedzieć, że mam kontakt z przyjaciółmi.
- Bo uciekłaś?
- Bo uciekłam. Potrzebuje dobrego miecza, który przejmie moje moce, który byłby przedłużeniem mojej ręki, słyszałam, że jesteś cudotwórcą i potrafisz robić takie rzeczy.
- Zrobię go dla Ciebie i nie tylko, przydadzą Ci się bliźniacze sztylety, kusza, a także czakram. Przynieś mi Twój strażniczy mundur lub coś w czym walczysz, wykonam dla Ciebie zbroję, nie taką typową i nie bój się nie będziesz wyglądała jak konserwa, nie spowolni to Twoich ataków - uśmiechnął się
- Ale skąd...ah no tak, jestem niemądra.
- Nadal preferujesz seledyn i turkus w formie dodatków?
- Eeee tak, chyba się do tego nie przyzwyczaję.
-Przywykniesz, znam Cie już prawie na pamięć, przynajmniej jeśli chodzi o uzbrojenie, jeśli chodzi o mężczyzn zaskoczyłaś mnie.
- Ja nie wiem co zaszło między Jen, a nim...ale nie chcę w to wnikać, Nentres i ja tym razem jesteśmy sobie pisanie jako przyjaciele.
- Pasujecie do siebie z Thunderem, świata poza Tobą nie widzi, jeśli chcesz możesz już iść, pamiętaj o ubraniach.
- Nie zapomnę i Ragnarze, mistrzu szlachetnej sztuki kowalstwa i magi, dziękuję i składam pokłon za Twe nieocenione usługi przez te wszystkie wieki - Radgar o mało co nie upuścił młota, był tak zaskoczony postawą Wybranej. Podszedł do mnie i ujął moją dłoń.
- Myślałem, że znam Cię na wylot Wybrana, jednak potrafisz zaskoczyć takiego starca jak ja, dziękuję Ci za to, że mnie doceniłaś, żadne Twoje wcielenie nie zrobiło tego wcześniej, Jenny miała rację jesteś inna. Mam nadzieję, że starszyzna uwzględni Twoją prośbę, dziś nad nią debatują od samego rana.
- Ja też mam taką nadzieję, czy mogę prosić o jeszcze jedną rzecz?
- O co takiego?
- Chciałabym prosić Cię, byś przygotował oręż dla Thundera, chciałabym, by jego miecz był jak mój, przewodził błyskawice - kilka niesfornych wyładowań ochoczo wymknęło mi się, dookoła mojej postaci.
- Spełnię Twoją prośbę.
- Do zobaczenia Ragnarze.
Opuściłam jego sklep, kiedy w oddali dostrzegłam Thundera i Jennifer o czymś dyskutowali zawzięcie.
- Zrób tak jak Ci mówiłam, ucieszy się...
- Z czego się mam ucieszyć?
- Yyy, z tego, że będzie miał nową zbroję i nie będzie wyglądał jak fleja - wyszczerzyła się Jenny, nie chciało mi się w to wierzyć, ale nie miałam tyle zawzięcia by w to wnikać.
Thunder poszedł na swoje przymiarki u niego trwało to nieco dłużej, ponieważ Ragnar nigdy wcześniej nie przygotowywał dla niego uzbrojenia.
- Masz bardzo przyjemnego ojca, jest taki inny, wie co chcę mu powiedzieć, zna mój gust na wylot.
- Dobrze się bawiłaś?
- Jasne, że tak, a wy co robiliście?
- Ciągałam go trochę po sklepach, żeby Ci nie marudził.
- Przynajmniej miał trochę rozrywki.
- Umówiłam Cię z tym znajomym, przyjdzie wieczorem uzgodnić z Tobą resztę, oj już późno wybacz, muszę lecieć do pracy, trzymaj się Amy
- Miłego dnia w pracy, dzięki Jenny.

81. Zakopany topór wojenny

Wróciliśmy do naszej tawerny, pozostało mi tylko czekać na odpowiedź starszyzny, jakie było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyłam, że czeka na nas Jennifer.
- Cześć, musimy pogadać - spojrzała na nasza dwójkę.
- No cześć, zapraszamy - wskazałam drogę do pokoju.
- Cześć Jen - powiedział Thunder i przepuścił nas przodem, kiedy zamknął drzwi .
- Nie możecie być razem, przykro mi, że to mówię, ale jesteś przeznaczona innemu, dowiedziałam się tego od starszyzny.  Zawsze się łączycie, jedno bez drugiego nie może istnieć.  To nie żaden mój wymysł, żeby was poróżnić...tylko tak to już jest.
- Wiem o Nentresie, znamy się...eh dużo by tłumaczyć. Nentres pozwól na chwilę, jeśli możesz, proszę - za kilka chwil Nentres zmaterializował się obok mnie i uśmiechnął.
- Wiedziałem, że się stęsknisz i będziesz chciała nowych plotek, o...a to kto? - uściskał mnie serdecznie, a z Thundem przybił sobie żółwika.
- To jest Jennifer, a to jest moje przeznaczenie Nentres, który jest związany z Megan i są szczęśliwi.
- No tak, ładnie to określiłaś, w czym rzecz?- podał Jennifer rękę i się przywitał jak na księcia przystało.
- Powinniście być razem, czuć mistyczne przyciąganie, nie rozumiem jak to możliwe, że tak nie jest? Nie rozumiem tego - zastanawiała się Jennifer, a Nentres spojrzał na mnie posępnie, chyba mu się naraziłam.
- Tym razem to Twoja kolej, ja już się kilka razy tłumaczyłam - uśmiechnęłam się słodko.
- Nieźle cie wyrolowała - roześmiał się Thunder- moja szkoła.
- Ta, widzę, że masz na nią wpływ, jeszcze trochę i jej nie poznają, o rany. Ja zawsze poznam, wyczuję kiedy ma kłopoty, wezwie mnie odpowiem. Są rożne rodzaje miłości, w tym życiu kochamy się jak przyjaciele, ona jest inna, zmieniła się i powiem szczerze, że taka mi się podoba, nie jest żądna władzy, krwi, zemsty. Stara się  ratować ludzi nawet przed nimi samymi, czujemy ten mistycyzm kiedy jesteśmy razem, cały czas i uwierz mi, próbowałem ją poderwać na wiele różnych sposobów, ale czegoś zabrakło, nie dała się. Zabrakło tej iskry - wskazał palcem na Thundera - od samego ich poznania miała istotny wpływ na jego rozwój.  Tak moja droga, nie patrz na mnie tymi zdziwionymi oczętami, jednym gestem czy nawet słowem przewróciłaś jego świat, świat nas wszystkich. Ślubowałem Ci wieki temu, ślubuję i teraz przyjaciółko, pokonamy to co nas czeka, nie dam Ci zginąć.
- A ja nie dam zginąć Tobie, przyjacielu - uśmiechnęłam się- Teraz już rozumiesz? Myślę, że powinniście pogadać - spojrzałam na Thundera i Jennifer - a ja przejdę się z Nentresem i trochę poplotkuję - wsunęłam miecz do pochwy, którą miałam przymocowaną na moim pasku, wzięłam Nentresa za rękę - tym razem użyjemy schodów jak normalni ludzie, musisz się tego nauczyć przyjacielu - puściłam oczko do Nentresa i zeszliśmy po schodach na dół, przed tawernę.
- Dziękuję Ci, przepraszam za fatygę.
- Przyznaj się, tęskniłaś za mną.
- Eh, niech Ci będzie tęskniłam - uśmiechnęłam się lekko.
- Ja za Tobą też, nie sądziłem, że aż tak bardzo mi ciebie brakuje. Wystarczy, że jesteś obok i czuję się jakoś inaczej. Dlaczego ich zostawiliśmy samych?
- To była Thundera, myślę, że potrzebny im ten czas, trzyma w sobie wiele bólu, a ja wiem jak to jest, jak było z Loganem. Ma okazję się oczyścić z negatywnych emocji, on z resztą też. Mnie to nie interesuje jak było, kto zawinił, ale wiem, że im się to po prostu przyda.
- No widzisz, o tym mówiłem mała.
- O czym? Wiesz, mówisz dużo rzeczy nie każ mi tego wszystkiego pamiętać, proszę - roześmiałam się kiedy zobaczyłam jego gniewna minę.
- Prosisz się o lanie moja panno - pogroził mi paluszkiem jak małej dziewczynce.
- To mi przylej, chyba, ze się boisz? - uśmiechnęłam się zadziornie, na chwilę zniknął wiedziałam, że stanie za mną, żeby mnie klepnąć w tyłek, wyczułam go i mogłam to ominąć jednak, byłam mu winna przysługę za wyjaśnianie naszej dziwnej relacji, trzask.
- No i masz, siadło! - roześmiał się, brakowało nam tych żartów.
- Cwaniak z Ciebie!
- Mogłaś to ominąć i się podłożyłaś, dzięki i tak, miałem frajdę.
- Proszę bardzo.
- Muszę już wracać, zostawiłem Megan w dość mmm ciekawej chwili.
- Jeju! Przepraszam Was, nie wiedziałam, że wy....nie pomyślałam, moja wina.
- Mam Cię, wiedziałem, że spanikujesz! Ha! Amy, nie zmieniaj się co?
- A idź...masz krechę, przechlapane - uśmiechnęłam się łagodnie kiedy znikał, zerknęłam w okno naszego pokoju, byłam ciekawa czy skończyli już rozmawiać.
Wspięłam się do góry, przez uchylone drzwi pokoju widziałam Jennifer przytulająca się do Thundera, płakała, on stał zamyślony i delikatnie głaskał ją po plecach, żeby się uspokoiła, aj jednak przyszłam za wcześnie, postanowiłam się usunąć dyskretnie. Nie udało mi się to, nasze spojrzenia się spotkały, a jego było pełne lęku i obaw, chciał coś powiedzieć, ale mu pokazałam, że ma być cicho i schodziłam na dół.
- Amy, poczekaj proszę - za mną stała Jennifer - wycierała ręką oczy - nie gniewaj się na niego, to moja wina, ja się przytuliłam..
- Ale o co chodzi?
- Wiem jak to wyglądało, nie gniewaj się, on Cię kocha, nie zrywaj zaręczyn, nie chcę byś się z nim kłóciła z mojego powodu - biedna  Jennifer czuła się winna i panikowała - On Cię na prawdę kocha...
- Ci, już dobrze Jen - objęłam ją lekko - ja się nie gniewam, nie jestem zła i nie zerwę zaręczyn, chciałam dać wam chwilę prywatności, bo wróciłam trochę za szybko, przepraszam - uśmiechnęłam się do niej łagodnie, a ona patrzyła na mnie jakby zobaczyła ducha, istotę z innej planety, albo wymiaru - O co chodzi? - dopytywałam.
- Miał rację, jesteś inna...pomogłaś mi, a ja Cię zaatakowałam...
- Powiedz lepiej, czy rozmowa Ci pomogła? - zauważyłam Thundera na schodach oparł się o balustradę i uśmiechnął niepewnie.
- Pomogła nam obojgu, wypocznijcie, jutro zabieram was do ojca, potrzebujecie dobry oręż - uśmiechnęła się i pognała do swoich obowiązków.
Weszłam po schodach do góry, miał lekko zmartwioną minę, postanowiłam trochę się z nim podroczyć, Nentres miał rację, przejmuję jego nawyki.
- Musimy porozmawiać, tą całą sytuację będziesz musiał mi wynagrodzić...- dotknęłam jego torsu
- Co tylko zechcesz...Amy ja...
- Cicho...- stanęłam na palcach i go pocałowałam - nie gniewam się, wiesz, ze Ci ufam, wszystko w porządku, tylko tak się trochę droczę.
- O Ty, już ja Ci to wynagrodzę tak, że będziesz wołała dość...- chwycił mnie i przerzucił sobie na plecy, a ja się śmiałam, cóż miałam to co sama chciałam i o wiele więcej.

80. Przywódca

Wstawiłam wodę na kawę, Jennifer pokazała mi gdzie znajdę kubki, a sama robiła talerz kanapek i o dziwo nie szczędziła na nie składników, uśmiechnęłam się pod nosem. Usiadłyśmy przy stole i jej niepewność zastąpiła ciekawość, miała ją wypisaną na twarzy. Położyłam pozostałości po jej soplu na stole i dotknęłam, odtworzyłam go takim jakim go stworzyła, kiedy chciała mnie zaatakować.
- To niesamowite, potrafisz tyle rzeczy naraz..- zamyśliła się Jennifer.
- Nie zawsze jest to dobre, wiesz? Aj, bym zapomniała, muszę przekazać Thunderowi, że jest ok i wrócę jak poplotkuję sobie do woli, sekundka - przymknęłam oczy i przekazałam mu wiadomość, nie chciałam, aby się niepotrzebnie denerwował, akurat pił sok i omal się nie zakrztusił, kiedy usłyszał z kim pije kawę - zaśmiałam się - no już.
- Ale co Ty właściwie zrobiłaś?
- Przekazałam mu w myślach wiadomość, że zostaję na dole dłużej, bo piję z Tobą kawę
 i chcemy sobie poplotkować do woli, na co omal się nie zakrztusił, co było zabawne, dlatego się śmiałam.
- Telepatia, mam znajomego, który wiele dzięki niej potrafi, wiesz, że potrafisz w ten sposób zabić?
- Nie, nie miałam pojęcia, nie urodziłam się z tym darem, w zasadzie go odebrałam komuś, kto powodował wielkie zniszczenia tak samo, jak mój żar z dłoni, był zawziętym generałem, który chciał narobić wiele szkód, długo, by opowiadać, niestety nie wyciągnął odpowiednich wniosków z lekcji, nie udało mi się go uratować. Mój przyjaciel musiał pozbawić go życia, ja nie umiałam - na chwilę zamyśliłam się, tęskniłam za Xandem, szybko jednak musiałam tą tęsknotę odsunąć na dalszy plan - a teraz, zademonstruje Ci co zrobiłam z Twoim sopelkiem, nie ból się, zaufaj mi chociaż trochę.
Wzięłam jej sopel i ostrą krawędzią ją skaleczyłam, skrzywiła się delikatnie, a ja przyłożyłam rękę i wyleczyłam drobną ranę.
- Leczę i niszczę z tym się urodziłam - znów zniszczyłam jej sopel, tym razem w całości na dobre- parę błyskawic oplotło moje ciało - to pewnie znasz.
Jennifer przyglądała mi się w milczeniu.
- Skoro potrafisz leczyć i masz moc niszczenia musisz być..
- Ta, we własnej osobie - nie dałam jej dokończyć.
- Wybrana, upadła strażniczka ze mną pije kawę - nie dowierzała przez chwilę.
- Upadła strażniczka? Tego jeszcze nie słyszałam, nawet chwytliwe.
- Jesteś tutaj znana, wieści szybko się roznoszą. Opuściłaś wieżę, dlaczego?
- Powiedzmy, że obie mamy przechlapane z byłymi. Chcę się dowiedzieć prawdy o sobie, a przy okazji znaleźć dobrą broń.
- Mój ojciec robi najlepsze, nie chwaląc się czy 
wpływając na Ciebie w jakikolwiek sposób.- To też słyszałam, wiem też, że zawsze wykuwał oręż wybranej.
- Tak to Twoje dziedzictwo.
- Myślisz, że i tym razem będzie mi mógł pomóc?
- Załatwi się, to dla niego zaszczyt i dla mnie też, móc Cię tutaj spotkać. Ludzie z miasteczka  pokładają w Tobie nadzieję, zawsze tak było.
- Nie przybyłam tu, żeby ci dopiec w jakikolwiek sposób, Thunder też, nie chciał, żebyś my tu nocowali, ale ja się uparłam, spodobało mi się, nie chciałam być dla Ciebie nieuprzejma.
- To ja nie zachowałam się w porządku wobec Ciebie..
- Nic nie mów, było minęło.
- Te błyskawice, on ci je ofiarował?
- Nie, to była Lillien.
- Wszystko z nią w porządku?!
- Tak, teraz już tak, miała problemy z nadmiarem mocy, muszę przyznać, że mnie też dała ostro popalić, jest strażniczką.
- Jeśli będziesz chciała, przedstawię Cię temu znajomemu telepacie, może nauczysz się od niego czegoś przydatnego.
- Dzięki, podobno w tym stuleciu muszę się rozwijać jeszcze bardziej, nie wiem sama czy to dobrze, czy źle. Oj, już późno, jesteś pewnie zmęczona, dziękuję za kawę - umyłam po sobie kubek.
- Mam nocną zmianę, umiliłaś mi czas, muszę to powiedzieć choć niechętnie.
- Miło mi. Jen...on tez nie czuje się z tym komfortowo, wiesz co mam na myśli.
- Wiem.
- Wiem co czujesz, sama się z tym zmagałam. Silna jesteś poradzisz sobie, dobranoc - wzięłam talerz z kanapeczkami i poczłapałam do góry. Thunder wychodził z łazienki w samym ręczniku, wygrzebywał coś z torby. Podeszłam do niego, przytuliłam się do jego pleców, uśmiechnął się i przyciągnął mnie mocno do siebie.
- Mmmm tęskniłem- cmokał mnie delikatnie
- Jak bardzo?
- Nawet sobie nie wyobrażasz, myślę, że przydałaby ci się prysznic, ja ci pomogę - wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki, a ja się śmiałam.
Obudziłam się dość wcześnie Thunder już był ubrany, przyglądał mi się i uśmiechał.
- Cześć śpioszku - nachylił się i skradł mi całusa.
- Cześć, która godzina?

- Po 8, mamy czas, tak słodko spałaś, że nie chciałem Ciebie budzić - podał mi ubrania  i wyszedł na mały balkon, którego wcześniej nie zauważyłam, uśmiechnęłam się, zawsze dawał mi trochę prywatności, żebym mogła się ubrać, był kochany. Kiedy doprowadziłam się do ładu zeszliśmy na dół na śniadanie, Jennifer nigdzie nie było, przyszła jej zmienniczka Yvonne, była to wysoka i smukła młoda kobieta, jednak coś w jej magicznych oczach sprawiało, że miało się wrażenie, jakby Twoja dusza, wszystkie uczynki umiała rozszyfrować. Nie widziałam jeszcze takiego odcienia błękitu, jakby zatrzymywało się w nim słońce i księżyc jednocześnie. Yvonne skrywała wiele sekretów lokalnej społeczności, nie była wrogo nastawiona, podchodziła do nas z dystansem, ale miała wrażenie jakbym kiedyś już ja spotkała. Poprawiła swoje czarne włosy sięgające brody oraz kołnierzyk białej tuniki z haftem jak jej zmienniczka, do tego założyła czarne leginsy podkreślające jej smukłe nogi, bordowe botki na obcasie  ładnie dopełniały cały strój.  Wskazała nam jadalnie, gdzie młodziutka kelnerka przyniosła nam posiłek, badawczo mi się przyglądała, miała zadziorną krótką fryzurkę, włosy koloru blond i mocno zaakcentowane zielone oczy.  Na nadgarstku miała wytatuowaną fioletową gwiazdę, słyszałam jak nazywali ją Winter. Po śniadaniu zdecydowałam się na spacer po miasteczku, trzeba się rozejrzeć za czymś co może mi się przydać, Thunder zareagował żywiołowo na ten pomysł, mógł mi pokazać jego świat. Szliśmy trzymając się za ręce nie musieć się ukrywać, czy też udawać, że nic nas nie łączy, a łączyło tak wiele.
- Zauważyłeś, że wszyscy mieszkańcy się mi przyglądają?
- Zauważyłem, zadaje się, że jesteś tu dość popularna.
- Zastanawiam się czy to dobrze, czy źle. Wiedzą, że uciekłam, nazwali mnie nawet upadłą strażniczką, moje nowe przydomki przestały mnie zadziwiać.
- Ty nigdy nie upadniesz, bo my ci na to nie pozwolimy, zawsze będę Ciebie trzymał za rękę.
Szłam małymi uliczkami, wyglądały dość zwyczajnie, jednak miały swój własny klimat, jakby zatrzymał się tutaj czas, bardzo mi się to podobało. domy były z czerwonej, czarnej, bezowej cegły, znalazło się tez kilka drewnianych budynków,wszystkie były w stanie idealnym. W powietrzu wyczuwało się coś magicznego, przyjemny wiatr delikatnie muskał moją twarz, miałam dziwne przeczucie, że już tu kiedyś byłam.
- Witam, witam nie często mamy tutaj gości zwłaszcza tak wysokiego pokroju - podszedł do nas młody, wysportowany mężczyzna - Witaj Wybrana, nazywam się Cedrick i jestem przywódcą Little Heven - wyciągnął do mnie rękę, odpowiedziałam, ale zachowałam czujność.
- Amy, czym zasłużyłam na ten przywilej poznania wodza, ja niekłopotliwa turystka?
- Wiesz, w takiej mieścinie wieści szybko się rozchodzą, uznałem, że powinienem wybadać sytuację i się przedstawić, zaproponować silne męskie ramię zagubionej kobiecie, ale widzę, że już masz jedno w dyspozycji. Pamiętam Cię, jesteś Thunder, prawda?
- Miło, że mnie pamiętasz, chyba mieliśmy kilka treningów razem - wymienili uścisk dłoni.
- Bez tego ramienia i mężczyzny do niego przytwierdzonego, nigdzie się nie wybieram - uśmiechnęłam się znacząco.
- Nie śmiałbym nic innego proponować,  czy będzie to niegrzeczne jeśli zapytam o powód Twojej wizyty w naszym mieście? - nalegał Cedrick.
- Spokojnie, nie przyjechałam się tu schlać i robić burdy, mimo to, że  bez miecza nie wychodzę z domu.  Jestem tu w celach poznawczo-edukacyjnych jeśli wiesz co mam na myśli i wydaje mi się, że skoro jesteś tutaj wodzem to będziesz potrafił mi pomóc, w końcu najlepiej wiesz, jakie atrakcje tutaj macie - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Możliwe, w takim razie mogę uspokoić starszych i mieszkańców, że jesteś do nich przyjaźnie nastawiona, prawda?
- O ile nie są bezdusznymi są bezpieczni, w końcu nie takie jest moje zadanie, by zabijać niewinnych - Thunder się roześmiał kiedy zerknął na zdziwioną minę Cedricka.
- To anioł w kobiecej skórze, chyba, że nadepniesz jej na odcisk, jak będzie łaskawa wtedy naśle mnie, gorzej jak sama się zajmie problemem - mruknął i puścił oczko Cedrickowi.
- Ta jasne, rób ze mnie rozpruwacza wszystkiego co oddycha - naburmuszyłam się lekko i szturchnęłam Thundera rozbawionego do łez. Do  dzisiejszego dnia mi wypomina jaką ściemę wygadywałam szefowi gangu handlującego ludźmi, którzy przetrzymywali jego siostrę.
- Cedrick, macie jeszcze problemy z zaginięciami silnych mieszkańców?
- Dlaczego pytasz? Od ponad miesiąca fala ustała, jednak ostatnio ktoś próbował porwać córkę znajomych, telepatia i telekineza, rzadkie połączenie.
- To znaczy, że muszę ponownie odwiedzić naszego starego znajomego, obiecał mi, że się zemści, tym razem zaczyna od dzieci, drań. Postaram się go unieszkodliwić.
- Więc, to Ty powstrzymałaś uprowadzenia? Eleonora, udało jej się uciec, wspominała o ludziach, którzy ich uratowali i młodej kobiecie budzącej grozę - Thunder już nie krył rozbawienia, zwłaszcza gdy wychwycił moje spojrzenie mówiące "grabisz sobie".
- To ja, w pełnej krasie, chociaż wtedy grozę  budziła i Lillien. W porządku koniec z uprzejmościami, przekaz starszyźnie, że przybyłam po księgę i prawdę. Nie wyjadę bez tego, było nam miło ciebie poznać do szybkiego i owocnego spotkania - uśmiechnęłam się i ruszyłam z Thunderem w dalszą drogę.
- Myślisz, że wypadłam dobrze?
- Myślę, że to było dość intensywne spotkanie i obiecujące, zostawić cię na chwilę samą i zlatują się jak sępy i chcą mi ciebie podrywać - przystanęłam i objęłam go mocno, całując.
- Nie mają z Tobą żadnych szans, mogą sobie rwać, ale włosy z głowy, kocham Cię - odsunęłam się i ruszyłam w nieznane.