Po imprezie wróciliśmy do pokoju, kiedy się umyliśmy i przebraliśmy Thunder wziął się za poprawę mojego humoru, leżałam na kanapie, głowę miałam na jego kolanach, głaskał mnie po włosach, kiedy powiedziałam mu wszystko zamyślił się.
- Wiedziałaś, że było z Tobą źle i Nentres Cię zabił, pochłonęła Cię ciemność, nie możesz się tak dołować, bo znowu może się tak stać, nie masz teraz na to wpływu, tylko na teraźniejszość, staraj się naprawić przeszłość żyjąc tak jak dotąd i w przyszłości.
- Może masz rację, ale nie wyłączę tego co czuję w tej chwili.
- Ja ci w tym pomogę, będę Cię bardzo rozpraszać - zasypał mnie pocałunkami.
- dobrze, dobrze udało ci się, zawsze mnie rozpraszasz - mruknęłam
- To dlatego mnie tak raziłaś piorunami, co? - wyszczerzył się
- Głupoty gadasz - roześmiał się.
Poczułam się nieco lepiej, przespałam całą noc, ale kurczowo przytulałam się do Thundera, jakbym się bała, że go stracę, musiało mu być niewygodnie. Poluźniłam uścisk, obrócił się w drugą stronę i spał dalej, eh, pewnie mi się oberwie, że będzie cały połamany. Wzięłam prysznic, doprowadziłam się do ładu, przyniosłam śniadanie do pokoju, wypiłam kawę kiedy rozległo się pukanie, to była Tiyah.
- Gotowa? - zapytała.
- Tak, ciii...- wskazałam na łóżko, napisałam mu kartkę, że wyszłam na trening z Tiyah, pocałowałam w czoło i wymknęłam się po cichutku.
- Gdzie pójdziemy? - zapytałam nieśmiało.
- Byłaś nad jeziorem Sunshine?
- Nie miałam okazji.
- Podjedziemy kawałek.
- Mam hummera, jeśli ci to nie przeszkadza poprowadzę, a Ty wskażesz drogę.
- Mnie pasuje.
- Chcesz to możemy zabrać Michaela - zaproponowałam.
- Myślisz, że będzie mu się chciało?
- Ponabijać się ze mnie, zawsze - uśmiechnęłam się, a Tiyah odwzajemniła uśmiech.
Zatankowałam dla pewności, a w międzyczasie Tiyah zadzwoniła po Michaela i zaprosiła go na małą wycieczkę i tak jak zaplanowałam, nie odmówił. Jeziorko nie leżało dość daleko od miasta, Tiyah i Michael się przekomarzali prawie przez cała drogę, nie przeszkadzało mi to, nawet kiedy głównym tematem żartów i wpadek byłam ja, uśmiechałam się tylko i milczałam.
- Źle z Tobą - powiedział Michael kiedy wysiadałam.
- Dlaczego? Przecież wiem, że mnie nie lubisz - uśmiechnęłam się, zamknęłam samochód, odeszliśmy kawałek dalej, by nie podpalić pojedynczych drzew. To znaczy, żebym ja nie podpaliła, bo Tiyah potrafiła wszystko kontrolować.
- Pokaż ile potrafisz z siebie wykrzesać ognia kobieto - zaczęła trening Tiyah.
- Taak, to będzie mega żenujące w moim wykonaniu - użyłam mocy i moje dłonie oraz przed ramiona zapłonęły, hmm mała poprawa dotychczas tylko raz udało mi się rozpalić coś więcej niż moje dłonie.
- Nie jesteś tak całkiem do bani jak myślałam.
- Dzięki, jesteś niezwykle motywująca
- Miałeś racje potrafi być całkiem zabawna - roześmiała się Tiyah.
- Żałuj, że nie widziałaś jaka była zadziorna jak ją atakowałem - zaśmiał się Michael.
- Ha ha, bardzo śmieszne, widzę, że zapomniałeś o pudełku - odgryzłam się i uśmiechnęłam pod nosem.
- Dobra, musisz się rozgrzać, w środku kipieć na przykład złością, myśl jaka wielka jest niech oplecie ciebie całą, myśl o ogniu, niech zapłonie.
- Niech zapłonie, mistrzu - skupiłam się na złości, niesprawiedliwości, byłam zła sama na siebie za to wszystko, co na mnie spadło. Prawie mi się udało, ale postać pochłonął ogień tylko do połowy.
- Byłaś za mało zła.
- Nie chcę wściekać się bardziej, ale czekaj spróbuję czegoś innego, taki mały test.
Zamknęłam oczy i tym razem skupiłam się na zupełnie innym uczuciu, troska, miłość, chęć poświęcenia, obrony bliskich, nie zauważyłam kiedy zaczęłam płonąć z transu wyrwał mnie krzyk Tiyah.
- Amy, dość! Wystarczy! Zaraz się spalisz!
-Oj, to nic, nie martw się - wymamrotałam, faktycznie moja skóra była poparzona w dużym stopniu, piekielnie bolało, Thiyah była przerażona.
- Amy, powinnaś iść do lekarza, matko to poparzenie trzeciego stopnia!
- Spokojnie, usiądę i minie.
- Ale ja ci na to nie pozwolę, to nie przelewki, jeszcze się nie uodporniłaś na taki żar!
- Michael, mógłbyś jej wyjaśnić, muszę złapać oddech - z trudem mówiłam.
- Tiyah, ona się wyleczy, spokojnie, daj jej chwilkę - objął przerażoną dziewczynę ramieniem i mocno przytulił - nic jej nie będzie, to nie Twoja wina.
Zajęło mi to chwilkę, ale byłam jak nowa, jak zwykle, podeszłam do Tiyah.
- Widzisz, nic mi już nie dolega, trenuj mnie dalej.
- Śmiertelnie mnie przeraziłaś o czym myślałaś?
- O kimś - uśmiechnęłam się i puściłam jej oczko.
- No to musicie mieć gorące życie - zaśmiała się.
- Byłaś blisko - uśmiechnęłam się - coś jeszcze powinnam umieć, bo to dopracuję sama.
- Ciskać pociskami - pokazała kilka, rzucając w wodę- albo coś w tym tylu - nachyliła się i wysłała stróżkę ognia w pionowej linii w kierunku wody, po czym go wygasiła.
- Spróbuje tych pocisków, podejdę bliżej wody - nie miałam zamiaru im przeszkadzać, poćwiczyłam przy wodzie tarczę ochronną z ognia, udało mi się wyłapać odpowiednie natężenie emocji, po pół godziny załapałam jak wyrzucić ogień. Tiyah i Michael rozmawiali, on trzymał ją za ręce, nie mogłam tego lepiej zaplanować. Chociaż tyle mogłam dla niej zrobić.
- Dziękuję - odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Tiyah przyglądającą mi się badawczo.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłam.
- Zrobiłaś, zmieniłaś Michaela, nie wiem jak to zrobiłaś, ale dziękuje.
- Moje gratulacje, nie musiałam nikogo zmieniać, dojrzał do tego sam. Słuchaj, ja nie bardzo lubię ten ogień, mam z nim związane złe wspomnienia, mogłabym spróbować ci go oddać, ma nieco destrukcyjna siłę, nie czuję się z nim dobrze. To nie moja bajka.
- Potrafisz to zrobić?
- Potrafię odbierać i pochłaniać moc więc wiem jak zrobić to na odwrót, z płomieniami Tobie do twarzy.
- Jeśli jesteś tego pewna, zróbmy to.
Stanęłyśmy przy wodzie, zamknęłam oczy i chwyciłam jej dłoń, skupiłam się na ogniu we mnie, odpychałam go stopniowo w stronę Tiyah. Michael skoczył po coś do jedzenia, kiedy wracał przyglądał się nam badawczo. Robiłam się coraz słabsza, piekielna energia Widara opuściła moje ciało, a ja puściłam Tiyah i usiadłam na ziemi.
- Wow, to jest siła, ten ogień jest nieco inny, miałaś rację, że czułaś się z nim źle, nie współgra z Tobą. Dobrze się czujesz?
- Jak odpocznę, wszystko będzie ok - czułam jak błyskawice się we mnie burzą, tak widocznie były zadowolone z większej ilości miejsca dla siebie.
Zjedliśmy kanapki, które kupił nam Michael, wypiliśmy niezwykle zdrowa colę, za co dostał burę od Tiyah, zwolenniczki zdrowszej żywności. Odwiozłam ich do domu, marzyłam by się położyć. Byłam zmęczona,ale czułam się dużo spokojniej, jakbym pozbyła się ogromnego ciężaru z serca, żegnaj ogniu.
- Wiedziałaś, że było z Tobą źle i Nentres Cię zabił, pochłonęła Cię ciemność, nie możesz się tak dołować, bo znowu może się tak stać, nie masz teraz na to wpływu, tylko na teraźniejszość, staraj się naprawić przeszłość żyjąc tak jak dotąd i w przyszłości.
- Może masz rację, ale nie wyłączę tego co czuję w tej chwili.
- Ja ci w tym pomogę, będę Cię bardzo rozpraszać - zasypał mnie pocałunkami.
- dobrze, dobrze udało ci się, zawsze mnie rozpraszasz - mruknęłam
- To dlatego mnie tak raziłaś piorunami, co? - wyszczerzył się
- Głupoty gadasz - roześmiał się.
Poczułam się nieco lepiej, przespałam całą noc, ale kurczowo przytulałam się do Thundera, jakbym się bała, że go stracę, musiało mu być niewygodnie. Poluźniłam uścisk, obrócił się w drugą stronę i spał dalej, eh, pewnie mi się oberwie, że będzie cały połamany. Wzięłam prysznic, doprowadziłam się do ładu, przyniosłam śniadanie do pokoju, wypiłam kawę kiedy rozległo się pukanie, to była Tiyah.
- Gotowa? - zapytała.
- Tak, ciii...- wskazałam na łóżko, napisałam mu kartkę, że wyszłam na trening z Tiyah, pocałowałam w czoło i wymknęłam się po cichutku.
- Gdzie pójdziemy? - zapytałam nieśmiało.
- Byłaś nad jeziorem Sunshine?
- Nie miałam okazji.
- Podjedziemy kawałek.
- Mam hummera, jeśli ci to nie przeszkadza poprowadzę, a Ty wskażesz drogę.
- Mnie pasuje.
- Chcesz to możemy zabrać Michaela - zaproponowałam.
- Myślisz, że będzie mu się chciało?
- Ponabijać się ze mnie, zawsze - uśmiechnęłam się, a Tiyah odwzajemniła uśmiech.
Zatankowałam dla pewności, a w międzyczasie Tiyah zadzwoniła po Michaela i zaprosiła go na małą wycieczkę i tak jak zaplanowałam, nie odmówił. Jeziorko nie leżało dość daleko od miasta, Tiyah i Michael się przekomarzali prawie przez cała drogę, nie przeszkadzało mi to, nawet kiedy głównym tematem żartów i wpadek byłam ja, uśmiechałam się tylko i milczałam.
- Źle z Tobą - powiedział Michael kiedy wysiadałam.
- Dlaczego? Przecież wiem, że mnie nie lubisz - uśmiechnęłam się, zamknęłam samochód, odeszliśmy kawałek dalej, by nie podpalić pojedynczych drzew. To znaczy, żebym ja nie podpaliła, bo Tiyah potrafiła wszystko kontrolować.
- Pokaż ile potrafisz z siebie wykrzesać ognia kobieto - zaczęła trening Tiyah.
- Taak, to będzie mega żenujące w moim wykonaniu - użyłam mocy i moje dłonie oraz przed ramiona zapłonęły, hmm mała poprawa dotychczas tylko raz udało mi się rozpalić coś więcej niż moje dłonie.
- Nie jesteś tak całkiem do bani jak myślałam.
- Dzięki, jesteś niezwykle motywująca
- Miałeś racje potrafi być całkiem zabawna - roześmiała się Tiyah.
- Żałuj, że nie widziałaś jaka była zadziorna jak ją atakowałem - zaśmiał się Michael.
- Ha ha, bardzo śmieszne, widzę, że zapomniałeś o pudełku - odgryzłam się i uśmiechnęłam pod nosem.
- Dobra, musisz się rozgrzać, w środku kipieć na przykład złością, myśl jaka wielka jest niech oplecie ciebie całą, myśl o ogniu, niech zapłonie.
- Niech zapłonie, mistrzu - skupiłam się na złości, niesprawiedliwości, byłam zła sama na siebie za to wszystko, co na mnie spadło. Prawie mi się udało, ale postać pochłonął ogień tylko do połowy.
- Byłaś za mało zła.
- Nie chcę wściekać się bardziej, ale czekaj spróbuję czegoś innego, taki mały test.
Zamknęłam oczy i tym razem skupiłam się na zupełnie innym uczuciu, troska, miłość, chęć poświęcenia, obrony bliskich, nie zauważyłam kiedy zaczęłam płonąć z transu wyrwał mnie krzyk Tiyah.
- Amy, dość! Wystarczy! Zaraz się spalisz!
-Oj, to nic, nie martw się - wymamrotałam, faktycznie moja skóra była poparzona w dużym stopniu, piekielnie bolało, Thiyah była przerażona.
- Amy, powinnaś iść do lekarza, matko to poparzenie trzeciego stopnia!
- Spokojnie, usiądę i minie.
- Ale ja ci na to nie pozwolę, to nie przelewki, jeszcze się nie uodporniłaś na taki żar!
- Michael, mógłbyś jej wyjaśnić, muszę złapać oddech - z trudem mówiłam.
- Tiyah, ona się wyleczy, spokojnie, daj jej chwilkę - objął przerażoną dziewczynę ramieniem i mocno przytulił - nic jej nie będzie, to nie Twoja wina.
Zajęło mi to chwilkę, ale byłam jak nowa, jak zwykle, podeszłam do Tiyah.
- Widzisz, nic mi już nie dolega, trenuj mnie dalej.
- Śmiertelnie mnie przeraziłaś o czym myślałaś?
- O kimś - uśmiechnęłam się i puściłam jej oczko.
- No to musicie mieć gorące życie - zaśmiała się.
- Byłaś blisko - uśmiechnęłam się - coś jeszcze powinnam umieć, bo to dopracuję sama.
- Ciskać pociskami - pokazała kilka, rzucając w wodę- albo coś w tym tylu - nachyliła się i wysłała stróżkę ognia w pionowej linii w kierunku wody, po czym go wygasiła.
- Spróbuje tych pocisków, podejdę bliżej wody - nie miałam zamiaru im przeszkadzać, poćwiczyłam przy wodzie tarczę ochronną z ognia, udało mi się wyłapać odpowiednie natężenie emocji, po pół godziny załapałam jak wyrzucić ogień. Tiyah i Michael rozmawiali, on trzymał ją za ręce, nie mogłam tego lepiej zaplanować. Chociaż tyle mogłam dla niej zrobić.
- Dziękuję - odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Tiyah przyglądającą mi się badawczo.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłam.
- Zrobiłaś, zmieniłaś Michaela, nie wiem jak to zrobiłaś, ale dziękuje.
- Moje gratulacje, nie musiałam nikogo zmieniać, dojrzał do tego sam. Słuchaj, ja nie bardzo lubię ten ogień, mam z nim związane złe wspomnienia, mogłabym spróbować ci go oddać, ma nieco destrukcyjna siłę, nie czuję się z nim dobrze. To nie moja bajka.
- Potrafisz to zrobić?
- Potrafię odbierać i pochłaniać moc więc wiem jak zrobić to na odwrót, z płomieniami Tobie do twarzy.
- Jeśli jesteś tego pewna, zróbmy to.
Stanęłyśmy przy wodzie, zamknęłam oczy i chwyciłam jej dłoń, skupiłam się na ogniu we mnie, odpychałam go stopniowo w stronę Tiyah. Michael skoczył po coś do jedzenia, kiedy wracał przyglądał się nam badawczo. Robiłam się coraz słabsza, piekielna energia Widara opuściła moje ciało, a ja puściłam Tiyah i usiadłam na ziemi.
- Wow, to jest siła, ten ogień jest nieco inny, miałaś rację, że czułaś się z nim źle, nie współgra z Tobą. Dobrze się czujesz?
- Jak odpocznę, wszystko będzie ok - czułam jak błyskawice się we mnie burzą, tak widocznie były zadowolone z większej ilości miejsca dla siebie.
Zjedliśmy kanapki, które kupił nam Michael, wypiliśmy niezwykle zdrowa colę, za co dostał burę od Tiyah, zwolenniczki zdrowszej żywności. Odwiozłam ich do domu, marzyłam by się położyć. Byłam zmęczona,ale czułam się dużo spokojniej, jakbym pozbyła się ogromnego ciężaru z serca, żegnaj ogniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz