Po tym co usłyszałam nie było mi do śmiechu, szłam bez celu przed siebie, nie wiedziałam za bardzo dokąd i czego chcę, czułam się pusta. Ktoś coś wołał, ale nie zwracałam na to uwagi dopóki nie poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie, czyjeś małe rączki.
- Mam Cię! - odwróciłam się pośpiesznie to był Jason.
- O Jason, co tu robisz? - schyliłam się do chłopca.
- Mieszkam, zapomniałaś głuptasie? - uśmiechał się pogodnie, a ja rozglądnęłam się, faktycznie powędrowałam pod dom Michaela.
- Masz rację głuptas ze mnie, zamyśliłam się.
- Dziękuję...- malec zarzucił mi ręce na szyję i przytulił się mocno, oj mały gdybyś tylko wiedział.
- Nie masz za co mi dziękować, cieszę się, że znów się uśmiechasz, nie lubię jak ludzie płaczą.
Wokół nas zebrała się grupka ludzi i zaczęli klaskać, co oni wyrabiają?! Rozglądnęłam się i miałam ochotę szybko się stamtąd ulotnić.
- Bardzo Pani dziękujemy, ten łotr od dawna nas okradał, wielu z nas próbowało, ale wielu młodych zdolnych mężczyzn odeszło do strażniczej służby jak nakazuje honor, był zbyt silny dla nas, jak dobrze, że Pani trafiła w nasze strony - starszy mężczyzna trzymał moją dłoń i uśmiechał się do mnie serdecznie.
- To nic takiego, cieszę się, że mogłam Państwu pomóc - to i tak nic w porównaniu z tym kim byłam wcześniej, pomyślałam gorzko.
- Niewiele mamy, ale zapraszamy, czym chata bogata - uśmiechnęła się kobieta i wskazała mały ogród należący do posesji z ławami i krzesłami, musiały być często używane - zaraz przyniesiemy sałatki, zrobimy grilla, proszę nie dać się prosić, możemy zrobić chociaż tyle.
- Ale...
- Chyba nie dasz się prosić, widzisz jak wiele to dla nich znaczy - odwróciłam się, o furtkę stał oparty Michael z łobuzerskim uśmiechem - na prawdę nieźle grilluję, drugiej okazji może nie być, skusisz się?
- Chętnie - uśmiechnęłam się nieśmiało ku ogromnej radości mieszkańców. Jason tak ufnie ściskał moja rączkę, podskakiwał z radości, nie mogę pozwolić im cierpieć. Kobiety rozbiegły się do domów, stoły szybko zostały nakryte, każdy przyniósł to co miał, mężczyźni zajęli się grillowaniem, podeszłam tylko do sklepu i dokupiłam trochę kiełbasek i mięsa, chciałam mieć w tym swój wkład. Podeszłam do stanowiska Michaela, oparłam się o drzewo i zerkałam w rozpalający się ogień.
- Coś Cie trapi - stwierdził fakt.
- Po czym poznałeś?
- Po całokształcie, jesteś smutna.
- Przyszłam Cię przeprosić.
- Nie rozumiem - spojrzał na mnie badawczo.
- Nie powiedziałeś mi..
- Co miałem ci mówić?
- Że Cię skrzywdziłam
- Bo to nie byłaś ty, poznałem Cię kilka dni temu
- Mówię o Tiyah, zabiłam ją...zraniłam Ciebie, jak mogłeś ze mną pracować?
- Mówiłem, nie lubię Cię - uśmiechnął się szeroko - dałaś mi nadzieję, więc nie schrzań tego, nie poddawaj się.
- Łatwo Ci mówić.
- Nie masz wpływu na to jaka byłaś kiedyś.
- Ale wtedy miałam wpływ i zawaliłam.
- Ci ludzie tak nie myślą, rozejrzyj się, wierzyli wtedy i wierzą dziś.
- Bali się mnie, teraz dziękują za Dannego, nie znaczy, że wierzą. Chciałabym, żebyś wiedział, że mi przykro - odeszłam kawałek dalej od niego, nie chciałam się rozkleić.
- Tony, zastąp mnie przy tym grillu.
- Już, nie ma sprawy.
Michael podszedł do mnie i tak po prostu objął, przytulił mocno.
- Nie opieraj się, potrzebujesz tego, jeśli poprawi Ci to humor to myślę, że spróbuję postarać się o nią ponownie.
- Życzę wam szczęścia.
- Co Ci mówiła?
- Że przyjdzie rano i nie będzie lekko.
- To czym się przejmujesz?
- Dobrze wiesz, nie potrafię spojrzeć wam i tym ludziom w oczy, są szczęśliwi, ale to chwilowe, w większości mają szczątkową pamięć, nie wiedzą z jakim złem mają do czynienia.
- Zło dopiero nadejdzie, ty jesteś tym światełkiem dobra.
- Zrodziłam się z połączenia światła i ciemności, nie zapominaj o tym, muszę dbać o równowagę inaczej zapanuje chaos, postradam zmysły, będę...potworem.
- Nie pozwolę by do tego doszło, Thunder też nie, swoją drogą zmierza ku mnie i chyba obije mi twarz, a to nie byłoby zbyt dobre dla moich podbojów więc Cię puszczę, tylko nie płacz - wypuścił mnie z objęć i cofnął się.
Odwróciłam się do Thundera, miałam zaczerwienione oczy, a on był podenerwowany tym co widział i mu się nie dziwię.
- Dobrze, że jesteś, potrzebuję Cię - szepnęłam, jego rysy złagodniały, objął mnie.
- Co to za impreza? - zapytał Thunder
- Na moją cześć, tak trochę...
- Nie tak trochę tylko świętujemy pozbycie się łobuza z okolicy, którego pokonała Amy, za jej dobre serce i pomoc biednej rodzinie, miastu, za całokształt - dodał Michael
- To dlaczego płakałaś?
- Też się nad tym zastanawiałem - uśmiechnął się Michael
- Proszę bardzo, dla szanownego Pana - uśmiechnięty staruszek podał Thunderowi piwo - taka kobieta to skarb, dbaj o nią synu.
- Dziękuję bardzo, wiem o tym, będę dbał - odpowiedział Thunder nieco zmieszany.
- Trochę mi Cię rozpijają - mruknęłam zmieniając temat.
- Amy, słucham Cię, co się stało? - przytulił mnie mocniej do siebie.
- Jesteś zły, co?
- Byłem, ale nie jestem, co się stało, zaczynam się martwić...
- Dowiedziałam się czegoś o sobie i to było bardzo złe, jest mi wstyd z tego powodu i czuję się okropnie, opowiem Ci wszystko jak wrócimy do domu, dobrze? A to nic takiego, jest zakochany w takiej dziewczynie nazywa się Tiyah i poznasz ją jutro, będzie mnie uczyć.
- Mam Cię! - odwróciłam się pośpiesznie to był Jason.
- O Jason, co tu robisz? - schyliłam się do chłopca.
- Mieszkam, zapomniałaś głuptasie? - uśmiechał się pogodnie, a ja rozglądnęłam się, faktycznie powędrowałam pod dom Michaela.
- Masz rację głuptas ze mnie, zamyśliłam się.
- Dziękuję...- malec zarzucił mi ręce na szyję i przytulił się mocno, oj mały gdybyś tylko wiedział.
- Nie masz za co mi dziękować, cieszę się, że znów się uśmiechasz, nie lubię jak ludzie płaczą.
Wokół nas zebrała się grupka ludzi i zaczęli klaskać, co oni wyrabiają?! Rozglądnęłam się i miałam ochotę szybko się stamtąd ulotnić.
- Bardzo Pani dziękujemy, ten łotr od dawna nas okradał, wielu z nas próbowało, ale wielu młodych zdolnych mężczyzn odeszło do strażniczej służby jak nakazuje honor, był zbyt silny dla nas, jak dobrze, że Pani trafiła w nasze strony - starszy mężczyzna trzymał moją dłoń i uśmiechał się do mnie serdecznie.
- To nic takiego, cieszę się, że mogłam Państwu pomóc - to i tak nic w porównaniu z tym kim byłam wcześniej, pomyślałam gorzko.
- Niewiele mamy, ale zapraszamy, czym chata bogata - uśmiechnęła się kobieta i wskazała mały ogród należący do posesji z ławami i krzesłami, musiały być często używane - zaraz przyniesiemy sałatki, zrobimy grilla, proszę nie dać się prosić, możemy zrobić chociaż tyle.
- Ale...
- Chyba nie dasz się prosić, widzisz jak wiele to dla nich znaczy - odwróciłam się, o furtkę stał oparty Michael z łobuzerskim uśmiechem - na prawdę nieźle grilluję, drugiej okazji może nie być, skusisz się?
- Chętnie - uśmiechnęłam się nieśmiało ku ogromnej radości mieszkańców. Jason tak ufnie ściskał moja rączkę, podskakiwał z radości, nie mogę pozwolić im cierpieć. Kobiety rozbiegły się do domów, stoły szybko zostały nakryte, każdy przyniósł to co miał, mężczyźni zajęli się grillowaniem, podeszłam tylko do sklepu i dokupiłam trochę kiełbasek i mięsa, chciałam mieć w tym swój wkład. Podeszłam do stanowiska Michaela, oparłam się o drzewo i zerkałam w rozpalający się ogień.
- Coś Cie trapi - stwierdził fakt.
- Po czym poznałeś?
- Po całokształcie, jesteś smutna.
- Przyszłam Cię przeprosić.
- Nie rozumiem - spojrzał na mnie badawczo.
- Nie powiedziałeś mi..
- Co miałem ci mówić?
- Że Cię skrzywdziłam
- Bo to nie byłaś ty, poznałem Cię kilka dni temu
- Mówię o Tiyah, zabiłam ją...zraniłam Ciebie, jak mogłeś ze mną pracować?
- Mówiłem, nie lubię Cię - uśmiechnął się szeroko - dałaś mi nadzieję, więc nie schrzań tego, nie poddawaj się.
- Łatwo Ci mówić.
- Nie masz wpływu na to jaka byłaś kiedyś.
- Ale wtedy miałam wpływ i zawaliłam.
- Ci ludzie tak nie myślą, rozejrzyj się, wierzyli wtedy i wierzą dziś.
- Bali się mnie, teraz dziękują za Dannego, nie znaczy, że wierzą. Chciałabym, żebyś wiedział, że mi przykro - odeszłam kawałek dalej od niego, nie chciałam się rozkleić.
- Tony, zastąp mnie przy tym grillu.
- Już, nie ma sprawy.
Michael podszedł do mnie i tak po prostu objął, przytulił mocno.
- Nie opieraj się, potrzebujesz tego, jeśli poprawi Ci to humor to myślę, że spróbuję postarać się o nią ponownie.
- Życzę wam szczęścia.
- Co Ci mówiła?
- Że przyjdzie rano i nie będzie lekko.
- To czym się przejmujesz?
- Dobrze wiesz, nie potrafię spojrzeć wam i tym ludziom w oczy, są szczęśliwi, ale to chwilowe, w większości mają szczątkową pamięć, nie wiedzą z jakim złem mają do czynienia.
- Zło dopiero nadejdzie, ty jesteś tym światełkiem dobra.
- Zrodziłam się z połączenia światła i ciemności, nie zapominaj o tym, muszę dbać o równowagę inaczej zapanuje chaos, postradam zmysły, będę...potworem.
- Nie pozwolę by do tego doszło, Thunder też nie, swoją drogą zmierza ku mnie i chyba obije mi twarz, a to nie byłoby zbyt dobre dla moich podbojów więc Cię puszczę, tylko nie płacz - wypuścił mnie z objęć i cofnął się.
Odwróciłam się do Thundera, miałam zaczerwienione oczy, a on był podenerwowany tym co widział i mu się nie dziwię.
- Dobrze, że jesteś, potrzebuję Cię - szepnęłam, jego rysy złagodniały, objął mnie.
- Co to za impreza? - zapytał Thunder
- Na moją cześć, tak trochę...
- Nie tak trochę tylko świętujemy pozbycie się łobuza z okolicy, którego pokonała Amy, za jej dobre serce i pomoc biednej rodzinie, miastu, za całokształt - dodał Michael
- To dlaczego płakałaś?
- Też się nad tym zastanawiałem - uśmiechnął się Michael
- Proszę bardzo, dla szanownego Pana - uśmiechnięty staruszek podał Thunderowi piwo - taka kobieta to skarb, dbaj o nią synu.
- Dziękuję bardzo, wiem o tym, będę dbał - odpowiedział Thunder nieco zmieszany.
- Trochę mi Cię rozpijają - mruknęłam zmieniając temat.
- Amy, słucham Cię, co się stało? - przytulił mnie mocniej do siebie.
- Jesteś zły, co?
- Byłem, ale nie jestem, co się stało, zaczynam się martwić...
- Dowiedziałam się czegoś o sobie i to było bardzo złe, jest mi wstyd z tego powodu i czuję się okropnie, opowiem Ci wszystko jak wrócimy do domu, dobrze? A to nic takiego, jest zakochany w takiej dziewczynie nazywa się Tiyah i poznasz ją jutro, będzie mnie uczyć.
- O szczegółach porozmawiamy sobie w pokoju, nie smuć się teraz, ciesz z tymi ludźmi, później pomyślimy co da się zrobić, żebyś znowu się uśmiechała.
- Dobrze, jak Ty to robisz, że zawsze wiesz co robić i dajesz nadzieję?
- Ty dbasz o cały świat, ktoś musi zadbać o Ciebie, musisz mi na to tylko pozwolić, zaopiekować się Tobą.
- Boję się, że kiedy się dowiesz zmienisz o mnie zdanie.
- Nie zmienię i nie przestanę czuć tego co czuję. Michael ma szczęście, że ma jakąś pannę, inaczej dałbym mu popalić - uśmiechnął się figlarnie.
- Zgrywasz się.
- Chodź zjemy coś czym uraczy nas Michael, pewnie nic dziś nie jadłaś, ja Ciebie dobrze znam.?
- Za dobrze Thunder, za dobrze - mruknęłam i dałam się poprowadzić do stołów.
- Dobrze, jak Ty to robisz, że zawsze wiesz co robić i dajesz nadzieję?
- Ty dbasz o cały świat, ktoś musi zadbać o Ciebie, musisz mi na to tylko pozwolić, zaopiekować się Tobą.
- Boję się, że kiedy się dowiesz zmienisz o mnie zdanie.
- Nie zmienię i nie przestanę czuć tego co czuję. Michael ma szczęście, że ma jakąś pannę, inaczej dałbym mu popalić - uśmiechnął się figlarnie.
- Zgrywasz się.
- Chodź zjemy coś czym uraczy nas Michael, pewnie nic dziś nie jadłaś, ja Ciebie dobrze znam.?
- Za dobrze Thunder, za dobrze - mruknęłam i dałam się poprowadzić do stołów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz