Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

poniedziałek, 25 lutego 2019

118. Śmierć zebrała żniwo

- Przykro mi, Amy  to najtrudniejszy moment w mojej dotychczasowej karierze to pożegnać się z Tobą, mimo, iż wiem, że nie stanie Ci się żadna krzywda, to niesprawiedliwe - mruknął Azrael, a ja poczułam dziwne uczucie, które kazało mi się zatrzymać, odwróciłam się, Thunder mnie reanimował, obok niego siedział Raziel, łzy płynęły mu po twarzy.
- To nie jego wina - szepnęłam - powiedz mu to...co mi się dzieje?
- Ratują Cię, to normalne uczucie, nie musimy się śpieszyć, Ty nie musisz.
Thunder się nie poddawał, nad nimi stał Abaddon, ręce włożył w kieszenie, nie słuchał bzdur, które mówiła mu Lilith. Thunder uderzył dłonią w moją klatkę piersiową, jak bardzo chciałam do niego podbiec, przytulić, zabrać ból, który czuł, ale nie mogłam. Przywołał błyskawicę, która uderzyła we mnie, wydarzyło się coś dziwnego, zaczęłam się świecić, Azrael zanikać, coś mnie wciągało w swoje ciało.
- Idź, Amy szybko, nie wahaj się, wracaj...- krzyknął archanioł śmierci.
Nagle obudziłam się, podniosłam i z trudem łapałam powietrze, Thunder spojrzał na mnie i objął mnie mocno. Gdy zobaczyła to Lilith, uderzyła mnie z całej siły, osunęłam się o ścianę, zdenerwowany Thunder zaczął ją okładać, nim się podniosłam, Lilith...wbiła łapę w jego brzuch śmiała się obrzydliwie, ruszyłam ku niej. Odrzuciła go jakby był szmacianą lalką na podłogę. Abaddon 
zrobił coś czego nigdy bym się nie spodziewała, ruszył na nią, walczył z nią. Podbiegłam do Thundera, zaczęłam go leczyć.
- Już kochanie, już jestem, nie bój się....- wyjęłam z kieszeni serum, które szybko zaaplikowałam, trzymałam go mocno, płakałam, nie mogłam nic na to poradzić.
- Amy...kochanie ...nachyl się...- biedak ledwo mówił, zrobiłam o co poprosił.
- Kochanie, weź moją moc, nie wykaraskam się z Tego, weź wszystko i skop jej ten tłusty, zielony zad. Za mnie, za ciebie, za innych.
- Co Ty mówisz, przestań...mam zostać Twoją żoną pamiętasz? Chyba nie chcesz się teraz wycofać? - mówiłam przez łzy.
- Niestety, nie w tym życiu. Zakochasz się, nie chcę byś była sama, znajdź kogoś kto się Tobą zaopiekuje, obiecaj - zaczął krztusić się krwią.
- Nie...nie..nie,  dlaczego to nie działa! Przecież się staram! Rafaelu! Pomóż mi! - krzyknęłam głośno.
- Obiecaj!
- Obiecuję Ci...- Rafael pojawił się obok mnie, dotknął Thundera, ale pokiwał tylko przecząco głową.
- Jest prawie na tamtej stronie...przykro mi, kruszyno, pożegnaj się z nim - wziął miecz i osłaniał nas. Poczułam się, jakby mi ktoś dał w twarz, opuściłam głowę.
- Nie rób mi tego...
- Kochanie, gdybym mógł...będę czuwał nad Tobą, obiecuję...weź...bo dłużej nie wytrzymam, a chcę chociaż tak Cię chronić - kiwnęłam głową i chłonęłam moc, nie obiecałam, że nie będę płakać. Zabrałam wszystko, ucałowałam jego usta, Thunder skonał w mych objęciach. Przy mnie pojawił się Raziel, gotowy do pomocy, pokręciłam przecząco głową.
- Zostań z nim , proszę, lubił Cię, muszę coś zrobić.
- Abaddonie, Władco Piekieł, odsuń się - stanęłam przygotowana w pozycji bojowej, siła i moc ukochanego rozsadzała mnie od środka, nie dbałam o to, nie dbałam o ból, wiedziałam, że nad tym zapanuję. Pochłonął mnie mrok, chęć zemsty, jego światło, ruszyłam na nią bez ostrzeżenia. Okładałam pięściami, latała jak kukła, bezwładnie. Ledwo się podniosła, a ja już byłam przy niej, zadając jej jak najwięcej bólu.
- Ty nędzna śmiertelniczko!! Pożałujesz! Nawet piekło cie nie chce pochłonąć, czym Ty jesteś?!
- Ja jestem piekłem...Twoim piekłem, to co masz w domu to wakacje w porównaniu z tym co cie czeka - wróciłam do naszej walki, była posiniaczona pełzała uciekając przede mną. Stałam nad nią rozkoszując się tym widokiem, kopnęłam ją w twarz. Wyciągnęłam dłoń, mój miecz przyleciał do mnie, kiedy miałam pozbawić ją życia, jeden z demonów odtworzył pod nią portal i zabrał, uderzyłam w posadzkę. Demony skapitulowały za swoją panią, wszystkie przejścia zostały zamknięte, niebo znów odzyskiwało swój dawny odcień, jakby nic się nie stało, ale stało się, on odszedł. Jego już przy mnie nie ma. Tupnęłam z całej siły w miejsce, gdzie zniknęła Lilith tworząc ogromną dziurę. Byłam wściekła, obolała w środku i skrzywdzona jak nigdy wcześniej. Podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego ciało. Chłonęłam ostatnie chwile ciepła jakie mi dał. Żegnaj najdroższy. Nie wiem nawet kiedy podbiegła do mnie Lillien, rzuciła się ku niemu, pocieszał ją Nataniel. Odsunęłam się, po prostu stałam i patrzyłam, nie pozwoliłam się nikomu zbliżyć, nikomu dotknąć,  dopiero teraz rany po błyskawicach zaczęły się goić. Wcześniej tego nie zauważyłam. Milczałam, nie miałam siły by odezwać się chociaż słowem.
- Przyjmij moje kondolencje, Wybrana ponawiam prośbę o pakt, chcę Ci służyć na Twoich zasadach, rozważ to, jestem ci to winny - rzekł Abaddon.
Archanioł Michael spojrzał na niego zdziwiony, wiedziałam, że już pora na nich. Podszedł do mnie i uścisnął moją dłoń, to wystarczyło, kiwnęłam głową powstrzymując łzy.
- Do zobaczenia - szepnął i zniknął, pozostał jedynie Raziel. Zabrali Thundera do Guardians, jak bohatera, którym był. Podniosłam jego wielki i ciężki miecz, nie było to dla mnie teraz żadnym wyzwaniem, przytuliłam go do siebie. Zostałam tam sama, w odpowiednim dystansie, aby mi nie przeszkadzać pozostał Raziel. Ruszyłam powoli, każdy krok był dla mnie piekłem, nie miałam do kogo wracać. To była najtrudniejsza droga jaką dotąd pokonałam, przed wejściem do budynku, przetarłam oczy, nie mogłam płakać, znowu byłam dowódcą tak jak chciał.  Kiedy weszłam do środka strażnicy mi salutowali, kiwnęłam jedynie głową, nie miałam ochoty na więcej, nikt tego ode mnie nie wymagał. Stanęłam przed drzwiami do naszego mieszkania, położyłam rękę na klamce, nie miałam odwagi, by ją przekręcić i wejść do środka. Stałam tak dłuższą chwilę, w końcu Raziel podszedł do mnie i zrobił to za mnie, uchylając drzwi, abym mogła wejść.
- To nie Twoja wina...- szepnęłam i weszłam do środka zamykając za sobą drzwi i serce.
Podniosłam jego koszulkę, w której spał i założyłam, czułam jego zapach, kolejna nieprzespana noc...ostatnia w jego objęciach.

117. Apocalipsa

Przez kolejnych kilka dni ćwiczyłam jak szalona z każdym kto zechciał poświecić mi trochę czasu lub samej. Najczęściej ćwiczyłam z Thunderem i Razielem, chciałam być dobrze przygotowana. Złapałam się na tym, że dziennie sprawdzałam zapis w księdze: "Za dni parę Wybrana polegnie z rąk wielkiej władczyni Lilith sprowadzając na ziemię wieczne ciemności", niestety pozostawał niezmienny, co strasznie mnie irytowało. Chciałam jedynie zabrać ją ze sobą, nie marzyłam już o tym by przetrwać. Czasem obserwowałam jak strażnicy ruszali do walki, nikt nie wymagał tego ode mnie, zazwyczaj były one szybkie i zaraz wracali, opatrywałam i leczyłam rany cierpliwie. Kiedy zajmowałam się Xanderem, bez słowa przypiął odznakę do mojej kurtki.
- Ani słowa - mruknął.
- Byłeś w tym znacznie lepszy.
- To było tylko zastępstwo, to za Tobą idą i dla Ciebie walczą.
- Już niedługo i ja zawalczę, nie mogę się ciągle chować.
- Nie chowasz się zbierasz siły.
- Tak jest, szefie. Gotowe, znowu możesz bić się, ale nie rozrabiaj za bardzo.
- Dobrze, mamo - pokazał mi język i opuścił salę.
Tego dnia poczułam to, bardzo silną energię, złowrogą w centrum miasta, niebo zrobiło się czerwone. Miałam bardzo złe przeczucia, strażnicy wyruszyli, co jakiś czas dosyłali wsparcie. Dowiedziałam się od Raziela, że archanioły również ruszyły do walki.
- Amy, cokolwiek się wydarzy nie wychodź dzisiaj walczyć, proszę Cię - skomlał Abaddon
- Najwyżej dziś otrzymasz wolność, to chyba dobra wiadomość dla Ciebie.

- Nie mów tak, nie żartuję...- Ja też nie.
 
Thunder wrócił z pola walki, był zmęczony, biegł do laboratorium po duży zapas serum, zabrał prawie wszystko.
- Amy, cokolwiek się wydarzy pamiętaj, że Cie kocham...- pocałował mnie namiętnie - znów się spotkamy.
- Co Ty mówisz....? Nawet tak nie żartuj!
- Zostań tu kochana, będziesz bezpieczna - ruszył w dalszą drogę. Miałam potwierdzenie teorii, zaczęło się, ruszyłam do mieszkania, przebrałam się w pełną zbroję Ragnara, uzbroiłam. Księga świeciła tym razem szkarłatnym blaskiem nowy napis głosił: "Już czas. Wybrana ruszyła do walki na pewną śmierć". Niech tak będzie. Zamknęłam księgę i odłożyłam ja na stół, rozejrzałam się po mieszkaniu ostatni raz i wyruszyłam w kierunku wind. Strażnicy, którzy kręcili się w panice przyglądali mi się ze smutkiem i podziwem.
- A więc idziesz - usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Maddie, tak muszę.
- Idę z Tobą, przydam Ci się - nie wyglądała już na niewinną nastolatkę, którą była wizja zagłady postarzała ją o kilka lat.
- Zostaniesz, powiem Ci dlaczego, jeśli zawiodę i oni zawiodą, wszystko zostanie w Twoich rękach, broń naszego domu. Ostatnia nadzieja w Tobie Maddie.
- Nie zawiedziesz się na mnie, obiecuję - tym razem to ja ją przytuliłam mocno.
- Brawo, strażniczko. Dowódca jest zadowolony z Twojej postawy-  Maddie rozbłysnęły oczy kiedy zobaczyła moja odznakę na swoim miejscu.
Wyszłam przed budynek, starałam się wszystkich zlokalizować. Stwórco, oto jestem, jeśli jest coś co powinnam wiedzieć, co powinnam zrobić by ich ocalić i spełnić przepowiednie godnie dla Ciebie, oświeć mnie i dodaj odwagi, bo jest mi teraz ona bardzo potrzebna. Dziękuję za archanioły, najwspanialszych stróżów jakich mogłam sobie wymarzyć. Możliwe, że już niedługo się spotkamy, czekaj na mnie. Zamknęłam oczy, oddałam się światłu, poczułam w sobie takie pokłady energii, o których nie miałam pojęcia. Ziemia trzęsła mi się pod nogami i wiedziałam, że to moja moc. Nigdzie nie wyczuwałam bezdusznych, bali się, wiedzieli co czeka i nie było to nic miłego. Wyruszyłam najszybciej jak potrafiłam, w dole zauważyłam Silyena i Ariel walczących z demonami, których jeszcze nie widziałam. Nie dawali rady, Silyen był tak potężny jako bezduszny, jako człowiek posiadał tą samą moc, było ich zbyt wielu. Pojawiłam się tuz przed nim kiedy demon miał przebić go swym rogiem na wylot, w uszach pozostał krzyk zrozpaczonej Ariel. Przebiłam demona mieczem osłaniając Silyena, rzuciłam  czakramem ubijając z zaskoczenia kilku jego popleczników.
- Amy- zaszlochała Ariel i objęła mnie mocno, wyleczyłam ją.
- Dbaj o Silyena, musisz mu przypominać o tym co ważne i by się nie bał.
Wyleczyłam również Silyena, objęłam go mocno i cmoknęłam w policzek.
- Wiem, że nadal się obwiniasz, niepotrzebnie ja Ci wybaczyłam. Zapomnij o tym i żyj pełnią życia.
Nie czekałam na jego odpowiedź i ruszyłam dalej, ubijałam demony, które stanęły na mojej drodze. Czułam się jakbym była w piekle, nigdy wcześniej nie atakowały z taką siłą i liczebnością.
- Abaddonie, poczułbyś się tutaj jak w domu, jeśli musisz walcz po ich stronie, wierzę, że w ważnej chwili dokonasz słusznego wyboru.
Nie pozwoliłam mu odpowiedzieć, dziś bawimy się na moich zasadach Władco Piekieł.  Parę przecznic dalej, Nataniel usiłował się podnieść, był sam wybił ładną gromadę chowańców.
- Natanielu, dobra robota - objęłam go mocno - zaraz poczujesz się lepiej.
- Nie powinnaś, Amy...
- Nie płacz, Twój dowódca Ci nie pozwala, jesteś jak nowy, walcz, dbaj o Lillien, ocal miasto, jeśli ja zawiodę. Nie lękaj się ryzykować - ruszyłam dalej, pod ścianą siedziała skonana Lillien, widziałam, że ma dwie ostatnie kapsułki serum.
- Lillien, wyleczę Cię - przytuliłam ją mocno, żegnając się z nią jednocześnie - w dole uliczki jest Nataniel, jest cały.  Nie martw się i opiekuj Thunderem...jeśli...nie daj mu się załamać, w końcu znowu się spotkamy wszyscy razem, nie ma co płakać.
Ruszyłam dalej, bo usłyszałam krzyki cywilów, demony pozwalały sobie na stanowczo zbyt wiele, rzuciłam sztyletem trafiając czorta prosto w głowę, podeszłam do niego i wyjęłam sztylet, przyda mi się w dalszej drodze. Skierowałam rodzinę w stronę Guardians, wiedziałam, że tam jeszcze jest bezpiecznie. Wystrzeliłam potężna błyskawicę w niebo, nigdy nie udało mi się stworzyć jej tak dużej, przecięła niebo na połowę, idę do Ciebie kochanie, wytrzymaj. Rzuciłam się w wir walki, robiłam przejście do epicentrum wszystkiego, rzucałam nożami, sztyletami, siekałam mieczem, raniłam batem, byłam jak maszyna. Doskoczyłam na moment do Xandera i Selene, dotknęłam ich plecy, lecząc obrażenia.
- Amy...
- Odpocznij zastępco, zajmę się resztą - mrugłam do niego okiem i przyspieszyłam w dalsza drogę. Już byłam prawie na miejscu, wrota piekieł pochłaniały wszystko do środka, wiedziałam, że tam będzie mój Thunder i Logan, wiedziałam, gdzie walczą moje archanioły. Kiedy dotarłam, zobaczyłam, ze Thunder napiera na Lilith, nie miał z nią szans, stanęłam tuż przed nim, raniąc ją mieczem w brzuch, odskoczyła szybko. 

- Czekałaś? Wiesz kobieta musi przypudrować nosek kiedy chce dobry łomot dać, zejdź z tej zieleni, sprawia, że jesteś zbyt blada! - atakowałam ją bezustannie. To była moja walka, widziałam, że Thunder chce mi pomóc, jednak inne demony odciągały go ode mnie.
- W końcu się doczekałam, mały robalu! - syczała Lilith, oberwałam, była silna, zatrzymałam się na budynku, a raczej na ruinach, które kiedyś były całkiem ładną kamienicą. Wiedziałam, że jest bardzo silna, uwolniłam pełną moc światła, która drzemała we mnie, walczyłyśmy jak szalone, obie byłyśmy wykończone, nie zważałam na to, że krwawię, że dość często otrzymuję od niej ciosy. Kiedy walczyłyśmy w zwarciu wytrąciła mój miecz, dałam się zaskoczyć jak amatorka, przebiłam ręka jej ciało, starałam się narobić jak najwięcej szkód  przy okazji niszcząc jej tkanki. Nie pozostała mi dłużna, nie wiem jak to zrobiła, ale przebiła moja klatkę piersiową i ścisnęła moje serce, zamarłam, wyszarpała moją dłoń, ale się nie poddawałam, spróbowałam znowu, zraniłam ją, ale nie wystarczająco. Zaśmiała się triumfująco, czułam jak uchodzi ze mnie wszystko, rzuciła mną jak szmacianą lalką. Wiedziałam, że to mój koniec, Thunder krzyczał, próbował się do mnie dotrzeć, ale było za późno.
- Abaddonie, przybądź do mnie, szybko - ledwo to powiedziałam, przybył i nachylił się nade mną.
- Czemu ty nigdy nie chcesz mnie słuchać?!
- Uwalniam Cię Abaddonie z naszego paktu, bądź wolny, bez żadnych konsekwencji - mówiłam z trudem, Lilith triumfowała. Abaddon rozbłysnął złowrogim demonim blaskiem, znów był wolny i bezpieczny. Czułam jak oczy mi się zamykają, coraz trudniej było mi je utrzymać.
- Bezpiecznej drogi, Amy, wybacz, że nie pomogłem Ci bardziej - Abaddon ucałował mnie w czoło, a ja zamknęłam oczy. Odeszłam, skąd to wiem? Patrzyłam na swe ciało w objęciach Abaddona, widziałam płaczącego Thundera, któremu w końcu udało się do mnie dotrzeć, Logana będącego we krwi, planującego mord na demonicy. Widziałam Azraela, wyciągał ku mnie dłoń ze smutnym, wymuszonym uśmiechem, tym razem to nie cel towarzyski, lecz businessowy. Podałam mu swoją dłoń i pozwoliłam się prowadzić, zerkając na mych przyjaciół i modląc się, by dali radę beze mnie.

piątek, 22 lutego 2019

116. Normalność

Ta wiadomości spadła na mnie jak grom z jasnego nieba, to jak spełnienie moich najgorszych koszmarów, utrata jej. Ledwo się odnaleźliśmy, jest przerażona, muszę być przy niej i dać jej wsparcie, nie może widzieć, że się boję. Nie pozwolę jej zginąć, prędzej sam to zrobię. Pogłaskałem ją po włosach i przytuliłem mocniej.
- Zaczekaj na mnie, tylko się przebiorę i położymy się razem, nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda, pomogę Ci, załatwimy tą demoniczną babę - wysiliłem się na uśmiech i zniknąłem w łazience.
Położyłam się i czekałam na niego, tej nocy żadne z nas nie zaśnie, cieszyłam się, że nie jestem z tym sama. Kiedy wszedł do łóżka, objęłam go od razu, a on  przytulił mnie mocno.
- Kocham Cię - szepnęłam.
- Wiem o tym, ale nie rozklejaj mi się, mam jeszcze trochę energii i zamierzam ją z Ciebie wykrzesać, najdroższa - pocałował mnie.
W końcu zasnął, a ja leżałam wsłuchując się w bicie jego serca, byłam szczęśliwa, będzie mi tego brakować, gdziekolwiek będę. Nie wiem jak, ale przy nim udało mi się zasnąć na chwilę i nie męczyły mnie żadne koszmary.
Kiedy się obudziłam, wzięłam prysznic, przebrałam dla równowagi w dres chciałam pobiegać, zeszłam na dół coś przekąsić i wpadłam na tajne zgromadzenie rycerzy okrągłego stołu. Przy stole siedziała szóstka moich archaniołów, moi przyjaciele oraz Logan, nakryłam ich. Patrzyli na mnie w ten okropny sposób...litowali się.
- Amy, wstałaś już? - zapytał Logan z miną przyłapanego na gorącym uczynku chłopca.
- Coś mnie ominęło? - zignorowałam pytanie Logana i weszłam na jadalnie zamykając drzwi.
- Już wiedzą - powiedział Logan posępnie.
To było oczywiste, pomyślałam, wystarczy, że spojrzałam w oczy Xanda, szkliły się, mimo, ze miał swoją Selene, nadal był tak silnie ze mną związany.
- Dobrze - ominęłam ich i weszłam do kuchni po coś do jedzenia, na jadalni rozmowy ucichły, wszyscy wpatrywali się we mnie jakby zobaczyli ducha.  Za pozwoleniem Angie, nałożyłam sobie jej naleśników z jagodami i malinami, jak kiedyś przyniósł dla mnie Thunder, uśmiechnęłam się na samo wspomnienie o tym. Siadłam do stolika, obok nich.
- Nie przeszkadzajcie sobie, zjem i się zmywam.
- Gdzie chcesz iść? - zapytał Raziel.
- Pobiegać..
- To nie jest najlepszy pomysł - powiedział Nataniel.
- Nie mam zamiaru się chować i uciekać, zrobię co będę musiała, postaram się zabrać ją ze sobą do piekła...wszyscy wiedzieliśmy, ze to nadejdzie. Nikt nie spodziewał się, że tak szybko.
- Ale - zaczął niepewnie Nataniel.
- Nie bronię ci iść ze mną, ale ostrzegam, że będziesz się wlekł z tyłu Nat.
- Ja z Tobą pójdę - powiedział Raziel.
- Archanioły biegają?
- Mogę polecieć, a wtedy Ty będziesz wlekła się z tylu - uśmiechnął się niepewnie.
- To jesteśmy umówieni.
Dokończyłam jeść, dopiłam sok, poszłam do kuchni posprzątać, wiedziałam, że się martwią, ale nie chcę być traktowana jak ofiara, Raziel to rozumie. Uśmiechnęłam się do nich.
- To jak mogę wam porwać Raziela?
- A bierz go, więcej miejsca przy stole - uśmiechnął się Uriel.
- A mnie to nie chciałaś...jak zawsze - mruknął Haniel
- Rany, tylko się nie obściskujcie - zażartował Rafael.
- Amy, ja na prawdę nie chcę Cię widzieć - stwierdził Azrael.
- I wice wersa, Azraelu - uśmiechnęłam się.
Raziel poszedł ze mną, reszta została, kiedy zostaliśmy sami powiedziałam mu.
- Dzięki, ale i tak nie mam zamiaru dać ci wygrać.
- Nie proszę cię o to - mruknął naburmuszony.
- A o co?
- Byś walczyła i się nie poddała.
- Masz to jak w banku.
Biegaliśmy, muszę przyznać, że Raziel radził sobie świetnie, kiedy zmęczyłam się, wiedziałam, że było mi to potrzebne.
-Ostatnio za dużo spędzałam czasu w Twoich objęciach, muszę więcej ćwiczyć.
- Ja tam nie narzekam - szturchnął mnie Raziel - wiesz, że chcą dobrze?
- Wiem, ale nie chce bezsilności, nie mogą mnie widzieć załamanej, poćwiczę, będę miała większe szanse zakończyć to tak jak powinnam.
Chłopcy ustalili coś między sobą, pewnie sposoby na pilnowanie mnie, być może na walkę z Lilith, nie musiałam tego wiedzieć, nawet nie chciałam. 

115. Lilith


Wsiadłam do samochodu z Loganem, wzięłam głęboki oddech.
- Dobrze, że ta zmiana już się kończy co? - mruknęłam i zapięłam pas.
- Twoja zmiana, nigdy się nie skończy, wiem, że nie masz kiedy zjeść, ani kiedy odpocząć. Nie podoba mi się to wszystko, jednak niewiele mogę zrobić.
- Wiem - opuściłam głowę i sięgnęłam do kieszeni po broń, którą od niego otrzymałam - skąd ją miałeś?
- Kiedyś należała do ciebie, chciałem Ci ją dać, czekałem na właściwy moment, nieco się z tym spóźniłem.
- Dalej jesteś na mnie zły Razielu? - widziałam jak Logan dyskretnie na mnie zerka.
- Nie, ale wiesz, ze interesuje mnie powód, prawdziwy powód.
- Nie znam go, gdy się dowiem to ci powiem.
- Możliwe, że dowiem się przed Tobą - roześmiał się anioł i miał rację. Możliwe, że już znał odpowiedź na to pytanie. Raziel pożegnał się z nami kiedy dojechaliśmy na miejsce, byłam cała przekopcona od piekielnych ogni, wcześniej nie zauważałam tego.
- Zaczekaj - Logan złapał mnie za rękę i starł z  mojego policzka sadzę, spojrzał mi w oczy i odsunął się lekko - już jesteś względnie czystsza.
- Ty również nie jesteś ideałem świeżości dzisiaj - roześmiałam się i udałam w stronę wind.
Kiedy weszłam do pokoju Thunder kręcił się po nim, kiedy mnie zobaczył zmartwił się i ucieszył.
- Co Ci się stało kochanie? Ciężki dzień miałaś, co? - podszedł do mnie i przytulił.
- Zaraz cały będziesz wypaćkany, tak dość intensywny dzień. Cedrick był zdrajcą. Co teraz robisz?
- Idę pod prysznic, brudasku.
- Mogę z Tobą?
- Też pytanie, chodź...już nie mogę się doczekać - mruknął zadowolony i ciągnął mnie do łazienki.
Zjadłam kolację, Thunder wyruszył na patrol, byłam zmęczona i nie chciałam się z nikim widzieć tego wieczoru. Położyłam się więc wcześniej i zasnęłam. Miałam bardzo dziwny sen, śniła mi się kobieta bardzo piękna i demoniczna. Stałyśmy na skałach, spoglądałam z urwiska w dół, płynęła ogromna rzeka lawy, było stamtąd słychać krzyki. W miejscu gdzie stała, walały się ludzkie czaszki.
- W końcu się spotykamy, wybrana, muszę przyznać, że bardzo mi dziś nabałaganiłaś! Tak misternie przygotowałam cała intrygę, a Ty mi ją zniszczyłaś. Ale to tylko chwilowe niepowodzenie, nie spocznę, póki na stercie głów, nie będzie Twojej - mocno nadepnęła jedną z czaszek, a ta rozleciała się w drobny mak.
- Zastanawiałam się kim jesteś, ale po tych słowach nie musisz mi się przedstawiać, Lilith, prawda? Widocznie coś popsułaś, a plan nie był zbyt dobry, niegrzeczne jest zwalanie wszystkiego na mnie, przecież mi w tym pomogłaś - Lilith już nie wyglądała na taka spokojną, jej oczy zmieniły się, mieniły zieloną poświatą, na twarzy pojawiły szpecące blizny, zacisnęła dłonie, które również nabrały demonicznego wyglądu, starała się zapanować nad sobą.
- To tylko chwila, ale będę się nią rozkoszować, jesteś tylko nic nie znaczącym robalem...stoisz mi na przeszkodzie do dostania mężczyzny, którego pragnę! Nie wiem co on w Tobie widzi, anielska buźka, mizerna postawa, nie wnosisz niczego nowego i świeżego, zwykła śmiertelniczka, którą jest tak łatwo pozbawić życia!
- O jakim mężczyźnie mowa? Mam swojego, nie potrzebuję nikogo innego, a z nim się z Tobą nie podzielę, skoro tak łatwo, dlaczego dotąd Ci się to nie udało?
- Zamilcz! Nie udawaj głupia, wiem, że czyhasz na mojego Abaddona, nawet jeśli go olejesz, on zawsze będzie się kręcił wokół ciebie!
- To go lepiej uwiedź to da mi spokój...przecież jesteś niczego sobie...jak nie świecisz jak jarzeniówka na zielono - nie zauważyłam kiedy chwyciła mnie za szyję i uniosła wysoko, dusiłam się.
- Nie mogę się doczekać kiedy się spotkamy, osobiście, zobaczysz wtedy co znaczy prawdziwy strach...- zrzuciła mnie z urwiska, spadałam na dół, poczułam uderzenie o posadzkę, zerwałam się z łóżka, to był tylko sen! Tylko sen...moja księga świeciła w ciemnościach dziwnym światłem, podeszłam do niej by ja otworzyć. Ujawnił się napis: "Za dni parę Wybrana polegnie z rąk wielkiej władczyni Lillith sprowadzając na ziemię wieczne ciemności".


Usiadłam z wrażenia, księga nigdy się nie myliła...czyżby nadchodziła moja wersja apokalipsy i miałam zawieść? Nie spałam tej nocy, siedziałam na kanapie, i wpatrywałam się w to zdanie, jakbym miała zamiar dostrzec coś innego. Była 2 w nocy, wstałam i poszłam z księgą do Logana, zabije mnie...trudno, musi ustawić się w kolejce. Wsunęłam się do jego pokoju, spał miarowo, zerknęłam najpierw dyskretnie czy jest sam, wiele się mogło zmienić od czasu kiedy byłam tu ostatnio. Wtulony w poduchę spał spokojnie, czułam wyrzuty sumienia, że mu przeszkodzę, nie mogłam czekać. Usiadłam obok, pogłaskałam go lekko, na co mruknął, zaczęłam delikatnie szturchać jego ramię.
- Logan...- złapał moją rękę i przyskrzynił mnie do łóżka zwinnym ruchem, był zamroczony, ale zawsze czujny - to tylko ja Logan...spokojnie...- wymamrotałam.
- Amy?! Co Ty tu robisz? Co się stało? - zwolnił uścisk, ale nadal był tuż nade mną. Sięgnęłam po księgę i mu podsunęłam pod nos, przetarł oczy, ziewnął i zapalił lampkę.
- Przepraszam, że cię budzę...nie miałam do kogo iść...
Przeczytał, raz, drugi, trzeci i spojrzał na mnie, nie wiedział co ma powiedzieć.
- To nie może być prawda...- opadł na poduszkę obok mnie.
- Zawiodę...księga się nie myli, nigdy...
- Bzdura! Nie wierzę w to słyszysz? Nie pozwolę na to, nie pozwolę. Nie będziesz sama...spójrz na mnie...- przyciągnął mnie do siebie i przytulił, a ja płakałam... - jak ja powiem to Thunderowi? Kochanie, za kilka dni umrę? Jak było w pracy?- spojrzeliśmy po sobie i roześmialiśmy się gorzko.
- Nie pozwoli na to, wiesz, że nie rzuca słów na wiatr.
- Powinnam już iść...
- Zostań jeśli chcesz...
- Powinieneś odpocząć, a ja...wymyślić sposób...
- Jak przeżyć....
- Jak przeżyć - powtórzyłam, wzięłam księgę i opuściłam jego pokój.
Nie spałam, siedziałam na kanapie oczekując na Thundera, na stoliku leżała otwarta księga.
- Raziel, śpisz?- nie minęła chwila kiedy, pojawił się u mnie lekko podenerwowany, miał na sobie spodnie z dresu...i tylko tyle.
- Co się dzieje?! - spojrzał na mnie uważnie i usiadł obok mnie. Podałam mu księgę bez słowa, musiał przeczytać kilka razy, za każdym razem nie dowierzał- tu musi być coś nie tak, coś źle robisz...powiedz, że się pomyliłaś, Amy..

Pokiwałam tylko przecząco głową, a on przytulił mnie do siebie mocno, mogłam się wypłakać, musiałam być twarda kiedy wróci Thunder.
- Coś wymyślimy, jeszcze się wszystko może zmienić, nie poddawaj się..
- Masz rację, nie mogę się poddać - odsunęłam się od niego i zamyśliłam, oboje milczeliśmy nie wiedząc co powiedzieć. Jeśli muszę zginąć, powstrzymam zagładę za wszelką cenę. Usłyszałam ciche kroki, i otwieranie drzwi, Thunder starał się mnie nie obudzić, stanął w drzwiach kiedy nas zobaczył. Podeszłam do niego i przytuliłam się mocno.
- Nie mogłam spać wiesz? Za bardzo za Tobą tęskniłam. Miałam koszmar...- pogłaskał mnie po twarzy.
- Musiał być straszny, skoro obudziłaś Raziela - zmartwił się lekko - czy to wszystko? Czy czegoś mi nie mówisz?
- Nie rób tego, to głupi pomysł jak Ty mu nie powiesz to ja to zrobię - powiedział Raziel, eh przeklęty anioł wiedzy i tajemnic. Thunder podszedł do niego i wziął księgę z jego rąk, zaczął czytać, a Raziel zniknął.
- To nic - zaczęłam- dam radę, coś wymyślimy jak zawsze - podeszłam do niego, a on mnie przytulił mocno, bez słowa, domyślam się, że nie wiedział co powinien zrobić. Żadne z nas tego nie wiedziało.

114. Zdrada

Kiedy zatrzymaliśmy się na obrzeżach Little Heven wiedziałam od razu, że to jest pułapka, demony wyczuwałam dość wyraźnie, dzięki Razielowi. Logan nie zauważył nic podejrzanego, załapałam go więc za rękę. Spojrzałam w oczy, wiedziałam, ze Cedrick zaraz wyjdzie z samochodu, więc grałam na zwłokę, niech myśli, ze uwodzę go w najlepsze. Nachyliłam się nad nim, był zdziwiony.
- Tu, aż roi się od demonów, w piwnicy jest chyba otwarty portal, to pułapka - pogłaskałam go po policzku.
- Skąd to wiesz? - odwzajemnił moje głaskanie.
- Czuję je wszędzie..- nachyliłam się i pocałowałam go w policzek, zaczęłam wychodzić z samochodu - Michaelu, czeka nas poważna bitwa, Raziel, Uriel, Haniel, Rafael i Ty Azraelu zapraszam na zabawę, potrzebuję Was.
- Mmm jakie pieszczoty w samochodzie, Twój facet o tym wie? - dodał zgryźliwie Cedrick.
- Wiesz, czego oczy nie widzą tego sercu nie żal - uśmiechnął się Logan i przyciągnął mnie do siebie na dowód tej teorii - stara miłość nie rdzewieje.
- No tak..nie mnie oceniać, chodźcie za mną - Cedrick wyjął klucze z kieszeni i wszedł do środka. Weszłam przed Loganem, żeby nie budzić podejrzeń, miałam nadzieję, że moi skrzydlaci przyjaciele dostali wiadomość.
- No podłoga jest tutaj dość wytrzymała - na dowód swoich słów, podskoczył i potupał trochę - pokażę wam kilka dużych pomieszczeń.
- Prowadź wodzu - mruknęłam i poszłam za nim, poczułam jak Logan wkłada mi coś w rękę, wyglądało to jak niewielki pręt, na nim był zielony księżyc, przypuszczalnie to jadeit, nie wiedziałam co to, nie miałam jak zapytać, wsunęłam go dyskretnie do kieszeni.
- To duży hol, ten korytarz prowadzi do małych sal, tam macie schody prowadzące na poddasze, a z lewej strony schody w dól, do piwnicy. Musisz zobaczyć to Amy, wyobraź to sobie.... - wyciągnął ku mnie dłoń, podeszłam więc i nagle poczułam jak spadał w dół, podłoga była przegnita, wpadłam w jego pułapkę, czułam piekielny ogień, wiedziałam, że wpadnę do portalu "Abaddonie...", jak mogłam o nim myśleć w takiej chwili?!
- "Weź pręt, pomyśl o błyskawicy i zamachnij się! Szybko!"
Zrobiłam jak powiedział, z prętu wysunął się łańcuch błyskawic zaczepił się o belkę wisiałam, słyszałam warczenie, u góry Logan walczył z Cedrickiem.
-Amy!? - krzyknął Logan.
- Nic mi nie jest, zaraz się przyłączę! - już miała rozhuśtać się lekko i wspinać kiedy archanioł Azrael wziął mnie w swe objęcia i odstawił na górę. Wyjęłam w locie swój miecz, byłam gotowa do walki. Za chwilę w pomieszczeniu pojawili się pozostali archaniołowie, Raziel stanął u mego boku z mieczem w dłoni gotowy odpierać wszystkie nadchodzące ataki, Michael zebrał pozostałych i skinął by polecieli za nim w dół, odeprzeć atak demonów.
- Uważajcie na siebie! - krzyknęłam, chociaż dla nich pewnie brzmiało to idiotycznie, Michael uśmiechnął się do mnie i skinął głową. Logan pojedynkował się z Cedrickiem walczyli zacięcie, stanęłam z Razielem plecami do siebie, wiedzieliśmy, że coś się czai w ciemnościach.
- Dziękuję, że jesteś...
- Nie mógłbym tego przegapić...wzywałaś Abaddona - powiedział gorzko.
- Czułam, że go spotkam tam na dole...podpowiedział mi ten sprytny myk z biczem - naszą rozmowę przerwał nam skaczący na mnie ogar, a jednak je wypuściła. Uchyliłam się i dźgnęłam go mieczem, zniszczenie działało perfekcyjnie, zleciała się cała sfora.
- Cóż czas na zabawę z pieskami...- powiedział Raziel i zaczęła się walka. Ogary atakowały jeden za drugim, zamachnęłam się czakramem, kilka straciło głowę bądź inne kończyny. Raziel pozrzucał kilka do portalu, Logan zepchnął w dół Cedricka, który wrzeszczał różne przekleństwa. Armia archaniołów na dolnych piętrach wycięła w pień demoniczną armię Lilith. Z pomocą Logana pozbyliśmy się piekielnych ogarów, wróg zaczął się wycofywać, by za chwilę znikać w portalu.
- Dzięki za pomoc...- powiedziałam do aniołów.
- Daj spokój, dawno się tak dobrze nie bawiłem - powiedział Azrael, puścił do mnie oko i zniknął co oznaczało, że ktoś stracił życie.
- Cedrick był zdrajcą - zaczęłam
- Nigdy go nie lubiłem - powiedzieli jednocześnie Raziel i Logan.
- To jest nas troje, jest jeszcze jedno miejsce, które musimy dziś odwiedzić siedziba starszyzny, nie wpuszczą nas po dobroci, ale nie mam zamiaru się zatrzymywać. Mam do pogadania z tymi sztywniakami.
- Pozwól, że Ci pomogę, przeniesiemy was przed budynek, ten cały trzeszczy - Michael, objął mnie i wyprowadził z budynku. Haniel przyprowadził Logana i zniknął bez słowa, chyba nie był zadowolony z takiego obrotu spraw.
- "Abaddonie, dziękuję" - nigdy nie przypuszczałam, że to powiem, a jednak cuda się zdarzają, nawet takie w piekle.
- "Nie przyzwyczajaj się" - nie miałam zamiaru.
- Razielu jedź z nimi, Uriel i ja  będziemy patrolować z góry - zarządził Michael. Wsiedliśmy do samochodu, wiedziałam, że Raziel miał mi za złe, że wezwałam demona, a nie jego, ale nic nie mogłam na to poradzić.
- Jaki jest plan? - zapytał Raziel.
- Po prostu wchodzę i oznajmiam o zdradzie Cedricka, mam zamiar wymusić na nich kandydaturę przyjaciela na przywódcę, nie podlegającą dyskusji.
- Czyli brak planu - mruknął Logan.
- Też to kocham - powiedział Raziel.
Podjechaliśmy pod Sanktuarium, wyszłam z samochodu nie czekając na resztę.
- Wybrana, jaki jest cel Twojej wizyty? - zapytał strażnik.
- Musze się spotkać ze starszymi w trybie pilnym, mam ważne informacje.
- Jeśli wejdziesz, musisz zostawić całą swoją broń tutaj.
- Przykro mi, nie ma takiej opcji, moje życie jest zagrożone, jestem celem, dzisiejszego dnia uniknęłam śmierci trzy razy, więc broń idzie ze mną, nie jestem wrogiem.
- Kiedyś też tak mówiłaś...
- Kiedyś to Wy mnie oszukaliście.
- Nie mogę Cię przepuścić.
- Zrozumiałam - uderzyłam go, pozbawiając przytomności, złapałam gdy upadał, żeby nie poturbował się  bardziej niż to konieczne - wybacz przyjacielu, ale nie mam wyboru i czasu na bzdety.
- Amy - jęknął Raziel, ale zamilkł, kiedy na niego spojrzałam, wciągnął strażnika do dyżurki, żeby nie kusić losu. Logan się tylko uśmiechnął, otwarłam nam przejście do budynku, przypominał nieco kościół, miał piękne kopuły, człowiek wyciszał się w jego wnętrzu. Szłam pierwsza, za mną  moi towarzysze w milczeniu, minęłam trzy korytarze, podeszłam do wielkich podwójnych elegancko rzeźbionych drzwi, popchnięcia je, skąd wiedziałam co robić, nie miała pojęcia, ale postanowiłam się temu poddać.
- Kto Cię tu wpuścił!? Straż...- odezwała się kobieta w bieli.
- Poczekaj, nie jestem tu by walczyć - ledwo to powiedziałam jeden dryblas mnie zaatakował, przerzuciłam go przez ramię - musimy porozmawiać, to ważne...wysłuchaj mnie, proszę.
- W porządku, zostawić ich - wykonała niedbały gest ręką, jakby odganiała muchę.
- Cedrick był zdrajcą - spojrzała na mnie zdziwiona i przerażona, tak wiedziałam, że to ja wyprowadzi z równowagi.
- Ale jak to, skąd wiesz?!
- Zaatakował nas, wprowadził w pułapkę demonom, podał mnie na tacy Lilith.
- Pewnie sam był więźniem, to nie możliwe, nie wierzę....
- Gdyby nie archanioły nie stałabym tutaj przed Tobą, pani - Raziel rozwinął skrzydła ukazując się Starszej.
- Miasto zostało bez przywódcy..tak nas oszukał...
- Przywódca godny zaufania to nie problem, mam dla Ciebie idealną kandydaturę, mam do niego stuprocentowe zaufanie. Ale zrobisz co zechcesz.
- O kim mówisz?
- Znasz go, pani, nazywa się Michael jest telepatą. Najlepszym jakiego znam.
- Rozważę Twoją kandydaturę, wojowniczko.
- O nic więcej nie proszę...nie szukaj Cedricka. Jest w piekle...dosłownie, pochłonął go portal - skinęłam głową i zebrałam się do wyjścia.
- Wybrana, dziękuję, żałuję, że poznałam Cie dopiero teraz.
- Obiecuję ochronę sanktuarium i Little Heven, nie zamierzam...
- Wiem - kobieta uśmiechnęła się, a ja opuściłam salę.
- Gdzie teraz? - zapytał Raziel.
- Do domu...mam dość walki na dziś - odpowiedziałam i spojrzałam w niebo, było takie jasne i spokojne. 

113. W paszczy lwa

Wróciliśmy pod zakład Ragnara pospiesznie, wzięłam ze sobą strzałę, mógł mieć jakieś informacje na jej temat. Logan szedł tak, żebym nie była na widoku, osłaniał moje tyły.
- Dzień dobry - krzyknęłam wchodząc do środka, zamknęłam drzwi za Loganem i zaryglowałam zamek.
- Któż to mi przeszkadza w przerwie obiadowej....o Amy! - mruknął i ucieszył się Ragnar - Jak miło Ciebie widzieć!
- Witaj przyjacielu, to mój szef Logan - przedstawiłam lidera
- Rozmawialiśmy przez telefon, w sprawie sprzętu.
- Tak, pamiętam, chodźcie na zaplecze - ruszył Ragnar, a ja jeszcze raz dla pewności zerknęłam przez okno i sprawdziłam drzwi.
- Ale najpierw dokończysz obiad Raguś - przyspieszyłam kroku by mu dorównać, a on uśmiechnął się mimo zdrobnienia.
- Przymilaj się, przymilaj..co tam masz? - zainteresował się Ragnar
- A to właśnie myślałam, ze Ty mi powiesz przyjacielu - podałam mi strzałę, na jej grocie były rożne skomplikowane symbole, trochę podobne do starobabilońskiego.
- Nie pochodzi z tego świata, precyzyjnie wykonana, zabójcza. Komuś się naraziła kruszyno?
- Znasz mnie, komu ja się nie narażam? Lilith, mówi Ci to coś?
Spojrzał na mnie poważanie, chyba nawet się wystraszył, on? To do niego nie było podobne.
- Niedobrze, to cwana demonica, niezwykle potężna, ustępuje siły jedynie Abaddonowi. Niezwykle bezlitosna i próżna, nie spocznie dopóki nie będzie tak jak ona chce. Dziecko, coś Ty narobiła?!- skrzywił się Ragnar.
- Widzę, że nie tylko ja ciebie besztam przy każdej okazji - wtrącił Logan i się zamyślił.
- Nie tylko Ty, musisz się ustawić w kolejce. Twoja zbroja powstrzymała strzałę, nawet nie ma śladu - wskazałam na kurtkę, a on obejrzał ją dokładnie.
- To znaczy, że się spisałem - Ragnar dojadł obiad i uśmiechnął się.
- Chciałbym nawiązać z Tobą współpracę, na sprzęt dla naszych strażników, nie za darmo, za odpłatą, poza tym chcę tutaj otworzyć ośrodek, żeby nauczyć Was jak się bronić i panować nad mocą, Amy zaproponowała również patrole tutaj w Little Heven. Co Ty na to?
- Dogadamy się co do stawki, domyślam się, że chodzi o ogromną ilość, przysyłaj mi ją częściej na pogawędki i umowa stoi - podał  rękę, a Logan chętnie ją uścisnął.
- Fajnie być kartą przetargową w męskich rozmowach o interesach - uśmiechnęłam się, bo nie miałam nic przeciwko.
- Możesz zacząć przysyłać tutaj strażników, powiedzmy po pięciu, dam znać kiedy będzie do odbioru - Ragnar przyglądał mi się przez chwilę - mam coś dla Ciebie - sięgnął do szuflady i czegoś szukał.
- Dla mnie? Rozpieszczasz mnie ostatnio, same prezenty mi serwujesz.
- Proszę - podał mi wielką srebrną bransoletę ozdobiona jadeitem i symbolami księżyca - ukryje Twoją pieczęć, a także jej moc, może ci się przydać, zwłaszcza teraz kiedy Lilith węszy wokół Ciebie.
- Dziękuję, jest piękna...- oglądałam ją uważnie - jak zwykle przechodzisz samego siebie Ragnarze.
- Pomogę Ci - Logan założył mi ją na rękę, pasowała idealnie.
- Dziękuję.
- Drobiazg, mówiłem Ci, że jeszcze nie raz ciebie zaskoczę.
- Masz dobre pomysły, znasz się na swoim fachy jak nikt, Amy dobrze Cię określiła, dobrze móc z Tobą współpracować Ragnarze - uśmiechnął się Logan.
- Wracacie już czy gdzieś jeszcze idziecie? Uważaj na nią.
- Będę, odwiedzimy Cedricka, muszę dopytać w sprawie lokum na ośrodek, co ma mi do zaprezentowania - nie byłam z tego faktu zadowolona, ale wiedziałam, że przy Loganie nie będzie się mi narzucał.
- Będę niedyskretny jeśli Cię zapytam za co go zdzielił Twój archanioł? - uśmiechnął się Ragnar, a Logan spojrzał zaciekawiony, niedobrze.
- Szantażował mnie, a przynajmniej próbował, chciał zakwestionować uczciwość przejścia przeze mnie prób, jeśli...się z nim nie prześpię, nie mogłam go zdzielić publicznie, jakby to było odebrane? Napadać na głowę miasta..musiałam wtedy odpuścić, Raziel ma dobry słuch, zajął się problemem.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie musiał - wyszczerzył się Ragnar.
- Coś sugerujesz? - zdziwiłam się.
- Podczas rytuału umiłowania, który szczęściarz pocałował Twoje usta? - błyszczały mu oczy z rozbawienia.
- Raziel, a co?
-Nadal nic nie pojmuje - powiedział do Logana i się roześmiał, zostawiając mnie w niewiedzy.
Pożegnaliśmy się z  nim i udaliśmy do ratusza miejskiego na spotkanie z Cedrickiem, czułam, że jesteśmy obserwowani, pieczęć zaczęła mnie parzyć, czyżby Abaddon chciał mnie zdenerwować czy ostrzec, musiałam to sprawdzić odblokowałam mu dostęp na kontakt ze mną
- Nadal jesteś wściekła, moja królewno?
- Czy tylko po to mam się rozpraszać?
- Nieźle sobie poradziłaś z tym zabójcą, musisz uważać, chodzą słuchy, że zleciła Twoje poszukiwania tropicielowi.
- Kim jest tropiciel?
- Władca piekielnych ogarów jak wypuści swoje pieski na ulice miasta nie będzie za wesoło. 
Ogary piekielne pojawiają się aby zabić osobę,która zawarła pakt z demonem, a następnie odesłać jej duszę prosto do piekła. Jakiś czas przed końcem umowy, wizje ogarów nawiedzają ich przyszłe ofiary zarówno we śnie, jak i na jawie w postaci halucynacji. Dysponują niezwykłą siłą, szybkością, to nadnaturalnie wielkie, pokryte czarną sierścią, psy z czerwonymi ślepiami, a dzięki bardzo ostrym pazurom i zębom są w stanie rozszarpać swoje ofiary. Najczęściej można je spotkać u wejścia do piekieł. Są też odpowiedzialne za ściganie dusz i sprowadzanie ich do piekła. Musisz być ostrożna. - Abaddon zdawał się być niezwykle poważny i nieco zmartwiony? Nie na pewno mi się wydawało.
- I mówisz mi to wszystko ponieważ?
- Nie musisz wertować w księgach, zanim byś do tego doszła, byłabyś dawno martwa.
- To chyba dobrze, co? Pakt zostałby zerwany, a Ty wolny, przecież od zawsze Ci o to chodziło. 
- Nie chcę skończyć w niebie, wole nie ryzykować kwiatuszku.
- Jeśli stanę na przeciwko niej, nie mogę liczyć na Twoje wsparcie, prawda?
- Wolałbym, żebyś mnie wtedy nie wzywała- zamyślił się Abaddon.
- Tak myślałam..poradzę sobie...sama.
- Nigdy nie jesteś sama...nie blokuj mnie już na tak długo...chcę pomóc.
- Muszę się skupić, później się odezwę...na razie Abaddonie. 
- Ziemia do Amy...- mruczał Logan.
- Przepraszam, rozmawiałam z Abaddonem.
- Coś poważnego?
- Nie myśl o tym.
- Amy...- zatrzymaliśmy się pod ratuszem, ale Logan zablokował drzwi, żebym nie mogła wyjść - mów.
- Do listy moich wielbicieli możemy dopisać piekielne ogary i tropiciela, chodźmy już dobrze?- odblokował zamek i ruszyliśmy w stronę ratusza. O dziwo był opustoszały, strażnik drzemał leniwie w dyżurce, kiedy przeszłam kawałek korytarza, nagle strażnik znalazł się tuz przy mnie, zamierzył się na mnie pazurami, zdążyłam jedynie włączyć  lodową ochronę, już miałam uskoczyć kiedy wyrósł przede mną archanioł Michael. Zamachnął się swoim wielkim mieczem pozbawiając demona głowy, krew zalała korytarz.
- To już drugi dziś, co? - uśmiechnął się Michael.
- Miło cię widzieć mój archaniele.
- Ciebie również, pani - skłonił się  i ucałował moja dłoń, a ja dałam mu buziaka w policzek.
- Dziękuję, że czuwasz - chciałam sprawić mu przyjemność, ruszyliśmy do gabinetu Cedricka, weszłam bez pukania, coś czułam, że współpracuje z ciemną stroną, ale nie miałam dowodów.
- Witaj Cedricku, trochę zapaskudzono Ci posadzkę w holu - przypuszczałam, ze Cedrick chciał powiedzieć coś kąśliwego, ale zobaczył Logana więc się powstrzymał.
- Witaj, Loganie, Amy, posadzką się nie przejmuj ma kto ją uprzątnąć, chodźcie za mną, pokaże Wam kilka budynków, nie traćmy czasu - uśmiechnął się do mnie złośliwie - Jedziesz ze mną Amy, po starej przyjaźni?
- Za tobą z moim szefem - mruknęłam, a Logan ścisnął moją dłoń, eh tak temperuj mnie, bo go uduszę.
- Nie wiedziałem, że się przyjaźnicie, Amy nigdy mi o tym nie opowiadała, chyba będę ją musiał o to wypytać w drodze- zagadał Logan.
Cedrick odwrócił się i uważnie na mnie spojrzał, jego wzrok mówił, piśnij tylko coś, a będziesz biedna. Uśmiechnęłam się do niego serdecznie, ha i kto teraz rozdaje karty.
- Rany dziewczyno, ale naświniłaś...nie mogłaś trochę mniej krwawo się z nim obejść?
- To nie ja.
- To pewnie Raziel...nigdy nie potrafił się powstrzymać, narwany taki strasznie.
- Ja odniosłem o nim zupełnie inne wrażenie - wtrącił Logan.
- Nie Raziel, jest zajęty Archanioł Michael, wiesz wódz anielskich zastępów - przyjrzałam mu się z wyższością, widziałam w jego oczach lęk i o to mi chodziło.
- Masz znajomości - zdziwił się Cedrick.
- Jeszcze nie wiesz nawet jak wielkie - ominęłam go i wsiadłam do naszego suva.
- Przyjemniaczek - mruknął Logan, zapiął pas i ruszył za Cedrickiem.

112. Zabójca

Kiedy zostałam sama z moimi przyjaciółmi, Thunder skrzyżował ręce na torsie i wpatrywał się we mnie, co oznaczało, że dostanę burę.

- Dawaj mi go tu...- zaczął
- Nie, raz z nim dziś rozmawiałam, więcej nie mam ochoty.
- Amy, muszę z nim porozmawiać - jeszcze panował nad sobą, ale widziałam, że był wściekły.
- Nie jestem w stanie zapewnić nikomu z Was bezpieczeństwa, więc zapomnij, za dużo ludzi.
- Amy, będziesz moją żoną, powinnaś słuchać przyszłego męża - złapał mnie za ramiona mocno. Tuż obok pojawiła się Lilien i zdzieliła go mocno w ramię.
- Ciebie chyba już całkiem pogięło, co?! Na głowę upadłeś? Co to ma być, Twoja niewolnica? Znowu ci odbija Thunder? Amy, powinnaś w końcu coś zjeść, nie przejmuj się nim, czasem tak ma jak nie panuje nad sytuacją - wzięła mnie za rękę i posadziła nad moim śniadaniem.
- Tylko nade mną nawet ja sama nigdy nie zapanuję...- mruknęłam i zaczęłam jeść.  Thunder usiadł bez słowa, wiedziałam, że chciał mieć kontrole nad sytuacja i mnie chronić, niestety bycie Wybraną sprawiało, że nic nie jest proste. Opowiedziałam im co się wydarzyło kiedy mnie nie był, w dużym skrócie, pominęłam nieistotne szczegóły, chociaż Raziel znowu by mnie za to zganił, według niego wszystko co robię jest istotne, archanioły myślą inaczej.
- "Nie przejmuj się, wiem, że nie znamy się za dobrze i za wiele o Tobie nie wiem, jednak mi pomogłaś, nie zawahałaś się wtedy, nie przejmuj się nim. Zagalopował się, ale to dobry facet, cały czas o Tobie mówił, bardzo tęsknił. Wiem, że nie jest Ci łatwo" - spojrzała na mnie Selene.
- "Dzięki za słowa otuchy, dbaj proszę o Xandera, zasługuje na to bardziej niż ktokolwiek inny. Cieszę się, że dajesz sobie radę, pewnie to wszystko dla Ciebie jest strasznie niezrozumiałe...ale takie już moje przeznaczenie, bardzo niepoukładane".
- "Xander mi wiele o Tobie opowiadał, nigdy nie chciałaś no wiesz...z nim być? ".
- "Nie jestem dla Ciebie zagrożeniem, nigdy nie będę. Bądź spokojna".
- Więc....będziesz żoną...tak? Tego tam..- mruknął Nataniel
- Kiedyś na pewno będę żoną...chyba, że wcześniej...
- Nawet tak nie myśl...- rzucił Nentres.
- Bo dostaniesz łomot - powiedział Nataniel.
- Od nas wszystkich - skończył Silyen.
- Rozkaz - poddałam się i skończyłam jeść.
Moi przyjaciele zebrali się z jadalni na swoje zajęcia, do mnie podszedł Thunder.
- Możemy pogadać?
- Tak..., chodźmy do nas - milczałam w windzie, on też, to była dla nas nowość i coś co musimy razem wypracować. Kiedy weszliśmy do mieszkanka, zaczął prosto z mostu.
- Nie powinienem był, zachowałem się trochę jak Logan, a przed nim tak uciekałaś. Chyba zaczynam rozumieć co czuł, spychany na dalszy plan, chcę pomóc, a nie potrafię, bo mi na to nie pozwalasz.
- Thunder, Abaddon to demon, najwyższy, władca piekła, nie chcę, żeby Cię skrzywdził, albo mnie, to nie zawsze rana fizyczna boli najbardziej.
- Nie smuć się, przywykłem do tego, ze to ja się Tobą zajmuję, uczę,  dotykam... ale są momenty kiedy to Ty decydujesz i jest ich coraz więcej. Wiem, że robisz to co właściwe, ale nie jest mi łatwo. Czuję czasem, że mnie odtrącasz...
- Wiesz, że to nie prawda, nie chcę, żeby po Ciebie przyszedł anioł śmierci...nie ze wszystkim dasz sobie radę...to mnie przeraża, nie chcę tak żyć w strachu.
- Musisz mi bardziej ufać, nic mi się nie stanie, ani Tobie - przytulił mnie mocno.
- Nie możesz wymuszać na mnie posłuszeństwa..
- Wiem, nie będę... - cmoknął mnie w czoło i odsunął się ode mnie - Ludzie pytają kiedy wrócisz jako dowódca, liczą na Ciebie.
- Nie wiem, czy w ogóle, mam za dużo problemów, pójdę podleczyć strażników.
- Musisz? Mam dziś nocny dyżur...i muszę ugłaskać moją szefową...- pocałował mnie namiętnie - zdenerwowałem ją, wiesz? Wiem, co najlepiej poprawi jej humor - zaczął mnie całować.
- Już mi humor poprawiłeś, ale powinieneś się przespać, a ze mną nie pośpisz - skrzywił się.
- Wiem, że masz rację, obiecaj, że się nie przepracujesz...- cmoknął mnie na dobranoc.
- Obiecuję.
Kiedy pracowałam w szpitalu ludzie nadal zwracali się do mnie per "dowódco", co było nieco męczące na dłuższą metę. Miałam dość dużo pracy, ale w miarę sprawnie mi poszło, widziałam Xandera krążącego pod salą, w której siedziałam. Coś go męczyło, nie miałam pojęcia co, wyszłam więc z sali na przerwę.
- Coś taki zgaszony?
- Martwię się o Ciebie, nagroda za Twoja głowę musi być wysoka, bo już zaatakowała siedzibę mała grupa demonów.
- Nie miałam pojęcia - usiadłam na ławce.
- Tylko tym się martwisz?
- Masz pecha do facetów, co jeden to przyjemniejszy. Chociaż Raziel wydaje się całkiem porządnym gościem.
- Chcesz mnie swatać? - uśmiechnęłam się.
- Wiesz, czasem mały wybuch wiele mówi o człowieku, nie chcę żebyś była nieszczęśliwa, ale ja bym się bał...że będzie zbyt agresywny względem Ciebie - usiadł koło mnie, a ja oparłam głowę o jego ramię.
- Zależy mi na nim...
- Wiem, proszę tylko o to byś była ostrożna, a jeśli coś się wydarzy, powiedz mi o tym, pomogę Ci.
- Obyś się mylił.
- Bardzo bym tego chciał, nie każdy potrafi być przy Tobie, kiedy takie rzeczy się dzieją, kiedy troska musi zejść na dalszy plan, pani dowódco.
- Udam, że tego nie słyszałam.
- Czego, pani dowódco.
- Nie jestem nią.
- Zawsze nią będziesz, dla mnie, dla nich, nawet jeśli nie dla siebie.
- Dlaczego to jest takie trudne? - Xander objął mnie mocniej.
- Bo musisz wybaczyć sobie i nauczyć się słuchać, tego co mówię do Ciebie, uparciuchu.
- Dzięki.
- Za co?
- Ty wiesz...- wstałam i wróciłam podleczyć ranę Tobiasa.
Zaniosłam obiad Thunderowi, jak się obudzi to pewnie będzie głodny, z mojej inicjatywy Logan chce się spotkać z Ragnarem i ustalić zasady współpracy przy produkcji mieczy dla strażników, co uważam za bardzo dobry pomysł.
- Amy, jadę spotkać się z Ragnarem, chcesz jechać ze mną? - zapytał Logan.
- Jasne, poczekaj tylko się przebiorę i uzbroję.
- Do zobaczenia za 15 minut na dole, pani dowódco - uśmiechnął się, a kiedy chciałam coś powiedzieć na temat ostatnich słów po prostu się ulotnił. Coś czułam, że za szybko mi nie odpuszczą, założyłam białą tunikę, czarne spodnie i wysokie buty, wszystko od Ragnara, dopięłam swój miecz, sztylety, czakram, powinno wystarczyć, udałam się na parking.
- Wskakuj - Logan otworzył mi drzwi - po co ci kurtka? Przecież jest ciepło.
- Dodatkowe zabezpieczenie, zrobił ją mistrz, jak będzie bezpiecznie to ja zdejmę.
- Swoją droga wyglądasz bardzo groźnie i seksownie - mruknął Logan i ruszył do Little Heven.
- Nie wiem czy Ci dziękować czy bić po głowie, ale lidera nie wypada, więc będę grzeczna.
- Bardzo mnie to cieszy - Logan włączył nasz kanał radiowy i nasłuchiwaliśmy sprawozdań w obawie przed atakiem demonicznych stworzeń. Lubiłam go takim, wyluzowanym, ale czujnym. Nie pamiętam kiedy mogliśmy tak porozmawiać o wszystkim i niczym bez napięcia i kłótni. Poprowadziłam go, pokazałam jak fajnym skrótem dojechać pod zakład mojego kowala. Kiedy wychodziłam z samochodu oberwałam w ramię, strzałą z płonącym grotem. Byłam nieostrożna, na szczęście moja kurtka, nie przepuściła jej dalej, wyszarpałam strzałę, rozejrzałam się za zamachowcem i ruszyłam świstem błyskawicy, Logan prawie dotrzymywał mi kroku, ścigaliśmy zamaskowaną postać do szemranej dzielnicy Little Heven. Kiedy myśleliśmy, że ją mamy w ślepej uliczce, otworzył sobie portal.
- Pozdrowienia od Lilith...Wybrana - zasyczał czerwonooki, poraziłam go błyskawicą oberwał w plecy, mocno, krzyknął.
- Przekaż wyrazy szacunku - syknęłam kiedy przechodził przez portal nadal się zwijał, Logan dotknął mojego ramienia  pewnie na wypadek jakbym chciała odwiedzić piekielne czeluście, nie miałam takiego zamiaru.


środa, 20 lutego 2019

111. Armia Archaniołów

- I ty mi się dziwisz, że się waham przejąć stanowisko? Co powiem tym ludziom, cześć wróciłam, musicie mnie bronić?!
- Na początek nigdy nie będziesz sama,  zawsze ktoś musi z Tobą być, na patrolach będziesz w najlepszym taktycznie zespole,  osoby, które będą Ciebie pilnować będą się zmieniać. Thunder będzie musiał też kiedyś porządnie wypocząć...- zaczął Logan.
- Źle to wygląda...
- Nic z czym sobie nie poradzimy, poza tym masz archanioły po Twojej stronie, to dodatkowy atut.  Nie łam się, kto inny sobie poradzi, jak nie Ty? - ścisnął moją dłoń dodając mi otuchy.
- Nikt.
- A no właśnie, idź coś zjeść, przyjaciele zasługują by Cię wyściskać, później pomyślimy nad kimś kto będzie Cię pilnował, oprócz Thundera ma się rozumieć.
- Dzięki, zobaczymy...- wstałam i wyszłam z jego gabinetu, byłam wściekła, nawet gorzej niż wściekła, to nie wróżyło niczego dobrego. Thundera nie było w pokoju, udałam się więc prosto do jadalni, kiedy weszłam nastała cisza. Wszystkie oczy skierowane były w moją stronę, nowa i stara gwardia.
- Cześć wszystkim -zaczęłam niepewnie- no to wróciłam, smacznego - udałam się do kolejki po jedzenie, powoli rozległy się rozmowy, uff, chwila spokoju. Kiedy wzięłam jedzenie, zobaczyłam stolik, przy którym siedzieli moi zmęczeni przyjaciele, wśród nich siedział również Thunder, uśmiechał się do mnie. Podeszłam do nich, położyłam tacę na stole.
- Cześć, czy mogę się dosiąść? - nagle wyskoczył na mnie Nataniel, objął mnie mocno i nie chciał wypuścić.
- Porachuję się z Tobą wariatko! Jeszcze pytasz, zgłupiałaś do reszty?! Wiem, że chodzisz z Thunderem, ale on nie może być taki tępy, żebyś to od niego złapała! - Thunder lekko chrząknął i się uśmiechnął pod nosem- Nie spojrzałabyś na niego! Jak dobrze Ciebie widzieć! Zostajesz tak? No,powiedz mi! - wszyscy zgromadzeni wlepili we mnie swoje oczy.
-Zostaję, nigdzie się nie wybieram, ciesze się, że Cie widzę i jesteście cali...- przytuliłam mocno Nataniela. Gdy oznajmiłam, że nigdzie się nie wybieram Xander pojawił się tuż obok mnie, wyrwał mnie z objęć Nataniela i mocno przytulił.
- Jak dobrze, że jesteś...zaraz oddam Ci odznakę, starałem się prowadzić nadal Twoje zapiski, ale nie szło mi to tak jak Tobie, ale mówię Ci Logan miał straszny bajzel w papierach, szybko się rozeznasz.
- Xanduś, zwolnij trochę - uśmiechnęłam się - na razie nie wracam na to stanowisko, stało się coś co odwlecze nieco ten powrót, ale to potem...chcę Was wszystkich wyściskać - Thunder spojrzał mi w oczy, a ja odwróciłam się na pewno zrozumie, że coś nie tak.
- Amy, dziękuję Ci za pomoc Selene..- zaczął Xander
- Drobiazg, Ty zrobiłbyś dla mnie to samo, zawsze to robiłeś...- usłyszałam kroki za sobą i po chwili drobne ręce objęły mnie w pasie, ktoś mnie przytulił, to była Maddie, płakała. Odwróciłam się do niej i ją przytuliłam.
- Powiedz mi proszę, że już ci nic nie grozi...że już jesteś i będziesz bezpieczna...nie chcę, żeby Ci się coś stało..- powiedziała, a wszyscy pozostali utkwili spojrzenia w swoich talerzach, wiedzieli, że tego  żadne z nas nigdy nie może obiecać, uniosłam jej twarzyczkę i spojrzałam w oczy.
- Wyrosłaś, wypiękniałaś, Maddie, tego jednego nie mogę Ci obiecać i nigdy nie będę mogła, ale mogę Ci obiecać, że wszystkim wrogom, będę to utrudniać z całych sił. I nie tylko ja...głowa do góry, ciesze się, że Ciebie widzę.
- Moja tarcza jest silna, ochronię Cię....
- Jestem z Ciebie dumna - ucałowałam ją w czoło, otarłam jej łzy. Nie sądziłam, że będzie jej tak ciężko beze mnie. Nentres po prostu ścisnął moją dłoń i się uśmiechnął, wiedzieliśmy co chcemy sobie przekazać. Silyen i Ariel, Megan uściskali mnie serdecznie, kiedy powitania dobiegły końca i miałam usiąść za moimi plecami ktoś się pojawił, moi przyjaciele zamarli. Stanął za mną archanioł w pełnej okazałości z rozwiniętymi skrzydłami, majestatyczny Raziel.
- Witaj Amy, Ty im to powiesz, czy ja mam to zrobić za Ciebie? - spojrzał na mnie nieco zły.
- Nie złość się, miałam zamiar, ale nie mogłam na dzień dobry im powiedzieć, że jestem celem do odstrzału wszystkiego co wypełza z piekielnej otchłani, bo mój demon ma za długi język i odrzucił księżniczkę piekła.
- Od tego powinnaś zacząć - stwierdził Thuder.
- To mój archanioł stróż Raziel, tak przy okazji. Wybaczcie...
- Nie dam rady Cię wszędzie pilnować, najbezpieczniej byłoby Cię ukryć u mnie -zaproponował archanioł- ale pewnie się nie zgodzisz, dlatego...
Na jadalni zrobiło się nagle tłoczno, szóstka moich archaniołów pojawiła się w jadalni.
- Nie bój się, jestem tu w celach towarzyskich - powiedział Azrael widząc mój lęk.
- Wiedzieliśmy, że nie będziesz chciała odejść, a sam Raziel nie da rady Ciebie upilnować wraz z przyjaciółmi - wskazał uprzejmie archanioł Michael podszedł do mnie, ukłonił się i ucałował moja dłoń jak to miał w zwyczaju - Pani.
- Dlatego Stwórca zlecił nam misje, czuwania nad tobą - rzekł Uriel.
- Przyznaj się, celowo mocno nabroiłaś, żeby znowu się ze mną zobaczyć, to z tęsknoty  - uśmiechnął Rafael
- Mam nadzieję, że dostanę wieczorne dyżury, Twoja szyja wymaga odświeżenia - uśmiechnął się zadziornie Haniel.
- To jest moja gwardia archanielska, moi skrzydlaci przyjaciele, dzięki nim mogę tutaj dziś być - uśmiechnęłam się do nich, Thunder podszedł do mnie i podał każdemu z nich dłoń, a Urielowi przywalił z pięści w nos, aż chrupło. 

- Ty wiesz za co, z nią wyrównałeś rachunki, ze mną nie. Teraz uznam, że jesteśmy kwita - Michael spojrzał w niebo z politowaniem, kręcąc głową, Rafael zanosił się od śmiechu, Raziel szczerzył z Azraelam, tylko Haniel wpatrywał we mnie ze spokojem.
- Dobra, zrozumiałem - zasyczał Uriel, podałam mu chusteczkę, żeby tamował krwawienie i kawałek lodu, który stworzyłam.
- Jesteś zbyt litościwa - mruknął Thunder.
- Ktoś musi - uśmiechnęłam się  do niego.
- No dalej...wiem, że chcesz go wyleczyć - mruknął, a ja wyleczyłam Uriela.
- Dzięki - powiedział, a ja się uśmiechnęłam delikatnie.
Nie wiem nawet kiedy, w pomieszczeniu pojawił się Logan, przywitał z archaniołami, zaprosił Michaela na rozmowę, pewnie ustalają jakąś strategię w mojej obronie.
- Skoro już wiesz, moja miła, że możesz mnie wezwać o każdej porze dnia i nocy, którą preferuję, oddalę się - uścisnął moją dłoń Haniel i opuścił nasze towarzystwo. Xand stanął przy mnie, szturchnął mnie lekko.
- Coś czuję, że masz mi wiele do opowiedzenia..
- Nie masz pojęcia nawet ile...
- Hmm, a ja ciebie znam, szedłem 
po ciebie  już kilka razy, a pewna panna sprawiła, że to była daremna droga - spojrzał na mnie Azrael - nachodzę się przy Tobie, kobieto - roześmiał się i rozczochrał lekko włosy - mam nadzieję, że zawsze zdążysz, nie chcę widzieć Twojej rozpaczy.
- To archanioł śmierci, prowadzi ludzi w ich ostatnią podróż, dlatego zawsze jego obecność mnie niepokoi, ale chyba się do tego przyzwyczaiłeś.
- Wszyscy reagują na mnie tak samo, tylko, że z Tobą to często się spotykam, inni nie mieli tego szczęścia. Amy, muszę już iść, ale wiedz, że zawsze możesz mnie wezwać, nie odmówię Ci pomocy - uśmiechnął się Azrael.
- Dziękuję, wiem, że jesteś zajęty, więc postaram się rozważnie korzystać z Twojej pomocy.
Azrael uśmiechnął się jedynie i zniknął.
- Zasmuciłaś go - zaczął Uriel - wiesz, spędza czas z umarłymi, chciałby być trochę w towarzystwie żywych.
- Nie miałam pojęcia, wezmę to pod uwagę.
- Niewdzięczną ma fuchę - mruknął Xander.
- Nie chciałbym być na jego miejscu - powiedział Thunder.
- Ale ktoś musi to robić, lepiej jak taki sympatyczny gość, niż jakiś chodzący mruk - odezwał się Nataniel.
- Przyjaciółko masz znajomości, nie powiem, dobrze, że ma kto o Ciebie dbać - powiedziała Ariel, a Silyen się uśmiechnął i pogładził ją po dłoni.
- Raziel, przekaż mi później co postanowił Michael, mam jeszcze coś do zrobienia. Amy, jak coś to krzycz - uśmiechnął się i zniknął.
- To są prawdziwe anioły? - zapytała Maddie.
- Tak, najprawdziwsze i najsilniejsze ze wszystkich - kiedy to powiedziałam Raziel się rozpogodził i uśmiechnął pierwszy raz. Wtedy wszedł Michael z Loganem, uścisnęli sobie dłonie, najwyraźniej się dogadali.
- Razielu, idziemy, wszystko jest ustalone. Amy, wzywaj nas kiedy tylko będziesz miała na to ochotę, kiedy zajdzie potrzeba, sami również będziemy Cię odwiedzać. Jesteś pilnowana bez przerwy, więc nie obawiaj się - jak zwykle Michael ucałował moją dłoń i się skłonił, nie czekając na moja odpowiedź zniknął zabierajac ze soba Raziela.




110. Cel

Kolejne kilka dni zajęło nam na meblowaniu i przenoszeniu moich rzeczy, muszę przyznać, że Thunder dzielnie znosił wprowadzanie nieco kobiecości do jego męskiego azylu, niczego mi nie odmawiał, ani nie zabraniał. Nauczyłam się rozróżniać co podoba mu się bardziej, albo mniej, a czego kompletnie nie znosi, sypialnie pomalowaliśmy w kolorach limonki i szarości, dostawiliśmy szafki nocne przy łóżku, pojawiły się lampki nocne, na ścianie zamontowaliśmy skarb Thundera wielki telewizor. Dołożyłam dwie komody do szafy którą tam miał, dzielnie znosił dodatki w postaci świec. W salonie natomiast jedną ze ścian pomalowaliśmy na seledynowo, a resztę w jaśniejszym tonie, aby był większy i przytulniejszy. Nad kanapą powiesiłam obraz, magnolie na złotawo-brązowym tle, dookoła obrazu przymocowałam świecznik z drobnymi kaliami, gdy się go zapali, nastrój będzie bardzo romantyczny. Dołożyłam regał na książki, dwa fotele, stolik okolicznościowy, zamontowaliśmy dwie szafy na nasze uzbrojenie, Thunder tak się wkręcił w dekoracje, że dopytywał czy mam pomysł co można jeszcze dodać.  Zmieniłam firanki, dołożyłam poduchy na kanapę, aż prosiły by się w nie wtulić jaka to stwierdził mój wybranek, zagorzały przeciwnik przepychu. W łazience nie było za wiele roboty, kafle były w kolorze kawy z mlekiem, zmieniliśmy lustro na nieco większe, dołożyliśmy kilka półek oraz dodatkową szafkę, nowe kolorowe ręczniki i pasujące do nich dodatki. W aneksie kuchennym wymieniliśmy lodówkę na większą,a Thunder zamontował zmywarkę, żebym się nie przemęczała, zaskakiwał mnie takimi drobiazgami i sprawiał wrażenie na prawdę szczęśliwego. Kiedy wszystko było gotowe, zasiedliśmy na naszej kanapie, przytuliłam się do niego cieszyliśmy się widokiem, wtedy Thunder pocałował mnie w czoło.
- Wiesz, sprawiłaś, że tu jest tak przytulnie, tak jak powinno być w domu.
- Jesteś szczęśliwy?
- Bardzo, nawet ten seledyn nie jest zły, tak jak to poukładałaś, nawet te firanki jakoś wyglądają, choć nigdy nie zrozumiem ich funkcji.
- Nie musisz tygrysie, rozumieć ich funkcji, po prostu mają sobie wisieć - uśmiechnęłam się.
Nadal nie wiedziałam czy powinnam wrócić na stanowisko zastępcy, Thunder nie chciał mi doradzać, muszę przyznać, że trochę się tego obawiałam. Abaddon był w miarę grzeczny, komentował jedynie jak to z mężczyzny zrobiłam pantoflarza, ale go wcale nie słuchałam, czasem tylko z nim rozmawiałam, żeby podtrzymać kontakt i naszą więź. Następnego dnia przed śniadaniem poszłam oddać Loganowi klucz z mojego dawnego pokoju, był sam więc się wsunęłam.
- Cześć, przeszkadzam?
- Cześć, Ty mi nigdy nie przeszkadzasz, coś się stało?
- Nie, nic się nie stało.
- Jak przeprowadzka?
- Na szczęście dobiegła końca, oto klucz z mojego starego pokoju, odmalowałam trochę, przyda ci się.
- Dzięki, powiedz, podjęłaś decyzję w sprawie powrotu na dawne stanowisko?
- Nie, nie podjęłam ciągle się waham.
- Słuchaj, Twój stary pokój możemy przerobić na Twoje biuro i nie będziesz musiała tutaj ze mną siedzieć, jeśli to jest problemem.
- Dlaczego myślisz, że Ty jesteś problemem? To ja się waham, zmieniłam się długo grałam solo, może zbyt długo.
- I to Cię powstrzymuje? Ciebie? - uśmiechnął się i spojrzał na mnie, tak wiem, ze za łatwo nie odpuścisz, nawet jakbyś miał mi dziurę dziennie wiercić w brzuchu, znałam to spojrzenie, aż za dobrze.
- Nic nie obiecuję, nie widziałam jak dotąd moich przyjaciół, jeszcze nie wiedzą, że wróciłam co?
- Mhm, późno w nocy skończyli misję zwiadowczą, zobaczysz ich na śniadaniu. Nic im nie mówiłem, niech mają niespodziankę, że ich maskotka wróciła.
- Maskotka?
- Rozpieszczali cię i rozpuścili - uśmiechnął się figlarnie.
- Ty również się do tego przyczyniłeś - odgryzłam się.
- Ja na pierwszym miejscu.
- Przynajmniej jesteś tego świadomy.
- Amy, chciałbym ci coś powiedzieć...wiem, że na to za późno, ale mówią - wstał i podszedł do mnie- że lepiej późno niż wcale, przepraszam za wszystko co Ci zrobiłem, a także za to co powinienem, a nie miałem odwagi zrobić. Cierpiałaś, a ja nie zrobiłem nic, żeby Ci pomóc. Nie popełnię więcej tego błędu.
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.
- Amyyy, kobietooo, słuchaj jak mówię, rzuć się na niego, przyzwij mnie, musimy pogadać, mam ważną informację, jeśli ktoś się dowie, że Ci ją podałem będzie niewesoło -mruknął Abaddon.
- Logan, będziesz miał coś przeciwko jeśli przywołam tutaj mojego własnego władcę piekieł? Ma jakieś ważne informacje, to wydaje się poważne.
- Zapanujesz nad nim?
- Obiecał mi coś, więc nie zaatakuje nikogo stąd.
- Nigdy nade mną nie zapanujesz, wiesz o tym kochana...- mruknął niecierpliwe Abaddon
- Dobra, dawaj go tutaj.
- Władco Piekieł, przybądź do mnie, swojej służebnicy, stoję tutaj naga i gotowa na Twoje przyjście...- mówiłam powolnym bez emocji głosem, a Logan się zakrztusił kawą i spoglądał na mnie pytająco - byłam mu winna przysługę, muszę to powtarzać przez miesiąc - skrzywiłam się. Na środku pokoju pojawił się Abaddon w pełnej klasie, był odziany w czarne skórzane spodnie, nieco szersze, czarną koszulę rozpięta do połowy ukazującą jego nagi tors, na ręce, gdzie widniała pieczęć założył skórzana klamrę, w formie bransolety.
- Witaj, moja miła - uśmiechnął się do mnie rozmarzony - i Ciebie również śmiertelniku - dodał znużonym tonem.
- To będzie niesamowicie długi miesiąc- mruknęłam.
- Wiedziałem, że będziesz się uśmiechać kiedy będziesz mnie wzywać, a teraz przejdźmy do rzeczy, jest pewna demonica, nazywa się Lilith, jest wyższa rangą nazwała się księżniczką piekieł, ma władzę nad succubami, zbiera armię demonów, zamierza polować na Ciebie. Wyznaczyła nagrodę za Twoją głowę, każdy demon jaki wypełźnie z piekła przyjdzie po ciebie. Zostałaś celem. Każdy chowaniec, chochlik, furie, banshee, duchy ciemności, jednym słowem wszystko co pełza, chodzi, lata, żyje bądź zdechło będzie chciało mieć randkę z Tobą. Jak dobrze wiesz, mnie też nie jest na rękę taki obrót spraw, dlatego Ci to mówię...z troski.
- Nie znam jej, dlaczego miałaby na mnie polować?
- Ciekawe pytanie - zagadnął Logan.
- Cóż możliwe, że przypadkiem zupełnie odrzuciłem jej zaloty, delikatnie rzecz ujmując, robiła mi niedwuznaczne propozycje, w sumie to jej się nie dziwię, jestem niczego sobie, wysoki rangą...delikatnie jej odmówiłem, przy czym mogłem wspomnieć zupełnie przypadkiem, że jedyną istotą, z która obecnie chciałbym spółkować jesteś...Ty.
- Że co jej powiedziałeś?! Zaraz Ci normalnie przywalę! Nie mogłeś jej po prostu przelecieć?! Wcześniej nie miałeś z tym problemu, te obrazy do dziś spędzają mi sen z powiek, a Ty nagle się nawróciłeś! - wkurzyłam się, z obawy przed krwawą jadką, Logan złapał mnie w pasie, żebym nie zaatakowała Abaddona.
- Cóż ma miła, zdecydowałem, że me dziewictwo będę trzymał dla Ciebie, jakbyś przypadkiem zmieniła zdanie...
- Abaddonie...jesteś jesteś...cholera jasna..!
- Wrednym, dwulicowym krętaczem, planującym ucieczkę spod Twej władzy - dokończył Logan.
- Dziękuję - mruknęłam.
- Tyle pochwał dla mnie, zarumienię się...- kpił Abaddon.
- Zaraz zasiniejesz, jeśli zaraz nie znikniesz...Abaddonie, odejdź... - opuściłam głowę i odwróciłam się od niego, co mnie teraz czeka? Wieczna walka, niezbyt mocny sen, ciągła ostrożność...a może go jednak ukatrupić! Na jego szczęście nie powiedział już nic więcej, tylko zniknął, podejrzanie zbyt cicho. Zamknęłam się na niego, zaczął szaleć moja pieczęć zaczęła mnie piec, o Ty cholero, zamknęłam oczy i wysłałam mu tyle jasnej energii, tyle światła ile byłam w stanie, usłyszałam jego krzyk. Masz za swoje dziadu!

109. Powrót do domu

Raziel podtrzymywał mnie z jednej strony, kiedy przemierzaliśmy korytarze jaskini. Tak jak obiecał Strażnik droga była bezpieczna, gdyby jeszcze Abaddon był grzeczny to by mnie głowa nie bolała, czułabym się lepiej. Ulżyło mi gdy zobaczyliśmy światło na końcu jaskini.
- Zaczekaj - dotknęłam Raziela, stworzyłam mu delikatną warstwę lodu, żeby chłodziła go podczas podróży.
- Jesteś wykończona, powinnaś się oszczędzać.
- Nie chcę być znowu dla ciebie ciężarem.
- Nigdy nie byłaś ciężarem, nie bądź niemądra, jestem z Tobą jak Ci obiecałem, nie będziesz samotna. Zostaw to mnie, pomogę Ci, prześpisz się i będziesz jak nowa.
- Trzymam cię za słowo.
- Za rękę też możesz - uśmiechnął się i poprowadził mnie do wyjścia.
Byłam prze szczęśliwa kiedy znalazłam się w moim pokoju, umyłam się, przebrałam w coś wygodniejszego, usiadłam na łóżku i otworzyłam księgę, tak jak przypuszczałam kartki były puste, po chwili pojawił się napis: "Otrzymawszy księgę wybrana wróciła bezpiecznie do domu, w towarzystwie archanioła". Krótka przeszłość i teraźniejszość, księga pokazywała fragmenty, trwałym tekstem była opisana moja przeszłość, odejście z Guardians, walka z Abaddonem. Może kiedyś zasłużę na tyle by zobaczyć przeszłość, jeśli księga uzna, że powinnam to wiedzieć, pokaże mi. Kiedy miałam zamknąć księgę pojawił się kolejny napis: "Po znalezieniu księgi Wybrana powróci do Guardians, tam gdzie teraz jest najbardziej potrzebna". Tak, pora wrócić do domu. Źle znosiłam rozstanie z Thunderem, bardzo za nim tęskniłam. Wiele się nauczyłam, wiele jeszcze przede mną, jestem potrzebna, ciekawe jak zniesie to Abaddon. Napisałam do Thundera smsa: "Wracam do domu, do Ciebie kochanie", oddzwonił natychmiast, był szczęśliwy, umówiliśmy się, że po mnie przyjedzie. Rozpoczęłam więc proces pakowania, telepatycznie pożegnałam się z przyjaciółmi z Little Heven, obiecałam, że wrócę na patrole, więc jeszcze się nie raz zobaczymy. Odcięłam również całkowity dostęp do mnie Abaddonowi, nie mógł za wiele zobaczyć w Guardians, każde z nas potrzebowało odrobiny prywatności, miałam tylko nadzieję, że on to zrozumie. Czasami nie był taki zły, czasami...Zniosłam torby na dół, zapłaciłam za noclegi, wyszłam przed tawernę, ostatni raz przyglądałam się tym uliczkom jako mieszkanka.
- Nie mogłem nie przyjść i ciebie nie pożegnać - powiedział Michael i uściskał mnie serdecznie.
- Nie znikam na zawsze, będę wpadać, a Ty zawsze możesz...no wiesz wysłać mi wiadomość.
- To nie to samo, co zniszczyć z Tobą pół parku - roześmiał się
- Tak, nieźle mną zamiatałeś, dzięki za wszystko.
- Nie masz za co, byłaś całkiem pojętna.
- Twoje lekcje przydają mi się w odcinaniu Abaddona, kiedy nie chcę mieć z nim kontaktu - pokazałam mu pieczęć, zrozumiał od razu.
- Przykro mi, że musisz się z nim patyczkować - z oddali nadjeżdżał seledynowy hummer, uśmiechnęłam się na ten widok.
- Tak, jakoś musimy się do tego przyzwyczaić i ja i on, jeśli umrę nie wiemy co się z nim stanie, przypuszczam, że nie umrze, ale może zostać uwięziony, albo na powrót stać się aniołem, pewnie się tego obawia.
- No to masz wesoło, no nie będę Ci przeszkadzał Twój książę w seledynowym hummerze czeka - roześmiał się, uściskał i odszedł.
Thunder wyszedł z samochodu, patrzyliśmy na siebie uśmiechając się,  wziął mnie w objęcia i mocno przytulił.
- Tęskniłam za tobą, strasznie...
- A ja za Tobą, martwiłem się, nie strasz mnie tak więcej moja błyskawico.
- Chciałabym Ci to obiecać, ale wiesz, że nie mogę - ujął moją dłoń i obejrzał pieczęć, wiedziałam, że się martwił, pocałowałam go co poprawiło nam nastrój. Włożył moje torby do hummera, kiedy chciałam wsiąść do samochodu przytrzymał moja rękę.
- Zróbmy to jak należy - uklęknął przede mną - Amy, wyjdź za mnie - wsunął pierścionek zaręczynowy na mój palec.
- Tak, zgadzam się - uśmiechnęłam się i przytuliłam go mocno. Byłam szczęśliwa.
Pojechaliśmy do Guardians, gdzie nikt się mnie nie spodziewał, miałam zrobić takie małe wejście smoka.
- Amy, tak sobie myślałem, że skoro jesteśmy razem,  zaręczyliśmy się i dobrze nam się układa, może zamieszkałabyś ze mną? Chciałbym tego bardzo, ale decyzja należny do Ciebie, jeśli nie jesteś gotowa, rozumiem to. Wiesz, nie byłem pewny czy się zgodzisz znowu się zaręczyć...trochę się tym denerwowałem. Wiem, że bywam nieokrzesany, moje lokum jest większe od Twojego, możemy nawet pozmieniać wystrój jak będziesz chciała, zgodzę się na wszystko byś była szczęśliwa.
- Nawet jeśli będę chciała przemalować ściany na seledynowo? - zapytałam dla żartu.
- Ehh, co ja z Tobą mam, nawet jak przemalujesz je na seledynowo, mandarynkowo, brzoskwiniowo...dla mnie to owoce dla was kolory. Nawet sam ci pomaluję, niech stracę - puścił do mnie oczko.
- Chcę mieszkać z Tobą, musisz być świadomy, że razem ze mną wprowadza się demon...- wskazałam na swoja pieczęć - i sześciu archaniołów w razie draki, jakoś to zniesiesz?
- Będzie ciasno, mam nadzieję, że noce nam zostawią - uśmiechnął się do mnie.
- Jesteś...najlepszy, wiesz?
- Wiem, mała, wiem. Zobacz jaka z ciebie szczęściara, że złapałaś takiego faceta.
- Mhm z taka klatą i niesamowitym łóżkiem.
- Będziesz musiała mu powiedzieć...
- Zniesie to, ostatnio rozmawiało nam się całkiem dobrze, gorzej z Abaddonem, musisz przywyknąć do jego świństewek, na dzień dobry potrafi chcieć zaciągnąć Cię do łóżka. ciebie pewnie nie będzie chciał, podejrzewam, że woli kobiety, chociaż z nim to nigdy nic nie wiadomo.
- Nie uległaś mu, prawda?
- Musisz pytać? Przecież wiesz...
- Lubię to słyszeć - dojechaliśmy na miejsce, wjechaliśmy w podziemny garaż. Tak jak przypuszczałam wśród czarnych i srebrnych suvów mój hammer był perełką.
- Dobrze być w domu...
- Załatw to od razu, wezmę torby do nas..., zrobiłem Ci miejsce w szafach, spełniłaś moje marzenie, moja kocico...- ucałował mnie i udaliśmy się do windy. Nie spotkałam nikogo znajomego na korytarzach, w sumie się z tego cieszyłam, mogłam skupić się na tym co chciałam powiedzieć Loganowi. te same długie korytarze, mocne drzwi...zapukałam do jego gabinetu.
- Wejść...
- Cześć - uśmiechnęłam się do niego, był bardzo zaskoczony, kiedy mnie zobaczył.
- Amy, jak miło Cię widzieć, stało się coś? - podniósł się z krzesła, wziął mnie za rękę i zaprowadził na kanapę, w jego gabinecie nie było jej wcześniej.
- Wróciłam do domu...jeśli jeszcze mnie tutaj chcesz.
- Jeszcze pytasz? Cieszę się, że wróciłaś - pogłaskał mnie po dłoni i spojrzał na pierścionek, zrozumiał.
- Postaram się pomóc, jak będę tylko potrafiła, nastaw się na wizyty archaniołów i Abaddona, jak bierzesz mnie, musisz wziąć cały pakiet.
- Nigdy nie byłaś sama..ufam ci, Amy, wprowadzisz mnie we wszystko?
- Tak, ale najpierw  muszę Ci powiedzieć coś ważnego, ja i Thunder zaręczyliśmy się, w zasadzie po raz drugi, wcześniej wszystko popsuł  czar, ale to nie jest teraz istotne, wprowadzam się do niego, zdam Ci pokój, kiedy przeniosę rzeczy. Masz coś przeciwko temu?
- Podjęłaś decyzję, jesteś dorosłą kobietą, jeśli jesteś szczęśliwa i tego chcesz, nie będę Ci stawał na drodze. Widzę, że Thunder nie traci czasu, był strasznie zdołowany jak wrócił, powiedział, że nie pozwoli ci odejść, nie rzuca słów na wiatr.
- Dzięki, że rozumiesz. Nie będę robić Ci problemów, u ciebie wszystko w porządku?
- Tak, nie przejmuj się mną. Chciałbym, żebyś znowu była moim zastępcą, jak dawniej, zgadzasz się? Dla tych ludzi zawsze będziesz dowódcą, sama widziałaś.
- Nie wiem, myślę, że potrzebuje czasu by to przemyśleć i się zgrać. Daj mi trochę czasu, dobrze? Musze się rozpakować, wprowadzić, odremontować, chciałabym cię jednak o coś poprosić. Mógłbyś zrobić częstsze patrole w Little Heven? Jest tam wiele osób z darem, jednak nie potrafią się bronić, przydałoby się stworzyć im jakąś formę edukacji w tym zakresie, wiem nawet kto mógłby się tym zając.
- Cedrick?
- Nie w tym życiu, Michael, przyjaciel, nauczył mnie więcej niż planował.
- Przemyślę to, ale wydaje mi się, ze nie będzie problemu, wraz z Twoim przybyciem wiele się zmieni. Niezły miecz, uzbroiliście się.
- Nawiąż współprace z Little Heven, Ragnar jest mistrzem w tym fachu.
- Ukrywałaś się w Little Heven...byłaś tuz pod moim nosem.
- Potrafię się ukryć, byłeś dobrym nauczycielem - uśmiechnęłam się
- Zbyt dobrym.

niedziela, 17 lutego 2019

108. Strażnik Księgi

Weszliśmy do jaskini, byłam wdzięczna za odrobinę chłodu, Raziel też starałam się nas od czasu do czasu schłodzić, więc i tak nie było źle. Spojrzeliśmy na mapę, wybraliśmy odpowiednią drogę, moja pieczęć świeciła w ciemnościach, jak Abaddon się pieklił trochę mnie piekła, że też natrafiłam na takiego wojowniczego demona. W wydrążonych skalnych korytarzach szło się  pogubić, zrobiłam krok, kiedy skały się zapadły, Raziel, chwycił mnie za rękę, po raz kolejny dziękowałam, że jest tutaj ze mną.
- Już myślałam, że jest po mnie - mruknęłam kiedy mnie wciągnął do góry.
- Nie na mojej zmianie - uśmiechnął się.
-"Czy ty oszalałaś?! Chcesz nas zabić?!" - krzyczał Abaddon
- "Też się cieszę, że jeszcze cię słyszę..."
- "Musisz uważać na siebie!"
- "Staram się, Abaddonie, nie rozpraszaj mnie"
- "Nie można cie spuścić z oka na chwilę, jeny..."
- "Będziesz spokojniejszy i mniej marudny jak odblokuje Ci dostęp na trochę?"
- "Niech Ci będzie, będę siedział cicho...przeważnie"
- "A niech cie...Abe.."
Może oczy demona przyzwyczajone do ciemności, przydadzą mi się tutaj, a mój władca ciemności będzie spokojniejszy, że jeszcze oddycham, a on razem ze mną.
- Dzięki Raziel, mam u ciebie kolejny dług - przytuliłam go - chyba musimy wybrać inną drogę.
- Zawsze możemy polecieć.
- Tylko to będzie ryzykowne, tu jest wąsko, nie chcę, żeby coś Ci się stało w skrzydła.
- Będę uważał, objął mnie i próbowaliśmy ulecieć, szło nam całkiem nieźle do momentu kiedy korytarz się zwężał, Raziel gwałtownie skręcił i uderzył w skały, odrzucił mnie na skalną półkę, usiłowałam go złapać, za rękę, ale nie dałam rady. Spadł kilka skalnych półek niżej.
- Raziel!!! - żeby mu się tylko nic nie stało.
- Nie ulecę Amy, ale nic mi nie jest.
- Spróbuję do ciebie zejść, uleczę Ci skrzydło. Przynajmniej spróbuję. ?
- Zostań, jeszcze spadniesz, nie będę w stanie Ci pomóc, nic nie może Ci się stać!
Co zrobić? Wątpię by stąd usłyszał mnie Rafael, jesteśmy głęboko pod ziemią, chyba nie miałam wyjścia jak wezwać mojego demona.
- Abaddonie, potrzebuję Cię.
- A jednak, wiedziałem, że będziesz tęskniła najmilsza...- ukłonił się przede mną, był w samych spodniach bez koszuli, uśmiechał się figlarnie, był w niesamowicie dobrym humorze.
- Potrzebuję Twojej pomocy, przenieś mnie niżej do Raziela, jest ranny, muszę mu pomóc.
- Wiesz o co prosisz? To archanioł, brzydzę się nimi....
- Mogłeś się chociaż ubrać...
- Nie ma takiej potrzeby, wiem, że i tak byś mnie chciała rozebrać, eh co ja z Tobą mam, no już nie patrz tak na mnie, wiesz, że muszę Ci pomóc...ale marudzić mogę, tego mi nie zabronisz...- objął mnie i delikatnie przeniósł na dół do Raziela.
- Dziękuję, Abaddonie - kucnęłam przy Razielu, objęłam go delikatnie i pogłaskałam po twarzy - już przyjacielu, zaraz będziesz cały i zdrowy.
Wybrana leczyła skrzydło archanioła, Abaddon oparł się o skały, drażniła go, patrzyła na tego dużego kurczaka, jakby chciała oddać za niego życie, bała się o niego, nie podobało mu się to wcale, a wcale! Kiedy skrzydło było sprawne spojrzała na mnie, miałem złe przeczucia, będzie coś chciała...
- Abaddonie, przenieś Raziela na górną półkę, a następnie wróć po mnie, dobrze?
- Nie służę archaniołom - w jego oczach pociemniało.
- Wiem o tym, nie proszę byś im służył, jesteś tutaj dla mnie i ja proszę, byś to dla mnie zrobił. Wiem, że to zbyt wiele, ale nie mam wyboru. Wykonaj moją prośbę, proszę.
- Będziesz mi coś winna i nie odmówisz...jedna małą rzecz.
- Pod warunkiem, że będzie w dobrym guście i zdecyduję czy ją wykonać.
- Amy, to niebezpieczne - zaczął Raziel
- Umowa stoi..- mruknął Abaddon
- Stoi....dzięki..
Abaddon wziął pod ramię Raziela i zaniósł w bezpieczne miejsce, musiałam uskoczyć, ponieważ kilka skał spadało z góry na mnie.
- Amy...-krzyknął Abaddon
-Wszystko gra, ale pospiesz się...- ta ciemność powodowała, że miałam złe przeczucie.
Abaddon szybko pojawił się przy mnie, mocno mnie objął, rozejrzał się wokoło, chyba również zauważył coś co go niepokoiło, wypuścił kilka czarnych promieni..i ta wroga energia zniknęła.
- Nie bój się - szepnął mi do ucha i zabrał mnie na górną półkę. Nie wiem jak to zrobił, ale na prawdę się nie bałam kiedy był przy mnie.
- Dzięki - odsunęłam się powoli od niego, a on niechętnie mnie wypuszczał z objęć.
- Mam już sobie iść, czy wolisz, żebym Was ubezpieczał, skoro wielki kurczak zawiódł...- uśmiechnął się złośliwie, a Raziel napiął mięśnie, był zły, złapałam go za rękę i delikatnie ścisnęłam, upuścił trochę pary z siebie.
- Możesz odejść, ale Abaddonie pojaw się, jeśli będzie się coś działo groźnego, spróbujemy nie fatygować cię więcej dziś.
- Bywaj zatem, Wybrana - Abaddon zniknął tak szybko jak się pojawił.
- Współczuję Ci - jęknął Raziel.
- Nie miałam wyboru, nie jest tak źle jakby mogło być, ruszajmy dalej.
Raziel szedł pierwszy, wziął mnie za rękę i trzymał blisko siebie, na szczęście do komnaty Strażnika Księgi nie wydarzyło się już nic niebezpiecznego. Wielkie kamienne wrota otaczały złote obręcze zupełnie jak te, które towarzyszyły Wyroczni. W środku było miejsce w kształcie księżyca, zdjęłam swój wisiorek i umieściłam klucz w drzwiach. Rozsunęły się, ukazując mi komnatę mieniącą się złotem, na jej środku widziałam Strażnika, był to wysoki, muskularny mężczyzna, przed nim w skale włożony był majestatyczny miecz. Miał długie blond włosy, które otaczały jego postać, na głowie miał złoty hełm zasłaniający oczy z jego boków wystawały małe anielskie skrzydła. Otaczały go złote obręcze, które już widzieliśmy wcześniej u Wyroczni. Jego zbroja była niecodzienna, jej góra była krótsza ukazująca jego wyrzeźbiony brzuch,  mający odstraszyć intruzów. Strażnik bez wątpienia był biegły w walce.
- Witam cię Strażniku, przybyłam po księgę, jestem Wybraną - zaczęłam niepewnie.
- Wiem kim jesteś, podejdź bliżej, okaż klucz.
Podeszłam do niego tak jak mnie poprosił, ukazałam księżyc w mych dłoniach, sprawdził jego autentyczność.
- Podejdź dziecię światła i ciemności nad misę, ulej swojej krwi, niech się dokona to co dokonać się powinno.
Podeszłam do wielkiej czary jak poprosił strażnik, wyjęłam swój sztylet i mocno rozcięłam dłoń głęboko, nie lubiłam tego, chwyciłam kamienna ostra rączkę, by rana nie zamknęła mi się zbyt szybko, krew kapała i kapała. Strażnik milczał, nic się  nie działo. Stałam tak dłuższą chwilkę, misa dość dużo miała w sobie płynu, wtedy Strażnik się odezwał:
- Wystarczy, ofiara zaakceptowana włóż klucz w odpowiednie miejsce - z chęcią oderwałam dłoń, bardzo mnie osłabił ten wyczyn, rozglądnęłam się w poszukiwaniu "odpowiedniego miejsca". Znalazłam jej odrobinę dalej w podłodze, powoli szłam, uklękłam i włożyłam klucz.
- Jesteś bardzo osłabiona, jakbym Cię teraz zaatakował, nie obroniłabyś się najdroższa...
- Jakbyś mnie zaatakował dostałbyś łomot, Abaddonie.
Klucz rozbłysnął jasnym światłem, wstałam, misa powoli opróżniała się z mojej krwi, z podłogi wysuwała się ku mnie skrzynia. Otworzyła się kiedy czara z moja krwią została opróżniona, w środku na czerwonym atłasie leżała stara, piękna księga na jej środku było miejsce na klucz. Ujęłam księgę w dłonie i schyliłam się po mój księżyc. Na grzbiecie księgi znajdowała się moja pieczęć, niesamowite.
- Jesteś taka słabiutka...ledwo na nogach stoisz, skarbie..- mruczał zadowolony Abaddon
- To dlaczego nie zaatakujesz?
- Nie jestem w nastroju
- mruknął nieco zbity z tropu.
- Księga i klucz należą do Ciebie Wybrana, możesz je zabrać i się oddalić, przez jakiś czas będziesz osłabiona, to przez rytuał. Korzystaj mądrze, wiedza to nie wszystko, przeszłość nie ma wpływu na naszą przyszłość. Sama zapisujesz karty przeznaczenia - powiedział Strażnik.
- Dziękuję za cenne rady, za to, że tak dzielnie strzegłeś księgi do mojego pojawienia się - zachwiałam się lekko, Raziel mnie podtrzymał, patrzył na mnie zatroskany, a ja uśmiechnęłam się do niego.
- Nie mogę otworzyć wam przejścia, musicie wrócić tą sama drogą. Jeśli jednak wybierzecie zachodni korytarz nie powinniście mieć problemów z wyjściem, jest w lepszym stanie. Moja siostra Wyrocznia mówiła, że się tutaj pojawisz, więc czekałem nie wspomniała jednak, że kobieta, która się tutaj pojawi poskromi samego Abaddona.
- Wcale mnie nie poskromiła! Jestem tutaj z własnej woli, bo chcę! Mogę ją zabić w każdej chwili!
- Tak, Abaddonie, wszystko co robisz, o co cię proszę to Twoja dobra wola, a moją dobrą wolą jest znoszenie Twoich komentarzy. Eh, dlaczego bywasz taki męczący...
- Żeby nie było ci w życiu za dobrze, kochanie....wiesz co musisz zrobić, żeby się to skończyło, uwolnij mnie...
-Nie.
- Z tym poskromieniem różnie bywa Strażniku, ale poradzę sobie. Muszę już iść, bądź zdrów, do następnego razu.
- Żegnajcie - odpowiedział Strażnik i zapadł w wieczny sen.