- Dawaj mi go tu...- zaczął
- Nie, raz z nim dziś rozmawiałam, więcej nie mam ochoty.
- Amy, muszę z nim porozmawiać - jeszcze panował nad sobą, ale widziałam, że był wściekły.
- Nie jestem w stanie zapewnić nikomu z Was bezpieczeństwa, więc zapomnij, za dużo ludzi.
- Amy, będziesz moją żoną, powinnaś słuchać przyszłego męża - złapał mnie za ramiona mocno. Tuż obok pojawiła się Lilien i zdzieliła go mocno w ramię.
- Ciebie chyba już całkiem pogięło, co?! Na głowę upadłeś? Co to ma być, Twoja niewolnica? Znowu ci odbija Thunder? Amy, powinnaś w końcu coś zjeść, nie przejmuj się nim, czasem tak ma jak nie panuje nad sytuacją - wzięła mnie za rękę i posadziła nad moim śniadaniem.
- Tylko nade mną nawet ja sama nigdy nie zapanuję...- mruknęłam i zaczęłam jeść. Thunder usiadł bez słowa, wiedziałam, że chciał mieć kontrole nad sytuacja i mnie chronić, niestety bycie Wybraną sprawiało, że nic nie jest proste. Opowiedziałam im co się wydarzyło kiedy mnie nie był, w dużym skrócie, pominęłam nieistotne szczegóły, chociaż Raziel znowu by mnie za to zganił, według niego wszystko co robię jest istotne, archanioły myślą inaczej.
- "Nie przejmuj się, wiem, że nie znamy się za dobrze i za wiele o Tobie nie wiem, jednak mi pomogłaś, nie zawahałaś się wtedy, nie przejmuj się nim. Zagalopował się, ale to dobry facet, cały czas o Tobie mówił, bardzo tęsknił. Wiem, że nie jest Ci łatwo" - spojrzała na mnie Selene.
- "Dzięki za słowa otuchy, dbaj proszę o Xandera, zasługuje na to bardziej niż ktokolwiek inny. Cieszę się, że dajesz sobie radę, pewnie to wszystko dla Ciebie jest strasznie niezrozumiałe...ale takie już moje przeznaczenie, bardzo niepoukładane".
- "Xander mi wiele o Tobie opowiadał, nigdy nie chciałaś no wiesz...z nim być? ".
- "Nie jestem dla Ciebie zagrożeniem, nigdy nie będę. Bądź spokojna".
- Więc....będziesz żoną...tak? Tego tam..- mruknął Nataniel
- Kiedyś na pewno będę żoną...chyba, że wcześniej...
- Nawet tak nie myśl...- rzucił Nentres.
- Bo dostaniesz łomot - powiedział Nataniel.
- Od nas wszystkich - skończył Silyen.
- Rozkaz - poddałam się i skończyłam jeść.
Moi przyjaciele zebrali się z jadalni na swoje zajęcia, do mnie podszedł Thunder.
- Możemy pogadać?
- Tak..., chodźmy do nas - milczałam w windzie, on też, to była dla nas nowość i coś co musimy razem wypracować. Kiedy weszliśmy do mieszkanka, zaczął prosto z mostu.
- Nie powinienem był, zachowałem się trochę jak Logan, a przed nim tak uciekałaś. Chyba zaczynam rozumieć co czuł, spychany na dalszy plan, chcę pomóc, a nie potrafię, bo mi na to nie pozwalasz.
- Thunder, Abaddon to demon, najwyższy, władca piekła, nie chcę, żeby Cię skrzywdził, albo mnie, to nie zawsze rana fizyczna boli najbardziej.
- Nie smuć się, przywykłem do tego, ze to ja się Tobą zajmuję, uczę, dotykam... ale są momenty kiedy to Ty decydujesz i jest ich coraz więcej. Wiem, że robisz to co właściwe, ale nie jest mi łatwo. Czuję czasem, że mnie odtrącasz...
- Wiesz, że to nie prawda, nie chcę, żeby po Ciebie przyszedł anioł śmierci...nie ze wszystkim dasz sobie radę...to mnie przeraża, nie chcę tak żyć w strachu.
- Musisz mi bardziej ufać, nic mi się nie stanie, ani Tobie - przytulił mnie mocno.
- Nie możesz wymuszać na mnie posłuszeństwa..
- Wiem, nie będę... - cmoknął mnie w czoło i odsunął się ode mnie - Ludzie pytają kiedy wrócisz jako dowódca, liczą na Ciebie.
- Nie wiem, czy w ogóle, mam za dużo problemów, pójdę podleczyć strażników.
- Musisz? Mam dziś nocny dyżur...i muszę ugłaskać moją szefową...- pocałował mnie namiętnie - zdenerwowałem ją, wiesz? Wiem, co najlepiej poprawi jej humor - zaczął mnie całować.
- Już mi humor poprawiłeś, ale powinieneś się przespać, a ze mną nie pośpisz - skrzywił się.
- Wiem, że masz rację, obiecaj, że się nie przepracujesz...- cmoknął mnie na dobranoc.
- Obiecuję.
Kiedy pracowałam w szpitalu ludzie nadal zwracali się do mnie per "dowódco", co było nieco męczące na dłuższą metę. Miałam dość dużo pracy, ale w miarę sprawnie mi poszło, widziałam Xandera krążącego pod salą, w której siedziałam. Coś go męczyło, nie miałam pojęcia co, wyszłam więc z sali na przerwę.
- Coś taki zgaszony?
- Martwię się o Ciebie, nagroda za Twoja głowę musi być wysoka, bo już zaatakowała siedzibę mała grupa demonów.
- Nie miałam pojęcia - usiadłam na ławce.
- Tylko tym się martwisz?
- Masz pecha do facetów, co jeden to przyjemniejszy. Chociaż Raziel wydaje się całkiem porządnym gościem.
- Chcesz mnie swatać? - uśmiechnęłam się.
- Wiesz, czasem mały wybuch wiele mówi o człowieku, nie chcę żebyś była nieszczęśliwa, ale ja bym się bał...że będzie zbyt agresywny względem Ciebie - usiadł koło mnie, a ja oparłam głowę o jego ramię.
- Zależy mi na nim...
- Wiem, proszę tylko o to byś była ostrożna, a jeśli coś się wydarzy, powiedz mi o tym, pomogę Ci.
- Obyś się mylił.
- Bardzo bym tego chciał, nie każdy potrafi być przy Tobie, kiedy takie rzeczy się dzieją, kiedy troska musi zejść na dalszy plan, pani dowódco.
- Udam, że tego nie słyszałam.
- Czego, pani dowódco.
- Nie jestem nią.
- Zawsze nią będziesz, dla mnie, dla nich, nawet jeśli nie dla siebie.
- Dlaczego to jest takie trudne? - Xander objął mnie mocniej.
- Bo musisz wybaczyć sobie i nauczyć się słuchać, tego co mówię do Ciebie, uparciuchu.
- Dzięki.
- Za co?
- Ty wiesz...- wstałam i wróciłam podleczyć ranę Tobiasa.
Zaniosłam obiad Thunderowi, jak się obudzi to pewnie będzie głodny, z mojej inicjatywy Logan chce się spotkać z Ragnarem i ustalić zasady współpracy przy produkcji mieczy dla strażników, co uważam za bardzo dobry pomysł.
- Amy, jadę spotkać się z Ragnarem, chcesz jechać ze mną? - zapytał Logan.
- Jasne, poczekaj tylko się przebiorę i uzbroję.
- Do zobaczenia za 15 minut na dole, pani dowódco - uśmiechnął się, a kiedy chciałam coś powiedzieć na temat ostatnich słów po prostu się ulotnił. Coś czułam, że za szybko mi nie odpuszczą, założyłam białą tunikę, czarne spodnie i wysokie buty, wszystko od Ragnara, dopięłam swój miecz, sztylety, czakram, powinno wystarczyć, udałam się na parking.
- Wskakuj - Logan otworzył mi drzwi - po co ci kurtka? Przecież jest ciepło.
- Dodatkowe zabezpieczenie, zrobił ją mistrz, jak będzie bezpiecznie to ja zdejmę.
- Swoją droga wyglądasz bardzo groźnie i seksownie - mruknął Logan i ruszył do Little Heven.
- Nie wiem czy Ci dziękować czy bić po głowie, ale lidera nie wypada, więc będę grzeczna.
- Bardzo mnie to cieszy - Logan włączył nasz kanał radiowy i nasłuchiwaliśmy sprawozdań w obawie przed atakiem demonicznych stworzeń. Lubiłam go takim, wyluzowanym, ale czujnym. Nie pamiętam kiedy mogliśmy tak porozmawiać o wszystkim i niczym bez napięcia i kłótni. Poprowadziłam go, pokazałam jak fajnym skrótem dojechać pod zakład mojego kowala. Kiedy wychodziłam z samochodu oberwałam w ramię, strzałą z płonącym grotem. Byłam nieostrożna, na szczęście moja kurtka, nie przepuściła jej dalej, wyszarpałam strzałę, rozejrzałam się za zamachowcem i ruszyłam świstem błyskawicy, Logan prawie dotrzymywał mi kroku, ścigaliśmy zamaskowaną postać do szemranej dzielnicy Little Heven. Kiedy myśleliśmy, że ją mamy w ślepej uliczce, otworzył sobie portal.
- Pozdrowienia od Lilith...Wybrana - zasyczał czerwonooki, poraziłam go błyskawicą oberwał w plecy, mocno, krzyknął.
- Przekaż wyrazy szacunku - syknęłam kiedy przechodził przez portal nadal się zwijał, Logan dotknął mojego ramienia pewnie na wypadek jakbym chciała odwiedzić piekielne czeluście, nie miałam takiego zamiaru.
- Amy, muszę z nim porozmawiać - jeszcze panował nad sobą, ale widziałam, że był wściekły.
- Nie jestem w stanie zapewnić nikomu z Was bezpieczeństwa, więc zapomnij, za dużo ludzi.
- Amy, będziesz moją żoną, powinnaś słuchać przyszłego męża - złapał mnie za ramiona mocno. Tuż obok pojawiła się Lilien i zdzieliła go mocno w ramię.
- Ciebie chyba już całkiem pogięło, co?! Na głowę upadłeś? Co to ma być, Twoja niewolnica? Znowu ci odbija Thunder? Amy, powinnaś w końcu coś zjeść, nie przejmuj się nim, czasem tak ma jak nie panuje nad sytuacją - wzięła mnie za rękę i posadziła nad moim śniadaniem.
- Tylko nade mną nawet ja sama nigdy nie zapanuję...- mruknęłam i zaczęłam jeść. Thunder usiadł bez słowa, wiedziałam, że chciał mieć kontrole nad sytuacja i mnie chronić, niestety bycie Wybraną sprawiało, że nic nie jest proste. Opowiedziałam im co się wydarzyło kiedy mnie nie był, w dużym skrócie, pominęłam nieistotne szczegóły, chociaż Raziel znowu by mnie za to zganił, według niego wszystko co robię jest istotne, archanioły myślą inaczej.
- "Nie przejmuj się, wiem, że nie znamy się za dobrze i za wiele o Tobie nie wiem, jednak mi pomogłaś, nie zawahałaś się wtedy, nie przejmuj się nim. Zagalopował się, ale to dobry facet, cały czas o Tobie mówił, bardzo tęsknił. Wiem, że nie jest Ci łatwo" - spojrzała na mnie Selene.
- "Dzięki za słowa otuchy, dbaj proszę o Xandera, zasługuje na to bardziej niż ktokolwiek inny. Cieszę się, że dajesz sobie radę, pewnie to wszystko dla Ciebie jest strasznie niezrozumiałe...ale takie już moje przeznaczenie, bardzo niepoukładane".
- "Xander mi wiele o Tobie opowiadał, nigdy nie chciałaś no wiesz...z nim być? ".
- "Nie jestem dla Ciebie zagrożeniem, nigdy nie będę. Bądź spokojna".
- Więc....będziesz żoną...tak? Tego tam..- mruknął Nataniel
- Kiedyś na pewno będę żoną...chyba, że wcześniej...
- Nawet tak nie myśl...- rzucił Nentres.
- Bo dostaniesz łomot - powiedział Nataniel.
- Od nas wszystkich - skończył Silyen.
- Rozkaz - poddałam się i skończyłam jeść.
Moi przyjaciele zebrali się z jadalni na swoje zajęcia, do mnie podszedł Thunder.
- Możemy pogadać?
- Tak..., chodźmy do nas - milczałam w windzie, on też, to była dla nas nowość i coś co musimy razem wypracować. Kiedy weszliśmy do mieszkanka, zaczął prosto z mostu.
- Nie powinienem był, zachowałem się trochę jak Logan, a przed nim tak uciekałaś. Chyba zaczynam rozumieć co czuł, spychany na dalszy plan, chcę pomóc, a nie potrafię, bo mi na to nie pozwalasz.
- Thunder, Abaddon to demon, najwyższy, władca piekła, nie chcę, żeby Cię skrzywdził, albo mnie, to nie zawsze rana fizyczna boli najbardziej.
- Nie smuć się, przywykłem do tego, ze to ja się Tobą zajmuję, uczę, dotykam... ale są momenty kiedy to Ty decydujesz i jest ich coraz więcej. Wiem, że robisz to co właściwe, ale nie jest mi łatwo. Czuję czasem, że mnie odtrącasz...
- Wiesz, że to nie prawda, nie chcę, żeby po Ciebie przyszedł anioł śmierci...nie ze wszystkim dasz sobie radę...to mnie przeraża, nie chcę tak żyć w strachu.
- Musisz mi bardziej ufać, nic mi się nie stanie, ani Tobie - przytulił mnie mocno.
- Nie możesz wymuszać na mnie posłuszeństwa..
- Wiem, nie będę... - cmoknął mnie w czoło i odsunął się ode mnie - Ludzie pytają kiedy wrócisz jako dowódca, liczą na Ciebie.
- Nie wiem, czy w ogóle, mam za dużo problemów, pójdę podleczyć strażników.
- Musisz? Mam dziś nocny dyżur...i muszę ugłaskać moją szefową...- pocałował mnie namiętnie - zdenerwowałem ją, wiesz? Wiem, co najlepiej poprawi jej humor - zaczął mnie całować.
- Już mi humor poprawiłeś, ale powinieneś się przespać, a ze mną nie pośpisz - skrzywił się.
- Wiem, że masz rację, obiecaj, że się nie przepracujesz...- cmoknął mnie na dobranoc.
- Obiecuję.
Kiedy pracowałam w szpitalu ludzie nadal zwracali się do mnie per "dowódco", co było nieco męczące na dłuższą metę. Miałam dość dużo pracy, ale w miarę sprawnie mi poszło, widziałam Xandera krążącego pod salą, w której siedziałam. Coś go męczyło, nie miałam pojęcia co, wyszłam więc z sali na przerwę.
- Coś taki zgaszony?
- Martwię się o Ciebie, nagroda za Twoja głowę musi być wysoka, bo już zaatakowała siedzibę mała grupa demonów.
- Nie miałam pojęcia - usiadłam na ławce.
- Tylko tym się martwisz?
- Masz pecha do facetów, co jeden to przyjemniejszy. Chociaż Raziel wydaje się całkiem porządnym gościem.
- Chcesz mnie swatać? - uśmiechnęłam się.
- Wiesz, czasem mały wybuch wiele mówi o człowieku, nie chcę żebyś była nieszczęśliwa, ale ja bym się bał...że będzie zbyt agresywny względem Ciebie - usiadł koło mnie, a ja oparłam głowę o jego ramię.
- Zależy mi na nim...
- Wiem, proszę tylko o to byś była ostrożna, a jeśli coś się wydarzy, powiedz mi o tym, pomogę Ci.
- Obyś się mylił.
- Bardzo bym tego chciał, nie każdy potrafi być przy Tobie, kiedy takie rzeczy się dzieją, kiedy troska musi zejść na dalszy plan, pani dowódco.
- Udam, że tego nie słyszałam.
- Czego, pani dowódco.
- Nie jestem nią.
- Zawsze nią będziesz, dla mnie, dla nich, nawet jeśli nie dla siebie.
- Dlaczego to jest takie trudne? - Xander objął mnie mocniej.
- Bo musisz wybaczyć sobie i nauczyć się słuchać, tego co mówię do Ciebie, uparciuchu.
- Dzięki.
- Za co?
- Ty wiesz...- wstałam i wróciłam podleczyć ranę Tobiasa.
Zaniosłam obiad Thunderowi, jak się obudzi to pewnie będzie głodny, z mojej inicjatywy Logan chce się spotkać z Ragnarem i ustalić zasady współpracy przy produkcji mieczy dla strażników, co uważam za bardzo dobry pomysł.
- Amy, jadę spotkać się z Ragnarem, chcesz jechać ze mną? - zapytał Logan.
- Jasne, poczekaj tylko się przebiorę i uzbroję.
- Do zobaczenia za 15 minut na dole, pani dowódco - uśmiechnął się, a kiedy chciałam coś powiedzieć na temat ostatnich słów po prostu się ulotnił. Coś czułam, że za szybko mi nie odpuszczą, założyłam białą tunikę, czarne spodnie i wysokie buty, wszystko od Ragnara, dopięłam swój miecz, sztylety, czakram, powinno wystarczyć, udałam się na parking.
- Wskakuj - Logan otworzył mi drzwi - po co ci kurtka? Przecież jest ciepło.
- Dodatkowe zabezpieczenie, zrobił ją mistrz, jak będzie bezpiecznie to ja zdejmę.
- Swoją droga wyglądasz bardzo groźnie i seksownie - mruknął Logan i ruszył do Little Heven.
- Nie wiem czy Ci dziękować czy bić po głowie, ale lidera nie wypada, więc będę grzeczna.
- Bardzo mnie to cieszy - Logan włączył nasz kanał radiowy i nasłuchiwaliśmy sprawozdań w obawie przed atakiem demonicznych stworzeń. Lubiłam go takim, wyluzowanym, ale czujnym. Nie pamiętam kiedy mogliśmy tak porozmawiać o wszystkim i niczym bez napięcia i kłótni. Poprowadziłam go, pokazałam jak fajnym skrótem dojechać pod zakład mojego kowala. Kiedy wychodziłam z samochodu oberwałam w ramię, strzałą z płonącym grotem. Byłam nieostrożna, na szczęście moja kurtka, nie przepuściła jej dalej, wyszarpałam strzałę, rozejrzałam się za zamachowcem i ruszyłam świstem błyskawicy, Logan prawie dotrzymywał mi kroku, ścigaliśmy zamaskowaną postać do szemranej dzielnicy Little Heven. Kiedy myśleliśmy, że ją mamy w ślepej uliczce, otworzył sobie portal.
- Pozdrowienia od Lilith...Wybrana - zasyczał czerwonooki, poraziłam go błyskawicą oberwał w plecy, mocno, krzyknął.
- Przekaż wyrazy szacunku - syknęłam kiedy przechodził przez portal nadal się zwijał, Logan dotknął mojego ramienia pewnie na wypadek jakbym chciała odwiedzić piekielne czeluście, nie miałam takiego zamiaru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz