Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

poniedziałek, 11 lutego 2019

96. Raj

Pojawiliśmy się w zupełnie innym miejscu, coś mi się wydawało, ze nie byliśmy już na ziemi.
Niebo było czyste i spokojne, pałac wyglądał jakby był z kryształu, wszędzie było pełno drzew, które uginały się pod wspaniałymi owocami, krzewów, kwiatów. Nie było zimno, ani zbyt gorąco, powietrze było czyste, wiatr delikatny.
- Chodź, nakarmię Cię, nie jestem tyranem - mruknął i ruszył w stronę pałacu.
- Gdzie jesteśmy?
- U mnie, tyle Ci powinno wystarczyć.
- Pięknie tu, mieszkasz w bardzo ładnym miejscu.
- W końcu to raj, jestem archaniołem. Nie musisz się bać - przystanął - chyba, że swojego pożądania - wyszczerzył się i ruszył dalej.
- Twoje niedoczekanie, mężczyzna, który by je ugasił został na ziemi - mruknęłam.
- Wymięka przy archaniołach, pospiesz się.
Weszliśmy do pałacu, wszędzie było czysto i gustownie, mijając hol zauważyłam, że wszystkie pomieszczenia są jasne, ściany i podłogi, koloru dodawały dodatki, świeże kwiaty, sprzęty. Zaprowadził mnie do kuchni, która lśniła na połysk, aż bałam się dotknąć czegokolwiek, by nie skalać tej doskonałości.
- Usiądź.
Zrobiłam co polecił, przyglądałam mu się. Wyciągnął dwie porcję potrawy, która składała się z owoców i składników, których nie znałam, zerknął na mnie.
- Nie otrujesz się, tym się żywimy tutaj, nie wiem co się stanie Tobie, ale nie otrujesz się.
- Pocieszające - uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść, dawno nie jadłam nic tak...nie nie jadłam nigdy nic tak pysznego, rozpływałam się z każdym kęsem - przepyszne.
- Dobrze, że ci smakuje, kurka...- mruknął zły i odwrócił się w stronę wejścia.
- Widziałem, że wróciłeś Razielu, postanowiłem...co tutaj robi śmiertelniczka?! - do kuchni wszedł drugi archanioł, był taki jasny, miał przepiękne, silne i zarazem delikatne skrzydła, był jak słońce.
- Witam Ciebie Urielu, jest moim gościem.
- Zwariowałeś? Wiesz co się stanie, kiedy ją tutaj odkryją?!
- Mnie też miło Ciebie poznać, Urielu - mruknęłam półgłosem, spojrzał na mnie i oceniał każdy atom mojego ciała.
- Jesteś w niebezpieczeństwie śmiertelniczko - powiedział nieco łagodniej.
- Zawsze w nim jestem, archaniele.
- Mam wolną rękę, Stwórca mnie dla niej wybrał Urielu, jestem jej regentem, to nie żadna słabostka ciała.
- Słabostka ciała? Czy wy...o nie, nie nic z tych rzeczy, nie. Odmawiam, kategorycznie mówię, nie.
- Nie denerwuj się, niespokojny ocean emocji w Tobie - Uriel dotknął mojej dłoni i wpływał na moje emocje. 
Rubinowoczerwone światło archanioła wnika w najbardziej skryte zakamarki duszy, pokazując prawdę o emocjach oraz usuwając z niej to, co zbędne. Uriel należy do najwyższych rangą Aniołów. Jest regentem Słońca, Aniołem obecności, zbawienia, światła, poezji, muzyki i śpiewu, erotyzmu. - Dziękuję, Urielu, mam na imię Amy.
- Czym podpadłeś Razielu tym razem, że spadłeś tak nisko, by pilnować zwykłej śmiertelniczki - powiedział kpiąco.
- Nie jestem zwykłą śmiertelniczką, być może mam więcej lat od Ciebie archaniele, jestem Wybraną i sama strzegę ludzkości, nie uważam to za zadanie niższego rzędu - nie wiem skąd było we mnie tyle śmiałości, ale nie chciałam by ktoś obrażał mojego archanioła.
-Nie mam zamiaru się z niczego tłumaczyć, zwłaszcza Tobie Urielu, obrażasz mojego gościa, umiłowane dziecię Stwórcy, upominam cię.
- Wiesz co Raziel, myślałam, ze to ty masz jakiś okropny charakter, ale zwracam Ci honor, przy nim na prawdę z Ciebie złoty chłopiec.
- Rety, widzę, że już przepadłeś i nic tu nie zdziałam, więc tak wygląda wybrana - zamyślił się Uriel - nic dziwnego, że sprowadziłeś ją tutaj, ale nie martw się, będzie Twoja, nie odmówi - roześmiał się widząc nasze zdezorientowane miny, a przynajmniej moją i opuścił dom Raziela.
- O co mu chodziło?
- Rzucił na Ciebie urok, wpływa na erotyzm, że też musiał tu przyjść!
- I co się teraz stanie?! Musisz to przerwać...
- Nie potrafię, aby się to skończyło musisz mi ulec. Niedługo będziesz mi się narzucała, spróbuj się opierać, może to coś da - ledwo wypowiedział te słowa, a ja wpakowałam mu się na kolana, choć na prawdę tego nie chciałam!
- Nie chcę tego, powstrzymaj mnie - moje dłonie dotykały jego torsu, złapał je mocno, był rozdarty, widziałam to w jego oczach.
- Wybacz mi, Amy - nachylił się i mnie pocałował, dziko i namiętnie, w środku krzyczałam, ale nie miałam na to wpływu, poczułam uderzenie i straciłam przytomność. Obudziłam się na wielkiej kanapie, strasznie bolała mnie głowa.
- Przeszło Ci? - zapytał z troska w głosie i przyłożył mi do głowy kryształ, był lodowaty.
- Chyba, tak...ja...przepraszam...
- To ja cię przepraszam za niego, policzę się z nim później. Odpocznij chwilę zanim.. zajmiemy się czakramem - Raziel nie patrzył mi w oczy, czyżby czuł się winny?
- Już się zagoiło, mocno mi przywaliłeś i o dziwo, dziękuję Ci za to, czy może to zostać między nami? Mam już dość stresów i problemow na co najmniej następne sto lat.
- Nie powiesz mu?
- Nie ma za bardzo o czym, nie chcę go ranić. Za bardzo mi na nim zależy - podałam mu zimny kryształ, a on włożył go do dziwnego pojemnika.
- Postaram się milczeć, tak chyba będzie najlepiej, gotowa na naukę?
- Prowadź...
Wyszliśmy do takiego jakby ogrodu, był tak piękny, że dziwiłam się, że wybrał to miejsce na mój trening.
- Musisz odpowiednio rzucić, wybierz tor lotu, a on wróci do ciebie, wszystko to kwestia nadgarstka, zobacz - rzucił czakramem, odbił się od szklanego drzewa i wrócił do jego dłoni.
- Chyba załapałam - przyglądnęłam się mojemu pięknemu czakramowi, rozbłysnął kiedy był w moich dłoniach, zaczęłam ćwiczyć, nie zawsze wracał, kiedy tego nie zrobił Raziel uniósł dłoń, a on wrócił do niego.
- Fajny masz ten patent z dłonią, podoba mi się.
- Wyrobisz go sobie z moją pomocą.
- Nie chcę Ci go odbierać, mam dość sprezentowanych mocy na długi czas.
- Nie marudź, mała - objął mnie ramieniem i podał po raz kolejny czakram.
Ćwiczyłam dość długo, w końcu wracał jak powinien, rozmasowałam rękę, zaczynała mnie już boleć, ale nie narzekałam.
- Dobra, może być, pora na kuszę - Raziel był bezlitosny, przerobił ze mną każdą broń z mojej torby, zaczynałam robić się zmęczona i tak dziwne, że dopiero teraz. Przysiadłam na kryształowym kamieniu, to chyba miał być kamień, kiedy Raziel na mnie naskoczył, udało mi się zrobić unik.
- Czyś Ty oszalał?!
- Walcz - rozwinął swoje skrzydła, były majestatyczne, mieniły się srebrem i wyjął swój wielki imponujący miecz. Chyba nie żartował doskoczyłam do torby i wyjęłam swój, zaczął na mnie napierać, starałam się odbijać jego ataki, ale był silny. Miał ogromną krzepę, której mnie niestety brakowało. Uderzył mieczem tuz obok mnie, zdążyłam się uchylić, w posadzce dziura była ogromna! On nie żartował, wcale, a wcale.
- Raziel...proszę, przestań.
- Przestań się mazać, walcz Wybrana - jego oczy były takie zimne, z trudem odpierałam jego ataki, uderzyłam go błyskawicą, ale nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Wzmocniłam mój miecz kryształem, próbowałam go zamrozić, kiedy mi się to udało, kryształ odpadł samoistnie z jego skóry, niedobrze, bardzo niedobrze. Kiedy natarł na mnie z ogromną siłą, poleciałam w tył bezwładnie i uderzyłam w skałę. Z trudem się podniosłam i uniosłam miecz, urazy ustępowały, ale zmęczenie niestety nie. Zapędził mnie pod skałę, nie miałam jak zrobić uniku, ani siły by walczyć dalej. Mój miecz rozbłysnął zniszczeniem, widząc to Raziel, odsunął się ode mnie. Zrobiło to na nim wrażenie, czyżby się tego obawiał?
- Można powiedzieć, że wynik jest prawie zadowalający, ale do ideału Ci daleko.
- To był jakiś głupi test?! Ciesz się, że nie mam siły się ruszyć, ani nic pod ręką, bo z pewnością w tej chwili miałbyś to na twarzy - syknęłam.
- Masz jedną fajną rzecz, ale ją już miałem, Twoje usta.
- A idź, Ty....- odłożyłam miecz i usiadłam na skale.
- Wypij to, odzyskasz siły - podał mi szklankę z pomarańczowym płynem, spojrzałam na niego pytająco i wypiłam do dna.
-Nawet nie taki zły - mruknęłam.
- I jak, lepiej Ci? - kucnął przy mnie i patrzył w oczy.
- Przechodzi, nic mi nie będzie.
Nadleciał wyszczerzony Uriel, miał tupet.
- Już po wszystkim gołąbeczki? Szybko - roześmiał się. Wstałam i podeszłam do niego, użyłam całej swojej siły jaką miałam i uderzyłam go z pięści w nos, odrzuciło jego anielski zad do tyłu.
- Zrób to jeszcze raz, a oskubię Cię jak kurczaka! Nie żartuję.
- Amy...- Raziel złapał mnie za ramię i zasłonił sobą kiedy nadlatywał Uriel.
- Oj, panienko chyba nie znasz się na żartach...ale z tym to grubo przesadziłaś, naraziłaś się archaniołowi, jesteś świadoma co Cię za to spotka?!
- Kompletnie nic, odpuść  Uriel, zezłościła się, miała prawo - zaczął Raziel.
- Wystąpisz przeciw mnie, Ty archanioł?
- Jeśli będzie chodziło o nią, zawsze stanę przeciwko Tobie.
- Jeśli w końcu się ode mnie odczepisz to wyleczę Twój nos, umowa stoi? - wyszłam zza pleców Raziela, od razu to zauważył, był czujny.
Uriel zbliżył się do mnie, wyglądał groźnie, chciał mnie wystraszyć, manipulował moimi emocjami, zaczęłam emanować zniszczeniem, wiem, że sporo ryzykowałam, jednak czarne obłoki niszczycielskiej energii sprawiły, że archanioł się cofnął.
- Więc jak będzie?
- Wylecz mnie - mruknął niezbyt zadowolony.
Zrobiłam to o co poprosił, dotknęłam delikatnie jego twarzy i za chwilę nos był jak nowy. Uriel ujął moją dłoń i zdjął delikatnie z twarzy, miałam nadzieję, że topór wojenny został zakopany.
- Spisałaś się - mruknął kto by pomyślał, że archaniołom tak ciężko przyznać się do błędu, wysunęłam rękę z jego dłoni.
- Wiem co potrafię, to nie wchodzimy sobie w drogę i już więcej nie wykręcisz mi takiego numeru? Jeszcze teraz boli mnie przez to głowa. - Uriel zamyślił się, chyba starał się zrozumieć dlaczego boli mnie głowa, ale znając jego nic nie wymyśli.
- Dobra, niech stracę śmiertelniczko, masz w sobie dość jasne światło, nie marnuj go popadając w ciemność.
Nie miałam takiego zamiaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz