Raziel wskazał mi jak najszybciej i najbezpieczniej dostać się do jeziora ognia, gdzie żyją ifryty, które będę musiała pokonać, by dostać klucz. Z powietrza nie wyglądało to groźnie, nie czułam tez takiej temperatury i presji.
- Odstawię Cię teraz do domu, dasz sobie radę?
- Odstawię Cię teraz do domu, dasz sobie radę?
- Tak, nie martw się mój archaniele, możesz mnie odstawić bezpiecznie do domu.
Znalazłam się w pokoju, Thundera nigdzie nie było, byliśmy sami. Położyłam przepowiednię przy księgach, które na mnie czekały.
- Będę się zwijał, wypocznij przed jutrzejszym dniem, nie daj im się przytulać, zostaw ten przywilej Twojemu archaniołowi - uśmiechnął się.
- Masz to jak w banku, Ty też odpocznij i uważaj na Uriela.
- Nic mi nie zrobi, utarłaś mu nosa w dosłownym tego słowa znaczeniu - roześmiał się.
Pożegnaliśmy się, wzięłam prysznic, przebrałam się i czekałam na mojego ukochanego, przeglądałam przepowiednię, która wiele mi wyjaśniła.
- O, jesteś już? I jak? Opowiadaj! - Thunder wszedł do pokoju z zakupami.
- Sam zobacz - podałam mu przepowiednię- widziałam się z Xandem, ma dziewczynę, jest całkiem ładna, długie proste włosy brunetka, delikatna. Spodobałaby Ci się, mieli kłopoty.
- Jakie kłopoty, chcesz wracać?
- Selene była zwyczajną dziewczyną, Xander ją uratował z łap bezdusznego, spodobała mu się, pewnie chciał się nią zaopiekować, ale nasz Logan zabronił i chciał ją usunąć.
- Co zrobiłaś? I skąd to wszystko wiesz?
- Raziel mi opowiedział, poprosiłam go o pomoc. Podarowałam jej cześć mojej telepatii, a Raziel ją wzmocnił, jeśli okaże się, że potrafi coś ponad to moc ujawni się w ciągu kilku dni. Nie chcę jeszcze wracać.
Podszedł do mnie, przyciągnął mnie do siebie w sposób, który tylko on potrafił, że brakowało tchu, a oczekiwanie na jego pocałunek trwało wieki. Pocałowałam go, byłam bardzo niecierpliwa, tęskniłam za nim.
- Ktoś tu się stęsknił - mruknął mi do ucha.
- Bardzo, potrafisz coś na to zaradzić? - wziął mnie na ręce, jednym sprawnym ruchem.
- Zawsze na to zaradzę.
Następnego dnia, przygotowywałam się do kolejnej próby, kiedy z łazienki wrócił Thunder, był nieobecny i zamyślony.
- Amy, musimy porozmawiać, nie sądziłem, że kiedykolwiek do tego dojdzie.
- Co się dzieje, kochanie? - podeszłam do niego i wzięłam go za rękę, uniósł ją, spojrzał na mój pierścionek zaręczynowy.
- Zataiłem coś przed Tobą, nie byłem tylko nas zakupach, ale umówiłem się z Jennifer, tak po prostu, miałem pomóc jej z przestawianiem mebli. I pocałowałem ją...najgorsze jest to, ze chciałem tego, bardzo. Poczułem coś do niej, Amy proszę powiedz coś.
- Przecież mówiłeś...obiecałeś, że ze mnie nie zrezygnujesz... - usiadłam z wrażenia i schowałam twarz w dłoniach.
- Muszę to wszystko przemyśleć i sobie poukładać, nie chcę spisywać nas na straty, powinienem stąd odejść. Amy, proszę zrozum...to naprawdę ważne dla mnie, nie zasługujesz na to, by żyć w niepewności.
- Masz rację, ale to wcale nie oznacza, że nie boli...znowu - zdjęłam pierścionek zaręczynowy i oddałam mu go - w oczach miał tyle bólu, nie widziałam w nich niepewność, którą odczuwał.
- Nie chciałem ciebie zranić, nigdy tego nie chciałem.
- Wracasz do Guardians?
- Tak, gdzie indziej miałbym pójść.
- Nie mów im nic o mnie, co tutaj miało miejsce, co robię, powiedz, że byleś pod jakimś zaklęciem i nic nie pamiętasz. Weź hummera, nie zdradź mnie, proszę - opuściłam głowę, poczułam się strasznie zmęczona, jakby ktoś zmiażdżył mnie całą. Był jedyną stałą w moim życiu, która się nie zmieniała, jego miłość, a teraz nie mam nawet tego, znów jestem sama.
- A co z Tobą, poradzisz sobie bez samochodu?
- Mam błyskawice i Raziela, poradzę sobie -wrzuciłam ubrania od Ragnara do torby, księgi, a do drugiej broń, spakowałam kilka zwykłych rzeczy, resztę dałam Thunderowi, by zostawił w moim pokoju, musiałam mieć poręczniejszy bagaż, skoro znowu musiałam uciekać.
- Amy, na prawdę jest mi przykro.
- Mnie też, nie chcę tego słuchać, wymeldowuje się stąd, dopłacę na dole co trzeba, mam próbę, żegnaj Thunder - odeszłam, na dole w recepcji siedziała Jennifer, ktoś może pomyśleć, że jestem masochistką i chyba ma rację. Podeszłam do niej i oddałam swój magnetyczny klucz.
- Wymeldowujecie się? - zdziwiła się Jenny, nie wiedziała ile wiem i była zmieszana.
- Tak, odchodzę.
- A co z próbą?!
- Podejmę się jej.
- To dlaczego odchodzisz, Amy...
- Nie mogę na Was patrzeć, o to dlaczego, do zobaczenia...- rzuciłam jej pieniądze, wzięłam rzeczy i wyszłam z "Czarnej róży", wiedziałam, że moja noga nigdy więcej tutaj nie postanie. Czułam się wściekła i zdradzona, mrok brał nade mną górę, a mnie to wcale nie przeszkadzało. Użyłam błyskawic i biegłam, po prostu biegłam. Zatrzymałam się w dość szemranej dzielnicy Little Heven, zajazd "Pod pijanym rozpustnikiem", wydał mnie się w miarę przytulny. Z ulicy wyglądał znacznie lepiej niż od środka, mimo to niektórzy ludzie, którzy tam pracowali wyglądali sympatycznie i mniej zmęczeni życiem.
Wysoka i wychudzona kobieta zaprowadziła mnie do pokoju, był mniejszy od poprzedniego, ale nie stanowiło to dla mnie problemu. Założyłam dodatkowe zabezpieczenie w pokoju, żeby nikt nie miał tutaj wstępu, coś czułam, że zwykły klucz by mi nie wystarczył. Założyłam bluzę i długi płaszcz, nałożyłam na głowę czarny kaptur, uzbroiłam się i wyszłam, pora pojawić się na rynku. Musiałam się odkochać, szybko i w miarę najmniej boleśnie. Zauważyłam seledynowego hummera, szlak, jeszcze nie wyjechał, pewnie musi pogruchać trochę z Jennifer. Cedrick dość dziwnie mi się przyglądał, zawahał się czy podać mi rękę.
- Witaj Cedricku, pora zacząć przedstawienie - podałam mu dłoń.
- Witajcie, w drugim dniu próby Wybranej, dzisiejsze zadanie polega na znalezieniu siedliska ifrytów, zdobyciu klucza do księgi, którą pragnie zdobyć oraz powrót do nas, nim słońce zajdzie. Jesteś gotowa?
- Tak, szkoda czasu.
- Ruszaj zatem.
Wyruszyłam od razu, minęłam Thundera, który chciał jeszcze coś mi powiedzieć, przyśpieszyłam i nie dałam mu takiej okazji. Kierowałam się do jeziora ognia, gdzie wczoraj zaprowadził mnie Raziel. Zrobiłam sobie krótką przerwę od drogi, musiałam przestać się mazać jak mała dziewczynka, nie zapłacze przecież demonów na śmierć.
- Witaj, mogę zabrać Twój ból - zza drzewa wolnym krokiem ruszył ku mnie czarnowłosy mężczyzna.
- Kim jesteś?
- Przecież wiesz, Abaddon na Twoje usługi - dotknął mojego ramienia i uśmiechnął się - tyle w Tobie dzisiaj mroku, tak przyjemnie pachnie.
Zrzuciłam jego rękę i odsunęłam się od niego.
- Zostaw mnie w spokoju, jestem zajęta, nie mam ochoty na Twoje kuszenie.
- No wiesz, nie nauczyli Cię dobrych manier? Mogę Ci pomóc, na prawdę potrzebujesz teraz tej samotności? Mogę Ci pomóc, sprawić by cierpieli tak jak cierpisz Ty.
Czułam jak próbuje przedostać się przez moje bariery, ale bardzo mi przykro Abuś, przeliczysz się, nie potrzebuję nikogo, będę walczyć sama tak jak powinnam.
- Nie wysilaj się, Abaddonie, nie złamiesz mnie, nie tacy jak Ty próbowali. Nie uważasz, że to tchórzostwo zakradać się po cichu w towarzystwie bezbronnej kobiety?
- Bezbronna, Ty? Kochanie, kobiety z ikrą mnie interesują, mrokiem taki jaki rozwijasz. Bezbronną nigdy nie byłaś, zawsze sobie radzisz, ale można łatwiej, wystarczy, że podarujesz mi swoją dłoń.
- I stanę się kolejną Twoją demoniczną żonką? Zapomnij, nie lubię się dzielić.
- Cóż Ci mogę powiedzieć, w obliczu pięknych i niebezpiecznych kobiet miękną mi kolana. Mogłabyś być jedyną...masz ku temu predyspozycje - krążył wokół mnie dotykając moich ramion od czasu do czasu, czym mnie strasznie drażnił, więc użyłam błyskawic, na co się roześmiał.
- Podziękuję, nie nabiorę się po raz kolejny na tanie sztuczki. Wybacz mi Abuś, mogę tak cię nazywać? Śpieszę się, nie trudź się, trafię sama. Żegnaj - ruszyłam w stronę jeziora.
Zrobiłam sobie lodową tarczę, na ironię musiałam skorzystać z jej mocy, nie czułam żaru, a ona się nie topiła. Kilka ifrytów mnie zauważyło, ale o dziwo trzymały się z daleka, obserwowały każdy mój krok, może dlatego że brnęłam przez lawę, a ona mnie nie raniła?Ifryty zaszły mnie od tyłu, ale nie atakowały przyglądały mi się.
- Zaraz sobie pójdę, muszę tylko wziąć coś co należy do mnie.
Nie wiedziałam czy mnie zrozumieją, ale warto było spróbować, weszłam do jaskini, którą pokrywało złoto i lawa. Na skalnym sklepieniu błyszczało coś w oddali, w skale był ułożony klucz. Podeszłam do niego, obok leżała misa, była poplamiona krwią, próbowałam wyciągnąć księżyc, ale nie dałam rady. Rozcięłam więc rękę o skałę, dobrze, ze nie musiałam martwic się o bakterie, upuściłam krwi do misy. Liczyłam na to, że to pomoże, misa rozbłysła, klucz również. Wyciągnęłam po niego rękę i automatycznie się w niej znalazł. Odwróciłam się i zobaczyłam, że jaskinia była pełna ifrytów. Wyglądali jak ludzie, za wyjątkiem tego, że płonęli. Po cichu przygotowywałam się na atak, szłam powoli, odsuwali się z drogi.
- Dziękuję...- powiedziałam, gdy doszłam do jej wyjścia. Ruszyłam biegiem przez lawę i dalej do domu. Dotarłam dużo wcześniej niż ktokolwiek przypuszczał, mieszkańcy wezwali Cedricka, by potwierdził ze starszymi autentyczność klucza.
- Już wróciłaś?! No proszę...
- Byłabym jeszcze szybciej, ale nie chciało mi się biec. I jak, jest autentyczny?
- Tak, jest niesamowicie piękny..-zadumał się Cedrick.
- Tak i jest mój, odebrałam mu księżyc. Jutro ostatnia próba, tak? Wtedy starszyzna go zobaczy, mam nadzieję, że dotrzymają słowa.
- Przyjdź tu z rana, podam Ci lokalizacje narodziska demonów.
- Do jutra, zatem - odwróciłam się i ruszyłam w stronę swojego nowego lokum.
- Amy..."Czarna róża jest w drugą stronę" - zainteresował się Cedrick.
- Już mnie tam nie znajdziesz...- przyspieszyłam, był ostatnia osobą, której miałam zamiar się tłumaczyć.
Nie miałam co robić, więc postanowiłam iść na patrol, nie chciałam siedzieć bezczynni w dołującym pokoju. Wybrałam się więc bliżej Guardians, zabiłam kilku bezdusznych, byli mniejsi, słabsi, nie zajęło mi to zbyt wiele czasu. Zauważyłam Lillien, nie widziała mnie, mknęła szybko w stronę siedziby, pewnie dowiedziała się, że Thunder powrócił. Poczułam się bardzo samotna. Patrolowałam i walczyłam do późnych godzin nocnych, z rozsądku udałam się do przygnębiającego mnie pokoju.
Znalazłam się w pokoju, Thundera nigdzie nie było, byliśmy sami. Położyłam przepowiednię przy księgach, które na mnie czekały.
- Będę się zwijał, wypocznij przed jutrzejszym dniem, nie daj im się przytulać, zostaw ten przywilej Twojemu archaniołowi - uśmiechnął się.
- Masz to jak w banku, Ty też odpocznij i uważaj na Uriela.
- Nic mi nie zrobi, utarłaś mu nosa w dosłownym tego słowa znaczeniu - roześmiał się.
Pożegnaliśmy się, wzięłam prysznic, przebrałam się i czekałam na mojego ukochanego, przeglądałam przepowiednię, która wiele mi wyjaśniła.
- O, jesteś już? I jak? Opowiadaj! - Thunder wszedł do pokoju z zakupami.
- Sam zobacz - podałam mu przepowiednię- widziałam się z Xandem, ma dziewczynę, jest całkiem ładna, długie proste włosy brunetka, delikatna. Spodobałaby Ci się, mieli kłopoty.
- Jakie kłopoty, chcesz wracać?
- Selene była zwyczajną dziewczyną, Xander ją uratował z łap bezdusznego, spodobała mu się, pewnie chciał się nią zaopiekować, ale nasz Logan zabronił i chciał ją usunąć.
- Co zrobiłaś? I skąd to wszystko wiesz?
- Raziel mi opowiedział, poprosiłam go o pomoc. Podarowałam jej cześć mojej telepatii, a Raziel ją wzmocnił, jeśli okaże się, że potrafi coś ponad to moc ujawni się w ciągu kilku dni. Nie chcę jeszcze wracać.
Podszedł do mnie, przyciągnął mnie do siebie w sposób, który tylko on potrafił, że brakowało tchu, a oczekiwanie na jego pocałunek trwało wieki. Pocałowałam go, byłam bardzo niecierpliwa, tęskniłam za nim.
- Ktoś tu się stęsknił - mruknął mi do ucha.
- Bardzo, potrafisz coś na to zaradzić? - wziął mnie na ręce, jednym sprawnym ruchem.
- Zawsze na to zaradzę.
Następnego dnia, przygotowywałam się do kolejnej próby, kiedy z łazienki wrócił Thunder, był nieobecny i zamyślony.
- Amy, musimy porozmawiać, nie sądziłem, że kiedykolwiek do tego dojdzie.
- Co się dzieje, kochanie? - podeszłam do niego i wzięłam go za rękę, uniósł ją, spojrzał na mój pierścionek zaręczynowy.
- Zataiłem coś przed Tobą, nie byłem tylko nas zakupach, ale umówiłem się z Jennifer, tak po prostu, miałem pomóc jej z przestawianiem mebli. I pocałowałem ją...najgorsze jest to, ze chciałem tego, bardzo. Poczułem coś do niej, Amy proszę powiedz coś.
- Przecież mówiłeś...obiecałeś, że ze mnie nie zrezygnujesz... - usiadłam z wrażenia i schowałam twarz w dłoniach.
- Muszę to wszystko przemyśleć i sobie poukładać, nie chcę spisywać nas na straty, powinienem stąd odejść. Amy, proszę zrozum...to naprawdę ważne dla mnie, nie zasługujesz na to, by żyć w niepewności.
- Masz rację, ale to wcale nie oznacza, że nie boli...znowu - zdjęłam pierścionek zaręczynowy i oddałam mu go - w oczach miał tyle bólu, nie widziałam w nich niepewność, którą odczuwał.
- Nie chciałem ciebie zranić, nigdy tego nie chciałem.
- Wracasz do Guardians?
- Tak, gdzie indziej miałbym pójść.
- Nie mów im nic o mnie, co tutaj miało miejsce, co robię, powiedz, że byleś pod jakimś zaklęciem i nic nie pamiętasz. Weź hummera, nie zdradź mnie, proszę - opuściłam głowę, poczułam się strasznie zmęczona, jakby ktoś zmiażdżył mnie całą. Był jedyną stałą w moim życiu, która się nie zmieniała, jego miłość, a teraz nie mam nawet tego, znów jestem sama.
- A co z Tobą, poradzisz sobie bez samochodu?
- Mam błyskawice i Raziela, poradzę sobie -wrzuciłam ubrania od Ragnara do torby, księgi, a do drugiej broń, spakowałam kilka zwykłych rzeczy, resztę dałam Thunderowi, by zostawił w moim pokoju, musiałam mieć poręczniejszy bagaż, skoro znowu musiałam uciekać.
- Amy, na prawdę jest mi przykro.
- Mnie też, nie chcę tego słuchać, wymeldowuje się stąd, dopłacę na dole co trzeba, mam próbę, żegnaj Thunder - odeszłam, na dole w recepcji siedziała Jennifer, ktoś może pomyśleć, że jestem masochistką i chyba ma rację. Podeszłam do niej i oddałam swój magnetyczny klucz.
- Wymeldowujecie się? - zdziwiła się Jenny, nie wiedziała ile wiem i była zmieszana.
- Tak, odchodzę.
- A co z próbą?!
- Podejmę się jej.
- To dlaczego odchodzisz, Amy...
- Nie mogę na Was patrzeć, o to dlaczego, do zobaczenia...- rzuciłam jej pieniądze, wzięłam rzeczy i wyszłam z "Czarnej róży", wiedziałam, że moja noga nigdy więcej tutaj nie postanie. Czułam się wściekła i zdradzona, mrok brał nade mną górę, a mnie to wcale nie przeszkadzało. Użyłam błyskawic i biegłam, po prostu biegłam. Zatrzymałam się w dość szemranej dzielnicy Little Heven, zajazd "Pod pijanym rozpustnikiem", wydał mnie się w miarę przytulny. Z ulicy wyglądał znacznie lepiej niż od środka, mimo to niektórzy ludzie, którzy tam pracowali wyglądali sympatycznie i mniej zmęczeni życiem.
Wysoka i wychudzona kobieta zaprowadziła mnie do pokoju, był mniejszy od poprzedniego, ale nie stanowiło to dla mnie problemu. Założyłam dodatkowe zabezpieczenie w pokoju, żeby nikt nie miał tutaj wstępu, coś czułam, że zwykły klucz by mi nie wystarczył. Założyłam bluzę i długi płaszcz, nałożyłam na głowę czarny kaptur, uzbroiłam się i wyszłam, pora pojawić się na rynku. Musiałam się odkochać, szybko i w miarę najmniej boleśnie. Zauważyłam seledynowego hummera, szlak, jeszcze nie wyjechał, pewnie musi pogruchać trochę z Jennifer. Cedrick dość dziwnie mi się przyglądał, zawahał się czy podać mi rękę.
- Witaj Cedricku, pora zacząć przedstawienie - podałam mu dłoń.
- Witajcie, w drugim dniu próby Wybranej, dzisiejsze zadanie polega na znalezieniu siedliska ifrytów, zdobyciu klucza do księgi, którą pragnie zdobyć oraz powrót do nas, nim słońce zajdzie. Jesteś gotowa?
- Tak, szkoda czasu.
- Ruszaj zatem.
Wyruszyłam od razu, minęłam Thundera, który chciał jeszcze coś mi powiedzieć, przyśpieszyłam i nie dałam mu takiej okazji. Kierowałam się do jeziora ognia, gdzie wczoraj zaprowadził mnie Raziel. Zrobiłam sobie krótką przerwę od drogi, musiałam przestać się mazać jak mała dziewczynka, nie zapłacze przecież demonów na śmierć.
- Witaj, mogę zabrać Twój ból - zza drzewa wolnym krokiem ruszył ku mnie czarnowłosy mężczyzna.
- Kim jesteś?
- Przecież wiesz, Abaddon na Twoje usługi - dotknął mojego ramienia i uśmiechnął się - tyle w Tobie dzisiaj mroku, tak przyjemnie pachnie.
Zrzuciłam jego rękę i odsunęłam się od niego.
- Zostaw mnie w spokoju, jestem zajęta, nie mam ochoty na Twoje kuszenie.
- No wiesz, nie nauczyli Cię dobrych manier? Mogę Ci pomóc, na prawdę potrzebujesz teraz tej samotności? Mogę Ci pomóc, sprawić by cierpieli tak jak cierpisz Ty.
Czułam jak próbuje przedostać się przez moje bariery, ale bardzo mi przykro Abuś, przeliczysz się, nie potrzebuję nikogo, będę walczyć sama tak jak powinnam.
- Nie wysilaj się, Abaddonie, nie złamiesz mnie, nie tacy jak Ty próbowali. Nie uważasz, że to tchórzostwo zakradać się po cichu w towarzystwie bezbronnej kobiety?
- Bezbronna, Ty? Kochanie, kobiety z ikrą mnie interesują, mrokiem taki jaki rozwijasz. Bezbronną nigdy nie byłaś, zawsze sobie radzisz, ale można łatwiej, wystarczy, że podarujesz mi swoją dłoń.
- I stanę się kolejną Twoją demoniczną żonką? Zapomnij, nie lubię się dzielić.
- Cóż Ci mogę powiedzieć, w obliczu pięknych i niebezpiecznych kobiet miękną mi kolana. Mogłabyś być jedyną...masz ku temu predyspozycje - krążył wokół mnie dotykając moich ramion od czasu do czasu, czym mnie strasznie drażnił, więc użyłam błyskawic, na co się roześmiał.
- Podziękuję, nie nabiorę się po raz kolejny na tanie sztuczki. Wybacz mi Abuś, mogę tak cię nazywać? Śpieszę się, nie trudź się, trafię sama. Żegnaj - ruszyłam w stronę jeziora.
Zrobiłam sobie lodową tarczę, na ironię musiałam skorzystać z jej mocy, nie czułam żaru, a ona się nie topiła. Kilka ifrytów mnie zauważyło, ale o dziwo trzymały się z daleka, obserwowały każdy mój krok, może dlatego że brnęłam przez lawę, a ona mnie nie raniła?Ifryty zaszły mnie od tyłu, ale nie atakowały przyglądały mi się.
- Zaraz sobie pójdę, muszę tylko wziąć coś co należy do mnie.
Nie wiedziałam czy mnie zrozumieją, ale warto było spróbować, weszłam do jaskini, którą pokrywało złoto i lawa. Na skalnym sklepieniu błyszczało coś w oddali, w skale był ułożony klucz. Podeszłam do niego, obok leżała misa, była poplamiona krwią, próbowałam wyciągnąć księżyc, ale nie dałam rady. Rozcięłam więc rękę o skałę, dobrze, ze nie musiałam martwic się o bakterie, upuściłam krwi do misy. Liczyłam na to, że to pomoże, misa rozbłysła, klucz również. Wyciągnęłam po niego rękę i automatycznie się w niej znalazł. Odwróciłam się i zobaczyłam, że jaskinia była pełna ifrytów. Wyglądali jak ludzie, za wyjątkiem tego, że płonęli. Po cichu przygotowywałam się na atak, szłam powoli, odsuwali się z drogi.
- Dziękuję...- powiedziałam, gdy doszłam do jej wyjścia. Ruszyłam biegiem przez lawę i dalej do domu. Dotarłam dużo wcześniej niż ktokolwiek przypuszczał, mieszkańcy wezwali Cedricka, by potwierdził ze starszymi autentyczność klucza.
- Już wróciłaś?! No proszę...
- Byłabym jeszcze szybciej, ale nie chciało mi się biec. I jak, jest autentyczny?
- Tak, jest niesamowicie piękny..-zadumał się Cedrick.
- Tak i jest mój, odebrałam mu księżyc. Jutro ostatnia próba, tak? Wtedy starszyzna go zobaczy, mam nadzieję, że dotrzymają słowa.
- Przyjdź tu z rana, podam Ci lokalizacje narodziska demonów.
- Do jutra, zatem - odwróciłam się i ruszyłam w stronę swojego nowego lokum.
- Amy..."Czarna róża jest w drugą stronę" - zainteresował się Cedrick.
- Już mnie tam nie znajdziesz...- przyspieszyłam, był ostatnia osobą, której miałam zamiar się tłumaczyć.
Nie miałam co robić, więc postanowiłam iść na patrol, nie chciałam siedzieć bezczynni w dołującym pokoju. Wybrałam się więc bliżej Guardians, zabiłam kilku bezdusznych, byli mniejsi, słabsi, nie zajęło mi to zbyt wiele czasu. Zauważyłam Lillien, nie widziała mnie, mknęła szybko w stronę siedziby, pewnie dowiedziała się, że Thunder powrócił. Poczułam się bardzo samotna. Patrolowałam i walczyłam do późnych godzin nocnych, z rozsądku udałam się do przygnębiającego mnie pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz