Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

poniedziałek, 4 lutego 2019

94. Mój archanioł

Raziel opuścił tą plugawą spelunę, był zły, ale właściwie o co? Na co? I na kogo? Sam nie wiedział do końca, wiedział natomiast jedno, będzie musiał jej się ujawnić, może wtedy nie będzie taka nieokrzesana. Liczy, że to mu oszczędzi zachodu i będzie bardziej ostrożna.
Postanowiłam nie mówić chłopakom o tym dziwnym typie, który na pozór nie miał złych zamiarów,  przynajmniej tak mi się wydawało, ostrzegał mnie. Dosiadłam się cicho nie przeszkadzając im w zażartej dyskusji na temat jakiegoś meczu, uśmiechnęłam się wiedziałam, że prędzej czy później się dogadają. Za jakaś chwilę zadzwoniła Tiyah i Michael biegł na spotkanie z nią, dosłownie biegł, bo ognista dziewczyna nie lubi sprzeciwu.
- To co zbieramy się?
- Tak szybko? - zdziwił się Thunder.
- Ściemnia się, wolę nie kusić losu, poza tym roi się tutaj od demonów - teraz wyczuwałam je znacznie silniej, od czasu jak ten dziwny nieznajomy dotknął mojej ręki.
- Skąd wiesz? - zapytał Thunder i zbierał rzeczy.
- Nie wiem, wyczuwam je, może jak ich jest tak dużo energia jest silniejsza?
- Może, pamiętaj tarcza, a teraz chodźmy - rzuciliśmy karczmarce na stolik napiwek, któż wie jaka będzie na niego reakcja. Kiedy wychodziliśmy Naamah kiwnęła nam głową na pożegnanie, chyba zadowolona była z zostawionego na stoliku prezentu.
Na szczęście dotarliśmy do naszej tawerny bez żadnych problemów, mimo wszystko często rozglądałam się przez ramię, miałam przeczucie, że ktoś mnie obserwuje.
- Amy! Masz chwilę, musimy pogadać?! - Jennifer wyglądała na poważną, ach no tak Ragnar, pewnie dostanę burę.
- Tu czy u nas? - przy okazji dopłaciłam czynsz za dalszy wynajem pokoju o kilka kolejnych dni.
- Przyjdę do Ciebie, ok?
- Yhy, będę czekać - na łomot od Twojego taty, pomyślałam i udałam się do pokoju.
Wyjęłam księgę o ifrytach i zaczęłam przeglądać, kiedy weszła Jenny, zerknęła na książkę.
- Och, czyli już o nich wiesz?
- Tak mają klucz do księgi, której szukam, ale nawet nie wiem jak wygląda, ani jak je pokonać - zmyśliłam się.
- O tym chciałam z Tobą pogadać, demonów ognia nie załatwisz ogniem, ale lodem, a jeszcze lepiej takim, którego nie stopią..
- Co masz na myśli, Jenny? - zdziwiłam się.
- Dam Ci cześć swojej mocy, poradzisz sobie z jej opanowaniem, Amy, przyjmij ją proszę.
- Nie wiem czy powinnam, nie chcę zrobić Ci krzywdy - zerknęłam niepewnie na Thundera.
Raziel przyglądał się temu i wściekał, no jak ona może się wahać! Przecież ci ludzie są tam dla niej, maja jej służyć, to przecież obowiązek tej dziewczyny! Przez tą dziwną kobietę rozbolała, go tylko głowa, ile musi mieć do niej cierpliwości...to na pewno próba, inaczej Stwórca nie skazywałby go na takie tortury!
- Nie wygłupiaj się, bo mnie tylko rozzłościsz jak mojego ojca, tak wiem o tym i on też, podpadłaś, a musisz się z nim spotkać - usiadła na przeciwko mnie i podała mi swoją dłoń - bierz, to jedyny sposób - powiedziała ostro.
- Dobrze, poddaję się, Thunder ubezpieczaj ją, jakby się słabo poczuła - skoncentrowałam się, nie lubiłam tego robić, ale cóż mi pozostało? Pobierałam od niej moc, kiedy chciałam przestać słyszałam tylko "jeszcze" w trybie rozkazującym.
- Jenny już wystarczy - mruknęłam
- Ja ci powiem, kiedy skończymy, takie jest moje przeznaczenie.
-Nie odbiorę Ci wszystkiego, zapomnij.
- Nie dam Ci wszystkiego, jeszcze chwila - za kilka minut Jenny oznajmiła, że wystarczy, odsunęłam rękę, a ona opadła zmęczona na krzesło.
- Dobrze się czujesz? Podleczę Cię trochę.
- Nie trzeba, skończyłam zmianę, muszę się tylko dobrze wyspać. Moja moc ma ogromne pokłady, zaczęło jej być za dużo, szybko się zregeneruje do odpowiedniego poziomu. Chciałabym już iść do domu...
- Thunder Cię odwiezie, nie martw się - podeszłam do niej i wzięłam ją pod ramię - zaprzyj się na mnie.
- Amy, dam radę, zostań w domu i popracuj nad...no wiesz, zamroziłaś krzesło - wskazał na miejsce, w którym siedziałam.
- Oj, szlak faktycznie - Thunder uśmiechnął się do mnie czule, wziął Jenny na ręce i zniósł na dół do samochodu. W zasadzie to się cieszyłam, ze nie musiałam się spotykać z Ragnarem.
Kiedy próbowałam odmrozić to przeklęte krzesło, co mi całkowicie nie szło, nie wiem jak, ale w pokoju pojawił się ten sam facet z baru.
- Niezbyt dobrze Ci idzie, co Wybrana?
- Co Ty tu robisz?! Nie zbliżaj się do mnie, bo Cię zamrożę, czy chcę, czy też nie chcę chwilowo nie mam na to wpływu. Kim jesteś?!
- Gdybym chciał Cię skrzywdzić już dawno byłabyś martwa, jeśli o to pytałaś - uśmiechnął się zielonooki mężczyzna, a ja poczułam spokój i ukojenie, a przecież powinnam była być w gotowości do ataku.
- Nie jesteś demonem...
- No, proszę dziewczyno, nie obrażaj mnie!
- Nie starałam się tego zrobić - skrzyżowałam ręce na piersi i zrobiłam w miarę groźną minę. Na wszelki wypadek odsunęłam się od niego, nie wiem jak to zrobił, ale zjawił się tuż przede mną, co mnie wyprowadziło z równowagi.
- Nie bój się mnie, jestem ostatnią osobą, której powinnaś się tu bać.
- Czemu Ci nie wierzę? - odsuwając się, weszłam na ścianę, przyparł mnie do muru.
- Bo czujesz się dobrze w moim towarzystwie, działam na Ciebie kojąco, poza tym dałem Ci mały prezent, wyczucie demona dla Ciebie to już żaden problem, co maleńka? - uśmiechnął się, był przystojny, pewny siebie, powinnam go wywalić, ale nie potrafiłam i co najgorsze wiedziałam, że ma rację.
- Kim jesteś?
- Nazywam się Raziel, dobrze zapamiętaj to imię, jestem archaniołem i na moje nieszczęście, Twoim regentem.
- Regentem? Archanioł? - zdziwiłam się.
- Aniołem Stróżem, sam Stwórca mnie dla ciebie wybrał, wiesz jaki to zaszczyt kobieto? W demony wierzysz, a w anioły to już nie?
- Musiałeś coś spsocić w niebiosach, że Cię taka kara spotkała jaką jest moje towarzystwo. Jaka jest Twoja misja?
- Muszę utrzymać Ciebie przy życiu, za wszelka cenę i udaremnić Abaddonowi Twoje pojmanie i wykorzystanie mocy, do niecnych celów. To tak w skrócie, więc z łaski swojej bądź grzeczna i nie narażaj się niepotrzebnie, rozumiesz?
- Będę robić to co muszę, jestem ostrożna, nie musisz być taki opryskliwy, mnie też się nie uśmiecha Twoje towarzystwo, nie dotykaj mnie proszę i jeszcze jedno, dziękuję za Twój dar - Raziel przypatrywał mi się badawczo, wyglądał na lekko zdziwionego.
- Dobrze, będę dla ciebie łaskawy i się odsunę, ale jesteś świadoma co tracisz? Mielibyśmy piękne dzieci, żałuj...- mruknął mi do ucha.
- Wiem co tracę, uwierz...- odsunęłam się trochę - jakbym miała problem, to mogę poprosić Cię o pomoc, a ty się zjawisz?
- Mniej więcej, jak będę w dobrym humorze to Cię odwiedzę.
- Jak często jesteś  w dobrym humorze? - zerknęłam na niego, a on uśmiechnął się pod nosem.

- Dziś jestem, dlatego mnie widzisz.
- Będę wychwalać ten dzień ponad niebiosa, w których mieszkasz.
- I kto tu jest zadziorny - zamyślił się na chwilę - Twój przyjaciel wraca.
- Narzeczony - poprawiłam go.
- Chcesz mu to zrobić? Zginiesz, a on będzie cierpiał, a tak ułoży sobie życie z tą córką kowala, jak jej tam, tak jak im jest przeznaczone....Ty natomiast..wiesz, że spotkasz się, ze mną w niebiosach? Rozważ moją propozycję, Wybrana, nie zwykłem prosić dwa razy.
- Lepiej będzie jak już pójdziesz, nie będzie zadowolony jak Cię tutaj zobaczy, zwłaszcza, że wygadujesz takie głupoty. Jak będziesz wychodzić, mogę Cię poprosić o jedną rzecz?
- O co? Nic materialnego Ci nie dam, nie jestem dżinem, ani chłopcem na posyłki.
- Podziękuj ode mnie Stwórcy za troskę, to wszystko. Śpij dobrze, jeśli archanioły sypiają - zignorowałam go i zajęłam się krzesłem.
- Rozluźnij się i pomyśl o czymś ciepłym i miłym - mruknął na odchodne i zniknął.
Tak jak mówił, zadziałało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz