Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

poniedziałek, 25 lutego 2019

118. Śmierć zebrała żniwo

- Przykro mi, Amy  to najtrudniejszy moment w mojej dotychczasowej karierze to pożegnać się z Tobą, mimo, iż wiem, że nie stanie Ci się żadna krzywda, to niesprawiedliwe - mruknął Azrael, a ja poczułam dziwne uczucie, które kazało mi się zatrzymać, odwróciłam się, Thunder mnie reanimował, obok niego siedział Raziel, łzy płynęły mu po twarzy.
- To nie jego wina - szepnęłam - powiedz mu to...co mi się dzieje?
- Ratują Cię, to normalne uczucie, nie musimy się śpieszyć, Ty nie musisz.
Thunder się nie poddawał, nad nimi stał Abaddon, ręce włożył w kieszenie, nie słuchał bzdur, które mówiła mu Lilith. Thunder uderzył dłonią w moją klatkę piersiową, jak bardzo chciałam do niego podbiec, przytulić, zabrać ból, który czuł, ale nie mogłam. Przywołał błyskawicę, która uderzyła we mnie, wydarzyło się coś dziwnego, zaczęłam się świecić, Azrael zanikać, coś mnie wciągało w swoje ciało.
- Idź, Amy szybko, nie wahaj się, wracaj...- krzyknął archanioł śmierci.
Nagle obudziłam się, podniosłam i z trudem łapałam powietrze, Thunder spojrzał na mnie i objął mnie mocno. Gdy zobaczyła to Lilith, uderzyła mnie z całej siły, osunęłam się o ścianę, zdenerwowany Thunder zaczął ją okładać, nim się podniosłam, Lilith...wbiła łapę w jego brzuch śmiała się obrzydliwie, ruszyłam ku niej. Odrzuciła go jakby był szmacianą lalką na podłogę. Abaddon 
zrobił coś czego nigdy bym się nie spodziewała, ruszył na nią, walczył z nią. Podbiegłam do Thundera, zaczęłam go leczyć.
- Już kochanie, już jestem, nie bój się....- wyjęłam z kieszeni serum, które szybko zaaplikowałam, trzymałam go mocno, płakałam, nie mogłam nic na to poradzić.
- Amy...kochanie ...nachyl się...- biedak ledwo mówił, zrobiłam o co poprosił.
- Kochanie, weź moją moc, nie wykaraskam się z Tego, weź wszystko i skop jej ten tłusty, zielony zad. Za mnie, za ciebie, za innych.
- Co Ty mówisz, przestań...mam zostać Twoją żoną pamiętasz? Chyba nie chcesz się teraz wycofać? - mówiłam przez łzy.
- Niestety, nie w tym życiu. Zakochasz się, nie chcę byś była sama, znajdź kogoś kto się Tobą zaopiekuje, obiecaj - zaczął krztusić się krwią.
- Nie...nie..nie,  dlaczego to nie działa! Przecież się staram! Rafaelu! Pomóż mi! - krzyknęłam głośno.
- Obiecaj!
- Obiecuję Ci...- Rafael pojawił się obok mnie, dotknął Thundera, ale pokiwał tylko przecząco głową.
- Jest prawie na tamtej stronie...przykro mi, kruszyno, pożegnaj się z nim - wziął miecz i osłaniał nas. Poczułam się, jakby mi ktoś dał w twarz, opuściłam głowę.
- Nie rób mi tego...
- Kochanie, gdybym mógł...będę czuwał nad Tobą, obiecuję...weź...bo dłużej nie wytrzymam, a chcę chociaż tak Cię chronić - kiwnęłam głową i chłonęłam moc, nie obiecałam, że nie będę płakać. Zabrałam wszystko, ucałowałam jego usta, Thunder skonał w mych objęciach. Przy mnie pojawił się Raziel, gotowy do pomocy, pokręciłam przecząco głową.
- Zostań z nim , proszę, lubił Cię, muszę coś zrobić.
- Abaddonie, Władco Piekieł, odsuń się - stanęłam przygotowana w pozycji bojowej, siła i moc ukochanego rozsadzała mnie od środka, nie dbałam o to, nie dbałam o ból, wiedziałam, że nad tym zapanuję. Pochłonął mnie mrok, chęć zemsty, jego światło, ruszyłam na nią bez ostrzeżenia. Okładałam pięściami, latała jak kukła, bezwładnie. Ledwo się podniosła, a ja już byłam przy niej, zadając jej jak najwięcej bólu.
- Ty nędzna śmiertelniczko!! Pożałujesz! Nawet piekło cie nie chce pochłonąć, czym Ty jesteś?!
- Ja jestem piekłem...Twoim piekłem, to co masz w domu to wakacje w porównaniu z tym co cie czeka - wróciłam do naszej walki, była posiniaczona pełzała uciekając przede mną. Stałam nad nią rozkoszując się tym widokiem, kopnęłam ją w twarz. Wyciągnęłam dłoń, mój miecz przyleciał do mnie, kiedy miałam pozbawić ją życia, jeden z demonów odtworzył pod nią portal i zabrał, uderzyłam w posadzkę. Demony skapitulowały za swoją panią, wszystkie przejścia zostały zamknięte, niebo znów odzyskiwało swój dawny odcień, jakby nic się nie stało, ale stało się, on odszedł. Jego już przy mnie nie ma. Tupnęłam z całej siły w miejsce, gdzie zniknęła Lilith tworząc ogromną dziurę. Byłam wściekła, obolała w środku i skrzywdzona jak nigdy wcześniej. Podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego ciało. Chłonęłam ostatnie chwile ciepła jakie mi dał. Żegnaj najdroższy. Nie wiem nawet kiedy podbiegła do mnie Lillien, rzuciła się ku niemu, pocieszał ją Nataniel. Odsunęłam się, po prostu stałam i patrzyłam, nie pozwoliłam się nikomu zbliżyć, nikomu dotknąć,  dopiero teraz rany po błyskawicach zaczęły się goić. Wcześniej tego nie zauważyłam. Milczałam, nie miałam siły by odezwać się chociaż słowem.
- Przyjmij moje kondolencje, Wybrana ponawiam prośbę o pakt, chcę Ci służyć na Twoich zasadach, rozważ to, jestem ci to winny - rzekł Abaddon.
Archanioł Michael spojrzał na niego zdziwiony, wiedziałam, że już pora na nich. Podszedł do mnie i uścisnął moją dłoń, to wystarczyło, kiwnęłam głową powstrzymując łzy.
- Do zobaczenia - szepnął i zniknął, pozostał jedynie Raziel. Zabrali Thundera do Guardians, jak bohatera, którym był. Podniosłam jego wielki i ciężki miecz, nie było to dla mnie teraz żadnym wyzwaniem, przytuliłam go do siebie. Zostałam tam sama, w odpowiednim dystansie, aby mi nie przeszkadzać pozostał Raziel. Ruszyłam powoli, każdy krok był dla mnie piekłem, nie miałam do kogo wracać. To była najtrudniejsza droga jaką dotąd pokonałam, przed wejściem do budynku, przetarłam oczy, nie mogłam płakać, znowu byłam dowódcą tak jak chciał.  Kiedy weszłam do środka strażnicy mi salutowali, kiwnęłam jedynie głową, nie miałam ochoty na więcej, nikt tego ode mnie nie wymagał. Stanęłam przed drzwiami do naszego mieszkania, położyłam rękę na klamce, nie miałam odwagi, by ją przekręcić i wejść do środka. Stałam tak dłuższą chwilę, w końcu Raziel podszedł do mnie i zrobił to za mnie, uchylając drzwi, abym mogła wejść.
- To nie Twoja wina...- szepnęłam i weszłam do środka zamykając za sobą drzwi i serce.
Podniosłam jego koszulkę, w której spał i założyłam, czułam jego zapach, kolejna nieprzespana noc...ostatnia w jego objęciach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz