Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

niedziela, 17 lutego 2019

105. Ugłaskać Abaddona

Opowiedziałam Thunderowi o tym co się wydarzyło w ostatnich dniach, o samym umiłowaniu przez archanioły opowiedziałam telepatycznie, zmartwił się kolacją z Abaddonem, ucieszył, że Raziel nade mną czuwa. Niestety nie mogłam porozmawiać z Natanielem, zmęczony zasnął, będzie musiał poczekać na kolejne spotkanie. Kiedy wyszłam z Guardians, poprosiłam Raziela o spotkanie, pojawił się i rozejrzał.
- Wróciłaś?
- Wiesz, że jeszcze nie....
- Mam cię ponieść, co?
- Mógłbyś? Ledwo stoję na nogach...przepraszam cię.
- Musiałaś zgrywać twardą i nie do zdarcia, oj mała mała - uśmiechnął się, wziął mnie w objęcia i polecieliśmy do Little Heven.
- Musiałam, nie mogłam Ci wstydu zrobić - uśmiechnęłam się ładnie.
- Przyznaj się, tęskniłaś za mną, chciałaś ze mną pogadać.
- Masz mnie - Raziel roześmiał się.
- I jak się czujesz po pojednaniu z byłym?
- Dziwnie trochę, ale nie mogłam zrobić tego inaczej, gdzieś tam brakowało mi go, takiego jakim był wcześniej zanim to wszystko się wydarzyło. Dzięki, że mnie wysłuchałeś, znalazłeś fajne ciuszki, za wszystko Raziel.
- Śpij dobrze, jutro ciężki dzień.
- Ty również, jeśli anioły sypiają - Raziel uśmiechnął się i wrócił do domu.
Następnego dnia nie czułam się za dobrze, denerwowałam się obecnością Abaddona, co innego rozmawiać z nim chwilę i iść w swoją stronę, a co innego  siedzieć przy jednym stole. Postanowiłam przejrzeć mapę, jeśli wszystko dobrze pójdzie, będę w posiadaniu księgi.
Odwiedził mnie Michael, czego się nie spodziewałam.
- Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać?
- Zrobiłaś się tutaj popularna, wystarczyło popytać, Twoją energię bardzo trudno jest wyczuć. Pogadasz z Jenny?
- A coś się stało?
- Strasznie się zdołowała...mówiła, że zrobiła ci coś przykrego, że odeszłaś z tawerny.
- Przesadza...pogadam z nią jak będę miała chwilę, a ty jakbyś mógł przekaż jej, że wszystko gra. Mam dziś ciężki dzień, nie wiem jaki będzie jego finał.
- Mam się martwic? Mogę jakoś ci pomoc?
- Nie możesz niestety, wiem, że i tak się zawsze martwisz.
- Teraz mniej, Twój archanioł dobrze się spisuje.
- Zapora dobrze działa, główka jest bezpieczna.
- Gdzie Thunder?
- Ze strażnikami, potrzebują pomocy, byłam u nich wczoraj.
- Jesteście razem?
- Wiesz o wszystkim prawda? Marne te Twoje podchody, jesteśmy razem.
- Bo się nie wysilałem - roześmiał się.
Michael obiecał, że spróbuje załagodzić sytuacje z Jenny, dobrze mieć to z głowy. Pora kolacji nadeszła nieubłaganie, Raziel się dziś nie pokazywał, a ja z grzeczności wyciszyłam telefon, chociaż wolałabym porozmawiać z Thunderem niż jeść podejrzane potrawy z podejrzanym typem. Abaddon pojawił się spektakularnie tuż przede mną, objął mnie w pasie, wyglądał niezwykle elegancko, odchyliłam się w pierwszej chwili, ale odpuściłam.
- Wyglądasz niezwykle seksownie - mruknął mi do uszka.
- A Ty miałeś być grzeczny, Abe.
- Jestem, moja droga, witam się z Tobą elegancko jak na gentlemana przystało - ucałował moja dłoń.
- Witaj, więc, gdzie mnie zabierasz? Nie zgadzam się na niespodzianki i piekielne klimaty, lubię oddychać świeżym powietrzem - dopięłam do torebki czakram, a do pasa miecz - kobieta musi być przygotowana na każdą ewentualność, mogą nas napaść, prawda? Na przykład Ty. - starałam się usprawiedliwić grzecznie.
- Nie musisz się obawiać, jesteś dziś pod moją opieką, nic ci nie grozi najdroższa. Popsułaś moją niespodziankę, odwiedziłaś niebo, chciałem Ci pokazać moje królestwo, ale niech ci będzie...doceń to, czego się nie robi dla takiej niezwykłej kobiety - pogłaskał moje plecy, nie wiem jak to robił, ale przeszedł mnie dreszcz.
Objął mnie delikatnie i przeniósł..sama nie wiem gdzie, znajdowaliśmy się w jakimś domu tuż przy plaży, na tarasie czekał na nas elegancko przystrojony stół, nakryty na dwie osoby. Przynajmniej nie zamierzał się mną dzielić, pocieszające.
- I jak? Podoba Ci się, moja piękna?
- Bardzo - położyłam torebkę na krześle i oparłam się o poręcz tarasu, Abaddon przylgnął do moich pleców, zamarłam nerwowo, ale nie robił nic żeby skręcić mi kark, więc się uspokoiłam, ale byłam czujna. Zaczął głaskać mnie po brzuszku, przytulać się do mojego policzka, cmokał moja szyję, dlaczego nie uważałam tego za ohydne, tylko takie przyjemne? Przeklęte demonie sztuczki!
- Abe, co Ty wyprawiasz?
- Pieszczę Cię, najdroższa, co najwyraźniej bardzo Ci schlebia i się podoba, rozluźnij się.
- Zbytnio schlebiasz sobie - odwróciłam się do niego, co również nie było zbyt mądrym pomysłem, stał zbyt blisko mnie, byłam w potrzasku między potężnym upadłym aniołem, a balustradą, w którą się wciskałam. Abaddon uśmiechał się do mnie uwodzicielsko, delikatnie pogłaskał mnie po twarzy-  Jestem zajęta, Abaddonie.
- Ja również, ale to nam w niczym nie przeszkadza, kwiatuszku. Doceniam Twoje piękno, cieszę się Tobą, nie jestem zbytnio niegrzeczny, na razie...przypuszczam, że poczujesz się lepiej jeśli napijesz się odrobinę wina - pocałował mnie i udał się po wino.
- Abaddonie, nie rób tak.
- Moja kochana, nie jestem niegrzeczny, nie występuję przeciw Tobie, nie krzywdzę Cię, nie biję, doceniam każdy Twój aspekt - to mówiąc lustrował mnie pożądliwie od stóp do głów, żałowałam, że się zgodziłam na tą kolację - zmieniłem swoje plany dla Ciebie, szanuje Cię, Ty również mogłabyś być odrobinę milsza, nie robimy nic złego. Poddaj mi się tego wieczoru - podał mi kieliszek wina.
- Ustalmy sobie jedną rzecz, nigdy Ci się nie poddam, zawsze będę Ci stawiała opór - uśmiechnął się rozbawiony i poprowadził mnie do stolika.
- Pozwolę ci wierzyć, że będziesz miała siłę, by mi się opierać, mam dziś szczególną ochotę grzeszyć - przejechał dłonią po moim nagim ramieniu, cofnęłam je na co zareagował śmiechem, upiłam odrobinę wina, było całkiem dobre i nie wyczułam w nim niczego diabolicznego, wolałam jednak nie przesadzać, a on nie zarzuci mi, że go nie spróbowałam. Pstryknął palcami, na stoliku pojawiła się zupa krem pomidorowy z szaszłykami, na które składał się pokrojony naleśnik z nadzieniem serowo-ziołowym, pieczywo czosnkowe, przystawki: ostrygi non amour, krewetki,  roladki z łososia z serkiem, kawior.
- Myślisz, że będę w stanie to wszystko zjeść? - uśmiechnęłam się - Postarałeś się, wszystko wygląda pysznie.
- Kiedyś lubiłaś te potrawy, byliśmy kochankami, najdroższa, pewnie tego nie pamiętasz...- zaczęliśmy jeść zupę, smakowała niesamowicie, była przepyszna i znajoma, jakbym kiedyś już ją jadła.
- Nie pamiętam, przykro mi, nie sądzę, żebyśmy do tego wrócili, jestem zakochana w kimś innym.
- Wiem o tym, nie każę Ci przestać go kochać, to taki mój kaprys, spędzić z Tobą trochę czasu, poczuć się zupełnie tak jak wtedy, taka moja diaboliczna nostalgia...
- Domyślam się, ze umarłam...
- Tak, postanowiłaś dać światu i tym, którzy Ciebie zdradzili jeszcze jedną szansę, poświęciłaś się...- Abaddon zamyślił się chwilę, zadręcza się, czym? Na pewno mi nie powie, nie wiem czy chciałabym to wiedzieć.
- Nie powstrzymałeś mnie?
- Nie, jak się uprzesz na coś, nie ma siły. Skruszę ten lód skierowany w moją stronę, może nawet wyrzeźbimy z niego coś ładnego...poczujesz co to prawdziwa namiętność.

- Już poznałam to  uczucie, nie musisz mi go pokazywać - zamyśliłam się, myślałam o Thunderze i naszych treningach, nie potrafiłam się nie uśmiechnąć.
- Ma farta, że jesteś szczęśliwa, inaczej wypatroszyłbym go jak pospolitego śledzia - mruknął i odwrócił wzrok, czyżby był zazdrosny?
- Nie chcę, byś kogokolwiek patroszył, Abaddonie.
Resztę zupy zjedliśmy w milczeniu, zamyślony Abaddon niebezpieczny przeciwnik, już wolałam jak się rozbrykał, wiedziałam przynajmniej do czego zmierza.
- Zatańcz ze mną, Wybrana - zmienił ton, nie wróżyło to niczego dobrego.
- Nie ma muzyki - pstryknął palcami, wolna melodia płynęła dookoła nas. Podszedł do mnie i wziął mnie za rękę, przycisnął do siebie blisko i prowadził w rytm muzyki.
- Nie jestem taki straszny, jeżeli wiesz jak mnie ugłaskać, kochana. Nigdy nie miałaś z tym problemu - głaskał mnie po plecach, przytuliłam się do niego by nie patrzyć mu w oczy.
- Nie zrobisz mi krzywdy, prawda? - zdziwił się słysząc to pytanie, zamyślił się, wiedziałam, że coś kombinował.
- Nigdy nie zrobiłem niczego, żeby Cię skrzywdzić. Zrobiłem wiele złego, ale tylko po to byś wróciła na drogę szczęścia, to różnica.
- Dla mnie żadna...- uniósł moja twarzy, bym na niego spojrzała i pocałował mnie delikatnie.
- Dałem Ci odrobinę przyjemności, nie bólu, kiedyś to zrozumiesz, kiedy będziesz moja. Leżała w naszym łożu i domagała się więcej.
- Nie dojdzie do tego, nie w tym świecie, ani w tym życiu, przepraszam - pociemniało mu w oczach, był wściekły, a ja zaczęłam się bać.
- Wobec tego, nie dam Ci wyboru - Abaddon przymknął na chwile oczy i przyciągnął mnie do barierki, jeden z prętów się  wysunął, rozciął nim nasze dłonie, na posadzce pojawił się demoniczny znak, co on chce zrobić?!
- Abaddonie, proszę...przestań..- starałam się szybko zamknąć ranę, ale mnie uderzył i rozciął ranę ponownie, głęboko, robiąc przy tym sporo bólu.
- Za późno, byłem miły ale to się skończyło, na mocy paktu, oddasz mi duszę..
- Nigdy, zapomnij! Nie!
ciało, serce...- Nie zgadzam się! Nie podam Ci się!
-
 a ja będę Twoim upadłym aniołem, zdolnym do Twojej ochrony..- Nie oddam Ci się, Abaddonie, nigdy! Nigdy mnie nie złamiesz- trzymał mnie tak mocno, że nie dałam rady się wyrwać, moc, która zebrała się dookoła nas, nie pozwalała mi na to.
- Kiedy nadejdzie Twój czas, będziesz należała do mnie, jak ja należę do Ciebie - spojrzał na mnie i stało się coś dziwnego, emanowało ze mnie jasne światło, walczyłam z tym paktem z całych sił, nie byłam sama, walczyła ze mną miłość sześciu potężnych archaniołów. Walczył również i Raziel, próbował się do nas dostać narażając na otwartą wojnę oba światy. Opadłam na posadzkę, a on gdzieś zniknął, ostatnie co słyszałam to krzyk Abaddona, straciłam przytomność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz