Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

poniedziałek, 11 lutego 2019

100. Dzień próby III

Obudziłam się bardzo wcześnie, na łóżku obok mnie siedział Raziel i głaskał mnie po włosach.- Co Ty tu robisz? - ziewnęłam- Dzień dobry, czuwam, byś bezpiecznie spała, rozmawiałaś wczoraj z Abaddonem, dlaczego mnie nie wezwałaś?
- Odesłałam go do stu diabłów, zaliczałam drugą próbę, nie chciałam Cię niepokoić...nie jestem sobą.

- Przykro mi, nie sądziłem, że Cię opuści...był w Tobie taki zakochany - zamyślił się Raziel.
- Najwidoczniej, już nie jest zakochany. Nie chcę o tym rozmawiać, dobrze? Musze się szybko odkochać i normalnie zacząć żyć - przetarłam oczy, każde wspomnienie o nim sprawia, że łzy same płyną, a serce rozpada się na milion kawałeczków, zupełnie jakby było ze szkła, jego odłamki wbijają się w każdy organ mojego ciała, nie mam siły by się ruszyć.
- Mogę Ci jakoś pomóc?
- Zrób mi kawy, dobrze? A ja się ogarnę, dziś zabawiam się z demonami.
Wstałam z łóżka, zebrałam ubrania, przecierałam twarz kiedy szłam do łazienki, w lustrze siebie nie poznałam, napuchnięte oczy, blada, za dużo ostatnio płaczę.
Raziel przygotował kawę, zrobił także śniadanie, co prawda nie pochodziło z naszego świata, ani pomarańczowy napój, który już raz piłam, ale byłam mu za to wdzięczna.
- Dziękuję, to mi dzisiaj naprawdę jest potrzebne.
- Wiem, wiem też, że jesteś silna i sobie poradzisz.
- Mam nadzieję, że masz na myśli demony - wysiliłam się na uśmiech.
- Powiesz mi, czego chciał Abaddon?
- Tak, chciał, żebym dołączyła do jego haremu, ale mu powiedziałam, że nie lubię się dzielić i ta opcja mnie nie interesuje.
- I tak po prostu Ci odpuścił?
- Zostawiłam go na leśnej drodze, Abuś musiał to zaakceptować, przynajmniej na chwilę, zastanawia mnie coś innego. Ifryty mnie nie zaatakowały, przyglądały się i pozwoliły zabrać klucz, masz pomysł dlaczego?
- Abuś? Czy Abaddon Cię dotykał? Zrobił coś dziwnego?
- Tak, w zasadzie ciągle dotykał moich ramion, wkurzało mnie to, więc użyłam błyskawic, roześmiał się. To istotne?
- Naznaczył Cię swoją energią, ifryty wyczuwały go, pozwoliły ci przejść, poza tym wyczuwam w Tobie, ogromne pokłady ciemności, uważaj, za mało światła w Tobie, martwię się.
- Nie wpadnę w szał, nie martw się.
- Mogę zobaczyć ten klucz?
- Jasne - wyjęłam z kieszeni mała sakiewkę i mu ją podałam. Raziel przyjrzał się mu uważnie, uśmiechnął pod nosem, wyjął dziwny kamyczek w kształcie łzy.
- Co to? - zaciekawiłam się.
- To Twoja łza, jest bardzo cenna, zawiera tęsknotę, oddanie, lojalność dla przyjaciół, chęć ochrony tego co kochasz, dobro i chęć powrotu do domu - położył mi ją na dłoni, była taka delikatna, mieniła się  pięknie wieloma kolorami.
- Jest piękna, dlaczego ją zebrałeś?
- Chciałem mieć część Ciebie przy sobie, ale Ty chyba potrzebujesz jej o wiele bardziej, by Ci przypominała, o tym co jasne i dobre.
- Weź ją, nie mogę jej przyjąć, chociaż tak będę ochraniać Ciebie, tak jak Ty mnie - założyłam łzę na rzemień, wspięłam się na palce i zawiesiłam mu na szyi. Raziel uśmiechnął się i przytrzymał mnie delikatnie.
- Dziękuję - przytulił mnie do siebie - Wiem, że tego potrzebujesz teraz, będę z Tobą na widowni, pójdę do samego gniazda demonów, nie będziesz już samotna.
- Dziękuję Ci, nie złamiesz tym żadnego paktu, przymierza, prawa? Nie znam się na tym kompletnie.
- Bądź spokojna, nie znoszę demonów, ale wytrzymam dla Ciebie - wypuścił mnie z objęć i zamknął w dłoniach księżyc, rozbłysnął złotym światłem. Podszedł do mnie i zawiesił mi na szyi klucz, zrobił z niego wisiorek, mienił się jeszcze piękniej niż wcześniej, jeśli to mogło być w ogóle możliwe.
- Raziel, dziękuję Ci...jest prześliczny.
Uśmiechnął się, był bardzo z siebie zadowolony i chyba dumny. Wyruszyliśmy na rynek, Raziel rozglądał się czasem nerwowo, był spięty, nie oznaczało to niczego dobrego. Podejrzewałam, że Abaddon jest blisko, żałowałam, że nie ma ze mną Thundera, nie, dość! Nie będę już o nim myślała. Złapał mnie za rękę i przyciągnął bliżej siebie, zdziwiło mnie to, ale nie protestowałam.
- Coś się stało?
- Demony, wyczułem też Abaddona, wole mieć Ciebie bliżej.
- Przy Tobie nic mi nie grozi, nie martw się - oparłam głowę o jego ramię, działał na mnie tak kojąco. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. Doszliśmy do rynku, odsunął się ode mnie, ale był czujny, Abaddon nie daje za wygraną, nie podoba mi się to.
- Próby dzień trzeci, oto mapa, dzięki której dojdziesz do narodziska demonów. Jako dowód wykonania egzekucji przynieś nam ich głowy.
- A masz jakiś worek? Czy tak mam paradować i bluzgać demonią krwią? Tu są dzieci, Cedricku - Jason machał do mnie z daleka, odmachałam mu.
- Coś dostaniesz, mm - sięgnął i dotknął wisiorka - ciekawy pomysł, kto ci to zrobił, Thunder? - widziałam podtekst w jego spojrzeniu, oj chłopie jesteś zbyt ciekawski.
- Nie, przyjaciel.
Cedrick podał mi worek, schowałam go, ciekawe ile może tam być demonów, oby wystarczył.
- Ten przystojniak, który cie przytulał? Hmmm dlatego Thunder wyjechał?
- Nie, ale dlaczego jesteś taki ciekawski? Od kiedy interesują Cię mężczyźni mojego życia?
- Może, chcę się załapać do kolejki...albo trochę Ci ułatwić zadanie, jeśli Ty również będziesz dla mnie milutka. Za odrobinę przyjemności...mogę od razu stwierdzić, że przeszłaś próby, jeśli odmówisz, mogę sprawić, że nie jesteś gotowa i Cię oblać - miałam ochotę mu przywalić, normalnie swędziały mnie dłonie, ale jakby to było odebrane, jakby Wybrana rzuciła się na przywódce z pięściami...jako bunt, zacisnęłam pieści mocno i wyruszyłam wolnym krokiem w drogę, próbowałam się uspokoić. Kiedy usłyszałam potężny huk, odwróciłam się i zobaczyłam, że Cedrick leży na ziemi, nad nim stał nie kto inny jak Raziel.
- Ona jest damą, jest zbyt dobrze wychowana, żeby podważyć Twój autorytet wobec tych świńskich propozycji i Cię zdzielić jak zasłużyłeś. Ja  nie mam z tym problemów, więc rozważ to dobrze nim wykonasz jakiś ruch i pobiegniesz do starszych z płaczem.
Mój archanioł jak zawsze stanie za mną murem, brzydzi się niesprawiedliwością tak jak ja, jesteśmy do siebie bardziej podobni niż sądziłam.
- Dziękuję Raziel - powiedziałam i wyruszyłam w drogę. Spotkałam się z Razielem na początku lasu, tak jak mi obiecał.
- Nie musiałeś tego robić, nie będziesz miał z tego powodu kłopotów?
- Zawsze martwisz się o mnie, ja sobie poradzę drobne objawienie starszyźnie i facet nie ma tu życia. Nie pozwolę by Cię ktokolwiek skrzywdził, rozumiesz? Czy fizycznie, czy psychicznie, zwłaszcza teraz kiedy jesteś tak podatna na zranienie - podeszłam do niego i przytuliłam, gdyby nie on nie wiem jakbym przez to wszystko przeszła.
Ruszyliśmy w stronę demonów, musiałam przejść jeszcze jedną górę, w dolinie miały mieć swoją siedzibę.
- Zobaczymy się na miejscu, pewnie będziesz chciała przyśpieszyć? Będę niewidoczny, ale będę obok tak jak Ci obiecałem. Powodzenia - uścisnął moją dłoń.
- Do zobaczenia zatem.
Ruszyłam zatrzymałam się dopiero na miejscu, zerkałam na nie z góry, nachylały się wszystkie nad jakaś biedną padliną, którą upolowały. Wzięłam do ręki czakram, zeskoczyłam w dół, wcelowałam w sam środek, zanim zareagowały użyłam czakrama, rozbłysnął w moich dłoniach jasnym światłem, zatoczył okrąg i po kolei wszystkie głowy demonów opadły na ziemię. Przez chwilę stałam i nie wierzyłam w to co zobaczyłam, zapięłam szybko czakram i wyjęłam miecz, rozejrzałam się czy w jaskini czasem nie ma ich więcej. Ubiłam trzy, rzuciły się na mnie z pazurami, na szczęście kurtka od Ragnara pozostała nietknięta. I to by było na tyle, eh najnieprzyjemniejsza część, wpakowałam trzy głowy do worka i wyszłam z jaskini.
- Po wszystkim, teraz zbieranie głów - skrzywiłam się nieco, Raziel odebrał mi worek z reki, krzywił się kiedy dotykał demonów, było to dla niego ogromnym wysiłkiem, zaskoczył mnie, że się za to wziął. Kiedy wracaliśmy na skraj lasu, trzymał worek za mnie, odebrałam go, musiałam dalej iść sama.
- Raziel, dziękuję Ci, bardzo to doceniam, wiem ile Ciebie to wszystko kosztowało, nigdy ci się nie zrewanżuje wystarczająco - podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło.
- Marudzisz, do zobaczenia na mecie - zniknął. Otrzymałam smsa: "Nie mogę przestać o Tobie myśleć i nie wiem dlaczego tak się właśnie dzieje. Nie potrafię znaleźć miejsca, strasznie tęsknię. Pewnie teraz załatwiasz demony, pokonasz je wszystkie w spektakularny sposób, jak tylko Ty potrafisz. Podziękuj Razielowi, że nad Tobą czuwa kiedy ja nie mogę. T". Postanowiłam odpisać, wiedział, że mi na nim zależy, więc nie powinnam udawać: " Demony załatwione, wracam właśnie z niezbyt świeżym i eleganckim łupem w postaci dziesięciu głów na okazanie. Trzymaj za mnie kciuki, coś czuję, że Cedrick znowu będzie stwarzał problemy. Przekażę R. Amy".
Przyspieszyłam i udałam się do miasta, demonie główki trzeba było dostarczyć, a worek bardzo mi ciążył. Na mojej drodze stanął Abaddon, ledwo wyhamowałam.
- Zgłupiałeś?! Mogłam Cię zmiażdżyć..a jakbym nie wyhamowała?!
- Martwisz się o mnie? - uśmiechnął się czarnowłosy mężczyzna o niesamowicie zielonych oczach.
- Nie, ani trochę.
- Nie ma za co Abaddonie, że pomogłeś mi z Ifrytami i czuwałeś podczas mojej walki z demonami, nie ma za co najdroższa - uchylił mi się.
- Nie prosiłam o to, gdzie byleś wobec tego kiedy zagrażał mi Cedrick? Skoro tak się o mnie troszczysz powinieneś i tam być i go powstrzymać - anioł zniszczenia zamyślił się.
- Nie chciałabyś mnie tam, ja bym się nie powstrzymał w przeciwieństwie do Twojego skrzydlatego przyjaciela - skrzywił się jakby ledwo przechodziło mu to przez gardło.
- Nie zyskałbyś tym mojej przychylności...
- Kiedyś Cię pozyskam, Amy i nie będziesz się opierać, wiesz o tym.
- Abe, zawsze będę Ci się opierać, muszę zmiatać, głowy zaczynają zalatywać - skrzywiłam się lekko - trzymaj się...
Ruszyłam w dalszą drogę, Abaddon na całe szczęście mnie nie zatrzymywał, uśmiechnął się tylko pod nosem, pewnie też nie przepadał za zapachem demonich głów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz