Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

środa, 20 lutego 2019

110. Cel

Kolejne kilka dni zajęło nam na meblowaniu i przenoszeniu moich rzeczy, muszę przyznać, że Thunder dzielnie znosił wprowadzanie nieco kobiecości do jego męskiego azylu, niczego mi nie odmawiał, ani nie zabraniał. Nauczyłam się rozróżniać co podoba mu się bardziej, albo mniej, a czego kompletnie nie znosi, sypialnie pomalowaliśmy w kolorach limonki i szarości, dostawiliśmy szafki nocne przy łóżku, pojawiły się lampki nocne, na ścianie zamontowaliśmy skarb Thundera wielki telewizor. Dołożyłam dwie komody do szafy którą tam miał, dzielnie znosił dodatki w postaci świec. W salonie natomiast jedną ze ścian pomalowaliśmy na seledynowo, a resztę w jaśniejszym tonie, aby był większy i przytulniejszy. Nad kanapą powiesiłam obraz, magnolie na złotawo-brązowym tle, dookoła obrazu przymocowałam świecznik z drobnymi kaliami, gdy się go zapali, nastrój będzie bardzo romantyczny. Dołożyłam regał na książki, dwa fotele, stolik okolicznościowy, zamontowaliśmy dwie szafy na nasze uzbrojenie, Thunder tak się wkręcił w dekoracje, że dopytywał czy mam pomysł co można jeszcze dodać.  Zmieniłam firanki, dołożyłam poduchy na kanapę, aż prosiły by się w nie wtulić jaka to stwierdził mój wybranek, zagorzały przeciwnik przepychu. W łazience nie było za wiele roboty, kafle były w kolorze kawy z mlekiem, zmieniliśmy lustro na nieco większe, dołożyliśmy kilka półek oraz dodatkową szafkę, nowe kolorowe ręczniki i pasujące do nich dodatki. W aneksie kuchennym wymieniliśmy lodówkę na większą,a Thunder zamontował zmywarkę, żebym się nie przemęczała, zaskakiwał mnie takimi drobiazgami i sprawiał wrażenie na prawdę szczęśliwego. Kiedy wszystko było gotowe, zasiedliśmy na naszej kanapie, przytuliłam się do niego cieszyliśmy się widokiem, wtedy Thunder pocałował mnie w czoło.
- Wiesz, sprawiłaś, że tu jest tak przytulnie, tak jak powinno być w domu.
- Jesteś szczęśliwy?
- Bardzo, nawet ten seledyn nie jest zły, tak jak to poukładałaś, nawet te firanki jakoś wyglądają, choć nigdy nie zrozumiem ich funkcji.
- Nie musisz tygrysie, rozumieć ich funkcji, po prostu mają sobie wisieć - uśmiechnęłam się.
Nadal nie wiedziałam czy powinnam wrócić na stanowisko zastępcy, Thunder nie chciał mi doradzać, muszę przyznać, że trochę się tego obawiałam. Abaddon był w miarę grzeczny, komentował jedynie jak to z mężczyzny zrobiłam pantoflarza, ale go wcale nie słuchałam, czasem tylko z nim rozmawiałam, żeby podtrzymać kontakt i naszą więź. Następnego dnia przed śniadaniem poszłam oddać Loganowi klucz z mojego dawnego pokoju, był sam więc się wsunęłam.
- Cześć, przeszkadzam?
- Cześć, Ty mi nigdy nie przeszkadzasz, coś się stało?
- Nie, nic się nie stało.
- Jak przeprowadzka?
- Na szczęście dobiegła końca, oto klucz z mojego starego pokoju, odmalowałam trochę, przyda ci się.
- Dzięki, powiedz, podjęłaś decyzję w sprawie powrotu na dawne stanowisko?
- Nie, nie podjęłam ciągle się waham.
- Słuchaj, Twój stary pokój możemy przerobić na Twoje biuro i nie będziesz musiała tutaj ze mną siedzieć, jeśli to jest problemem.
- Dlaczego myślisz, że Ty jesteś problemem? To ja się waham, zmieniłam się długo grałam solo, może zbyt długo.
- I to Cię powstrzymuje? Ciebie? - uśmiechnął się i spojrzał na mnie, tak wiem, ze za łatwo nie odpuścisz, nawet jakbyś miał mi dziurę dziennie wiercić w brzuchu, znałam to spojrzenie, aż za dobrze.
- Nic nie obiecuję, nie widziałam jak dotąd moich przyjaciół, jeszcze nie wiedzą, że wróciłam co?
- Mhm, późno w nocy skończyli misję zwiadowczą, zobaczysz ich na śniadaniu. Nic im nie mówiłem, niech mają niespodziankę, że ich maskotka wróciła.
- Maskotka?
- Rozpieszczali cię i rozpuścili - uśmiechnął się figlarnie.
- Ty również się do tego przyczyniłeś - odgryzłam się.
- Ja na pierwszym miejscu.
- Przynajmniej jesteś tego świadomy.
- Amy, chciałbym ci coś powiedzieć...wiem, że na to za późno, ale mówią - wstał i podszedł do mnie- że lepiej późno niż wcale, przepraszam za wszystko co Ci zrobiłem, a także za to co powinienem, a nie miałem odwagi zrobić. Cierpiałaś, a ja nie zrobiłem nic, żeby Ci pomóc. Nie popełnię więcej tego błędu.
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.
- Amyyy, kobietooo, słuchaj jak mówię, rzuć się na niego, przyzwij mnie, musimy pogadać, mam ważną informację, jeśli ktoś się dowie, że Ci ją podałem będzie niewesoło -mruknął Abaddon.
- Logan, będziesz miał coś przeciwko jeśli przywołam tutaj mojego własnego władcę piekieł? Ma jakieś ważne informacje, to wydaje się poważne.
- Zapanujesz nad nim?
- Obiecał mi coś, więc nie zaatakuje nikogo stąd.
- Nigdy nade mną nie zapanujesz, wiesz o tym kochana...- mruknął niecierpliwe Abaddon
- Dobra, dawaj go tutaj.
- Władco Piekieł, przybądź do mnie, swojej służebnicy, stoję tutaj naga i gotowa na Twoje przyjście...- mówiłam powolnym bez emocji głosem, a Logan się zakrztusił kawą i spoglądał na mnie pytająco - byłam mu winna przysługę, muszę to powtarzać przez miesiąc - skrzywiłam się. Na środku pokoju pojawił się Abaddon w pełnej klasie, był odziany w czarne skórzane spodnie, nieco szersze, czarną koszulę rozpięta do połowy ukazującą jego nagi tors, na ręce, gdzie widniała pieczęć założył skórzana klamrę, w formie bransolety.
- Witaj, moja miła - uśmiechnął się do mnie rozmarzony - i Ciebie również śmiertelniku - dodał znużonym tonem.
- To będzie niesamowicie długi miesiąc- mruknęłam.
- Wiedziałem, że będziesz się uśmiechać kiedy będziesz mnie wzywać, a teraz przejdźmy do rzeczy, jest pewna demonica, nazywa się Lilith, jest wyższa rangą nazwała się księżniczką piekieł, ma władzę nad succubami, zbiera armię demonów, zamierza polować na Ciebie. Wyznaczyła nagrodę za Twoją głowę, każdy demon jaki wypełźnie z piekła przyjdzie po ciebie. Zostałaś celem. Każdy chowaniec, chochlik, furie, banshee, duchy ciemności, jednym słowem wszystko co pełza, chodzi, lata, żyje bądź zdechło będzie chciało mieć randkę z Tobą. Jak dobrze wiesz, mnie też nie jest na rękę taki obrót spraw, dlatego Ci to mówię...z troski.
- Nie znam jej, dlaczego miałaby na mnie polować?
- Ciekawe pytanie - zagadnął Logan.
- Cóż możliwe, że przypadkiem zupełnie odrzuciłem jej zaloty, delikatnie rzecz ujmując, robiła mi niedwuznaczne propozycje, w sumie to jej się nie dziwię, jestem niczego sobie, wysoki rangą...delikatnie jej odmówiłem, przy czym mogłem wspomnieć zupełnie przypadkiem, że jedyną istotą, z która obecnie chciałbym spółkować jesteś...Ty.
- Że co jej powiedziałeś?! Zaraz Ci normalnie przywalę! Nie mogłeś jej po prostu przelecieć?! Wcześniej nie miałeś z tym problemu, te obrazy do dziś spędzają mi sen z powiek, a Ty nagle się nawróciłeś! - wkurzyłam się, z obawy przed krwawą jadką, Logan złapał mnie w pasie, żebym nie zaatakowała Abaddona.
- Cóż ma miła, zdecydowałem, że me dziewictwo będę trzymał dla Ciebie, jakbyś przypadkiem zmieniła zdanie...
- Abaddonie...jesteś jesteś...cholera jasna..!
- Wrednym, dwulicowym krętaczem, planującym ucieczkę spod Twej władzy - dokończył Logan.
- Dziękuję - mruknęłam.
- Tyle pochwał dla mnie, zarumienię się...- kpił Abaddon.
- Zaraz zasiniejesz, jeśli zaraz nie znikniesz...Abaddonie, odejdź... - opuściłam głowę i odwróciłam się od niego, co mnie teraz czeka? Wieczna walka, niezbyt mocny sen, ciągła ostrożność...a może go jednak ukatrupić! Na jego szczęście nie powiedział już nic więcej, tylko zniknął, podejrzanie zbyt cicho. Zamknęłam się na niego, zaczął szaleć moja pieczęć zaczęła mnie piec, o Ty cholero, zamknęłam oczy i wysłałam mu tyle jasnej energii, tyle światła ile byłam w stanie, usłyszałam jego krzyk. Masz za swoje dziadu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz