Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

poniedziałek, 30 czerwca 2014

34. Morale.

Pozostało mi czekać na odzew ze strony Nentresa, długo nie dawał znaku życia, to do niego niepodobne, a ja przyzwyczaiłam się do jego obecności. Mam nadzieje, że nie ma kłopotów. Patrolowałam z oddziałem tereny miasta, udało nam się wytropić grupkę bezdusznych i szybko ich unicestwić, Xander nie opuszczał mojego boku, martwili się, ale co ja mogłam na to poradzić. Kiedy wróciliśmy do kwatery, usłyszałam kłótnię miedzy kilkoma strażnikami, nie spodobało mi się to, wiec zainterweniowałam.
- Nie pozwolę Ci wygadywać takich głupot! - powiedział mężczyzna stojący nad słabszym kolegą - jak śmiesz wątpić?!
Kiedy miał go uderzyć, stanęłam przed nim i złapałam jego dłoń.
- Yyyy dowódco, ja...
- Co tu się dzieje?! - podałam dłoń leżącemu mężczyźnie - wstań proszę.
- Dowódco, on śmie wątpić w Twe słowa, nie wierzy, to niewybaczalne by podważać Twój autorytet! Nie mogłem na to pozwolić.
- To wszystko?
- yyyy tak.. - powiedział niepewnie.
- Jak się nazywasz? - zapytałam napastnika.
- Matt, walczyliśmy razem, pani.
- To jest niedopuszczalne byśmy się atakowali nawzajem. Nie ważne jaki był tego powód, nie ważne jakie on ma zdanie na ten temat. Powinieneś pomóc mu zobaczyć to co Ty widzisz i wiesz, a nie używać przemocy na słabszym fizycznie strażniku. Z czasem wyrobi sobie opinie na ten temat, potrzebuje więcej czasu. Dziękuję, że wstawiłeś się w mojej obronie, ale nie na tym to polega. Nie możesz dać się wyprowadzić błahostkom z równowagi, dobrze?
- Błahostkom? Pani....nadała sens tej walce, szanse na jej zakończenie. Dla mnie to istotna sprawa nie błahostki - Matt posmutniał.
- Dla mnie też jest to ważne, jedność i zaufanie do moich strażników. Ważne jest dla mnie Twoje wsparcie, ale nie chcę takich zachowań. Nie chce przemocy między nami, powinieneś go przeprosić, pomóż mu w treningu, doradź jak swoje słabości zmienić w atuty, wiem, że to potrafisz Matthew. To jest postawa strażnika.  A Ty jak masz na imię?
- Jonathan, pani dowódco.
- Jonathanie, przyjmij moje przeprosiny, takie zachowanie nie powinno mieć tutaj miejsca - dotknęłam go za rękę - na szczęście nie masz większych obrażeń, zaraz się ich pozbędziemy i będziesz mógł wrócić na trening. Mam nadzieję, że nie spotka Cię tu nic równie przykrego. Matthew, proszę co powinieneś zrobić?
- Wybacz, stary, poniosło mnie, musisz jednak wziąć pod uwagę jak ważne jest to dla mnie - chrząknęłam - jednak nie powinienem tak się zachować, pani dowódca ma rację.
- Nie ma sprawy, już wszystko gra - powiedział zmieszany Jonathan.
- Myślę, że mogę was już zostawić, dacie sobie radę? - zerknęłam na nich badawczo.
- Tak, pani.
- Tak, oczywiście.
Kiwnęłam głową i zerknęłam na bacznie mnie obserwującego Xandera. Pewnie dostanę burę za mieszanie się do męskiego świata, ale on tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Miałeś rację Matt, jest inna niż ktokolwiek kogo znam. To co robi jest takie inne, nikt tak nie postępuje. Wierzę jej.
- No, a nie mówiłem, nie musiałeś się kłócić!
Ruszyliśmy z Xandem na salę by trochę poćwiczyć.
- Jesteś szurnięta wiesz?
- Czemu?
- Wiesz, że gdybym to był ja i mój cios, zmiażdżyłbym Cię?
- Nie sadzę, nie mógłbyś, nawet gdybym stanęła Ci na drodze, prędzej połamałbyś się niż mnie uderzył, poza tym pamiętaj, że się wyleczę.
- Ale i tak Cię zaboli, bólu nie wyłączysz. Jesteś twarda na pozór, zawsze wiesz co robić, dobra z Ciebie wojowniczka, ale w środku jesteś bardzo krucha i bezbronna, zwłaszcza jeśli jesteś z kimś tak blisko.
- Obawiasz się czegoś?
- Nie, chociaż niedługo będziemy się ostro kłócić, jak zacznę Cię bardziej ochraniać.
- Ta, włączysz swój tryb "macho men" i myślisz, że znów będę się go bała? - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- A bałaś się wcześniej? - zainteresował się Xander- powiedz, jaki byłem straszny?
- Wolałam Cię nieco unikać, ale po sparingu, wydałeś mi się jajcarzem. Nie przypuszczałam, że staniesz się moim najlepszym przyjacielem i zawierzę Ci swoje życie.
- A mi się tam spodobał Twój tyłek, to pomyślałem, że Cię sprawdzę jakim jesteś człowiekiem. Na szczęście nie okazałaś się płaczliwą księżniczką.
- Dobrze dla Ciebie, musiałbyś mnie nosić na rękach, a faktycznie już to zrobiłeś - roześmiałam się.
- Chodź, przeoram Tobą salę gimnastyczną.
- Twoje niedoczekanie - szturchnęłam go i uśmiechnęłam się.

84. Karty na stół

Przygotowałam się na kolejne natarcie, Michael bywał bezlitosny, nie ugnę się nie mogę, wzmocniłam swoją obronę najbardziej jak umiałam, przynajmniej na chwilę obecną. Ponowił atak,  był mocny, czułam, że moja obrona nie jest szczelna. 
- Logan, tak? No proszę jednak nie lubisz tylko mięśniaków, mam szansę - mruknął Michael
- Zamknij się - powiedziałam.
- A tu Cię boli...nieźle z Tobą pogrywał, nie masz za nim co płakać, bardzo szybko i intensywnie się pocieszyłaś...
Wkurzyłam się, nie wiem jak to zrobiłam, ale stworzyłam silny mur, wokół mojego umysłu, kiedy mi się to udało i był na tyle mocny zrozumiałam, ze to nie wystarczy, zbudowałam kolejne ściany i zamknęłam go wewnątrz mego umysłu. Nie znoszę jak się gra nieczysto zwłaszcza z moimi uczuciami.
- Trenujesz ją, wszystko rozumiem, ale obrażać Ci jej nie dam, po tym co robiłeś tym dziewczynom, nie masz prawa jej oceniać - zdenerwował się Thunder.
Widziałam jedynie jak Michael przerażony obracał głowę w jego stronę, czy to był lęk? Tak i owszem, dał się złapać małej dziewczynce w pułapkę. Kotek zapędził myszkę wprost do pułapki.
- Co Ty mi zrobiłaś?
- Mmm muszę przyznać, że ciekawie mi to wyszło, nie przeczę.
- Wypuść mnie!
- Jeszcze nie, mamy do pogadania.
- O czym chcesz rozmawiać?
- Trenujesz mnie i jestem Ci za to wdzięczna, na prawdę, tracisz swój czas, by pomóc komuś kogo nawet nie znasz, za to Ci dziękuję. Jeśli będę coś mogła dla Ciebie zrobić to zrobię to chętnie, wyleczę Cię bez czekania na koniec treningu, oparzenie było mocne, przepraszam Cię za to, ale myślę, że zasłużyłeś.

- Wyleczysz mnie dzisiaj, od tak? Skąd ta zmiana w Tobie, wojowniczko? Muszę przyznać, że to cholernie seksowne gdy Ty rozdajesz karty.
- Eh, Michael...
- No dobra, dobra...musisz przywyknąć już taki jestem.
- Proszę o jedną rzecz, nie potrafię zablokować ci dostępu do moich wspomnień, wiem, że je zobaczysz, urywki, nie wiem czy wszystko, niektóre do teraz są dla mnie bardzo bolesne, nie chcę byś je komentował, uszanuj moją prywatność chociaż w ten sposób.
- On wie?
- O czym?
- O tym, że byłaś chłostana i cierpiałaś, bo Twój przyjaciel nie pozwolił Ci się leczyć?
- Nikt tego nie wie.
- Dlaczego nikomu nie powiedziałaś?
- Dla Nentresa walczyłam by odzyskał brata, jest jednym z...ze strażników, nie chcę by go rozliczali za błędy z przeszłości, nie chcę by go skazali. Przyjaciele obwinialiby się za zwłokę w wyprawie po mnie, nie mogę do tego dopuścić, to by było nie w porządku.
- Zawsze się tak troszczysz o innych?
- Walczę o to co słuszne.
- Dobrze, rozumiem, niektóre fakty z Twego życia są nieprzyjemne, współczuję Ci. Nie skrzywdzę Cię, możesz mi zaufać.
- Dziękuję, dość przerwy mój trener czeka, chyba chce mi dokopać za obijanie się jak myślisz? - Michael uśmiechnął się do mnie, a ja uwolniłam nas z pułapki.
Złapałam większy oddech, wróciliśmy oboje, nic nie sknociłam.
- Myślę, że masz na dziś dość, jest już późno, to była całkiem ładna zagrywka, jestem pod wrażeniem Wybrana - skłonił lekko głowę w uznaniu, a ja się zdziwiłam.
- Skoro chcesz już iść jest jeszcze jedna rzecz, którą chcę zrobić - podeszłam do niego odwinęłam opatrunek, rana wyglądała paskudnie, Michael się skrzywił. Dotknęłam delikatnie jego ramienia i za kilka chwil po ranie było tylko niemiłe wspomnienie, Thunder patrzył na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział, uszanował moją decyzję.
- Dziękuję, przyjdę jutro z rana, bądź gotowa i dobrze się wyśpij, jutro ci nie odpuszczę. Trzymajcie się.
- Postaram się, śpij dobrze - rzuciłam mu na odchodne.
Michael zszedł na dół, pożegnał się z Jennifer, był na nią zły, że będzie musiał robić za niańkę jakiejś miejscowej panny z misją, miał przecież ciekawsze rzeczy do roboty o wiele, ale po tym spotkaniu musiał niechętnie przyznać, że nie uważał tego czasu za stracony.  A ona, była niezwykle zajmującą osobą, już wiedział o niej dużo, a dowie się jeszcze więcej, z każdym atakiem broni się zacieklej, jest pojętna. Zatrzymał się pod jej oknem i przez chwilę wpatrywał w nie. Wiele wycierpiała i to nie było w porządku, czuł się jakby czytał z niej jak z otwartej księgi, chciał poznać więcej i jednocześnie bał się co zdoła zobaczyć. Miał przeczucie, że to nie będzie nic dobrego, ruszył dalej ciemną uliczka w stronę domu ciekawy czym go zaskoczy następnego dnia.
Logan wrócił zmęczony do domu, odkąd Amy zniknęła nie dzieje się zbyt dobrze, ataki się nasiliły, strażnicy nie nadążają się leczyć, do tego jeszcze jakaś inna niepokojąca forma aktywności. Tęsknił za nią i nie tylko on, czuł, że ludzie mają do niego żal, potrafił z tym żyć, ale nie potrafił żyć w niepewności czy jej nic się nie stało. Zawołał więc do siebie Xandera, był pewny, że jeżeli się z kimś skontaktuje będzie to właśnie on. Wszedł do jego gabinetu, miał rękę na temblaku, wystarczyła chwila nieuwagi, oberwał zasłaniając Lilien. Psioczył pod nosem pół dnia, ale zrobił to dla Amy, by znowu nie czuła się niepotrzebnie winna.
- Jak ręka? - zagadał Logan.
- Bywało lepiej, serum trochę pomogło, do jutra powinno być znośnie, o co chodzi?
- Miałeś od niej jakieś informacje?
- Nie.
- Nie chcę wiedzieć gdzie jest, zmuszać do powrotu...na razie, ale chcę wiedzieć czy jest cała, możesz spróbować zdobyć taka informację dla mnie?
- W jakim celu chcesz to wiedzieć? Bo się martwisz czy po prostu chcesz mieć pewność, że pójdzie na rzeź kiedy będzie trzeba?
- Co też Ci przyszło do głowy, martwię się bo mi na niej zależy, czy to nie jest oczywiste?
- To dlaczego nasłałeś na nią bezdusznego?
- Skąd to wiesz?!
- Ona mi powiedziała.
- Jak to? Ona wie?! Jak to możliwe?! Kiedy?!
- Znalazła informacje, nie ufa Ci już.
- Dlatego odeszła?
- Wróci jak znajdzie to czego szuka, jest silna nic jej nie będzie, zawaliłeś, zanim znowu wpadniesz na taki genialny pomysł, lepiej go skonsultuj.
- Musiałem, nie było już czasu, uciekłaby, albo wezwała gliny, że za nią chodzę.
- A skąd wiesz? Sprawdziłeś? Prawie wchłonął ją bezduszny, tak długo zwlekałeś...nie powiedziała Ci, co? Po prostu czekaj...i nie dręcz jej już, jest szczęśliwa z nim, zaakceptuj to, bo kiedy wróci nie będzie się z tym kryć - wyszedł trzaskając drzwiami, po prostu nie mógł udawać głupca i wierzyć w cudowne zamartwianie się o nią dobrego lidera- "Amy, jak ty z nim tak długo wytrzymałaś?" - pomyślał i uśmiechnął się, mając nadzieję, że ona słucha i rozumie, bo zawsze rozumiała.

niedziela, 29 czerwca 2014

33. Prawda, nawet ta bolesna.

Obudziłam się i coś mi nie pasowało...to nie był mój pokój, podniosłam się ojć...Logan siedział na kanapie, popijał kawę i czytał jakieś akta.
- Dzień dobry, jak Ci się spało? Byłaś wykończona, nie miałem sumienia Cię budzić, przyjemnie jest mieć Ciebie tak blisko - podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło.
- Dzień dobry, spało mi się bardzo dobrze, dawno tak bezpiecznie się nie czułam. Dziękuję Ci - cmokłam go w nosek - ale dziś zaczynam nowa pracę, a mój szef jest bardzo wymagającym pracodawcą i nie mogę się spóźnić.
- Niech tylko coś powie, już ja sobie pogadam z tym Twoim szefem, denerwować mi dziewczynę - przytulił mnie lekko
- Dziewczynę? Jak to ładnie brzmi, mogłabym się przyzwyczaić.
- Lepiej zacznij to robić, wkrótce...każdy się o tym dowie, cierpliwości. Musze popracować, wymyślić jakiś plan by Ciebie chronić.
- Wymyślisz, ochronisz nas wszystkich...mnie, jesteś moim stróżem zapomniałeś? Ja już wiem co trzeba zrobić.
- Co takiego?
- Powiedzieć prawdę, zasługują na nią, zamierzam to zrobić, niech wiedzą za co walczą i z czym mają do czynienia, wesprzesz mnie?
- Zawsze.
- Daj mi godzinę, doprowadzę się do ładu, przyjdę z Xandem.
- Trzymam za słowo.
"Cześć Xand, wyspałeś się? Przyjdź po mnie za 45 minut jeśli możesz, mamy robotę do wykonania, potrzebuję Cię. Amy" - wysłałam Xandowi wiadomość i udałam się do siebie.
Według planu, umyłam się, przebrałam, kończyłam jeść płatki z jogurtem kiedy, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę.
- Cześć, mogę się przyzwyczaić do takich słodkich smsów o poranku, zwiastują ciekawy dzień.
- Cześć, dziękuję Ci, że jesteś.
- Bardzo jest źle?
- Jest, ale nic z czym sobie razem nie poradzimy, chcę, żebyś wiedział, że jeśli zdecydujesz się odejść, zająć czymś innym, nie będę miała pretensji, ani ja ani Logan, nad nim popracuje i nie będzie ich mieć.
- Nie mam zamiaru, Ty byś mnie nie opuściła, ani żadnego z nas. Martwię się o Ciebie, powiesz mi co jest grane?
- Dowiesz się, ze wszystkimi, Xand, dziękuję, to dla mnie bardzo ważne. Znowu chcą mnie porwać, potem zabić zapewne i nie wiem co jeszcze innego. Nie chcę by spotkała Cię, przeze mnie krzywda, to mnie dręczy, nie chcę byś zginął jak Jack.
Xander podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Co Ty wygadujesz, mała, wiem jakie ponoszę ryzyko, śmierć Jacka nie była Twoją winą, wierzył w Ciebie i w tą sprawę, poniósł to samo ryzyko, był tego świadomy. Nie zawahał się, kiedyś każdy z nas był na Twoim miejscu, nowy, zagubiony i bez umiejętności. Taka wtedy byłaś, z wielkim sercem na dłoni, a teraz popatrz, przewodzisz nam, ale to serce pozostało bez zmian. Byłby dumny, gdyby to widział, jego poświęcenie nie poszło na marne. Nie płacz, no już. Jestem dumny za siebie i za niego.
- Xand, dlaczego to wszystko takie trudne jest? Dziękuję, za to co powiedziałeś, potrzebowałam tego wsparcia, koleś - przetarłam oczy, zebrałam się do kupy - to żółwik ?
- Żółwik.
Wyszliśmy z pokoju, zapukałam do pokoju Logana, wyszedł spodziewał się nas. Zebranie zostało zebrane w auli, Logan wszedł jako pierwszy, ja zaraz za nim, Xand zamykał naszą kolumnę. Głosy zebranych ucichły, byli zaciekawieni i wystraszeni, mam jednak nadzieję, że dodam im otuchy.
- Witajcie, w dniu wczorajszym miały miejsce pewne wydarzenia, po naszych uroczystościach, powinniście znać prawdę, mieć swoje zdanie na ten temat oraz zastanowić się co możemy zrobić. Nie przedłużając niepotrzebnie, Amy kontynuuj proszę.
- Strażnicy, pewnie pomyślicie, ze pełnię funkcję zastępcy chwilę, a już wystawiam waszą cierpliwość na próbę i wiarę we mnie i w to co tutaj robimy, ja bym tak pomyślała, miałabym wątpliwości. Wszyscy wiecie, że nasz świat składa się z różnych wymiarów, Nentres, którego znacie pochodzi z wymiaru, który nazywa się Etherion, ten wymiar również nawiedzają bezduszni, niszcząc królestwa, wioski oraz mieszkańców. Wczorajszego wieczora, królestwo Synteri, zostało zaatakowane, bezduszni forsowali bramę wejściową do pałacu. Za zgodą lidera udałam się razem z Nentresem, by ocalić jego dom, jest następcą tronu tej krainy.  Skoro stoję tutaj między Wami, znaczy, że nam się to powiodło, jednak poznałam pewne fakty, których nie możemy przed wami zataić. Bezduszni nie są stworami, które atakują w sposób chaotyczny z ogromnego głodu, są istotami myślącymi, mają swojego lidera, który jest bardziej ludzki niż można to sobie wyobrazić, zwą go Silyen. Silyen był kiedyś człowiekiem i bratem Nentresa, przez nieszczęśliwy wypadek, poświęcił się dla brata i stał się bezdusznym. Był taki jak wy, czy ja, niewinny, prawy, skory do poświęceń, perfekcyjny wojownik w każdym calu. Był dobry. Stal się pierwszym bezdusznym, który odkrył ewolucje i transformację tą którą my znamy oraz tą, którą poznałam wczoraj. Nie tylko Silyen jest ludzką forma bezdusznego, ma swojego generała, co daje mi możliwość przypuszczenia, że jest ich znacznie więcej. Ukrywają się przed nami, na coś szykują. Dowiedziałam się, że ich generał Widar, pojawia się wtedy, kiedy koniec jest bliski. Ocaliliśmy królestwo przed zagładą, na dodatek przekazał mi wiadomość od ich władcy, chcą mnie. Nie wiem dlaczego, przypuszczam, że moce jakimi dysponuje mu zagrażają, co jest dobrą informacją dla nas. Nie proszę o ochronę mojej osoby, nie proszę o nic, tylko o to byście byli ostrożni. Możecie mi zarzucać, że się wmieszałam niepotrzebnie w walkę w innym wymiarze i zostawiłam was samych, to prawda zrobiłam tak, ale jeśli tamten świat by upadł, jakie szanse miałby nasz? Bez tych informacji, nie moglibyśmy się przygotować na natarcie, a teraz tak właśnie zrobimy! Nie poddamy się bez walki, będziemy pracować jeszcze ciężej! Znajdziemy na nich sposób, zarwiemy noce, jedną, drugą, trzecią, jeśli będzie trzeba. Strażnicy chronią, nie ważne, który świat, to nas zobowiązuje! Zaprzestańmy stwarzać podziały, nasza krew jest taka sama, ocali nas tylko jedność.  Dziękuję za poświęcony czas, strażnicy - ukłoniłam się przed nimi, okazując im należny szacunek.
Usłyszałam pojedyncze brawa, ktoś powstał  to był Thunder.
- Mój miecz, piorun i ja cały jestem do Twojej dyspozycji, zawsze, cokolwiek rozkażesz, będę obok dowódco.
Do niego zaczęli dołączać inni strażnicy, ulżyło mi, bardzo. Spojrzałam na Logana i szepnęłam " widzisz tak to się robi, traktujesz ludzi jak partnerów z szacunkiem dla ich żyć i poświęcenia, nie zatajaj już nic, liderze, poprowadź ich, jestem tuż za Tobą, zawsze".
- Dziękuję Wam, za zaangażowanie i pomoc, jak ktoś mądry mi dziś powiedział - zerknął wymownie na mnie - nie ma rzeczy, z którą sobie nie poradzimy wspólnie. Dziękuję za zaufanie i przyjecie z szacunkiem naszego dowódcy. Nie oddamy im Ciebie, osobiście zagrodzę mu drogę, a po dzisiejszym dniu mam wrażenie, że osób myślących jak ja, jest  znacznie więcej. Możecie się rozejść i wrócić do swoich zajęć, dziękuję.
"Dziękuję, Thunder"

piątek, 27 czerwca 2014

32. Nowe informacje.

- Co TY powiedziałeś?! - wiele rzeczy jestem w stanie znieść, ale teraz musiałam usiąść na skale.
- Sam, dowiedziałem się stosunkowo nie dawno, wybacz mi...
- I teraz jestem celem Twojego brata...ponieważ?
- Ponieważ mnie nienawidzi i chce wszystko czego pragnę i mam ja, a jemu odebrano. Obwinia mnie i ja sam siebie zresztą też, słusznie. Co teraz będzie?
- Na pewno nie poddam się bez walki, wracam do siebie, muszę opracować nową strategię z Loganem, poinformować o tych istotnych zmianach. A Ty idziesz też czy zostajesz z rodzicami?
- Zostanę, muszę coś załatwić...wrócę, obiecuję Ci to i pomogę.
- Zabierz mnie stąd...proszę.
Nentres przeniósł mnie z powrotem do mojej sypialni, wrócił do Syntheri, a ja zastanawiałam się, czy od razu iść do Logana. Wyszłam na taras zobaczyłam, że światło u niego się jeszcze nie pali, może czeka na mnie? Ruszyłam do jego pokoju, zapukałam, słyszałam kroki, nerwowo chodził po pokoju.
- Wejść.
- To ja...wróciłam...
- Amy! Jak dobrze, że już jesteś, martwiłem się, jesteś cała? - podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Tak, wszystko ze mną w porządku, mam jednak niepokojące wieści.
- Siadaj, mów co się dzieje.
- Bezduszni nie są do końca tacy, za jakich ich mamy.
- Co masz na myśli...?
- Mają przywódce....wiedzą jak przywrócić sobie ludzkie cechy, są jak my...
- Co chcesz przez to wszystko powiedzieć? Zdajesz sobie sprawę jak to brzmi?
- Zdaję i uwierz, mam mętlik w głowie jak i Ty, nie uwierzyłabym, gdybym nie rozmawiała z jednym z  nich, generałem Widarem, z reguły się nie pojawia innym, kiedy go widzisz oznacza to koniec, że ich zamiary są poważne. Ich potężny przywódca nazywa się Silyen i jest bratem Nentresa - opuściłam głowę
- Jak to bratem?! Nentres jest zdrajcą?
- Nie jest zdrajcą, kiedy byli mniejsi, jego brat go ocalił w efekcie stał się bezdusznym, on się obwinia o to bardzo, jednak Silyen, był mężnym i inteligentnym wojownikiem, nie poddał się naturze bezdusznego stwora, odkrył tajemnice ewolucji i stał się na powrót jak Ty czy ja, tylko, że nadal wyczuwasz od niego energie bezdusznego. Jest połączeniem silnych cech ludzkich i bezdusznej kreatury. Jest ich więcej...takich, nie wiem jak wielu...
- Zdajesz sobie sprawę co to dla nas oznacza? Wszystko co myśleliśmy...chyba nie wiemy o nich tak na prawdę nic...jest cos jeszcze?
- Tak, teoretycznie Silyen chce....mnie, ale nie wiem po co. Przypuszczalnie na złość bratu, chce to co jego, nawet jeśli nie jestem jego...on mnie pragnie, a to Silyenowi wystarczy.
- Wiedziałem, żeby mu nie ufać i nie puszczać Cię z nim, przez nich, jesteś znowu zagrożona...to ich świat, ich zmagania..
- Mylisz się, pomyśl ich świat upadnie przyjdą do naszego, kto ich powstrzyma? Nie będziemy w stanie, nadal żylibyśmy w niewiedzy. Nentres nie jest zły, martwi mnie cała reszta.
- Bez Xandera nigdzie się nie ruszasz, nawet do toalety, nie mogę Cie stracić Amy...
- Nie stracisz, przytul mnie...to był na prawdę ciężki dzień. Ocaliliśmy wielu niewinnych ludzi, to było warte tego ryzyka, wiesz?
Logan nachylił się i pocałował mnie, wtuliłam się w niego mocno, odprężałam się, tak chcę spędzać wieczory, razem z nim, bezpiecznie.
- Ale Xandera i tak Ci nie odpuszczę...
- Będę uważać, ale w toalecie chcę być sama...
- Ehhh niech Ci będzie, jak tam było?
- Niesamowicie pięknie, drzewa nocą świecą światłem dnia, dają nadzieję mieszkańcom, musza emanować jakimś specjalnym światłem, ostrzegają przed bezdusznymi, mieli ciekawą broń, promień przeszedł przeze mnie na wylot, nie robiąc mi krzywdy, bezdusznego natomiast zniszczył.
- Ciekawe, muszę wypytać Nentresa o tą broń, przygotowałem mu kolejną porcję serum, przydała się?
- Tak, nawet bardzo, musisz jedynie popracować nad długością jego trwania - ziewnęłam, robiłam się zmęczona- maja tam trzy księżyce, trawa jest koloru morza, taki śmieszny Las Igieł, drzewa wyglądają jak igły i mają owoce..fioletowe są trujące, nocne niebo ma kolor fioletu, nie wiem jak za dnia. Szkoda, że nie mogłeś tego ze mną zobaczyć. Co my z tym wszystkim zrobimy?
- Musimy powiadomić wszystkich, zwłaszcza naukowców, ...Amy?
Uśmiechnął się delikatnie, zasnęła, podróż musiała ją wykończyć. Wziął ją na ręce, włożył do swojego łóżka, zdjął buty, otulił szczelnie kołdrą, sam wziął koc i poszedł spać na kanapę. Był wdzięczny, że wróciła i jeszcze bardziej zdeterminowany, by ją chronić.

31. Brzemię.

Zamek był ogromny, zdałam sobie sprawę z tego, że bardzo łatwo się w nim zgubić, i moje samotne wyjście stąd mogłoby być bardziej skomplikowane, niż myślałam. Eleganckie zdobienia, wnętrza pełne przepychu,portrety rodzin królewskich jest i mały Nentruś, zachichotałam. Mam jednak nadzieję, że rodzice Nentresa są bardziej sympatyczni niż groźni.
- Król Salius i Królowa Elyon oczekują Państwa w komnacie tronowej - oznajmił jeden z żołnierzy
- Widzisz, a nie mówiłam - szturchnęłam Nentresa, a on przewrócił oczami.
- Nie daruję Ci tego chichotu
- A już myślałam, że mi się upiecze.
- Twoje niedoczekanie - uśmiechnął się złośliwie.
Weszliśmy do sali tronowej, była ogromna, na ścianach umieszone były gałęzie sunlightu, kolor ścian był ciepły, podłoga wykonana z ciemnego drewna nie skrzypiała pod nogami, przez środek sali przechodził srebrny dywan prowadzący do wielkich, kryształowych tronów. Były majestatyczne, zdobione w motywy roślinne  z klejnotami i złotem.
Królowa Elyon była piękna, miała długie ciemno brązowe, kręcone włosy, luźno rozpuszczone na plecach. Jej oczy były zielone, mocne zupełnie jak oczy Nentresa, oliwkowa cera idealnie z nimi współgrała. Król Salius wyglądał na groźnego przeciwnika, miał kruczoczarne włosy, przenikliwe zielone oczy, był wysokim i dobrze zbudowanym człowiekiem. Jego spojrzenie nie zdradzało żadnych emocji, trudno było się spodziewać czegokolwiek. Pasowali do siebie idealnie.
Podeszłam an bezpieczną odległość, nie chciałam ich niczym urazić, nie miałam wcześniej styczności z monarchią królewską, wiedziałam tyle, że powinnam się ukłonić, być bardziej pokorna, grzeczna, a to przy Nentresie będzie trudnym zadaniem do wykonania.
- Witaj synu, jestem rad widzieć Cię całym i zdrowym, kim jest Twoja dzielna towarzyszka? - zapytał król
- Ojcze to Amy, pochodzi z ziemskiego wymiaru, jest Wybraną, pomogła mi odegnać bezdusznych, w jej wymiarze również z nimi walczą. Jest wicedowódcą tamtejszego legionu do walki z bezdusznymi.
- Powstań Amy - król podszedł do mnie i uścisnął mi dłoń - dziękujemy Ci za pomoc w ocaleniu królestwa i ochronę naszego jedynego syna.
- Dziękuję, za ocalenie sunlightu to bardzo wiele znaczy dla naszego królestwa - wtrąciła królowa.
- Cała przyjemność po mojej stronie Wasze Wysokości. Przyjrzałam się waszej fortyfikacji,  na śnieżnych wieżach potrzebujecie więcej strażników, Panie, zachodnią ściana jest słabiej chroniona niż pozostałe, należałoby również umocnić trochę wrota, będziecie bezpieczniejsi.
- Widzisz Saliusie, cały czas Ci to powtarzałam, a Ty mnie nie chciałeś słuchać, masz tu teraz eksperta, kogoś z kim musisz się liczyć. Dobrze Cię znowu widzieć, wybrana.
Królowa mnie przytuliła, a ja miałam wrażenie, że spotkałyśmy się już wcześniej, kto wie, może w innym życiu.
- Dziękuje Wasza wysokość.
- Dbaj o Nentresa, bardzo Cię proszę - szepnęła mi do ucha kiedy się odsuwała.
-  Ojcze, Matko, wybaczcie, ale muszę Amy odprowadzić do jej wymiaru, obiecałem to jej dowódcy.
- Odwiedź nas znowu, dziękujemy Ci raz jeszcze- powiedział król Sailus.
Kiedy opuścili komnatę królowa podeszła do małżonka.
- Zapraszasz ją tutaj, aż tak kusisz los? - zapytała Elyon
- Mam plan, jeśli sama wpadnie w nasze ręce, możemy mu ją przekazać...może odpuści naszemu królestwu, pójdźmy na układ.
- A jeśli się nie zjawi?
- Zaufaj mi kochana, Nentres sam ją odda w nasze ręce, prędzej czy później.Gdy Nentres prowadził mnie przez zamek, przyjrzałam się jednemu obrazowi, nie dawał mi spokoju, czułam jakiś dziwny niepokój, chciałam być już w domu.- Pójdziemy na skraj Lasu Igieł, tam gdzie zostawiłaś swoje dodatkowe kilogramy, stamtąd ruszymy do Twojego domu.- Nentes, kim był ten drugi chłopiec na portrecie z Twoimi rodzicami?- Nie tutaj Amy, poczekaj chwilę.
Doszliśmy do Lasu Igieł, miał trafną nazwę tutejsze drzewa wyglądały jak wielkie twarde, ostre igły, między warstwami rosły kolorowe owoce.
- Uważaj na fioletowe, są trujące, resztę można zjeść, żółte smakują podobnie do waszych gruszek, czerwone do jabłek, pomarańczowe, chyba nie jadłem u Was nic podobnego. - Nentres wzruszył ramionami.
- Powiesz mi teraz?
- Ten chłopak z portretu to mój brat.
- Twój ojciec mówił, że jesteś jego jedynym synem...
- Bo mój brat nie żyje, został zamieniony w bezdusznego. Był starszy, pierworodny, miał zostać następcą króla, wybraliśmy się na Zakazane Wzgórza, żyją tam różne dziwne stworzenia, czasem są bardzo niebezpieczne. Mój brat się poświęcił, ocalił mnie sam zginął, stał się bezdusznym.
- Bardzo mi przykro, nie możesz się obwiniać, wypadki niestety się zdarzają.
- To nie koniec, chce Ci powiedzieć wszystko, nie popełnię znów tego błędu kochanie, mój brat był dobrym wojownikiem, więc jako bezduszny był doskonały, szkolił się, zjadał i wyewoluował...moim bratem jest Silyen.

czwartek, 26 czerwca 2014

30. Syntheria

Syntheria była niezwykle piękną krainą, gwieździste niebo, trzy księżyce dające światło, morski odcień roślin przypominających ziemskie trawy. Dobiegliśmy do bram królestwa, mur był śnieżnobiały, kamień w dotyku chłodny, gładki i kojący, czarne wrota ledwo wytrzymywały, wyobrażałam sobie przerażenie mieszkańców, musimy coś z tym zrobić.
- Masz jakiś plan? Rozdzielamy się i robimy czystkę czy wolisz walczyć wspólnie? - szepnęłam
- Rozdzielimy się pod warunkiem, że będę Cię widział, obiecałem Loganowi.
- No to do dzieła, czas się rozerwać, wypróbować symulację  czy dobrze liczyła -  zdjęłam ciężarki, kładąc je delikatnie. Wzięłam rozbieg i dopadłam kilku bezdusznych niszcząc ich kompletnie, zrobię to tak jak na symulacji. Nentres dotrzymywał mi kroku, zaczął używać rozszczepiania, kiedy tylko mogłam byłam blisko i go leczyłam, wstrzyknęłam mu również serum, mam nadzieję, że Logan się nie pomylił i serum zadziała. Wskoczyłam między bramę a bezdusznych, nie wejdą, nie pozwolę, chyba, że najpierw mnie pokonają. Straże na śnieżnej wieży dostrzegli nas w dole, zaczęła się odsiecz, ostrzeliwali bestie z ich laserowej broni, przeraziłam się kiedy jeden z nich wystrzelił we mnie, promień jednak przeszedł przeze mnie i dotkliwie ranił bezdusznego. Ich broń zrobiłaby na Loganie wrażenie, na mnie już zrobiła.
- Wasza wysokość, książę Nentres powrócił!
Czy ja dobrze słyszałam? Książę Nentres? Oj...domyślam się, że Władca nie byłby zadowolony, gdyby wiedział jak księciem poniewierałam. Po każdym większym użyciu rozszczepienia dotykałam sobą Nentresa, nie mogłam pozwolić by mu się coś stało.
- Książę, nie forsuj się tak, odpocznij chwilę, a ja przerzedzę ich szeregi. Myślę, że po wszystkim będziesz mi musiał wyjaśnić co nieco.
- Amy, ja...
- To nie ma znaczenia, zażyj serum, ruszam.
Wskoczyłam między stwory, niszczyłam je zupełnie jak na symulacji, padały jeden za drugim. Jeśli pozwolimy przejąc im choć jedna krainę i świat zacząć brać następne, nikt nie będzie bezpieczny. Zobaczyłam coś dziwnego, mężczyznę miedzy bezdusznymi, jego ubiór świadczył o tym, że jest z nimi, ale jak to możliwe, czarny długi płaszcz, miecz jakiego jeszcze nie widziałam, rękojeść jadeitowa przypominała ludzkie kości, musiał być ciężki. Kim był? Zaraz zaraz one go słuchały?! Bezduszne  istoty zaczęły się wycofywać, on natomiast zbliżył się do mnie, był szybki! Poczułam rękę Nentresa odciągająca mnie do tyłu.
- Spokojnie książę, nie przybyłem tu ją zgładzić, jeszcze nie, mam wiadomość. Wybrana, ciesz się zwycięstwem, on nie spocznie póki nie będziesz jego, póki światy nie upadną jeden po drugim, na nic te Twoje treningi, jest nas coraz więcej, sama nie podołasz, czy inni pójdą za Tobą na pewną śmierć? Chcesz mieć morze krwi na własnych dłoniach? Niebawem, sama się z nim spotkasz. Nie uchronisz jej książę - roześmiał się gburowato i zniknął.
- Teraz na prawdę musimy porozmawiać nie waż się kłamać czy czegoś zatajać przede mną. Kim był ten człowiek do cholery?! Dlaczego czułam od niego energie bezdusznych? i kim jest ten cały ON, który ostrzy sobie na mnie pazury? Powiedz coś!
Nentres pobladł, za naszymi plecami otwarła się brama. Żołnierze otoczyli nas, kłaniając się następcy tronu.
- Trochę szacunku panienko, zwracasz się do następcy tronu księcia Nentresa, nasz Władca nie życzy sobie takiego braku szacunku!
Odwróciłam się do żołnierza, który to powiedział, podeszłam bardzo blisko.
- A Ty jesteś kim?
- Generał armii Syntheri, Deling
- Deling to wybrana, może mówić do mnie jak sobie zażyczy - spojrzał na mnie "mam u ciebie przechlapane" wzrokiem
- Wybacz mi o Pani, nie wiedziałem, proszę przyjąć moje najgłębsze wyrazy szacunku.
- Generale, wszystko w porządku, macie duże straty?
- Często zmagamy się z atakami bezdusznych, ten był najgorszy, wkraczamy w czas wojny.
- Kim był ten mężczyzna, który podszedł do nas i rozmawiał z księciem?
- Amy...- zaczął Nentres - wskazałam ręką by zamilkł.
- To ich generał Widar, rzadko się pojawia, a jeśli już, koniec jest bliski.
- Kim on jest człowiekiem? Miał energie bezdusznego generale, jak to możliwe?
- Istotnie jest bezdusznym, choć przypomina człowieka wyewoluował, zyskali tę zdolność jakiś czas temu, im więcej zjedzą, wchłoną, zdolności, umiejętności, zyskują ludzką formę.
- Niemożliwe, nie wiedziałam, że tak potrafią, na etapie, którym jesteśmy wiemy, że zyskują nasze zdolności i je wykorzystują, skoro jest generałem, maja przywódcę?
- Tak, jest najsilniejszy z nich wszystkich, jako pierwszy stał się ludzką formą bezdusznego, znakomity w walce, zwą go Silyen.
- Pytanie brzmi czego chce ode mnie?
- Krzyżujesz Pani jego plany, nie sadzę jednak by chodziło o Twoją śmierć, myślę, że bierze ja pod uwagę, ale wydaje mi się, że chodzi o coś więcej.
- Dziękuję generale za Twą uprzejmość, Nentres idziemy, pora odwiedzić Twojego ojca, za mną.
- Jesteś tego pewna, że chcesz go spotkać? - zapytał Nentres z mina zbitego psa
- A dlaczego miałabym się bać?
- A jeśli nie wypuści Cię stąd?
- Mam Ciebie, sama wyjdę.
Przechodząc dalej, natknęliśmy się na ogród, rośliny w wymiarze Etherion były zupełnie inne niż ziemskie. Niższe drzewa miały mocno brązową korę, ich liście świeciły jak płomienie słońca, gałęzie zawijały się w okręgi. Były przepiękne i...chyba nie zupełnie zdrowe.
- Co to?
- To sunlighty, drzewa, które nocą dają dzienne światło, za dnia natomiast wyglądają jakby były spalone, liście są koloru ciemnobrązowego, nigdy nie gasną w ciemnościach, chyba, że chorują.
- Tak jak te tutaj?
- Skąd wiesz? To prawda, energia bezdusznych je zabija, jednak dzięki nim łatwiej je dostrzec, otaczają cały nasz kraj, chronią nas przed ciemnością. To główna roślina, królewskie drzewo, wszystkie są połączone, ona umiera, nastaje wieczna ciemność.
- Wystarczy, że ją wyleczę i znowu dla ludzi z Twojego królestwa nastanie czas nadziei, podniesie to ich morale, książę. Może będę mogła jej pomóc.
- Amy, nie musisz mnie tytułować, czuję się jak ostatni drań, zataiłem to i owo przed wami, chciałem Ci powiedzieć, bałem się, że tego nie zniesiesz, że przyjaciele stracą nadzieję, tak jak mieszkańcy Syntheri. Nie wiem czy się uda, można spróbować przywrócić ludziom nadzieję, jesteś w tym dobra. Dla Ciebie nie ma rzeczy nie możliwych.
- Będę Cię tytułować, ty zawsze mnie tytułujesz, nie zawsze daję radę, ale mam dla kogo walczyć - przysiadłam przy drzewie, położyłam ręce tuż nad jego korzeniami. Podróżowałam między wszystkimi roślinami w królestwie, jakby od niego wszystko miało tutaj swój początek. Mieszkańcy zaciekawieni przystawali, zdumieni widząc jak ich światło wraca. Całe królestwo stało się jasne, ciepłe, udało mi się odtworzyć barierę ochronną przed bezdusznymi, to jasne  drzewa ich chroniły. Byłam pełna podziwu do ich technologii i natury, która łączyła się z ludźmi w walce z zagrożeniem.
- Nie sadziłem, ze to będzie możliwe, odbudowa bariery, runęła kiedy byłem mały, wtedy Silyen się przemienił, wielu ludzi straciło życie.
Ludzie wiwatowali, dziękowali, królestwo było piękne, znowu mieli o co walczyć.
- Książę,  prowadź do pałacu.
- Amy - złapał mnie za rękę- bądź na mnie zła, ochrzań mnie, nawrzeszcz, uderz jeśli będzie trzeba, ale nie patrz na mnie w ten sposób, nie mogę tego znieść.
- W jaki sposób na Ciebie patrzę?
- Czuję się jakbym to ja spustoszył te królestwa i nasłał bezdusznych..
- Nie bądź niemądry, porozmawiamy o tym, ale nie teraz, nie wypada mi, zniknąć stąd wiem, że nas obserwują na każdym kroku, obawiają się mnie?
- Jesteś silna, przepędziłaś bezdusznych, ocaliłaś mój dom i mnie, nie pozwoliłaś mi się poświęcić.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Ty masz rządzić tym królestwem kiedyś, a nie poświęcać się...
- Ehh jak ja cię kocham, marudo...- złapał mnie za rękę i zaciągnął do zamku.

środa, 25 czerwca 2014

29. Bankiet.

Dla strażników zorganizowano bankiet, wszyscy mogli świętować, odprężyć się.
Posadzono mnie u boku Logana, obok mnie przysiadł Xander, było mi nieco lepiej, mieć go przy boku. Jako laureat drugiego miejsca został odpowiedzialny za moje bezpieczeństwo, stał się moja prawą ręką, a to mi bardzo odpowiadało, mam nadzieję, że jemu też. Wszyscy jedli, pili, prowadzili rozmowy, było przyjemnie.
- I jak się czujesz jako mój stróż, zniesiesz to jakoś?- uśmiechnęłam się do Xandera
- Jakoś będę musiał, a ty wiesz, że musisz być grzeczna, dawać przykład i mnie słuchać?
- Jakoś będę musiała to znieść - uśmiechnęłam się.
Starzy znajomi Thundera znowu go zaakceptowali, on jednak  usiadł koło Nataniela i Nentresa, chyba zaczął dostrzegać to co ważne.
- Amy, chodź ze mną - powiedział Logan i wstał od stołu, Xander odsunął mi krzesło kiedy wstawałam, pozostali strażnicy wstali kiedy odchodziłam od stołu, jakie  to dziwne, ciekawe czy się do tego przyzwyczaję.
Wyszliśmy na taras, byliśmy tam całkiem sami, zaczynało zmierzchać, nie wiedziałam czego się spodziewać. Załapał mnie za rękę, stanął blisko i patrzył w oczy.
- Jak się z tym wszystkim czujesz?
- Niesamowicie dziwnie, nie spodziewałam się tylu dowodów sympatii, będę musiała przywyknąć do tego okazywania szacunku.
- Niepotrzebnie się martwiłaś, wiedziałem, że sobie poradzisz, a sposób w jaki to zrobiłaś zaskoczył wszystkich i że wychodzi to tak naturalnie i spontanicznie.
- Bo ja jestem taka i to wszystko, nie rozumiem tego całego zamieszania, wiem, że ludzie są różni, ale przecież nie robię nic wyjątkowego.
- Mylisz się, cała jesteś wyjątkowa. Powiedz mi, muszę się martwić Xanderem - głaskał mnie po policzku- że stanie się dla Ciebie kimś więcej niż przyjacielem?
- A dlaczego miałbyś się tego bać?
Nachylił się do mnie i delikatnie z dużą czułością mnie pocałował.
- Ponieważ Cię kocham, najbardziej na świecie.
- Ty mnie kochasz?
- Całym sercem - patrzył na mnie i uśmiechał się ciepło, sprawiał wrażenie jakby mu ulżyło, jakby zrzucił z siebie ogromny ciężar.
- Myślę, że nie musisz martwić się Xanderem, wiesz? Bo ja też, bardzo Cię kocham - uśmiechnęłam się.
Przytulił mnie mocno, chyba nam obojgu spadł ogromny ciężar z serca.  Wróciliśmy do stołu.
- Wszystko gra? - zapytał Xander
- W jak najlepszym - gdy się dosiadaliśmy strażnicy znów powstali, a ja uśmiechnęłam się do nich. Teraz tylko kwestia jak zareagują na nasz mmm "związek" i kiedy Logan zdecyduje go ujawnić, jeśli w ogóle się zdecyduje. Postanowiłam nie martwic się na zapas, po bankiecie pomogłam uprzątnąć stoły, kilku strażników mi pomogło,  Logan objął mnie przy nich po przyjacielsku i odprowadził do pokoju. Niby wiele się wyjaśniło, ale nadal mam pewne obawy, no i Nentres, ostatnio jest mniej denerwujący niż zwykle, wydaje mi się, że coś ukrywa. Obawiam się, że to nic dobrego.
Kiedy się przebrałam, postanowiłam go wezwać.
- Nentres, musimy pogadać, chodź tutaj.
Tak jak przypuszczałam ukrywał się między wymiarami, przypuszczam, że coś go niepokoi.
- Jestem, w czym mogę Ci pomóc?
- Musimy porozmawiać, niepokoi mnie Twoje zachowanie, znam Cię, wiem, że coś przede mną ukrywasz, nie odwracaj wzroku spójrz na mnie - podeszłam do niego- o Boże, jesteś ranny, kto ci to zrobił? dlaczego nie przyszedłeś z tym do mnie od razu? - zaczęłam go leczyć.
- Miałaś ten cały turniej, nie mogłem Ci zawracać głowy, ty z tym nic nie zrobisz, nie należysz do tamtego świata, aniele.
- Przestań mówić zagadkami, natychmiast mów co się dzieje.
- Bezduszni są w natarciu na wymiar z którego pochodzę, to chyba nasze pożegnanie, będę musiał tam wrócić i skoncentrować się na walce.
- Pójdę z Tobą, nie poradzisz sobie sam, beze mnie. Zginiesz, a ja Ci na to nie pozwolę.
- Nie możesz, Amy jesteś tu drugą po liderze, liczą na Ciebie, ledwo objęłaś stanowisko i już ich opuścisz? Nie to im ślubowałaś, nie to jemu obiecywałaś...prawda? Zaufaj mi, teraz kiedy wiesz, nie muszę tego ukrywać przed Tobą, nie chciałem Ci tego mówić dzisiaj, to Twoje święto.
- Jak bardzo jest źle?
- Bardzo, sztormują bramy w tym momencie.
- Daj mi 5 minut - szybko się przebrałam
- Ale Amy...
- Za mną...- weszłam do pokoju Logana
- Mamy problem
- Tak szybko ? - zdziwił się Logan
- Zapytaj lepiej kiedy ich nie mamy.
- Co jest? Domyślam się, że decyzje podjęłaś w sprawie o której jeszcze nie mam pojęcia - zmarszczył brwi Logan
- Wymiar Nentresa i królestwo Syntheri, z którego pochodzi maja problemy, bezduszni są w natarciu forsują bramę, chce im pomóc, przy mnie nie będzie się musiał ograniczać, odeprzemy ich i wracam do Ciebie. Nie musisz się bać, wiesz, że bez Ciebie nie będę potrafiła i nie chcę żyć dalej...- zarumieniłam się lekko
- W końcu jej powiedziałeś, co? Uparła się, jeśli wyrazisz zgodę, obiecuję Ci ja sprowadzić bezpiecznie z powrotem z Etherionu, kiedy tylko natarcie się skończy.
- Muszę to zrobić
- Weź Xandera ze sobą
- Wolałabym go w to nie mieszać, nie wiem czy zapewnię mu bezpieczeństwo
- To on Tobie ma zapewnić bezpieczeństwo
- Logan, proszę...zaufaj mi.
- Dobra, Nentres weź to ze sobą, to serum, na razie tyle udało mi się zrobić, wyleczy mniejsze obrażenia, poważniejsze zaleczy, by nie zagrażały życiu. Postaram się je udoskonalić. Nentres, uważaj na nią.
- Wiesz, że będę.
Rzuciłam się Loganowi w objęcia.
- Dziękuję, wrócę obiecuję- pocałowałam go na pożegnanie i wyszliśmy z pokoju, kiedy wzięłam swój sztylet i  spakowałam apteczkę na wszelki wypadek, Nentres otworzył przejście do Etherionu, ujrzałam niezwykły pałac Syntheri, misję czas zacząć.

wtorek, 24 czerwca 2014

28. Finał.

Nadszedł ten dzień, na który wszyscy czekali. Ostatni dzień, staliśmy z Xandem czekając czym nas dziś zaskoczą. Nentres z Thunderem i Natanielem machali do nas z trybun.
- Widzisz jakie mamy wsparcie? - powiedziałam do Xandera.
- Tak, mamy, myślę, że raczej kibicują Tobie, hehe.
- Jak zwykle wyciągasz mylne wnioski.
- Zabawna jesteś - roześmiał się.
Ucichłam kiedy lider podszedł do podium, by opowiedzieć szczegóły rundy, o której nic nie wiedziałam.
- Witajcie w rundzie finałowej, decydującej o wszystkim. Kluczem do zwycięstwa jest szybkość i precyzja. Dziesięciu wspaniałych, pełnych pasji zawodników zostanie poddanych symulacji, macie 3 minuty na zabicie jak największej ilości bezdusznych. Na ten czas zostało zaprogramowanych 200 stworów, jeszcze wszystko może się zmienić. Zostaniecie wyczytywani losowo, nie pozostaje mi nic innego tylko życzyć Wam powodzenia. Niech światło was prowadzi - rozległ się gong zwiastujący rozpoczęcie symulacji.
Pierwszy wszedł Tobias, przygotował się, wybrał broń i poprosił o symulację, zabił ich 50, całkiem dobry wynik.
Nie zauważyłam kiedy podszedł do mnie Thunder.
- Dasz sobie radę, tylko się nie denerwuj. Nie zwracaj uwagi na wszystko wokoło tylko na stwory.
- Dzięki, trochę się denerwuję, nie lubię oczekiwania.
- To akurat zauważyłem w sparingu z Tobą, zdradzę Ci pewien sekret - nachylił się by powiedzieć mi coś na ucho- wierzę, że zmieciesz je wszystkie, ba ja to wiem. A ten Xander, to Twój chłopak?
- Nie, nie jesteśmy razem, przeceniasz moje możliwości.
- A ja myślę, że je nawet zaniżyłem- poklepał mnie po ramieniu i poszedł na trybuny.
- Xand, przypomnij mi, że musimy iść razem na jakąś randkę, wszyscy obstawiają, że się umawiamy - zaśmiałam się
- Lubię kobiety u władzy, wygraj, a będę Ci posłuszny o pani.
- Zgrywasz się, głupiejesz od zadawania się z Natanielem.
Kolejni zawodnicy odchodzili z przeciętnymi wynikami, 75, 60, najwyższy jak dotąd to 80 i należy do Davida, który potrafi zamrażać.
Objął mnie mocno i cmoknął w policzek.
- No nie złość się, myślisz, że teraz je zdejmiesz?
- Po prostu powiedz, że chcesz mnie rozebrać - uśmiechnęłam się figlarnie
- Zawsze i nawet zaraz, ale właśnie mnie wyczytali, moja kolej.
- Zniszcz je wszystkie.
- Jak zawsze słonko, jak zawsze.
Siedziałam jak na szpilkach by go obserwować, nie chciałam niczego przegapić.
- Pokaz im wszystkim Xander - szepnęłam.
Xander wybrał dwa miecze, co było dobrym zagraniem taktycznie, zaczęło się, ostrza błyszczały, to było jak taniec, walczył niesamowicie, byłam dumna, że mogłam się od niego uczyć, myślę, że nie zaprzestanę naszych treningów, jeszcze muszę wiele z tego podłapać. Bezduszny za bezdusznym padał, straciłam rachubę w ich zliczaniu, to było niesamowite widowisko, a ja wiedziałam, że pokaże klasę. Wynik : 185 stworów w czasie 3 minuty. Wszyscy zamarli, rozległ się gorący aplauz, rzuciłam mu się na szyję, byłam taka szczęśliwa.
- Xand byleś fenomenalny!!!!!
Strażnicy bili mu brawo na stojąco, czuję, że po tych zawodach zyska większy szacunek kolegów, zasługuje na to. Zerknęłam na Logana, przyglądał mi się z zaniepokojona miną, czego się obawiał, że nie pobiję Xanda czy, że między nami coś się dzieje?
- To Twoja zasługa, nie mogłem Cię zawieść, nie mogłem przynieść Ci obciachu, moja damo, teraz Twoja głowa w tym by mnie przeskoczyć.
- Nie wiem, czy dam radę, muszę się jeszcze wiele od Ciebie nauczyć.
- Już umiesz wystarczająco, a reszta wyjdzie w praniu.
Kolejni strażnicy nie powalali wynikami, nadal wynik Xandera królował na liście, wynik Davida nieco spadł, Seth wskoczył na miejsce 2 z wynikiem 85, jego ogień siał niezłe niszczenie, ale wiele go to kosztowało. Więc stało się wychodzę ostatnia na arenę. Ze stołu z broni,a biorę mój sztylet, nic więcej nie będzie mi potrzebne przypinam go do pasa, wyłączam się jak powiedział Thunder, tak pora je zdjąć, schylam się do swoich nóg i odpinam ciężarki, w których chodzę od dawna, trening Xandera sprawiał, że bez nich jestem jeszcze szybsza, z nimi byłam w stanie przegonić większość strażników i się nie zasapać.
Kiedy zaczęłam trening z Xandem nieco się go obawiałam, zapytał mnie co chcę osiągnąć, powiedział praktycznie od razu na czym polegał mój problem. Dokładaliśmy ciężarki na moje nogi, początkowo po 5 kg na nogę, czas noszenia był krótki, stopniowo udawało mi się w nich chodzić dłużej, a Xander mnie nie oszczędzał. To była droga przez mękę, kiedy opanowałam je dokładał znowu i znowu, nie pozwalał ich ściągać i tak doszłam do magicznych 10 kg na nogę, muszę przyznać, że teraz bez nich czuje się dziwnie lekka. Dziękuje Xand za to, że mnie tak sponiewierałeś, zobacz efekty naszej pracy, nie zawiodę Cię. Kiedy odpięłam drugie ciężarki i odrzuciłam na bok, rozległ się głośny huk, no tak zapomniałam, że one faktycznie są ciężkie. Na widowni słychać było dziwne pomruki, strażnicy zagrzewali mnie do walki, brawa, które się rozległy były ogromne, aż mi z tym dziwnie. Byłam jedyną strażniczką bez broni, miałam swoje dłonie i niszczycielską moc.
- Jestem gotowa.
Usłyszałam gong, bestie pojawiały się jedna za drugą, tempo było tak szybkie, że miałam wrażenie, że stwory nie nadążają się tworzyć. I faktycznie, stworów brak, coś się popsuło? Zerknęłam na zegar 1.55, został zatrzymany.
- W związku, że masz jeszcze czas, a wykorzystałaś wszystkie stwory, które przygotowaliśmy, masz kolejną partię, czas start - usłyszałam głos Logana.
Wbijałam dłonie głęboko w bezdusznych, wiedziałam, w który punkt celować, by zgładzić ich szybko, siałam zniszczenie i byłam w tym całkiem dobra. Kiedy usłyszałam koniec zerknęłam na wynik, bo jakoś nie chciałam wierzyć, że aż tyle zniszczyłam, że rzucili mi dodatkową partię...a to mój wynik to: 300 stworów w 3 minuty!
Chyba coś się naprawdę popsuło, czy to możliwe, że aż tak się wciągam? Naprawdę jestem niebezpieczna. Strażnicy wiwatowali, dostałam oklaski z miejsc stojących, może teraz odpuszczą Thunderowi, kiedy zobaczyli co potrafię i, że nie miał wyjścia. Ukłoniłam się lekko, ten ogromny dowód sympatii onieśmielał mnie, Xander pochwycił mnie w ramiona, uniósł na ramionach, inni strażnicy mu pomogli, istne szaleństwo, pomachałam innym.
- Słodko się peszy, co? - Nentres zagadał Logana
- Tak, jest onieśmielona, a oni pójdą za nią w ogień, nie jest świadoma tego co zrobiła. Pokazała im inna drogę - odpowiedział Logan i się uśmiechnął.
Poprosiłam, by mnie postawili, odbierałam gratulacje, zerkaliśmy na tablicę wyników w niedowierzaniu.
- Wiedziałem, że mnie przeskoczysz, jesteś nieziemska! - przytulił mnie lekko Xander
- Moi drodzy, za chwilę na tablicy pojawi się zwycięzca turnieju, myślę, że doskonale wiecie kim jest ten szczęśliwiec, nie będę przedłużał, moje gratulacje.
Na szczycie listy wylądowałam....ja, na drugim miejscy był Xander, byliśmy dumni i szczęśliwi.
Strażnicy oddali mi pokłon, a  tego to się nie spodziewałam, musiałam udać się na podium do niego i odebrać odznaczenie.
Na poduszce, która trzymał na łańcuszkach były srebrne skrzydła, przełamał je, zawiesił jedno sobie, drugie założył mnie na szyi.
- Osobno żadne z nich nie wzleci, razem są symbolem strażniczej jedności. Prowadź ich ku światłu, dbaj o nich, nie wahaj się słuchać swojego serca jak do tej pory. Wykazałaś się sprytem, dobrym sercem pomagając innym, choć nie musiałaś, nie jesteś bezlitosna i rządna krwi, nie idziesz po trupach zawsze zwracasz uwagę na swoich towarzyszy, nawet wtedy kiedy jesteście rywalami. Analizuj sytuację, walcz o dobro i swoich przyjaciół. Witaj moja zastępczyni, przeszłaś długą drogę i jeszcze wiele przed Tobą. Wylałaś nie jedną łzę, nie jedna wylejesz za swych towarzyszy. Bezpiecznej drogi.
- Dziękuję - tylko tyle mogłam mu powiedzieć, tym razem ja się ukłoniłam wszystkim zgromadzonym- Nie spodziewałam się tego odznaczenia, przebywam z wami stosunkowo krótko, nie mogę powiedzieć, że o nim nie marzyłam, bo bym skłamała, a kłamać nie potrafię. Wasza aprobata, akceptacja mojej osoby wiele dla mnie znaczy, postaram się godnie Was reprezentować i prowadzić, abyście byli bezpieczni, aby bezduszni, w końcu mieli swój  ostatni posiłek, aby nasz świat w końcu stał się bezpieczniejszy. Każdy z was jest wyjątkowy i ważny dla strażniczej społeczności, dziękuję za doping, dla was się nie poddałam. Dziękuję Xanderowi, za jego cierpliwość i wsparcie dla nowicjusza, który bardziej zielony już nie mógł być. Natanielowi i Loganowi za ocalenie życia, bez nich by mnie tu nie było, bezduszny by miał olbrzymia i smaczna kolację, Nentresowi, że obudził mnie kiedy była taka potrzeba. Thunderowi, za cenne rady i mądrość w chwili zagrożenia. Dziękuję - nigdy nie lubiłam przemawiać, Loganowi przychodziło to tak łatwo, a ja plątałam się na równi z moimi myślami.
Logan złapał mnie za rękę, dodał otuchy, ciekawe co o tym wszystkim myślał, będziemy teraz sporo czasu spędzać razem, współpracować, gdzie mnie wyśle z oddziałem tam pójdę.kiedy trzeba będzie się postawić, zrobię to dla dobra wszystkich, nie pozwolę się rozstawiać po kątach, liderze.

71. Przeciwności

Byłam w umówionym miejscu przed czasem, nie mogłam usiedzieć w miejscu, rozciągałam się. Przesłałam my w myślach wiadomość, że jestem na miejscu, ale jestem pewna czy mnie nie odepchnął. Taka ewentualność, nie wróżyła mi niczego dobrego, ma rację, że się wścieka. Bałam się, że się ode mnie odwróci i...powie o wszystkim przyjacielowi - Loganowi. Wtedy sobie nie z nim nie poradzę, teraz jest wystarczająco ciężko, a co dopiero kiedy czarny scenariusz się spełni. Poczułam dłoń na moim ramieniu, odskoczyłam automatycznie.
- Jejku, Xand, przestraszyłeś mnie, przepraszam.
- Mówiłem do Ciebie.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Dużo przepraszasz...
- Powinnam, prawda?
- To zależy.
- Od czego?
- Od tego jaka jest prawda, wiem, że mnie nie okłamiesz.
- Masz dużo czasu?
- Mam całą noc.
- Mmm cała noc, tylko dla mnie powinnam zdążyć, chcesz usiąść?
- Postoję.
- Bałam się, zacznę od początku, to się stało kiedy zerwaliśmy, nie wcześniej...
- O to Ciebie bym nie podejrzewał, za dobrze Cię znam.
- Dzięki, nie planowałam tego, nie wiem jak to wyjaśnić, poczułam coś i nie chciałam by to odeszło, to ciepłe uczucie, miałam dość bólu, który był we mnie od zawsze. Miałam dość odtrącenia, on sprawił, że poczułam się ważna w każdym calu.  Poczułam...chyba szczęście...dlatego w to brnęłam.
- Mów dalej.
- Nie ułatwiasz mi tego, masz racje zasłużyłam, zatajam to dla niego i Ciebie. Widziałeś Logana, wiem, że będzie tylko gorzej, już i tak jest cięty na niego, wystarczy, że mnie nie daje żyć. Jakoś to zniosę, doprowadziłby do tego, żebyście mnie znienawidzili, podkładając mi świnię jak to jego dziewczyna ośmieliła się go zdradzić za całą dobroć, którą mi dał, wiem, że by to zrobił...no i Ty...nie chciałam Ciebie bardziej zranić.
- Dlatego tak się wystraszyłaś?
- Tak.
- Nie pozwoliłbym mu Ciebie tknąć....dzisiaj, ja czuwam.
- Xand...- podeszłam do niego i mocno przytuliłam - wybacz mi - szepnęłam.
- Jesteś szczęśliwa? - objął mnie.
- Bardzo, skąd wiedziałeś?
- Widziałem jak na siebie patrzycie, jak Cię traktuje, jak o Ciebie dba, o każdy szczegół, z jaką precyzją wybierał jedzenie dla ciebie. Jak Cię uspokajał, jak mu ufałaś....wszystko co robi i robił jest dla Ciebie. Twoje oczy...
- Co z nimi?
- Przy nim są radosne, szczęśliwe. Zrób coś dla mnie, proszę.
- Co takiego?
- Nie daj się już więcej tak źle traktować, bądź z nim szczęśliwa. Uważaj na siebie, będę Cię nasłuchiwał...jakbyś miała z Loganem problem, zjawię się, zawsze. Tylko, powiedz mi to.
- Dziękuję...że zawsze chcesz słuchać. Bałam się, że Cię stracę, że się odwrócisz ode mnie. Nie chcę tego.
- Tak się nie stanie. Nie zostawię Cię samej przeciw niemu. To nierówna walka- zamyśliłam się.
- No proszę, cóż za romantyczna scena- zza drzewa wyszedł Logan, zadrżałam ze strachu i odsunęłam się od Xandera.
- Czego chcesz? - zapytał Xander- ona jest wolną kobietą, a ja mężczyzną, jeśli ma ochotę się przytulić ja nie mam nic przeciwko.
- Szybko działasz Xand
- Zbyt wolno, pozwoliłem byś zrobił to wszystko i ufałem, że przejrzysz na oczy, nie popełnię więcej tego samego błędu.
Logan patrzył na mnie takim zimnym wzrokiem, czym na to zasłużyłam? Za Xandem czułam się bezpiecznie, nie mogę tak się bać, inaczej nigdy z nim nie wygram, nigdy nie da mi spokoju.
- Dlaczego to robisz? - zapytałam, spojrzał dziwnie - Dlaczego nam to robisz?
- Nie wiem o czym mówisz, widzimy się rano - spojrzał z wyższością i pewnym siebie uśmiechem, mogłam się domyślić, że to była groźba. Wrócił do budynku wolnym krokiem.
- Teraz już rozumiem, dlaczego to ukrywasz i przestałem ci się dziwić.
- Zachowaj to dla siebie proszę, straciłam ochotę na bieganie. Wybaczysz mi?
- Zerknij na rozpiskę patroli, wiem, ze coś zmienił, musisz uważać, żeby nie miał pretekstu by Cię terroryzować.
- Dziękuję...- pospiesznie udałam się do tablicy informacyjnej i oczywiście Xander miał rację, zostałam wpisana na patrol jako dowodzącą, jakżeby inaczej, jedynym pocieszeniem był fakt, że byłam w grupie razem z Thunderem. Wykreślił z rozpiski Xandera, rozdzielił nas, więc jest jego głównym podejrzanym. Pobiegłam szybko się przebrać i uzbroić, zeszłam na dół do drużyny.
- Przepraszam, że czekaliście, ale władza nie powiadomiła mnie o zmianie w ekipie, zaznaczyłam wam teren do patrolowania, dobierzcie się w mniejsze grupy, spotykamy się za dwie godziny w punkcie widokowym. Rozdałam im słuchawki, aby mogli się ze sobą kontaktować. Nawołujcie mnie w myślach jeśli nadejdzie taka potrzeba, połączę się z wami. Zabrakło sprzętu, wiec poradzimy sobie w ten sposób. Macie pięć minut by dobrać się w grupy, kto chce iść ze mną zapraszam tutaj. Nataniel podszedł do mnie od razu, mogłam się tego spodziewać, poczułam na plecach rękę Thundera, jego wodę poznam wszędzie, nie musiałam się odwracać.
- Można?
- A jednak się skusiłeś na moje towarzystwo? Chyba zatęskniłeś.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo, chcę tylko Cię przetestować.
- Zapraszam, nie mam nic do ukrycia.
- Mści się na Tobie- powiedział nagle Nataniel, chowając rękę do kieszeni.
- Wiem, po nocnym patrolu  z rana muszę się zjawić w biurze.
- Nic nie odeśpisz, nie możesz się zgodzić - zmartwił się Nataniel
- Pokazuje mi, że skoro nie jestem jego to taryfa ulgowa się skończyła, przetrzymam - opuściłam głowę.
- Uważaj, bo znowu stracisz kontrolę, musisz być wypoczęta - wtrącił Thunder, wiedziałam, że się martwił - mogę mu to powiedzieć i z nim sobie porozmawiać.
- Na razie podziękuję, może w końcu odpuści.
- No proszę, przyszedł skontrolować odprawę, czy się zjawisz - szepnął Nataniel, kiedy Logan pojawił się na schodach.
- Gotowi? To ruszamy - spojrzałam na niego, lekko uśmiechnęłam się zadziornie, włożyłam do pochwy miecz, w końcu duże dziewczynki nie bawią się małymi zabawkami.
Kiedy wychodziliśmy ruszyłam sama, widziałam kątem oka, że Thunder przytrzymał Nataniela i udał się w nieco innym kierunku, by później do mnie dołączyć, by nie dawać zbyt wielu informacji Loganowi.
-"Trzymasz się jakoś? Tęsknię za Tobą i bardzo się martwię..."
- "To nie pierwsza scena dzisiejszego dnia z jego udziałem, porozmawiamy później, w ten sam sposób, tutaj nas nie podsłucha, Xander wie, domyślił się."
- Gdzie idziemy? - zapytał Nataniel
- Nie dajemy konusowi satysfakcji i informacji, że idziemy z nią.
- Dobry pomysł, ze wszystkich dyżurów rozdzielił ją z Xanderem.
- Będzie chciał ją rozdzielić z przyjaciółmi, bez was będzie łatwiejszym celem.
- Ty też jesteś jej przyjacielem.
- Ja się nie poddam, muszę być blisko, nie jest do końca stabilna, muszę czuwać, jak ją wkurzy, może się zapomnieć.
- Nie będzie zadowolona - zaśmiał się Nataniel
- Nie musi, ważne, że ja będę się dobrze bawił - uśmiechnął się i skierował ich na punkt widokowy, gdzie w oddali czekała na nich Amy. Jego Amy.