Logan należy do osób, którym lepiej się nie przeciwstawiać, przynajmniej takie wtedy sprawiał wrażenie. Idąc z nim w stronę domu zastanawiałam się: w jakie bagno się wplątałam i czy nie lepiej byłoby zostać posiłkiem tego całego bezdusznego. Nie miałam pojęcia co się ze mną stanie. Przez całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie ani razu. Czułam na sobie jego wzrok, wyraźnie się nad czymś zastanawiał. I jeszcze to miejsce..i te zielone oczy...
- Jak Ci na imię?
Na dźwięk jego głosu zadrżałam, wyrwał mnie z zamyślenia, budził we mnie pewne obawy, eh no dobra byłam przerażona.
- Amy
Kiwnął głową na znak, że dotarło. Logan jest dużo wyższy ode mnie, umięśniony, zwinny, załatwienie mnie nie sprawiłoby mu najmniejszego problemu. Zapewne by się nawet przy tym nie spocił. Ma dłuższe brązowe włosy i piwne oczy, które potrafią przejrzeć każdy podstęp.
Weszliśmy do mojego przytulnego mieszkania, zaczął analizować każdy jego kąt, czy czasem nie wyskoczy na niego facet z siekierą z jakiegoś rogu. Nie sądziłam wtedy, że sprawdza teren... dla mnie. Poznał wszystkie plusy i minusy mojego małego lokum, wiedział którędy uciec i dostać się niezauważonym. Zasada strażnika bądź zawsze czujny.
Poczęstowałam go herbatą, pochowałam zakupy, tego dnia potrzebowałam czegoś mocniejszego, zdecydowanie....jednak pozostałam przy herbacie, gdybym musiała stoczyć tego wieczoru jeszcze jedną walkę, tym razem z moim wybawicielem. Utrzymywałam bezpieczną odległość między nami, co nie umknęło jego uwadze.
- Amy, Ty się mnie boisz, ha to mało powiedziane, dziewczyno stoczyłaś dziś walkę
z bezdusznym, dzielnie się broniłaś, omal nie przypłaciłaś tego życiem. Dodatkowo przebudziłaś swój dar,wiesz jaką jesteś niezwykłą osobą, a przeraża Cię facet, który bez wahania ocalił Ci życie- to mówiąc przyparł mnie do ściany, dotknął delikatnie mojej twarzy, bym spojrzała mu w oczy. Nie było w nich zła, podstępu czy goryczy, tylko troska.
-Masz pełno siniaków- dotykał moich rąk oglądając rany, które zaczęły znikać.
Zebrałam się w sobie, co nie było takie proste, onieśmielał mnie, nie wiedziałam czego się spodziewać po tym mężczyźnie, jego słowa były jednak logiczniejsze od moich myśli. Żebym tylko nie wyszła przy tym wszystkim na totalna idiotkę.
- Zdaję sobie sprawę jakie to wszystko dla Ciebie musi być głupie, ale tak...nie znam Cię, dziękuję Tobie i Twojemu przyjacielowi za uratowanie mojego życia. Przeżyłam dziś o wiele za dużo, nic z tego nie rozumiem, walczę sama ze sobą by się nie rozpłakać, poskramiam swoje rozbiegane emocje. Tak, masz rację mam siniaki...
i dobrze, że tylko tyle.. zostało po dzisiejszym koszmarze - miałam tylko nadzieję, że nie pomyśli o mnie jak o totalnym dziwadle, choć sama nie wiedziałam dlaczego tak mi na tym zależało. Przecież już więcej go nie spotkam, prawda?
Jego twarz znacznie złagodniała, czy ja widzę troskę, a może mi się przywidziało? Mogło, przecież zdrowo oberwałam dziś w głowę. Wiedziałam, że jest człowiekiem, który łatwo nie odpuści. Wziął mnie za rękę, zaprowadził do stołu jak maleńką dziewczynkę i posadził na krześle. Uklęknął przede mną, zastanawiał się jak ubrać w słowa to co chciał przekazać nie przyprawiając mnie o zawał, może miał jakieś złe wieści.
-Wybacz mi...- zaczął niepewnie
- Ale co Ci mam wybaczyć, przecież nie zrobiłeś nic złego....jeszcze - dodałam
z wahaniem.
- Wybacz mi Amy, że nie przybyłem szybciej, mogłoby to zaoszczędzić Ci wiele
z tych nieprzyjemności. Przyszedłem tu z Tobą by upewnić się, że dotrzesz do domu bezpiecznie, że nic tu na Ciebie nie czyha. Uprzedzę Twoje pytania: tak będą na Ciebie polować, masz wyjątkową aurę, a Twoja energia jest dla nich niezwykle smakowita. Jesteś jak główne danie na wykwintnym bankiecie, na które nikt sobie nie może pozwolić. Będą Cię wyczuwać z oddali, nie jeden spróbuje Ciebie tu dosięgnąć. Jesteś wyjątkowa, obudziłaś w sobie dar, zupełnie tak jak ja i moi przyjaciele. Każdy z nas był kiedyś na Twoim miejscu, byli i tacy, którzy pomocy nie doczekali. Nie dopuszczę by takie przypadki się powtarzały. Mogę nauczyć Cię wielu przydatnych umiejętności, jak się bronić, jak opanować i rozwijać Twój dar. Będę z Tobą szczery, potrzebujemy Twojej pomocy. Walka z bezdusznymi jest..powiedzmy bardzo intensywna, rany bolesne i długie w rekonwalescencji, a ich przybywa. Chciałbym, żebyś do nas dołączyła, do naszej rodziny, nie będziesz więcej sama, bezbronna, bezsilna. Nie będziesz się więcej bała. W zamian za Twój talent, leczenie obiecuje Ci chronić Cię za cenę życia, składam Ci swoje życie do Twojej dyspozycji. Żeby Cię skrzywdzić, będą musieli pozbyć się mnie, a to niezwykle trudne zadanie. Zobacz sama, tylko się nie bój.
Sięgnął po miecz i zrobił głębokie nacięcie na swojej ręce. Odczuwał ból, ale rana za kilka chwil zabliźniła się.
- To niesamowite, pewnie bardzo Cię bolało, czy Ty też potrafisz...leczyć jak ja? - dotykałam jego ręki, a on uśmiechał się tak czule.
- Teraz wiesz dlaczego zabicie mnie będzie bardzo trudnym zadaniem, a z Twoją pomocą możemy wiele zmienić, nie potrafię leczyć odczuwam ból jak normalni ludzie, moją zdolnością jest między innymi regeneracja, duża siła. Nie będę Cię do niczego zmuszać, jednak muszę Cię ostrzec mała, jestem cholernie upartym mężczyzną, nigdy się nie poddaję, będę walczyć o to czego pragnę, a pragnę Ciebie. Dam Ci czas do namysłu, sam Cię znajdę, przemyśl to sobie - uśmiechnął się figlarnie. Wypił swoją herbatę jednym łykiem, odłożył kubek do zlewu i umył go.
- Dziękuję za herbatę, była bardzo dobra, preferuję kawę, ale myślę, że mógłbym się do niej przyzwyczaić, a nawet za nią zatęsknić. Zamknij dobrze drzwi i uważaj na siebie, śpij dobrze, ja czuwam jesteś bezpieczna..., do zobaczenia mała.
To mówiąc opuścił moje mieszkanie pozostawiając jeszcze większy mętlik w mojej głowie.
Yeah!! Kolejny rozdział i Logan super. :D Historia zaczyna się rozkręcać hehe. Amy powinna czuć się obserwowana. @.@ Życzę dużo weny, pisz dalsze części i wstawiaj bo już się doczekać nie mogę. :DD Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńTeż go bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńJak na razie weny mam pod dostatkiem :)