Pozostało mi czekać na odzew ze strony Nentresa, długo nie dawał znaku życia, to do niego niepodobne, a ja przyzwyczaiłam się do jego obecności. Mam nadzieje, że nie ma kłopotów. Patrolowałam z oddziałem tereny miasta, udało nam się wytropić grupkę bezdusznych i szybko ich unicestwić, Xander nie opuszczał mojego boku, martwili się, ale co ja mogłam na to poradzić. Kiedy wróciliśmy do kwatery, usłyszałam kłótnię miedzy kilkoma strażnikami, nie spodobało mi się to, wiec zainterweniowałam.
- Nie pozwolę Ci wygadywać takich głupot! - powiedział mężczyzna stojący nad słabszym kolegą - jak śmiesz wątpić?!
Kiedy miał go uderzyć, stanęłam przed nim i złapałam jego dłoń.
- Yyyy dowódco, ja...
- Co tu się dzieje?! - podałam dłoń leżącemu mężczyźnie - wstań proszę.
- Dowódco, on śmie wątpić w Twe słowa, nie wierzy, to niewybaczalne by podważać Twój autorytet! Nie mogłem na to pozwolić.
- To wszystko?
- yyyy tak.. - powiedział niepewnie.
- Jak się nazywasz? - zapytałam napastnika.
- Matt, walczyliśmy razem, pani.
- To jest niedopuszczalne byśmy się atakowali nawzajem. Nie ważne jaki był tego powód, nie ważne jakie on ma zdanie na ten temat. Powinieneś pomóc mu zobaczyć to co Ty widzisz i wiesz, a nie używać przemocy na słabszym fizycznie strażniku. Z czasem wyrobi sobie opinie na ten temat, potrzebuje więcej czasu. Dziękuję, że wstawiłeś się w mojej obronie, ale nie na tym to polega. Nie możesz dać się wyprowadzić błahostkom z równowagi, dobrze?
- Błahostkom? Pani....nadała sens tej walce, szanse na jej zakończenie. Dla mnie to istotna sprawa nie błahostki - Matt posmutniał.
- Dla mnie też jest to ważne, jedność i zaufanie do moich strażników. Ważne jest dla mnie Twoje wsparcie, ale nie chcę takich zachowań. Nie chce przemocy między nami, powinieneś go przeprosić, pomóż mu w treningu, doradź jak swoje słabości zmienić w atuty, wiem, że to potrafisz Matthew. To jest postawa strażnika. A Ty jak masz na imię?
- Jonathan, pani dowódco.
- Jonathanie, przyjmij moje przeprosiny, takie zachowanie nie powinno mieć tutaj miejsca - dotknęłam go za rękę - na szczęście nie masz większych obrażeń, zaraz się ich pozbędziemy i będziesz mógł wrócić na trening. Mam nadzieję, że nie spotka Cię tu nic równie przykrego. Matthew, proszę co powinieneś zrobić?
- Wybacz, stary, poniosło mnie, musisz jednak wziąć pod uwagę jak ważne jest to dla mnie - chrząknęłam - jednak nie powinienem tak się zachować, pani dowódca ma rację.
- Nie ma sprawy, już wszystko gra - powiedział zmieszany Jonathan.
- Myślę, że mogę was już zostawić, dacie sobie radę? - zerknęłam na nich badawczo.
- Tak, pani.
- Tak, oczywiście.
Kiwnęłam głową i zerknęłam na bacznie mnie obserwującego Xandera. Pewnie dostanę burę za mieszanie się do męskiego świata, ale on tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Miałeś rację Matt, jest inna niż ktokolwiek kogo znam. To co robi jest takie inne, nikt tak nie postępuje. Wierzę jej.
- No, a nie mówiłem, nie musiałeś się kłócić!
Ruszyliśmy z Xandem na salę by trochę poćwiczyć.
- Jesteś szurnięta wiesz?
- Czemu?
- Wiesz, że gdybym to był ja i mój cios, zmiażdżyłbym Cię?
- Nie sadzę, nie mógłbyś, nawet gdybym stanęła Ci na drodze, prędzej połamałbyś się niż mnie uderzył, poza tym pamiętaj, że się wyleczę.
- Ale i tak Cię zaboli, bólu nie wyłączysz. Jesteś twarda na pozór, zawsze wiesz co robić, dobra z Ciebie wojowniczka, ale w środku jesteś bardzo krucha i bezbronna, zwłaszcza jeśli jesteś z kimś tak blisko.
- Obawiasz się czegoś?
- Nie, chociaż niedługo będziemy się ostro kłócić, jak zacznę Cię bardziej ochraniać.
- Ta, włączysz swój tryb "macho men" i myślisz, że znów będę się go bała? - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- A bałaś się wcześniej? - zainteresował się Xander- powiedz, jaki byłem straszny?
- Wolałam Cię nieco unikać, ale po sparingu, wydałeś mi się jajcarzem. Nie przypuszczałam, że staniesz się moim najlepszym przyjacielem i zawierzę Ci swoje życie.
- A mi się tam spodobał Twój tyłek, to pomyślałem, że Cię sprawdzę jakim jesteś człowiekiem. Na szczęście nie okazałaś się płaczliwą księżniczką.
- Dobrze dla Ciebie, musiałbyś mnie nosić na rękach, a faktycznie już to zrobiłeś - roześmiałam się.
- Chodź, przeoram Tobą salę gimnastyczną.
- Twoje niedoczekanie - szturchnęłam go i uśmiechnęłam się.
Jak zawsze notka super. Amy musiała się wykazać w roli dowódcy rozdzielając swoich podwładnych no ładnie ładnie :DDD No ale przynajmniej ten John zrozumiał, że Matt miał rację i się przeprosili normalnie sweet :DD Xand oczywiście musiał wszystko skomentować :DD I jeszcze tekst o oraniu nie no nokaut dzięki siostra!! xD Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń