Upadłe anioły

Czasami ludzie zachowują się jak upadłe anioły,
wstępują na drogę ciemności... ważne żeby umieć
w od­po­wied­nim momencie rozłożyć skrzydła
i wznieść się ponad mrok. - Raziel

sobota, 21 czerwca 2014

59. Rozliczenie z przeszłością.

Po kąpieli Logan przeniósł mnie do łózka, bardzo o mnie dbał, chyba miał wyrzuty sumienia, po tej całej sytuacji, ja też je miałam, poddałam się i chciałam zniknąć z tego świata.
- Położysz się obok mnie? - zapytałam.
- Pod jednym warunkiem - uśmiechnął się podstępnie.
-  Jakim?
- Założysz pierścionek...
- Ostro się targujesz szefie, chyba nie mam wyboru, założę go - włożył pierścionek na mój palec, widać, że miał w tym dużo frajdy, położył się obok mnie i przytulił.
- Tego mi było trzeba - mocniej się wtuliłam, a on uśmiechnął i cmoknął w czoło.
- Amy, nie kłóćmy się już więcej, co?
- Nie rób więcej takich głupstw,co?
- Popracuję nad tym, dla ciebie.
- Zdrzemnij się, wyglądasz na wykończonego, teraz moja kolej, ja będę czuwać - ucałował mnie delikatnie i zamknął oczy. Pewnie nie jedną zarwał noc siedząc przy mnie, musi odpocząć, tyle walki przed nami. Bezduszni nigdy nie śpią.
Kiedy w końcu wypuścili mnie z łóżka i z mojego pokoju, byłam prze szczęśliwa, udałam się na spacer po ogrodzie, przysiadłam na kamieniu, tak dawno mnie tam nie było, jakbym poznawała wszystko od nowa.  Miałam dziwne przeczucie, że nie jestem sama, rozglądałam się badawczo i czujnie. Kiedy nagle przed moimi oczami...stanął Jack...przecież on...był duchem.
- Jack? - patrzyłam na niego nic nie rozumiejąc, a on uśmiechał się do mnie, wyglądał tak pogodnie, zaczął się oddalać, poszłam za nim bez zastanowienia, znalazłam się w budynku, szłam korytarzami, miałam wrażenie, że żaden ze strażników go nie zauważył. Musiałam go widzieć jedynie ja...zaprowadził mnie do swojego pokoju, wskazał na podłogę. Przyglądałam się, podeszłam bliżej, dotykałam jej w miejscu gdzie pokazywał.
- Nie bardzo rozumiem, co mi chcesz powiedzieć Jack...umarłeś przeze mnie musisz być na mnie zły.
Jack przecząco pokręcił głową, uśmiechnął się i wskazał na podłogę. Co znaczyło chyba nie marudź mi tu kobieto i szukaj dalej. Podważyłam deskę, a on pokręcił głową, co znaczyło, że mam próbować dalej. Deska odskoczyła a ja znalazłam siateczkę, wzięłam ja do ręki, wyjęłam z niej gruby dziennik i kopertę, w której było bardzo dużo pieniędzy. Spojrzałam na niego i otwarłam dziennik, zapisywał w nim każdy dzień z pobytu w Guardians, wypadło z niego zdjęcie był na nim Jack ze swoją rodziną, miał młodsza siostrę, pewnie dla nich odkładał pieniądze, pewnie im pomagał, wskazał palcem na siostrę, na odwrocie zdjęcia był adres.
- Chcesz bym jej to dała?- pokiwał głową na znak, że dobrze zrozumiałam, machnął ręka i jego dziennik otwarł się na dniu w którym mnie poznał - mam to przeczytać?
Uśmiechnął się zachęcająco.
"W naszej strażnicy panuje wielkie poruszenie, wczoraj wieczorem odnaleziono w końcu Wybraną, losy świata spoczywają na jej barkach, będziemy bezpieczniejsi, nie masz pojęcia Maddie, co to dla nas oznacza! Tak strasznie się cieszę, musimy jej pomóc się przebudzić i nauczyć wszystkiego z moimi zdolnościami, będę mógł ją osłaniać i obronić kiedy przyjdzie taka potrzeba. Czekaliśmy na to od tak dawna, Logan musi ja przekonać by do nas dołączyła, będzie bezpieczniejsza, może będzie w stanie pomóc i Tobie i Cię wyleczy..." - Twoja siostra jest chora? - Jack pokiwał głową i zasmucił się trochę.
- Pomogę jej, jeśli tylko będę w stanie.
- Czytaj dalej, Amy..
- Ty mówisz?! To dlaczego od razu...
- Bo to tak nie działa, czytaj proszę dalej i nie smuć się już...
"Dzisiejszego dnia pojawiła się u nas, ma na imię Amy i wygląda na bardzo dobrą i ciepłą osobę, jest przerażona, myślę, że nie wierzy w swoje możliwości, jednak bardzo ciężko pracuje nad sobą. Ja tez tak powinienem, każdy z nas, nie można się poddawać. Trochę nadwyrężyłem bark, miałem problem przy niesieniu tacy z jedzeniem, kiedy mi wypadała, ona mi pomogła, podtrzymała i nawet załagodziła ból rany. Myślę, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu".
 - Jack ja nawet o tym zapomniałam, nie sadziłam, że to będzie tak dużo dla ciebie znaczyć.
- Bo robisz to w naturalny sposób, dla Ciebie takie rzeczy nie są niczym nadzwyczajnym, nigdy nie byłem wystarczająco silny, ciesze się jednak, że się na coś przydałem i mogłem Ciebie ocalić. Gdybym więcej ćwiczył moja tarcza, by wytrzymała i żylibyśmy oboje. Kiedy odkryłaś dlaczego Cię odwiedziłem, mogłem zacząć mówić, teraz mnie widzisz...to dlatego, że sama byłaś po drugiej stronie i wśród żyjących. Dobrze, że wróciłaś - uśmiechnął się pogodnie.
- To nie jest sprawiedliwe, że ja żyję, a Ty już nie- z moich oczu popłynęły łzy - gdybym była bardziej zaradna wtedy, nie musiałbyś mnie bronić.
- Nie zawahałem się pamiętasz? I widząc Ciebie taką, zrobiłbym to ile razy byłoby trzeba, opiekujesz się tutaj wszystkimi, a oni Tobą. Tylko nie płacz już, moja siostra choruje, ostatnio jest z nią gorzej.
- Nie ma na co czekać pojadę tam.
- Logan cie puści? - wyszczerzył się Jack...nosz kurcze, nawet duchy wiedza, że jest nadopiekuńczy?
- Nie pójdę sama.
Poszłam do Logana od razu weszłam nie pukając.
- Cześć, zobacz co znalazłam....to należało do Jacka i on ma rodzinę i chora siostrę, chce jej to oddać, tu jest duża suma pieniędzy, mogę to zrobić?
- Jak Ci się udało to znaleźć? Obszukiwaliśmy jego pokój, żeby zwrócić jego rzeczy rodzinie...
- Jack mi pokazał...ja nie zwariowałam Logan, poprosił mnie o pomoc.
- Ale jakim cudem?!
- Prawie umarłam...może znowu mi się coś poprzestawiało, nikt go nie widzi, sprawdzałam, stoi obok o tutaj, nawet Ci pomachał....- uśmiechnęłam się nerwowo, Logan wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
- Nie wierzy Ci - powiedział Jack.
- Widzę, że mi nie wierzy, szczerze to sama sob ie bym nie wierzyła, gdybym nie mogła teraz z Tobą porozmawiać.
- Amy....czy Ty rozmawiasz z...?
- Z Jackiem jest tu, stoi o tutaj w tym miejscu, powiedział, że mi nie wierzysz - wskazałam miejsce gdzie stanął Jack.
- Jesteś pewna, że to nie jest żaden podstęp?- zerknęłam na Jacka
- Na sto procent, jestem mu to winna, zginął w mojej obronie, pozwól mi spłacić dług.
- Xander jest na misji...
- Wezmę Nataniela...proszę...
- Idź i uważaj na siebie. Weź to ze sobą przekaż jego rodzicom - wzięłam pudełko w środku było odznaczenie, które otrzymał pośmiertnie.
- Dziękuję. Widzisz, mówiłam, że się zgodzi - rzuciłam do Jacka, a Logan znowu dziwnie mi się przyglądał.
- Nie wiem czy się do tego przyzwyczaję - mruknął
- Ja też nie, ale damy jakoś radę, prawda? - puściłam mu oczko i pognałam po Nataniela.
Wracał z siłowni do siebie był jeszcze lekko wilgotny po kąpieli, podbiegłam do niego i wzięłam go pod rękę, uśmiechnął się gdy na mnie spojrzał.
- Zabieram Cię ze sobą.
- A gdzie to mnie zabierasz? Domyślam się, że nie mam wyboru.
- Przywilej młodszej siostry, nie masz wyboru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz