Thunder pochwalił mnie i mój wyczyn, przynajmniej jest jakaś mała poprawa, ale po tych wyznaniach nie mogę dojść do siebie, on chyba też nie bo dziwnie na mnie patrzy.
- Zimny prysznic, dobrze mi zrobi...- mruknęłam
- Chcesz, żebym do Ciebie dołączył?- tym razem nie zabrzmiało to jak żart
- Lepiej pójdę sama - kiedy go mijałam chwycił mnie za rękę i przyciągnął, a ja się nie opierałam.Nie wytrzymałam presji jego spojrzenia i się przytuliłam, byle tylko nie patrzeć mu w oczy, bo będzie źle - Nie powinniśmy..
- Wiem, nic ci nie robię, zostań tak jeszcze chwilę..
- Boję się...
- Czego...?
- Że stracę nad sobą kontrolę
- I mnie pocałujesz? - uśmiechnął się - nie stracisz.
- A własnie, że stracę - stanęłam na palcach i go pocałowałam, miał miękkie i ciepłe usta, całował mnie szaleńczo, a mnie się to podobało, elektryczność szalała dookoła, nie chciałam by skończył, jednak rozum wziął górę nad nami.
- Wiedziałem, że to zrobisz jeśli Ci zabronię...
- Słucham?
- Chciałem, żebyś to Ty mnie pocałowała ten pierwszy raz - uśmiechnął się zadowolony, czym wyprowadził mnie z równowagi i zarobił prosto z łokcia w żebra. Śmiał się, prawie łzy szły mu z oczu, czym nie poprawiał mojego samopoczucia za grosz...
Ruszyłam do łazienki, byłam wściekła, a on był taki zadowolony, że miałam ochotę, a co mi tam raziłam go celowo piorunami i miałam z tego frajdę, jak nas tak przyciągały to proszę bardzo łap.
- Oj, Amy jesteś taka słodka, ale popatrz teraz przynajmniej nie dotkniesz mnie nawet kijem - powiedział rozbawiony, a ja trzasnęłam drzwiami z łazienki, miał racje, kryzys zażegnany, muszę przyznać, że dobrze całował...i na nieszczęście chciałam więcej. Odkręciłam lodowatą wodę i weszłam, spływała po mnie strumieniami, może przywróci mi rozsądek. Nie mogłam się oszukiwać, podobał mi się, za bardzo. Musze zapanować nad tym dość szybko i uciekać póki jeszcze mam siłę na to. Ilekroć o nim pomyślałam woda przewodziła moje błyskawice, ale nie raniły mnie, to pewnie kolejny postęp. Usłyszałam coś w oddali, Logan, był zdenerwowany chyba coś do mnie wrzeszczał, posłuchajmy co ma mi do powiedzenia tym razem:
- Jeśli się ze mną nie skontaktujesz, na prawdę pożałujesz, nie będę tego znosił, tak mnie kochasz?
- Świat nie kręci się wokół Logana...ja tez mam swoje potrzeby
- Przysłonił Ci oczy, to wszystko jego wina, chce Ciebie dla siebie
- Skończyłeś już z tymi bzdetami?
- Według Ciebie ty i ja to bzdety?
- W Twoim rozumieniu tak, ja traktowałam nas jak coś poważnego, wiesz o tym
- To ja według Ciebie się Tobą bawiłem?
- Ostatnio trochę tak, kochasz mnie wtedy kiedy jest Ci to na rękę, kiedy nie odtrącasz na dalszy plan, trzymasz na dystans, kiedy jest źle, starasz się, po to bym nie odeszła, prawda?
- Ktoś Ci to wszystko wmówił...zawsze się kłócimy gdy on jest blisko, nie widzisz tego?
- Blisko...przez Xanda też się kłóciliśmy, prawda? Też mnie nastawiał przeciw Tobie,"pani nosze stringi i się chwalę, bo mam pusto w głowie" była w porządku.
- O co Ci chodzi?!
- Nie chcę tak żyć, jestem zmęczona, a Ty coś ukrywasz, zawsze masz asa w zanadrzu. Nie zmienisz się...
- Nie ma takiej opcji, bym się dla Ciebie zmienił
- Dziękuję za szczerość...trochę się na nią naczekałam..
- Proszę bardzo, zawsze to usług, mam tego dość, to nie ma sensu, to koniec Amy
- Masz rację, odchodzę..już czas, nie mogę się cofać tylko iść na przód
- Cóż miłego życia z panem piorunochronem...
- Żebyś wiedział, że skorzystam...nawzajem, baw się dobrze z Kirą..
Zerwałam nasze mentalne połączenie, łzy płynęły mi po policzkach, skuliłam się pod prysznicem, dlaczego to tak bolało, nawet się tym nie przejął, dlaczego? Dlaczego mnie tak nienawidził?
Logan opadł na łóżko, w którym jeszcze tak niedawno trzymał ją w objęciach, stało się to co stać powinno, "wybacz mi, maleńka", ale tak być musi.
Wyłączyłam wodę, musiałam się wziąć w garść, przebrałam się w czyste ubrania i wyszłam do pokoju, rozczesywałam wilgotne włosy. Thunder długo przyglądał mi się w milczeniu, nagle zdałam sobie sprawę, że czekał z obiadem, mam nadzieję, że nie słyszał jak płakałam, nie chciałam tego.
- O, zatroszczyłeś się o obiad, dziękuje, mniam wygląda pysznie - głos mi lekko drżał, a on przyglądał mi się badawczo.
- Amy..- podszedł do mnie i złapał mnie za ręce - dużo o tym myślałem i jednak trochę dziś przesadziłem, nie chciałem Cię urazić, ani żebyś przeze mnie płakała. Jeśli chcesz, wezmę tego Twojego za fraki i przyciągnę do Ciebie siłą, żebyś mi się tylko uśmiechnęła, mała. Wystarczy jedno Twoje słowo...
- Nie, tylko nie on, nie chce...- musiałam wyglądać na przerażoną, ledwo powstrzymywałam łzy, moc znowu przejęła władzę nade mną, zaczęłam płakać - przepraszam...ja...to nie..to nie..ty...- bez słowa mocno mnie przytulił.
- Już dobrze, płacz...- cmoknął mnie w czoło
- To nie Twoja wina, to nie przez Ciebie....nie gniewam się - mówiłam bez składu i ładu, ale ten ból wewnątrz mnie był nie do zniesienia.
- Powiesz mi co się stało?
- Rozstaliśmy się....w niezbyt miły sposób. Potrafisz zabrać ten ból? Nie chce go już czuć...pocałuj mnie proszę...- spojrzał w me zapłakane oczy i spełnił moją prośbę, wiedziałam, że to szaleństwo, nie powinnam w nie brnąć, ale on na to liczył prawda? Oboje byliśmy dorośli, oboje wiedzieliśmy, że to tylko chwila, przy nim czułam się tak dobrze i bezpiecznie, chłonęłam jego ciepło, byłam wyziębiona, co też zauważył i mocniej mnie objął.
- Och Amy, nie możemy, nie tak...
- Chrzanię to...nie przestawaj...
- Dlaczego musisz być taka...gorąca...
- Jestem wybraną....takie geny....tak przypuszczam.
- Musze Cię ogrzać, jesteś cała skostniała - wziął mnie na ręce, nie przestawał całować, położył mnie do łóżka, położył się obok i nakrył mnie kocem, mocno przytulił. Tego pragnęłam od zawsze.
- Zimny prysznic, dobrze mi zrobi...- mruknęłam
- Chcesz, żebym do Ciebie dołączył?- tym razem nie zabrzmiało to jak żart
- Lepiej pójdę sama - kiedy go mijałam chwycił mnie za rękę i przyciągnął, a ja się nie opierałam.Nie wytrzymałam presji jego spojrzenia i się przytuliłam, byle tylko nie patrzeć mu w oczy, bo będzie źle - Nie powinniśmy..
- Wiem, nic ci nie robię, zostań tak jeszcze chwilę..
- Boję się...
- Czego...?
- Że stracę nad sobą kontrolę
- I mnie pocałujesz? - uśmiechnął się - nie stracisz.
- A własnie, że stracę - stanęłam na palcach i go pocałowałam, miał miękkie i ciepłe usta, całował mnie szaleńczo, a mnie się to podobało, elektryczność szalała dookoła, nie chciałam by skończył, jednak rozum wziął górę nad nami.
- Wiedziałem, że to zrobisz jeśli Ci zabronię...
- Słucham?
- Chciałem, żebyś to Ty mnie pocałowała ten pierwszy raz - uśmiechnął się zadowolony, czym wyprowadził mnie z równowagi i zarobił prosto z łokcia w żebra. Śmiał się, prawie łzy szły mu z oczu, czym nie poprawiał mojego samopoczucia za grosz...
Ruszyłam do łazienki, byłam wściekła, a on był taki zadowolony, że miałam ochotę, a co mi tam raziłam go celowo piorunami i miałam z tego frajdę, jak nas tak przyciągały to proszę bardzo łap.
- Oj, Amy jesteś taka słodka, ale popatrz teraz przynajmniej nie dotkniesz mnie nawet kijem - powiedział rozbawiony, a ja trzasnęłam drzwiami z łazienki, miał racje, kryzys zażegnany, muszę przyznać, że dobrze całował...i na nieszczęście chciałam więcej. Odkręciłam lodowatą wodę i weszłam, spływała po mnie strumieniami, może przywróci mi rozsądek. Nie mogłam się oszukiwać, podobał mi się, za bardzo. Musze zapanować nad tym dość szybko i uciekać póki jeszcze mam siłę na to. Ilekroć o nim pomyślałam woda przewodziła moje błyskawice, ale nie raniły mnie, to pewnie kolejny postęp. Usłyszałam coś w oddali, Logan, był zdenerwowany chyba coś do mnie wrzeszczał, posłuchajmy co ma mi do powiedzenia tym razem:
- Jeśli się ze mną nie skontaktujesz, na prawdę pożałujesz, nie będę tego znosił, tak mnie kochasz?
- Świat nie kręci się wokół Logana...ja tez mam swoje potrzeby
- Przysłonił Ci oczy, to wszystko jego wina, chce Ciebie dla siebie
- Skończyłeś już z tymi bzdetami?
- Według Ciebie ty i ja to bzdety?
- W Twoim rozumieniu tak, ja traktowałam nas jak coś poważnego, wiesz o tym
- To ja według Ciebie się Tobą bawiłem?
- Ostatnio trochę tak, kochasz mnie wtedy kiedy jest Ci to na rękę, kiedy nie odtrącasz na dalszy plan, trzymasz na dystans, kiedy jest źle, starasz się, po to bym nie odeszła, prawda?
- Ktoś Ci to wszystko wmówił...zawsze się kłócimy gdy on jest blisko, nie widzisz tego?
- Blisko...przez Xanda też się kłóciliśmy, prawda? Też mnie nastawiał przeciw Tobie,"pani nosze stringi i się chwalę, bo mam pusto w głowie" była w porządku.
- O co Ci chodzi?!
- Nie chcę tak żyć, jestem zmęczona, a Ty coś ukrywasz, zawsze masz asa w zanadrzu. Nie zmienisz się...
- Nie ma takiej opcji, bym się dla Ciebie zmienił
- Dziękuję za szczerość...trochę się na nią naczekałam..
- Proszę bardzo, zawsze to usług, mam tego dość, to nie ma sensu, to koniec Amy
- Masz rację, odchodzę..już czas, nie mogę się cofać tylko iść na przód
- Cóż miłego życia z panem piorunochronem...
- Żebyś wiedział, że skorzystam...nawzajem, baw się dobrze z Kirą..
Zerwałam nasze mentalne połączenie, łzy płynęły mi po policzkach, skuliłam się pod prysznicem, dlaczego to tak bolało, nawet się tym nie przejął, dlaczego? Dlaczego mnie tak nienawidził?
Logan opadł na łóżko, w którym jeszcze tak niedawno trzymał ją w objęciach, stało się to co stać powinno, "wybacz mi, maleńka", ale tak być musi.
Wyłączyłam wodę, musiałam się wziąć w garść, przebrałam się w czyste ubrania i wyszłam do pokoju, rozczesywałam wilgotne włosy. Thunder długo przyglądał mi się w milczeniu, nagle zdałam sobie sprawę, że czekał z obiadem, mam nadzieję, że nie słyszał jak płakałam, nie chciałam tego.
- O, zatroszczyłeś się o obiad, dziękuje, mniam wygląda pysznie - głos mi lekko drżał, a on przyglądał mi się badawczo.
- Amy..- podszedł do mnie i złapał mnie za ręce - dużo o tym myślałem i jednak trochę dziś przesadziłem, nie chciałem Cię urazić, ani żebyś przeze mnie płakała. Jeśli chcesz, wezmę tego Twojego za fraki i przyciągnę do Ciebie siłą, żebyś mi się tylko uśmiechnęła, mała. Wystarczy jedno Twoje słowo...
- Nie, tylko nie on, nie chce...- musiałam wyglądać na przerażoną, ledwo powstrzymywałam łzy, moc znowu przejęła władzę nade mną, zaczęłam płakać - przepraszam...ja...to nie..to nie..ty...- bez słowa mocno mnie przytulił.
- Już dobrze, płacz...- cmoknął mnie w czoło
- To nie Twoja wina, to nie przez Ciebie....nie gniewam się - mówiłam bez składu i ładu, ale ten ból wewnątrz mnie był nie do zniesienia.
- Powiesz mi co się stało?
- Rozstaliśmy się....w niezbyt miły sposób. Potrafisz zabrać ten ból? Nie chce go już czuć...pocałuj mnie proszę...- spojrzał w me zapłakane oczy i spełnił moją prośbę, wiedziałam, że to szaleństwo, nie powinnam w nie brnąć, ale on na to liczył prawda? Oboje byliśmy dorośli, oboje wiedzieliśmy, że to tylko chwila, przy nim czułam się tak dobrze i bezpiecznie, chłonęłam jego ciepło, byłam wyziębiona, co też zauważył i mocniej mnie objął.
- Och Amy, nie możemy, nie tak...
- Chrzanię to...nie przestawaj...
- Dlaczego musisz być taka...gorąca...
- Jestem wybraną....takie geny....tak przypuszczam.
- Musze Cię ogrzać, jesteś cała skostniała - wziął mnie na ręce, nie przestawał całować, położył mnie do łóżka, położył się obok i nakrył mnie kocem, mocno przytulił. Tego pragnęłam od zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz