Logan doszedł do wniosku, że może poświecić się i być czasem milszym dla tej nieświadomej siebie istoty. Lękiem niczego nie osiągnie, zamknie się w sobie i nie pozwoli mu się zbliżyć, eh..dlaczego musi być taka delikatna?! Był przekonany, że nie tylko potrafi leczyć, że z czasem stanie się na tyle silna by atakować i bronić najbliższych jej sercu. Nie chciał zmuszać jej do walki, chciał jedynie by miała jakieś szanse, jeśli on zawiedzie. Dlaczego mu na tym, aż tak zależało?! "Widać, że się starzejesz chłopie" - mruknął sam do siebie. Musi nad tym popracować, lider nie może być przecież zbyt miękki.
Od samego rana, na końcu ulicy błąka się mała dziewczynka, zupełnie sama. Jakby nikt jej nie widział, trawiła ją pustka istnienia. Patrzy wprost na mnie, widzę siebie, zielone oczy, niesforne włosy, na coś czeka.. Zawsze budzę się w tym samym momencie, kiedy ma mi coś powiedzieć i wiem, że to jest bardzo ważne. Tego dnia zdecydowałam. Koniec z bezsilnością, wegetacją,byciem tylko chronioną, czas na zmiany czas zacząć walczyć. Zaufam mu.
Dołączę do jego Guardians, nauczyłam się ich wyczuwać kiedy mnie chronią. Zeszłej nocy złowrogie wibracje odczuwałam dość intensywnie. Oznaczało to kolejna walkę, podczas każdej bałam się o nich, o niego. Sprawił, że uwierzyłam w jego wizję
i złożoną mi obietnicę. Nawet nie wiem kiedy zaczęło mi go brakować.
Miałam złe przeczucia, usłyszałam pukanie do drzwi, to nie on.
Nataniel miał smutna minę.
- Wybacz, że Cię nachodzę, ale...eh musisz mu pomoc...on Cię ochrania, został ranny, uśmierz jego ból...proszę Cię.
- Witaj, pomału opowiadaj po kolei, co się stało?
- Bezduszni, wielu udało nam się pokonać, jeden nieco inny zranił Logana, jakiś płyn w ranie opóźnia regeneracje, każdy dotyk bardzo go boli, a sama wiesz jest wytrzymałym facetem, nigdy na nic się nie skarżył.
-Prowadź do niego, spróbuję mu pomóc, ale muszę się przyznać, że za dużo okazji do ćwiczeń nie miałam, boje się, że nie dam rady.
- On w Ciebie wierzy, my również, gorzej być nie może. Jest tylko jeden problem, sprzeciwiam mu się biorąc niezrzeszoną do Guardians...oberwie mi się za to.
- Zostaw to mnie, wezmę winę na siebie.
Dołączę do jego Guardians, nauczyłam się ich wyczuwać kiedy mnie chronią. Zeszłej nocy złowrogie wibracje odczuwałam dość intensywnie. Oznaczało to kolejna walkę, podczas każdej bałam się o nich, o niego. Sprawił, że uwierzyłam w jego wizję
i złożoną mi obietnicę. Nawet nie wiem kiedy zaczęło mi go brakować.
Miałam złe przeczucia, usłyszałam pukanie do drzwi, to nie on.
Nataniel miał smutna minę.
- Wybacz, że Cię nachodzę, ale...eh musisz mu pomoc...on Cię ochrania, został ranny, uśmierz jego ból...proszę Cię.
- Witaj, pomału opowiadaj po kolei, co się stało?
- Bezduszni, wielu udało nam się pokonać, jeden nieco inny zranił Logana, jakiś płyn w ranie opóźnia regeneracje, każdy dotyk bardzo go boli, a sama wiesz jest wytrzymałym facetem, nigdy na nic się nie skarżył.
-Prowadź do niego, spróbuję mu pomóc, ale muszę się przyznać, że za dużo okazji do ćwiczeń nie miałam, boje się, że nie dam rady.
- On w Ciebie wierzy, my również, gorzej być nie może. Jest tylko jeden problem, sprzeciwiam mu się biorąc niezrzeszoną do Guardians...oberwie mi się za to.
- Zostaw to mnie, wezmę winę na siebie.
Budynek był niesamowity, wysoki jasny, szklany, a jednocześnie najbardziej chroniony w mieście. Poczułam dziwne mrowienie na skórze, zerknęłam na Nataniela.
- To nasi sensorzy, badają wibracje, fale, energię, aurę przybyszów. Każdy z nich jest mistrzem w swojej dziedzinie. Logan miał pomysł by stworzyć specjalne maszyny mające na celu zwiększenie ich umiejętności bez szkody dla użytkowników. Mają większe pole do popisu, wyczuwają bezdusznych.
- Nie zaatakują mnie?
- Bez obaw, jesteś ze mną. Przykro mi, że Ciebie w to wciągam, być może nigdy nie pozwoli Ci stąd odejść, wiesz zasady, jest liderem, ufa Ci. Za dużo pracy go to wszystko kosztowało.
- Nie boj się, wiem co powinnam zrobić w tej sytuacji, podejmuję ryzyko jak wszyscy. Jestem wam wdzięczna za doglądanie mnie, myślę, że już czas spłacić dług.
- To nasi sensorzy, badają wibracje, fale, energię, aurę przybyszów. Każdy z nich jest mistrzem w swojej dziedzinie. Logan miał pomysł by stworzyć specjalne maszyny mające na celu zwiększenie ich umiejętności bez szkody dla użytkowników. Mają większe pole do popisu, wyczuwają bezdusznych.
- Nie zaatakują mnie?
- Bez obaw, jesteś ze mną. Przykro mi, że Ciebie w to wciągam, być może nigdy nie pozwoli Ci stąd odejść, wiesz zasady, jest liderem, ufa Ci. Za dużo pracy go to wszystko kosztowało.
- Nie boj się, wiem co powinnam zrobić w tej sytuacji, podejmuję ryzyko jak wszyscy. Jestem wam wdzięczna za doglądanie mnie, myślę, że już czas spłacić dług.
Nataniel wprowadził mnie do budynku, nie spodziewałam się, że jest ich tak wielu, każdy
z nadzieją patrzył na mnie i we mnie sprawdzając czy nie mam morderczych zamiarów. To niesamowite ilu miał przyjaciół, weszłam do sektoru szpitalnego, zauważyłam go od razu, był strasznie blady. Xander i Colin uparli się by być tam ze mną, muszę zapracować na zaufanie przyjaciół mojego stróża. Logan spojrzał na mnie zdziwiony, na jego twarzy malowało się niedowierzanie i złość, ale nie wiedział czemu dać upust najpierw.
- Cześć, pomyślałam, że skoro nie odwiedziłeś mnie ostatnio..ja odwiedzę Ciebie- dotknęłam niepewnie jego dłoni- poczułam jego ból, co było dziwne bo z nikim innym mnie to nie spotkało.
- Miło słyszeć, że stęskniłaś się za moim czarującym sposobem bycia, powiedz mi czyja to sprawka, że spacerujesz po mojej cytadeli?
- Moja, ale o tym porozmawiamy później, jeśli pozwolisz, mam zadanie do wykonania i nie zamierzam prosić Cię o zgodę, sam wiesz, że nie wygląda to najlepiej. Musisz mi zaufać, bo chyba wiem co powinnam z tym zrobić, nie mogę pozwolić Ci tak cierpieć.
- Niech będzie, rób co konieczne, ale potem zrobisz to co ja ci powiem.
- Zaczynam się tego obawiać, ale co tam, mam przynajmniej pewność, że mnie nie zjesz.
Zajęłam się oczyszczaniem rany, starałam się usunąć jak najwięcej toksycznej mazi, wiedziałam bowiem, że powstrzymuje ona regenerację lidera. Bolało...starałam się to przetrwać, Logan obserwował mnie uważnie, chciałam ukrywać tego co czuję w danej chwili, ale nie dałam rady. Zgięłam się w pół, jęknęłam.
- Amy, przestań...nie mam pojęcia co Ty robisz, ale sobie szkodzisz, a na to Ci nie pozwolę.
- Proszę Cię, daj mi skończyć, nic mi nie będzie. Nie zostało dużo, będziesz jak nowy. W końcu to ja tu jestem Twoim lekarzem...
- Obiecaj mi, że nic Ci nie będzie - złapał mnie za rękę i zmusił do spojrzenia w oczy.
- Obiecuję Ci - tylko, że wcale nie byłam tego taka pewna.
z nadzieją patrzył na mnie i we mnie sprawdzając czy nie mam morderczych zamiarów. To niesamowite ilu miał przyjaciół, weszłam do sektoru szpitalnego, zauważyłam go od razu, był strasznie blady. Xander i Colin uparli się by być tam ze mną, muszę zapracować na zaufanie przyjaciół mojego stróża. Logan spojrzał na mnie zdziwiony, na jego twarzy malowało się niedowierzanie i złość, ale nie wiedział czemu dać upust najpierw.
- Cześć, pomyślałam, że skoro nie odwiedziłeś mnie ostatnio..ja odwiedzę Ciebie- dotknęłam niepewnie jego dłoni- poczułam jego ból, co było dziwne bo z nikim innym mnie to nie spotkało.
- Miło słyszeć, że stęskniłaś się za moim czarującym sposobem bycia, powiedz mi czyja to sprawka, że spacerujesz po mojej cytadeli?
- Moja, ale o tym porozmawiamy później, jeśli pozwolisz, mam zadanie do wykonania i nie zamierzam prosić Cię o zgodę, sam wiesz, że nie wygląda to najlepiej. Musisz mi zaufać, bo chyba wiem co powinnam z tym zrobić, nie mogę pozwolić Ci tak cierpieć.
- Niech będzie, rób co konieczne, ale potem zrobisz to co ja ci powiem.
- Zaczynam się tego obawiać, ale co tam, mam przynajmniej pewność, że mnie nie zjesz.
Zajęłam się oczyszczaniem rany, starałam się usunąć jak najwięcej toksycznej mazi, wiedziałam bowiem, że powstrzymuje ona regenerację lidera. Bolało...starałam się to przetrwać, Logan obserwował mnie uważnie, chciałam ukrywać tego co czuję w danej chwili, ale nie dałam rady. Zgięłam się w pół, jęknęłam.
- Amy, przestań...nie mam pojęcia co Ty robisz, ale sobie szkodzisz, a na to Ci nie pozwolę.
- Proszę Cię, daj mi skończyć, nic mi nie będzie. Nie zostało dużo, będziesz jak nowy. W końcu to ja tu jestem Twoim lekarzem...
- Obiecaj mi, że nic Ci nie będzie - złapał mnie za rękę i zmusił do spojrzenia w oczy.
- Obiecuję Ci - tylko, że wcale nie byłam tego taka pewna.
Super, super, super. :DD Co raz więcej wiadomo już o strażnikach i nawet opisałaś ich siedzibę całkiem ładna mam nadzieję, że opiszesz ją bardziej szczegółowo np. co tam w środku jest, gdzie, jak itd. hehe :D Logan taki groźny w tym rozdziale, normalnie strach się bać :DD Życzę dużo weny, pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ;**
OdpowiedzUsuńPozory mylą, musi być groźny, hihi by go słuchali, a ona się motywowała :)
OdpowiedzUsuńLubię go takim, haha.