Po jego odejściu cisza była nie do zniesienia, wszystkie cienie wychodzące z kątów były straszniejsze, większe, wyciągały macki by mnie pochwycić. Po raz setny sprawdzałam zamek w drzwiach, tej nocy księżyc oglądałam z bezpiecznej odległości- wnętrza pokoju, a nie jak zwykle z balkonu. Popadałam w paranoję jak wszystkie plastikowe bohaterki łzawych, zmierzchowych romansów. To nie do pomyślenia! Przecież zwykła szyba bezdusznego chyba nie powstrzyma, prawda? Postanowiłam wziąć oczyszczający myśli - zwłaszcza te głupie- prysznic.
Powinnam się uspokoić, moje rozgorączkowanie mogło tylko nakręcać głodnych "bezduszniaków"...no dobra bezdusznych. Nic nie mogłam przełknąć tego wieczoru, w łóżku przewracałam się z boku na bok. Wiem, że kiedy w końcu udało mi się zasnąć coś mi się przyśniło, nie pamiętam co, w głowie słyszałam jedynie: "w co ty się wpakowałaś, kobieto?!" Jakimś dziwnym przeczuciem wiedziałam, że to słowa właściciela tych zielonych oczu, ale jak to było możliwe?
Nie mogłam pozwolić by strach kierował moim życiem. Zmusiłam się do wyjścia z domu do pracy. Zanim jednak wyszłam z budynku nasłuchiwałam znanego mi już tak dobrze krzyku.
Przy furtce stał on....myślałam, że mi się przywidziało, w końcu nie spałam za dobrze, niewiele jadłam i było strasznie gorąco, może to udar?
- Witaj mała, już myślałem, że nigdy nie wyjdziesz, powiedz mi czemu wam kobietom makijażowe sprawy zajmują tyle czasu?! - uśmiechnął się niezwykle promiennie
- No dalej, Pani Railey czeka, trzeba zrobić jej dziś pranie i zakupy, ja zrobię Tobie, za mało jesz stanowczo. Odbiorę Cię po pracy i zjemy coś porządnego. Nocy nie miałaś zbyt spokojnej, jak się dziś czujesz?
- Moment, moment, wstrzymaj konia kolego, prrrr, skąd Ty to wszystko wiesz? Witaj...tak przy okazji.
- Mówiłem Ci dziecinko, jak się czegoś podejmuję to dotrzymuje słowa, a jestem najlepszy w tym co robię - spoważniał nieco- Nie zawiodę Cię.
- Nie to miałam na myśli, po prostu mnie zaskoczyłeś...Powiedz kiedy Ty sypiasz? - dlaczego ja mu się tłumaczę?
Zamyślił się na chwilę, po czym poprawił moje niesforne loczki chowając je za ucho.
- Logan...- speszyłam się - no co on wyprawiał?!
- Amy..pozwól mi się o Ciebie zatroszczyć, czas byś trochę od tego odpoczęła. Zasługujesz na o wiele więcej niż masz. No chodź już i nie marudź, wygląda na to, że ktoś tu nie pił kawy o poranku - roześmiał się.
Tak jak obiecał odprowadził mnie do pracy i po niej odebrał, zastanawiałam się jak on to robi, że jest taki pogodny, mimo tego zła czającego się w kątach. Pomyślałam wtedy, że jest dobrym przyjacielem, może nawet najlepszym jakiego można mieć, a zarazem najgorszym wrogiem dla nieprzyjaciół, problemem nie do przejścia jeśli mu na czymś zależało. A teraz zależało mu na mnie...eee to znaczy na mojej mocy.
Super kolejny rozdział jupi :DD Robi się już ciekawiej. No, ciekawe co będzie dalej. Tekst „wstrzymaj konia” rozłożył mnie na łopatki. :DD Po prostu mnie znokautowałaś. ;DDDD Cóż czekam na więcej, życzę Ci dużo weny, a także pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńA cieszę się, cieszę :) wiesz jakie mam głupawe poczucie humoru, zawsze z czymś wyskoczę hihih
OdpowiedzUsuń